- Opowiadanie: Nithrom - Spisek

Spisek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spisek

Usiadł przy oknie, przyglądając się siedzącej przed owalnym lustrem kobiecie. Właśnie wpinała w czarne loki spinki wykonane ze srebra. Zapukał w szybkę. Spojrzała na niego poważnie. Milcząc odwzajemnił się patrząc w jej żywo zielone oczy. Uśmiechnęła się. Wiedział, że go lubi i mógł przybywać nawet o tak wczesnej porze. Wróciła do swoich porannych czynności. Wzięła w ręce przypominający niezapominajkę naszyjnik Zapięła cienki łańcuszek na szyi. Wstała, wygładziła czarną spódnicę i gorset ze srebrnymi zdobieniami. Zniecierpliwiony ponownie zastukał i krzyknął.

– Już, już– rzekła pogodnie, spryskując się odrobiną perfum. W pokoju rozniósł się zapach konwalii.

Otworzyła okno. Ptak zgrabnym lotem skierował się na obite atłasem krzesło. Usiadł na oparciu. Wzięła od niego list, rozłożyła kartkę i przeczytała na głos:

 

"Wszystko zostało przygotowane. Jutro powinniśmy schwytać poszukiwanego bez problemów.

 

E.

Ps. Możesz przyjść dziś do mnie? Są rzeczy, o których lepiej nie pisać."

 

Pogładziła po czerwonobrązowej główce pustułkę za dobrze wykonane zadanie. Ester doskonale wiedział, że nie miała dzisiejszego dnia czasu, a on, pewnie dla zabicia czasu chce spotkania, była tego pewna. Zawsze tak pisał, gdy się nudził. Wzięła pióro. Z drugiej strony listu odpisała, że jeżeli ma naprawdę ważne informacje, w co wątpiła, to niech sam przyjdzie do niej, najlepiej późnym wieczorem.

Szepcząc do pustułki kilka niezrozumiałych słów, odesłała ją z wiadomością do Estra.

 

Bartłomiej zatrzymał się. Miał wrażenie, że słyszał czyjeś wołanie, ale raczej nie takie jakiego się spodziewał. Zatrzymał się i pogładził po szyi zmęczoną galopem śniadą klacz. Musiał uciekać z miasta. Wydano go na pewną śmierć, bo tam, dokąd zostałby zabrany tylko ta jedna rzecz jest pewna. Krzyk ten był bardzo słaby. Ktoś inny mógłby wziąć to za zwykły dźwięk lasu. To na pewno nie jest pogoń. Chociaż u nich wszystko jest możliwe– pomyślał. Dziękował w duchu tym, co mu tuż przed przed planowanym pojmaniem donieśli o nim i modlił się o łaskę dla tych, co go zdradzili. Nie rozumiał i nie chciał zrozumieć ich motywów.

Znowu krzyk. Bolesny.

Zsiadł z konia. Prowadząc go zaczął cofać się w kierunku dźwięku. Wiedział, że lada moment może przybyć tu pogoń i każda chwila była na wagę złota. Jednak wiedział też, że jeśli nie sprawdzi, czy tam jest ktoś potrzebujący, czy to tylko zaplątane w zarośla zwierzę, to będzie go to prześladować do końca życia. Ostrożnie podszedł do krzaków i odchylił je.

Zaniemówił.

Zobaczył leżącą w kałuży krwi kobietę. Obficie broczyła z prawego boku i innych małych nacięć. Lewa ręka leżała wykrzywiona w nienaturalnej pozycji. Z ogromnym wysiłkiem podniosła głowę. Spojrzała na niego błagalnie, unosząc zdrową rękę.

– Pomóż– mruknęła z trudnością.

Kleknął przy niej i zaczął rwać swój płaszcz. Wysunął się spod niego krzyż.

– Trzeba to zatamować, potem zabiorę Cię do bezpiecznego miejsca. Będzie dobrze, nie bój się.

Spojrzała ze strachem na krzyżyk na szyi Bartłomieja.

– Nie będzie– rzekła zrezygnowana i zemdlała.

 

Ze schowka za komódką wyjął mały, pozłacany krzyż. Była to pozostałość po pobliskiej, spalonej wiele lat temu świątyni. Postawił go z czcią na prostym w formie stole. Był bardzo cenną i niebezpieczną rzeczą.. Bartłomiej klęknął przed krzyżem, oddając modlitwie.

Dziewczyna leżała w łóżku po lewej, stojącym tuż przy komódce. Miała niebywałe szczęście w nieszczęściu Bartłomieja. Spała już drugi dzień, jednak nie dziwił się, cudem uniknęła śmierci. Zastanawiało się, dlaczego młoda niewiasta leżała ledwo żywa za miastem. Przypuszczał, że została napadnięta. Postanowił zapytać, gdy tylko będzie gotowa opowiedzieć o zajściu. Jeśli w ogóle będzie. To musiało być coś strasznego.

W drzwiach stanął postawny, ponury mężczyzna. Obrzucił wzrokiem skromny pokój. Prócz dwóch łóżek i kilku mebli nie było tutaj niczego wartego uwagi. Nie licząc dziewczyny. Oddychała lekko, czasami mruczała przez sen. Pociągła twarz dziewczyny była całkiem ładna. Przybył od razu, jak tylko usłyszał, co spotkało księdza oraz z kim przybył. Rozumiał okoliczności, ale nie rozumiał dlaczego tak narażał swoją rodzinę i ludzi zebranych wokół niej. Jakby nie miał gdzie uciec przed pogonią. Chciał mu to powiedzieć i przyłożyć. Nie może tak lekkomyślnie działać. Powstrzymywała go jedynie świadomość, że są braćmi.

Bartłomiej skończył modlitwę i ukrył z powrotem krzyż.

– Witaj bracie. Dawno się nie widzieliśmy– uścisnął serdecznie dłoń Olgierda– Coś się stało?

– Nie powinieneś tutaj przyjeżdżać. Wiesz, jakie to dla nas niebezpieczne.

– Wiem, ale widzisz-wskazał na dziewczynę– nie miałem wyboru. Gdzie Ania?

– Przebiera się na dole– gestem wskazał stół. Krzesła strasznie skrzypiały, gdy siadali, jakby na znak protestu.

– Wiesz, co ją spotkało? I kim jest?

– Nie. znalazłem ją na wpół martwą w krzakach. Gdybym jechał tą drogą pół godziny później, byłoby za późno.

Olgierd podparł podbródek dłonią. Ostatni raz widział brata cztery lata temu. Strasznie się zmienił. Między nimi był rok różnicy ale wyglądał na starszego od Olgierda o co najmniej pięć. Wychudł na twarzy i przybyło mu zmarszczek. Cóż, przynajmniej po oczach dalej widać, że ma zapał do tego, co robi. I dziecinnym zachowaniu– westchnął.

– Z miasta masz dzień drogi do tego miejsca, czyli…

– Tak. Mówiłem ci, to nic złego.

– Wielu uważa inaczej. Stąpasz po cienkim lodzie, kiedyś ktoś o przydługim języku cię wyda.

– No to co?– wzruszył ramionami– Będzie kolejna okazja do odwiedzenia rodziny.

Zaśmiali się.

– Ważne, że żyjesz. I ona także. Ciekawe, kim jest.

– Wiem tylko, że na widok krzyża przeraziła się– przypomniał sobie.

– Może jest czarodziejką? Podobno panicznie się go boją.

– Uwierz, nie boją. Pamiętasz Dustriana? Spotkał maga. Tak się jego bał, że biedaka pochowano miesiąc temu.

– Szkoda chłopa. Niech mu ziemia lekką będzie– Olgierd przeżegnał się.

– Ano. Zresztą czarodziejki nie leżą w krzakach przy drodze w stanie agonalnym-pociągnął nosem– czuję zapach kolacji. Coś pysznego?

– A czy kiedyś jadłeś u mnie coś niesmacznego?– zapytał z uśmiechem.

Odpowiedział wiele znaczącym półuśmieszkiem.

 

Tuż za progiem domu zrzuciła buty. Wysoki obcas stanowczo nie był dla Inael. Miała wrażenie, że stopy zaraz spłoną. Prestiż profesji i chęć pokazania swojej dostojności były bardzo wymagające. Zostawiając niechlujnie rozrzucone buty ruszyła wzdłuż korytarza. Jakże wielką ulgę zmęczonym stopom przynosiły puchate dywany ze wschodu. Skręcając w prawo, do pokoju gościnnego poczuła chłód. Opadła na sofę. Czuła że rozpalenie ognia w kominku przerasta jej skromne obecnie możliwości. Jedyną rzeczą, jakiej Inael pragnęła, to sen. Całodzienne wysłuchiwanie poselstw oraz doradztwo strasznie wysysało siły, do tego były zwyczajnie nudne. Inael czuła, że potrzebuje choćby małej odmiany od rutyny. Owszem, z racji swoich zdolności w razie zagrożenia prócz pełnienia funkcji doradcy także chroniła swojego pana. Ludzie jednak do osób jej pokroju byli uprzedzeni i gdy tylko mogli to starali się sami wszystko robić. Nie winiła ich za to. Od zawsze panował strach przed nieznanym i będzie tak zawsze. Oczywiście tolerowała to, a nawet jej pasowało dopóki ten strach nie kazał czynić ludziom głupstw. Na jej szczęście sytuacje wymagające ochrony władcy nie trafiały się zbyt często, więc niewiele traciła.

Inael powoli zamknęła oczy. Chciała chwilkę poleżeć, dać odpocząć zmęczonym nogom, a potem wziąć gorącą kąpiel i pójść spać. Nie, nie mogę– przypomniała sobie. Miał przyjść Ester. Ciekawe co chciał. Zaraz wstanie i zanurzy się w bali gorącej, parującej wody a potem przyszykuje się do spotkania z nim. Czemu chciałam spotkania o tak późnej porze?– zamyśliła się, dziwiąc sobie. Ale to za chwilę, jeszcze momencik poleży…

– Inael.

Zobaczyła nad sobą parę smutnych, szarych oczu przyglądających się jej z zaciekawieniem spod zwichrzonej czupryny. Wystraszona zerwała się z łóżka, łapiąc kołdrę, by zakryć nagość swego ciała.

– Co ty sobie myślisz?! Won z mojej sypialni!- krzyknęła wzburzona.

– Ale…– mówił zakłopotany– gdzie ty tu sypialnię widzisz?

Dopiero po jego pytaniu Inael uświadomiła sobie, że nie jest w sypialni, tylko w pokoju gościnnym a swoje niby gołe ciało zasłaniała kołdrą z powietrza. Za oknem wschodziło słońce. Ptaki zaczęły wesoło świergolić witając jutrzenkę.

– Dzień dobry. Komuś się zasnęło.

– Witaj– ziewnęła– wybacz mi moją reakcję. Miałam wczoraj ciężki dzień.

– Wiem, wiem. Dlatego przybyłem nie dalej jak godzinę temu.

– Mogłeś mnie obudzić, jak przybyłeś.

Usiadł wygodnie na skórzanym fotelu, zakładając nogę na nogę i wtapiając dłoń w czarne włosy.

– Nie miałem serca… tak słodko spałaś.

– Oh… to miłe– uśmiechnęła się– poczekasz jeszcze chwilę? Muszę się odświeżyć.

– Ale nie mam całego dnia. Dlatego w końcu obudziłem…

– Oczywiście. Będę się spieszyć

 

– Mówiłem, że nie mam całego dnia– powiedział, gdy schodziła po schodach.

Inael miała na sobie prostą, białą sukienkę sięgającą do połowy łydki. Ciemnoszafirowa niezapominajka wesoło podskakiwała z każdym krokiem.

– Spieszyłam się!- broniła się bezradnym głosem– Włosy mam jeszcze mokre. Co tam patrzysz?

Stał obok kominka. Przyglądał się drewnianej figurce wilka. Chciał go wziąć do rąk, ale zawahał się. Inael była znana ze swojego zamiłowania do kolekcjonowania różnych, często bardzo nietypowych rzeczy. Wszystko co miało magiczne działanie było pożądanym przez Inael przedmiotem. A miała ich mnóstwo. Cała ściana na której znajdował się kominek była zastawiona regałami z okazami kolekcji.

– Weź, nie zrobi ci krzywdy– podeszła do niego.

– Sam nie wiem. Przysiągłem sobie ostrożność, odkąd pół dnia biegałem zamieniony w mysz. Mało brakowało, a twój kot by mnie zjadł– powiedział z żalem do niej. Wtedy też mówiła, że to bezpieczna rzecz.

– Tanatos? Chciał się tylko pobawić. Zapewniam, że to jest bezpieczne– dodała ciepło.

Raz się żyje– pomyślał Ester. Wziął niepewnie do rąk małą figurkę. W tej samej chwili, w oddali zawył wilk. Zaraz kolejny znacznie bliżej. I kolejny. Gdy odłożył figurkę wycie natychmiast zamilkło.

– Taki duży chłopiec a bał się drewnianej figurki. Widzisz, nie było czego– rzekła złośliwie.

– Jesteś maniak dziwactw, wiesz Ina?– fuknął urażony.

– To jaką miałeś do mnie sprawę? Czy to coś ważnego?– zignorowała jego obrazy.

– Wiesz, jakie zdarzenie będzie miało niedługo miejsce?– zapytał, całkowicie zapominając o urazie. Ester znany był z tego, że nie potrafi się gniewać na Inael dłużej niż parę minut.

– Rocznica śmierci małżonki króla.

– I co robi król w tą rocznicę?

– Ester, nie baw się, tylko proszę– przejdź do rzeczy. Podobno nie masz czasu.

– Cierpliwości, zaraz dowiesz się. Co król robi w tą rocznicę?-powtórzył

– Odwiedza grób żony. O co ci chodzi?– naciskała– wiesz, że nie lubię jak się ze mną droczysz.

Spojrzał na nią spokojnie.

– O zabójstwo króla.

 

Zimne ostrze sztyletu powędrowało pod pierś, miękko wchodząc w ciało. Krew obficie spłynęła z rany. Przeciwnik odepchnął poranione ciało. Dlaczego zdradziłaś?– zapytał pogardliwie.

Cisza.

Martwa cisza. Nie czuła potrzeby odpowiedzi. Nie warto. I tak nie pojmie ich idei, jest ślepo wpatrzona w króla. Z trudem wstała i zaczęła się wycofywać, szukając drogi ucieczki. Nie miała szans na wygraną.

Znalazła.

Szybko wyciągnęła zza cholewy buta nóż i rzuciła. Przeciwnik zrobił unik, odskakując w bok. Wykorzystała moment dezorientacji. Doskoczyła do konia, wsiadła i puściła w szalony galop. Był to niemal nadludzki wysiłek zważając na jej stan. Z trudem utrzymywała się w siodle. Ranny bok krwawił coraz mocniej. Czuła, że nie dożyje ranka bez pomocy…

 

…Zbudziła się cała zlana potem. To tylko sen, tylko koszmar. To już minęło, tego nie ma– pocieszała siebie. Ale wiedziała że to nie był koszmar. Obejrzała pobieżnie pokój, w którym leżała. Jego niezdrowe, białe ściany początkowo ją wystraszyły. Ostatnie co pamiętała to krzyż na szyi mężczyzny, pewnie mnicha. Tylko oni mimo zakazu nosili go. Musiał zabrać ją do jakiejś kryjówki. Sprawdziła ranę w boku. Pod lnianą koszulką czuła suchy opatrunek. Poczuła ulgę. Zapewnił jej jakąś pomoc, jednak mimo tego nie jest tu bezpieczna. Na pewno jest poszukiwana a obecność mnicha tylko zwiększała ryzyko znalezienia. Wstała. chwiejąc się i zaczęła iść w stronę drzwi. Każdy krok sprawiał jej trudność. Złapała się pod piersią. Rana zaczęła strasznie palić bólem. Musi to przecierpieć, zresztą nie takie rzeczy już przeżyła, by nie znieść i tego. Drzwi otworzyły się, stała w nich kobieta o złocistych włosach. W dłoniach trzymała misę z wodą.

– Z drogi– warknęła, chcąc ją ominąć.

Nagle rana wybuchła bólem, a grunt pod jej nogami stracił stabilność. Pociemniało jej przed oczyma. Kobieta upuściła misę, rozlewając zawartość. Złapała dziewczynę. Spod ubrania sączyła się krew.

– Spokojnie, nie musisz uciekać. Nikt nie zrobi ci krzywdy– szeptała– jesteś bezpieczna.

Spojrzała na twarz kobiety. Miała w sobie coś, co uspokajało a głos miała pełen pewności każdego wypowiedzianego słowa.

Skinęła głową. Wszystko jedno, i tak nie dałaby rady uciec w takim stanie.

 

Zamach na króla, kto by przypuszczał coś takiego– pomyślała Inael, przeciskając się przez, jak zawsze o tej porze, zatłoczony rynek. Jeszcze pamiętała swoje narzekanie na wdzierającą się do życia monotonię. Do powierzonego przez Estra zadania była idealną osobą. Mogła być blisko króla oraz władała magią.

Dotarła do celu. Kupiec na jej widok uśmiechnął się szeroko.

– Witaj Inael. Kopę lat.

Edril był mężczyzną w siłę wielu o grubo ciosanej twarzy z licznymi śladami oparzeń. Niektóre były całkiem świeże. Niewysoką Inael przewyższał o prawie półtorej głowy.

– Widzę nowe… pamiątki. Co tym razem nie wyszło?– spytała Inael, patrząc na brak charakterystycznych krzaczastych brwi.

– Szkoda gadać. Przy warzeniu eliksiru omyłkowo pomyliłem składniki. Myślałem że cały dom spalę.

– Żona pewnie dała ci ostro popalić… Zaprosisz mnie do środka? Mam ważną sprawę, o której lepiej nie mówić przed straganem.

Podrapał się po łysinie, uśmiechając jeszcze szerzej.

– Szykuje się coś dużego, prawda?– kiwnęła głową– Może jakiś mały zamach stanu?– zaśmiał się.

Inael darowała sobie mówienie, jak blisko jest prawdy.

 

Siedział na bujanym krześle plecami do niej. Patrzył w dal, od czasu do czasu popijając wino z kielicha. Od dzieciństwa wpajano w nią nienawiść do kleru. Przedstawiano ich jako potwory, które trzeba zwalczać i niejednokrotnie widziała dowody tych słów. Ale nie czuła nienawiści. Uratował jej życie. Nie mogła nienawidzić, a wręcz przeciwnie, była wdzięczna.

– Czujesz się coraz lepiej– stwierdził Bartłomiej.

– Jeszcze nie podziękowałam ci za ocalenie– stanęła naprzeciw niego.

– Nie musisz.

Bartłomiej był bardzo nietypowym księdzem. Czuła, że musi mieć jakiś sekret.

– Mogę o coś zapytać?

– Znam pytanie– napił się wina– uratowałem, bo każdy jest człowiekiem. To, że zbłądziłaś razem z tym narodem nie znaczy że przestałaś być człowiekiem. Najważniejsze to dobrze żyć.

– Niestety nie każdy to wie.

– Bo różnimy się w pewnych podstawowych kwestiach. Choćby magia. Góra by mnie za to wyklęła, ale uważam że sama w sobie nie jest zła, tylko źle używana może czynić spustoszenie.

– Używasz magii?– spytała, kierowana intuicją.

– Ciesz się, bo inaczej ta rozmowa nie miałaby miejsca.

 

Brama cmentarza była na wpół rozpadła. Niegdyś stalowe a teraz wrota z rdzy były teraz wyrwane, trzymały się tylko na jednym zawiasie. Nagrobki za nimi nie wyglądały lepiej. Nawet drewniany słupek i przybita do niego tabliczka była rzadkością. Trąciła nogą smacznie śpiącego strażnika. Jednego musiała zabić, strasznie chrapał. Jeszcze ściągnąłby niepotrzebną uwagę. Drugiego zostawiła w spokoju, tylko spętała go magią. Nie dziwiła się stanowi ogromnego cmentarza. To była część dla ubogich. Ta druga, oddzielona z daleka widocznym murem była taka, jak pochowani tam ludzie. Także po śmierci chcieli wyróżniać się i odgrodzić od motłochu.

Powierzone jej zadanie było wręcz banalne do wykonania. Nawet patrząc na rangę tej misji i cel do zabicia– króla. Jedyna trudność, jaką mogła napotkać to królewska obstawa, lecz mając za sojusznika element zaskoczenia i wsparcie magii nie przejmowała się tym.

Przeszła przez zrujnowaną bramę. Kierowała się główną ścieżką, bo chcąc chować się za nagrobkami byłaby tak samo widoczna. Jednak nie widziała żadnego strażnika. Zanosiło się na deszcz, chmury zasłoniły niebo, więc może już się pochowali. Bez problemu dotarła do wysokiego, dzielącego na dwie części cmentarz, muru. Z pomocą liny wdrapała się na niego i z gracją kotki zeskoczyła. Od razu było widać różnice. Krypty będące niemal jak domy piętrzyły się jedna obok drugiej.

– Hej! Jest tam ktoś?– strażnik na koniu skierował światło latarni w jej stronę.

Klnąc pod nosem przylgnęła do porośniętej mchem ściany krypty. Usłyszała, jak zeskoczył z konia. Ostrożnie wyjęła nóż zza cholewy buta. Nie będzie miała drugiej szansy. Był tuż za rogiem, gdy wyskoczyła, wbijając nóż w krtań. Drugą ręką pochwyciła latarnię. Głupek nawet nie wyciągnął broni– pomyślała.

Do krypty żony króla dotarła już bez większych problemów. Nie liczyła dwójki zabitych strażników, których z pomocą czarów zabiła z łatwością, z jaką depcze się robaka. Cicho wślizgnęła się do pokaźnych rozmiarów krypty. Była dobrze oświetlona. Bez trudu dostrzegła króla i jego obstawę, zaledwie jednego, odzianego w luźne szaty, dość drobnego strażnika. Dokładnie tego się spodziewała. I tak dziwne, że miał jakąkolwiek obstawę, nawet jeśli jest on tylko pozornie słaby. Zaczęła milcząco splatać zaklęcie. Nikt nie spodziewał się zamachu, bo nikt by tutaj nie dotarł. Nikt, oprócz czarodzieja. A ci jeszcze nigdy nie zdradzili. Wykończyła czar ruchem ręki w górę. Chciała obojga spalić.

Nic się nie stało.

– Cholera– zaklęła zła w myślach.

Ktoś zdradził ich sprawę. Inaczej nie założono by magicznej blokady na kryptę. Zaraz zleci się tutaj mała armia. Była w pułapce. Oceniła odległość od króla. On był priorytetem, potem pomyśli, jak uciec. Stał dość blisko, dlatego wyciągnęła sztylet i rzuciła.

Król odwrócił się i z łatwością wyminął lecące ostrze. Za łatwo jak na jego wiek. Nie wyglądał na zaskoczonego.

– Zajmij się tym kmiotem, Haroldzie– rzekł władczo, patrząc na nią. Strażnik mruknął pod nosem.

W mgnieniu oka stał przy niej. Miał przeszywająco zielone oczy. Były jej podejrzanie znajome. Atakował szybko, nie dając czasu na wyciągnięcie broni. Zręcznym unikiem wycofała się w tył, zdobywając czas na wyjęcie krótkiego miecza. I tak nie będzie jej zaraz potrzebny, ale nie chciała dać się jeszcze bardziej pociąć. Ostrożnie się wycofywała. Wyjdzie za kryptę i tam potraktuje go magią. Szansa, że założyli blokadę na większy obszar, niż krypta była niewielka. Byłaby wtedy zbyt słaba i z łatwością by ją pokonała. O ile zdąży rzucić jakikolwiek czar. Król stał i przyglądał się spokojnie. Przeciwnik zwolnił, by zaraz znowu zaatakować. Sparowała. Poczuła zimne krople deszczu na plecach. Zaczęło padać. Uciekła przed kryptę– już nie będzie czuć się tak pewnie.

Wyrzuciła z siebie czar. Kula energii poleciała prosto w głowę. Czar prysł tuż przed nim.

Też był magikiem.

– To był błąd– klasnęła w dłonie.

Zupełnie nie spodziewała się, że ujrzy tę osobę. Nie tak późno.

– Niespodzianka– rzekła Inael, schodząc po schodach krypty.

– Nigdy cię nie lubiłam– odparła Iskra.

Iskra zbyt późno zrozumiała, na czym polegała pułapka. Zimne ostrze sztyletu powędrowało pod pierś, miękko wchodząc w ciało. Krew obficie spłynęła z rany. Inael odepchnęła poranione ciało.

– Dlaczego zdradziłaś?– zapytała pogardliwie Inael.

Cisza.

Martwa cisza. Nie czuła potrzeby odpowiedzi. Nie warto. I tak nie pojmie ich idei, Inael jest ślepo wpatrzona w króla. Iskra z trudem wstała i zaczęła się wycofywać, szukając drogi ucieczki. Nie miała szans na wygraną.

Znalazła.

Szybko wyciągnęła zza cholewy buta nóż i rzuciła. Przeciwnik zręcznie uniknął go, odskakując w bok. Wykorzystała moment dezorientacji. Doskoczyła do konia, wsiadła i puściła w szalony galop. Był to niemal nadludzki wysiłek zważając na jej stan. Z trudem utrzymywała się w siodle. Ranny bok krwawił coraz mocniej. Czuła, że nie dożyje ranka bez pomocy…

– Goń ją– polecił król.

– Na piechotę? Sam goń.

– Jak śmiesz tak się zwracać do króla.

– Dobra, dobra, Ester. Ściągaj tę iluzję– ponagliła go Inael.

Spojrzała w ciemne niebo. Lało jak z cebra. Stała tylko chwilę w strugach deszczu a już była przemoczona.

– Nie dasz się pobawić– jęknął z żalem.

 

– Piłeś coś, czy na łeb upadłeś?– zapytała z groźbą.

Zachowała spokój. Jednak w środku Inael wrzało. Czy on wie, co mówi? Nie pojmowała jak może myśleć o czymś takim. Żeby nie król nie byłby tym, kim jest. Ester wyczuł jej myśli.

– Co ty myślisz, że chcę zgładzić króla? Może ty idź napić się, to ci te głupie pomysły wywietrzeją.

– Bo ty zawsze musisz kręcić. Więc kto chce?

– Między innymi Iskra.

– Ona? To dobrze, nigdy nie lubiłam tej suki. Góra wie o tym?

– Nie. Zaraz zleci się połowa magów z kraju, po co nam to. Mam już zarys planu.

W skrócie opowiedział jej plan. Nie było to nic specjalnego. Ot, zwykłe użycie polimorfii. Wróg jednak nie spodziewał się pułapki więc powinno zadziałać.

– Ester.

– Aha?

– Możesz udawać króla, ale nie waż się paradować tak po mieście.

– A jak…

– To znowu pobiegasz sobie jako myszka. I wtedy nie będę ratować ciebie przed Tanatosem.

 

 

Od autora:

 

Mam nadzieję, że nie pogubiliście się za bardzo. Ale taki miałem wówczas zamysł na opowiadanie, by nie wszystko było oczywiste i cóż… chyba osiągnąłem co chciałem. Jak patrzę po roku na ten tekst to napisałbym go zupełnie inaczej, ale już nie chciałem nic zmieniać. Tekst napisany w zeszłe wakacje.

Z góry przepraszam za wszelkie błędy :)

Koniec

Komentarze

Ocena opowiadania wdeług mnie wysoka,czyta sie lekko,ma wciągajacą fabułe,z niecierpliwoscią czekam na dalszy ciąg.

Napisałem komentarz, w którym wyszczególniłem błędy, ale wylogowało mnie. Drugi raz nie będę wypisywał. Co do tekstu, zaskoczyło mnie zakończenie, to na plus. Natomiast minusem jest sposób napisania opowieści. Brak spacji przy myślnikach, literówki, powtórzenia, błędy w zapisie dialogów. Jest tego sporo.

 Pozdrawiam

Mastiff

Tak, jest nieco literówek i błędów w zapisie. Nie wiem też, czy do końca zrozumiałem co Autor miał na myśli:(. 

Ach, i jeszcze dodam, bo być może Autor nie zauważył, że wklepał UNIEPOPRAWNY KOD FILMU:). 

Już jest poprawny kod :) Co do błędów to powiem, że zdaję sobie sprawę z ich obecności. Obecnie trwają zażarte negocjacje z zaprzyjaźnioną polonistką, by je poprawiła :)

Witam wszystkich
Opowiadanie całkiem fajne, czyta się przyjemnie, mimo dość chaotycznego, moim zdaniem zapisu. Całkiem fajny motyw z księdzem w świecie magii (lub też magią w świecie z księżami).
Co do błędów, faktycznie jest ich sporo. Nie chodzi tylko o literówki, ale też o budowę zdań:
 " Przypuszczał, że została napadnięta. Postanowił zapytać, gdy tylko będzie gotowa opowiedzieć o zajściu. Jeśli w ogóle będzie. To musiało być coś strasznego".
Nie wiem, może się czepiam, ale wydaje mi się, że gdyby zrobić z tego dwa zdania przedzielone przecinkami, czytałoby się to lepiej. Ale skoro sprawdzi Ci  to polonistka, to pewnie ja się nie mam co mądrzyć. 

Skoro tekst odleżał rok, to może warto było go przeczytać i z dystansem poprawić wszystkie błędy. Ze względu na ich nagromadzenie dotarłem tylko do połowy. Fabuła mnie nie wciągnęła a język zraził. Wrzuć jeszcze raz po poprawieniu przez polonistkę. I kup jej czekoladki, bo jest za co.

Nowa Fantastyka