
Pojawił się na ścieżce dość niespodziewanie. Żona pisnęła i padła zemdlona na kamienie. Szczęściara. Też miałem ochotę popiszczeć i zemdleć.
Bo sami pomyślcie. Idziemy sobie spokojnie szlakiem, podziwiamy widoki, patrzymy na te, jak im tam, połoniny. Na zbocza porośnięte tymi ich smrekami i ogólnie, sielanka jedna wielka. Z odrobiną zadyszki.
I nagle nic nie widać, bo wszystko zasłania jakiś góral. „Jakiś góral”! Chłopisko wysokie na dwa metry, napakowane, całe w kierpcach i takich śmiesznych, haftowanych portkach. Tylko, że mnie wcale nie było do śmiechu. Bo te portki podtrzymywał pas, za którym zatknięte były całkiem spore pistolety. No i ciupaga, którą trzymał w ręku też była mało zabawna.
No słabo mi się zrobiło. A on patrzy na mnie tak jakoś dziwnie i pyta:
– Gdzie ja jestem?
Dobre, nie? Wariat – myślę. Musiał się przewrócić i wyrżnąć głową o te cholerne kamulce. O rany!
Pochyliłem się nad nieprzytomną żoną. Krzywdy sobie na szczęście nie zrobiła, ale przytomności tak szybko nie odzyska.
– Trzeba ją znieść ze ścieżki – mówię do tego czubka. – Bo mi ją turyści rozdepczą. Może by mi pan trochę pomógł?
– Jaki tam ze mnie pan – powiada. – Zwyczajny harnaś jestem.
A potem zarzucił włosami, a trzeba wam wiedzieć, że włosy miał prawie do tyłka, zarzucił włosami, schylił się i podniósł to moje zemdlone szczęście. Sam! I nawet nie sapnął. Odniósł ją parę kroków od ścieżki, ułożył lekko na trawie i usiadł obok na kamieniu. To co miałem robić? Usiadłem niedaleko. Patrzę na niego, on na mnie, milczymy. Ale niedługo, bo po chwili znowu pyta gdzie jest. Próbowałem mu objaśnić jego położenie. Geograficzne, znaczy. Ale coś nie bardzo mogliśmy się dogadać. I nie dziwota. On wariat, ja pierwszy raz w górach, o porozumienie niełatwo. Zniecierpliwił się w końcu i mówi:
– Starczy, słońce jeszcze wysoko to drogę do groty jakoś znajdę. A wy panie, przyodziewek macie bogaty, to pewnie i trzosik wypchany się u was znajdzie. Bo to wiecie, przednówek, ludziska po wsiach głodem przymierają, trzeba by im jakoś pomóc.
No, głodem przymierają. Szczególnie w Zakopcu. Śmiać mi się zachciało. Może bym się nawet roześmiał, ale ten cholerny „harnaś” dziwnie tak jakoś na mnie patrzył. I obuchem ciupagi uderzał w otwartą dłoń. Jakby znacząco.
A na szlaku, jak na złość pusto. To zaczynam zagadywać, żeby zyskać na czasie. Może ktoś nadejdzie w końcu.
– Jaki tam bogaty przyodziewek? Stare łachy. I z tym trzosikiem, też niespecjalnie. Już prawie dwa tygodnie tu jesteśmy, to i niewiele zostało. Wie pan…
Zmarszczył brwi.
– Wie harnaś, – poprawiłem się natychmiast – miejscowi nieźle sobie liczą.
Pomyślał chwilę.
– To jakże tak, ani talara nie macie? – pyta.
– Ani talara – odpowiadam zgodnie z prawdą. – A i ze złotówkami kruchutko. Niby człowiek pracuje, niby zarabia…
Zacząłem się żalić.
– …ale to najpierw ZUS zabiera, potem skarbówka swoje bierze i w sumie to niewiele zostaje. Cały rok odkładaliśmy, żeby tu przyjechać.
Znowu się zamyślił.
– A ten ZUS, o którym powiadacie i ta, jak jej było, Skarbówka, to wszystkich tak łupią, czy tylko was? – pyta wreszcie.
– Wszystkich. Bez wyjątku.
– To bogaci muszą być.
– A bogaci. Jak jasna cholera.
– Skoro tak, to trzeba coś z tym zrobić. I to prędko. – powiedział i zniknął.
Odetchnąłem z ulgą i pochyliłem się nad odzyskującą przytomność żoną. Otworzyła oczy i rozejrzała się trwożnie.– Co to było, kochanie?
– Relikt przeszłości – odpowiedziałem.
– Albo, jeśli wróci, rozwiązanie kilku co większych problemów w przyszłości.
Jeśli wróci… Ja wyglądam go niecierpliwie.
oj ja też będę na niego czekał :)
I co mam napisać o tekście oraz Tobie, baranku? Kolejne och, och i w ogóle?
Zazdroszczę Ci drygu do krótkiej formy.
-------------
(...) całe w kierpcach (...) ---> na pewno całe w kierpcach?
Jedyne, czego mi brakuje, to stylizacji językowej w wypowiedziach harnasia. Ale ogólnie tekst milutki :)
Eh, gdzie ci mężczyźni...
www.portal.herbatkauheleny.pl
Pamiętam, jak znajoma góralka podrzuciła nam swoje teksty pisane gwarą i po prawdzie nic z nich nie zrozumieliśmy :) Tutaj w sumie tych tekstów góralskich nie byłoby dużo, może aż tak problematycznie by nie było :) Ale nie marudzę, i tak jest fajnie :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
To ja czekam na tego harnasia:D
Bo łupią nas, panie, łupią...
Niezły tekst. Oj, przydałby się nam taki harnaś, przydał.
A z tym Perepeczką w kinówce "Janosika" to faktycznie porażka...
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Ze spraw technicznych:
1. chyba lepiej by wyglądało, gdyby ten góral powiedział "Zus", a nie "ZUS". Przewcież on nie wie, że to skrót.
2. Chłop zniknął- jak, gdzie? Wyparował? osobiście wolałbym " zniknął miedzy drzewami", albo "zniknął w krzakach".
3. Można by było zaznaczyć moment, w którym narrator zorientował się, że harnasia przeniosło w czasie.
Poza tym, bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Głównie styl narracji, bo o czym będzie rzecz, to było wiadomo po pierwszych słowach harnasia. Daję 4. Piątki i szóstki rezerwuję na coś naprawdę wyjątkowego.
Fajne, jak wszystkie Twoje opowiadania, baranku. :D
Chociaż lepiej żeby powrócił ów mityczny harnaś, a nie któryś z jego realnych odpowiedników, prawdziwi bowiem zbójnicy łupili dla siebie, a harnaś to był często najbogatszy gazda we wsi. (Poza tym w "Janosiku" nie mówili prawdziwą gwarą ;) ).
Język, którym mówi harnaś, mógłby być chociaż ociupinkę wystylizowany. Nie za dużo, maluteńko, ale tak, żeby byl odczuwalny dystans językowy pomiędzy dwoma rozmówcami. Niestety, tego zabrakło, a nie było to chyba trudne.
4/6.
Ha! Fajowe (jak zawsze). Radam żeś waćpan tego harnasia na bankowców nie wypuścił (to takie szblo-kontuszowe zboczenie ;)). 5
@Roger, Twój system ocen stanowi dla mnie zagadkę. Tu 4, a za zombie-Mariannę 5? Hę?... Ale z gustami się ponoć nie dyskutuje.
Ranferiel, nie stanowi to żadnej zagadki. Tutaj- spokojny, krótki obrazek, tam - dłuższy tekst, krok po kroku konsekwentnie odkrywający jakąś tam tajemnicę. Tutaj mamy trzy niedoróbki - 1. harnaś tak sobie nagle znika ( łatwizna); 2. trzeba było trochę pomysleć nad wystylizowaniem języka harnasia ( druga łatwizna);3. Harnąs nie zna drogi do groty? - góry sie chyba nie zmieniły - chyba że przybył sobie ze Słowacji, ale trzeba było to zaznaczyć- i klania się brak stylizacji jezykowej. Tutaj - pomysl ( to nie zarzut) będący prostą kalką pomysłu filmowego. Tam - pomysł oryginalny, dość obrzydliwy, ale ciekawy. Tutaj - wyszła fajnista humoreska, kwitowana szczerym usmiechem rozbawienia. Tam - mamy pelnokriwste krotkie opowiadanie. I tak dalej ...
Chyba jasno to wylożylem, hę ?
@Roger, jeżeli tamten tekst jest "pełnokrwistym opowiadaniem" to duża część publikacji na NF powinna nosić miano powieści. Chyba pomyliłeś potencjał ze stanem faktycznym. W moim odczuciu "Harnaś" zasługuje na wyższą ocenę ponieważ (w przeciwieństwie do tamtego tekstu) jest dziełkiem kompletnym od A do Z. To po prostu dobry szort, a nie jakieś nieokreślone coś z pogranicza.
OK.Każdy pozostanie przy swoim zdaniu. Mam nadzieję, że w posob nieco skrótowy i pośpieszny, ale pelny wyjaśniłem zasady, ktorymi kierowalem sie, oceniając powyżej opublikowany tekst na " cztery", w wspomnianyinny tekst na "pięć". I nie jest to bynajmniej tekst o wylażeniu żywych trupów z grobów ... Bez odbioru. Pozdro.
Oj, tyle czasu minęło, a harnaś wciąż nie dotarł… Nie można mu było porządniej wytłumaczyć, dokąd ma się udać?
Fajny tekst. :-)
Babska logika rządzi!
No cóż, nastały takie czasy, że już żaden harnaś nie pomoże. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.