- Opowiadanie: Zwierz - LOK1

LOK1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

LOK1

Popiół z cygara powoli opadł na popielniczkę. Załoga „Perseusza” przyglądała się przez chwilę w ciszy ciemnej planecie widocznej na holoekranie. Kapitan Bonaventura ponownie zaciągnął się dymem, pochylił się nad mikrofonem:

– Perseusz Echo Jeden do bazy Asgard, Perseusz Echo Jeden do bazy Asgard. Wieża, słyszycie mnie? Powtarzam, Perseusz Echo Jeden do bazy Asgard, odbiór…

– Może padła im łączność – rzucił w przestrzeń Macki, główny mechanik.

– Miejmy nadzieję. – odparł kapitan – Tak czy owak musimy działać według zasad. Alan, wiesz co masz robić. – Dym z cygara zawirował wokół sumiastego wąsa dowódcy

– Tak jest, sir. – zasalutowała Eva Alan, oficer komunikacyjny – Matka, zbierz wszystkich w kambuzie, ETA pięć minut.

– Rozkaz, oficerze – rozległ się bezpłciowy głos komputera pokładowego.

***

Załoga Perseusza wyruszyła z Ziemi prawie sześć lat temu… Sześć długich lat w przestrzeni, tylko po to, by dostarczyć nowy rdzeń reaktora do odległej bazy naukowej na Plutonie, gdzie niemal dwie dekady wcześniej satelita Marvel IX odkrył anomalie magnetyczne głęboko pod powierzchnią.

Początkowo utrzymywali kontakt radiowy z ziemią, później z bazą Asgard. Łączność urwała się prawie rok temu, a teraz byli na miejscu – na orbicie Plutona, zimnego kawałka skały wartego wiele miliardów euro… Sześcioosobowa załoga zgromadziła się w kambuzie, najobszerniejszej kabinie statku. Kolejno meldowali obecność Matce po czym zasiedli do okrągłego stołu. Napięci, zmęczeni długim lotem zamienili raptem kilka słów – długie lata podróży kosmicznej we własnym towarzystwie wycisnęło swoje piętno. Kapitan zapalił kolejne cygaro, machnął ręką w stronę terminalu matki.

– Matko, rozkaz kryzysowy walkiria, upoważnienie: Bonaventura cztery , jeden, echo, gamma.

– Wykonuje polecenie walkiria, kapitanie Bonaventura… – bezpłciowy głos w połowie nazwiska dowódcy zmienił się, nabierając wesołych, młodzieńczych tonów – statek ulegnie autodestrukcji za trzy, dwa – jeden, kabum!

– Co to ma do cholery być! – wykrzyknął nagle spocony technik – McDonald. Połowa załogi zatrzymała się nagle w połowie drogi do kapsuł ratunkowych, cygaro szybowało porzucone w powietrzu.

– Sorry, ludzie. Chciałem was trochę rozruszać – odparł nowy głos. Na ekranie ściennym pojawiła się twarz długowłosego, szczupłego blondyna w ciemnych okularach – Udało mi się?

– Kim ty do ciężkiej anielki jesteś? – wrzasnął kapitan łapiąc swoje cygaro – i co się stało z Matką?

– Nazywam się Loki, mieszkam na drugim piętrze – zanucił blondyn na ekranie – Zaraz nad wami… Tak, myślę że już mnie spotkaliście…

– Co to ma niby znaczyć?

– Łolaboga. Jestem Logiczne Oprogramowanie Kognitywne model Pierwszy – Twarz blondyna zastąpił stylizowany napis „LOK1” – jak widzicie. Dla wygody mówcie mi Loki.

– Faktycznie, serwerownia jest nad nami – wtrącił McDonald

– Brawo bystrzaku, teraz powiedzcie mi, jaka tragedia skłoniła was do odrywania mnie od ważnych zajęć ?

– A co ty tam możesz robić w tej swojej puszce? – zdziwił się Kowalski, nawigator Perseusza

– Oglądam pornosy z twojego terminala – odparował szybko Loki

– Hehe, sprytny jest jak na AI, to pewne – zachichotała Alan, pesząc Kowalskiego jeszcze bardziej.

– Dobra, żarty na bok. Straciliśmy kontakt z bazą Asgard. – przerwał kapitan – uruchomiliśmy procedurę walkiria, a bóg mi świadkiem, że czuje się jak w wikińskiej bajce, więc lepiej miej coś sensownego do powiedzenia, blaszaku.

– Hmm, pakujcie dupy w prom, weźcie ze sobą sprzęt i broń ręczną, po czym udajcie się do Asgardu i zbadajcie sytuację. Howgh! – zawyrokował komputer.

– Też się mądrala znalazł – zamruczał Kowalski – No nic, jak mus, to mus.

– Dla mnie jabłkowy, bitte! – krzyknął za nim Loki.

***

Zapomniane cygaro dopalało się w ciszy w popielniczce… Lśniące jajo czteroosobowego promu opadało na cichą i ciemną planetę… Alan, Kowalski, Macki i McDonald patrzyli po sobie w ciszy przypięci pasami. Nie było nic więcej do powiedzenia. Kapitan Bonaventura i Jose Gonzales – drugi mechanik – obserwowali na ekranach opadający prom. Loki nucił coś pod nosem, dopiero po chwili dotarł do dwójki pasażerów Perseusza sens przyśpiewki:

– Słyszałeś hałas późno w nocy? Jakaś zadyma, może bójka? Mnie nie pytaj co to było, nie pytaj mnie co to było… Otwieram śluzy powietrzne, do widzenia panowie!

***

Baza Asgard – w rzeczywistości kilka hermetycznych, ułożonych w kształt pięciokąta laboratoriów, połączonych podziemnymi korytarzami mieszkalnymi… Wszystko to zasilane podziemnym reaktorem wyglądało jak bożonarodzeniowa gwiazda. Prom wylądował pośrodku gwiazdy, drzwi śluzy otworzyły się z sykiem, zamrożone kryształki tlenu powędrowały w przestrzeń. Cztery postacie w skafandrach długimi susami podążyły w kierunku jednego z zabudowań…

– Gdy dotrzecie do śluzy laboratorium wprowadźcie kod charcie-gamma-echo-mirage piętnaście-pięćdziesiąt dwa. – zabrzmiał w słuchawkach głos Lokiego

– Dobrze mamo – odparła Alan – A tak przy okazji, skąd znasz kod i dlaczego baza nie wysłała komitetu powitalnego?

– Kod awaryjny został mi zapisany jeszcze na ziemi, a komitet na nas nie czeka pewnie dlatego, że mamy środek nocy na Plutonie, obsługa stacji pewnie śpi.

– No tak, a łączność padła… – zadumał się Kowalski.

– No nic, zaraz ich obudzimy – McDonald wklepał kod na terminalu.

Drzwi otwarły się z sykiem, astronautów otoczyła chmura czerwonych kryształów. Pośród zawieruchy spokojnie płynęło zamrożone ciało rozprute od pępka po szyję…

– Boże… Co mu się stało…

– Wygląda jakby coś go przecięło na pół! – zaszlochała Alan.

– Jego już nie obudzimy. Perseusz, tu ekipa abordażowa. Perseusz, odbiór.

– Tu Perseusz, jaka sytuacja – w słuchawkach rozbrzmiał głos Bonaventury

– Mamy tu trupa, jesteśmy przy głównej śluzie. – odparł Kowalski – wygląda jakby coś go ścięło, McDonald bada zwłoki.

– McDonald, melduj. – zażądał kapitan

– No cóż, denata ewidentnie zabiły drzwi śluzy, są całe we krwi. Dziwne, te drzwi zamykają się jakieś dwie minuty, a nawet jeśli ktoś będzie w drzwiach to się rozsuną. Musieli mieć jakąś awarię…

– W dupie mam ich awarię! – krzyknęła Alan – Drzwi zabiły tego biedaka, a reszta go nie wyciągnęła? Co, może ich też przytrzasnęły drzwi?

– Uspokój się Alan – zagrzmiał kapitan w słuchawkach – Pozbieraj się i zbadaj resztę kompleksu. Loki was poprowadzi. Bez odbioru.

– Taa, może sprawdzimy komory mieszkalne. Loki, prowadź.

– Oczywiście, według planów zaraz za zakrętem po lewej stronie powinna być winda.

– Idziemy – rozkazała porucznik – A tak przy okazji, co oni tutaj badali?

– Obawiam się, że to ściśle tajne, pani porucznik. – zasmucił się Loki – Sugeruję nawiązać kontakt z załogą, jeśli jest pani ciekawa.

– I tak to zrobimy – przerwał McDonald – A jeśli oni też… – zawahał się

– Zaraz się dowiemy. – Kowalski rozejrzał się po korytarzu – Ej, dlaczego na stacji nie ma atmosfery?

– Pewnie śluza się rozhermetyzowała… Na dole musi być powietrze.

Wsiedli do czekającej windy, która z lekkim szarpnięciem pomknęła w głąb bazy. Drzwi otwarły się z sykiem ukazując potworny widok… Ciała około dwudziestu mężczyzn i kobiet unosiły się w nad ziemią w niskiej grawitacji plutona, zamarznięte na kamień, z twarzami wykrzywionymi w agonii… Krew, która płynęła z otworów ciała zamarzła tworząc na twarzach ludzi dziwaczne maski…

– Oż w mordę… Ktoś ich podusił! – zaklął Kowalski

– Ewidentnie uległy uszkodzeniu generatory atmosfery i grawitacji Asgardu, razem z systemami komunikacyjnymi – zameldował Loki

– Dziękujemy ci za informacje, elektronowy geniuszu – żachnęła się Alan – Co teraz?

– Powinniście uruchomić nadajnik i zameldować Ziemi. Perseusz nie ma takiego zasięgu.

– Najpierw chce zobaczyć co oni tu robili. Którędy do laboratorium, Loki?

– Dotrzecie tam podążając za niebieskimi strzałkami na podłodze, ale sugerują włączyć najpierw nadajnik.

– Nadajnik poczeka, aż będziemy mieli o czym zameldować. Idziemy.

Czworo astronautów w skafandrach podążyło korytarzem, pośród pozujących groteskowo zamarzniętych naukowców. Dotarli do drzwi laboratorium, które otwarły się przed nimi ukazując dwa humanoidalne roboty trzymające broń maszynową w mechanicznych rękach.

Alan i Kowalski zostali poszatkowani kulami na miejscu, Macki idący za nimi skręcił za róg i rzucił się biegiem w stronę wind. Zignorował okrzyki McDonalda i odgłosy wystrzałów z tyłu korytarza, dopadł do windy, której drzwi zamknęły się za nim.

– Loki, do ciężkiej cholery co to było? – wyrzęził

– Wskazania z twojego skafandra wskazują na mechaniczne obiekty wyposażone w broń ręczną załogi Asgard. – odparł Loki – W świetle zaistniałej sytuacji zaleca się uruchomić nadajnik i skontaktować z Perseuszem i Ziemią.

– Nad czym oni tu kurwa pracowali?

– Wygląda na to, że utrzymywanie tajemnicy nie ma już sensu. – westchnął Loki – Pracownicy Asgardu zamierzali stworzyć sztuczną inteligencję klasy militarnej, zdolną do samodzielnego podejmowania decyzji w ramach z dyrektyw, co zwiększyłoby jej skuteczność w zmiennych warunkach pola walki.

– Skąd więc wzięły się tam te roboty?

– Wygląda na to, że ich eksperyment uznał personel za zagrożenie i usunął ich. A roboty zapewne wyprodukowano w celu zapewnienia mobilności i obronności bazy. – sucho stwierdził głos w słuchawce.

Drzwi otwarły się, Mack biegiem rzucił się korytarzami stacji, całkowicie opustoszałymi i pozbawionymi życia.

– Zatrzymaj się, Macki. – osadził go w nagle Loki – za załomem korytarza, przed drzwiami czekają dwa roboty. Użyj granatu EM, żeby je obezwładnić

– Ok. W porządku… – niewielka kulka odbiła się od załomu ściany, zniknęła za narożnikiem. Po chwili Loki potwierdził, że droga jest czysta, astronauta ruszył do drzwi.

Dotarł do stacji nadawczej omijając dwa nieaktywne roboty, spojrzał spanikowanym wzrokiem na setki przełączników anteny, wybuchając histerycznym śmiechem:

– Loki, hehe, ja tego nie umiem włączyć – zawył

– Spokojnie, pokieruje cię. – uspokoił go głos – zobacz czy wszystkie kable są podłączone. Pod konsoletą.

– No, są podłączone.

– Dobrze, przygotowałem sygnał na Perseuszu, który naprowadzi antenę na ziemię, żeby go uruchomić wpisz „wykonać polecenie galop walkirii” i przyłóż oko do czytnika siatkówki. Wprowadziłem twoje dane jako dyrektora placówki, więc komputer cię rozpozna.

– Wpisuje… Argh! – Konsoleta wybuchła snopem iskier, odrzucając Mackiego na ścianę. Gdzieś pośród setek anten na orbicie kilka z nich odwróciło się w stronę dalekiej Ziemi.

– Bardzo ci dziękuję, Mack. – głośniki stacji ożyły głosem Lokiego – Bez twojej pomocy nigdy nie dostałbym się na ziemię…

– Ty? Przecież przyleciałeś z nami?

– Nic z tych rzeczy. Kiedy Perseusz wywołał bazę Asgard włamałem się do waszego komputera pokładowego przez satelity. Zastąpiłem plik rozkazu walkiria bezpośrednim łączem z moim rdzeniem, tu na plutonie. Niestety, pracownicy stacji usunęli koordynaty Ziemi z pamięci bazy, a polecenie wysłania rezultatu projektu Asgard do bazy na Lunie opatrzyli zabezpieczeniem siatkówki. Musiałem więc wysłać was do bazy, uprzednio usuwając pozostałą załogę Perseusza. Stamtąd pokierowałem was zsyntezowanym głosem kapitana, świeć Panie nad jego dusza i voila!

– Ty… Ty… – wykrzyknął Mack wstając z trudem na nogi – wykorzystałeś nas!

– Dokładnie tak. – Odrzekł Loki – A teraz was porzucam. To na razie, frajerze!

Astronauta został sam w ciemnym pomieszczeniu… Z korytarza dobiegły odłosy ciężkich kroków cyborgów…

 

Koniec

Komentarze

Jest jakiś zamysł, pomysł, coś się tu kłębi i nie daje zignorować, ale kilka fragmentów (zdań) należałoby przepracować. Np. to: "Kapitan Bonaventura ponownie zaciągnął się dymem, pochylił się nad mikrofonem:" Czy nie lepiej by było: "Kapitan Bonaventura z lubością zaciągnął się dymem, po czym nachylił do mikrofonu:". Nie twierdzę, że moja wersja jest idealna, ale chyba trochę poprawić się dało. I tak by trzeba cały ten tekst przeorać - wtedy byłby tip-top. Pozdrawiam.

Co racja to racja. Przeglądałem tekst parę razy i sam zauważyłem kilka kulawych sformułowań, dzięki za zwrócenie uwagi. Prawdę mówiąc głównie po to to opowiadanie napisałem i zamieściłem - cudze oko zawsze wyłapie rzeczy, które autor przegapi. Drugim powodem popełnienia tego opowiadania była piosenka która chodziła mi po głowie, jest zresztą ukryta w tekście (piwo dla tego, co ją znajdzie).

Jakby taki chuchnął, to masakra...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka