- Opowiadanie: mondrzej - Śniąc z demonami cz.1

Śniąc z demonami cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śniąc z demonami cz.1

Jest ciepła lipcowa noc roku 1815. Młody chłopak imieniem Alojzy pochodzący z średnio zamożnej rodziny chłopskiej. Był najmłodszym z czwórki braci, lecz chodź nie jeden raz wysilał swą pamięć, ledwo przypominał sobie swych braci, gdyż zostali oni powołani do służby wojskowej w cesarstwie austriackim, gdy on miał 3 latka a różnica wieku między, nim a następnym z braci wynosiła 15 lat . Od czasu rozłąki, choć minęło długie 7 lat rodzina wiedziała o chłopcach tylko, tyle że zakończyli służbę, lecz, gdzie się udali tego nie wiedział nikt. Wszyscy byli z tego powodu pogrążeni w niezwykłym smutku i nieustanie oczekując na tak upragnionych przybyszów musieli żyć i pracować bardzo ciężko na roli aby móc coś jeść.

Alojzy zerwał się w środku nocy z bardzo dziwnego jak mu się wydawało snu. Siedział cały mokry na swym łózko i przez długą chwile siedział oświetlony blaskiem księżyca nie mogąc zrozumieć co się działo z, nim, podczas gdy spał. Ten tak naprawdę podrostek, gdyż miał dopiero dziesięć lat, miał wrażenie, że on sam opuszczał w jakiś nie wyjaśniony sposób swoje ciało. Nie trwało to długo, gdyż przerażony widmem śmierci zaraz poczuł, że jego duch powraca z powrotem na swe miejsce i w tym samym momencie obudził się niezwykle wystraszony. Po tak mocnych przeżyciach nie mógł usnąć przez resztę wieczoru, choć do poranka na szczęście nie zostało już dużo czasu .w jego głowie kłębiło się tysiące myśli na minute mówił sam do siebie, ledwo słyszalnym nawet dla siebie szeptem

-Co to było? Czy ja umierałem? Nie to niemożliwe przecież jestem taki młody

Z takimi myślami walczył do poranka aż pierwsze promienie słońca wpadły przez okno i padły na jego twarz. Gdy poczuł przyjemne ciepło na swym czole postanowił wstać z łózka, gdyż cała noc próbował jeszcze zasnąć. Jak zawsze pierwszą rzeczą jaka zrobił po wstaniu z łóżka klęknął przy, nim i zmówił szybko pacierz. W tym czasie jego rodzice również się obudzili i podobnie do syna zaraz uklęknęli do modlitwy, gdyż była to niezwykle pobożna rodzina. Po śniadaniu pokryty już siwym włosem ojciec zabrał swą jedyną pociechę pozostała w domu, by tan pomógł mu w obejściu, gdyż zwierząt gospodarstwie było dużo a młody Alojzy zrobił wiele szybciej wiele rzeczy niż starszy już Leon. Po około godzinie pracy udali się wolnym krokiem w stronę domu aby się czegoś napić i mieli ruszać dalej do pracy przy koszeniu łąki, gdyż ta zarosła tak bardzo, jak, by chciała powiedzieć zetnijcie tą trawę. Lecz plany pokrzyżował, im widok dwóch żołnierzy w mundurach w żaden sposób nie podobnych do tych austriackich. Zadziwiło to niezwykle mężczyznę a chłopca zaciekawił widok żołnierzy. Ujrzawszy ich jeden z konnych zsiadł z konia i z smutkiem wypisanym na twarzy zapytał ojca

-Czy to pan nazywa się Leon Nowodajski

-Tak to ja, o co chodzi

Wtedy żołnierz wyciągnął z kieszeni wojskowej marynarki list i z jeszcze większym smutkiem i żalem na twarzy powiedział

-Może być pan pełny dumy z swych trzech synów walczących pod sztandarami legionów polskich u boku Napoleona Bonaparte, lecz muszę niestety przekazać panu tragiczną wiadomość o śmierci pana pełnych poświecenia i nieodżałowanych synach

Po tych słowach żołnierz wręczył Ojcu list po, którego otrzymani dorosły mężczyzna zaczął płakać jak dziecko a Alojzy nie mogąc uwierzyć w usłyszane słowa stał wryty jak słup soli i uronił kilka łez. Halina wypadłszy z domu słysząc wcześniejsze rozmowy i obecny płacz męża wyszła z domu i usłyszawszy tragiczne wieści zaczęła szlochać tak okrutnie, że wydawało się, że wypłacze sobie całe oczy. Obaj jeźdźcy poruszeni tym widokiem starali się pocieszyć plącząca rodzinę pogrążaną w żałobie, lecz nie mogąc zostać zbyt długo musieli odjechać, gdyż mieli jeszcze wiele pracy. Gdyby ktokolwiek, wtedy patrzył na to zdarzenie z boku zobaczył, by dwóch konnych odjeżdżających powoli drogą wśród pól pokrytych niedojrzałymi zbożami na tle górzystego terenu pokrytego licznymi polami uprawnymi i co z rzadka stojącymi wiejskimi chatami z dymiącymi niewielkimi ciemnymi strużkami dymu, a za nimi została trójka ludzi, którzy w swym nieprzebranym żalu i bólu po stracie najbliższych przypominali bardziej cienie lub posągi stojące bez ruchu, z których oczu patrzących tępo i bez życia przed siebie, lecz nikt tego nie widział , nikt nic powiedział. W tak ponurej i milczącej atmosferze mijały kolejne dni na pracy i pełnym smutku rozmyślaniu. Dla całej trójki, lecz w szczególności dla rodziców to wydarzenie stanowiło śmierć za życia, gdyż wszystko straciło smak, zapach, kolor, była tylko nieprzebrana pustka. Lecz z nadejściem niedzieli nastał dla domowników chyba najtrudniejszy dzień tygodnia, okres, w którym nie mogli pogrążyć się w pracy aby, choć na chwile zapomnieć, aby, chociaż przez chwile móc nie myśleć o tej tragicznej wiadomości. Cała trójka wstała, skoro świt zaraz po tym jak pierwszy raz zapiał kur. Po zjedzonym śniadaniu i ubraniu się w najbardziej eleganckie ubrania jakie tylko mieli udali się spokojnym krokiem w stronę kościoła, do którego wybrali się na poranną msze. Leon i Halina szli kilka kroków przed Alojzym . Jedyną rzeczą o jakiej byli w stanie myśleć i mówić to była sprawa mszy w intencji poległych synów, lecz podczas tych rozmów nie uronili ani jednej łzy, gdyż oczy ich były wyschłe i nie została a nich ani jedna łza. Chłopiec maszerując za nimi i słuchając ich rozmów starał się ze wszystkich sił przypomnieć, choćby strzępy wspomnień o swych starszych braciach. Jedynymi rzeczami jakie świtały w jego głowie było to, że dwóch z nich było średniego wzrostu i byli również przeciętnie zbudowani, lecz najstarszy z nich był nad podziw wysoki i dobrze zbudowany, lecz wszystkich ich łączyły ciemne wręcz czarne włosy. Tak maszerując nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do bram kościoła. Po uczestnictwie w mszy przed, która cała rodzina przystąpiła do spowiedzi udali się do zakrystii w celu proszenia księdza msze w intencji poległych na wojnie synów. Wychodząc z zakrystii po rozmowie z kapłanem byli odrobinę spokojniejsi. Ich spokój jednak nie trwał jednak długo, gdyż wraz z nadejściem nocy do Alojzego znów powróciły dziwne sny, znów poczuł, ze opuszcza swe ciało podczas sny, lecz mimo strachu takiego samego jak w nocy poprzedzającej informacje o śmieci rodzeństwa nie wracał z powrotem, nie zrywał się ze snu. W pewnym momencie zaczął słyszeć dziwne głosy otaczającego ze wszystkich stron spostrzegł również ze znajduje się w dziwnym miejscu przypominającym jego okolice, lecz było tam ciemno cała okolica pokryta czymś w rodzaju szarej gęstej mgły, która nie pozwalała mu widzieć dalej niż na sto metrów, lecz widział, a co gorsze czół to całym sobą, że to miejsce pozbawione jest życia w sensie jaki dotąd znał wypełnione jest czymś dziwnym nieopisywalnym. Nagle spostrzegł wyłaniającą się w jego widnokręgu dziwną sylwetkę nieprzypominającą w żaden sposób żadne znane mu żywe stworzenie. To coś zbliżało się do niego bardzo powoli strach chłopce wzrastał coraz bardziej z każdym krokiem tego czegoś czego nawet nie można było nazwać żadnym słowem jakie znał chłopiec. Strach okrywał Alojzego coraz bardziej chciał krzyczeć, lecz nie mógł, gdyż czuł jakby ktoś zasłaniał mu usta, chciał ociekać, lecz nogi stały się, jak betonowe słupy jedyną myślą jaka kołata w jego głowie było z tond uciec. Więc stał i patrzył przerażonym wzrokiem na zbliżającą się bestie i widział, że jej dziwne zdeformowane ciało nie jest stworzone z fizycznej materii jest raczej czymś w stylu cienia, leczy, gdy popatrzył na siebie spostrzegł ze jego ciało również inne stworzone jakby z otaczającej go mgły. Lecz nie zdążył już nic więcej pomyśleć ani zrobić, gdyż ujrzał przed sobą tego, który go tak przerażał.

-Kim jesteś?– odezwał się przerażony Alojzy

-Powiedzmy ze mieszkańcem tej krainy, zresztą jednym z wielu-, po czym uśmiechnął się w tak okropny sposób, że przeraził, by się go nawet najodważniejszy człowiek

-Ale co ja tu robię nic nie rozumie ja się boję i jakiej krainie ty mówisz?

-Jest to miejsce, gdzie nie liczy żadna cielesność, czas i miejsce nie gra roli, gdyż można się w nich przemieszczać do woli, jeśli tylko się umie i przede wszystkim można tu posiąść wiedzę znaną tylko nielicznym wybrańcom

-Ja nie chce posiadać żadnej wiedzy ja chce z tond odejść chce wrócić do siebie – krzyknął z całych sił zrywając ostatnie resztki więzów strachu z swoich ust

-Spokojnie chłopcze wraz z świtem wrócisz do swego świata nie obawiaj się i jeszcze raz się zastanów nad zglebieniem wiedzy

Lecz dziwny rozmówca nie zdołał dokończyć zdania, gdyż jego słowa zostały zagłuszone krzykiem

-Nie o świcie chce wrócić natychmiast, wypuść mnie, bo wiem, że to ty mnie tu ściągnąłeś i uwięziłeś, chce stąd odejść i nigdy tu nie wracać

-Tak to prawda ja ci pomogłem się tu dostać a w zasadzie to cie tu przyciągnąłem, choć bez wiedzy, która chce ci ofiarować i tak nie zrozumiesz, jak tego dokonałem, a jeśli chodzi o twój powrót tutaj to na pewno to nastąpi i zobaczysz spodoba ci się tutaj

-Nie na pewno tu mi się nie spodoba

-Przekonasz się

Po tej rozmowie nastąpiło dziwne szarpnięcie i nagle świadomość na nowo połączyły się z ciałem. Gdy nastąpiło całkowite zjednoczenie Alojzy zerwał się z swego łóżka popatrzył szybko po pokoju czy nikogo nie obudził i z przerażeniem myślał o tym co się stało. Przez pewien czas bił się z myślami czy powiedzieć komuś o tym zdarzeniu, gdyż nie zdarzyło się już to pierwszy raz a na domiar złego teraz przybrało jeszcze straszniejszą formę. Podczas tych rozważań postanowił, że spróbuje zasnąć, choć jego serce było nadal gęstym i ciążącym mu strachem. Przyłożył coraz bardziej ciążąca mu ze zmęczenia głowę do poduszki i modlił się aby sen, który miał dać odpoczynek, a nie nowa porcje lęku nadszedł szybko, lecz tak się nie działo sen skradał się nadzwyczaj opieszale. Podczas tej nierównej gry upływającego czasu z zaciskającym się niezwykle powoli objęciem Morfeusza zapadła kluczowa decyzje tych nocnym rozważań a brzmiała ona „nie mówię nic za bardzo się boję reakcji na tą informacje, przecież rany na zbolałych duszach rodziców są zbyt świeże i głębokie aby tworzyć nowe". Tak upłynął czas do poranka, gdy znów ciepłe i delikatne promienie słońce padły an wszystkich śpiących domowników i wyznaczyły czas na poranny pacierz mający rozpocząć następny dzień ciężkiej pracy. W taki sposób upływały kolejne dni zbliżające wszystkich do nadchodzącej coraz szybciej zimy. Gnały one przed siebie jak konie mocno smagane po plecach batem woźnicy zlewając się w jedną całość tak, że mijające tygodnie dała możliwości tylko tylko niedziela, kiedy następowała krótka przerwa w tym szaleńczym biegu. Właśnie w ten dzień można było spotkać sunącą niczym cień między okolicznymi polami i drzewami rodzinę Nowodajskich. Początkowo wędrowali w milczeniu, lecz z czasem na początku prawie, że szeptem potem coraz głośniej częściej i dłużej można było słyszeć tocząc się między nimi rozmowy, lecz czasem można było widzieć sunącego powoli z opuszczą głową lub patrzącego nieprzytomnie przed siebie chłopca, który miał twarz smutną i zmartwioną twarz. Młodzieńca trapiło to, że jego nocne widzenia występowały coraz częściej powoli przestał się ich bać, a nawet coraz bardziej ich oczekiwał. Jednak nie to go przerażało najbardziej a fakt, że odczuwa coraz większy lęk przed wszystkim co święte a coraz bardziej interesuje go mroczna strona duchowości człowieka.

Koniec

Komentarze

Jest ciepła lipcowa noc roku 1815. Młody chłopak imieniem Alojzy pochodzący z średnio zamożnej rodziny chłopskiej. (Tu powinien być raczej przecinek, bo zdanie przed kropką jest ni w pięć ni w dziesięć pasujące do kontekstu)Był najmłodszym z czwórki braci, lecz chodź nie jeden raz wysilał swą pamięć(cudzej by raczej nie wysilał), ledwo przypominał sobie swych braci, gdyż zostali oni powołani do służby wojskowej w cesarstwie austriackim, gdy on miał 3 latka a różnica wieku między, nim a następnym z braci wynosiła 15 lat ( A gdyby wynosiła dwadzieścia, to coś by to zmieniło? Ważne, że był mały i ich nie pamiętał)

Od czasu rozłąki, choć minęło długie 7 (Liczby w literaturze zapisujemy raczej słownie) lat rodzina wiedziała o chłopcach tylko, tyle że zakończyli służbę, lecz, gdzie się udali tego nie wiedział nikt. Wszyscy byli z tego powodu pogrążeni w niezwykłym smutku (Czymże różni się ten niezwykły smutek od zwykłego?)  i nieustanie oczekując na tak upragnionych przybyszów (Brzmi, jakby do domu miał zawitać ktoś obcy. A to przecież rodzina była. Więc raczej powinno być, że np. rodzice czekali na powrót synów, czy coś takiego)musieli żyć i pracować bardzo ciężko na roli aby móc coś jeść.
Alojzy zerwał się w środku nocy z bardzo dziwnego jak mu się wydawało snu. Siedział cały mokry na swym łózko i przez długą chwile siedział (powtórzenie)oświetlony blaskiem księżyca nie mogąc zrozumieć co się działo z, nim, podczas gdy spał. (Podczas snu chyba. I co się mogło z nim dziać? Raczej leżał i spał, ew. mógł wrzeszczeć albo się wiercić, ale skoro spał, to wątpliwe by o tym wiedział, jeśli się z krzykiem na ustach nie obudził)Ten tak naprawdę podrostek, gdyż miał dopiero dziesięć lat, miał wrażenie, że on sam opuszczał w jakiś nie wyjaśniony sposób swoje ciało. ( No tak, przecież mógł opuszczać z kolegami) Nie trwało to długo, gdyż przerażony widmem śmierci zaraz poczuł, że jego duch powraca z powrotem na swe miejsce i w tym samym momencie obudził się niezwykle wystraszony. Po tak mocnych przeżyciach nie mógł usnąć przez resztę wieczoru, choć do poranka na szczęście nie zostało już dużo czasu (To jaki to był wieczór, skoro niedługo miał nastać poranek? Toż to głęboka noc przecież była).w jego głowie kłębiło się tysiące myśli na minute mówił sam do siebie, ledwo słyszalnym nawet dla siebie szeptem (No bez jaj…)

Dotąd doczytałem. Tekst - masakra. Interpunkcja leży i kwiczy, styl cieniutki, pełno błędów logicznych, powtórzeń, nadopisów i zaimkozy.

Zanim wrzucisz kolejną część, odstaw ją na jakiś czas, wyłap błędy, głupawe porównania, powtórzenia, niepotrzebne zaimki itp. itd, a może będzie się nadawała do czytania :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jest ciepła lipcowa noc roku 1815. Młody chłopak imieniem Alojzy pochodzący z średnio zamożnej rodziny chłopskiej. (Tu powinien być raczej przecinek, bo zdanie przed kropką jest ni w pięć ni w dziesięć pasujące do kontekstu)Był najmłodszym z czwórki braci, lecz chodź nie jeden raz wysilał swą pamięć(cudzej by raczej nie wysilał), ledwo przypominał sobie swych braci, gdyż zostali oni powołani do służby wojskowej w cesarstwie austriackim, gdy on miał 3 latka a różnica wieku między, nim a następnym z braci wynosiła 15 lat ( A gdyby wynosiła dwadzieścia, to coś by to zmieniło? Ważne, że był mały i ich nie pamiętał)

Od czasu rozłąki, choć minęło długie 7 (Liczby w literaturze zapisujemy raczej słownie) lat rodzina wiedziała o chłopcach tylko, tyle że zakończyli służbę, lecz, gdzie się udali tego nie wiedział nikt. Wszyscy byli z tego powodu pogrążeni w niezwykłym smutku (Czymże różni się ten niezwykły smutek od zwykłego?)  i nieustanie oczekując na tak upragnionych przybyszów (Brzmi, jakby do domu miał zawitać ktoś obcy. A to przecież rodzina była. Więc raczej powinno być, że np. rodzice czekali na powrót synów, czy coś takiego)musieli żyć i pracować bardzo ciężko na roli aby móc coś jeść.
Alojzy zerwał się w środku nocy z bardzo dziwnego jak mu się wydawało snu. Siedział cały mokry na swym łózko i przez długą chwile siedział (powtórzenie)oświetlony blaskiem księżyca nie mogąc zrozumieć co się działo z, nim, podczas gdy spał. (Podczas snu chyba. I co się mogło z nim dziać? Raczej leżał i spał, ew. mógł wrzeszczeć albo się wiercić, ale skoro spał, to wątpliwe by o tym wiedział, jeśli się z krzykiem na ustach nie obudził)Ten tak naprawdę podrostek, gdyż miał dopiero dziesięć lat, miał wrażenie, że on sam opuszczał w jakiś nie wyjaśniony sposób swoje ciało. ( No tak, przecież mógł opuszczać z kolegami) Nie trwało to długo, gdyż przerażony widmem śmierci zaraz poczuł, że jego duch powraca z powrotem na swe miejsce i w tym samym momencie obudził się niezwykle wystraszony. Po tak mocnych przeżyciach nie mógł usnąć przez resztę wieczoru, choć do poranka na szczęście nie zostało już dużo czasu (To jaki to był wieczór, skoro niedługo miał nastać poranek? Toż to głęboka noc przecież była).w jego głowie kłębiło się tysiące myśli na minute mówił sam do siebie, ledwo słyszalnym nawet dla siebie szeptem (No bez jaj…)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Wow, że też ci się chciało, Fas.

Przyznam szczerze, że do tej pory sądziłem, że tak masakryczna grafomania istnieje tylko w legendach. Tekst jest napisany fatalnie i w języku, którego nie znam - bo na pewno nie jest to język polski. Autor nie ma pojęcia o interpunkcji, ortografii, gramatyce, składni, no kurde o niczym.

Jednym słowem: tragedia. Do słów Fasolettiego dodam tylko, żebyś dał to komuś do przeczytania, zanim wstawisz kolejne części.

Pozdrawiam.

Ten tekst zniszczył mi mózg, a przynajmniej płaty odpowiadające za odczucia estetyczne. A na serio, to mogę się przyłączyć do komentarza Eferelina i Fas'a. Nowych błędów nie wymienię, przyznaję się też, że nie przebrnąłem przez całość. Nie da się. Po prostu się nie da, mimo, że tekst nie jest powalająco długi. A styl? No cóż, niech to będzie jego próbka:
Po zjedzonym śniadaniu i ubraniu się w najbardziej eleganckie ubrania jakie tylko mieli udali się spokojnym krokiem w stronę kościoła, do którego wybrali się na poranną msze. 
Pozbawione interpunkcji, pełne nieistotnych szczegółów (ani nie budują klimatu, ani nie służą fabule) i powtórzeń (udali się i wybrali do, dwa razy o tym samym), drewno. 

Po śniadaniu pokryty już siwym włosem ojciec zabrał swą jedyną pociechę pozostała w domu, by tan pomógł mu w obejściu, gdyż zwierząt gospodarstwie było dużo a młody Alojzy zrobił wiele szybciej wiele rzeczy niż starszy już Leon.
Nie mam siły komentować tak obszernie jak poprzednicy, bo jestem zajęta zbieraniem swojej szczęki z podłogi ;) Jeden z najcudowniej źle napisanych tekstów, jakie czytałam. Po prostu wszystko jest w nim źle. Ortografia, interpunkcja, styl... Na tym tekście można się uczyć jak nie pisać. Podejrzewam, że przed wrzuceniem nawet sam go nie przeczytałeś. Nie wrzucaj drugiej części, bardzo cię proszę. Popraw pierwszą, a właściwie napisz ją od nowa, bo sam pomysł, do którego dokopujemy się pod koniec, nie jest zły, a nawet może być ciekawy.

Po tych komentarzach widać jak wiele jeszcze przede mną, ale mam do was jeszcze jedno pytanie jako do ludzi bardziej doświadczonych w pisaniu, a konkretnie czy jest w ogóle jakiś sens na dalszą prace czy widzicie po tym tekście, choć minimalny cień nadziei na to, że nawet w perspektywie dalszej przyszłości będę w stanie napisać coś, co będzie, choćby średnio technicznie wykonane czy lepiej żebym zajął się po prostu czym innym . Z góry dziękuje za odpowiedzi i za te komarze, które już są napisane.

Oczywiście, że jest sens. Ćwiczenie czyni mistrza, nikt nie rodzi się z darem pisania. Jedni mają większe predyspozycje, inni mniejsze, ale trzeba szkolić się w sztuce. Problem polega na tym, że większości osób nie chce się. Wolą iść na skróty, nie zastosują się do rad, tylko napiszą kolejny tekst i kolejny, i kolejny, zazwyczaj wszystkie na tym samym poziomie. 
I Dużo czytaj. Sięgaj po klasykę, od niej nie da się uciec. Bez czytania nie ma pisania. Bez pisania nie ma czytania. 
II Pomyśl o czym chcesz napisać tekst, o czym ma on być. Zrób plan wydarzeń i przeczytaj go osobie trzeciej. Zapytaj się czy wszystko wydaje jej się logiczne. Pisz zgodnie z planem, a ewentualne zmiany traktuj z ostrożnością.  
III Poczytaj sobie, legendarny już ,,Kącik złamanych piór", czy inne pomoce typu ,,jak pisać, czego unikać". Niektóre rady masz podane wprost na tym portalu.
IV Korzystaj ze słownika synonimów i słownika PWN Języka Polskiego.
To tyle, może ktoś dorzuci coś pomocnego:). 

Wymieniłeś wszystko, co ma znaczenie praktyczne, Orsonie.
->mondrzej. To nie praca, to kamieniołomy i galery przed Tobą. Nie straszę, tylko informuję. Ale warto potyrać. Po zawsze trudnych początkach nagle samo zaczyna iść z górki; interpunkcja nie straszna, słowa się nie mylą, ale karnym szeregiem spływają na ekran... Powodzenia.

Oczywiście, że jest sens pisać. Wszystkiego trzeba się nauczyć. Jeśli się odpowiednio przyłożysz, na pewno z czasem będzie coraz lepiej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dziękuje wam za rady i z tego dziadostwa, które tu zamieściłem wiek przynajmniej, ile mnie pracy jeszcze czeka i wiem również, na co bardziej uwagę zwracać, a jeśli chodzi o wiedzę o czym piszę to akurat z tym nie mam większych problemów tylko jak widać samo wykonanie leży i to niżej niż na dnie

mondrzej, zawsze może być gorzej :P Więc bierz się do roboty i próbuj do skutku. Zgnoją Cię na portalu, to zgnoją, ale co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Z każdego wpierdolu wyjdziesz z twardszą dupą i nowymi doświadczeniami :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Polecam przed publikacją kilkukrotnie przeczytać odpowiadanie wyłącznie pod kątem ortografii, literówek i powtórzeń. Teraz fabuła. O co tu chodzi, jaka jest zależność między tytułem a istotą, która pojawia się we śnie Alojzego (asumuję, że to ten "demon")? Opowiadanie trochę nie trzyma się kupy. No i trochę krótkie. Generalnie, sam trochę eksperymentując z pisaniem, w związku z limitem niektórych konkursów (max 5 stron a4), ustawiłem go sobie jako minimum i tobie też polecam. Trudno mi cię ocenić, gdyż nawet nie jestem w stanie domyślić się, co mogłeś mieć na myśli pisząc opowiadanie.

PS: Dużo literatury. Po języku widać, że za mało czytasz.

Całe opowiadanie miało się kręcić wokół opętanie chłopca. Kwestia tytułu to miał mieć znacznie, że to zło (tytułowe demony) wkradło się do niego właśnie przez sen wkraść co widać bardzo nie umiejętnie opisywałem, ale teraz muszę dużo nadrobić i napisać to zupełnie od zera w zupełnie inny sposób, żeby to miało ręce i nogi

 Jeśli ma ci coś doradzić to pisz erotyki. Pisze to bez krzty ironii. Napisz z dwa opowiadania erotyczne stosując się do porad  jakie otrzymałeś. Z własnego doświadczenia mówię że to znacząco poprawia późniejszą jakość normalnych opowiadań. 

Od siebie poradziłabym zaznajomić się z teorią - gramatyką, interpunkcją. A później poćwiczyć na jakiś krótkich tekstach - samcyh opisach tego, co widzisz, dialogach. I wielokrotnie czytać zdanie po zdaniu, słowo po słowie. Dopiero jak to się opanuje, to można zająć się opowiadaniami. Ale na początek też najlepiej w punktach wypisać sobie, co chce się pisać, by całość się z sobą łączyła i miała jakiś sens.

Co do erotyki, to jak dla mnie to wyższa szkoła pisania. Ciężko się pisze coś, by nie było ani wulgarne, ani nudne czy w stylu harlequinów...

Nowa Fantastyka