- Opowiadanie: Sandro - Nowe niebo

Nowe niebo

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowe niebo

Delikatny wiatr niósł się po polanie przynosząc ulgę przed słońcem. Niebo było dziś idealnie błękitne, bez najmniejszej skazy. Stałem boso na trawie czując pod stopami jakby miękki dywan. W powietrzu unosił się zapach konwalii a liście na drzewach uspokajająco szeleściły. Nieskazitelnie czyste powietrze jakiego w życiu nie miałem okazji doznać wypełniało moje płuca. Byłem pewien, że gdy tylko mocniej podskoczę będę mógł unieść się nad ziemią. Lekkość z jaką poruszały się moje stopy i ciało była aż nienaturalna.

Byłem radosny i uśmiechnięty, powiedziałbym nawet, że szczęśliwy.

Zapragnąłem zobaczyć jak najwięcej, kto wie może nawet tu zostać. Ułożyłem się na plecach i zmrużyłem oczy. Moje myśli krążyły wokół tego miejsca i tej chwili.

Zdążyłem tylko wyobrazić sobie wysoką górę, z której miałbym wspaniały widok a okolica w jednej sekundzie zamieniła się w mgłę, przez którą nie mogłem nic dostrzec. Tak nagle oderwany od pięknej rzeczywistości wstałem bojąc się nawet drgnąć. Mgła jednak po chwili zniknęła a krajobraz wrócił taki sam jak przed momentem. Coś jednak było inaczej. Za moimi plecami w odległości około pięciuset metrów stał masywny szczyt górski wyglądający jakby był tam od zawsze.

Czy ja śnię? – pomyślałem.

Nie zdążyłem usłyszeć własnej odpowiedzi, ponieważ moim umysłem zawładnęła wielka ochota aby zobaczyć świat z góry, zobaczyć jaki jest piękny. To było oczywiście zupełnie nierealne, moje bose stopy nie podołałyby takiej wspinaczce. Lecz zamiast pozostać w miejscu zacząłem biec w stronę góry i nawet nie zauważywszy, kiedy przebyłem tą odległość wbiegałem już po jej zboczu. Nie odczuwałem zmęczenia, mój oddech i tętno pozostawały w normie. Ściana, choć bardzo stroma nie sprawiała mi żadnych trudności. Szum wiatru wraz z każdym pokonanym metrem ustawał aby zupełnie ucichnąć na szczycie. Przede mną rozciągała się wielka nieznana kraina. Baśniowy krajobraz o barwach zieleni i błękitu.

Brakowało słów, którymi mógłbym opisać to co dane mi było zobaczyć, wiedziałem jednak, że jestem tu gdzie zawsze chciałem być. Najspokojniejsza chwila mojego życia.

Zamknąłem oczy.

 

Koniec transmisji. Biały napis na pustym czarnym tle i dźwięk aparatury, do której byłem podłączony przywróciły trzeźwość mojego umysłu. Ściągnąłem ciężki kask z głowy i powoli wstałem, gdyż całą sesję trwającą około trzydziestu minut leżałem bez ruchu. Ból głowy był silny, jednak nie mogłem pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. W pokoju obok grupa siwiejących już mężczyzn w drogich garniturach oglądała wszystko na monitorze. To od nich zależy przyszłość projektu „Shine”. Pomimo najlepszych specjalistów jakich zatrudnialiśmy, mimo pracy, którą włożyliśmy w to wszystko wciąż potrzebowaliśmy pieniędzy. Ich pieniędzy.

Wchodząc do pokoju konferencyjnego starałem się dostrzec wyraz ich twarzy. Chciałem jak najwcześniej znać decyzję. Nic jednak nie udało mi się wyczytać. Siedzieli jak gracze przy pokerowym stoliku. W myślach wspomniałem przemowę aby nie zapomnieć o niczym co mogło by wpłynąć pozytywnie na nasz projekt.

– Panowie to co przed chwilą zobaczyliście to pewien rodzaj wirtualnej rzeczywistości, w pełni zintegrowanej z ciałem i umysłem. Moje pragnienie zdobycia szczytu czy lekkość poruszania się to wywołane przez program impulsy. Byłem wolny jednak w granicach rozsądku.

Zaśmiali się cicho co rozluźniło ciężką atmosferę w sali.

– Zanim przekaże Panom cel projektu pragnę zapewnić, że nie chcemy ingerować w religię.

Nie chcemy zmieniać ludzkiej wiary czy tego w co wierzymy. Chcemy dać pewność. Gwarancję raju przed śmiercią. Świat, który widzieliście na monitorze powstał na podstawie dwu letnich spotkań z ludźmi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Przeprowadziliśmy również ankietę w kilku większych miastach, 90 procent osób tak właśnie wyobraża sobie rajską krainę.

Na chwilkę przerwałem aby wziąć oddech.

Ile razy słyszymy, że ludzie umierający mówią tylko o tym, aby niebo przyjęło ich do swych bram. My chcemy otworzyć te bramy.

– Nie rozumiem tylko jakby miało to wyglądać dla potencjalnych klientów?

Pierwsze pytanie i od razu do rzeczy, myślę, że jestem na dobrej drodze.

– Wyobraźmy sobie sytuację, że bliska nam osoba jest śmiertelnie chora a czas jaki jej pozostał liczony jest w godzinach bądź dniach. Przychodzimy wtedy do firmy i zapisujemy osobę do kliniki na badania. Po zapewnieniu naszych lekarzy, że klient jest w stanie agonalnym, zapisujemy go na ostatnią wizytę. Klient niczego nie podejrzewa. Kiedy przychodzi do nas po raz ostatni, prawdopodobnie będzie z nim również rodzina. W gabinecie lekarza osoba dostaję środki nasenne i zostaje przeniesiona do sali „ostatniej drogi”. Tu po podłączeniu otwiera oczy ale nie widzi już nas, widzi tylko swój raj. Wirtualna podróż trwa około trzydziestu minut po czym przy samym końcu, gdy zamyka powieki w świecie wirtualnym, zamyka je na zawsze, także w naszym.

– W jaki sposób zabijamy?

– Do krwiobiegu wstrzykujemy specjalny środek, który bez najmniejszego bólu wstrzymuje akcję serca.

– Czy to nie czyni nas mordercami?

Ostatnie pytanie zadał najważniejszy człowiek na sali. Najważniejszy dla projektu.

W chwili pomyślałem, że ta odpowiedź zadecyduje o całym spotkaniu. Musiałem zaryzykować i powiedzieć coś co zrobi na nich wrażenie.

– Jeżeli ludzka dusza istnieje to my będziemy jej powiernikami. Oczyścimy ją ze zła i oddamy Bogu taką, jaka była przy narodzinach. Nieskazitelnie czystą.

Swoją wypowiedzią wywołałem falę szeptów w pokoju. Na dobre rozpoczęli dyskusję nie zwracając uwagi na mnie czy innych pracowników.

Po naradzie, z której usłyszałem jedynie kilka „tak, masz rację”, „uważasz, że tak?” i

„sam nie wiem”, wszyscy wstali kierując wzrok na brodatego grubasa, który od początku spotkania nie odezwał się ani słowem. Teraz wypowiedział tylko:

– W przeciągu tygodnia otrzyma Pan odpowiedź. Dziękujemy za zaproszenie.

Wstał, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali a wraz z nim reszta „drogich garniturów”.

 

 

Pozytywna decyzja zarządu przyszła już po trzech dniach z naciskiem na jak najwcześniejsze rozpoczęcie działań. Od tej chwili czas dla mnie przyspieszył. Czułem się jakbym oglądał pokaz slajdów. Mówiono o nas w radiu, telewizji, pisano w prasie. Pierwsze strony gazet aż krzyczały wielkimi nagłówkami – „Czy to moralne”, „Do czego to prowadzi”.

Fala dyskusji jakie wywołaliśmy przeniosła się na cały kraj. Ludzie rozmawiali o nas w metrze, sklepie i w domu. Mimo wielu pytań i różnych reakcji otoczenia nikt nie powiedział wprost, że to co robimy jest złe. Żadnej krytyki, tylko pytania. Najdziwniejsza była jednak reakcja kościoła, którego władze zabroniły choćby wspomnieć o naszym projekcie.

Dzięki temu nasza największa obawa szybko odeszła w niepamięć.

W przeciągu pierwszych miesięcy klientów było niewielu a firma przynosiła straty. Wszystko zmieniło się jednego dnia, gdy zarząd postanowił wydać nową reklamę do telewizji. Za zgodą rodzin pokazywaliśmy ludzi zamykających oczy z uśmiechem na twarzy, a ciepły kobiecy głos oznajmiał – „dajmy im odejść szczęśliwymi”.

Spowodowało to nagły wzrost dochodów.

Pracowaliśmy dniami i nocami a i tak wielu klientom z braku wolnych terminów musieliśmy odmawiać. Wszystko było jak przewidzieliśmy. Było jak chciałem.

Z moją sekretarką widywałem się tylko wieczorami w celu podpisania raportów, których treści nigdy mnie nie interesowały. Były to standardowe zapisy naszych lekarzy. Dziś jednak przybiegła do mnie dysząc, jakby brała udział w maratonie.

– Otrzymał Pan dziwny telefon, chciałam Pana poprosić ale człowiek po drugiej stronie bardzo się spieszył. Poprosił jedynie o przekazanie informacji.

– Jakie to informację.

– Zapisałam to co powiedział, ponieważ inaczej mógłby mi Pan nie uwierzyć.

Podała mi mała, żółtą karteczkę, na której widniał napis:

„Nasi lekarze nie żyją, zarząd przejął szpital”.

– Czy wiesz kto dzwonił? Spytałem.

– Nie przedstawił się i szybko rozłączył.

– Dobrze, dziękuję za informację. Proszę abyś zachowała ją dla siebie.

– Oczywiście tak zrobię.

Choć dzień był bardzo pracowity moje myśli wciąż krążyły jak szalone.

Tajemnicza wiadomość nie dawała mi spokoju.

Szpital był zaraz obok naszego biura, nie miałem jednak potrzeby, ani czasu aby tam zaglądać. Również lekarze, którzy tam pracowali byli zatrudniani przez dział HR więc i tak nie wiem jak mieli by wyglądać. Postanowiłem zostać po pracy i przyjrzeć się dokładniej raportom.

Około godziny 23 biuro opustoszało a ja zostałem sam z ochroną budynku.

Wszelkie dokumenty trzymane były na ostatnim piętrze, o którego istnieniu zwykły pracownik nie miał pojęcia. Dostać tam mogłem się jedynie windą, po wpisaniu odpowiedniego kodu. Nie chcąc tracić czasu od razu ruszyłem w tym kierunku.

Na górze, gdyby nie światła miasta, było by zupełnie ciemno. Cieszyłem się, że pracuje w nowoczesnym, oszklonym biurowcu. Dzięki temu nie musiałem wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń ochrony, czym byłoby zapalenie lamp.

Mijały godziny a ja nie mogłem znaleźć żadnych, choćby dziwnych zdań. Wszystkie raporty były poprawne. Starałem się czytać je jak najdokładniej aby niczego nie pominąć, nic to nie dawało. Podejrzewam, że telefon od Pana „nikt”, był zupełnie bezpodstawny. Może po prostu ktoś postanowił zażartować, zazdrosny o sukces firmy? Przekonałem sam siebie, że dalsze szukanie nie ma sensu. Powoli zacząłem zbierać papiery z ziemi, gdy zobaczyłem w jednym z nich smutną informację. Karta osoby, która odchodziła na wieczny spoczynek miała zaledwie trzydzieści lat. Tyle ile ja teraz. Zawsze uważałem, że to niesprawiedliwe – umierać w tak młodym wieku. Wziąłem do ręki kolejną kartę i kolejną. Moje dłonie zaczęły trząść się i pocić z nerwów. Na większości dokumentów z ostatniego półrocza wiek klientów nie przekraczał czterdziestu lat. Znalazłem nawet kilka osób w wieku osiemnastu – dwudziestu lat. W kartach brakowało podpisów rodzin, widniał jedynie podpis – imieniem i nazwiskiem – samego klienta. Natłok myśli w mojej głowie wywołał nagły atak migreny.

– Kto na to zezwolił?

– Ci wszyscy ludzie podpisali swoją śmierć i to z własnego wyboru?

Dotarło do mnie, że stworzyliśmy maszynę nie tylko dla umierających ale dla samobójców.

Tysiące osób płaciło oszczędności swojego życia aby zginąć.

Teraz pytanie członka zarządu zadane podczas konferencji nabrało innego znaczenia.

– Czy to nie czyni nas mordercami?

Jesteśmy nimi, ja nim jestem. Łzy ciekły mi policzkach a głowa pulsowała od bólu.

Poczucie winy i chęć aby to wszystko naprawić. To jedyne o czym mogłem myśleć.

Byłem jednak tylko naukowcem, daleko mi do filmowych bohaterów ratujących świat przed zagładą.

– Jak mam dalej żyć z taką wiedzą? Zabiją mnie zanim cokolwiek udowodnię.

W jednej chwili wszystko co było dla mnie ważne straciło znaczenie.

Myślałem o sobie, jako o ważnej osobistości zmieniającej świat na lepsze. Teraz byłem tylko mordercą, któremu i tak nie zostało wiele dni życia. Nie byłem na to gotowy.

Nagła myśl jak olśnienie:

– Jeśli mam umrzeć to szczęśliwy.

 

Chciałbym powiedzieć, że zrobiłem coś z dokumentami, aby wydać własną firmę. Chciałbym być bohaterem, który uratował ludzkość. Bardzo bym chciał.

Założyłem tylko kask ustalając wcześniej czas seansu na dziesięć minut.

 

Zieleń traw, zapach konwalii i błękitne niebo. Poczułem się wspaniale. Zapomniałem o wszelkich troskach i problemach. Byłem tylko ja i ta chwila.

Z uśmiechem na twarzy wbiegałem aby zdobyć jedyną w okolicy górę, z której szczytu, widok zapierał dech w piersiach. Byłem szczęśliwy. Zamknąłem oczy.

Koniec

Komentarze

Poruszyłeś poważny temat. Ale uciekłeś przed jego pełniejszym przedstawieniem --- kościoły nie mogły milczeć. Przemyśl tę kwestię... Bez niej opowiadanie bardzo traci.

Pomysł nie jest nowy. Wykonanie średnie, ale z tendencją zwyżkową. Może autor poczytałby innych tutaj i pokomentował, jak oni piszą. Przy okazji mógłby się czegoś dowiwedzieć. Pozdrawiam.

Ciekawe opowiadanie, ale czegoś mu brak. Osobiście nie przemówiła do mnie decyzja samobójstwa naukowca. Jest zrozumiała - jeżeli usłyszałbym taką historię. W tekscie tego brakuje. Takie moje zdanie. Ale ciekawie się czytało.

Wciagajace opowiadanie. Czyta sie naprawde przyjemnie. Gratuluje pomyslu!

Nowa Fantastyka