- Opowiadanie: Hikaru - Podróż przez nieznane

Podróż przez nieznane

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Podróż przez nieznane

Witam oto moje pierwsze opowiadanie, jest to pierwsza część, gdyż na resztę brakło mi weny :) mam nadzieję, że się wam spodoba, i czekam na krytykę (jaka by nie była). Dzięki i życzę miłej lektury………

 

 

 

Kwiecień 1749

Drzwi do pokoju dziesięcioletniej dziewczynki były otwarte. W środku panował półmrok rozświetlany przez dogasający ogień w kominku. Shala siedziała na wyściełanej miękkim materiałem ławie, tuż przy oknie. Otulona była w ciepły, brązowy koc, rękami obejmowała podciągnięte do góry kolana. Była to śliczna dziewczynka. Jej kasztanowe loki okalały pulchniutką, jeszcze dziecięcą twarz. Niebiesko-zielone oczy zawsze smutne i bez wyrazu, teraz błyszczały od płaczu. Ubrana była w jasnozłotą sukienkę. W pokoju były trzy okna, lecz mała zawsze lubiła te, bliżej łóżka. Łóżko było duże i z baldachimem. Obok stała mała toaletka. Naprzeciwko był wielki kominek, a obok dębowa szafa i średniej wielkości garderoba.

Shala oparła główkę o szybę i przymknęła oczy. Miała zapuchnięte od płaczu i mocnych ciosów swej nadgorliwej guwernantki oczka. Zawsze, gdy mała zrobi coś źle, nawet nie wiedząc o tym, panna Liah karci dziewczynkę, czasem wpada w szał i żadne prośby, tłumaczenia czy błagania na nią nie działają. Potrafi zbić swą podopieczną do nieprzytomności, a kiedy matka małej się o nią wypytuje przy kolacji, co zdarza się bardzo rzadko, guwernantka wyjaśnia, iż panienka Shala źle się poczuła i teraz śpi. Takie wyjaśnienie wystarczało i do końca kolacji pani już się nie dopytywała, co z jej córką. Nigdy nie przejawiała zbytniej troskliwości wobec małej. Tak, więc dziewczynką opiekowały się mamki, służące, guwernantki…..

Tak jak matka nie zwracała uwagi na dziecko, tak i ojciec mieszkający w stolicy nigdy nie widział swej córki. Od czasu do czasu przesyła Shali jakieś drobne upominki. Choć w większości, troszczy się o to wybrana do tego osoba. Ojciec dziewczynki mieszkający w stolicy od dziewięciu lat zajmuje się przede wszystkim interesami z zamożnymi tego królestwa jak i z sojuszniczymi krajami, płaci za wydatki dworu, z czego duża część, są to wydatki pani.

 

Shala cicho popłakiwała w swoim pokoju, gdy jakaś szara kuleczka wskoczyła na ławę obok małej. Dziewczynka spojrzała w stronę zwierzątka uśmiechnęła się przez łzy.

– Witaj moje Maleństwo. – Rzekła miękkim, lekko zachrypniętym głosem, stworzonko wskoczyło na kolana swej pani i zaczęło domagać się pieszczot. Shala roześmiała się na ten widok. Zawsze jej maleństwo potrafiło odegnać wszystkie smutki. Maleństwo, bo tak nazwała zwierzaczka, którego dostała na siódme urodziny pochodzi z niezwykłego kraju. Tam takie małe Yagi są trenowane do pomagania w gospodarstwie, są szybkie i zwinne, przenoszą wiadomości na duże odległości, potrafią nakłonić uparte zwierzę do posłuszeństwa….. Jednak Maleństwo jest inne, nie zostało odpowiednio przeszkolone, bo dla małego dziecka taki stworek to dużo śmiechu i zabawy. Na szczęście dla większości domowników, umie się załatwiać na podwórku, nie robi dużo bałaganu i słucha się jedynie swej ukochanej pani Shali. Nagle maleństwo zastrzygło swymi małymi uszkami i zawarczało krótko, a chwilę potem zaskomlało żałośnie i ukryło się w fałdach koca. Dziewczynka nie wiedziała, dlaczego jej stworek tak dziwnie się zachowuje, jeszcze nigdy nie widziała, by Maleństwo tak się wystraszyło. W kominku dawno zgasło, więc w pokoju było ciemno, a niebo zakryte było chmurami. Shala wytężała i słuch, i wzrok, by coś ujrzeć lub usłyszeć, lecz na próżno. Maleństwo wciąż cichutko popiskiwało, jednak łepek miał wyciągnięty poza koc. Minęło parę chwil, serce dziewczynki biło jak szalone. Nic się nie działo, to, co przestraszyło małego Yagi, zniknęło.

– Chodź Maleństwo idziemy spać. Jest już późno i rano panna Liah będzie znowu niezadowolona, że się wyleguję, a wiesz, czym się to kończy. – Szepnęła do uszka stworka, wstała i wskoczyła pod ciepłą kołdrę. Poklepała miejsce obok siebie by Maleństwo mogło się wygodnie ułożyć, lecz stworek wspiął się po tkaninie wokół łóżka i ułożył się na „daszku” na miękkiej tkaninie dziewczynka tylko westchnęła i odparła – Ech niech ci będzie uparciuchu. Twój wybór, dobranoc Maleństwo. W odpowiedzi uzyskała ciche mruczenie i sapanie. Uznała, że ten mały leniuszek już usnął, więc i ona ułożyła się wygodnie na boku, a chwilę później Shala trafiła do świata snów.

 

Rano dziewczynkę obudziło dzikie wycie tuż nad jej głową. Sięgnęła po poduszkę i spojrzała w górę. Maleństwo wiło się po całym baldachimie, jęczało, drapało materiał, było przerażone. Shala wystraszyła się, bo jej mały towarzysz jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Krzyknęła jego imię, potem gwizdnęła, klasnęła w ręce……, lecz nic nie poskutkowało. Nie wiedziała już, co robić, gdy nagle zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Z komina zaczął się wydostawać dziwny zapach, nie było dymu, ani niczego, co by znała czy pamiętała. Nagle usłyszała przeraźliwy trzask. W tej samej chwili Shala wskoczyła powrotem do łóżka, zakryła się kołdrą, a jednak widziała wszystko, co się dzieje na środku jej pokoju. Z chmury dymu powoli zaczęła wynurzać się jakaś dziwna postać. Kilkoma szczegółami przypominała człowieka, lecz nie do końca. Uszy jakby zaczynały się przy skroniach, dłuższe, bardziej szpiczaste, włosy długie, jasne, prawie białe, oczy skośne, przypominały trochę ludzkie a trochę zwierzęce, cała postać jakby jaśniała nieznanym blaskiem. Postać zaczęła rozglądać się po pokoju. Twarz niezwykłego osobnika najpierw była zdziwiona, potem nieco zmarszczyła brwi, sprawdziła coś przy rękawie, a potem się roześmiała. Dziewczynka pod kołdrą oglądała tą scenę z szeroko otwartymi oczami. Nagle dziwny poranny gość zerknął na baldachim i cicho warczącego zwierzaka. Małe białe ząbki Maleństwa były obnażone, z małego gardziołka wydobywał się cichy chrapliwy pomruk. Małe łapki wysunął poza baldachim, pazurki rozczapierzył i nie czekając na ruch nieznajomego gościa wskoczył mu na ramiona.

 

Stolica Lipiec 2398

Mały pokoik na poddaszu, rozświetlało zachodzące słońce. Młoda, dziewiętnasto-letnia dziewczyna, szykowała się do wyjścia. Jej jasne, długie włosy, lekko opadały na ramiona i plecy. Jej krótka, kolorowa, letnia sukienka podkreślała jej ciało. Czarne klapki, z wysokim obcasem dodawały dziewczynie urody i powabu. Długie, szerokie rękawy i ciemny pasek na biodrach, dodawały całości stroju elegancji. Dziewczyna odwróciła się do lustra i uśmiechnęła się do swego odbicia. Wychodząc, ogarnęła wzrokiem pokój, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Po chwili zamknęła za sobą drzwi. Na schodach kilka pięter niżej, spotkała starszą sąsiadkę. Kobieta wyglądała trochę jak zasuszona śliwka, lecz Melania się tym nie przejmowała. Staruszka zawsze była dla niej miła. To też często się spotykały, aby porozmawiać. Tego dnia dziewczyna śpieszyła się na spotkanie, więc tylko wymieniła ze staruszką pośpieszne uśmiechy.

– Gdzie tak pędzisz, dziecko? – Wołała za nią staruszka ze śmiechem, po czym pokręciła głową i zaczęła wchodzić ociężale po schodach. Melania nie słyszała głosu sąsiadki. Pognała ulicami w stronę rynku. Minęła kilka ulic przecinających się, zwolniła, by uspokoić oddech po biegu. Stanęła pomiędzy budynkami i przyglądała się ludziom wokoło. Ujrzała go, stał po drugiej stronie rynku. Oblegały go jak zwykle rozradowane dzieci. Przyglądała mu się z ukrycia. Rynek miał owalny kształt. W jego centrum była również owalnego kształtu fontanna, z której tryskała woda. Dzwon na ratuszowej wieży zabił dwa razy, oznaczając zbliżający się wieczór. Wtedy właśnie chłopak odwrócił się w stronę Melanii. Serce dziewczyny zamarło, a w chwilę później zaczęło bardzo szybko uderzać. Dziewczyna myślała, że wszyscy zgromadzeni tu ludzie słyszą jej serce. Chłopak instynktownie ruszył w stronę dziewczyny. Melania sprawdziła czy włosy się nie splątały, czy sukienka dobrze leży….. Wszystko było w idealnym porządku, lecz serce, wciąż mocno waliło jej w piersi. Oczy chłopaka były jak dwie, mocno świecące gwiazdy, ciemne, lecz pełne blasku. Włosy, lekko kręcone, krótko ścięte, tak samo jasne jak dziewczyny. Uśmiech rozjaśniał jego twarz. Ubrany był w granatowe spodnie, sięgające mu do łydek, białą bluzkę z jakimś wzorem.

Prześlizgiwał wzrokiem stłoczonych teraz ludzi w poszukiwaniu swej wybranki. Dostrzegł ją stojącą przy ścianie jednego z budynków, okalających rynek. Zmienił kierunek i po chwili stanął naprzeciwko niej. Dostrzegł w jej pięknych oczach radość i przywiązanie.

– Jak się miewa moja słodka nimfa? – Szepnął jej wprost do ucha. Dziewczyna zadrżała, uśmiechnęła się tajemniczo. Nie odpowiedziała od razu. Chwilę przetrzymała go w niepewności. Uśmiechając się radośnie przekrzywiła lekko głowę po czym musnęła jego ucho ustami.

– Twoja nimfa czekała na ciebie, nie mogła się doczekać spotkania ze swym chochlikiem – Odrzekła dziewczyna swoim najsłodszym, najczulszym szeptem wprost do ucha chłopaka. Gdy dotarł do niego sens słów dziewczyny, przeraził się swoją reakcją. Serce podeszło do gardła, wzrok mu się zmącił i cały zaczął się pocić. Niespodziewanie chłopak przycisnął Melanię do ściany, zbliżył swe usta do lekko uśmiechniętych warg dziewczyny i mocno je ucałował. Dziewczyna najpierw nieśmiało, po chwili już pewniej oddała pocałunek. Gdy odsunęli od siebie twarze, dziewczyna nie mogła złapać oddechu przez krótką chwilę. Chłopak ciężko dyszał, jakby przebiegł spory kawałek. Ujrzał uśmiech na twarzy Melanii. Delikatnie przytulił dziewczynę i trzymając się za ręce, jak wiele razy wcześniej, ruszyli do domu rodziców chłopaka. Stojąca u szczytu schodów dziewczynka, zbiegła na sam dół, aż do furtki w bramie, by, jako pierwsza ze wszystkich domowników przywitać swego starszego brata.

– Nareszcie wróciłeś braciszku – Pisnęła uszczęśliwiona – Przyniosłeś mi coś z wyprawy? – Dodała konspiracyjnym szeptem. Szelmowsko uśmiechnął się do małej, postawił ją na drodze i zaczął grzebać w plecaku. Po dłuższej chwili dziewczynka nie wytrzymała i wepchnęła swoje małe, pulchne rączki do podróżnej torby brata i zaczęła wyrzucać

wszystko co się tam znajdowało cichutko pomrukując. Patrząca na to Melania musiała się uśmiechnąć pod nosem.

– Ależ Keysi tak się nie robi – powiedziała ze śmiechem. – Rafael na pewno coś ci przyniósł.

Ukucnęła na piętach obok i zaczęła układać wszystkie wyrzucone przez małą rzeczy. Rafael wreszcie wyciągnął jakiś duży pakunek. Chciwe małe paluszki zaczęły rozrywać papier. Roześmiane migdałowe oczka dziewczynki rozszerzały się coraz bardziej na wyłaniający się powoli przedmiot. Najpierw ukazała się spódniczka z jasnego muślinu, potem koronka z krynoliny, na samym końcu zaś oczom Keysi ukazała się porcelanowa rączka. Dziewczynka pisnęła zachwycona nową lalką. Odkąd Rafael wyjeżdżał na swoje wyprawy na „targ” zawsze przywoził swej siostrzyczce najróżniejsze lalki. Od najpospolitszych, po najładniejsze i najdroższe. Mała zawsze układała swe laleczki na specjalnej polce zrobionej przez ojca. Gdy chłopak wybierał się na wyprawę, dziewczynka zawsze do nich mówiła, ze niedługo będą miały kolejna przyjaciółkę, którą przywiezie Rafael.

 

Rafael wraz z Melanią i Keysi trzymaną na rekach weszli po schodach do niedużego domu. W około czuć było zapach kwiatów pomieszany z zapachami dochodzącymi z kuchni. Chłopak w dzieciństwie uwielbiał przesiadywać w kuchni razem z mamą i przyglądać się jak przygotowuje posiłki. Często też jej pomagał w najróżniejszych sprawach. Biegał do sklepu po składniki, siekał owoce i warzywa potrzebne do zrobienia jego ulubionych potraw, parę razy sam coś ugotował rodzicom, zanim urodziła się jego siostra.

Wchodząc do kuchni coś przeleciało nad jego głową, zdziwiony rozejrzał się, lecz niczego dziwnego nie zauważył. Spoglądał tylko na lekko przygarbioną kobietę stojącą przy kuchence. Serce mu się ścisnęło, nie widział jej od kilku tygodni i strasznie za nią tęsknił. Postawił Keysi na podłodze i przycisnął palec do ust by była cichutko. Podkradł się do kobiety i już chciał porwać ją i przytulić, gdy się odwróciła z figlarnym uśmiechem na ustach, w oczach błyskały iskierki radości.

– Wiesz dobrze, że mnie nigdy nie zaskoczysz głuptasie. – Rzekła kobieta i przytuliła się do swego dorosłego syna.

Chłopak również nie mógł powstrzymać śmiechu. Sonia usiadła przy stole, chłopak poszedł w jej ślady i dał znak ręką by dziewczyny usiadły przy nich. Kobieta ustawiła na stole cztery kubki i duży imbryk z pyszną zieloną herbatą. Siedząca na skraju taboreciku Keysi bawiła się swoją nowa lalką i częstowała ją małymi ciasteczkami, pomrukując cichutko. Rafael nie mógł się napatrzeć na swoją siostrę….. nie było go tylko klika tygodni, a mała urosła kilka centymetrów w górę, jaj mała posturka przypominała małą kuleczkę. Jej brązowe włoski okalały małą buźkę. Szczere szaroniebieskie oczka z ufnością patrzyły na otaczający ja świat.

Odwrócił wzrok od siostry i zerknął na swą mamę wciąż uśmiechającą się do niego. Jej czułe spojrzenie powiedziało mu więcej niż wypowiedziane słowa. Odetchnął i zaczął opowiadać swoje przygody.

– Gdy wylądowałem w ustalonym miejscu, nawet się nie spodziewałem, że trafiłem na takie przeceny. Kupiłem więcej, niż było ustalone. – Uśmiechnął się do matki i wyciągną śliczną połyskującą belę jasno błękitnego materiału ze złotymi wzorkami i położył na stole, po czym mówił dalej. – Zrobisz z tego dla siebie i małej śliczne sukienki. Podczas mej wędrówki po targu znalazłem jeszcze więcej przepięknych drobiazgów. Od złotych brosz, pierścieni, łańcuszków, przez pięknie rzeźbione pudełeczka i puzderka ozdobione złotymi i srebrnymi paciorkami. Do tego mnóstwo różności, które spodobałyby ci się Melanio. Jak już odpocznę to wszystko wypakuję i pokaże wam, co znalazłem.

Po tych słowach wstał, przeciągnął się zabrał torbę podróżną i plecak i ruszył do swego pokoju na górze. Melania dopiła swoją herbatę i zaczęła powoli wstawać jednak Sonia powstrzymała ja ruchem ręki, więc usiadła z powrotem. Kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny.

– Moje dziecko, jak sobie radzisz po stracie opiekunów?

– Ech….. Jakoś muszę prawda. Tak naprawdę to jeszcze próbuję się pozbierać po tej tragedii. Na szczęście mam Rafaela i panią. – Uśmiechnęła się ze smutkiem Melania. Jako niemowlę dziewczyna została podrzucona na rynek Stolicy. Wielu ludzi próbowało odnaleźć rodziców małej porzuconej dziewczynki, lecz po dwóch tygodniach zaprzestali. Znaleźli jednak małżeństwo, które nie mogło mieć dzieci, więc przyjęli ten dar nieba. Dziewczynka dorastała w cudownej atmosferze miłości i zaufania. W wieku 10ciu lat dowiedziała się, jak ją znaleźli, jak bardzo pragnęli dać tej małej istotce, która pojawiła się w ich życiu jak najwięcej miłości. Nigdy nie pragnęła poznać swoich prawdziwych rodziców, skoro oni ją porzucili, ona nie ma powodu by ich odnaleźć. Ponad rok temu w nieszczęśliwym wypadku podczas wycieczki zginęli jej opiekunowie. Melania bardzo to przeżyła. Rafael odmówił wtedy z skorzystania z maszyny, tylko został wraz z nią w jej domu i pomógł wszystko uporządkować i sprzedać duży dom. Dziewczyna nie chciała mieszkać w pustym dużym domu, który przypominał, by jej szczęśliwe chwilę z 

opiekunami.

– Oczywiście, że masz nas, drogie dziecko. Zawsze możesz tu przyjść i porozmawiać. A jak układa się między tobą a moim synem? Jeśli oczywiście to nie jest zbyt osobiste pytanie.

– Nic się nie stało – odparła dziewczyna rumieniąc się. – Układa się nam bardzo dobrze. Choć jego częste wyjazdy, trochę działają mi na nerwy. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, że nie ma go przy mnie…..

– Wiem, co masz na myśli. Jako matka też mi go brakuje, gdy wyjeżdża na kilka tygodnie na te swoje wyprawy. Strasznie mi się one nie podobają, jednak nie mam tu nic do powiedzenia. Sam decyduje, co chce robić mój mały łobuziak.

Sonia ścisnęła rękę swej przyszłej synowej i zaproponowała jej kolację. Melania przyjęła zaproszenie pod warunkiem, że pomoże przy kuchni. Obie zaczęły czyścić warzywa, oraz przygotowywać różne potrawy. Całość zajęła im parę godzin. Wieczór był ciepły, więc ustawiły wszystko na podwórzu. Stół nakryły ładnym jasnozielonym lnianym obrusem z wyszywanymi kwiatami. Ustawiły krzesła, drzewa i drzwi ozdobiły drobnymi światełkami. Wokół panował przyjemny zapach świec, pieczonego mięsa na grillu i różnorodnych sosów. Rafael obudzony zapachami i śmiechem dochodzącymi z podwórza zszedł na dół. Stanął w drzwiach z uśmiechem na twarzy, który również przeszedł do oczu. Melania odwróciła głowę w stronę domu. Ujrzała swego przyszłego męża i serce jej zamarło ze szczęścia. Spojrzała mu w oczy jego, które wypełniały radosne iskierki. Trochę nie wyspany, lecz pełen energii przyłączył się do zabawy w rodzinnym gronie. Nareszcie, po długiej podróży był wśród bliskich.

Koniec

Komentarze

Jak na debiut: bardzo udane.

Redaktorze, redaktor raczy żartować.

"Stanął w drzwiach z uśmiechem na twarzy, który również przeszedł do oczu."

"Spojrzała mu w oczy jego, które wypełniały radosne iskierki."

Jak na udany debiut, przydałoby się lepsze opanowanie języka polskiego. No, chyba, że autork(ka) ma 12-13 lat. Wtedy mozna wybaczyć - ale i natychmiast odesłać do czytania. Dobrych książek. W DUŻEJ ilości.

Problem w tym, ze zachęcać trzeba, oczywiście, ale odpowiedzialnie. Nie można powiedzieć 'bardzo udane' tylko dlatego, żeby debiutanta nie urazić. Przecież tekst, mimo iż pisany z zapałem i pasją, może spokojnie posłużyć za przykład wielu elementarnych błędów popełnianych przez zaczynających pisać:

"Wchodząc do kuchni coś przeleciało nad jego głową"

"Jako matka też mi go brakuje, gdy wyjeżdża na kilka tygodnie na te swoje wyprawy."

" Minęła kilka ulic przecinających się"

"Kobieta wyglądała trochę jak zasuszona śliwka, lecz Melania się tym nie przejmowała."

To zwyczajnie nieuczciwe sugerować, że tekst jest wystarczająco dobry, żeby nazwać go udanym debiutem. Chyba, że przez debiut rozumiemy 'pierwsze więcej niż dziesięć zdań, które wyszły spod ręki pewnej osoby', ale wtedy każde wypracowanie w szkole bardziej na to miano zasługuje. Jeśli zaś słowo 'debiut' oznacza utwór opublikowany, wystawiony na publiczny odbiór, to stawiamy debiutowi wyższe wymagania, niż względna spójność narracyjna. Niezbędna jest choćby poprawności językowa całego tekstu. Inaczej redaktorzy będą musieli wkładać więcej pracy w powstanie dzieł literackich, niż ich nominalni autorzy.

Nie trzeba przecież od razu mieszać z błotem albo wyśmiewać, wystarczy odesłać autora do któregokolwiek z "podręczników" dla próbujących pisać, w rodzaju "kącika złamanych piór" pana Kresa albo do fahrenheitowych wiwisekcji z cyklu "Zakużona planeta".

No dobrze, zdanie o śliwce jest zwyczajnie humorystyczne. Resztę podtrzymuję.

Nowa Fantastyka