
17 maja 2012
Wielka, czarna limuzyna zaparkowała w ciemnym zaułku. Drzwi kierowcy otworzyły się cicho. Niewysoki, szczupły mężczyzna w eleganckim garniturze i równie eleganckiej czapce szofera wysiadł z auta. Stanął przy krawężniku. Sprawiał wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiał. Wreszcie podjął decyzję, zdjął czapkę i z wyraźnym obrzydzeniem rzucił ją w kierunku pobliskiego śmietnika. A później odszedł szybkim krokiem, zabawnie kołysząc biodrami.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Potem opadła szyba po stronie pasażera i z samochodu wyjrzał mężczyzna niepierwszej już młodości i nieszczególnej urody. Z zaciekawieniem rozejrzał się po okolicy. Wyjątkowo mrocznej i nieprzyjemnej okolicy.
– Panie Sławku! – Zawołał. – Panie Sławku, dlaczego stoimy? Stało się coś?
– Pięknie – mruknął cofając się w głąb limuzyny i zamykając okno. – Za pół godziny zbiera się Prezydium, a panu Sławkowi zebrało się na dowcipy. Trzeba będzie zmienić kierowcę.
Usiadł wygodnie i z wyraźnie malującą się na twarzy mściwą satysfakcją wyobrażał sobie scenę wyrzucenia z pracy niesubordynowanego pracownika. Pochłonięty miłymi dla siebie myślami, nie zwrócił początkowo uwagi na delikatne drapanie w karoserię.
– Koty? – Pomyślał z sympatią, kiedy wreszcie dotarły do niego ciche dźwięki.
Ale w tej samej chwili poczuł dziwny, niczym nie uzasadniony lęk. Drapanie w karoserię stawało się coraz głośniejsze. Narastał również strach pasażera limuzyny.
– Czy ja zablokowałem drzwi? – zastanowił się.
Za późno. Drzwi otworzyły się nagle i jakaś siła wyciągnęła go na zewnątrz.
Dłonie. Kilka, nie – kilkanaście smukłych, delikatnych dłoni. Długie palce zakończone jeszcze dłuższymi, krwistoczerwonymi tipsami. Tipsami, które w mgnieniu oka porwały na strzępy drogi, szyty na miarę garnitur i zagłębiły się w drżące z przerażenia ciało.
– Mam immunitet – chciał zawołać, ale strach i ból sprawiły, że z jego ust wydobył się jedynie zduszony szept.
Zmasakrowane ciało osunęło się na asfalt.
W zapadłej nagle w zaułku ciszy jeszcze przez chwilę pobrzmiewało echo kroków oddalających się w pośpiechu stóp obutych w szpilki.
***
Roman był zadowolony. Miał po temu powody.
Organizacja rosła w siłę. I to pomimo drastycznie zaostrzonej procedury weryfikacyjnej. Fakt, że tak wielu zdolnych, młodych ludzi mogło się wykazać prawdziwie polskimi korzeniami napawał Romana dumą.
– Taaak – myślał wracając do domu z wyjątkowo udanego zebrania. – Siedem pokoleń to nie w kij dmuchał. A tu proszę, dwunastu nowych członków. Serce rośnie.
I faktycznie – mocne, polskie, bijące w rytm „Mazurka Dąbrowskiego” serce Romana rosło. Podkute glany wybijały na chodniku rytm któregoś z marszów legionowych. Łagodny zefirek delikatnie chłodził pokrytą krótką szczecinką i rozpaloną w tej chwili szczytnymi ideami głowę.
– Jeszcze kilka miesięcy i zostaniemy jedyną naprawdę liczącą się organizacją młodzieżową w kraju. A potem…
Cichy świst przerwał sny o potędze przyszłego wodza narodu, a silne uderzenie w tył głowy sprowadziło go na ziemię. Dosłownie.
Kolejne świsty i kolejne uderzenia. Odruchowo zasłonił twarz.
– Torebki? – Zdziwił się głupio. – Zwykłe damskie torebki! Tylko dlaczego takie ciężkie?
– Dość – rzucone szeptem polecenie przerwało niecodzienny atak.
Roman czuł, jak uchodzi z niego życie. Zdołał jeszcze dostrzec otoczoną burzą ognistorudych loków, pokrytą przesadnym makijażem twarz i przypatrujące mu się uważnie oczy.
– Wystarczy – usłyszał. – Sam dojdzie.
I rzeczywiście.
***
Ksiądz Marek siedział w saloniku, popijał whisky i oglądał kanał „Playboya”.
Nienawidził tego. To znaczy nie miał nic przeciwko siedzeniu i popijaniu, ale widok obnażonych kobiecych ciał budził w nim dreszcze obrzydzenia.
– Ohyda! – mruczał napełniając ponownie ciężką szklaneczkę.
Wszystkie te miękkie krągłości, te obrzydliwe pagórki i te zacienione dolinki pomiędzy nimi. Fuj!
Właściwie nie musiał tego oglądać. Ale przygotowywał akurat nowe kazanie, ostre i bezkompromisowe, zdecydowanie piętnujące wszelkie przejawy wyuzdania, i uznał, że kilka godzin patrzenia na kolejne gwiazdy playboyowych rozkładówek powinno dodać jego słowom właściwego żaru i przekonania.
Siedział zatem, popijał i patrzył. I czekał na przypływ natchnienia.
Jednakże zamiast natchnienia poczuł delikatny, słodko-mdlący zapach, trudny do nazwania i dziwnie niepokojący. A przy tym wszystkim wcale przyjemny i budzący jakieś odległe wspomnienia. Miłe wspomnienia.
– Chanel?
Zapach stawał się coraz intensywniejszy i ksiądz Marek musiał nieco poluzować koloratkę. Nie pomogło. Czuł, że zaczyna się dusić. Oddech stawał się coraz krótszy, coraz gwałtowniejszy. Wzrok z wolna zachodził różową mgłą. Szklanka z niedopitym alkoholem wysunęła się z tracącej nagle czucie dłoni i z miękkim stuknięciem wylądowała na puszystym, śnieżnobiałym dywanie.
Gdzieś w głębi plebanii trzasnęły cicho drzwi. W gęstniejących wciąż oparach zamajaczyły niewyraźne postacie. Jedna z nich pochyliła się nad tracącym właśnie przytomność księdzem.
– To za Patryczka, zdrajco – usłyszał jeszcze pełen mściwej satysfakcji szept.
A potem odleciał w niebyt.
***
Było późne popołudnie. Grupy „Karmin” i „Dżastin” spotkały się w melinie. Trzeba było odpocząć i opatrzyć odniesione w boju kontuzje. Błysnęły wyciągnięte z kosmetyczek lustereczka, zasyczały pojemniki z lakierem do włosów, podniosły się delikatne obłoczki pudru. Gdzieś w kącie opłakiwano złamany w trakcie działań zaczepnych paznokieć.
– No, dziewczęta – zaczął stojący na środku pokoju Adaś. – Wszystko idzie zgodnie z planem. Karząca rąsia sprawiedliwości dosięgła naszych najgorszych wrogów.
– A przy okazji udało się wyrównać kilka osobistych rachunków – pisnął mocujący się z nieposłuszną pomadką Jareczek.
Odpowiedział mu cichy pomruk aprobaty.
– Ale dzień się jeszcze nie skończył – kontynuował Adaś. – Proszę szybciutko poprawiać makijaż, układać fryzury i ruszamy. Wiele jeszcze przed nami.
I miał rację.
Dzień Walki z Homofobią trwał.
I się doigrali...
Bardzo fajny shorcik.
hehe, dobre :)
> Ciekawie rozejrzał się po okolicy. - ‘z zaciekawieniem'
> echo oddalających się w pośpiechu kilkunastu stóp obutych w szpilki. - echo mogą mieć ‘kroki stóp'
> bijące w rytm „Mazurka Dąbrowskiego" serce Romana rosło - subiektywnie: a może lepsza byłaby „Rota", której słowa tak perfidnie są wykorzystywane przez-wiesz-kogo.
> Zdołał jeszcze dostrzec otoczoną burzą ognistorudych loków, pokrytą przesadnym makijażem twarz i przypatrujące mu się uważnie oczy.
> Właściwie nie musiał na tego oglądać. - sam zauważysz
> uznał, że kilka godziny patrzenia na kolejne gwiazdy - sam zauważysz
> Gdzieś w głębi plebani trzasnęły cicho drzwi. - ‘plebanii' jeśli budynek, ‘plebani' jeśli ci tłuści panowie w koloratkach
> - To za Patryczka, zdrajco - kogo i jak zdradził? Nie lepiej ‘zboczeńcu'? ;P
> opatrzyć odniesione w boju kontuzje. - lepiej ‘opatrzyć (...) rany', kontuzja bardziej kojarzy się z wypadkiem, a nie ‘bojem'
Wybrałeś ciekawy temat. Tylko nie do końca stworzyłeś klimat. Przedstawiasz gejów jako cioty, a to wcale nie jest zabawne. No może jest, w pewnych kręgach. Niepotrzebne elementy stylistyczne: zdrobnienia i kilka zbyt zagmatwanych zdań. Resztę wypunktowałem wyżej.
[Nie ma edycji komentarzy, więc dodaję po chwili:] Może inaczej: nie wykorzystałeś potencjału tkwiącego w możliwości ukazania gejów jako ciot.
Erreth, ale czy tego tekstu nie należy traktować z przymrużeniem oka? Autor przedstawia gejów w ten a nie inny sposób, wykorzystując stereotyp. I to właśnie jest śmieszne.
A co do zdrobnień, to, moim zdaniem, jak najbardziej spełniają swoją rolę.
@Selena Pokapowałem się. Na tyle, na ile mogłem. Wiem, że Baranka stać na więcej i Baranek nie potrzebuje głaskania, dlatego tak się czepiam.
@baranek Ok, ale 'ciekawie' nie znaczy to samo co 'z zaciekawieniem', tylko to, że sposób rozglądania się po okolicy był 'ciekawy'.
Erreth, wiesz, to po prostu kwestia gustów czytelniczych. Ja, widząc "ciężką szklaneczkę", "zacienione pagórki" i "obrzydliwe dolinki" turlam się ze śmiechu, dla Ciebie to niepotrzebne elementy stylistyczne. Niech i tak będzie:)
A co do uwag językowych, to jak najbardziej się zgadzam.
@Selena De gustibus etc. ;)
No muszę przyznać, że dość przyjemny shorcik. Dobrze się go czytało, a ukazanie gejów w taki, a nie inny sposób sprawia, że banan pojawia się na twarzy.
Zamysł fajny, tekst (w sensie technicznym) w zasadzie też, chociaż są zdania niezbyt 'fortunne'. Do wyliczaniki Erreth dodałbym:
W zapadłej nagle w zaułku ciszy
Co do treści - zmusza ona do zastanowienia i zadania sobie pytania czy po 'atakach' medialnych, paradach i innych takich nie przyjdzie czas na różowiutkie bojóweczki "uświadamiające" heterozaury siłą przy pomocy torebusi? ;)
Ksiądz zaduszony perfumami podczas oglądania pornosów to wystarczający powód do przeczytania tego szorta!
Tajna gejowska organizacja mordująca homofobów? No ok, ciekawy pomysł, nie czepiam się ,,ciężkiej szklaneczki" itp, chociaż uważam, że zostały rzucone bez konkretnego powodu. Ot tak. Czyli jednak się czepiam:P. W każdym razie tekst byłby ciekawy, dobrym pomysłem było przedstawienie historii z punktu widzenia ofiar organizacji, ale Autor poległ już na ostatnim fragmencie. Nie chodzi tu o przedstawienie gejów, jako tzw ,,ciot", tylko o to, że Autor nie przedstawił ich nie jako cioty, tyko jako idiotów. Tego typu infantylizmy są po prostu niewiarygodne. Zwaliłeś całą puentę, w efekcie mamy do czynienia nie z gejowską organizacją mordującą homofobów, tylko z grupą infantylnych debili, którzy zabili księdza, polityka i członka młodzieżówki politycznej. Chyba nie o to chodziło, a w moim odczuciu, po skopanej puencie właśnie o tym jest ten tekst. .
eee, czemu skopanej koncowce? Faceci przebierający się w kobiece ciuszki mają chyba prawo zdrabniać wzajemnie swe imiona? Poza tym chodzi tu raczej o transseksualistów niż gejów.
Opowiadanko podobało mi się do tego stopnia, że przeczytałem dwa razy. Baranek jak zwykle w świetnej formie!
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
Możliwe, że chodzi o transgejów. To dodatkowo uzasadnia zdradę księdza.
@baranek, nie za bardzo rozumiem początek twojego komentarza ;p
Takie czasy, że i do nas dociera poprawność polityczna. Poza tym te ciotki przecież nie rzuciły się na zupełnie niewinnych ludzi. Motywacja śmierci, przynajmniej w świecie fantastycznym, wystarczająca. A może pociągniesz w innym tekście wątek księdza pedofila? Podobno Watykan za jakiś czas zgodzi się, żeby biskupi zgłaszali na policję przypadki wystąpienia takich patologii wśród czarnych szeregów. I co będzie, kiedy dotknie ich normalność? Ale to tak zupełnie OT.
No proszę, niby dużo podpowiedzi, ale dałem się zaskoczyć...
Scenka ztorebokowania skina bezcenna :)
@dziko: zto... tero... eee? ;)
Przeczytałem szorta już na "Łączce baranka" i uznałem, że trafił (baranek) nim (szortem) w mój ideał humoreski.
Dobre.Gej to smutna przyszłość, nie jakiś tam supermen czy kapitan America.Jak zwykle nie zawiodłem się na twoim poczuciu humoru.:))) 5
Końcówka według mnie jest skopana, bo zdecydowanie nie realistyczna. Tak nie zachowuje się nawet gej-ciota. Z drugiej strony rozumiem, że autor też chciał przerysować pewne postaci żeby coś wykazać, albo rozśmieszyć. Rozśmieszyć mnie nie rozśmieszył, wykazać też nic nie wykazał, jedynie ukazał morderczy gang. Natomiast wyjaśnienie Autora to jączenie, typowo polskie, w dodatku przesadzone, jak to zwykle bywa. Poprawność polityczna bywa posunięta do granic absurdu (niech przykładem będzie to, że w niektórych kręgach słowo Żyd, czy gej uznaje się za obraźliwe), natomiast za taki rozmiar owych granic nie odpowiada jednostka z dane grupy, mniejszości, a w dużej mierze pewne elity, w tym polityczne. Dlatego straszenie gejem uważam za naiwne, a tekst, że ,,gej to smutna przyszłość" odrealnione. Choćby dlatego, że, ów ,,gej" to przeszłość, teraźniejszość i przyszłość bo byli, są i będą. I dobrze, niech na zdrowie wyjdzie:).
Ani śmieszno dla mnie, ani straszno. A można przecież dobrze pisać i o komandach gejów mordujących biednych księży i o komandach księży mordujących biednych gejów, nie w tym rzecz. W tym, że Autor w moim odczuciu chcąc zrobić humoreskę nie opowiedział tego,co miał do opowiedzenia,a chcąc zrobić tekst z przekazem nie zrobił humoreski.
PS Przepraszam za błędy, czas reagowania klawiatury z której piszę jest mocno zindywidualizowany.
PS Przepraszam za błędy, czas reagowania klawiatury z której piszę jest mocno zindywidualizowany.
Jojczenie nie *jączenie. Nie ulegaj forumowym modom.
PS 2 Przepraszam za podówjne powtórzenie;). Wspomniany czas reagowania jest winien. I, dodam, że moja opinia, to tylko moja opinia, a nie prawda absoolutna. Przypominam to, bo zdarza mi się wydawać prywatne sądy w stylu typowym dla prawd objawionych, przez co brzmię czasem nieco zarozumiale:).
Errath, ale zauważyłem, że na południu się jojczy, a na Mazowszu jączy. Tak samo jak na południu wychodzi na pole, a na Mazowsz na dwór. Jakby nie było i kto nie miałby racji, chodziło mi o to, że Autor w moim odczuciu narzeka nie na to, na co narzekać się powinno. A z samego tekstu to w ogóle odniosłem wrażenie, że narzeka na grupę społeczną, jaką jest upośledzona psychicznie i społecznie homo-heteroseksualna grupa transseksulistów i tranwestytów:D. A co na to Frank'n'Further, przesławny słodki tranwestyta z transseksualnej Transylwanii?:). On by Ci pewnie powiedział baranku come up to the lab and see what is on the slab. I see you shiver with antici... pation! :D
W Rocky Horror Picture Show to chyba o co innego chodziło, jak o propagowanie tolerancji i miłości ;]
Co prawda nie pisałem o propagowaniu tolerancji i miłości, ale to też mógłbym mieć na myśli. Z drugiej strony daleko mi do egalitaryzmu, ale to rozmowa na dłuższy i inny wątek. A RHPS użyłem z przymrużeniem oka, przeca...
Baranku: gartuluję, dorobiłeś się parodii swojego tekstu (o tu). Parodia ta nie jest najwyższych lotów (tzn jest do dupy), ale sam fakt nobilituje oryginał :)
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
Wydaje mi sie, że zidentyfikowałem Romana. (wysoki, kostyczny, z charakterystycznym grymasem na twarzy znak szczególny stara ministerialna teka pd pachą) To ten, czy nie ten? Ciekawe też, czym załatwili księdza Marka. Damską torebką? fajny, dowipny szorcik. Pozdrawiam.
Rinos - e tam, ja pierwsza miałam parodię własnego tekstu:P
Ktoś tu chyba myli gejów z transwestytami.
Ja nadal uważam, że Autorowi chodziło o upośledzoną psychicznie i społecznie grupę hetero i homoseksualnych transseksualistów i tranwestytów.
Selena: podaj, pliz, oba linki
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
Opko w porządku, ale końcówka wydaje mi się słabsza od reszty.
Babska logika rządzi!
A mnie martwi los szofera Sławka – wysiadł, wyrzucił czapkę i poszedł w nieznane…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.