
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Kiedy się rodzisz wszyscy czekają z niecierpliwością. Mama, tata, babcie i dziadkowie. Tęsknili za Tobą całe dziewięć miesięcy i wreszcie się doczekali. Piękna, mówiły babcie, piękna, mówili dziadkowie i ojciec mówił. A ona już wtedy czuła, że coś poszło bardzo nie tak. I wcale nie chodziło o to, że była cała owłosiona i że płakała cały czas. Coś poszło nie tak, bo prawie zabiła swoją matkę, a ta nie potrafiła jej tego wybaczyć. I te oczy. Oczy miała wielkie, czarne i całe we łzach. Prawie zabiła swoją matkę. Tak zaczęło się jej życie. Włosy starły się z czasem a łzy wyschły wiele lat później. Tylko te oczy. I coś jeszcze. Pustka. Zagnieździła się w niej i chyba poczuła dobrze, bo nigdy nie odeszła. Pustka towarzyszyła jej od czasu, gdy prawie zabiła swoją matkę. Towarzyszyła jej kiedy ojciec kąpał ją a matka w tym czasie siedziała w kościele patrząc tępo w ołtarz. Jej matka, gdy już lekarze ją odratowali uciekała do kościoła by kontemplować ciszę. W domu zbyt często słychać było jej płacz. Więc matka uciekała a ona płakała coraz bardziej bo pustka zajmowała coraz więcej miejsca. Właściwie nie wiedziała, że można inaczej, że można bez pustki. Była z nią od zawsze, była czymś naturalnym. Była, gdy rodzice zostawiali ją u dziadków bo musieli pracować, była, gdy bawiła się z rówieśnikami, gdy zasypiała sama, gdy zamiast siostry lub brata dostała psa, gdy poszła do szkoły, na studia, do pracy. Pustka była, gdy zostawała sama i gdy była wśród ludzi. Towarzyszyła jej wszędzie. Z czasem nauczyła się nie zwracać na nią uwagi choć pustka była próżna i nieraz domagała się atencji. Wtedy z nią rozmawiała. Pytała się pustki, czemu wybrała sobie właśnie ją, ale ta, tylko śmiała się szyderczo i jak to pustka, nie mówiła nic. Pytała też pustki, czemu boli, skoro tak naprawdę jest niczym. Czy nic, może boleć? I na to nie uzyskiwała odpowiedzi. Postanowiła oswoić pustkę, jak zabłąkanego psa. Bo może ta pustka wcale nie jest taka zła, tylko zagubiona. I wystarczy ją polubić, zaakceptować, okazać uczucie a pustka odwzajemni się tym samym. I odwzajemniała. Jak pies zabłąkany, który nie chce się odczepić gdy okaże mu się trochę łaski. Najpierw jest go szkoda a później irytuje tak bardzo, że podnosisz kamień z ziemi i rzucasz. Pies ucieka, ale czai się ciągle w pobliżu. I pustka też się czaiła. Szukała więc odpowiednich kamieni. Czasem była to zbyt głośna muzyka, czasem złe towarzystwo, alkohol, narkotyki, papierosy, ucieczki z lekcji, wszystko co mogło choć na chwilę zagonić pustkę za róg. Rodzice załamywali ręce. Była wyczekiwana, piękna a stała się największym zmartwieniem, troską. Tym razem zabijała ich oboje, powoli, metodycznie. I te oczy. Jej oczy były jej największym skarbem ale i największym zmartwieniem. Wszyscy zawsze zwracali uwagę na jej oczy. Podobno wyjątkowo urodziwe i magnetyzujące. Zachwycali się. Mawiają, że oczy są zwierciadłem duszy, ona w to nie wierzyła. Nie wierzyła, bo wtedy nie były by takie piękne. Jej dusza od samych narodzin musiała być zła a zło nie może być piękne. Jej oczy były. Nikt nie zwracał uwagi na nią tylko na te oczy. Kobiety ich zazdrościły a mężczyźni błagali o spojrzenia. A ona ciągle za dużo widziała. Widziała to, czego nie chciała, to, czego nie powinna. Widziała jak ojciec czeka w nocy na powrót matki, jak pakuje jej walizki, widziała jego łzy, jej łzy i łzy ludzi, których spotykała. Widziała strach, ból, przerażenie. Widziała to, co inni czują, chłonęła te obrazy, a ponieważ miała tyle pustki w środku, one także w niej zostawały. I tak powoli zapełniała milczącą otchłań. Zdradą i kłamstwem. Nikt jej nie powiedział, nie nauczył, że pustka i tak zostanie i wróci z podwójną siłą. Po jakimś czasie wyłączyła telewizor i nigdy więcej go nie włączyła. Dziwili się inni, że nie ogląda telewizji ale ona miała już dość swoich zebranych obrazów. Rozpierzchniętych po ciele, po świadomości, dotkliwie przypominających o sobie. Nie chciała więcej. Miała swoje obrazy i swoje sny. Pewnego razu gdy wypłakała już wszystkie łzy, wytarła oczy chusteczką i nigdy więcej nie zapłakała. Zamiast tego spała. Spała gdy wyprowadzała się z ulubionego mieszkania, gdy matka odeszła, gdy ojciec płakał po nocach, gdy zmarł jej pies, gdy rozwodziła się z mężem, gdy zachorowała babcia i gdy w końcu ojciec zmarł. Spała, tak po prostu. Ale przyszedł czas gdy i sen zawiódł. Wtedy popijała tabletkę nasenną wódką i mogła na chwilę zamknąć oczy by nie widzieć. Oczy. Pomogły jej z czasem zapełniać pustkę choć na chwilę. Odkryła to w któreś wakacje. W namiocie. Odkryła, że mężczyźni są tym, co pozwala wypełnić znienawidzoną przestrzeń. Stali się narzędziem. Wypełniała nimi swoją pustkę. Przez te kilkanaście minut stawała się pełna. Jej piękne oczy dawały możliwość wyboru wypełniacza. I wtedy je polubiła, na chwilę. Ale i ci mężczyźni wpychali w nią coś więcej. Wpychali kolejne obrazy. Usiadła więc któregoś razu nad kartką papieru, a ponieważ nie umiała rysować, odnalazła słowa. Postanowiła opisać, każdy z czających się w niej obrazów, usystematyzować, przelać na papier i wyrzucić z siebie. Odkryła słowa, tak niedoskonałe, ułomne, by opisać to co było w niej. W takich chwilach pustka, rozpychała się coraz bardziej i wpychała na kartki. Prowadziły dialog za pomocą bieli i błękitu. I wtedy spotkała kolejnego mężczyznę. Spojrzała na niego, a on zobaczył coś, czego nikt wcześniej nie chciał widzieć. Zobaczył ją. Odwiązał chustkę z jej szyi i zawiązał na jej oczach. Pozwolił odnaleźć inne zmysły. Pozwolił usłyszeć, poczuć, posmakować. I odszedł. A ty zostałeś z najwierniejszym z psów i zasnąłeś.
(będzie kontynuacja jak będzie zapotrzebowanie)
Jest zapotrzebowanie, niech się zjawia kontynuacja. Tylko jakieś dialogi by się przydały. Pozdrawiam.