- Opowiadanie: meksico - Złoty Gród

Złoty Gród

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Złoty Gród

Frederik położył na szali wielki jak śliwka brylant. Kiedy godzinę temu zaczął gromadzenie skarbów, wiedział, że nie zabierze wszystkiego, co mu przysługiwało. Promienie słońca wpadające przez pozbawione zasłon okna lśniły w kroplach potu na czole i policzkach. Mężczyzna rozejrzał się po komnacie i znów miał wrażenie, że za chwilę pojawi się służąca z tacą pełną jedzenia. Nic takiego się nie stało. Od tygodnia, nie licząc martwego Joachima, był sam. Trup przyjaciela leżał pod oknem. Grube cielsko rozkładało się bardzo szybko i smród odbierał apetyt. Jedzenia nie zostało wiele, na szczęście mężczyzna musiał dbać tylko o siebie. Czekała go droga powrotna i gdy tylko pomyślał o bogactwach, które przywiezie, poczuł się lepiej. Pucułowate policzki wydęły się, gdy usiłował zarzucić na plecy wór z kosztownościami.

Wyładował złote sztaby, zostawiając lżejsze szmaragdy, diamenty i szafiry. Żal mu było złotych łańcuchów i naszyjników. Zawiesił je na szyi. Na każdy palec wcisnął przynajmniej dwa pierścienie. Był bogaty. Teraz musiał tylko dostarczyć skarb do domu. Nic więcej. Porzucił myśl o zabraniu zapasów jedzenia. Zamierzał jak najszybciej dotrzeć do wioski. Gdy tu przybyli… Nie mógł sobie przypomnieć, ile czasu minęło. Dwa, może trzy lata. Frederik przetrwał to wszystko. Inni okazali się słabi. Na niego czekała nagroda.

U szczytu schodów zachwiał się. Upuścił worek i, unikając upadku, usiadł na zdobycznym skarbie. W głowie mu wirowało, a przed oczami tańczyły czarne kropki. Oddychał ciężko. Pomasował bolącą od jakiegoś czasu klatkę piersiową. Gruby brzuch zdawał się ciążyć bardziej niż tobołek z kosztownościami. Frederik nie chciał tracić czasu na odpoczynek. Przed południem powinien wydostać się z zamczyska i zacząć wędrówkę przez las. Potem będzie prościej.

Wstał. Odsypał klejnotów z worka i ruszył dalej. Przeszedł kilka kroków. W piersi poczuł nieprzyjemne pieczenie, jakby żołądek chciał wydostać się przez gardło. Z trudem złapał oddech. Palcami rozmasował bolące miejsce. Na próżno. Ból tężał. Worek znów wylądował na ziemi, garść diamentów potoczyła się po kamiennej podłodze. Mężczyzna jęknął i padł na kolana. Potem grube cielsko gruchnęło na posadzkę. Frederik zdążył jeszcze wspomnieć dzień, w którym tu przybył. Przeklęty dzień.

***

Frederik wjechał na zamkowy dziedziniec, spodziewając się najgorszego. Otwarta brama budziła podejrzenia, ale zaryzykowali i wkroczyli do przeklętej twierdzy. Mieszkańcy grodu na chwilę oderwali się od zajęć, a trzech kapłanów wyszło na sam środek placu. Czuł, że to pułapka. Zatrzymał konia i to samo nakazał kompanom. „Poszło zbyt łatwo", pomyślał. Przecież krążyły legendy o tym miejscu i wszystkie mimo pewnych rozbieżności wspominały o jednym istotnym fakcie. Wielu wyruszało po skarb, ale nikt ze Złotego Grodu nie powrócił. Frederik spodziewał się walki z hordami bestii, czy z zastępami strażników. A tu nic. Zamek stał otworem.

Niewysoki kapłan zbliżył się na bezpieczną odległość. Frederik mógł dostrzec złoty łańcuch na szyi starca. Na czapce lśniły rubiny i szafiry.

– Witam w Złotym Grodzie. – Kapłan skłonił się.

– Przybyliśmy…

– Wiem, po co przybyliście. – Uśmiech starca wcale nie uspokoił wojownika. – Dostaniecie to, czego tak pragniecie. – Zapewnił.

Frederik spojrzał po towarzyszach. Nie wyglądali na strapionych.

– Myślałeś, że będziemy bronić złota? – spytał kapłan, widząc niepewność wojownika. – Każdy z was dostanie tyle, ile sam waży bez odzienia.

Frederik udał, że nie słyszy dochodzących z tyłu wiwatów.

– Wcześniej zapraszamy na ucztę. Nie odmówicie chyba?

Zastanawiał się przez chwilę. Towarzystwo, z którym przyjechał, nie potrzebowało większej zachęty. Zsiadano z koni i w otoczeniu urodziwych dziewcząt udawano się w kierunku zamkowych komnat. Frederik bił się z myślami. „Tyle złota, ile ważę", powtarzał nieustannie. Wchodząc na rozległy ganek, obiecał sobie objeść się jak nigdy. Każdy kilogram był sporo wart. Każdy. Bez wyjątku.

Koniec

Komentarze

No świetnie, Ty czytasz czyjś tekst, ja czytam Twój.
Od tygodnia, nie licząc martwego Joachima, był sam. Pod koniec: Towarzystwo, z którym przyjechał, nie potrzebowało większej zachęty. Zsiadano z koni i w otoczeniu urodziwych dziewcząt udawano się w kierunku zamkowych komnat.
Mam pytanie: Frederik przyjechał do Złotego Zamku z Joachimem czy w większej kompanii? Bo jakoś mi to nie gra...
Wchodząc do rozległego ganku, (...).
Czy wchodząc na ganek?
Potem grube cielsko rozlało się na posadzce.
Tak szybko zamienił się w płyn?
Machnąleś opowiadanko o głupku, który dał się utuczyć. I to wszystko, jak uważam...

Dzięki za komentarz Adamie :)
Co do pierwszej uwagi to się nie zgodzę. Choć w sumie mógłbym dopisać, że pozostałych towarzyszy szlag trafił wcześniej. Przemyśle to.
Jak najbardziej "na ganek"
Grube cielsko rozlewające się... - troszkę wyobraźnia mnie poniosła i pewnie masz rację:) bo niby wiadomo o co chodzi, a mogłem to inaczej ująć.
Być może o głupku:) ale może też o chciwcu :)

Dzięki za uwagi i pozdrawiam serdecznie

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Ja nie wiem czy słusznie, wywnioskowałem, że go otruli. Dziwi mnie tylko jedno. Skoro tam naprawdę było tyle złota i każdy dostawal to co chciał, to czemu jakiś zły skubaniec po prostu nie pozabijał tych mnichów i nie spakował tego wszystkiego na wozy? Czemu jakiś chciwy król nie napadł Grodu, nie ponabijal mnichów na pal itp. itd...
Naprawdę wszyscy byli aż tak głupi? Naprawdę, mając możliwość zagarnięcia tego wszystkiego ogniem i mieczem, zadowalali się ilością złota równą swojej wadze?
To mi tu zgrzyta najbardziej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dobra, teraz załapałem, że skoro mógł dostać tyle ile ważył, najadł się jak głupi :P
Ale zarzut względem napadu pozostaje aktualny.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zdecydowanie zbyt wątłe i psychologicznie nieprawdopodobne, chociaż dobrze napisane. 

Dzięki panowie:)
Klasycznie już zamierzałem pokazać człowieka w jakiejś sytuacji. Tutaj była chciwość. Nie odpieram zarzutów, bo są jak najbardziej trafione. Miało być coś w stylu "jak człowiek coś dostaje, to i tak chce więcej i przez to traci wszystko".
Ale wyszło jak wyszło :)
Pozdrawiam serdecznie

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Właściwie nic więcej nie mam do dodania ponad to, co napisali przedmówcy. Pomysł miałeś, tylko wykonanie trochę po łebkach.

Pozdrawiam.

dzięki Eferelin:)
pozdrówki

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Rzeczywiście pomysł był, ale znów niedopracowany. Logiczniej byłoby chyba gdyby mnisi podali gościom leki pobudzające apetyt. A goście jedząc nie mogliby przestać i poumieraliby z przeżarcia.jeden móglby przeżyć dzięki niestrawności żołądka i sraczce gigant.

Sraczka gigant też może być zabójcza:D

Gwidonie, Twoja wizja mi się podoba:) choć sama sraczka już nie bardzo :) już miałem tekst o sraczce:)

Selena, sraczka jest gorsza od wojny :) a nawet od miłości :P

http://tatanafroncie.wordpress.com/

osioł:)

:) zapamiętam :D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Ta sraczka gigant mnie rozwaliła :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fas, sraczka gigant, to niestety nie stwór z mitologii. Istnieje:) Ostatnio kumpel mi pokazywał jedną stronę " moje kupy" czy jakoś tak:) oryginalna, z wiadomą tematyką:)
pozdrawiam :D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Zajebista strona. Właśnie obczaiłem. A opisy gówien po prostu wymiatają.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mało, że nie z mitologii, to jeszcze, jako element rzeczywistości, potrafi przesłonić temat właściwy.

No pomysł całkiem dobry :)
teraz tylko kupabook.com i mamy wszystko w dupie:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

I po cholerę przeglądać strony z dowcipami na poprawę humoru? :-)

Bardzo ciekawy tekst, załapałam przesłanie :D Ale komentarze równie ciekawe :)

dzięki Dreammy:) komentarze są równie istotne, bo mówię, ze my fajne i dobre ludziki :D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Hmmm... Ale że oni to złoto jedli? Dobrze zrozumiałam?

Fabuła taka, jakby jej nie było, ale to już napisali Ci wyżej. Ja mam inną uwagę: stanowczo za dużo tu Frederików. Szczególnie w pierwszej części, gdzie bohater jest tylko jeden i nie musisz go za każdym razem wymieniać z imienia, bo i tak wiadomo, o kim mowa. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Meksico chciał mieć pewność, że nie myli postaci z inną. :-)

Suzuki, najlepsze było jak w pierwszej części miałem Frederika, a w drugiej Ferdinanda:) bo mi się po.. pomyliło:)
dzięki za wizytę:) przykro mi, że musiałaś to znieść:D

Adamie, masz rację:) jak zwykle zresztą:D

pozdrówki

PS i nikt złota nie jadł:D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Jak nie jedli złota, to ja nie rozumiem tekstu :) I nie mówię, że to jest źle napisane, akurat stylowo jest ok, nie męczyłam się, np. opis zawału mi się bardzo podobał. Może tylko miejscami masz za dużo pojedynczych zdań nagromadzonych, przez co tekst się lekko rwie.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Mogli zabrać tyle złota i kosztowności ile każdy z nich ważył. Zatem utuczyli się nieco:)

Taaa... sraka Gigant byłaby lepsza:)
pozdrawiam/dobranoc:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Suzuki, stań na wadze przed i po obiedzie.

Zagadka wyjaśni się sama:)

A tak nie na temat to właśnie Blady Kris przeszedł półfinał Must be the music.Paszczę ma jak Jagger

O mamo, nie skapowałam :) A to takie proste...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka