- Opowiadanie: SztaHeta93 - Życie to gra

Życie to gra

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Życie to gra

Nie mam pojęcia, nie wiem. Skąd się tutaj wziąłem i dlaczego moje ciało astralne przebywa akurat w tej chwili tutaj? Tutaj to dziwne miejsce. Straszne wręcz w swojej niewinności.

Aha. Nazywam się Hugh i pochodzę z Leokasu. To taki zabawny kraik na krańcu świata. Jedyne dla czego warto było się tam urodzić, to fakt, że nikt nie wie gdzie to jest. Aktualnie mam 24 lata, teoretycznie studiuję ekonomię, a moi rodzice zmarli w wyniku utarczki bogów w zeszłym tygodniu. Muszę przyznać, że nie bardzo się tym zmartwiłem, bo przecież oddali mnie do domu dziecka.

Szkoda, że nie wiem gdzie jestem, bo chętnie bym pozwiedzał. Lubię historię, uwielbiam fotografować i kocham Milę. To moja dziewczyna jakby co. Ładna jest. Dziękuję jej za to codziennie.

Dobra. Powiedziałem już coś o sobie. Teraz czas ruszać na spotkanie prawdziwej, nieznanej i niekoniecznie bezpiecznej przygody. Czas wziąć do ręki spluwę i wyciąć zakichanych faszystów.

Och, zapomniałbym. Jestem bohaterem gry komputerowej…

 

 

Siostry Gusty zawsze się kłóciły. Prawie jak prezydent Kaczyński z premierem Tuskiem. A to oznaczało, że jednoczyły się na ważne uroczystości, jakimi nazywały przybycie ciotek( bo dawały fundusze, jeśli sprawiło się dobre wrażenie ) oraz, gdy dostały złą ocenę. Tak więc koalicje zdarzały się coraz to częściej, bo zbliżały się wakacje i nauczyciele wystawiali oceny. Mama Gusty zauważyła to i mimo teoretycznej zgody, nadała dziewczynom profilaktyczny szlaban. Nie trzeba chyba mówić jak zareagowały. Ogromny „foch” na szanowną rodzicielkę. Żadnych imprez? Zero słodyczy? Tego dziewczęta znieść nie mogły.

Młodsza z nich, Liza, jako, że była silnie zauroczona w Teddym, czyli klasowym przystojniaku, ruszyła na miasto, uciekając przez okno. Miała zamiar wrócić dopiero następnego dnia.

Tymczasem, starsza z córek preferowała raczej płeć żeńską. Była lesbijką. Do tego często zapijała się w barach i ćpała na potęgę. Matka dziewczyn zdawała sobie z tego sprawę, więc zamknęła się ze starszą w pokoju. Miał być to okaz zainteresowania pasją córki, czyli komputerem. Poprosiła więc Kilo, aby ta pokazała jak działają te gry. Córka włączyła odpowiednią aplikację i matka zapomniała o bożym świecie oraz dziewczętach. Tak więc gra komputerowa uratowała Kilo, która wyszła do przyjaciół mimo szlabanu. Matka oczywiście nie zauważyła braku córek, bo przecież pierwszy poziom czekał…

 

 

Jeśliby uznać, że przed chwilą był w czyśćcu, to wszyscy go okłamali. Mówili, że z czyśćca nie da się trafić do piekła. A na to właśnie wyglądało.

-No nieee… Tylko nie jakaś amatorka.– skrzywił się Hugh, widząc po drugiej stronie monitora starszą kobietę. Pomijając już nieszczęsny wygląd, za atrakcyjną można ją było można uznać dopiero po kilkunastu mocnych drinkach, gdy zaczynało się liczyć różowe słonie.– Kolejna naiwna matka?

Hugh poczuł znajome drgnienie obrazu. LOADING…LOADING…LOADING…

A już się cieszył na kolejną przygodę. Przecież dopiero co przebywał w nieznanym sobie miejscu. Teraz, kiedy zobaczył niezdrowy, obłąkańczy uśmiech starszej pani Gusty, zdał sobie sprawę, że to nie było takie złe…

LOADING…

 

 

Matka Gusty z fascynacją wpatrywała się w ekran monitora, na którym wyświetlały się instrukcje dotyczące gry. Jednym słowem trening. Spróbowała nacisnąć klawisz „w”, który według instrukcji, oznaczał przemieszczenie w przód. „a”, „s” oraz „d” odpowiadały kolejno: lewo, dół i prawo. Poza tym widziała broń, pasek zdrowia, liczbę sztuk amunicji oraz biały celownik po środku. Cała ta wiedza została zawarta w treningu, którego ukończenie zajęło pani Gusty dokładnie półtora godziny. Teraz potrafiła już strzelać do papierowych tarcz, rzucać granaty, kucać, skakać i zmieniać bronie. Problem sprawiało jedynie trafianie w ruchomy cel, ale przecież nie będzie strzelać do ludzi, prawda?

 

Hugh przeklął głośno. Przez bezsensowne dziewięćdziesiąt minut biegał na treningu. Każdej średnio inteligentnej amebie zająłby około 10 minut, no ale cóż. Nie każda matka jest tak zdolna. Poza tym udało jej się zginąć, czego autorzy gry nie przewidzieli. A Hugh musiał wykonywać wszystkie elementy szkolenia od nowa.

Heros właśnie doszedł do wniosku, że to już nie to co kiedyś. Zaczął się obawiać czekających go misji. Nie to co pani Gusty…

 

 

Pani Gusty otarła spocone czoło. Poprawiła włosy. Usiadła wygodniej. Była gotowa na prawdziwą walkę…czego nie można było powiedzieć o Hugh’u. Tyle, że on musiał chcieć. Bo według znanego mu scenariusza, mścił się za śmierć dziadka, którego Niemcy torturowali, gdyż znał tajną recepturę na konfitury. Nie. Przepraszam. Znał instrukcję zbudowania bomby atomowej. Dziadek pękł, a Hugh musiał uratować świat przed nowym Czernobylem, którego na dobrą sprawę jeszcze nie było.

Tego pani Gusty dowiedziała się z filmiku. Spodobał się jej bohater. Uznała, że to zaszczyt kierować takim przystojniakiem. Obiecała sobie, że pomoże mu wygrać…

 

 

LOADING…LOADING…LOADING…

 

 

Palce stuknęły o klawiaturę. Dłoń ruszyła myszką. A Hugh celownikiem.

Ruszył się niepewnie i ujrzał pierwszego przeciwnika. Kłopot w tym, że pani Gusty zignorowała niemilucha i kazała Hughowi biec dalej. Bohater niestety nie mógł powiedzieć lalkarzowi( jak nazywał grających nim graczy), że w tej grze należy raczej skracać żywoty przeciwników, niż im pomagać. Pomóc to sobie może pod koniec scenariusza, kiedy ginie babcia Hugha. To autorzy przewidzieli. Ale tego Szkopa to należało zgładzić. Co ona teraz właściwie robi? Hugh spojrzał w tył, za ściankę ekranu. Od razu tego pożałował. Kobieta zaczęła się malować…

 

 

Kiedy pani Gusty poprawiła swój wygląd, nacisnęła kolejne klawisze. Odpowiadały ruchom w przód i w lewo, bo nigdzie indziej ruszyć się nie mogła. Spodobało jej się też miejsce akcji. Stary Poznań wyglądał naprawdę efektownie. Córka nazywała to wrażenie wizualne jako „zaje…. grafę”. Pani Gusty po prostu nazwała to obrazkiem. Ruchomym. Szczególnie fajne były te chmurki. Aż zrobiła sobie zdjęcie. Będzie ładna tapeta na telefon.

Kiedy na horyzoncie pojawił się jakiś Niemiec, próbowała spytać młodego chłopaka o drogę, ten odpowiedział. Ogniem.

 

GAME OVER…

Loading? Exit?

 

Pani Gusty wskazała myszką pierwszą opcję, mimo, że nie wiedziała co to oznaczało. Udało się.

 

LOADING…

 

Hugh westchnąłby, gdyby mógł. Po raz kolejny powłóczył nogami. Kiedy ujrzał ostatniego zabójcę, nie zwrócił na niego uwagi. To znaczy on tak, ale „lalkarka” nie.

Wtedy pojawiło się paru następnych. Poczuł, że ktoś każe mu ruszyć celownikiem na miejsce głowy pierwszego z Niemców. Zatliła się w nim iskierka nadziei. „Naciśnij lewy przycisk myszy”, pomyślał.

I stał się cud. Strzelił. I trafił na dodatek, bo przecież był dobrym strzelcem. Trafiał tam gdzie wskazywał mu celownik. I jeśli ktoś nacisnął lewy przycisk myszy oczywiście.

Grunt, że Niemiec zakończył swój wirtualny żywot. Z efektowną chmurką krwi wokół twarzy na dodatek. Zostało jeszcze dwóch.

 

 

Pani Gusty brzydziła się przemocą. Dlatego z wrażenia wypluła kanapkę, której kawałek spadł przed chwilą na lewy przycisk myszy. Niemiec chyba zginął, a kiedy pani Gusty ruszyła do niego, żeby sprawdzić mu puls, zabiło ją dwóch jego kolegów. To znaczy ekran zrobił się czerwony jak keczup, który już na nim był w skutek wyplucia kanapki. I znów pojawił się napis GAME OVER… Ale nauczona błędami z przeszłości nacisnęła Loading i ruszyła od nowa. Zaczynała się denerwować na wirtualnych Niemców. Psuli jej podziwianie widoków. Miała zamiar w nich strzelać. Zawsze prezentowała podejście „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.

 

 

Hugh stracił już nadzieję. Dlatego bardzo miło się zaskoczył, kiedy kazano mu naciskać spust w kierunku głów Niemców. Obejrzał się i zobaczył tam niezdrową pasję w oczach pani Gusty. No nieźle. Mam kolejnego zapalonego gracza, pomyślał. Może to źle…

 

 

 

 

Trzy dni później…

 

 

Dzwonił telefon. I jeszcze raz. I jeszcze…

-Słucham– odebrała w końcu telefon pani Gusty. Nie wyglądała zdrowo. Zupełnie jakby przez trzy dni grała na komputerze…– Słucham…

 

 

Hugh miał już dość. Ta szalona kobieta grała przez trzy dni bez przerwy! Kiedy nauczyła się już nie ginąć w każdym możliwym miejscu, musiał przyznać, że była niezła. Ba, nawet bardzo skuteczna na swój sposób. Ale dopiero kiedy przestała pytać o drogę i podziwiać widoki. Ten różowy samochód mógł znieść. To, że próbowała pogłaskać psy bojowe też. Ale zabicia ukochanej już nie. Autorzy scenariusza nie przewidzieli chyba takiego gracza jak ona, bo zupełnie zmieniła zakończenie. Poza tym kobieta chyba się w nim zakochała, bo każda kobieta, która została wyświetlona na ekranie, została zeksterminowana w błyskawicznym tempie. Zabiła Milę…Jak ona mogła. Przecież to niemożliwe. Tak zapewniali go autorzy gry. Ok., uratowała w końcu ten zasrany świat, ale zajęło jej to trzy dni i trzy noce, kiedy jej córka kończyła grę w najwyżej trzy godziny. No , ale już chyba koniec.

Hugh spojrzał na ekran. Pani Gusty wyłączyła komputer…

-Tak, z tej strony pani Gusty.– matka Kilo i Lizy odeszła od komputera zadowolona ze słuchawką telefonu w ręce.

-Mam dla pani złe wieści.– głos przedstawił się jako dzielnicowy Jan Strażak.– Pani córki nie żyją.

-Rozumiem…– pokiwała z przyzwyczajenia głową. Po chwili jednak dotarło do niej to co usłyszała.– Jak to? Obie?

-Tak. To musi być cios.– słychać było współczucie w głosie policjanta.– Ale dlaczego nie odpowiadała pani na wcześniejsze telefony? Dzwoniłem już od dwóch dni.

-Ratowałam świat przed Niemcami– odparła słabo.– Ale, nie wiedziałam, że to trzy dni. Jak zginęły?

-Młodsza została zgwałcona, a starsza przedawkowała narkotyki… Rozmowa urwała się. Pani Gusty przerwała połączenie. Nagromadzona w niej radość z powodu uratowania świata zmieszała się z ogromnym żalem po stracie córek. Uwolniła te emocje kopniakiem w przeklęty komputer. Posypały się iskry. W środku coś chyba wybuchło. Ale pani Gusty już to nie obchodziło…

 

 

A Hugh zadowolony trafił do wirtualnego nieba, gdzie spokojnie koegzystował z ukochaną Milą. Nie był już bohaterem. Był teraz szczęśliwy…

Koniec

Komentarze

Rozlewne. Dziecinne. Niezborne. Ale też miejscami zabawne. I całkiem dobrze się czyta. Pozdrawiam.

Podoba mi się twój warsztat. Bardzo lekko się czyta, bezkolizyjnie przekazujesz czytelnikowi to co chcesz. Uważam, że jest świetny, gratuluję.

Natomiast zawiodło mnie trochę zakończenie. W tej kwestii zgadzam się z Jakubem, nie przekonał mnie prosty związek przyczynowo skutkowy: matka wciągnięta przez grę => sam wiesz co...

Jak będziesz miał pomysł, to może wyjść coś fajnego.

Przyjąłem, sir!

A tutaj 4/6.
Przyjemnie się czyta, trochę naiwny styl, ale przejrzysty.
No i pomysł, mimo że tu i tam wykorzystywany - całkiem ciekawie potraktowany :)
brawo

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Lekko i szybko sie czyta. Orginalny pomysł. Daję 5 (:

To jest straszne?! Tak sponiewierać Batmana! A Batman to chyba akurat ze wszystkich superbohaterów najmniej zasługuje na taką scenkę...
Natomiast zdolności plastyczne zdecydowanie na plus.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

No właśnie on taki cichutki i męski, że najbardziej wychodzi na homo :P

A ten podejrzany związek z Robinem?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Właśnie, o Robinie zapomnieliśmy :P Dzięki Rinos za przypomnienie :)

Nowa Fantastyka