- Opowiadanie: RobertZ - Senfiliada Rozdział XII Chatka Baby Jagi

Senfiliada Rozdział XII Chatka Baby Jagi

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Senfiliada Rozdział XII Chatka Baby Jagi

Słońce stało już wysoko na niebie, gdy las ponownie zaczął się przerzedzać. Nagle drzewa jak ucięte skończyły się i wyszli na kolejną leśną polanę, na której środku stała piernikowa chatka, o dachu wykładanym piernikami, kominie z polewy kakaowej, piernikowych okiennicach, drzwiach i ścianach. Do domu wiodła piernikowa ścieżka.

– Głodny jestem – pierwszy zareagował żołądek Stefana.

– Nie tylko ty – powiedział Senfil. – Ktoś jest na dachu.

– Ale jest śmiesznie ubrany – po raz pierwszy od dłuższego czasu Filona się uśmiechnęła.

Rzeczywiście, człowiek ten wyglądał dość dziwacznie. Był ubrany w czarną, dwurzędową marynarkę, białą koszulę, czerwony krawat w czarne ciapki. Miał starannie uczesane ciemne włosy, a jego niewielką główkę dzielił na dwie połówki bardzo wyraźny przedziałek. Był tak chudy, że marynarka zwisała z niego jak ze stracha na wróble i porywana podmuchami wiatru powiewała jak chorągiew. Człowiek ten niepewnym krokiem szedł po spadzistym dachu ostrożnie manewrując wyciągniętymi po bokach rękami. Wydawało się, że spadnie, ale udało mu się dojść do czekoladowego komina. Wszedł na niego i z wielkim hukiem wpadł do środka.

– Wpadł do komina! – krzyknęła Filona – Musimy mu pomóc.

– Podejdźmy bliżej – powiedział Stefan.

Z bliska piernikowa chatka nie sprawiała już takiego cudownego wrażenia. Słodycz, z której miała zostać zbudowana okazała się zwykłą imitacją, wymalowanym wizerunkiem, z którego schodziła zetlała farba. Żołądki naszych bohaterów jęknęły rozczarowane. Po chwili skręcił je bolesny skurcz strachu. Ktoś przeraźliwie wrzasnął. Krzyk przemienił się w kłótnie prowadzoną prawie że duetem przez dwie osoby prawdopodobnie próbujące się wzajemnie zagadać. Kolejny wrzask. Tym razem piskliwy, kobiecy. Senfil drgnął. Przez moment się wahał, ale w końcu otworzył piernikowe drzwiczki. Weszli do środka.

Bajkowe wnętrze. Stylowe, rzeźbione na kształt pierników, słodyczy, cukierków meble. Zbyt duży stół zajmujący środek tej małej komnaty, a za stołem wielgachny piec. Przy palenisku stał opisany już wcześniej mężczyzna. Gorączkowo gestykulował jednocześnie głośno coś mówiąc. Bezskutecznie próbował usunąć sadzę, która osiadła na jego garniturze. Wyglądało to groteskowo. Obok niego stała herod-baba. Czerwona na twarzy wywrzaskiwała wyzwiska, inwektywy i innego typu uwagi. Nagle zapadła cisza.

– Co oni…? – niewyraźnie wybełkotał mężczyzna.

Herod-baba uśmiechnęła się uśmiechem ludożercy bądź tygrysa szykującego się do skoku.

– Co wy tu robicie?

– Zabłądziliśmy – odparł Senfil.

– Zabłądziliście. Nikt jeszcze spoza lasu nie dotarł tu żywy. Za mojego życia niewielu znalazło się śmiałków, którzy odważyli zagłębić się w lesie.

– Dobrze się bronicie – stwierdził Stefan.– Macie doskonałych strażników.

– Spotkaliście Rambo – raczej stwierdził aniżeli zapytał mężczyzna. – On nie znosi kotów. To dlatego do was strzelał.

– Oni zginęli – szepnął Stefan.

– Każdy kiedyś umiera, a las ma określoną sławę – ciężko westchnął mężczyzna. – Niepotrzebnie tutaj przybyliście. Stąd nie ma wyjścia. To jest pułapka.

– Jeżeli przekonacie tego… Rambo, aby nas przepuścił to wyjdziemy z lasu – zauważył Senfil.

– Tutaj naprawdę nie ma drogi powrotnej – odparła herod-baba. – Nie wiem jak przeszliście przez las. Ta droga, którą szliście gęsto jest usiana szkieletami zwierząt.

– To pole minowe – dodał mężczyzna. – To takie pociski zakopane w ziemi. Jeżeli się na nie wejdzie to wybuchają.

– Słyszeliśmy wybuchy. Wasi towarzysze już nie żyją.

– Jeżeli znacie ścieżkę, która prowadzi przez zaminowaną część lasu to powinniście o tym powiedzieć.

– Szliśmy leśną drogą, aż do polany – odparł Senfil.

– Której broni Rambo – dodała herod-baba. – Zresztą leśna droga również jest zaminowana. To tylko przypadek, że aż tak daleko dotarliście.

– To po prostu niemożliwe – wtrącił mężczyzna. – Oni nie mogli…

– To nie jest istotne – przerwała mu herod-baba. – Kim jesteście? Jeszcze nigdy nie miałam gości z zewnętrznego świata.

– Jestem Senfil, a to moja żona Filona, oraz nasz przyjaciel Stefan.

– Mnie zwą Babą Jagą, a to Reporter – wskazała na mężczyznę w garniturze. – Mówcie na niego Refus. Jak widzę jesteście zmęczeni. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego. Mieliście zapewne ciężki dzień.

– Mamy tu coś co powinno was rozruszać – powiedział Refus i postawił na stolę butelkę wina i pięć szklanek.

– Zaraz rozpalę ogień i przygotuje coś do jedzenia – dodała Baba Jaga. – Usiądźcie.

Usiedli. Byli zbyt zmęczeni, aby myśleć nad tym, co się im przytrafiło lub zadawać głupie pytania. Dosiadł się do nich Refus. Odkorkował butelkę wina i rozlał je do szklanek.

– No, napijcie się. To was rozgrzeje. Widziałem was z dachu. Mam nadzieje, że nie przestraszyliście się moich wyczynów.

– Raczej byliśmy zdziwieni – odparł Senfil.

– Lecz musicie zrozumieć, że tutaj łatwo się dziwaczeje – tłumaczył Refus. – Znamy się z Babą Jagą od dawna i nigdy nie potrafiliśmy się ze sobą dogadać. Jedynym sposobem, aby uciec przed samotnością, jest zbliżenie się do innego człowieka. Aby dotrzeć do mojej, nieco zbyt dużej przyjaciółki, muszę ją rozbawić. To jest najlepszy sposób.

– Co tu robicie, tacy samotni? – spytała Filona.

– Nie, nie samotni. Spotkaliście już Rambo. On może się wydawać najbardziej samotny. Wierzcie mi, nie chciał was zabić. On żyje w urojonym świecie. Myśli, że to wszystko jest snem, a we śnie nawet najlepszy człowiek potrafi zabijać.

– Nie można śnić na jawie.

– Nie Senfilu, ale można wierzyć, że coś jest snem, szczególnie gdy wcześniej śniło się przez tysiące lat, a były to sny wspaniałe. Być królem, geniuszem, mordercą, a jednocześnie pozostać sobą. Kimś, kto w rzeczywistości nie potrafiłby, albo nie mógłby stać się jedną z tych postaci. Czego tu szukaliście?

– To Aeochippus. Wcielił nas przymusowo do swojego oddziału, aby odnaleźć ukrytą w lesie broń. Na świecie toczy się wojna.

– Jedna z wielu. Zresztą on nie jest pierwszym, który przybył do lasu w tym celu. Najgorsze jest jednak to, że zawsze szukano tutaj tego, czego nie ma. Nie ma w lesie wielkich zapasów broni. Natomiast obok prawdziwego skarbu przechodzicie nie zauważając go.

– Czym jest ten prawdziwy skarb?

– To sny, Senfilu. Maszyny, którymi można wyśnić dowolne życie, a co piękniejsze pozwalają one śnić przez całą wieczność, a ten kto śni nie starzeje się i nie umiera.

W oczach Stefana pojawiło się zainteresowanie.

– Można stać się każdym? Wojownikiem lub… kobietą?

– Oczywiście.

– Dlaczego zatem nie chcecie śnić? Skoro te maszyny są takie wspaniałe.

– Właśnie dlatego, Senfilu. Tam można zostać każdym bez żadnego wysiłku. Stąd ta chęć ucieczki i próba zbudowania realnego świata o określonych podstawach, które nie ulegają ciągłym zmianom w wyniku jakiegoś mojego zachcenia. Tutaj jestem kimś prawdziwym, dziennikarzem z zawodu. Piszę dla dziennika „Czerwony Kapturek i Czterdziestu Rozbójników”. Znam nawet naczelnego tej gazety, Czerwonego Kapturka i rozbójników, którymi on kieruje.

– Nie wierzcie mu – Baba Jaga postawiła na stole olbrzymi kosz i zaczęła wykładać z niego poszczerbione naczynia. Położyła również na nim talerz z jakąś dziwną galaretką.

Refus zrobił płaczliwą minę.

– Przecież nie kłamie, mój skarbie.

– Czyżby?! Rozbójników sobie wymyślił. Jak mu się znudzę to idzie do tej jędzy i przez parę tygodni z nią gaworzy! A później przychodzi, włazi przez komin, bo wie, że go nie wpuszczę i prosi mnie na kolanach, abym go przyjęła, bo tamta nie umie gotować.

– Może nie przy gościach? – zaproponował Refus.

– Bigamista – parsknęła Baba Jaga. – Zaraz będzie pieczeń. – Ponownie zwróciła się do Refusa – Piecyk mikrofalowy miałeś mi naprawić. Ciągle się zacina.

– Tak, oczywiście – Refus odetchnął z ulgą, gdy Baba Jaga odeszła od stołu. – Gdy jest zła nie można się z nią dogadać.

– Jest stąd jakieś wyjście? – spytała Filona – Mówiliście, że nie ma drogi powrotnej.

– Drogą, którą tu przyszliście nie wrócicie, ale istnieją inne możliwości. W podziemiach jest prawdziwe miasto. Martwe, słychać tylko szum maszyn. Wszystko kiedyś zostało zautomatyzowane. Nie można w końcu jeść, czy też defekować przez sen. Tymi podziemiami możecie dojść prawie do samej drogi wychodzącej z lasu. To jest jedna z możliwości. Jeżeli jednak nie chcecie zawracać, a moglibyście w końcu natknąć się na Rambo, to możecie iść na południe. Spotkacie tam smoka, który wskaże wam drogę.

– Smoki nie istnieją – powiedział Stefan. – To tylko legenda.

– On istnieje i, co gorsza, jest filozofem. Podobno konstruuje perpetuum mobile. Wskaże wam drogę do zamku.

Baba Jago postawiła na stole olbrzymi półmisek. Coś co na nim leżało miało dwie ręce, dwie nogi, krótką uciętą na końcu szyje i wypatroszony brzuch.

– Smacznego.

– Co… co to jest? – spyta zszokowany Stefan.

– To danie firmowe – odparła Baba Jaga. – Rambo niedawno je upolował. No, częstujcie się.

– To wygląda jak człowiek…

– Wy myślicie, że to… Refus roześmiał się. – Ależ nie -, to małpa, czy też skrzyżowanie świni z małpą.

– Małpa? – spyta Stefan – Czytałem, że małpy żyją w Afryce.

– Było tu kiedyś zoo. Umieszczano w nim różnego rodzaju mutanty, prowadzono dziwne eksperymenty. Zresztą wiele końcowych rezultatów tych doświadczeń kręci się do dziś po lesie. To tylko zwierzę. Prosie z wykształconymi chwytnymi kończynami.

– Ja tego nie będę jadł – odparł Stefan. – Jestem głodny, ale to za bardzo przypomina mi człowieka.

– To rzeczywiście miał być człowiek. Chciano prześledzić ewolucję gatunku homo sapiens. Znaleziono gdzieś jeszcze żywą komórkę praczłowieka i próbowano zrobić z niego coś inteligentnego krzyżując geny pobrane z tej komórki z genami świni, ale wyszła im jedynie metrowa pokraka. Zaręczam jednak, że mięso ma ona wyborne.

– Pomimo tych zapewnień nie zjem tej małpy – Stefan się skrzywił.

– Czy ten smok to także mutant? – spytał Senfil.

– Smok jest jak najbardziej autentyczny – odparł Refus. – Skonstruowali go Trurl i Klapaucjusz. To ci z zamku, o którym wam wcześniej wspominałem. To są roboty i wspaniali konstruktorzy.

– Roboty? – zapytała jednocześnie cała trójka naszych bohaterów.

Refus ponownie się roześmiał.

– Wy nawet nie wiecie co to są roboty. Ten wasz świat jest strasznie prymitywny. To są takie maszyny, podobne do człowieka i umiejące myśleć tak jak człowiek, tylko że one się nie rodzą, lecz są produkowane w fabryce.

Baba Jaga usiadła przy stole. Jednym zamaszystym ruchem ręki oderwała nogę leżącego w sosie własnym człowieczka i zaczęła jeść.

– Nie powinieneś ich krytykować – powiedziała pryskając tłustą śliną. – Oni i tak żyją lepiej od nas. Mają swoje małe troski, problemy i zawsze do poznania olbrzymi, tajemniczy świat. My jesteśmy zamknięci w czymś w rodzaju rezerwatu. Przyznaj się, że nawet nie potrafiłbyś skonstruować robota.

– Parę śrubek, oporników, akumulator, blachy i inne wnętrzności i byłby już robot. Niepotrzebnie mnie krytykujesz.

– Oczywiście zszedłbyś do podziemi, pozbierał walący się tam złom i skręcił nowego rozbójnika dla swojego Czerwonego Kapturka.

– To rozbójnicy jednak istnieją? – spytał naiwnie Senfil.

– Byli, ale akumulatory im się rozładowały, a gdy spadł deszcz to zjadła ich rdza – odparła Baba Jaga. – Stoją jak jakieś dziwne pomniki w lesie. Nie to co nasi genialni konstruktorzy. Ich nic nie zmorzy.

– Nie wyjaśniliście skąd jesteście? Musicie przecież mieć jakąś rodzinę, krewnych, przyjaciół.

– Nie Senfilu. To nie tak. Widzisz, ja i Baba Jaga za długo spaliśmy i dlatego tu jesteśmy. Nikt nas nie obudził z naszych przyjemnych snów. Pewnego dnia zepsuły się niezawodne maszyny i obudziliśmy się w tym świecie – przez chwilę milczał. – Oni tam jeszcze są. Nie chciałbym, abyście tam szli. Oni tak dziwnie szczerzą zęby – bełkotał. – Widzicie, oni już tak dawno temu umarli. Urodziliście się w innym świecie. Był okres, gdy opuściliśmy las i… nie potrafiliśmy, po prostu nie umieliśmy tam żyć.

– No, jedzcie – przerwała mu Baba Jaga. – Bo homo erectus wam wystygnie. Jutro czeka was daleka droga. Poza tym smok jest kapryśnym stworzeniem.

 

Koniec

Komentarze

" Llinia drzew zakończyła się nagle, wyprowadzając / wyprowadziwszy ich .... "  . Bo z czego ( w drugim zdaniu )  urwaly się te drzewa?

Urawane, przerobilem na ucięte. Co ma wisieć, to nie utonie. Co najwyżej zostanie zdekapitowane.

Zaciekawiła mnie Baga Jaga, więc zaczęłam Senifiladę od tego rozdziału.
Mam dwie uwagi. Pierwsza to dialogi. Na początku są może cztery ustępy opisów, a dalej już przechodzi opowiadanie w dramat. Mam wrażenie jakby bohaterowie usiedli przy stole i już pozostali nieruchomi, tylko usta im się otwierają. Jedna Baba Jaga podaje do stołu. Ja osobiście takiego pisania nie lubię, bohaterowie robią się strasznie dalecy przez to.Wiem, to tylko jeden rozdział, ale i po jednym powinnam coś o nich wiedzieć, a prawie nic nie wiem - są uprzejmi, grzeczni, ufni - co dziwi, bo w końcu z tego, co zrozumiałam, przed chwilą ktoś do nich strzelał... Wchodzą do domu bez żadnych obaw, jedzą, co im dadzą i nawet do głowy im nie wpadnie, że mogą być otruci... Nie wiem, może jak wcześniejsze rozdziały przeczytam, to coś się wyjaśni, ale i tak, jakby mnie ktoś chciał zabić, byłabym znacznie ostrożniejsza, wręcz paranoiczna.
No i Baba-Jaga - ni z tego, ni z owego z herod-baby z drapieżnym, groźnym uśmiechem nagle jest uprzejma, karmi ich, daje nocleg, dobre rady...

Druga rzecz - najpierw Baba Jaga i jej.. mąż? się zapierają, że nie ma powrotu, są w pułapce, a po chwili - niespodzianka - są dwa wyjścia i nawet nie będą im w niczym przeszkadza, jeśli chcą wracać. I na koniec, chociaż przybysze żadnej decyzji nie podjęli, Baba Jaga stwierdza, że "jutro do smoka". Coś tu trzeba pozmieniać.

- No, jedzcie - przerwała mu Baba Jaga. - Bo homo erectus wam wystygnie. Ten fragment genialny :D

Mam dwa wyjaśnienia:
1. Kiepski warsztat literacki. Schwytam go , powiesze na drzewie i torturami zmusze do poprawienia się.
2. Charakter i ciągłość opowiadanej historii. Bohaterowie po spotkaniu z Johnem Rambo są tak oszołomieni, że wysiadły im co ważniejsze receptory. Nie mają siły wykazać się podejrzliwością. Baba Jaga i jej partner niekoniecznie muszą być istotami ludzkimi. Mają oni przymus odgrywania pewnych scen dla potrzeb parku rozrywki, w którym się znaleźli nasi bohaterowie.
3. Prawda mieści się gdzieś pośrodku. Warsztat wisi już na drzewie. Zaraz do wszystkiego się przyzna :)

Nowa Fantastyka