- Opowiadanie: C.Rose - Faun czy Pan?

Faun czy Pan?

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Faun czy Pan?

Przepraszam z góry za wszystkie błędy. Mam nadzieje jednak, że będzie się to dobrze czytało.

 

Słońce prześwitywało przez białe chmury, niebo było niebieskie. Żar lał się z nieba, na spragnione chłodu ciała. Jak zawsze ludziom było źle. Nie ważne, żar czy mróz zawsze źle. Zimą za zimno, latem za gorąco, jesienią mokro a wiosną pyłki, i jak tu dogodzić?

Pachnąca, zielona trawa rosła sobie przepełniona małymi żyjątkami. Wielkie drzewa pięły się powoli coraz wyżej w niebo, rozsiewając miliony swych dzieci. W krystalicznie czystym powietrzu unosiły się małe puszki, na które nikt nie zwracał uwagi. Najwięcej ich było nad rzeką, gdzie wierzby pochylały się zmęczone nad wodą, chcąc zamoczyć w chłodnej toni swe włosy. W tym też miejscu rosło dużo kwitnących na różowo wiśni i na biało jabłoni. Rzeka z cichym szumem wiła się, jak błękitna wstęga pośród tych drzew.

Na tle szumiących cicho drzew i szemrzącego strumyku szło dosłyszeć jeszcze jeden dźwięk. Nie był on jednak tworem natury. Dźwięk ten w sposób jawny i kontrastowy rozbrzmiewał na tym naturalnym tle. Brzmienie jego nie zakłócało jakimś cudem harmonii, właściwie to potęgowało jej wrażenie. Melodia była spokojna i harmonijna. Całkiem jakby chciała opowiedzieć historię tego miejsca.

To właśnie tą melodię przez przypadek usłyszała ruda i trochę piegowata dziewczyna, niosąca naręcze polnych kwiatów i kilka pachnących gałązek. Właśnie ta harmonijna pieśń skłoniła ją do zmiany kierunku i zejścia ze ścieżki na młodą trawę. Przedzierała się przez coraz wyższe jej partie i starała się odnaleźć źródło melodii, która nagle zaczęła narastać jakby mając zamiar kogoś zahipnotyzować. Nabrała dziwnych, tajemniczych a jednocześnie złowrogich tonów, które zamiast zniechęcać jeszcze bardziej ciekawiły i nęciły. To sprawiło, że rudę dziewczę z jeszcze większą uporczywością wędrowało w coraz to wyższej trawie, poszukując źródła owej melodii. Szukając tak dotarła nad sam strumień, stanęła koło jednej z licznych wierzb. Jej liście szeleściły na wietrze, poruszając się jak zielona zasłona. Właśnie w tym momencie ruda zauważyła coś pomiędzy miękkimi gałązkami. Siedziało prawie że nad samą wodą osłonięte przez tą naturalną kotarę. Dziewczyna niewiele myśląc zaczęła się przedzierać przez tą zasłonę próbując dojrzeć dokładnie grajka.

W końcu stanęła z nim twarzą w twarz. Był to chłopak niewiele starszy od niej, ale jaki! Świat zapomniał już dawno o tych istotach, a przynajmniej zapomnieli o nich ludzie. Chłopak miał jasnozieloną skórę, z ciała jego a dokładniej ze skóry w obrębie bioder wyrastało coś co uchodzić mogłoby za wierzbowe wicie. Nie była to jedyna anomalia. Były nią też uszka chłopaka przypominające te owcze i oczy zamykające się w drugą stronę. Długi miękki i giętki ogon z łatwością poruszający się w rytm granej melodii. Cztery palce i nogi zakończone kopytami. Nie był to satyr nie był to też człowiek, ani roślina. Grajek zdawał się być połączeniem tego wszystkiego. Grał na flecie z białego drewna który cały opleciony był złoto-zielonym pędem. Dziewczę zasłoniło ręką usta i nie wiedziało czy ma krzyczeć czy po prostu stać i nadal wsłuchiwać się w melodię, która nagle zmieniła się na bardzo… groźną. Nijak nie zdążyła zareagować gdyż grajek otworzył oczy i wpatrywał się w rudą.

-Kim jesteś? – jego głos brzmiał jak szum lasu i grzmot jednocześnie. Dziewczyna wpatrywała się w niego tępo, nie wierząc już w nic co się działo.

-Kim jesteś? – powtórzył grajek a ogon jego począł poruszać się nerwowo, całkiem jak u kota.

-Mam na imię Gaja – wydusiła w końcu ruda dziewczyna. Ogon znieruchomiał a chłopak przyglądał się jej z uwagą. Potem cicho prychnął.

-Nie pachniesz ani nie wyglądasz jak Ona.

-Znasz prawdziwą Gaję?

-A i owszem! Jestem jej nadwornym grajkiem, dziwne że mnie nie znasz.

-Nie przedstawiłeś się – zauważyła dziewczyna.

-Phi… nie musisz znać mego imienia by wiedzieć kim jestem. Jeśli chcesz wiedzieć to jestem Pan.

-Pan? W sensie że Faun?

-Pan a Faun to dwie różne istoty, tylko wy mali mózgowie ubzduraliście sobie, że to jest to samo – stworzenie nie wyglądało na zadowolone. Znów zaczął poruszać nerwowo ogonem. Gaja westchnęła cicho i spojrzała przepraszająco na grajka.

-A więc jesteś Pan. Co cię więc Panie sprowadza tu nad rzekę?

-Jak to co? Gaja prosiła bym wymyślił dla niej nową melodię, wszystkie poprzednie jej już zbrzydły. Więc przybyłem tu, gdzie najlepiej mi się myśli i zacząłem tworzyć, a wtedy przyszłaś ty – skrzywił się lekko – i przerwałaś mą twórczą passę. Jak chcesz za to odpokutować?

-Nijak, twoja melodia była piękna, skoro spodobała się mnie to na pewno spodoba się twej bogini – stwierdziła dziewczyna. Pan zmierzył ją spojrzeniem tak wymownym że zarumieniła się i nie wiedziała co ma zrobić.

-Porównujesz swój marny gust do gustu Matki? Oj dziewczyno musisz mieć niezłą samoocenę – podniósł się i ruszył w kierunku wody.

-Gdzie idziesz?

-Jak najdalej od ciebie, psujesz mi poczucie estetyki.

-Jak na Pana jesteś strasznie nie miły – stwierdziła Gaja. Oczy jej zrobiły się wielkie jak spodki kiedy zobaczyła jak Pan zamiast wejść do wody zaczyna iść po liściach lilii wodnych, których nigdy na tej rzece nie widziała.

-Spotkaliśmy się już kiedyś? – rzucił zatrzymując się.

-Nie, ale jako opiekun lasów i pasterzy powinieneś być chyba milszy dla pasterskiej córki – zauważyła. Pan zmierzył ją od stóp do głów a potem wzruszył ramionami.

-Na owcę mi nie wyglądasz.

-Bo nią nie jestem.

-Musiałbym być Hadesem żeby pomylić człowieka z owcą. Choć nawet On aż tak głupi nie jest – splótł ręce na klatce piersiowej i poruszał na boki długim ogonem. Zaczął iść z nurtem rzeki, Gaja szła brzegiem nie chcąc go stracić z oczu.

-Wiesz czemu cię nie poznałam, Panie?

-Czemu? – nie spojrzał na nią. Szedł zamyślony po liliowych liściach. Jedynym po czym szło poznać że w ogóle ją słucha było to, że jedno z jego uszek się poruszyło.

-Nie wyglądasz jak Pan którego opisywał mi ojciec.

-Żaden śmiertelny mnie jeszcze nie widział, skąd więc wiecie jak wyglądam? – zauważył. Głos jego był trochę nie obecny, przypominał przez to bzyczenie pszczół.

-Ja cię widzę.

-I to będzie prawdopodobnie ostatnia rzecz jaką zobaczysz.

-Co? – zatrzymała się gwałtownie spoglądając na Pana. Ten również się zatrzymał, zaraz jednak ruszył w jej stronę. Przerażona dziewczyna odruchowo zaczęła się cofać, na drodze jej wyrosło drzewo w które uderzyła plecami. Bożek lasów stanął przed nią z nadal splecionymi na piersi rękami.

-Wiesz, śmiertelnicy nie mogą rozmawiać z bóstwami, coś takiego kończy się dla was zazwyczaj śmiercią – powiedział. Był spokojny jak szemrzący strumień albo szumiący las. Gaja za to była przerażona. Nie chciała umierać, była na to za młoda. Przełknęła ślinę i zaczesała za ucho nerwowym gestem rude loki.

-A nie da się tego jakoś obejść? A jak obiecam, że nikomu o tobie nie powiem? Tej rozmowy nie było, nie wiem kim jesteś… proszę ja chcę żyć – panikowała. Pan przyglądał się jej z względnym spokojem a potem pstryknął palcami. Drzewo za nią zniknęło, co zaowocowało upadkiem dziewczyny na plecy. Podniosła się i rozejrzała Pan zniknął. Odetchnęła z ulgą i szybko się pozbierała z ziemi.

Wchodziła z trudem na górkę na której znajdowała się droga prowadząca do jej miasteczka. Kiedy się na nią wdrapała nerwowym gestem przygładziła swoją suknię. Całkiem zapomniała o naręczu kwiatów które miała i pachnących gałązkach. Chciała się znaleźć tylko jak najdalej od tego miejsca.

-I tak nikt by mi nie uwierzył – mruknęła pod nosem. Zamarła jednak momentalnie kiedy usłyszała za sobą melodię, która zwabiła ją do Pana. Harmonia i ład, otaczający ją świat wydał jej się nagle taki piękny. Melodia niestety tak jak poprzednim razem zmieniła się. Jej tony nabrały bardziej tajemniczego wydźwięku, było w nich ostrzeżenie.

-Proszę cię Panie, nie zabijaj mnie – tylko tyle zdążyła wyszeptać nim poczuła promieniujący ból w plecach. Jej ciało zostało sparaliżowane.

-Zasady to zasady – usłyszała ptasi trel i poczuła zapach chryzantem. Dookoła zapanowała ciemność, chłód i cisza.

Słońce prześwitywało przez białe chmury, niebo było niebieskie. Pachnąca, zielona trawa rosła sobie przepełniona małymi żyjątkami. Wielkie drzewa pięły się powoli coraz wyżej w niebo, rozsiewając miliony swych dzieci. W krystalicznie czystym powietrzu unosiły się małe puszki, na które nikt nie zwracał uwagi. Najwięcej ich było nad rzeką, gdzie wierzby pochylały się zmęczone nad wodą, chcąc zamoczyć w chłodnej toni swe włosy. W tym też miejscu rosło dużo kwitnących na różowo wiśni i na biało jabłoni. Rzeka z cichym szumem wiła się, jak błękitna wstęga pośród tych drzew. Na tle szumiących cicho drzew i szemrzącego strumyku szło dosłyszeć jeszcze jeden dźwięk…

Koniec

Komentarze

"Przepraszam z góry za wszystkie błędy" - no cóż, strasznie ich dużo! Interpunkcja, ortografia (nie miły --> niemiły), zaimki (wykreślić większość tę), powtórzenia - jest ich zbyt, żeby wskazywać konkretnie.

Wszystkie razem stanowczo zakłócają odbiór tekstu, który fabułą i akcją rownież nie powala...

Czeka Cię jeszcze dużo pracy, ale nie poddawaj się :) Poczytaj poradniki, słownik interpunkcji, popracuj nad warsztatem i próbuj dalej :)

Przepraszam z góry za wszystkie błędy. Mam nadzieje jednak, że będzie się to dobrze czytało. - Tego typu wstęp skutecznie zniechęca do czytania. Skoro wiesz, że w tekście są błędy, to czemu ich dojasnej ciasnej nie poprawisz?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Przepraszam z góry za wszystkie błędy. Mam nadzieje jednak, że będzie się to dobrze czytało.
Dysklasyfikująca wypowiedź. Lenistwo to rzecz straszna.  

No cóż, popieram przedmówców. Wypowiedź na początku zniechęca, ale rzeczywiście jest prawdziwa. Dałoby się czytać, gdyby chociaż było to w jakiś sposób ciekawe. Niestety sama historia też została potraktowana strasznie po łebkach, i mimo paru fragmentów przy których się uśmiechnełam tekst jest po prostu taki sobie. Nie zły - bo widać ze masz pomysły i że się starasz, ale naprawdę, dużo mu brakuje.

Nowa Fantastyka