- Opowiadanie: Puk. - Klucz

Klucz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Klucz

Klucz

 

Zaraz po studiach zatrudniłem się w dziale logistyki pewnej światowej korporacji. Pracę dostałem bezpośredniopodczas rozmowy telefonicznej z dyrektorem. Pamiętam jego chłodny, metaliczny głos w słuchawce. Wydał się człowiekiem rzeczowym i bezpośrednim. Ucieszyłem się tym bardzo. Wcześniej, bowiem trafiałem na przełożonych, którzy byli rozlaźli i niezdecydowani.

Kilka pierwszych dni przychodziłem do biura punktualnie, bez przejawów nadgorliwości. Zależało mi głównie na akceptacji współpracowników. W drzwiach wymieniałem z nimi pozdrowienia. Potem niespiesznie, za ich przykładem udawałem się do swoich zajęć. Siadałem przy biurku, tuż przy gabinecie dyrektora. Parzyłem kawę. Następnie rzetelnie wypełniałem świeżo poznane obowiązki.

Chciałem, aby dyrektor docenił moją dokładność. Niestety wciągu pierwszego dnia pracy nie wyszedł z gabinetu. Nie pijał kawy ani nie przyjmował interesantów. Kontaktowałem się z nim wyłącznie drogą elektroniczną.

Drugiego dnia pracy również nie wyszedł z gabinetu. Często natomiast telefonował w sprawach niecierpiących zwłoki. Pośpieszany życzliwymi radami współpracowników odkładałem codzienne zajęcia na później. Piątego dnia miałem już tak duże zaległości, że postanowiłem zjawić się w pracy wcześniej.

Gdy wchodziłem do biurowca portier jeszcze spał. Wsiadłem do windy i pojechałem na czwarte piętro. Drzwi wszystkich pokoi czekały z kluczami zawieszonymi w zamkach. Usiadłem przy biurku i wyciągnąłem ukryte pliki dokumentów. Zabrałem się do pracy.

W pewnej chwili dobiegł mnie rzeczowy głos dyrektora. Przywarłem do biurka i starannie obserwowałem drzwi. Były zamknięte. Nie doszedł mnie również odgłos ruchu w środku. Dyrektor się nie pojawił. Pomimo to przeprowadził jeszcze kilka rozmów, których stłumiony odgłos słyszałem.

Gdy przyszli moi nowi koledzy ranek szybko rozwinął się w przedpołudnie. Dzień mijał utartym rytmem kolejnych zadań. W porze obiadowej pracownicy wyszli do jadłodajni zostawiając mnie na posterunku.

Zdążyłem nadgonić tygodniową pracę, dlatego pozwoliłem sobie na chwilę relaksu. Delektowałem się białą herbatą wysokiej klasy, gdy zjawił się umyślny. Położył na moim biurku niedużą paczkę i domagał się za nią opłaty. Zamurowało mnie.

Siedziałem przez chwilę w milczeniu. Dopiero, gdy przypomniałem sobie o sejfie ożyłem z nową energią. Zacząłem przeglądać szuflady biurka w poszukiwaniu klucza. Szperałem w najgłębszych zakamarkach pudeł i skrzynek. Patrzyłem pod biurko, za lodówkę, do szafy i nic. Dopiero po chwili zobaczyłem na podłodze mały, czarny klucz. Nie wiem skąd wypadł. Zbyt ucieszył mnie jego widok, abym tego dociekał.

Biegłem już do sejfu, gdy pojawiła się Maja. Bez słów rozeznała się w sytuacji. Wyjęła z torebki klucz od sejfu i kazał, abym wypłacił odpowiednią kwotę umyślnemu. Później załamując ręce pomogła mi sprzątać bałagan, który narobiłem. Właściwie to ja sprzątałem. Ona usiadła przy biurku i z lekceważeniem opisywała moje zdolności do pracy biurowej.

Cierpliwie zniosłem ten foch sekretarki. Ułożyłem wszystkie rzeczy dokładniej niż były wcześniej. Został jedynie klucz na podłodze. Podniosłem go i pokazałem Mai. Na ten widok poszarzała na twarzy.

Gdzie był? – zapytała przez zbielałe wargi

Roztrzęsioną dłonią próbowała ogarnąć włosy. Nie potrafiła jednak uchwycić ich miejsca. Przerażona wydała z siebie ciche westchnienie. Położyłem klucz na biurku i poszedłem po wodę dla Mai.

W międzyczasie do sekretariatu wszedł pan Mateusz. Zaciekawiony przerażonym wyrazem twarzy sekretarki podszedł do biurka. Wiedziałem jak Maja go nie lubi. Pozostało mu ledwie czterdzieści lat do emerytury. Pozwalał więc sobie na masę dwuznaczności w kontaktach z nią. Jak to zwykli czynić starsi panowie.

Co jej jest? –uśmiechną się– kawa była za mocna czy…

W tym momencie zobaczył czarny klucz. Otworzył niezgrabnie usta. Potem zdjął okulary. Przetarł je brzegiem koszuli. Założył ponownie.

To ten! – wrzasną

Chwilę później sekretariat zaczęli wypełniać ciekawscy pracownicy. Drżenie Mai stało się widoczne. Błędnym wzrokiem omiotła sekretariat. Przeskakiwała z twarzy na twarz, aż zatrzymała się na drzwiach szefa. Zachwiała się i byłaby upadła, gdybym jej nie pochwycił.

Dla zebranych Maja nie miała znaczenia. Wpatrzeni byli jedynie w czarny klucz na biurku. On przykuwał ich uwagę, paraliżował myśli i powstrzymywał słowa. Zaczęli chodzić po sekretariacie obijając się o siebie. Mężczyźni drapali się po brodach i cicho mruczeli. Kobiety poprawiały włosy rozedrganymi dłońmi. Wzrok ich niezależnie od wykonywanych działań krążył między drzwiami gabinetu dyrektora a kluczem.

Bez trudu odgadłem związek między tymi rzeczami.

To klucz od tych drzwi. – powiedziałem

Wszyscy przystanęli. Ich oczy wbiły się we mnie. Odniosłem wrażenie, że przywołałem ich do rzeczywistości.

Tak. – odpowiedział pan Mateusz

To co tak chodzicie? – zapytałem

Ten klucz zaginąłpiętnaście lat temu – odezwała się pani Barbara– byłam wtedy młodą pracownicą, miałam męża, trzech kochanków, faceci rzucali się…

Od piętnastu lat nikt nie widział dyrektora. – wtrącił się Czesław

Pani Barbara ofuknęła go i dalej poprawiała fryzurę. Przetarłem oczy i jeszcze raz popatrzyłem na współpracowników. Wydawali się przejęci moim znaleziskiem.

To żart – skomentowałem – zawsze takie zgrywy robicie nowym pracownikom?

Odpowiedziało mi stanowcze milczenie. Współpracownicy uznali, że pytanie jest zbyt niedorzeczne, aby się do niego ustosunkowywać. Zaczęli ponownie poprawiać swoje ubranie. Tym razem klaśnięciami i napinaniem mięśni twarzy ćwiczyli giętkość języka.

Nie kochani – odezwałem się ponownie – przecież dyrektor musi wychodzić, żeby coś zjeść, napić się – nawet na chwilę nie odwrócili na mnie wzroku – przecież ktoś musiał go widzieć, przez te piętnaście lat, ma rodzinę dzieci…

Zamiast tyle gadać, może otworzyłbyś gabinet. – przerwał mi pan Mateusz

Chwileczkę… poczekajcie chwilę… – próbowałem znaleźć jakieś ład działań -wiem, że to żart, także możemy już zakończyć… – urwałem czując ciężar osiemnastu par oczu na sobie – ..pomogę tylko Mai i otworzę. – zakończyłem skruszony

Pracownicy, którzy byli najbliżej drzwi wymknęli się chyłkiem. Tłum w sekretariacie rzedł. Nalałem Mai szklankę wody. Pomogłem jej się napić. Powoli nabierała surowego wyrazu twarzy.

Skąd wykopałeś ten klucz – spytała, gdy byliśmy już sami w pokoju

Z szuflady – odparłem – Czy oni mówili prawdę?

Tak.

Odpowiedziała spokojnie, już bez nerwów. Pomimo to uważałem wciąż, że jestem obiektem nielichego żartu.

Długo tu pracujesz?

Trzy lata.

I nie widziałaś go?

Maja pokręciła przecząco głową. W drzwiach stało już kilka osób, które patrzyły na nas.

Teraz musisz otworzyć te drzw.i – zwrócił się do mnie pan Mateusz

Ja… a dlaczego ja?

A kto? – odpowiedział i jak za jego wezwaniem kilkanaście osób zwróciło w moją stronę spojrzenie

Byłem zdenerwowany. Czułem się obiektem kpiny. Jednak musiałem zrobić wyznaczone zadanie. Chociaż miałem silne wrażenie, że nie powinienem.

Popatrzyłem na Maję. Jej wzrok zdawał się mówić, że już nie ma odwrotu. Skoro znalazłem ten klucz, muszę go użyć. Właśnie ja, nikt inny nie był do tego zdolny. Przyjąłem to jako rodzaj wyznaczenia albo raczej przeznaczenia znalazcy i klucza.

Podniosłem z biurka mały zimny przedmiot i podszedłem do drzwi. Kołatały mi jedynie dwie myśli – albo to żart albo… wszystko jest możliwe. Wetknąłem klucz do zamka. Chciałem już przekręcić, gdy usłyszałem zduszony szept Mai:

Zapukaj!

Uderzyłem trzy razy w drzwi. Z gabinetu dyrektora dobiegł mnie szmer i żachnięcie. Spojrzałem na zebranych. Kiwnięciami głów zdawali się mówić, żebym otworzył. Zamek blokował się i chrzęścił w końcu ustąpił. Chwyciłem za klamkę i uchyliłem drzwi.

Można… panie dyrektorze? – zapytałem

Proszę. – odezwał się znajomy, stanowczy głos

Otworzyłem szerzej jedyne drzwi w gabinecie. Przy biurku siedział młody mężczyzna. Nie zauważył piętnastoletnich zaniedbań ani w jego wyglądzie ani garderobie. Sam mógł mieć kilkanaście, najwyżej dwadzieścia lat. Drogi garnitur dodawał mu dojrzałości. Widziałem jednak dokładnie jego chłopięcą budowę. Twarz miał gładką, bez żadnych zadrapań czy nawet zarostu. Biła od niego pewność siebie. Wąskie usta zapewne wypuszczały jedynie słowa potrzebne do uchwycenia sytuacji.

Miałem wrażenie, że w gabinecie wirują nieprzebrane pokłady energii. Nie chciałem się jednak po nim rozglądać. Mimochodem jedynie zobaczyłem kilkanaście twardych dysków rozmieszczonych na stole konferencyjnym. Przed biurkiem leżały zainstalowane w podłodze projektory. Meble świeciły się od czystości jakby, dopiero ktoś je przetarł. Nad podłogą unosił się kwiatowy aromat. Drzewo sandałowe w doniczce rosło ładnie, w pełni nawodnione.

Dlaczego przeszkadzasz mi w pracy? – zapytał dyrektor

My właśnie chcieliśmy go powstrzymać ale się uparł, że wejdzie…

Usłyszałem za swoimi plecami głos pana Mateusza. Gdy zerknąłem na niego kontem oka okazało się, że wszyscy pracownicy weszli do gabinetu. Byli staranie uczesani i wypielęgnowani. Błyszczeli za moimi plecami wystawiając mnie na ofiarę.

O co chodzi? – spytał twardo dyrektor

Nie ja… chciałem tylko podziękować za zaufanie i przyjęcie mnie do pracy. – odparłem

Dobrze – dyrektor nie wiedział przez chwile co powiedzieć – dobrze wracaj do pracy, bądź efektywny – zakończył – jeszcze jakieś sprawy? – dodał automatycznie zwracając się do pozostałych pracowników

Zapadła cisza. Każdy ważył odpowiedź. Przewracał w myślach wszystkie słowa. Liczył, czy należy je powiedzieć teraz, czy lepiej zamilknąć na zawsze.

Korzystając z okazji przemknąłem do drzwi. Udało mi się umiejętnie wybrnąć z sytuacji i teraz mogłem ze spokojem patrzeć na resztę kpiny.

Mam pewną sprawę… – powiedział pan Mateusz

Proszę. – odparł dyrektor

Ja też! – zgłosiło się kilka osób

Po kolei. – stanowczo odpowiedział dyrektor

Pan Mateusz poprawił marynarkę. Stanowczym krokiem podszedł do biurka i usiadł naprzeciw szefa. Oparł delikatnie ręce na biurku.

Pracuję już w tej firmie dwadzieścia lat, mój starz jest długi i doświadczenie, które zgromadziłem wiele warte, dlatego też chciałbym prosić o podwyżkę. Ostatnia bowiem którą dostałem miała miejsce piętnaście lat temu.

E podwyżka – żachnął się dyrektor – podwyżka, e nie ma – po jego policzku spłynęła oleista kropla – nie ma podwyżki, nie ma jesteś zwolniony.

Nagle pierś dyrektora zdawała się otwierać pod koszulą. Guziki rozsypały się po gabinecie. Z klatki piersiowej androida wyłoniła się błyszcząca lufa działka neutronowego średniego kalibru. Oślepił nas błysk Gdy odzyskaliśmy wzrok pana Mateusza nie było już w gabinecie. W miejscu gdzie stały jego stopy została para dymiących mokasynów.

Pozostali pracownicy zrezygnowali ze swych roszczeń. Wyszliśmy cichutko z sali i zamknęłyśmy drzwi na czarny klucz, który zaległ w najdalszym kącie szuflady na kolejne dziesięciolecia.

 

Koniec

Komentarze

Pracę dostałem bezpośrednio w rozmowie telefonicznej z dyrektorem. -  podczas rozmowy, brzmi lepiej.

Niestety wciągu pierwsze dni pracy nie wyszedł z gabinetu. - w ciągu, dnia

Często natomiast telefonował w sprawach nie cierpiących zwłoki. - raczej razem, pewności nie mam:)

(...)poszukiwaniu klucza.. Szperałem w(...) - kropek za dużo?

- Gdzie był – zapytała przez zbielałe wargi  - brak znaku zapytania i kropki.

W miedzy czasie do sekretariatu wszedł pan Mateusz. - razem i zjadłeś ogonek.

- Co jej jest – zapytał uśmiechając się Spod wąsa – kawa była za mocna czy… - brak znaku zapytania," Spod" z małej litery i błędny zapis dialogu.

- To ten – wrzasną  - skoro "wrzasnął", to przdał by się wykrzyknik.

- Tak – odpowiedział pan Mateusz
- To co tak chodzicie – zapytałem

Brak kropek i znaku zapytania.

- Ten klucz zaginą piętnaście lat temu

Mastiff

Ignorancja interpunkcyjna + błędy + kiepska fabuła = u mnie dyskwalifikacja.
Być może jest w tym opowiadanku coś dobrego, nie wiem, zostałam zniechęcona do szukania tegoż.

- Od piętnastu lat nikt nie widział dyrektora – wtrącił się Czesław -  brak kropki.

Przyjołem to jako rodzaj wyznaczenia albo raczej przeznaczenia znalazcy i klucza. -  miałem już nie wypisywać błędów, ale kwiatuszka takiego, to wstyd odpuścić.

Mimo chodem jedynie zobaczyłem kilkanaście twardych dysków rozmieszczonych na stole konferencyjnym. -
mimochodem.

Gdy zerknąłem na niego kontem oka okazało się(...) - Jesu, Maria, Józef...

Autorze, błedów jest ze trzy razy więcej, ale późna pora zaprasza mnie do łóżka. Może ktoś inny wyszczególni pozostałe. Nie gniewaj się za moją prostolinijność - tekst jest tragiczny! Pozdrawiam

Mastiff

ma wdzięczność czołobitna
(nie gniewam się absolutnie)

Nowa Fantastyka