- Opowiadanie: GaPa - Scena z życia po Strasznej Katastrofie, czyli o tym, że (...) - (krótkie)

Scena z życia po Strasznej Katastrofie, czyli o tym, że (...) - (krótkie)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Scena z życia po Strasznej Katastrofie, czyli o tym, że (...) - (krótkie)

Scena z życia po Strasznej Katastrofie, czyli o tym, że pewne rzeczy się zmieniły, ale inne pozostały jak były.

 

 

Delikatnie wyśliznął się ze snu. Wszystko było idealne – temperatura i wilgotność powietrza, twardość materaca. Obok leżała jego partnerka, o równie doskonałej powłoce cielesnej jak jego. Też już rozbudzona. To obecnie zamykało listę żywych mieszkańców tego schronu. Leniwie rozejrzał się po schludnym, nowocześnie wyposażonym pomieszczeniu, ale nic nie powiedział, więc wylegiwali się w milczeniu.

 

W końcu dziewczyna popatrzyła na niego zamyślona.

 

– Śniadanko? – zapytała niewinnym głosem.

 

– Może być – odpowiedział ziewając, bo był jeszcze trochę zaspany.

 

No i znowu dał się złapać, bo krzyknęła:

 

– Dziś twoja kolej! Ha ha ha, najdroższy. Mój pomysłowy gościu, filozofie, burzycielu, kochanku, mężczyzno, wywrotowcu, obwiesiu-kolesiu… (Ostatnio pasjonowali się wyszukiwaniem nieformalnych zwrotów, powszechnie używanych przed Katastrofą w procesie komunikacji).

 

– Dobra, dobra, dość już tych… przekomarzań.

 

– Może wiec troszkę przymuszę? Bzzzzzzzz… – Pomachała mu ręką przed twarzą, naśladując szalony lot owada.

 

Wprawiło go to w dobry nastrój. Hodowali kiedyś samca muchy. Obecność stworzenia zawsze napawała go optymizmem – ta jego niezwykła żywotność, pasja latania. Przypomniał sobie, jak budziło go co rano, czule spacerując po twarzy. Pogodne wspomnienia mucha przesłaniał jednak cień. Zabrali go kiedyś w jedną z nielicznych, obowiązkowych wypraw do sąsiadów, nie wiedząc, że posiadają oni pająka i doszło do przykrego incydentu. Nie winił jednak twórcy misternej pajęczyny – jego gatunek od dawna przecież współegzystował z rasą ludzką. I, choć trudno teraz w to uwierzyć, takie było jego główne, społecznie akceptowane zadanie – chwytać i unieszkodliwiać drobne, żywe istoty, występujące niegdyś w nadmiarze. Teraz zastanawiali się nad zakupem drewniaka widełkowca.

 

– Przestań – powiedział, parskając śmiechem.

 

Uśmiechnęła się tylko zadowolona i zaczęła stymulować jego męskość.

 

– Prze, stań, prze, stań. No prę i prę, i nie staje. Ha ha ha.

 

– Jaka dziś panna mocna w gębie.

 

– W gębie paszczy? Mój ty oralny oraczu, królu włochaczu. – Otworzyła usta i wystawiła język. W obleśny, ordynarny sposób.

 

Usiadł w łóżku, nagle rozzłoszczony.

 

– Na co dziś miałaś zaprogramowany sen?

 

– Na nico – odparła zadziornie.

 

Zdziwiło go to. Co prawda nie stanowiło to przestępstwa – o ile nie powtarzało się zbyt często – to jednak trochę odstawało od normy. Wprowadzało pewien element niestałości, mogący zakłócić delikatną równowagę. Chciał przypomnieć o wadze tej czynności, jednak napotkał jej wojowniczy wzrok i zrezygnował.

 

– Wydaje mi się, że dziś jednak twoja kolej na przygotowanie śniadania. – Starał się nadać swemu głosowi jak najbardziej autorytatywny, przekonywujący ton.

 

– O nie, nie wrobisz mnie. Dziś ty. Zresztą, to był twój pomysł. Gdyby nie…

 

– Dobra, dobra, nie musisz wypominać. Niech to haczyk.

 

Faktycznie była to jego idea. Przez krótki czas takie rozwiązanie było dość modne, stąd zakup urządzenia. Buduje charakter – głosiła reklama. Jednak moda szybko przeminęła, a on, z przekory chyba, zatrzymał Jednookiego. Sam nie wiedział, co nim kierowało. Ale duma nie pozwalała mu teraz na zrezygnowanie. Jednak, tak nie chciało mu się wstawać… Spróbował więc z innej strony.

 

– Komputerze domowy, gotowyś przyjąć kod nowy?

 

Choć dzięcioł dziób ma nie od parady

wyschniętej akacji nie da rady – wydobyło się z głośnika. Głos należał do Velmy, mózgu paczki dzieciaków ze starożytnej kreskówki dla dzieci o przygodach czteronożnego ssaka – Scooby Doo i jego ludzkich przyjaciół.

 

Dziewczyna w łóżku dostała napadu śmiechu. Wierszująca maszyna to też jego zasługa. Wrócił kiedyś z Zewnątrz, po czym zaprawił się, aż do urwania filmu. Kiedy odzyskał świadomość, jego komputer gadał już tylko tymi rymami. I nie pozwalał zaprogramować porannego posiłku. Bezskutecznie próbował teraz odzyskać pełnię władzy nad maszyną. Niejasno pamiętał tylko, że ustawione przez niego hasło odblokowujące dostęp do wymaganych ku temu opcji konfiguracyjnych to też jakiś wierszyk. Spróbował więc raz jeszcze, ale bez nadziei na sukces.

 

– Pech, dwa ziarnka grochu, słuchać masz mnie choć… trochu?

 

Choćbyś nieźle się wybulił,

domu nie kupisz na drugiej półkuli.

 

Druga półkula – wyjałowione połacie ziemi bez życia. Poczuł się nagle przygnębiony, dziewczyna też zesztywniała. To przypomniało im o dość wygodnym życiu, jakie tu prowadzą, bardzo zautomatyzowanym i poukładanym. Odkąd pamiętał… Zresztą, czas działał teraz na ich korzyść. Przyjdzie pora, gdy znowu będzie można swobodnie podróżować po świecie, bez użycia tej całej aparatury i sprzętu. To musi być dziwne uczucie, pomyślał. Po prostu wyjść i iść, bez długich, żmudnych przygotowań, planowania każdego kroku.

 

– No nie siedź taki nabzdyczony – powiedziała jego kobieta, obejmując go. Pomimo wielu wspólnie spędzonych lat, wciąż dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Wiedział, że w dużej mierze jest to zasługa aparatu Ztanza, przez niektórych utożsamianego wyłącznie z programatorem snów. Do licha, pomyślał, to urządzenie jest dla naszego przetrwania ważniejsze nawet niż te wielkie osłony i pozostałe skomplikowane systemy ochronne.

 

– Może ty spróbujesz odgadnąć hasło? – zapytał pojednawczo.

 

Zastanawiała się przez chwilę.

 

– Można moszna goni chrabąszcza?

 

- I najszybszego sprintera

dopadnie cholera.

 

Zachichotała. Ją ciągle bawiły te słowne przepychanki, jego już jednak zaczęły irytować. Gdzieś w głębi też obawiał się, że w przypływie zaprawionej mocno weny twórczej uszkodził któryś z autonomicznych serwisów, odpowiedzialnych za podtrzymanie funkcji życiowych. Przykład paranoicznego myślenia, bo było to absolutnie niemożliwe. Ale jedyne dające pełną gwarancję spokoju rozwiązanie to reset ustawień i programowanie wszystkiego od nowa. A na to nie miał wcale ochoty. Byłby to zresztą dowód na uleganie irracjonalnym lękom. I koło się zamykało.

 

– A to przypadkiem nie twoja sprawka z tymi wierszykami? – Wymierzył jej kuksańca pod żebro.

 

– Chłopaku, gdybym wiedziała, że aż tak się wtedy załatwiłeś… Zresztą, jak wróciłeś zacząłeś ze mną wyprawiać takie rzeczy, że jeszcze mam dreszcze. Przyjemne dreszcze – zamruczała jak popularna niegdyś forma życia, kot.

 

– Nie ulegniesz?

 

– Och, już, uuuu-ległam… – Przeciągnęła się rozkosznie.

 

– Może jednak nastawię ci króciutki sen regeneracyjny? – zapytał podstępnie.

 

– Yhy, i jak się obudzę będę z miłością i szacunkiem spełniać twoje zachcianki? Jeśli nastawiam, to sama. Więc, co ze śniadaniem?

 

A więc impas, pomyślał. A nawet gorzej.

 

– Komputer, jak nie zajmiesz się śniadaniem to skasuję ci pamięć. Nie pozbierasz się po tym, zgniłku.

 

– Ani się waż – powiedziała ona.

 

Co spotka siedmiokropka

gdy przyśnie na drodze do żłobka? – dodała Velma.

 

Jego partnerka starała się zachować powagę.

 

– Śmiej się, proszę, śmiało. Ja muszę tyrać, zasuwać, a ty sobie leż. Zaś ty, bestio… – Mężczyzna wycelował palcem w monitor.

 

Nie dokończył jednak groźby, niemrawo zwlókł się z łóżka.

 

– Będę tęskniła, uważaj na siebie – zawołała z emfazą.

 

Pokręcił głową z dezaprobatą, ale już nic nie powiedział. Podszedł do konsoli i wcisnął przycisk w kształcie głowy pirata z czerwoną przepaską na oku. Przymocowana na dole tabliczka głosiła:

 

 

JEDNOOKI

 

UTYTUŁOWANE ŚNIADANIA

 

 

 

– Przejmuję dowodzenie, szczury lądowe – groźnie obwieścił pirat.

 

Już po chwili tace z przygotowanym przez maszynę posiłkiem znalazły się na łóżku. Mężczyzna z przyjemnością patrzył na parujące potrawy. Teraz można już się byczyć. A jutro jej kolej, pomyślał zadowolony.

 

Koniec

Komentarze

Nie bardzo wiem co o tym tekście napisać. Technicznie nic tam jakiegoś rzucającego się w oczy nie wyłapałem. Fabularnie... Hmm... Taka scenka z życia. Ani w pamięci nie pozostaje, ani emocji za specjalnych nie budzi. Przeczytać i zapomnieć...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Generalnie czytało się to dobrze

To jest tak na prawdę scenka z życia człowieka w schronie. I tyle wiemy o świecie, że ludzie żyją w schronach. Gdyby nie było tutaj elementów fantastycznych, nic by się nie zmieniło. Poza tym złe nie było.

Znalazłem kilka koślawych stylistycznie sformułowań, tzn. bardziej niż sam tekst ;) Typu: powłoka cielesna, proces komunikacji, mucha przesłaniał, twórca misternej pajęczyny, stymulować męskość, idea (pomysł), mózg paczki dzieciaków, dziewczyna też zesztywniała, zaprawiona mocno wena twórcza, autonomiczny serwis. Część pewnie zamierzona, ale niemniej...

Dialogi sympatyczne.

PS. W moim prywatnym rankingu urządzeń-dziwolągów Jednooki przegrywa z maszyną, która robi wszystko na literę n. Sory.

Pozwolę sobie na być może mało konstrkutywny komentarz. Moim zdanem ten tekst był. Zaraz wychodzę i pewnie gdzieś między wiązaniem butów, a zamknięciem drzwi od domu zapomnę, że go kiedykolwiek czytałem. 

Taka sobie scenka, która z pewnością nie zapadnie w pamięć. Za to sprawnie napisana.

Pozdrawiam.

Toż to żarcik przecież, anegdotka, ku rozluźnieniu szczęki i przetrenowania dialogów.
Żeby przeczytać i zapomnieć.
A przegrać z maszyną, która robi wszystko na literę n żaden wstyd, tak samo jak polec z maszyną robiącą ping ;)
pzdr

Maszyna robiąca ping jest o pozycję za Hexem :p

Toż to żarcik przecież, anegdotka, ku rozluźnieniu szczęki i przetrenowania dialogów.Żeby przeczytać i zapomnieć.
 
Brzmi jak ,,nie traktujcie tego poważnie". To po co wrzucasz coś, co sam uważasz za kiepskie i ot takie, coś co nie reprezentuje (nawet Twoim zdaniem), wysokiego poziomu? Trochę brak szacunku, nie sądzisz?
Dobrze wiedzieć, nie będę zatem czytał Twoich tekstów, skoro z premedytacją wrzucasz takie żeby przeczytać i zapomnieć.

> 6Orson6
> Toż to żarcik przecież, anegdotka, ku rozluźnieniu szczęki i przetrenowania dialogów.Żeby
> przeczytać i zapomnieć.
> Brzmi jak ,,nie traktujcie tego poważnie".

Oczywiście, nie jest to dramat egzystencjalny, nie opowiada o dylematach, tragediach, ot, zwykły parominutowiec. Gdyby działały tagi wybrałbym błahe|krótkie|rozrywka, a nuż ktoś przeczyta, uśmiechnie się i... zapomni.

> Trochę brak szacunku, nie sądzisz?

A to już Pańska interpretacja, niezgodna z mymi zamierzeniami.

> Dobrze wiedzieć, nie będę zatem czytał Twoich tekstów, skoro z premedytacją wrzucasz takie
> żeby przeczytać i zapomnieć.

OK

pzdr

bardzo lubię autorów, którzy nie stawiają sobie za cel zrycia czytelniczej psychiki i pozostania w niej na zawsze :)
ode mnie - 4.
przeczytałem, jutro pewnie zapomnę, ale nick autora zapamiętam i będę szukał następnych tekstów.

> baranek

Właśnie, cisza, spokój, relaks... Właśnie tak miałem nastawiony sen. Obudziłem się i leniwie rozejrzałem.
- Wstałeś - mówi dziewczyna. Siedzi z podkulonymi nogami, przegląda sieć.
Nic nie odpowiadam, leżę z półprzymkniętymi powiekami.
- Pomalujemy schron? Jaki kolor byś wybrał? - rzuca znad ekranu.
- Może... czy ja wiem... zółty?
- Mój szefuncio
zażółci żółcią
- słychać głos Velmy.
Nie drażni mnie, dziewczyna chichocze, ja także.
- Zobacz, co udostępnili w sieci. Odzyskali dane z serwerów archive.org, znalazłam na archiwalnych stronach portalu fantastyka.pl opowiadanie o podobnym przypadku jak u nas. Gość wraca z Zewnątrz, trąbi wódę (przy trąbi się uśmiecha), przestawia komputer, i ten gada tylko wierszykami. Mają nawet Jednookiego.
Może mówi prawdę, a może dmucha mnie w balona. Nic nie odpowiadam, wpatruję się w nią.
- Nie kombinowałaś nic z moim snem? - pytam.
Uśmiecha się zalotnie, tajemniczo, więc przyciągam ją do siebie. Cisza, spokój, relaks...

Nowa Fantastyka