- Opowiadanie: Szymon Teżewski - Horyzont zdarzeń

Horyzont zdarzeń

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Horyzont zdarzeń

Mark Store sam zgło­sił się na NCore. Do­sko­na­le pa­mię­tał ten dzień, a w szcze­gól­no­ści mo­ment, kiedy przy­stoj­na ko­bie­ta w bia­łym far­tu­chu za­da­ła mu py­ta­nie:

– Czy zdaje pan sobie spra­wę z efek­tów re­la­ty­wi­stycz­nych ta­kiej po­dró­ży?

Teraz tylko się za­śmiał, za­ku­ty we wnę­trzu NCore, do­brych kil­ka­na­ście dni świetl­nych od Ziemi. Czy wtedy zda­wał sobie spra­wę? Na pewno nie, wcze­śniej na­czy­tał się po­pu­lar­no­nau­ko­wych ar­ty­ku­łów, ale na pewno nie był w sta­nie wy­obra­zić sobie wszyst­kich kon­se­kwen­cji.

Choć­by pro­sty fakt, że on po­sta­rzał się o pięć lat, a ta ko­bie­ta umar­ła całe wieki temu. Z ta­kich pro­za­icz­no-re­la­ty­wi­stycz­nych po­wo­dów Mark nie miał też przy­ja­ciół, je­że­li nie li­czyć Niny – głów­ne­go per­so­num NCore. Ktoś w za­mierz­chłej prze­szło­ści wpadł na po­mysł na­zy­wa­nia per­so­nów imio­na­mi ko­biet, Mark żar­to­wał sobie cza­sem z Niną, że mógł to być ten sam czło­wiek, który za­pro­po­no­wał po­dob­ne na­zew­nic­two hu­ra­ga­nów. A i po­wo­dy mogły być prze­cież po­dob­ne.

Sta­tus? – spy­tał Niny przez BCI. Słów uży­wa­li rzad­ko, od świę­ta i ra­czej do czy­sto przy­ja­ciel­skich roz­mów.

– 48 se­kund do celu.

Czyli za czter­dzie­ści osiem se­kund, a nawet już mniej, na­stą­pi gwał­tow­ne wy­ha­mo­wa­nie. Po­dró­że przy uży­ciu NCore nadal zdu­mie­wa­ły Marka. Wy­ha­mo­wa­nie z bli­sko­świetl­nej do zera i to w cza­sie bli­skim zeru, zdu­mie­wa­ją­ce. Gdyby coś po­szło nie tak i ha­mo­wa­nie prze­dłu­ży­ło się choć­by do ty­sięcz­nej czę­ści se­kun­dy – z Marka nie zo­sta­ła­by nawet mia­zga. To był nie­sa­mo­wi­ty mo­ment na po­gra­ni­czu życia i śmier­ci, który sta­no­wił o nie­zwy­kło­ści NCore i po­dob­nych mu stat­ków.

Sama po­dróż trwa­ła czę­sto kilka go­dzin, cza­sem kilka lub kil­ka­na­ście dni i je­dy­nym cie­ka­wym za­ję­ciem w jej trak­cie były roz­mo­wy z Niną. Przy pierw­szych po­dró­żach Marka fa­scy­no­wa­ło bar­dziej ob­ser­wo­wa­nie tego, co dzie­je się wokół stat­ku. Wszyst­ko sta­wa­ło się nie­bie­ska­we i zwę­ża­ło do nie­sa­mo­wi­cie ma­łych roz­mia­rów, wy­gi­na­jąc się jed­no­cze­śnie jak w ju­da­szu. Wpraw­dzie wszyst­ko przy­spie­sza­ło i ob­ser­wo­wa­ne pla­ne­ty zda­wa­ły się przy­po­mi­nać ra­czej elek­tro­ny – cięż­ko było stwier­dzić, gdzie wła­ści­wie znaj­du­je się pla­ne­ta, a jej ślad wska­zy­wał je­dy­nie na praw­do­po­do­bień­stwo, że może się tam znaj­do­wać. Bli­sko­świetl­na nadal była jed­nak zbyt wolna, a po­dró­że zbyt krót­kie, żeby Mark był w sta­nie zo­ba­czyć na­ro­dzi­ny gwiaz­dy, albo ko­li­zję ga­lak­tyk, która i tak z jego per­spek­ty­wy by­ła­by je­dy­nie abs­trak­cyj­nym wi­do­wi­skiem na­kła­da­ją­cych się na sie­bie po­wy­gi­na­nych łuków. Nina opra­co­wa­ła nawet spe­cjal­ny spo­sób kom­pen­sa­cji czę­ści za­kłó­ceń ob­ra­zu przy bli­sko­świetl­nej, ale Mar­ko­wi szyb­ko znu­dzi­ło się to oglą­da­nie.

Zbyt do­bit­nie przy­po­mi­na­ło mu o upły­wie czasu. Oba­wiał się, że któ­re­goś razu po pro­stu nie bę­dzie miał już gdzie wra­cać. I tak czuł się cał­ko­wi­cie obco na swo­jej ro­dzin­nej pla­ne­cie. Wpraw­dzie kiedy lą­do­wał wi­ta­ły go tłumy, był prze­cież jed­nym z pierw­szych i je­dy­nych pi­lo­tów NCore, ale on nie czuł żad­nej więzi z tymi ludź­mi. Rów­nie do­brze przez te kil­ka­set lat wszy­scy lu­dzie mogli zo­stać za­stą­pie­ni przez an­dro­idy – nie za­uwa­żył­by róż­ni­cy.

Sta­tus?

Dwa­na­ście se­kund, sir. Cie­szy­my się z po­wro­tu do domu?

Nawet nie żar­tuj, Nina.

Oba­wiał się cza­sem, że Ziemi nie bę­dzie na swoim miej­scu. Że przez Układ Sło­necz­ny przej­dzie ma­syw­na czar­na dziu­ra, a ludz­kość znik­nie za ho­ry­zon­tem zda­rzeń. Kto wtedy zo­stał­by na świe­cie? On i może jesz­cze kilku in­nych pi­lo­tów NCore – mo­gli­by urzą­dzić sobie wspól­ne­go gril­la na reszt­kach wła­snej pla­ne­ty. Może za­cho­wa­li­by się gdzieś w ko­smo­sie miesz­kań­cy setek wy­sy­ła­nych przed nimi za­ło­go­wych stat­ków wol­no­przy­spie­sza­ją­cych, o ile po ty­sią­cach lat dalej byli w sta­nie roz­mra­żać em­brio­ny? Tylko na ja­kich obrze­żach wszech­świa­ta ich szu­kać i jak się z nimi do­ga­dać, kiedy prze­cież mogli w tym cza­sie stwo­rzyć cał­ko­wi­cie nową cy­wi­li­za­cję. O ile prze­ży­li.

Nawet nie można było stwier­dzić, czy wiel­ki pro­gram ko­lo­ni­za­cji wszech­świa­ta za­koń­czył się suk­ce­sem, czy któ­ry­kol­wiek z ol­brzy­mich stat­ków na­tra­fił na na­da­ją­cą się do za­miesz­ka­nia pla­ne­tę. Na­ukow­cy nigdy nie do­sta­li sy­gna­łu zwrot­ne­go, ale kto wie – może ugrzązł w gra­wi­ta­cyj­nej oso­bli­wo­ści, albo cały czas prze­dzie­rał się jesz­cze przez nie­skoń­czo­ność wszech­świa­ta. Mark nigdy nie na­tra­fił na ich ślad, ale nie ma się chyba co dzi­wić, bo jed­ne­go był pe­wien – świat to pust­ka, pust­ka i nic. I do­praw­dy nie­wie­le wię­cej.

Nawet nie po­czuł szarp­nię­cia przy ha­mo­wa­niu, bo gdyby po­czuł, to de­fi­ni­tyw­nie za­koń­czył­by tym żywot.

Nie jest do­brze, sir.

Chyba sto razy mó­wi­łem, żebyś na­zy­wa­ła mnie po imie­niu!

To cał­ko­wi­cie służ­bo­wy ko­mu­ni­kat, sir.

Pro­szę więc, niech się madam nie krę­pu­je.

Ni­ko­go tu nie ma.

 

We wszyst­kich jego sce­na­riu­szach zni­ka­ła Zie­mia, a nie lu­dzie. Być może dla­te­go, że to z Zie­mią łą­czył go sen­ty­ment, a nie z ludź­mi bę­dą­cy­mi całe ge­ne­ra­cje do przo­du. Wy­da­wa­ło mu się, że ko­lej­ne misje na NCore są cał­ko­wi­cie bez­ce­lo­we i wy­sy­ła­ją go na nie, bo zwy­czaj­nie nie mają po­my­słu, co z nim lep­sze­go zro­bić. A teraz co, ma umrzeć w tej samej sa­mot­no­ści, w któ­rej żył przez pięć lat?

Nie martw się Mark.

Nie pod­słu­chuj moich myśli!

Prze­cież wiesz, że to nie­moż­li­we.

Miała rację. Przez ostat­nie pięć lat per­so­num re­je­stro­wa­ło każdą jego myśl. Miało dbać o Marka, jego sa­mo­po­czu­cie i bez­pie­czeń­stwo i to było jego głów­ne za­da­nie – pi­lo­to­wa­nie stat­ku było do­pie­ro na dru­gim miej­scu. Co jed­nak mógł tak na­praw­dę wie­dzieć o nim pro­gram? Dla Niny Mark był prze­cież tylko nie­skoń­czo­ny­mi cią­ga­mi zer i je­dy­nek, pa­cior­ka­mi prze­su­wa­ny­mi z nie­sa­mo­wi­tą pręd­ko­ścią na jej we­wnętrz­nym li­czy­dle, albo wę­zła­mi drze­wa, które prze­szu­ki­wa­ła nie­ustan­nie przy uży­ciu wy­sma­ko­wa­nych al­go­ryt­mów.

Co się stało?

Pró­bu­ję na­wią­zać kon­takt.

Z kim, prze­cież przed chwi­lą mó­wi­łaś, że ni­ko­go tu nie ma!

Ni­ko­go, ale COŚ jest. Wła­śnie do­stra­ja­my swoje lin­gwi­stycz­ne in­ter­fej­sy. Wła­ści­wie to TO się do­stra­ja, ja tylko na­da­ję.

Co ro­bi­cie?

Wła­ści­wie to nie wiem. – To za­sta­no­wi­ło Marka, Nina nie wie­dzia­ła! – Wy­da­je mi się, że opra­co­wu­je­my pro­to­kół ko­mu­ni­ka­cyj­ny, żeby mógł się sir z TYM po­ro­zu­mieć.

Wy­da­je ci się? Co się z tobą stało Nina?

Chwi­la, w któ­rej per­so­num mil­cza­ło wy­da­wa­ła się Mar­ko­wi nie­sa­mo­wi­cie długa. W końcu prze­łknął ślinę, żeby prze­rwać ciszę. Choć nadal roz­ma­wia­li przez złą­cze, nie po­zbył się jesz­cze ta­kich na­wy­ków, a ona za­wsze brała je pod uwagę i sta­ran­nie ana­li­zo­wa­ła. Ale co tak długo li­czy­ła tym razem, że zaj­mo­wa­ło jej to wię­cej niż nie­jed­na re­la­ty­wi­stycz­na tra­jek­to­ria?

W końcu po­czuł jej od­po­wiedź:

Mam dla pana ana­lo­gicz­ny przy­kład. Czy kie­dy­kol­wiek pró­bo­wał pan po­roz­ma­wiać z, dajmy na to, szczu­rem?

Nie wy­da­je mi się, żeby to był od­po­wied­ni… – wtrą­cił Mark z lek­kim uśmie­chem, rzad­ko zda­rza­ło mu się móc wy­tknąć coś Ninie.

Oczy­wi­ście, że nie jest od­po­wied­ni. To my je­ste­śmy szczu­rem.

Trwa­ło to do­brych kilka minut. Skoro to coś było o tyle wyżej w roz­wo­ju, to dla­cze­go trwa­ło to tak długo! W końcu jesz­cze ty­siąc lat temu mu­sia­ło mieć do czy­nie­nia z ludź­mi, mu­sia­ło… ich zabić? Czemu od razu zabić, rów­nie do­brze mogli zabić się sami. Mark czuł się nie­swo­jo. Do­pie­ro do­cho­dzi­ła do niego waga od­kry­cia Niny – NIE MA LUDZI. Ca­lu­teń­ka ludz­kość znik­nę­ła z je­dy­ne­go miej­sca, o któ­rym Mark wie­dział, że na pewno się w nim znaj­du­je. Przyj­mo­wał to jako ak­sjo­mat – gdzie­kol­wiek by nie po­le­ciał, za­wsze mógł wró­cić na Zie­mię i być przy­wi­ta­nym przez coraz bar­dziej ob­cych mu ludzi. Zie­mia w tej całej re­la­tyw­nej przy­go­dzie po­zo­sta­wa­ła pierw­szym punk­tem od­nie­sie­nia. Nawet czas stale li­czył sobie w ziem­skich jed­nost­kach.

Łą­czyć was? – spy­ta­ła Nina, wy­ry­wa­jąc Marka z za­my­śle­nia. – Ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa będę syn­te­ty­zo­wać głos TEGO i roz­po­zna­wać pań­ski.

Łącz, jesz­cze ja­kieś uwagi?

Cięż­ko się z tym roz­ma­wia….

Tego aku­rat sam się do­my­ślał.

– Kto ty? – spy­ta­ło.

– A kto pyta? – spy­tał.

– Trze­cia Oso­bli­wość.

Ki czort - po­my­ślał Mark – ro­zu­miem, że Oso­bli­wość, pew­nie nawet tech­no­lo­gicz­na oso­bli­wość, stra­szy­li tym jesz­cze za moich cza­sów, ale żeby od razu trze­cia?

– Mark Store, pilot jed­no­oso­bo­we­go NCore numer se­ryj­ny 6. – Miał na­dzie­ję, że TO po­sia­da ja­kieś bazy da­nych, w któ­rych bę­dzie w sta­nie od­na­leźć in­for­ma­cje o nim i spraw­dzić, że nie kła­mie.

Jed­nak TO szyb­ko roz­wia­ło wszel­kie wąt­pli­wo­ści:

– Czego tu szu­kasz? Za­wróć skąd je­steś.

– Gdzie? To moja pla­ne­ta, tutaj się uro­dzi­łem!

Nie ode­zwa­ło się wię­cej. Ka­za­ło za­wró­cić i za­mil­kło zu­peł­nie, choć Mark jesz­cze kil­ka­krot­nie pró­bo­wał na­wią­zać kon­takt.

Co to robi do cho­le­ry? – spy­tał Niny.

Głów­nie liczy, cią­gle wpro­wa­dza zmia­ny w swo­ich ukła­dach.

W jakim celu?

Mar­ko­wi zda­wa­ło się, że wręcz czuje jak po­wie­trze w NCore robi się cie­plej­sze od wzmo­żo­nej pracy ra­dia­to­rów per­so­num. Choć zda­wał sobie spra­wę, że ener­gia ciepl­na emi­to­wa­na jest na ze­wnątrz, w chłod­ny ko­smos.

A co my ro­bi­my?

Słu­cham?

Za­pew­ne robi to samo, co my. Albo to, co cała ludz­kość.

Czyli?

Tym razem od­po­wie­dzia­ła szyb­ko, bez chwi­li za­sta­no­wie­nia:

Nie wiem.

Chyba si­li­ła się na spe­cy­ficz­ny żart, Mark mu­siał przy­znać, że jej nawet wy­szło. Dalej po­zo­sta­wał jed­nak bez żad­nych od­po­wie­dzi, a py­ta­nia mno­ży­ły się w tem­pie wy­kład­ni­czym.

– Droga Trze­cia Oso­bli­wo­ści! Tutaj znowu Mark Store z NCore na two­jej or­bi­cie. Je­że­li nie od­po­wiesz mi w ciągu mi­nu­ty, na mocy prawa da­ne­go mi przez Rząd, znisz­czę całą pla­ne­tę.

Nie masz żad­ne­go uzbro­je­nia, Mark – za­uwa­ży­ła Nina.

Nie musi o tym wie­dzieć.

Pa­mię­taj, kto tutaj jest szczu­rem.

Trze­cia Oso­bli­wość nic sobie naj­wi­docz­niej nie zro­bi­ła z tego ul­ti­ma­tum.

Czy je­steś w sta­nie usta­wić się tak, żeby cały ciąg wcho­dze­nia na bli­sko­świetl­ną skie­ro­wać na pla­ne­tę? – Sam zdzi­wił się, że po­wie­dział "pla­ne­tę", a nie Zie­mię. W sumie miał rację, to już nie przy­po­mi­na­ło Ziemi, choć z ze­wnątrz wy­da­wa­ło się łu­dzą­co po­dob­ne. Gdzie się mie­ści­ła ta Trze­cia Oso­bli­wość? Pod zie­mią?

Je­stem, jed­nak zej­ście na tak niską or­bi­tę spo­wo­du­je zmniej­sze­nie dziel­ni­ka r, z kwa­dra­tem od­le­gło­ści.

Ten wzór to aku­rat znam. Po­wiedz, jakie są kon­se­kwen­cje.

W po­cząt­ko­wej fazie przy­spie­sza­nia bę­dzie­my sil­nie przy­cią­ga­ni przez pla­ne­tę.

Jak sil­nie?

Licz­by, czy fakty?

Fakty, pro­szę całą nagą praw­dę.

Przy­trzy­ma nas na ułam­ki se­kun­dy. Naj­praw­do­po­dob­niej umrzesz.

Mark ze zło­ści ude­rzył pię­ścią w pul­pit. Nie cier­piał sy­tu­acji, w któ­rych nie mógł nic zro­bić, a co naj­gor­sza na takie sy­tu­acje na­po­ty­kał coraz czę­ściej.

Dal­sze od­le­głość? Nic z tych rze­czy?

Za kogo mnie masz? Pla­ne­ta nie od­czu­je żad­nych uszko­dzeń, prze­li­czy­łam opty­mal­ną.

Za­sia­dał w stat­ku, który miał po­szu­ki­wać in­nych świa­tów, na­wią­zy­wać kon­tak­ty z ob­cy­mi cy­wi­li­za­cja­mi. A tym­cza­sem nawet nie mógł do­ga­dać się z czymś, co za­ję­ło miej­sce ludz­ko­ści i nie po­sia­dał żad­nych twar­dych ar­gu­men­tów do ne­go­cja­cji. Po­win­ni go byli wy­po­sa­żyć w jakąś bombę, albo coś po­dob­ne­go… Zaraz, zaraz!

An­ty­ma­te­ryj­ne dzia­ła?

Nie mamy nic ta­kie­go.

Mark za­śmiał się na głos. Nina dalej go za­ska­ki­wa­ła – roz­pra­wia­li tyle razy nawet o jego uczu­ciach, a gu­bi­ła się w ta­kich sy­tu­acjach – wy­star­czy­ło, że coś na­zwał ina­czej, nie tak jak miała to za­pi­sa­ne w swo­ich naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych sta­łych i pew­ni­kach.

To czym usu­wasz z na­szej drogi naj­mniej­sze dro­bin­ki ma­te­rii, które przy bli­sko­świetl­nej po­rząd­nie po­kie­re­szo­wa­ły­by NCore! – po­my­ślał z trium­fem.

Dalej nie ro­zu­miem.

Mo­żesz na­ce­lo­wać to na Zie­mię i od­pa­lić?

Znowu coś prze­li­cza­ła, a spra­wa prze­cież pro­sta – cel, pal.

Pań­skim celem jest znisz­cze­nie lub też uszko­dze­nie Ziemi.

Do­kład­nie.

Je­stem za­pro­gra­mo­wa­na tak, że nie mogę tego zro­bić, tak samo jak nie mogę zabić cie­bie, choć cza­sem bar­dzo bym chcia­ła.

Ko­lej­ny żart? Bo je­że­li mó­wi­ła praw­dę…

Mu­siał­by pan sko­rzy­stać z pro­ce­du­ry ręcz­ne­go ste­ro­wa­nia, zu­peł­nie poza moimi ob­wo­da­mi.

Pro­szę o ręcz­ne.

Niech pan nie prosi, tylko otwo­rzy sobie awa­ryj­ny panel – to czy­sta me­cha­ni­ka i pro­sta elek­tro­ni­ka, bez żad­nej do­stęp­nej dla mnie pa­mię­ci, nie mam nad nim kon­tro­li.

Mark w duszy prze­kli­nał twór­ców per­so­num NCore za to, że zbyt sobie wzię­li do serca prawa ro­bo­ty­ki. Awa­ryj­ny panel… pa­mię­tał ze szko­le­nia, że było coś ta­kie­go, ale za cho­le­rę nie mógł sobie przy­po­mnieć gdzie, a nie chciał pytać Niny i na­ra­żać jej na do­dat­ko­we mo­ral­ne, o ile można to tak na­zwać, dy­le­ma­ty. Skoro awa­ryj­ny, to po­wi­nien go być w sta­nie w razie po­trze­by uży­wać ze swo­je­go fo­te­la, z któ­re­go rzad­ko się ru­szał. Opu­kał cały pul­pit, ob­ma­cał wszyst­kie śrub­ki, które wy­da­wa­ły mu się moż­li­wy­mi prze­łącz­ni­ka­mi. Zre­zy­gno­wa­ny za­czął krę­cić się w fo­te­lu…

Tak! Do­kład­nie za nim – wąska szcze­li­na iden­ty­fi­ka­cyj­na, a po chwi­li ze ścia­ny roz­kła­da się cały panel. Pro­jek­tan­ci się nie po­sta­ra­li – kla­wia­tu­ra i ekran, po­czuł się tro­chę jak w daw­nym fil­mie. Daw­nym dla niego, a pew­nie za­gu­bio­nym już zu­peł­nie w in­for­ma­cyj­nym po­to­ku ludz­ko­ści. Mógł z dużym praw­do­po­do­bień­stwem po­wie­dzieć, że wie­dział o hi­sto­rii kina, ba! nie tylko kina – wszyst­kich rze­czy nie ar­chi­wi­zo­wa­nych przez sam Rząd, wię­cej niż ba­da­cze wy­cią­ga­ją­cy wie­dzę z dawno za­po­mnia­nych po­to­ków. Jak to się oni zwali… hi­sto­ry­cy.

A wła­ści­wie to już się nie zwali, bo Mark nie miał pew­no­ści, czy na świe­cie zo­stał jesz­cze choć jeden. Do­praw­dy za­baw­na hi­sto­ria…

W końcu do­brał się do ja­kiejś po­mo­cy i po prze­grze­ba­niu jej do­wie­dział się, że "an­ty­ma­te­ryj­ne dzia­ła" na­zy­wa­ją się an­ty­ko­li­zja­to­ra­mi, że są trzy i dzia­ła­ją au­to­ma­tycz­nie. Au­to­ma­tycz­nie! Dobre sobie, prze­cież mu­sie­li gdzieś zo­sta­wić jakąś furt­kę… Mógł wpraw­dzie usta­wić ręcz­nie kurs pro­wa­dzą­cy przez Zie­mię – od­pa­li­ły­by au­to­ma­tycz­nie, ale Mark wcale nie miał pew­no­ści co by się wy­da­rzy­ło, bo po­ję­cia nie miał na jak wiel­kie "dro­bi­ny ma­te­rii" były stwo­rzo­ne an­ty­ko­li­zja­to­ry.

Moż­li­wo­ści były za­sad­ni­czo dwie – Zie­mia znik­nie, albo nie. Nie­ste­ty w dru­gim przy­pad­kiem Mark nie byłby się nawet w sta­nie zbyt­nio prze­jąć nie­po­wo­dze­niem, bo pew­nie wbił­by się w nią na do­brych kil­ka­set ki­lo­me­trów. Wła­ści­wie to mógł­by tym samym osią­gnąć za­mie­rzo­ny cel – Trze­cia Oso­bli­wość na pewno mu­sia­ła­by jakoś za­re­ago­wać na tak po­tęż­ne zde­rze­nie. Mark nie był jed­nak do końca prze­ko­na­ny, że dana jej obiet­ni­ca znisz­cze­nia pla­ne­ty była warta aż ta­kie­go po­świę­ce­nia.

Ty wiesz jak to cho­ler­stwo od­pa­lić?

Nawet gdy­bym wie­dzia­ła, to prze­cież nie mo­gła­bym panu po­wie­dzieć.

Nawet jak­bym tak bar­dzo ład­nie po­pro­sił?

Nawet.

Ko­lej­ny raz stwier­dzał, że ko­bie­ce imio­na pa­so­wa­ły do per­so­nów. Nie dość, że ła­twiej się było do nich dzię­ki temu zwra­cać, to jesz­cze prze­ja­wia­ły pewne cechy, które przy­wo­dzi­ły mu na myśl ko­bie­ty, jakie pa­mię­tał sprzed pię­ciu lat, a które nie żyły od ty­się­cy. Za­baw­ny pa­ra­doks po­dró­żo­wa­nia bli­sko­świetl­ną, który prze­stał bawić Marka… dawno. Wy­star­czy, że dawno, bez żad­nych my­lą­cych jed­no­stek, które w jego świe­cie tra­ci­ły sens.

Cza­sa­mi my­ślał sobie, że wo­lał­by wtedy nie uciec. Żyłby i umarł jak zwy­czaj­ny czło­wiek, miał­by przy­ja­ciół, pew­nie dzie­ci, a może nawet ko­chan­kę, z któ­rej nie byłby do końca dumny. Po jego śmier­ci oni wszy­scy przy­szli­by na po­grzeb – by­ło­by nor­mal­nie. Nie raz też chciał już zre­zy­gno­wać i spo­koj­nie dożyć swo­je­go końca jak każdy inny czło­wiek, w ukła­dzie zwią­za­nym z Zie­mią. Po­mi­mo tych ty­się­cy lat, to prze­cież nie mogło się znowu zmie­nić tak wiele. Na pewno byłby jesz­cze w sta­nie od­na­leźć kogoś, z kim chciał­by prze­żyć swoje życie.

A teraz? Trze­cia Oso­bli­wość nie wy­da­wa­ła mu się naj­lep­szym to­wa­rzy­szem, ba! nie wy­da­wa­ła się być czym­kol­wiek, co był w sta­nie zro­zu­mieć. Była Trze­cią Oso­bli­wo­ścią i ni­czym mniej, ani wię­cej.

Za­czął grze­bać w funk­cjach sys­te­mu, przez mo­ment chciał wy­sy­łać lo­so­we ko­mu­ni­ka­ty pod różne ad­re­sy w pa­mię­ci, ale w porę się opa­mię­tał. Tak samo jak mógł­by tym spo­so­bem uru­cho­mić an­ty­ko­li­zja­to­ry, tak samo mógł­by prze­cież zu­peł­nie przy­pad­kiem odłą­czyć Ninę, albo otwo­rzyć śluzę…

Zre­zy­gno­wa­ny spoj­rzał w sufit. Miał do­stęp do ta­kiej tech­no­lo­gii, a nawet nie mógł z niej sko­rzy­stać! Ale wła­ści­wie po co? Co chciał udo­wod­nić Trze­ciej Oso­bli­wo­ści, i czy to na pewno jej chciał coś udo­wad­niać? Może cho­dzi­ło ra­czej o niego – chciał za­spo­ko­ić in­stynkt de­struk­cji, prze­ko­nać się, że nie rzuca słów na wiatr, a może ze­mścić na pla­ne­cie, która z jego życia zro­bi­ła… Nie po­tra­fił nawet od­na­leźć słowa, które opi­sy­wa­ło­by jego roz­go­ry­cze­nie. NCore – ka­ga­nek ludz­kiej cy­wi­li­za­cji, pierw­szy kon­takt, cał­ko­wi­ta re­wo­lu­cja w ba­da­niu ko­smo­su – a tak na­praw­dę la­ta­nie bez sensu i celu po pu­stym wszech­świe­cie. Tam i z po­wro­tem, w na­dziei, że może w tej bez­kre­snej pu­st­ce na­tra­fi w końcu na coś. Na co?

Swoją drogą nawet gdyby na­tra­fił, to prze­cież roz­mo­wa mo­gła­by wy­glą­dać po­dob­nie jak ta z Trze­cią Oso­bli­wo­ścią, a nawet go­rzej. Nic dziw­ne­go, że za­koń­czy­li cały pro­gram, po­dob­nie jak wcze­śniej spu­ści­li za­sło­nę mil­cze­nia na ogrom­ne stat­ki wol­no­przy­spie­sza­ją­ce, któ­ry­mi prze­cież wy­sła­no w pust­kę całe mia­sta. On, cięż­ko okre­ślić czy szczę­śli­wie czy nie, był jeden. I tak chyba miało już zo­stać.

Re­zy­gnu­jesz? – spy­ta­ła Nina przy­ja­ciel­sko, bez na­zy­wa­nia go "panem".

Nie mam wy­bo­ru. Po­wiedz mi tylko Nino, to żyje? Czy gdyby mi się udało, był­bym za­bój­cą?

Re­pli­ku­je się, udo­sko­na­la, myśli, choć nie mam po­ję­cia o czym…

Od­dy­cha?

Nie.

Je?

Syn­te­ty­zu­je ener­gię z masy or­ga­nicz­nej.

Gdzie wła­ści­wie jest?

Ra­czej gdzie nie jest. Pod po­wierzch­nią ziemi prze­miesz­cza się i żyje na ka­blach, prze­li­cza swoje je­ste­stwo na wszyst­kich do­stęp­nych ukła­dach, ope­ru­je na po­zo­sta­wio­nych przez ludzi ma­ni­pu­la­to­rach, któ­ry­mi bu­du­je wła­sne, jesz­cze do­sko­nal­sze.

Oso­bli­wość, jak nic oso­bli­wość. Dla­cze­go tylko trze­cia? Czy moż­li­we, że przy­szła po pierw­szej i dru­giej, że po­wsta­ła w ich cze­lu­ściach, sa­mo­rzut­nie lub wręcz same ją stwo­rzy­ły, a potem eks­plo­do­wa­ła in­te­li­gen­cją i wy­par­ła swo­ich ro­dzi­ców? Nie tylko oso­bli­wo­ści – ludzi. Wy­par­ła też ludzi, ale prze­cież lu­dzie zro­bi­li to samo, kiedy tylko mogli ze­pchnę­li wszyst­kie inne ga­tun­ki na drugi plan.

Gdyby miał jej co­kol­wiek zro­bić, to tro­chę jakby za­bi­jał nie tylko jej naj­wspa­nial­szy pro­dukt (bo do tego, że tym wła­śnie pier­wot­nie była Trze­cia Oso­bli­wość nie miał już wąt­pli­wo­ści), ale tym samym za­bi­jał całą ludz­kość. Je­dy­ne, co jesz­cze po niej zo­sta­ło, poza jego NCore. Resz­ta była nie­mie­rzal­na.

A przy tej całej tra­ge­dii-trium­fie ludz­ko­ści jakim była Trze­cia Oso­bli­wość, cały czas Mark Store, za­ku­ty w swoim NCore numer se­ryj­ny 6, my­ślał o sobie. Co zro­bić ze sobą. Wy­lą­do­wać na Ziemi? Trze­cia Oso­bli­wość mogła sku­tecz­nie uprzy­krzyć mu życie.

Mógł też zo­stać w NCore – pręd­kość nie miała tutaj zna­cze­nia, mógł stać w miej­scu, mógł le­cieć bli­sko­świetl­ną – dla niego dalej by­ło­by to tyle samo. Pew­nie ja­kieś pięć­dzie­siąt, może nawet sie­dem­dzie­siąt lat.

Czy wszech­świat kie­dyś znik­nie?

Nie mam ta­kiej pew­no­ści, to liczy się w mi­liar­dach lat. Jest spore praw­do­po­do­bień­stwo, że się wy­zię­bi. Może się też za­paść sam w sobie.

Ile lat?

Mi­liar­dy.

W jakim punk­cie od­nie­sie­nia.

Ziem­skim.

To mogą być dla niego se­kun­dy, to tylko kwe­stia pręd­ko­ści – licz­by dzie­wią­tek po prze­cin­ku, jakie bę­dzie w sta­nie wy­cią­gnąć na swoim NCore. Czas może się dla niego skur­czyć do nie­wy­obra­żal­nie ma­łych roz­mia­rów.

Jak mogę skur­czyć czas?

Dy­la­ta­cja bli­sko­świetl­nej albo gra­wi­ta­cyj­na.

Gra­wi­ta­cyj­na?

W po­bli­żu ho­ry­zon­tu zda­rzeń czar­nej dziu­ry, nie­mniej potem sta­ło­by się z panem coś… nie­okre­ślo­ne­go. Zresz­tą nie ma się czym przej­mo­wać – samo przy­cią­ga­nie za­bi­ło­by pana swoim gra­dien­tem.

– Nie nie, niech bę­dzie bli­sko­świetl­na – po­wie­dział na głos. – Tak czy­sto teo­re­tycz­nie, mogę żyć wiecz­nie, mogę żyć tyle, co wszech­świat?

– Dla pana dalej będą to tylko ułam­ki se­kund – od­po­wie­dzia­ła przez syn­te­za­to­ry. – Dla mnie na­to­miast nie­wy­ko­nal­ne za­da­nie. Mu­si­my mieć mar­gi­nes czasu, który po­zo­sta­je mi na ob­li­cze­nia tra­jek­to­rii i ko­rek­ty, ewen­tu­al­ne wy­ha­mo­wa­nia śród­lo­to­we i tego typu spra­wy.

– Nie mo­żesz ob­li­czać tra­jek­to­rii na ileś do przo­du przy roz­cią­gnię­tym cza­sie, ska­kać, ha­mo­wać i tak w koło? Ze­zwa­lam na uży­cie re­zerw ob­li­cze­nio­wych, żebym zbyt­nio tego nie od­czuł.

– To nie­bez­piecz­ne, poza tym po kilku ta­kich lo­tach za­bra­kło­by nam ener­gii na ko­lej­ne. Ha­mo­wa­nie i start kosz­tu­ją mnó­stwo.

Po co wła­ści­wie pytał?! Mu­sia­ła to prze­cież wszyst­ko do­brze prze­li­czyć, to kom­pu­ter.

– Bę­dzie się roz­sze­rzać? – spy­tał. – Bę­dzie coraz rzad­szy, coraz cię­żej bę­dzie o ko­li­zję?

– Tak, mimo to – ry­zy­ko jest ogrom­ne.

– Ry­zy­ku­je­my.

– Prze­pra­szam sir, ale to ponad moje war­to­ści pro­go­we. Nie mogę pana na­ra­zić.

– To spier­da­laj. Gdzieś poza ga­lak­ty­kę.

– To roz­kaz?

Roz­kaz.

Po czym od­wró­cił się na fo­te­lu i usiadł do kla­wia­tu­ry. Nina wy­ko­ny­wa­ła lot, a on wpi­sy­wał ma­nu­al­nie dzie­wiąt­ki po prze­cin­ku, aż mu się nu­dzi­ło. Wypił kawę, po­słu­chał mu­zy­ki, prze­spał się ostat­ni raz. Po­żar­to­wał z Niną dla roz­ryw­ki. Do­pi­sał jesz­cze kilka dzie­wią­tek. Na­szła go myśl, że przez ten krót­ki czas Trze­cia Oso­bli­wość roz­wi­nę­ła się…

Pew­nie nie ist­nia­ła. Pew­nie na jej miej­scu wy­ro­sła już Czwar­ta, albo Siód­ma. Rów­nie do­brze Setna.

Było miło Nina.

Na­wza­jem sir. Dla mnie jest pan sa­mo­bój­cą.

Przy odro­bi­nie szczę­ścia mogę prze­żyć kilka se­kund.

Odro­bi­nie! W takim razie, czy zdaje pan sobie spra­wę, że po wci­śnię­ciu Enter może pan na za­wsze zo­stać w ta­kiej głu­piej po­zy­cji? Pro­szę cho­ciaż zro­bić ładną minę, Mark.

– Na se­kun­dę, ko­cha­na. Tylko na se­kun­dę – po­wie­dział.

 

Koniec

Komentarze

Tak więc, mamy na­resz­cie praw­dzi­we Scien­ce Fic­tion. Rzad­ko się za­da­rza, żeby ktoś ro­zu­miał na czym po­le­ga szyb­kośc świa­tła. Dla mnie od­kry­cie szb­ko­ści w cza­sie zero było szo­kiem. Nagle zda­łem sobie spra­wę z wie­lo­ści kom­pli­ka­cji zwią­za­nych z po­dró­żą w cza­so­prze­strze­ni. Do­świad­czeń tak róż­nych z na­szym do­świad­cze­niem tu na Ziemi, że cięz­kich do  za­ak­cep­to­wa­nia. Dla mnie świet­ny tekst. Daję 6 za na­uko­wą pro­pa­gan­dę i do­sko­na­łą nar­ra­cję;)))

Acha, udało ci się stwo­rzyć w tak krót­kim tek­ście kli­mat prze­ra­ża­ją­cej pust­ki wszech­świa­ta. Po­do­ba­ło mi się też to bez­sen­sow­ne błą­dze­nie w prze­strze­ni. Ta roz­le­głość, ob­cość i wol­ność wy­bo­ru pi­lo­ta w wa­chla­rzu celów. W szyb­ko­ści świa­tła od­le­głośc celu staje się nie­waż­na. I po­zo­sta­je­my sam na sam z obo­jęt­ną pust­ką i znie­wa­la­ją­cym po­czu­ciem prze­gran­je wobec czasu.

Zde­cy­do­wa­nie nie dla mnie, choć prze­czy­ta­łem.

Kciuk w górę.

Też nie lubię scien­ce fic­tion, ale tu aku­rat "na­uko­we­go beł­ko­tu" nie było wiele, a i w tym który był nawet że się orien­to­wa­łem.
Fa­bu­ła jak dla mnie bar­dzo dobra, nie chciał­bym się po­sta­wić na miej­scu tego ko­le­sia.

Za­ufaj Al­la­ho­wi, ale przy­wiąż swo­je­go wiel­błą­da.

Cie­ka­we opo­wia­da­nie. Jak na s-f łatwo i przy­jem­nie się czy­ta­ło.

Ma­stiff

Po­zy­tyw­nie, choć chyba za­bra­kło mi tro­chę wie­dzy (ktoś wy­tłu­ma­czy me­cha­nizm ha­mo­wa­nia?), do tego lo­gi­ka nieco zgrzy­ta (po­wrót po kilku ty­sią­cach lat i za­sta­nie na Zie­mii... ludzi, któ­rzy do tego nadal za­in­te­re­so­wa­ni są użyt­ko­wa­niem tech­no­lo­gii sprzed mi­lie­niów? 

Gdy­bym mógł oce­niać by­ło­by 6, za po­bu­dze­nie mnie do ri­ser­czu.
No i za to, że tekst się obro­nił. Więk­szość SF razi ba­nal­no­ścią, kiedy ktoś aku­rat czyta od ty­go­dnia sa­me­go Du­ka­ja :P 

Cał­kiem fajny tekst; uwiel­biam hard S-F, a ta­kich tek­stów (a na do­da­tek w miarę przy­zwo­itych) jest tu jak na le­kar­stwo. Mnie aku­rat, w prze­ci­wień­stwie do Fa­so­let­ti, za­bra­kło "beł­ko­tu", choć­by wy­ja­śnie­nia za­sa­dy dzia­ła­nia (na­pę­du) owych NCore, co w moich oczach  by nada­ło wia­ry­god­no­ści.
Inną spra­wą jest trosz­kę przy­pad­ko­wo chyba do­bra­ny tytuł. Jest co praw­da w tek­ście wzmian­ka o czar­nych dziu­rach i ota­cza­ja­cych je ob­sza­rach er­gos­fer, skry­tych za ho­ry­zon­ta­mi zda­rzeń, jed­nak to tylko ma­lut­kie dy­gre­sje.

Bar­dzo ładne SF. Po­do­ba mi się głów­nie uczu­cie pust­ki. Tro­chę beł­ko­tu też mi bra­ku­je, ale tekst się broni.
Po­zdra­wiam

bar­dzo dobre daw­ko­wa­nie emo­cji, brawo!

Za­sta­no­wi­ły mnie frag­men­ty: „Tylko na ja­kich obrze­żach wszech­świa­ta ich szu­kać i jak się z nimi do­ga­dać, kiedy prze­cież mogli w tym cza­sie stwo­rzyć cał­ko­wi­cie nową cy­wi­li­za­cję.  ile prze­ży­li".
 „ka­ga­nek ludz­kiej cy­wi­li­za­cji, pierw­szy kon­takt, cał­ko­wi­ta re­wo­lu­cja w ba­da­niu ko­smo­su - a tak na­praw­dę la­ta­nie bez sensu i celu po pu­stym wszech­świe­cie. Tam i z po­wro­tem, w na­dziei, że może w tej bez­kre­snej pu­st­ce na­tra­fi w końcu na coś."

Roz­mia­ry wszech­świa­ta sza­cu­je się na około 15 mld lat świetl­nych. Wy­ni­ka z tego, że sta­tek ko­smicz­ny bo­ha­te­ra, po­ru­sza­ją­cy się, jak ro­zu­miem, z pręd­ko­ścią bli­ską pręd­ko­ści świa­tła, po­trze­bo­wał­by setek mi­liar­dów lat na „prze­mie­rza­nie" ko­smo­su. Nawet nasza ga­lak­ty­ka nie wy­da­je się moż­li­wa do eks­plo­ra­cji z ta­ki­mi pręd­ko­ścia­mi, jako że ma śred­ni­cę 100 000 lat świetl­nych. Być może jed­nak nie­do­kład­nie zro­zu­mia­łem sens okre­śle­nia „bli­sko­świetl­na"?

 

Za­sta­na­wiam się także nad nie­bez­pie­czeń­stwem przej­ścia „czar­nej dziu­ry" przez Sys­tem Sło­necz­ny. Czar­ne dziu­ry two­rzą się z gwiazd neu­tro­no­wych, skąd zatem mia­ła­by się ta­ko­wa wziąć w po­bli­żu Słoń­ca?

 

Zu­peł­nie nie ro­zu­miem frag­men­tu: 

•-  Jak mogę skur­czyć czas?
- Dy­la­ta­cja bli­sko­świetl­nej albo gra­wi­ta­cyj­na.
- Gra­wi­ta­cyj­na?
- W po­bli­żu ho­ry­zon­tu zda­rzeń czar­nej dziu­ry, nie­mniej potem sta­ło­by się z panem coś... nie­okre­ślo­ne­go. Zresz­tą nie ma się czym przej­mo­wać - samo przy­cią­ga­nie za­bi­ło­by pana swoim gra­dien­tem".?

Czy do­brze ro­zu­miem, że sta­tek ko­smicz­ny bę­dzie ha­mo­wał w krót­kim cza­sie od pręd­ko­ści „bli­sko­świetl­nej"? Czy or­ga­nizm czło­wie­ka nie uległ­by to­tal­nej de­struk­cji w ta­kiej sy­tu­acji?

Czy okre­śle­nie "re­la­ty­wi­stycz­na tra­jek­to­ria" jest ka­te­go­rii fi­zycz­nej czy fi­lo­zo­ficz­nej?

Co ozna­cza zwrot "Nawet czas stale li­czył sobie w ziem­skich jed­nost­kach." ??

Jaki jest sens tego frag­men­tu :Ra­czej gdzie nie jest. Pod po­wierzch­nią ziemi prze­miesz­cza się i żyje na ka­blach, prze­li­cza swoje je­ste­stwo na wszyst­kich do­stęp­nych ukła­dach, ope­ru­je na po­zo­sta­wio­nych przez ludzi ma­ni­pu­la­to­rach, któ­ry­mi bu­du­je wła­sne, jesz­cze do­sko­nal­sze. czy to zda­nie ma jakiś sens gra­ma­tycz­ny i me­ry­to­rycz­ny?

czy zwrot:  Je­stem, jed­nak zej­ście na tak niską or­bi­tę spo­wo­du­je zmniej­sze­nie dziel­ni­ka r, z kwa­dra­tem od­le­gło­ści.
 ma za za­da­nie za­szo­ko­wać czy­tel­ni­ka? :)


Po­zwo­lę sobie nie mno­żyć swo­ich wąt­pli­wo­ści.

 Po­zdra­wiam Au­to­ra!

Za­zwy­czaj uni­kam dys­ku­sji pod wła­snym tek­stem, ale tutaj aku­rat py­ta­nie i ha­mo­wa­nie rze­czy­wi­ście wy­ma­ga od­po­wie­dzi. Przyj­mij­my, że na resz­tę od­po­wiedź brzmi "Tak/Za­bieg sty­li­stycz­ny" ;)

Start i ha­mo­wa­nie - cały po­mysł za­sa­dza się na tym, że cho­ciaż przy­spie­sze­nie (z ja­kim­kol­wiek zna­kiem) jest ogrom­ne, to prze­cią­ża­nie trwa bar­dzo krót­ko - tak krót­ko, że nie zdąży czło­wie­ko­wi za­szko­dzić. Dla po­rów­na­nia przy­pa­dek kie­row­cy F1 Da­vi­da Pur­leya, który do­świad­czył prze­cią­że­nia bli­sko 180G (wy­ha­mo­wu­jąc ze 173 km/h do zera na od­cin­ku 66 cen­ty­me­trów). Oczy­wi­ście jest to tylko hi­po­te­za, po­dob­nie nie mam am­bi­cji wy­ja­śnia­nia jak taki napęd zo­stał stwo­rzo­ny - przy­ją­łem po pro­stu jego ist­nie­nie.

Trud­ność two­rze­nia SF po­le­ga na tym, że nie można tutaj do­wol­nie sza­fo­wać lo­gi­ką i wy­obraź­nią, tak jak w fan­ta­sy itd. Opi­sy­wa­na rze­czy­wi­stość musi pod­le­gać po­wszech­nie za­ak­cep­to­wa­nym pra­wom fi­zy­ki i che­mii (stąd człon: scien­ce), a ich li­te­rac­ka in­ter­pre­ta­cja (fic­tion) po­win­na się mie­ścić w gra­ni­cach ra­cjo­nal­nej przy­zwo­ito­ści.
W prze­ciw­nym wy­pad­ku można bę­dzie od­nieść wra­że­nie, że albo autor pisze utwór ma­ją­cy za za­da­nie roz­śmie­sze­nie czy­tel­ni­ka, albo - wręcz prze­ciw­nie - ośmie­sze­nie jego ele­men­tar­nej wie­dzy z za­kre­su nauk ści­słych. Mó­wiąc kró­cej, błę­dem jest za­ło­że­nie, że każdy po­ten­cjal­ny od­bior­ca prozy SF jest to­tal­nym hu­ma­ni­stą.

W takim razie cie­szę się ark­tu­rze1, że udało mi się Cię roz­śmie­szyć.

Nie mogę zgo­dzić się ze zda­niem, że "rze­czy­wi­stość w SF musi pod­le­gać pra­wom fi­zy­ki i che­mii", choć­by dla­te­go że nauka cały czas idzie do przo­du. Ot - cho­ciaż­by czę­sty motyw o prze­ka­zy­wa­niu in­for­ma­cji szyb­ciej niż świa­tło - zja­wi­sko dzi­siaj już wcale nie wy­klu­cza­ne (choć i nie po­twier­dzo­ne), dzię­ki po­zna­niu zja­wisk ta­kich jak splą­ta­nie.

W SF (tak samo jak i w fan­ta­sy) że­la­zną za­sa­dą jest na­to­miast za­sa­da zdro­we­go roz­sąd­ku (to, co zdaje się na­zwa­łeś "gra­ni­ca­mi ra­cjo­nal­nej przy­zwo­ito­ści") - rze­czy mogą być nie­re­al­ne, ale nie mogą bić po oczach bez­sen­sow­no­ścią i bra­kiem we­wnętrz­nej lo­gi­ki.

Ale do rze­czy:

Ni­g­dzie nie jest na­pi­sa­ne, że bo­ha­ter "prze­le­ciał cały wszech­świat". Mógł­by to jed­nak prze­cież teo­re­tycz­nie zro­bić (ale nie miał­by gdzie już wra­cać), stąd sen­sow­nym wy­da­je mi się za­ło­że­nie, że wy­sy­ła­no go na misje, z któ­rych mógł wró­cić w roz­sąd­nym cza­sie rzędu kilku ty­się­cy lat.

Co do czar­nej dziu­ry - prze­cież ist­nie­ją czar­ne dziu­ry wę­dru­ją­ce po na­szej Ga­lak­ty­ce.

"Re­la­ty­wi­stycz­na tra­jek­to­ria" to mój wy­mysł ma­ją­cy pod­kre­ślić, że w me­cha­ni­ce re­la­ty­wi­stycz­nej (a z taką mamy do czy­nie­nia) do­cho­dzi nam ko­lej­na współ­rzęd­na. Także i zwy­kła "trój­wy­mia­ro­wa" tra­jek­to­ria to już za mało.

"Czas li­czył sobie w ziem­skich jed­nost­kach" - w ukła­dzie zwią­za­nym z zie­mią.

Nie po­ku­szę się na­to­miast o wy­ja­śnia­nie sensu po­da­nych frag­men­tów, ale wezmę to sobie na przy­szłość do serca, żeby pisać bar­dziej zro­zu­mia­le.

Nic w tym nie ma dziw­ne­go, że sta­rasz się teraz go­rącz­ko­wo ra­to­wać twarz. Na twoim miej­scu też bym tak po­sta­pił. Widać jed­nak, że nie masz du­że­go po­ję­cia o fi­zy­ce.

Po­zdra­wiam go­rą­co i życzę dal­sze­go two­rze­nia ab­sur­dal­nych (i za­baw­nych ską­d­inąd hi­sto­rii).

Fi­zy­ki teo­re­tycz­nej nie stu­dio­wa­łem, fakt.

"Nie masz du­że­go po­ję­cia o fi­zy­ce" (za­znacz­my: na­pi­sa­ne pod opo­wia­da­niem SF i bez żad­ne­go od­nie­sie­nia się do mojej od­po­wie­dzi), to już z kolei nie tylko cze­pial­stwo, ale też mon­stru­al­ny tupet.

Fak­tycz­nie dys­ku­sja nie ma sensu. Po­zdra­wiam.

Świet­ne. Ze wszyst­kich Two­ich tek­stów, które czy­ta­łem, ten chyba spodo­bał mi się naj­bar­dziej. Żeby ująć pust­kę ko­smo­su i takie wy­ob­co­wa­nie na za­le­d­wie paru stro­nach, trze­ba na­praw­dę umieć pisać. Tobie się to nie­sa­mo­wi­cie udało.

Już od da­wien dawna nie sta­wiam ocen, ale tu nie mam żad­nych wąt­pli­wo­ści - 6.

Po­zdra­wiam.

ark­ty­r1
Al­bert Ein­ste­in od­krył swoje praw­dy o czas­so­prze­strze­ni w cza­sie gdy ko­le­dzy po fachu wie­rzy­li w wy­peł­nia­ją­cy wszech­świat eter. Nie dość tego sam wie­rzył w sta­tycz­ną wer­sję i po pro­stu nagły fakt od­kry­cia roz­sze­rza­nia się cza­so­prze­strze­ni był dla niego szo­kiem. To był ab­so­lut­ny ge­niusz w nie­wła­ści­wym dla sie­bie cza­sie. I on udo­wod­nił , że ist­nie­je szcze­gół­ny zwią­zek po­mię­dzy ener­gią i cza­so­prze­strze­nią. Ten zwią­zek ogra­ni­cza szyb­kość świa­tła do kon­kret­nej licz­by. Dla­cze­go? Bo z punk­tu wi­dze­nia świa­tła za­trz­mu­je się czas do war­to­śći zero. Tak, że bli­sko­świetl­na szb­kość po­zwo­li­ła by na do­tar­cie wdo­wol­ny punkt wszech­świa­ta w ułam­ku czasu. Autor do­kład­nie wie o czym  pisze.Ty po­czy­taj pro­szę.:))) PO­zdra­wiam.

Szy­mon
Dys­ku­sje aku­rat na ten temat mają sens. Ja po­świę­ci­łem lata na szu­ka­nie od­po­wie­dzi w dzie­dzi­nie ra­la­ty­wi­sty­ki. Zam rów­nież  teo­rie,które za­bi­ja­ją mnie swoją na­tar­czy­wo­ścią. Ale do więk­szo­ści ludzi nie do­cie­ra fakt o praw­dzi­wym, do­nio­słym zna­cze­niu od­kry­cia Ein­ste­ina. Myśle, że warto po­świę­cić czas tym ludziom.Zrozumie­nie jest za­wsze szo­kiem. Twoje opo­wia­da­nie za­wie­ra kwin­ten­sen­cję tej teo­rii . Po­zdra­wiam.:)))

Drogi Szy­mo­nie

Widzę, że nie przy­wy­kłeś do kry­ty­ki, oto­czo­ny wia­nusz­kiem ko­le­gów z kręgu "wza­jem­nej ad­o­ra­cji".

Po pierw­sze: żeby móc po­zwo­lić sobie na "roz­wi­ja­nie" czy nawet wy­my­śla­nie na po­trze­by prozy SF no­wych teo­rii fi­zy­ki, na­le­ży naj­pierw mieć po­ję­cie o pod­sta­wach tej nauki. Jak już mó­wi­łem, nie po­win­no się wci­skać bzdur czy­tel­ni­kom na za­sa­dzie "na pewno się nie kapną".

Je­że­li zaś w dal­szym ciągu uwa­żasz, że nie mam racji, to prze­łóż swoje opo­wia­da­nie na an­giel­ski i prze­ślij je do kliku wy­daw­nictw w USA albo UK, wtedy zo­ba­czysz, z jakim się ono spo­tka od­ze­wem.

To był mój ostat­ni ko­men­tarz w tym wątku. Po­zdra­wiam!

Ark­tu­rze

Ja nie znam Szy­mo­na, a no mnie. Po pro­stu na­pi­sał świet­ne opo­wia­da­nie. Nie musi ni­cze­go tłu­ma­czyć na an­giel­ski  bo w Pol­sce jest całe mnó­stwo mą­drych ludzi. Ja je­stem en­tu­zja­stą fi­zy­ki re­la­ty­wi­stycz­nej. Ko­cham Ein­ste­ina za jego wizjonerstwo.Miałem nie­ste­ty kiep­skich na­uczy­cie­li fi­zy­ki. Byli albo zbyt le­ni­wi albo nie po­sia­da­li po­czu­cia misji do speł­nie­nia. Dość, że sam się­gną­łem po Fey­ma­na i Ga­mo­wa. To co do­tar­ło do mnie z ich wy­kła­dów było ab­so­lut­nym szo­kiem. Lecz do­pie­ro dal­sze kil­ka­dzi­siąt ksią­żek dalej wy­kry­sta­li­zo­wał się jasny obraz cza­so­prze­strze­ni. Obiekt po­sia­da­ją­cy masę nie może po­ru­szać się z szyb­ko­ścią więk­szą od pręd­ko­ści świa­ta­ła. Dla­cze­go? Bo wy­stę­pu­je opór eks­pan­syj­ne­go ośrod­ka zwa­ne­go cza­so­prze­strze­nią. Obiekt ma­te­rial­ny do­wol­nej masy mu­siał­by użyć nie­skoń­czo­nej ener­gii, któ­rej nie ma we wszech­świe­cie. Im bar­dziej zbli­ży się do pręd­ko­ści świa­tła tym bar­dziej podda się  zja­wi­sku dy­la­ta­cji czasu. Czas zmie­rza więc do zera na stat­ku ko­smicz­nym, bez wzglę­du na cel po­dró­ży. Na Ziemi minie mi­liard lat, na po­kła­dzie po­wiedz­my doba. W tym cza­sie po­ko­na dy­stans po­wiedz­my 900 mln lat świetl­nych.  Na tym dy­stan­sie, jego praw­do­po­do­bień­stwo roz­bi­cia się o ma­te­rial­ną prze­szko­dę wy­no­si 100 pro­cent. W związ­ku z tym wy­stę­pu­ją w opo­wia­da­niu ekra­ny, ani­chi­la­to­ry ma­te­rii pra­cu­ją­ce w kie­run­ku lotu. Czas ich  de­tek­cji i re­ak­cji  przy ta­kiej szyb­ko­ści jest więc nie­praw­do­po­dob­nie mały. Zwy­kle żeby za­ne­go­wać osią­gnię­cia teo­rii re­la­ty­wi­stycz­nej sięga się po ba­da­nia za­krzy­wie­nia lotu wiąz­ki świetl­nej w polu gra­wi­ta­cyj­nym. Wiąz­ka ta ulega za­krzy­wie­niu do­ku­men­tu­jąc nie to, że po­sia­da masę, ale to iż po­ru­sza się w za­krzy­wio­nej cza­so­prze­strze­ni. Jed­nak uważa się , że fo­to­ny po­sia­da­ją zni­ko­mą masę, co sta­wia je dalej w sze­re­gu czą­ste­czek z tego świa­ta.

W póź­niej­szym okre­sie życia sam Al­bert Ein­ste­in uwa­żał, że nawet en­re­gia po­sia­da masę. Ja przy­chy­lam się do tej kon­cep­cji, ta idea jest spój­na z po­zo­sta­ły­mi skła­do­wy­mi ogól­nej teo­rii. Co z tego wy­ni­ka? A to, że nawet świa­tło ulega pro­ce­so­wi sta­rze­nia i tak na­praw­dę  z Jego punk­tu wi­dze­nia upły­wa jakaś mi­kro­sko­pij­na por­cja czasu. Tak więc, żyby uczy­nić za dość na­sze­mu sztyw­ne­mu poj­mo­wa­niu re­alii wszech­śwa­ta  świa­tło dalej pod­le­ga na­szym cza­so­wym uwa­run­ko­wa­niom. Co jest nie­zmier­nie cie­ka­we Al­bert wpro­wa­dził stałą ko­smicz­ną. Stała ta spaja całą teo­rię. Do­ko­na­no wiele prób pod­wa­że­nia jej ist­nie­nia. Zresz­tą całą teo­rię nie­jed­no­krot­nie ob­rzu­co­no bło­tem. Na­to­miast jeśli przyj­mie się, że stała ta od­zwier­cie­dla eks­pan­sję wszech­świa­ta, o czym znów wspo­mi­nał Ein­ste­in, to nawet pro­blem in­er­cji w prze­strze­ni ko­smicz­nej, czy  me­cha­ni­ka po­wsta­nia siły gra­wi­ta­cji staje się jasna i zro­zu­mia­ła. Ener­gia opie­ra się ro­sną­cej prze­strze­ni.

Je­ste­śmy na kar­tach Fan­ta­sty­ki nie mo­żesz mi wsta­wić je­dyn­ki za tę wy­po­wiedź. Po pro­stu się­gnij po Haw­kin­ga. U niego nawet worm­ho­les są pro­ste. I czy­taj Pen­ro­sa,Bria­na Gre­ena i setki in­nych:))))

Opo­wia­da­nie od pierw­sze­go aka­pi­tu trzy­ma w na­pię­ciu. Motyw znany, ale liczy się wy­ko­na­nie. Mnie ujęła kre­acja bo­ha­te­ra - jak po­wie­dział Fa­so­let­ti: nie by­ło­by miło zna­leźć się w skó­rze tego fa­ce­ta. Ale przede wszyst­kim zwró­cił­bym uwage na zda­nia, ja­ki­mi pisze Szy­mon. Pro­ste, krót­kie, bez ba­la­stu przy­słów­ko­we­go, od któ­re­go nie­jed­na proza uto­nę­ła. Zde­cy­do­wa­nie proza godna piór­ka. :)

Fak­tycz­nie, trud­no za­zdro­ścić bo­ha­te­ro­wi. I pracy, i sy­tu­acji.

Cie­ka­wie wy­obra­zi­łeś sobie przy­szłość Ziemi.

Ale w wy­sy­ła­nie fa­ce­ta w misje trwa­ją­ce ty­sią­ce lat jakoś trud­no mi uwie­rzyć. Zwłasz­cza, że za­pła­cić za pa­li­wo trze­ba już teraz.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hard SF w wy­da­niu, jaki lubię. Uka­za­nie wiel­ko­ści Wszech­świa­ta uj­mu­je – coś pięk­ne­go. Fakty na­uko­we są po­da­ne w cie­ka­wej for­mie. Może i na­cią­ga­na lo­gi­ka wy­sy­ła­nia kogoś sa­mot­nie na misję, ale mam duże za­wie­sze­nie nie­wia­ry w tym kon­tek­ście. Zwłasz­cza, że cała resz­ta tek­stu re­kom­pen­su­je to z ol­brzy­mią na­wiąz­ką.

A po ca­ło­ści, kli­ma­tycz­na pio­sen­ka faj­nie prze­cią­ga at­mos­fe­rę opo­wia­da­nia.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nie wni­ka­jąc w nie­zro­zu­mia­łe dla mnie pro­ble­my pręd­ko­ści świa­tła, z przy­jem­no­ścią do­łą­czam do grona czy­tel­ni­ków wiel­ce usa­tys­fak­cjo­no­wa­nych lek­tu­rą Ho­ry­zon­tu zda­rzeń. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Fajne :) (na lic. Anet)

Witaj.

Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie scien­ce-fic­tion, szcze­gól­nie po­do­ba mi się jego kli­mat. Mam jed­nak kilka uwag. Bo­ha­ter po­wra­ca z da­le­kiej i dłu­giej misji, ale czemu po­dró­żo­wał sam? Za­ło­ga stat­ku ko­smicz­ne­go po­win­na być ra­czej więk­sza, przy­naj­mniej kilka osób. Dla­cze­go chce po­peł­nić sa­mo­bój­stwo? Po­cząt­ko­wo chce prze­cież znisz­czyć Trze­cią Oso­bli­wość, potem się pod­da­je i chce umrzeć. Z opo­wia­da­nia zro­zu­mia­łem, że na Ziemi nie ma już ludzi, ale wy­strze­lo­no w ko­smos stat­ki z po­pu­la­cją miast. Mógł pró­bo­wać ich od­na­leźć i wspól­nie z nimi pró­bo­wać odbić naszą pla­ne­tę. Poza tym w poj­mo­wa­niu cza­so­prze­strze­ni wy­czu­wam jakiś błąd. Nie po­tra­fię go wska­zać, ale coś jest nie tak. Na Ziemi mi­nę­ło już wiele wie­ków, bo­ha­ter wraca z da­le­kiej i dłu­giej po­dró­ży i nawet się nie ze­sta­rzał. Po­dró­żo­wał da­le­ko, a prze­cież do naj­bliż­sze­go ukła­du sło­necz­ne­go jest czte­ry lata świetl­ne. To do­tar­cie do niego nie za­ję­ło by czte­ry lata? Wiem, że przy pręd­ko­ści świa­tła czas pły­nie ina­czej, ale czy są to aż tak duże róż­ni­ce?

Po­zdra­wiam, Fe­niks 103.

au­da­ces for­tu­na iuvat

Witam.

Prze­czy­ta­łem ko­men­ta­rze in­nych czy­tel­ni­ków i po­sta­no­wi­łem uzu­peł­nić swój. Nie znam się na me­cha­ni­ce re­la­ty­wi­stycz­nej, ale po­sta­no­wi­łem spraw­dzić co zna­czą po­ję­cia ,, dy­la­ta­cja czasu’’ i ,,stała ko­smo­lo­gicz­na’’. No i zro­zu­mia­łem, że pod­sta­wą pierw­sze­go z tych pojęć są różne ukła­dy od­nie­sie­nia, a ,,stała ko­smo­lo­gicz­na’’ to jakaś po­praw­ka do ogól­nej teo­rii względ­no­ści, która sta­no­wi kon­ku­ren­cję dla ciem­nej ma­te­rii w wy­ja­śnia­niu zja­wi­ska roz­sze­rza­nia się Wszech­świa­ta. Dalej uwa­żam, że model cza­so­prze­strze­ni, jaki uka­zu­je się w opo­wia­da­niu, jest jakiś wy­pa­czo­ny, być może wy­ni­ka on, z , nie wiem jak to się fa­cho­wo okre­śla, ,, zja­wisk które prze­czą teo­rii względ­no­ści’’, po­dob­nie jak było to z me­cha­ni­ką kla­sycz­ną. Wi­docz­nie po­trzeb­ny jest nam już jakiś inny ro­dzaj me­cha­ni­ki, bo nawet ja widzę, że w opar­ciu o me­cha­ni­kę re­la­ty­wi­stycz­ną w ko­smos to my ra­czej da­le­ko nie po­le­ci­my.

Szko­da tylko, że mój ko­men­tarz jest ,,musz­tar­dą po obie­dzie’’, bo dys­ku­sja na temat opo­wia­da­nia dawno się za­koń­czy­ła.

Po­zdra­wiam, Fe­niks 103.

au­da­ces for­tu­na iuvat

Nowa Fantastyka