- Opowiadanie: mlody11 - O wojnie nowego królestwa z piekłem i niebem.

O wojnie nowego królestwa z piekłem i niebem.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

O wojnie nowego królestwa z piekłem i niebem.

Na dworze było cholernie zimno, od dobrych kilku dni padał rzęsisty deszcz, który skutecznie zniechęcał do życia wszystkie stworzenia żyjące w krainie rządzonej przez Niego, Matreona. Krainie zwanej Miejscem Bólu i Cierpienia. Słońce nigdy tu nie świeciło, panował wieczny mrok. Mieszkańcy, podobni do skrzyżowanego węża i goryla, chodzili po wykładanych granitami ulicach ubrani w ciemne, długie płaszcze, zawsze w okularach słonecznych na oczach. Dla kogoś, kto pierwszy raz zobaczyłby taki stwór, mogłoby się wydawać, że widzi klasycznego mnicha. Jednak to tylko pozory. Owe szaty wykonane były z jedwabiu i miały w sobie dużo burdelowego koloru, czyli bordo. W miejscu tym nie istniało nic przypominającego jakikolwiek ustrój polityczny. Mieszkańcy nie umieli mówić. Porządku na ulicach pilnowali aniołowie i demony: zbuntowani słudzy Boga i Szatana. Mieszkańcy nie posiadali żadnego układu odpowiadającego za funkcje życiowe; byli nieśmiertelni. Nie były więc potrzebne zakłady produkcyjne, sklepy, restauracje, domy. Nie były też potrzebne hotele, nikt tu nie spał. Całą wieczność wszyscy włóczyli się po ulicach, patrząc nieprzytomnie na rozciągające się wokół gęstej sieci dróg ogromne łany nieużytków. Jednak od pewnego czasu pojawiały się w tym świecie, uważanym za asejsmiczny, coraz częstsze trzęsienia ziemi. To zdradzony przez Matreona Bóg i wściekły na niego za zaciąganie do swej armii demonów Szatan połączyli siły. Nie mogli patrzeć, jak ich Królestwa popadają w ruinę; jak ich słudzy przechodzą do lepiej płatnego Miejsca Bólu i Cierpienia. Niebo i Piekło popadły w kryzys i nie było jak na razie szans na podwyżkę płac. Nie powinno więc dziwić, że Anioły i Demony emigrowali. To co, że nie mieli szans na powrót; dla nich liczyła się lepiej opłacana robota.

Tymczasem na Ziemi, na nikomu nieznanej, niebezpiecznej, okrytej złą sławą Ziemi Ognistej odbywało się spotkanie trzeciego stopnia. Miejsce niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Budynek wyznaczony na spotkanie wykonany z ultralekkiego stopu glinu i miedzi, ukryty w głębi wyspy, wśród jadowitych węży i śmiertelnie niebezpiecznych mamutów. Wokół pełno zdradzieckich roślin i bagien, które tylko czekają, byś zrobił jeden nieostrożny krok. W środku tylko jedno pomieszczenie, teren zabezpieczony dodatkowo hipermocnymi wiązkami lasera. Pośrodku stół, duży, masywny, wokół tylko 3 krzesła. Posadzka niechlujnie wylana zwykłym betonem, dość nierówna. Z sufitu zwisa tylko jedna żarówka. Energooszczędna. Widać wszyscy obawiają się o efekt cieplarniany, nie chcą zbyt szybkiego końca świata. A może?

Bóg, Szatan, a naprzeciwko nich Matreon. Każdy przybył ze swoim najwierniejszym sługą. Bóg z Michałem; Szatan z Asmodeusem; Matreon ze zdrajcą Gabrielem. To dzięki niemu niebo zaczynało się coraz bardziej chwiać, to on zdradzał wszystkie informacje, tajemnice i inne mniejsze pierdoły, które Bóg z sobie znanych tylko powodów ukrywał przed opinią publiczną.

– Więc powiadasz Matreonie, że chcesz się dogadać? – zaczął niesamowicie pewnym siebie, spokojnym głosem Szatan podnosząc przy tym do ust filiżankę z niezwykle aromatyczną, czarną kawą. – Mnie się jednak wydaje, że chcesz nas wyrolować, czy jak to się tam na to mówi.

– To już twoje zdanie Diable, ja proponuję tylko, że nie będę przyjmował do mojego królestwa waszych sług, w zamian za co wy przestaniecie rozpierniczać moje Miejsce Bólu i Cierpienia. A tak poza tym, musicie przyznać, że wybrałem świetną nazwę dla mojego świata, hę?

– Tak, piękna nazwa – rozpoczął z ironią w głosie swoją kwestię Bóg. – Jednak wiesz, że my nie możemy się zgodzić na twoje warunki. To, co nam proponujesz, jest niewspółmierne do szkód, jakie zostały nam wyrządzone przez ciebie. Żądamy, abyś wypuścił wszystkie Anioły i Demony, które chcą teraz dobrowolnie odejść z twojego królestwa.

– Dobrze wiesz, że to niemożliwe; jest to niezgodne z paragrafem jedenastym, ustęp dwudziesty czwarty kodeksu Miejsca Bólu i Cierpienia, który zresztą sam wymyśliłem. Jego treść brzmi dokładnie tak: „Stworzenie, które przekroczyło bramę Miejsca Bólu i Cierpienia, nie ma możliwości powrotu, tj. ponownego jej przekroczenia w celu wyjścia poza obręb Królestwa." Tak więc, przykro mi, ale nie jestem w stanie spełnić tego żądania. Zresztą, nikt nie zmuszał waszych byłych sług do przychodzenia do mnie; to była ich dobrowolna decyzja. A, zapomniałbym, tutaj macie pięknie napisany i oprawiony kodeks mojego świata. To tak, żebyście w przyszłości nie wymagali ode mnie rzeczy niemożliwych do spełnienia. – Matreon zaczął popadać w samozachwyt nad sobą.

– W dupie mamy twoje kodeksy, srodeksy. Albo spełnisz wszystkie nasze żądania, albo szykuj się na wojnę z połączonymi siłami Dobra i Zła! Jesteś żałosnym, tępym, niedorozwiniętym, nieodpowiedzialnym władcą, który nie ma pojęcia o realiach panujących we wszechświecie. Mam głęboko gdzieś, to, że w obecnej chwili podobno jesteś potężniejszy od nas. Już niedługo się to zmieni. Już niedługo twój żałosny świat przestanie istnieć. – Diabeł nie wytrzymał, z jego ust wyrwał się długo tępiony słowotok, rzucił kodeksem na stół i siedział dalej spokojnie, jakby nic przed chwilą się nie stało.

Matreon tymczasem spytał z pełną powagą, od kiedy to Bóg walczy ramię w ramię z Szatanem. Sprawiał wrażenie niewzruszonego, chociaż słowa Diabła sprawiły na nim niemałe wrażenie. Natomiast Bóg i Szatan zignorowali to pytanie. Bóg jedynie rzekł:

– Więc jak Matreonie, przemyślałeś wszystko? Dojdziemy do satysfakcjonującego nas porozumienia?

– Szykujcie się na Koniec Świata! – krzyknął i razem z Gabrielem rozpłynął się w powietrzu.

 

Bóg i Szatan długo stali, patrząc na siebie niepewnym wzrokiem, jakby nie byli pewni wszystkiego, co przed momentem usłyszeli. Koniec Świata bez ich zgody? To nie może być. Przecież byli umówieni, że razem zadecydują, kiedy to nastąpi. A tu pojawia się jakiś nieznany Matreon, podbiera im najlepszych agentów, nie chce iść na ustępstwa i dodatkowo grozi Końcem Globu! Co on może wiedzieć o zagładzie Wszechświata? Widocznie może, w końcu ma w swoich szeregach zdrajcę Gabriela, który może mu pomóc w rozpętaniu prawdziwego Końca. No trudno, jak mus, to mus. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Pierwszy odezwał się Szatan.

– I co Bogu? Jak myślisz, mamy jakieś szanse, aby powstrzymać przedwczesną zagładę?

– Szanse są zawsze, tyle, że my nic nie wiemy o jego możliwościach, o jego armii, uzbrojeniu, flocie. On natomiast wie o mnie wszystko, o tobie pewnie bardzo dużo… Cóż, widocznie przyjdzie nam improwizować… – Bóg wyglądał na zatroskanego.

– Oj tam, jak zwykle panikujesz, już niejeden raz ktoś próbował wywołać przedwczesną Apokalipsę i jakoś jeszcze nikomu się ta sztuka nie udała. Pamiętaj, że to my jesteśmy Panami całego Wszechświata i żaden Matreon, Smatreon nie będzie nam tu podskakiwał. Damy radę, zniszczymy go. – Diabeł wyraźnie robił dobrą minę do złej gry, ale Bogu najwidoczniej spodobał się jego optymizm, bo po krótkim namyśle rzekł:

– A więc do roboty, nie mamy czasu to stracenia, trzeba szykować nasze wojska, wyczyścić broń, mundury, rozprostować skrzydła.

Po chwili obaj znajdowali się już w swoich królestwach.

 

 

 

Tymczasem w Krainie zwanej Miejscem Bólu i Cierpienia.

 

– Jak wiesz mój najmilszy, wypowiedzieliśmy otwartą wojnę przeciwko Niebu i Piekłu. Musisz mi teraz przedstawić raport o stanie uzbrojenia w Niebie. Piekło mam już do-kładnie rozpracowane. – Na twarzy Matreona pojawił się ledwie widoczny uśmieszek.

– Tak panie. Już zaczynam – w głosie Gabriela słychać było podekscytowanie. – A więc Niebo. Niebo jest ogromnym królestwem, o niemal czterokrotnie większej powierzchni od naszego Miejsca Bólu i Cierpienia. Powierzchnia niemal równa powierzchni Piekła. Jedynym i bezwzględnym władcą jest Bóg wraz ze swoim synem Jezusem i Maryją, matką Jezusa. Mieszkają tam głownie dusze zmarłych ludzi, którzy wiedli spokojny, pobożny żywot na Ziemi. Dodatkowo kręcą się Anioły, którzy stanowią główny trzon ichniejszej armii. Co zresztą nie powinno dziwić, gdyż dusze należące do tak pobożnych ludzi raczej nie będą chciały brać udziału w krwawej wojnie, głównie, dlatego, że nie pozwoli im na to strach. Wracając do Aniołów. Armią dowodzą Archaniołowie, których obecnie pozostało dwóch: Michał i Rafał. To oni czuwają nad wojskiem podczas każdej bitwy. Wszystkie zwycięstwa Niebo zawdzięcza im. W armii służy około pięćdziesięciu tysięcy bardzo dobrze wyszkolonych wojowników i około stu tysięcy, którzy muszą jeszcze trochę poćwiczyć. Ogółem rzecz biorąc w Niebiańskej Armii służy około stu pięćdziesięciu tysięcy aniołów, którym przewodzą dwaj achaniołowie. Jeżeli chodzi o uzbrojenie to tak: Niebo dysponuje dwustu tysiącami łuków. Stu tysiącami zapasowych par skrzydeł, niezliczoną ilością strzał, siedemdziesięcioma tysiącami srebrnych i osiemdziesięcioma tysiącami złotych karet samolatajacych, służących głównie do transportu rannych Aniołów z pola walki. Dodatkowo każdy żołnierz posiada swoją własną osobistą tarczę oraz dwie w zapasie. Wszystkie wykonane z hartowanej stali, pokryte niebiańskim pyłem przeciwkorozyjnym. To wszystko, jeżeli chodzi o Niebo. Raczej o wszystkim pamiętałem. – Z ust Gabriela od dłuższej chwili nie schodził chytry uśmieszek.

Natomiast twarz Matreona stała się mocno zatroskana. Dłuższą chwilę chodził błędnie po swoim gabinecie drapiąc się czule po swojej łysej łepetynie. W końcu rzekł smutnym tonem do Gabriela:

– Chyba musimy zgodzić się na warunki stawiane przez Boga i Szatana. Ich połączone armie niemal dziesięciokrotnie przebijają liczebnością naszą. Omów spotkanie z nimi, może być tam gdzie ostatnio. – w jego głosie słychać było smutek i rozczarowanie.

 

– Halo, Bogu? Tu Gabriel. Rybka połknęła haczyk. Uwierzył we wszystkie bajki o na-szej potędze. Chce się spotkać, myślę, że da się jeszcze coś na nim ugrać. – W jego głosie dało się usłyszeć niemałe zadowolenie.

– Świetna robota mój mały, myślę, że należy Ci się podwyżka, ale porozmawiamy o tym, jak już powrócisz do nas. W tam na Ziemi Ognistej wyglądałeś tak przekonywująco, że w pewnym momencie, aż wstyd się przyznawać, pomyślałem, że naprawdę przeszedłeś na jego stronę. Powiedz mu, że możemy się spotkać nawet za chwilę, chyba wie, jak do nas trafić.

– Oczywiście Panie, wszystko mu przekażę, zaraz się tam zjawimy.

Jakoż i tak się stało. Po raz kolejny Bóg, Szatan i Matreon spotkali się w słynnym już pomieszczeniu na Ziemi Ognistej. Gabriel się nie pomylił. Zdesperowany władca Krainy Bólu i Cierpienia zgodził się nawet na likwidację swojego królestwa i na wygnanie do innej galaktyki. Natomiast Bóg z Szatanem od nowa rozpoczęli swoją odwieczną walkę o każdą zbłąkaną duszę…

 

Koniec

Komentarze

Tekst wygląda jak ucięty w połowie. Prawie jedna czwarta stanowi opis uzbrojenia aniołów. Już się cieszyłem, a tu nagle takie banalne rozwiązanie sytuacji... Nieładnie.
Podoba mi się twój styl pisania, ale niech twoje następne opowiadanie będzie  bardziej przemyślane. 

Na dworze było cholernie zimno, od dobrych kilku dni padał rzęsisty deszcz, który skutecznie zniechęcał do życia wszystkie stworzenia żyjące w krainie rządzonej przez Niego, Matreona. – Deczka przydługie to zdanko, przez co kaprawo brzmi. Do tego dochodzi powtórzenie. A gdyby tak podzielić na dwa?

 

Mieszkańcy, podobni do skrzyżowanego węża i goryla (Nie wiem czy to miało być celem, ale parsknąłem przy tym śmiechem jak głupi), chodzili po wykładanych granitami (Nie lepiej brzmiałoby np. granitowymi płytami?)ulicach ubrani w ciemne, długie płaszcze, zawsze w okularach słonecznych (o przeciwsłonecznych słyszałem. O słonecznych pierwsze słyszę :P)na oczach.

 

Dla kogoś (Komuś), kto pierwszy raz zobaczyłby taki stwór, mogłoby się wydawać, że widzi klasycznego mnicha.

 

Owe szaty wykonane były z jedwabiu i miały w sobie (Miały ten kolor w sobie, czy po prostu były takie koloru?)dużo burdelowego (eee…)koloru, czyli bordo.

 

Tymczasem na Ziemi, na nikomu nieznanej, niebezpiecznej, okrytej złą sławą Ziemi Ognistej odbywało się spotkanie trzeciego stopnia. Miejsce niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. – Spotkanie trzeciego stopnia było niedostępnym miejscem? Cuś to zgrzyta chyba.

 

Budynek wyznaczony na spotkanie wykonany z ultralekkiego stopu glinu i miedzi, ukryty(ukryto) w głębi wyspy, wśród jadowitych węży i śmiertelnie niebezpiecznych mamutów. – Ta końcówka powala. Jak można ukryć budynek wśród węży i mamutów? To już logiczniej byłoby napisać, że te zwierzęta pilnowały, nie wiem, ogrodu otaczającego ten budynek, żeby nikt nie mógł się wedrzeć do środka…

 

Wokół pełno zdradzieckich roślin i bagien, które tylko czekają, byś zrobił jeden nieostrożny krok. – To bagno i rośliny mogą na coś czekać?

 

W środku tylko jedno pomieszczenie, teren zabezpieczony dodatkowo hipermocnymi wiązkami lasera. – To co w końcu zabezpieczał ten laser?

 

Ogólna uwaga do całego opisu budynku i terenu. Po kiego zmiana czasu? Nie rozumiem tego zabiegu.

 

Diabeł nie wytrzymał, z jego ust wyrwał się długo tępiony słowotok, rzucił kodeksem na stół i siedział dalej spokojnie, jakby nic przed chwilą się nie stało. – słowotok wyrwał się z ust Diabła, po czym rzucił kodeksem… Masakra.

 

A tu pojawia się jakiś nieznany Matreon, podbiera im najlepszych agentów, nie chce iść na ustępstwa i dodatkowo grozi Końcem Globu! Co on może wiedzieć o zagładzie Wszechświata? – To jaka to będzie zagłada? Lokalna, bo piszesz, że Globu, czy ogólnowszechświatowa, bo dalej, że wszechświata?

 

Jedynym i bezwzględnym władcą jest Bóg wraz ze swoim synem Jezusem i Maryją, matką Jezusa. – Skoro rządzą z nim jeszcze Jezus i Maryja, to już nie bardzo jest jedynym władcą.

 

Dłuższą chwilę chodził błędnie po swoim gabinecie drapiąc się czule po swojej łysej łepetynie. – po co ten zaimek?

 

Tyle w kwestii technicznej. Jedno mi zgrzyta. Pisałeś, że poddani Matreona byli nieśmiertelni. To co z tego w takim razie, że armia Boga i Diabła była liczniejsza, skoro i tak nie mogłaby zabić wroga? Czego w takim razie ten Matreon się bał?

Cóż parę razy się uśmiechnąłem, ale nic po za tym. Tekst sprawia wrażenie pisanego na szybko i nie bardzo przemyślanego.

 

 

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Z tym wężem i gorylem to niezłe jest. Oby tak dalej. Sensu opowiadanie nie ma, ale chyba nie o sens autorowi chodziło.

Nowa Fantastyka