- Opowiadanie: duda_ddd - Wojna nowych

Wojna nowych

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wojna nowych

…ostrożnie, omijając każdą gałązkę, każdą szyszkę… bezszelestnie… pozostawaj w cieniu, nikt nie może ciebie zobaczyć, a tym bardziej usłyszeć… mają bardzo dobry słuch… jeszcze tylko ze sto metrów i po wszystkim, tylko ostrożnie… skup się, skup… omiń tą garść igliwia, może zaszeleścić… coś może pod nią być– tylko takie myśli przebiegały przez głowę Tar’la, choć kosztowało go to całą siłę woli.

Jednak wolał myśleć o spokojnym i bezszelestnym przekradaniu się przez te gęste chaszcze, niż o tym, co czekało na niego na trakcie. To był wystarczający powód do ryzykowania poranieniem, podrapaniem i pogryzieniem, w końcu tym powodem nie był byle kto– ork, a dokładnie czterech wielkich przedstawicieli tegoż gatunku, przeczesujących zniszczony obóz kupiecki, były zbyt poważnym zagrożeniem dla pojedynczego człowieka, nie przyzwyczajonego do walki i uzbrojonego tylko w krótki wyszczerbiony miecz.

Przeraziła go jego własne myśli i wspomnienia, choćby opowiadania starszyzny z czasów ostatniej Wielkiej Wojny, od której nie spotkano w centralnej Nigestii już więcej żadnego z tych okropnych stworów. Dziwiło go także, skąd tych czterech znalazło się tak daleko od Śnieżnych Gór, gdzie znajdowały się ich ostatnie siedliska, na terenach Wschodniej Rubieży za niezamarzająca rzeką, które miały być już podobno bezpieczne i pod całkowitą kontrolą ludzi z Nowego Królestwa. Czemu propaganda jest zawsze ważniejsza od ludzkiego bezpieczeństwa?!

Nagle trzask, jedna nie zauważona sucha gałązka i serce zaczyna bić jak oszalałe. Tar’lan natychmiast skupił wzrok na orkach, czy przypadkiem nie usłyszeli hałasu… całe szczęście zbyt byli skupieni na przeczesywaniu zgliszczy w poszukiwaniu czegokolwiek wartościowego, żeby zaprzątać sobie głowę tak nie znaczącymi wydarzeniami. A może nawet nie dosłyszeli. Jednak los bywa okrutny– chwila rozkojarzenia, oparcie się o wyglądające na solidne drzewo, które z rumorem leci w dół, łamiąc kilka innych i uruchamiając cała kaskadę przeróżnych dźwięków… bardzo głośnych dźwięków…

Taki hałas trudno byłoby nie usłyszeć nawet głuchemu i pijanemu krasnoludowi… orkowie natychmiast ruszyli w stronę Tar’la, trzymając w gotowości swoje pogięte miecze i topory, które odebrały już życie nie jednej osobie. Ten, modląc się w duchu o szybką i bezbolesną śmierć, wyjął swój megrańki krótki miecz. Nie miał żadnych szans na ucieczkę, a tym bardziej na zwycięstwo, jednak postanowił, że nie sprzeda tanio skóry.

Nagle usłyszał świt tuż obok ucha i jeden z orków padł na ziemie, wydając jedynie krótki ochrypł krzyk. Z jego pleców i szyi wystawały w sumie trzy długie strzały, podobne do elfich, jednak znacznie delikatniejsze i dłuższe… aż dziw, że zdołały przebić całkiem solidną orczą zbroje… po chwili z zarośli i drzew, w stronę trzech pozostałych pomknęły kolejne kilka strzał. Pomimo, że orkowie byli na to gotowi, na nic zdały się ich tarcze, zbroje i niezwykły refleks stworów. Wszyscy padli bez życia, tak jak ich towarzysz kilka chwil wcześniej.

-Śledziliśmy ich od czterech dni, czekaliśmy z atakiem, aż doprowadzą nas do swojego obozu, ale nie mogliśmy im pozwolić, by kogoś zabili…

Tar’lan aż podskoczył, gdy usłyszał z sobą dziwnie brzmiący ludzki głos. Pomimo, że był to jego wybawiciel, w odruchu zamachnął się na niego mieczem, jednak obcy był szybszy i silniejszy od normalnego człowieka i bez żadnego wysiłku sparował cios, drugim, nieznacznym ruchem wytrącając broń z drżącej ręki Tar’lana i wbijając w ziemie kilka metrów od nich.

-Spokojnie, nic ci już nie grozi…

Nieznajomy momentalnie schował swoją broń pod szary płaszcz. Nie był już jedynym… nie wiadomo skąd w okolicy aż zaroiło się od szarych płaszczy… Tar’lan, jako że był kupcem i umiał szybko rachować, momentalnie obliczył, że jest ich około pięćdziesięciu, wszyscy uzbrojeni w łuki i dwa długie miecze, ukryte pod szarymi płaszczami, zasłaniającymi praktycznie całe ich postacie. Podeszli oni do orków, ściągając ich ciała na środek łąki, gdzie już znajdował się dla nich stos. Jednak jedna rzecz zdziwiła Tar’lana– żaden z szarych płaszczy nie miał pochodni ani krzesiwa, a stos zajął się momentalnie krwistoczerwonymi płomieniami…

-Kim… kim wy jesteście??

-Kapitan Rarlen, dowódca czwartej drużyny zwiadowczej Imperium Tersari. Dwóch moich ludzi odprowadzi ciebie do najbliższego fortu, gdzie będziesz bezpieczny, zwłaszcza, że zbliża się noc, a w okolicy jest więcej orczych oddziałów iż początkowo sądziliśmy.

Obok Tar’lana pojawiło się dwóch wojowników, którzy jakby wyrośli spod ziemi. Równocześnie kapitan wyjął materiały, przypominającego metalową płytkę, jednak o krystalicznej szmaragdowej barwie, machnął nad nim ręką i wymruczał kilka słów. Płytka na chwilę rozbłysnął niebieskim światłem, jednak ostatecznie nic się nie zmienił. Pomimo takiego pokazu magii, na pewno nie był czarodziejem, gdyż oni nie używają białej broni, ani łuków.

Nie był też elfem, bo on nie zaryzykował by swojej misji dla życia jednej osoby i do tego nieznanego mu „nie-elfa”, przybłędy, który sam na siebie ściąga niebezpieczeństwo. Nie mógł być też krasnoludem czy niziołkiem, choćby z powodu wzrostu, gdyż był znacznie od ciebie wyższy… jednak nie mógł być człowiekiem… żaden człowiek nie potrafi posługiwać się magią, nie ma też takiego refleksu i zdolności podkradania się… a do tego jego głos… taki metaliczny…

-Zanieście to do gubernatora Fortu Katn’ar…

Dwóch strażników tylko kiwnęło potwierdzająco głowami, wzięli płytkę i natychmiast oddalili się na kilka metrów, czekając na Tar’lana. Ten, chcąc podziękować swojemu wybawicielowi, odwrócił się do niego, lecz kapitan Rarlen już zniknął, podobnie jak cały oddział. Jedynym śladem ich obecności był dopalający się powoli stos na środku polany…

-Kim wy jesteście?

-Czwartą drużyną…

-Nie, nie o to mi chodziło? Do jakiej rasy należycie? Jesteście jakimiś nieznanym odłamem elfów, półludźmi? Czy jeszcze kimś lub czymś innym?

-I tak byś tego nie zrozumiał…-po tych słowach jeden ze strażników się odwrócił i ruszył w stronę najbliższego miasta, dość wyraźnie informując, że nic więcej już nie powie… nie mając innego wyboru, Tar’lan ruszył w milczeniu za nim…

Koniec

Komentarze

Super się czytało :)
Szkoda tylko, że tak krótko.
Liczę na kontynuację

dzięki za dobre słowo... być może będzie kontynuacja, lecz nie gwarantuje

Zaciekawiło. Ale skończyło się szybko. Myślę, że warto kontynuować. Nastrój grozy jest tu ciekawie zbudowany i postacie wyłaniają się udatnie. Jest zapowiedź. Czego? Się zobaczy. Pozdrawiam.

A wygląda ja słońce zachodzące na morzem...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jak spojrzałem na miniaturkę to pierwsza myśl była, że jest to niemieski żołnierz w hełmie.

Fajne :B

Nowa Fantastyka