- Opowiadanie: jesiennypan - Bez tytułu. Rozdział I

Bez tytułu. Rozdział I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bez tytułu. Rozdział I

Jest to część I rozdziału. Mniej więcej środek. Nie załączyłem całości, bo byłoby zbyt długie:P Początek to tylko poród dzieciaka.

 

 

 

 

 

– To nie jest sprawiedliwe matko, że musze rąbać drewno na opał – oburzyła się Kim. – Od kilku dni tylko ja to robię! Ręce mnie od tego bolą, nie mam sił, a na dłoniach pojawiły mi się odciski! – w dowodzie uniosła dłonie wewnętrzną stroną podsuwając je matce.

– Nic ci nie będzie – odparła. – Wiesz, że nikt oprócz ciebie nie może tego robić. Duke lada dzień powinien wrócić z polowania, Ruth opiekuje się dzieckiem, a ja muszę spełniać obowiązki gospodyni. Jeszcze godzina rąbania drwa ci nie zaszkodzi.

– Ale ja już nie mogę!

Suzanah spojrzała krytycznym wzrokiem na córkę. Kim była dobrą dziewczynką, która z ochotą podejmowała się poleconych zadań, jednak dzisiaj stała się niesamowicie grymaśna. Rozumiała, że rąbanie drwa nie jest odpowiednią pracą dla dziesięcioletniej dziewczynki, lecz ktoś musiał to zrobić, gdyż w tą niesamowicie mroźną zimę zamarzliby w ciągu jednej nocy, bez ognia w kominku.

– Bez dyskusji. Nie powinnaś się tak pieklić – po czym odwróciła się do kuchennego stołu i zaczęła skubać gęś na dzisiejszy obiad.

Aby stłumić okrzyk niesprawiedliwości, Kim zacisnęła pięści i gwałtownie obróciła się na pięcie. Ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Ściągnęła z drewnianego haka zielony, ciepły płaszcz i wyszła trzaskając drzwiami w geście manifestacji swojego oburzenia. Skręciła w lewą stronę kierując się w stronę chlewka. Na samą myśl o kolejnych uderzeniach siekiery wzbierał w niej gniew. Przez cały ranek pomagała w kuchni, a od południa machała siekierą jak drwal. A w końcu była tylko małą dziewczynką. Uważała, że to dla niej zbyt ciężka praca.

Spostrzegła, że z nieba zaczynają spadać drobne płatki śniegu.

Od trzech miesięcy tylko śnieg i śnieg. Czy ta zima nie może się skończyć?

– Nienawidzę zim! – powiedziała, po czym otworzyła drzwi od chlewka. Na twarzy poczuła nieco cieplejsze powietrze. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.

Zdjęła płaszcz i niedbale rzuciła go na ziemię. Nie było jej ciepło, ale po kilki uderzeniach wysiłek rozgrzeje jej ciało. Sięgnęła po siekierę opartą o ścianę i postawiła na pieńku kolejne tego dnia polano. Uniosła ręce nad prawym ramieniem i uderzyła z całą siłą. Polano bez najmniejszego oporu rozpadło się na dwie niemal równe połówki. Duke potrafił dbać o narzędzia. Nawet tak drobna dziewczynka jak ona bez problemu mogła ciąć drzewo. Jednak od kilku dni stało się to jej podstawowym obowiązkiem. Obciążone ręce i delikatne dłonie powoli zaczynały protestować. Kręgosłup pulsował tępym bólem.

Usłyszała dobiegające zza jej pleców lekkie skrzypienie drzwi, stawiających opór rosnącej sile wiatru.

Kim położyła delikatnie następne polano. Uniosła ręce w górę i wtedy poczuła osobliwy, dotkliwy szmer w głowie. Obiema rękami przycisnęła skronie. Siekiera upadła głucho na ziemię pokrytą suchymi wiórami i drzazgami.

Szmer nasilił się przechodząc w głośny szum przypominający huk wody spływającej z wodospadu.

Kim osunęła się na kolana.

Świat wokół niej zaczął wirować i mienić się szarością. Chlewik zdawał się kurczyć sam w sobie przypominając sidła, mające się zatrzasnąć na ciele dziewczynki. Huk zaczął narastać, a jego niesamowite brzmienie poczęło być pociągające, jak wspomnienie największej przeżytej rozkoszy.

Raptem z szumu Kim wyłowiła stłumione głosy dopływające jakby z niesamowitej głębi. Nie mogła znać ich znaczenia, gdyż był to inny nieznajomy język jednak instynktownie pojmowała ich znaczenie.

Brzmiały jak potworne zaklęcie.

A przecież magia nie istnieje.

Przynajmniej w świecie, w którym żyła.

Mimowolnie zacisnęła prawą dłoń na trzonku siekiery, po czym podniosła się powoli z ziemi. Kierowana hipnotyczną mocą podeszła do drzwi. Uchyliła je i wyszła w mroźne popołudnie. W twarz uderzył ją zimny podmuch wiatru, a drobne i ostre płatki śniegu wdarły się do wrażliwych oczu dziewczynki.

Ruszyła w stronę chaty pragnąc tylko jednego.

Oczami wyobraźni ujrzała twarde ostrze wbijające się miękkie ciało.

Jakaś wyparta przez jadowitą moc część jej jaźni stawiała protest. W końcu była jedynie małą, grzeczną dziewczynką, która nie znała uczucia niosącego ze sobą śmierć i rządza mordu.

Usłyszała dochodzący z bardzo daleka krzyk. Krzyk młodej kobiety, histeryczny i budzący trwogę.

Świat nadal wirował.

Nagle upadła, a głosy ucichły. Przynajmniej te w jej głowie.

Uniosła twarz i wsparła się na dłoniach. Co ja tu robię? Pomyślała. Nie pamiętała jak dotarła do progu drzwi jej chatki. Pamiętała jedynie niezrozumiały szum. Głowa pulsowała bólem, a w piersi czuła ucisk jak po przebiegnięciu kilku kilometrów. Jej serce ogarnął chłód.

Słyszała krzyki dobiegające z całej wioski oraz płacz młodej kobiety.

Kim podniosła się ze śniegu i w kilku długich krokach dotarła do drzwi. Otworzyła je i stanęła twarzą w twarz ze swoją matką, która w prawej ręce dzierżyła zakrwawiony nóż. Z jej prawego nadgarstka spływała krew, a na podłodze zaczęła się formować delikatna, czerwona plama.

Dziewczynka spojrzała w błękitne oczy matki, ukazujących obłędne przerażenie.

Długo się nie zastanawiając odarła kawałek swojej koszuli i opatrzyła nadgarstek matki. Rana nie była głęboka, więc nie stanowiła zagrożenia Ujęła Suzanah delikatnie za lewą rękę i zaprowadziła do ciepłej kuchni. Posadziła ją na krześle i ruszyła do pokoju starszej siostry.

Drzwi były otwarte, więc weszła bez pukania. Rachel leżała na podłodze zwinięta w pozycji płodowej. W jej oczach ujrzała podobny, ale nieco mniejszy obłęd.

Kim spojrzała w stronę dziecięcego łóżka. Za szczebelkami trzymiesięczny Nathan unosił w górę swe drobne rączki zaciśnięte w piąstki.

Powoli dziewczynka podeszła do łóżeczka.

Mały chłopiec uśmiechał się do niej spoglądając radośnie swoimi zielonymi oczkami.

Kim poczuła niesłychaną ulgę. Jednak w głębi jej serca czuła lodową drzazgę powoli – lecz sukcesywnie – posuwającą się w głąb jej ciała.

Dziewczynka upadła na podłogę.

 

Głosy dochodzące z mgły, uparte i naglące niczym zew nadchodzącej śmierci…

Zamazane poczucie własnego jestestwa i szaleńczy wir niejasnych wspomnień…

Lodowaty chłód ogarniający ciało…

Głosy, a raczej krzyk kobiety. Kim była? Tego Kim nie mogła wiedzieć.

Krzyk i lekkie uderzenie w policzek.

Co się dzieje? Czy ja umieram?

Kolejny krzyk zrównał się z płaczem drugiej kobiety.

Kim znajdowała się gdzieś poza świadomością, w miejscu gdzie – jak przypuszczała – rodzą się sny koszmarne jak duchy, którymi straszył ją przyjaciel.

Ale jak on miał na imię? Kim on był? Czyim synem i wnukiem? Czy był dobrym chłopcem, a może dojrzewającym mężczyzną?

– Kim!

Kolejny krzyk. Ktoś wołał jej imię.

– Wstawaj! Słyszysz mnie?! No już. Nie wygłupiaj się kochanie!

Był to znajomy głos budzący w jej sercu ciepło, jednak nadal nie potrafiła odnaleźć w swej pamięci obrazu kobiety, która się o nią martwiła.

Kim była teraz w innym mroczniejszym miejscu. Przed jej oczami nieustannie przewijały się obrazy, których nie chciała widzieć. Pragnęła od nich uciec, ale stała się niewolnicą własnego umysłu.

– Przytrzymaj ją Rachel! Musimy jej coś wsadzić do ust żeby nie przegryzła sobie języka.

Szkarłatne pole majaczące w oddali. Czy to były róże, a może krew? Nie chciała wiedzieć. Lecz obraz zbliżał się jakby leciała do przodu unosząc się kilka stóp nad ziemią. W końcu dostrzegła ludzi o powykrzywianych w szyderczych uśmiechach twarzach. Z ich wyszczerbionych mieczy skapywała ludzka krew. Tysiące, może nawet setki tysięcy ciał, leżało na ziemi zmoczonej lepką krwią. Pierwsze kruki nadleciały na ucztę z ich martwych oczu i wyprutych wnętrzności.

– Kochanie wróć do nas.

Czuły, niosący ze sobą bezgraniczną miłość głos mógł łamać najtwardszą stal i burzyć mury, jednak nie mógł zniszczyć bariery otaczającej Kim. Dziewczynka nie zwracała na zewnętrzny świat najmniejszej uwagi. Wszystkie jej zmysły ogłuchły, a pozostał jedynie abstrakcyjny, niesamowity obraz zniszczenia.

Pole walki rozmyło się niczym nocna mara. Teraz widziała młodego mężczyznę. Wysoki i przystojny brunet ostrzył swój piękny miecz. Z jego wysokiego czoła spływał pot. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego i spiętego. Czuła, że na tym jednym człowieku spoczywa wielka odpowiedzialność, której mógł nie sprostać.

Młodzieniec spojrzał wprost na nią. Zielone oczy zdradzały głęboki smutek drążący dziurę w jego sercu. Poza tym widniało w nich dobro i determinacja.

Ale coś jeszcze.

– Matko!

Krzyk ponownie dotarł do jej uszu.

– Czy Kim umrze? Ona nie oddycha.

Oczy. Te zielone oczy. Znała je.

Młody mężczyzna zniknął, a jego miejsce zastąpiła kobieta w czarnej sukni. Była w ciąży, lecz ze smutkiem dotykała swojego brzucha, gdyż obawiała się świata, w którym ma przyjść na świat jej dziecko.

Kobieta obejrzała się gwałtownie. Do wnętrza pokoju oświetlanego blaskiem dobiegającym z ciepłego kominka wtargnęło troje mężczyzn. Pierwszy, który złapał ją za rękę spojrzał w jej twarz i splunął miedzy oczy. Jego dłoń zaciśnięta w pięść uderzyła z cała siła w brzuch kobiety, po czym rzucił ją na podłogę. Pozostała dwójka ruszyła ku leżącej, bezbronnej kobiecie.

Obraz zniknął.

Teraz widziała jedynie ciemność.

Jednak poczuła, że zmysły powracają. Wyraźnie słyszała głosy jej matki i siostry oraz płacz młodego Nathana. Poczuła ciepło na twarzy i silny uścisk na jej prawej dłoni. Spróbowała coś powiedzieć jednak uniemożliwił jej to kawałek szorstkiej tkaniny.

– Kim! – Krzyknęła siostra i wyjęła jej prędko gryzak z ust. – Myślałam, że już nie żyjesz.

Rachel przytuliła mocno młodszą siostrę. Suzanah podbiegła do swoich córek i objęła je w gorącym uścisku.

– Wszystko w porządku – powiedziała cicho Kim w nadziei, że uspokoi matkę i siostrę. – Puśćcie mnie, bo niedługo zabraknie mi tchu.

Rachel pomogła młodszej siostrze wstać z podłogi.

– Mamo, co się właściwie stało? – Zapytała. – Co to było?

– Nie wiem kochanie – odparła zatroskana matka. – Gdy weszłam do pokoju leżałaś nieprzytomna na podłodze, a Rachel usiłowała cię ocucić.

– Nie o to mi chodzi. Coś się stało. I to coś bardzo złego. Nie pamiętasz? Gdy wróciłam do domu zastałam cię z rozciętą skórą na nadgarstku. Sama to sobie zrobiłaś. Ja też chciałam.

Matka spoglądała na młodszą córkę nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Martwiła się o nią. Nie chciała by stało się jej coś złego. Ale mała Kim nie wyglądała najlepiej, a jej słowa nie miały sensu.

– O czym ty mówisz?

Kim nie próbowała wyjaśnić. Chwyciła matkę za prawą rękę starając się nie urazić rany obwiniętej prowizorycznym opatrunkiem.

Susanah spojrzała na swoją rękę. Dopiero teraz poczuła ból płynący z rany. Nie rozumiała jak to się mogło stać. Pamiętała dokładnie wszystko co robiła. Przygotowywała obiad, gdy ujrzała córkę wchodzącą do mieszkania. Widziała w jej oczach zmęczenie i strach, dlatego zmartwiona umyła prędko ręce i poszła za Kim do pokoju Rachel. Gdy weszła przez drzwi, Kim leżała już na podłodze.

– Mamo naprawdę nie pamiętasz? – Zapytała zmartwiona dziewczynka. – A ty Rachel? Znalazłam cię na podłodze zwiniętą w kłębek.

– Kochanie, ja nie wiem co powiedzieć – odezwała się Suzanah. – Nic nie pamiętam.

– A krzyki? To ktoś z wioski. Nie tylko nas dotknęła ta siła.

Suzanah podeszła do łóżeczka Nathana i uniosła malca na ręce. Przytuliła go i wróciła do matki i siostry.

– Mamo, myślę, że coś stało się w wiosce. Te krzyki… – dziewczynka zamilkła na chwilę, gdyż na samą myśl robiło jej się nie dobrze. – Myślę, że ktoś mógł zginąć.

Suzanah pokręciła głową.

– Masz na myśli morderstwo? Zapytała.

– Nie wiem – dziewczynka utkwiła wzrok w podłodze. Ból głowy nie przeszedł jeszcze całkowicie. Wciąż czuła delikatne wibracje i myślała, że zaraz zwymiotuje.

Raptem kobiecy krzyk dobiegający z zewnątrz wyrwał je z zamyślenia. Wszystkie trzy poderwały się z podłogi. Rachel ułożyła Nathana w łóżeczku i okryła kocem. Następnie podążyła za matką i siostrą, które założyły już ciepłe płaszcze. Prędko zdjęła z wieszaka swoje okrycie i wyszła z domu.

Na zewnątrz było ciemno. Gęste chmury pokrywały niebo zakrywając biały blask księżyca. Kim brnęła przed siebie podążając w kierunku płaczu kobiety. Głęboki śnieg przed ich domem utrudniał poruszanie się. Na szczęście na drodze śnieg był bardziej zbity, w wyniku poruszających się za dnia ludzi, koni i wozów zaprzęgowych.

Kobiety i dziewczynka skręciły w prawo. Przed sobą ujrzały skuloną postać nad ciałem leżącym bezwładnie na białym śniegu. Gdy zbliżyły się , ujrzały ciemną plamę przy ciele. Kim nie miała żadnych wątpliwości, że to krew człowieka, który leży martwy.

Lamentująca kobieta spojrzała na nich. Jej dłonie spoczywały na ciele – jak Kim przypuszczała – młodego mężczyzny.

– On nie żyje! – Krzyknęła. – Mój syn nie żyje! To… To chyba byłam ja! To ja!

Suzanah zatrzymała swoje córki.

– Rachel, zaprowadź Kim do domu. Ona nie może tego oglądać.

Rachel bez słowa ujęła zimną rączkę Kim i pociągnęła ją w kierunku domu. Dziewczynka jednak stawiała opór. Wpatrywała się zafascynowana w martwego człowieka, którego przecież znała. W ich osadzie każdy każdego znał i nie pamiętała żeby kiedykolwiek ktoś zabił drugą osobę. To nie była normalna śmierć. To było morderstwo syna przez jego matkę. Tylko, że ona nic nie pamiętała. Podobnie jak jej siostra i matka. Ale umysłu Kim nie okryła gęsta mgła zapomnienia i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co wtedy czuła.

Pragnęła przemocy i również chciała zabić.

Kim poczuła szarpnięcie ręki. Rachel pragnęła jak najszybciej ją zabrać z tego okropnego miejsca.

– Chodź siostrzyczko – powiedziała z troską w głosie. – Nie musisz na to patrzeć.

Ale Kim nie chciała odejść. Pragnęła dowiedzieć się , co się stało.

Po chwili usłyszała kolejny krzyk, tym razem mężczyzny. Następnie rozległ się płacz małego chłopca. Z innych domów również zaczęły dobiegać krzyki i płacz.

Rachel pociągnęła siostrę za sobą, która w końcu ustąpiła i ruszała w kierunku domu. Kim wsłuchiwała się w dźwięki tej okropnej nocy. Cała wieś zdawała się oszaleć.

 

CDN…

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Bez rewelacji.
Pozdrawiam. 

A mógłbym poprosić o większy komentarz? Jeśli można Jakubie. Bo chciałem wstawić dwa rozdziały, a nie wiem czy warto. Wtedy coś się wyjaśnia - choć niewiele. Pozdrawiam.

ok, dałem ci całkiem spory wpis tutaj... niestety jakimś cudem nie wysłał się... postaram się więc po krótce streścić co mi nie pasowało.
najbardziej ukłuło mnie to, że w świecie w którym nie ma magii dziewczynka (nota bene 10letnia) rozpoznaje w tym zaklęcie... małe niedociągnięcie. no i to zdanie "Przed sobą ujrzały skuloną postać nad ciałem leżącym bezwładnie na białym śniegu" samo CIAŁO sugeruje że to trup, więc ten bezwładny zdaje się niepotrzebny. no i ten śnieg... dobrze że nie żółty... bo to by znaczyło że gość został zabity w trakcie robienia siku.
moja rada, daj temu tekstowi trochę odpocząć, odleżec z dwa trzy tygodnie bez zaglądania do niego. wtedy go zredaguj, zobaczysz że są błędy które umknęły ci w trakcie pisania... bo naprawdę, twoje dzieło sprawia wrażenia, jakbyś je świeżo napisał i wkleił pełen zadowolenia że udało ci się coś spłodzić. rażą powtórzenia i momentalne, urywane zdania... gdzie z 2 zrobiłbyś jedno treściwe, wcale nie umniejszające na klimacie. bo tak to sprawia wrażenie, jakbyś punktował... a tak to całkiem nieźle, mi się podoba. taki trochę horrorek jakby Dzieci z Salem z domieszką Flash Forward. spoko pomysł, jednak wymaga dopracowania.
masz ode mnie 3. pozdrawiam

Dzięki wielkie za radę. Odczekam parę tygodni i wstawię zakończenie tego rozdziału i jeszcze drugi, może trzeci. Szkoda, że nie mogę poprawić na stronie. Ale to nic. Może wtedy ktoś dostrzeże postęp - albo i nie:P Pozdrawiam.

możesz poprawić, w twoim profilu jest opcja popraw.

supcio!

Nowa Fantastyka