- Opowiadanie: pawelkorzuch - ostatnia misja

ostatnia misja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ostatnia misja

Był to czas nijaki, zdawało się, że nigdy się nie zmieni. Byliśmy daleko od Ziemi, ruszyliśmy w samobójczą misje do trzech planet bez możliwości powrotu. Były one podobne do Ziemi tak wyliczono. Atmosfera tlen, azot, metan, dwutlenek węgla. Są w trzech układach słonecznych sąsiadujących ze sobą gwiazd. Temperatura zbliżona do naszej ale nie ma pewności jak stabilne są Słońca. Mieliśmy wszystko sprawdzić na miejscu, gdyby nie było możliwe przeżyć na żadnej z planet mogliśmy żyć na statku, ale bez możliwości podróży na Ziemię.

– Zbliżamy się do układu Marek! Obudziłeś się!

– Daj jeszcze trochę pospać, dziś wezmę wolne, jaka jest pogoda? Pewnie jak zwykle pada.

– Nie jestem twoją żoną. Ty nie jesteś na Ziemi. Tylko kurwa mać w kosmosie!

– Ja… ja, ja. Jolu już idę. Obliczę trajektorie hamowania!

Obliczanie trajektorii zajęło mi parę godzin. Jestem osobą zdyscyplinowaną, choć lubię żartować i właśnie pogoda mojego ducha, zdecydowała o zakwalifikowaniu mnie na tą misje. Wspominałem Ziemię, zostawiłem żonę i dzieci. Są już dorosłe, bardzo mnie wspierały, bardzo chciały bym poleciał. Ten lot to marzenie wielu ludzi na Ziemi i moje od piątego roku życia. Wtedy widziałem lądowanie wyprawy z Europy, była to tylko wymiana naukowców. Ot taki rutynowy lot jakich wiele, ale dla mnie wtedy… to było przeżycie…

Wybudziliśmy z kapsuł pozostałych podróżników, było nas ponad półtora tysiąca osób. Każdy miał zadania na statku, część przygotowywała maszyny do produkcji narzędzi. Od pojazdów do laboratoriów genetycznych, by przystosować florę i faunę dla potrzeb projektu.

Minął miesiąc jak weszliśmy na orbitę planety 4628.

Planeta jest porośnięta w trzech czwartych lasami, jest stara, erozja pozbawiła ją wysokich szczytów. Jedna czwarta to są oceany, jest uboga w zwierzęta i ryby, ale to nasze określenie. Ze statku widać, że są niepodobne do Ziemskich zwierząt.

Zaczęło się od lądowania zwiadu; polecieliśmy w trójkę.

– No, wreszcie ja dowodzę, i jestem przekonany, że lepiej potrafię zarządzać, niż Jola jest dowódcą statku, a ja?, ode mnie zależy powodzenie misji.

Z przekąsem stwierdził Marek.

Jola jest osobą z naturą i umiejętnością tworzenia dobrze poukładanego zespołu, potrafi pokierować człowiekiem tak, by w sytuacjach kryzysowych, podwładny dokładnie wykonywał jej polecenia. Zdarza się czasem sprzeciw, wtedy potrafi tak usadzić… dosłownie, siedzi taki delikwent i milczy. To cenna umiejętność na statku, nie ma tam za dużo miejsca. Nie liczy się dla niej ilość, czy jest to 10 czy 10 tysięcy osób, radzi sobie świetnie.

Zofia i Paweł milczeli w skupieniu, Zofia jest biologiem, a Paweł geologiem.

Zofia posiada wiele umiejętności, wsławiła się na Ziemi tym, że w ośrodku w którym pracowała, wygospodarowała pokoik dla poranionych zwierząt. Lubiła spacery po okolicach miasta, w miesiącu zawsze znajdywała jakieś ranne zwierze. Lądowało wtedy po opatrzeniu do pokoiku na czas wyzdrowienia. Jest jednym z najlepszych biologów na świecie i polubownie władzom ośrodka nie udało się zlikwidować lecznicy-pokoiku. Nikt nie chciał jej stracić, zostali zmuszeni do tolerowania jej uciążliwej pasji. Jest z niej naukowiec nie bojący się wyrażać swoich poglądów i potrafi zmienić zdanie, w dyskusjach o biologii jest odważna, ale też dużo pracuje i ma obszerną wiedzę, wzbogaconą o pracę w terenie.

Paweł ludzie mówili, on ma mieszkanie. Nikt od wielu lat nie widział go w nim, wiecznie w rozjazdach, grzebie w ziemi godzinami, do skutku. Jego drugą pasją to kanapki, nieraz wymyślne. Zawsze je ma w dużej ilości, szokował nieraz jedząc bułkę z masłem i ziemniakami. Jest małomówny, zdystansowany, do momentu gdy ktoś wspomni na przykład: o rudach metali, czy minerałach. Raz nowy pracownik nieświadom wspomniał o tym na stołówce, po minucie nikogo na stołówce nie było. Biedny nowicjusz spędził resztę dnia i noc na rozmowie z Pawłem. Nad ranem poszedł do toalety na dłużej, jak wrócił Paweł spał – miał szczęście.

Odłączyliśmy się od statku, Zosia włączyła silniki, na mapie komputerowej nawigacji, zaznaczyła punkt lądowania i oddała stery komputerowi. Wylądowaliśmy bez przeszkód.

Podłożem była płaska skała, ale niedaleko od niej była drobna roślinność, a dalej las. Czas około południa, słońce mocno grzało, było to dla nas cudowne przeżycie. Stanęliśmy na ziemi i nikt z nas przez kilka minut nie poruszył się, chłonęliśmy chwilę uważając by jej nie „zepsuć”. Marek pierwszy się odezwał:

– Przypominam procedurę włączone pasmo wideo i audio, zarówno ze statkiem jak i ze mną.

– Ok. stwierdzili jednocześnie.

Po kilku godzinach odezwała się Zofia:

– Roślinność na tej planecie, jest wielokolorowa, w większości niebiesko-czerwona. Lasy podobne do Ziemskich, ale o pniach czerwonych, o odcieniu jasnej krwi, wygląda to trochę upiornie. Trawa nie wykształciła się, na tej planecie jej brak, rośliny które bada potrafią poruszać się. W ten sposób, mogą się rozmnażać, przedzierając się wolno, dwa, trzy centymetry na dobę. Roślinność nie posiada toksyn i mogą być zdatne do spożycia, ale wymaga to szczegółowych badań, na obecność związków nieznanych. Skaner nie wykrył latających owadów, niebo jest czyste. Zwierzęta były daleko, zauważyła między drzewami, używając teleobiektywu, poruszają się na trzech nogach i dość szybko.

To zmobilizowało Pawła i też zdał raport:

– Jestem w raju, bardzo dużo minerałów, więcej niż na Ziemi, i do tego oprócz dużej ilości znanych nam, znalazłem wiele nieznanych związków.

Euforie wywołała informacja, o obecności Trytonianu z Marsa, potrzebnego do produkcji antymaterii, jako paliwa do silników.

– Paweł, Zofio, została godzina do startu promu, wracajcie.

– Jestem daleko od promu, skończyłem pomiary geologiczne, ale nie zdążę na czas.

– Ja skończyłam już, wracam i przyjadę przed zmrokiem.

– Dobrze Zofio, przedłużam czas do startu promu, nie śpiesz się.

*

Zebraliśmy się w sali głównej, była to jedyna sala, mogąca pomieścić nas wszystkich, służyła też jako jadalnia. Zbudowana była z lekkiego plastiku, podobnego do styropianu pod względem wagi, ale wytrzymalsza od wszystkich stopów metali używanych w budownictwie. Pomalowana była na jasno zielono z dodatkami słonecznie żółtego, światło kolorem było zbliżone do temperatury Słońca w południe, latem.

Przemówił dowódca statku, Jola.

– Informuje was, drodzy koledzy i koleżanki, że plotki jakie krążą, jakoby planeta jest zdatna do zamieszkania – są prawdziwe. Wczoraj wrócił zwiad, dziś skończono badania na tutejszych roślinach. Wynik jest pozytywny, rośliny te są zdatne do jedzenia, a ponadto nasze zboże, kukurydza i inne rośliny jadalne przyjęły się. Wymaga pracy, dostosowanie planety, która nie ma owadów, musimy rozmnożyć nasze pszczoły i inne owady, dla naszych roślin. Wpisaliśmy uzyskane dane do komputera, specjalny program poda jak zmieni się roślinność planety, jak wprowadzimy nasze rośliny. Istnieje niebezpieczeństwo takich zmian w ekosystemie, że nasze życie na planecie nie będzie możliwe. Komputer cały czas oblicza, jak będzie wynik, poinformuje. Zmieniamy orbitę, wyślemy dwa zwiady, w inne rejony planety, o wynikach poinformuje na następnym spotkaniu.

Rozejść się.

Dwa zwiady na południowej półkuli znalazły dużo owoców i kilkadziesiąt gatunków zwierząt żywiących się nimi. Były jeszcze dziwniejsze, miały pięć, cztery, a czasem trzy nogi do poruszania, jedną, wymiennie z innymi trzymały niby płód, w elastycznym jajku. Nie podpatrzono jeszcze jak się rozmnażają.

Była od geologa pozytywna sensacja, znalazł ropę naftową.

Pracowaliśmy bez wytchnienia kilka dni, dając sobie tylko parę godzin na sen. Spotkałem się z Jolą w jej kajucie kapitańskiej, wspólnie mamy omawiać nowe dane:

– Marek, mam już wyniki badań, planeta nadaje się do zamieszkania, gwiazda jest stabilniejsza od Słońca. Decyzja o osiedleniu należy do załogi. Moje zdanie jest takie, by nie lądować statkiem, zużyje to za dużo paliwa. Jest możliwe wyprodukowanie paliwa na planecie, wtedy sensowne by było polecieć, do następnych: Ziemi 2 i Ziemi 3. Kiedy to zrobimy zależy od ciebie, pamiętaj, że masz rok, po którym masz wysłać wiadomość na Ziemię.

– Dobrze Jolu, zorganizuje spotkania i przekonam, załogę do osiedlenia się.

Mnie przekonałaś mimo, że rywalizujemy ze sobą, ale mam wątpliwości, czy damy radę z marszu osiedlić, więcej niż jedną planetę. Jestem skłonny zgodzić się, na twój plan i jak wyrośnie pierwsze pokolenie ludzi polecieć dalej. Nie zapominaj, że w planach jest, stworzenie w laboratoriach, pokolenia kilku tysięcy ludzi, na podstawie naszych materiałów genetycznych i tych, które przywieźliśmy z Ziemi.

Mój pierwszy rozkaz – twoja baza będzie na statku, który zostaje na orbicie. Musi być zawsze przygotowany, na powrót osadników, gdyby okazało się, że nasze badania wykryły przeszkody uniemożliwiające, życie na Ziemi1.

Wyszedłem z „kajuty”, była czterokrotnie większa od mojej, chciałbym tak mieszkać… mieć łóżko na sprężynach i dwa fotele z których nie chce się wstać. Było tam wiele atrybutów władzy, takie jak rośliny doniczkowe, czy duże okno z którego widać kosmos. Dobre miejsce do rozmyślań, niezbędne według wszelkich praw ludzkich. Jestem małostkowy, coś muszę zrobić z energią która mnie rozsadza – usprawiedliwiam się w swoim sumieniu.

Głosowali wszyscy, jedna czwarta była za zostawieniem części ludzi na planecie i podróży do Ziemi 2. Decydowała większość, jedynie ja z Jolą miałem prawo weta, nie skorzystaliśmy z niego. Zofia, Paweł, Zbyszek– chemik i Aleksander– metalurg, nadzorowali przesyłanie, przez duże transportowe statki, maszyn i materiałów, potrzebnych do budowy automatycznych fabryk. Zbyszek lubił wypić, nikt nie wie dlaczego nie utrącono go w selekcji. Nic o nim nie wiem, poza tym, że zamyka się w kajucie i unika ludzi. Załoga plotkuje, chemicy tak mają w końcu alkohol to związek chemiczny. Nie wiadomo co w nim siedzi, mimo to nie zapadł na schizofrenię, badania wykazały – jest zdrowy nawet bardziej niż niektórzy z nas. Ta jego cecha bardzo się przydaje na statku, gdzie jest mało miejsca. Aleksander, w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie rodzina zajmuje się metalami. Podobnież zaczęło się to od średniowiecza, kiedy jeden z przodków był kowalem na dworze Cara Iwana Groźnego. Bardzo komunikatywny człowiek, z „sercem na ręku”… dla wszystkich i wyjątkowo silny. Anna , profesor zarządzania zasobami ludzkimi i jej zastępca Magda, doktorant zarządzania, nadzorowały tworzenie osiedla i bazy.

Anna była znana na Ziemi, swoje umiejętności udowadniała sztuczką. Potrafiła każdemu wmówić, że jest kurą, czy innym zwierzęciem nie używając hipnozy. Nikt nie wie jak to zrobiła, ale jest to potrzebna umiejętność na statku mającym ograniczoną przestrzeń. Magda ma umiejętność zmotywowania do pracy ludzi, nawet przez kilkadziesiąt godzin. W międzyczasie korygując zadania dla poszczególnych osób w grupie tak, że pracę kończą przed czasem. Dzięki temu stała się ulubioną szefową, miesięcznika „Dobry Szef”.

Po zbudowaniu osiedla, z tutejszego drewna, zajęto się laboratorium genetycznym. Było zmontowane z materiałów, przywiezionych w częściach z Ziemi, jako duża hala, klimatyzowana i sterylna. Materiał to wytrzymały plastik. Zbudowano też „Wielką Mamę”, super nowoczesną fabrykę. Miała ona pół tysiąca urządzeń umiejących wyżywić ssaków, od momentu zapłodnionego jajeczka, do porodu i odcięcia pępowiny. Jako pierwsze wyhodowano bydło, przede wszystkim mleczne krowy, świnie, konie i później owce.

Tworzyliśmy własną Ziemie, po pół roku, był czas by oczekiwać naszego potomstwa. Mieliśmy dużo zamrożonych i zapłodnionych jajeczek, były one z wyselekcjonowanych, w ostrej rywalizacji, ludzi wybitnych. Uwzględniono potrzebę członków misji i między sobą mogą się rozmnażać, lecz zapłodniony płód, ma być zainstalowany w „Wielkiej Mamie”. Powód jest jeden większe bezpieczeństwo płodu i lepszy rozwój w warunkach idealnych dla dziecka. Zrezygnowano z klonowania, ze względu na niepewność wyników. Mniejszym ryzykiem dla zdrowia potomstwa, był jednak naturalny i stosowany od lat, system „Wielka Mama”. Po zbudowaniu obu fabryk, zajęto się farmacją, ale budynek już zbudowano z naturalnego budulca. Część leków była niemożliwa do wytworzenia, ze względu na brak składników. Z dużym opóźnieniem, bo po kilkunastu miesiącach, zdecydowano o montażu laboratorium antymaterii. Równocześnie zaczęto pracę nad wydobyciem ropy naftowej.

Okazało się, że rośliny i zwierzęta tubylcze, są niesmaczne, zwalono to na nieprzyzwyczajenie do tej żywności. Przewidziano to na Ziemi i nasze zboże, oraz rośliny zagościły, na tutejszych ziemiach. Nie przewidziano tylko tego, że ludziom będzie tak brakować religii. Obiekty sakralne okazały się niezbędne, pod dużym naciskiem ludzi, Marek zgodził się na budowę, nie jednego wspólnego, ale osobnych: Kościoła, Meczetu, Synagogi i Świątyni Buddy. Wybierano tak specjalistów do tej misji, by reprezentowali oni, cztery główne religie uznane na świecie.

*

Ziemia1 jest pięknym miejscem, zachody i wschody słońca podobne do Ziemskich, jedynie ta gwiazda jest trochę większa. Czerwień drzew z zielonymi liśćmi, dodawały tylko egzotyki temu miejscu. Dużo roślin, spowodowane brakiem traw, ubarwia łąki w sposób nieznany osadnikom, łąki nie są zielone, lecz w dużej barwie kolorów kwiatów. Jest dużo czerwieni i to ona dominuje na tej planecie, choć nie brakuje innych kolorów odcieniów żółtego i niebieskiego. Zieleń nie jest dominującym kolorem; rośliny ruszają się i krajobraz zmienia się nieustannie. Brak owadów spowodował, że rośliny nie wyróżniały się kształtem kwiatów lecz barwą, dając tęczowe kolory roślin, nieraz trudne do opisania. Zachwycały one kobiety, zrywające je do wazonów i po nocy szukające je, bo uciekły. Co powodowało uciechę mężczyzn, nawet do samego południa. Skarbem tego miejsca była woda, której mogli by pozazdrościć na Ziemi najsłynniejsze źródła wód mineralnych. Po przebadaniu woda jest tak nasycona minerałami, potrzebnymi dla zdrowia, że zalecało się pić co najmniej litr wody destylowanej. Niestety okazało się w sprawie owadów, jedynie pszczoły dzikie zostały bez przeszkód wypuszczone, bo jedynie one nie ingerowały w tutejszą przyrodę. Nie było powodu by nie zasiać naszych roślin, oba ekosystemy zintegrowały się nie szkodząc sobie nawzajem.

*

Po roku Marek napisał meldunek na Ziemie:

Pozdrowienia z Ziemi 1. Misja na Ziemie 2 i 3 przeniesiona na czas, dorośnięcia pierwszego pokolenia ziemian jeden. Planeta jest przyjazna, wykonaliśmy połowę zaplanowanej pracy. Mamy w planach budowę statków, średniego zasięgu. Następny raport za rok. Pozdrawiam Marek Lawacki.

Spotkaliśmy się na placu przed Ratuszem, był to duży plac wybrukowany kamieniami, ulice rozchodziły się w trzech kierunkach, pod równym kątem wobec siebie. Matematycy byli wniebowzięci tym pomysłem; wszędzie oparte o wszystko, o co się da, stały rowery z przyczepkami. Jest to powszechny rodzaj transportu, zresztą wszędzie było blisko, pojazdów mechanicznych używano bardzo rzadko z reguły do jakiś większych prac. Wszystkie budynki były parterowe i drewniane, oprócz przywiezionych ze sobą, supernowoczesnych hali. Byliśmy zadowoleni z naszej osady. Marek Lawacki zabrał głos:

– Dziś jest wielki dzień, upłynęły 3 lata od naszego przylotu na Ziemię 1. Wykonaliśmy plan jaki narzuciło nam Dowództwo Ziemi. Od pół roku mamy wszystko zbudowane. Zgodnie z obietnicą, rozpisuje wybory na Naczelnika i Radnych. W naszej rzeczywistości Naczelnik osady jest jednocześnie sędzią w sporach, a Radni zajmują się egzekwowaniem prawa. Powodem jest mała ilość rąk do pracy, większość z nas ma podwójne zadania, to się zmieni przy wraz z dorośnięciem nowego pokolenia urodzonych już tutaj dzieci. Informuję wszystkich, że jestem zadowolony, z waszej moi drodzy pracy. Nie będę kandydował, potrzebuję odpoczynku i chcę wrócić do swojego zawodu, lekarza i biologa. Dziękuje wszystkim.

– Dziękuje Marek, ja informuje, że dyżury na statku są obowiązkiem każdego osadnika – stwierdziła Jola.

W głosowaniu został wybrany Malkolm, człowiek otwarty na ludzi i umiejący spokojnie radzić sobie z każdym problemem. Często zamykał się w gabinecie na wiele godzin, wychodząc potem z nowatorskim rozwiązaniem, planem i było to zrozumiałe dla wszystkich.

Pierwszym zarządzeniem Malkolma naczelnika osady, było zmniejszenie czasu pracy 14 na 12 godzin i wprowadzenie pieniądza, wybrano nazwę „ ziem”. Wybito monety, jako łatwiejsze w wytworzeniu, były z miedzi i wybijał je Aleksander.

Malkolm zaprosił Zofię na herbatkę do swojego gabinetu w Ratuszu, pili ją w ciszy delektując się chwilą odpoczynku od pracy. Zofia rozglądała się po gabinecie i nie po raz pierwszy doceniała kunszt stolarzy produkujących meble z tutejszego drewna. Były pojemne i wygodne, nie trzeba było oszczędzać, a meble oparte na technice meblarskiej XX wieku, kosztowały na Ziemi majątek.

– Malkolm

– Co Zofio.

– Nasze dzieci mają już cztery lata, myślę że warto zbudować szkołę, prawie dwieście osób zajmuje się dziećmi, dyrektor przedszkola uważa, że mogą wcześniej zacząć naukę. Mamy rezerwową halę, montaż i przystosowanie potrwa dwa miesiące. Jestem przewodniczącą rady i wszyscy radni chcą budowy, wetujesz naszą decyzje?

– Nie Zofio, też jestem za tym.

– Miłego dnia Malkolm.

– I tobie też Zofio.

Puk puk……….

– Wejść.

– Malkolm, kopiemy rudę miedzi, trafiliśmy na jaskinie z granitu, na ścianie znaleźliśmy tę tablicę z czystego złota. Są na niej napisy, a właściwie znaki. Zanim pójdziemy do Roberta, speca od kontaktów z obcymi, przyszedłem do ciebie, według procedury ma to być poufne.

– Zastosuj procedurę Olek, ja muszę powiadomić Jolę.

– Dobrze zabezpieczę wejście, sterylną kurtyną i przerwę pracę.

Napis na tabliczce, był złożony z kropek i linii, w różnych konfiguracjach. Robert skompletował zespół pięciu ludzi, między innymi matematyka Wojtka, twierdził on, że napis uda się odczytać, bo jest to język oparty na matematyce.

Roberta szukano na Ziemi blisko pół roku, został wyznaczony do misji. Był agentem wywiadu w rozpoznaniu, nie było żadnych śladów jego istnienia, według dokumentów nigdy się nie urodził. O jego życiu wiedział tylko jego szef, był najlepszym ze szpiegów i przy tym genialny matematyk. Robert Wojtka znał przez Internet, przyjaźnili się. Wojtek lubi liczby, jego pasją jest obliczanie, o ile procentowo wzrasta poczucie zadowolenia po wypiciu filiżanki kawy. Zawsze mówi, że jest już bliski celu i problemem jest złej jakości kawa.

Po 4 dniach kopania zasypanej jaskini, natrafiono na kuliste drzwi, miały nieskomplikowany zamek. W skafandrach próżniowych otwarto je, okazało się, że uszczelnienie jaskini i wypompowanie powietrza, było dobrym pomysłem. Za drzwiami była próżnia, a w niej urządzenia, stojące w rzędach. Przy pierwszym rzędzie, stało urządzenie wyróżniające się tym, że było tam dużo książek razem spiętych, a raczej spiętych folii w formacie dużej książki.

Robert i Wojtek rozmawiali często w Grocie, nazwano ją tak, bo poprzednicy wykorzystali naturalną grotę z granitu, wykuwając w niej dodatkowe pomieszczenia.

– Wojtek, czy myślisz to co ja?

– Robert, to może być alfabet ich języka, przyjże się im.

– Spokojnie wyniesiemy te tomy na zewnątrz, masz czas, jesteś w moim zespole i to będzie teraz twoja jedyna praca.

– Ok. będę cię na bieżąco informował o postępach tłumaczenia.

Maszyna przy tych książkach miała jeden przycisk, a właściwie małe wyżłobienie na dwa palce. Po wciśnięciu pokazywał się trójwymiarowy obraz, zajmował on wolną wnękę tej jaskini, tuż obok maszyny. Po wejściu tam i dotknięciu jednego z podobnych do hologramu obrazów, pokazywał się napis w ich języku i dźwięk słowa. Z czasem Wojtek dobrał jeszcze dwóch humanistów, było to konieczne by jednocześnie dotykać, wielu postaci, tłumacząc związki między nimi. Obrazy wtedy zmieniały się tłumacząc, wizualną wypowiedź urządzenia. Z czasem pojawiły się obrazy ruchome, oraz odpowiedzi na pytania zadawane w ich języku. Nazywali się Alkanie, byli wędrowcami, ich zadaniem było przystosowywać planety do życia, tam gdzie było ubogie lub go wcale nie było. Oddychali tlenem ale nie byli ssakami, rozmnażali się podobnie jak tubylcze zwierzęta. Ziemia1 to ich świat, ale zostawili go po pół wieku. Była to 256 planeta przystosowana do życia, mieli tu wrócić. Zostawili urządzenia dla potomków, język którym były opisane to nie był ich język ojczysty, lecz uniwersalny, po to by łatwo było go rozszyfrować. Nie brali pod uwagę tego, że się pojawimy, sami nie wspominają o innych cywilizacjach. Najcenniejsze było to, że zostawili mapy nieba z planetami, na których dokonali zmian – była tam też Ziemia3. Ucieszyło to nas tak, że następna wyprawa prawdopodobnie ominie Ziemię2 i poleci na Ziemię3.

Marek przyszedł do Malkolma i rozmawiają w jego gabinecie w Ratuszu. Jest późne popołudnie, słońce przedziera się przez okna, dając czerwone światło. Malkolm wstaje kontynuując rozmowę i zasłania trochę okno, by nie raziło w oczy.

– Marek, potrzebuje twojej rady, nie łatwo mi podjąć mi decyzje, ale o tym za chwile, zaraz powinna zjawić się Jola, leci promem ze statku. Herbaty?

– Tak i miło mi, że doceniasz moje doświadczenie.

– Cześć Malkolm i Marek, co takiego zdarzyło się, że jestem potrzebna.

Malkolm przedstawił sytuację (przy gorącej herbacie), o tym, że rozpracowano język Aklanów i że zostawili kilkadziesiąt urządzeń.

– Mam pytanie, czy informować ludzi o tym przed rozpracowaniem pozostałych urządzeń? Wiem, że normalnie powinniśmy poczekać, do końca pracy nad urządzeniami. Problemem jest czas, ponad rok trwała nauka języka. Marek, chcę usłyszeć twoją opinie.

Zapadła cisza, była długa i niczym nieskrępowana.

– Malkolm, to jest problem. Zgadzam się na ujawnienie, dobrze to uzasadniłeś, lecz ludzie będą odchodzili od pracy by dowiedzieć się, o postępach, w pracach nad urządzeniami.

– Marek, zgodzę się z tobą, ale wolałabym utrzymać to w tajemnicy.

– Następuje konieczność ujawnienia naszej wiedzy o Aklanach, jak tajemnica Jolu, to w przypadku przecieku, zapanuje chaos, a muszę zwiększyć ilość osób pracujących w grocie, ktoś w końcu może się wygadać.

– Takie niebezpieczeństwo istnieje, powinniśmy zrezygnować z demokracji……..

– Jolu nie galopuj tak, jest rozwiązanie. Przez trzy lata rządziłem osadą i z ulgą opuściłem stanowisko. Malkolm, a gdyby wydawać dziennik z wiadomościami z groty.

Paweł jest dobrym pisarzem, ale zajęty i potrzebny do szukania nowych złóż rud metali. Nie obrazi się bo woli grzebać w ziemi, co jest dziwne dla pisarza. On daje sobie z tym radę.

– Ok. Marek, chaos nie jest nam potrzebny, to praktyczne rozwiązanie proste i może być skuteczne.Jestem w mniejszości, nie jestem przekonana do końca, ale świadoma, że ponownie wprowadzenie demokracji było by trudniejsze. Pomogę, Magda pisze bajki dla dzieci, opisując nasze dzieje. Powinna sobie poradzić z gazetą, co ty na to Malkolm?

– Zgadzasz się Marek ?

– Magda to dobre rozwiązanie.

– To postanowione.

Piątego roku.

Miejsce Plac Główny Osady, ranek.

W trakcie pracy głośniki zwołały osadników na plac, wielu jechało na rowerach, nie przejmując się jednym z wielu zebrań. Dużo osób brakuje zebrania nie są obowiązkowe, a praca ciekawsza od nudnych zebrań. Tylko nieliczni są żywo zainteresowani tym co może powiedzieć Malkolm:

– Drodzy koleżanki i koledzy, mam zaszczyt powiadomić was i jest to moim obowiązkiem jako Naczelnika, znaleźliśmy ślady cywilizacji pozaziemskiej. Udało nam się przetłumaczyć ich język. Było to ułatwione, ponieważ spodziewali się tego, język jest oparty na matematyce.

Nazywają się Alkanie, pozostawili wiele urządzeń dla swoich potomków, gdy wrócą. Jest to naród podróżniczy i różni się od nas. Ta planeta, którą zastaliśmy to ich świat, ich rośliny i zwierzęta. Nie chcę się długo wypowiadać, Magda przygotowała pismo pod tytułem ”Wiadomości z Groty”. Drukarnia jest w pawilonie 4 wejście C i tam można je kupić. Będzie wychodzić co tydzień i będą tam wszystkie, naprawdę wszystkie informacje o postępie prac, nad urządzeniami, które pozostawili Alkanie. Dziękuje i zapraszam do drukarni.

Następne dwa lata Osada żyła, „Wiadomościami z Groty”. Następnym urządzeniem była oczyszczarka do powietrza, likwidująca dwutlenek węgla. Okazało się, że urządzenie w grocie to miniatura, choć działająca. Były dokładne plany wykonania tej maszyny, oraz maszyn do wykonania podzespołów i zasilania. Zdumiało tłumaczów właśnie zasilanie, właściwie reaktor termojądrowy – był bardzo mały. Jego wielkość w całości to jakieś pięćdziesiąt na sto pięćdziesiąt metrów, łącznie z chłodzeniem. Trzeba było wybudować wierze dla maszyny, jej turbina to ponad dwieście metrów średnicy i miała stać na wysokości ponad kilometra. Urządzenia wytwarzające tlen z CO 2, były umieszczone w wieży, przez którą przepływał strumień powietrza, o huraganowej mocy. Z zapisków wynikało, że na Ziemi1, urządzenie pracowało rok i siedem miesięcy. Nie rozwodząc się długo o budowie innych urządzeń, były bardzo przydatne i w późniejszym czasie zbudowane. Na końcu jeszcze wspomnę był statek kosmiczny, którego silnik był oparty na podstawie, różnicy mas i jej ukierunkowania. Na Ziemię nie lecielibyśmy 28 lat, lecz jak obliczono niecały rok. Najbardziej skomplikowane było w tym napędzie, wytworzenie czarnej dziury i kontrolowanie jej masy.

Ósmego roku.

Malkolm wysłał jak co roku (po Marku) raport na Ziemie, po 4 miesiącach, otrzymał odpowiedź z gratulacjami. Wcześniej po miesiącu od wysłania, otrzymał dziwną informację, ale nie z Ziemi, lecz z Marsa.

– Do Malkolma Kowego. My ludzie z Marsa, przechwyciliśmy twój raport i chcemy ciebie poinformować o zmianach, na Ziemi. W 25 roku waszej podróży, na Ziemi doszła do władzy, nowa partia polityczna, uważa ona, że współczesne komputery są mądrzejsze od ludzi. Taki pogląd powstał, po wynalezieniu przystawki do komputera, tłumaczącej ludzkie myśli. Pierwsze takie urządzenia trafnie, oceniały potrzeby i zdolności każdego z badanych. Już po dwóch latach, od wynalezienia prawie każdy, na Ziemi miał przystawkę. Partia ta postanowiła, oddać władzę nad Ziemią komputerom, nazwali te rządy „ Torymacją”. Zaczęli produkcję strażników, uzbrojonych robotów, egzekwujących nowe prawo. W tej chwili prawie cała ludność Ziemi, jest podłączonych do nowych przystawek na noc. Nowe przystawki nie tylko czytają, lecz też mają możliwość, sugerowania wyborów, decyzji na dzień następny, na podstawie wielu cech i myśli danego człowieka. Praktycznie komputery przejęły władzę na Ziemi, uznały sprzeciw jako nierozumny i jest tłumiony w zalążku. Naszym szczęściem było to, że komputery nie przywiązywały wagi, do podróży w kosmosie. Przejęliśmy flotę statków i część z nas znalazła schronienie na Marsie. Nazywam się Tomasz Wulkowski, jestem przywódcą. Mars jest przeludniony, prosimy czy możecie przyjąć, nawet część z 87 tysięcy uciekinierów. Mamy statek, który może przetransportować wahadłowo, około sześć tysięcy ludzi na Ziemię1. Czekamy na odpowiedź.

Malkolm był zaskoczony, wezwał radnych, by wyrazili zdanie, o tym przekazie. Obrady trwały dwa dni, wnioskowano by zapytać Ziemię, ale kogo? Komputer? Czy informacja jest prawdziwa? Jak sprawdzić i dlaczego Ziemia, nie poinformowała o zmianach i buncie na Marsie? Jedno jest pewne, Ziemi1 przyda się więcej rąk do pracy, planeta jest w stanie wyżywić nowych osadników. Postanowiono wydrukować komunikat z Marsa w „Wieściach z Groty” i ostateczną decyzję wybrać, przez referendum. Malkolm pomyślał – to zostaliśmy sami, ale trzeba utrzymać kontakt, z Ziemią za wszelką cenę. Cześć z nowych osadników, można by przeszkolić i wysłać na Ziemię3, przyśpieszyło by to kolonizacje, gdyby można było wykorzystać mapy Alkan i wysłać ekspedycje na jedną lub dwie planety, przystosowane przez nich, do życia. Dało by to szansę, nawiązania kontaktu z obcymi. Trzeba opracować strategię, różnych scenariuszy kontaktu z nimi, jak przyjmą to, że żyjemy obok nich. Muszę być ostrożniejszy, jesteśmy ostatnią misją osadniczą z Ziemi. Musimy przetrwać i odnowić cywilizację demokratyczną.

Referendum odbyło się spokojnie, wynik był z góry znany, tylko nieliczni protestowali przed przyjęciem byle kogo. Prawie wszyscy z osadnicy byli, za przyjęciem Marsjan.

Malkolm siedział sobie wygodnie w fotelu w swoim gabinecie i rozmyślał.

Puk ….puk….

– Wejść powiedział Malkolm.

– Cześć Jolu i Marku.

– Cześć.

Malkolm odnowił gabinet, ściany były pomalowane na żółto i było mniej mebli, zostały wymienione na współczesne. Były z drewna, ale bardzo praktyczne w sposób minimalistyczny, zrobione na wymiar dla Malkolma. Tak jak kanapa do leżenia czy biurko, nie było zbędnych przedmiotów i wszystko w jasnych kolorach. Nikt gości tego nie zauważył, skupieni byli na problemie Marsjan, faktycznie zmieniającym plany osady na przyszłość. Ziemia ich wysłała, teraz pozostawieni sami sobie.

– Dzisiejszym tematem, są zmiany, jakie muszą nastąpić, do przylotu nowych osadników z Marsa. Jest długi czas jaki potrzebują by tu przylecieć, musimy się przygotować, na tych ludzi. Dlatego myślę, że warto zbudować nowy statek, zaopatrzyć go i wysłać na Ziemię3, planeta Alkan „ Klatno” też może być celem, jest w sąsiednim układzie planet. Poleci tam połowa ludzi z Marsa, pozostałych wchłoniemy i rozbudujemy osadę, a właściwie już miasto, co ty na to Marek?

– Plan jest ambitny, ale przez pewien czas, Marsjanie będą żyli z nami. Potrzebne są służby porządkowe i rozszerzone prawo. Nie wiemy, kto przyleci, my byliśmy dobrani, jako duży zespół fachowców. Wśród Marsjan mogą być złoczyńcy i ludzie nastawieni na łatwe życie, bez pracy. Ja uważam, że powinniśmy się solidnie przygotować, na każdą ewentualność.

– Jolu, jaki jest twój plan?

– Moim zdaniem, trzeba powrócić do starych, już zapomnianych praktyk, takich jak obóz przechodni i obywatelstwo z wszystkimi prawami. W dwudziestym czwartym wieku zaniechano tego, gdy Ziemia się zjednoczyła. Mamy sytuację wyjątkową. Potrzebne będą testy określające tych ludzi, podobne jakie my przechodziliśmy przed misją.

Marek przerwał Joli:

– Ja pytałem i zdaje mi się, że wszystko jest słuszne. Bym tylko dodał, by przygotować wykładowców, potrzebne będą szkolenia, może mały uniwersytet. Jest dużo specjalistów z doświadczeniem pedagogicznym, resztę przeszkolimy.

Malkolm powiedział:

– Jestem przekonany, że nie ewakuujemy wszystkich, z Marsa, zachodzi konieczność zbudowania statku Alkan. Pomieści on nawet 50 tysięcy ludzi i jest bardzo szybki, tylko trudno powiedzieć czy podołamy, mając tylko plany i żadnego doświadczenia. Jest to szansa dla naszego rozwoju, dla Marsa i kto wie może dla dalszych uciekinierów z Ziemi.

Wstrzymałem się informować Ziemię, o Alkanach, teraz nabrało to głębokiego sensu i niech tak zostanie. Najtrudniejsze jest określenie czasu, potrzebnego do zbudowania statku. Więc zacznijmy od zaraz. Co wy na to przyjaciele.

– Tak, jesteśmy przyzwyczajeni do wyzwań, prawda Jolu?

– Nie mam zastrzeżeń, ogólny zarys mamy, teraz trzeba znaleźć specjalistów do opracowania szczegółowych planów.

Przez wiele tygodni przygotowywali się osadnicy, do pracy nad budową statku. Trzeba go było składać na orbicie, jego korpus był zbudowany, nie tylko z ceramiki i metalu. Składał się z kilkudziesięciu warstw, według Alkan dawało to odporność na temperaturę, uderzenia meteorów i innych małych obiektów w próżni. Przez ponad osiem lat trwała budowa jego korpusu na orbicie, statek dźwig ze względów oszczędnościowych wylatywał z pobliskiej góry. Pracowitość osadników zdała egzamin, budowali go oszczędzając czas, wykorzystali już istniejące maszyny. Dwóch inżynierów i tłumacz z alkalskiego pracowali nad silnikiem statku. Jego próbne uruchomienie, o mało nie skończyło się klęską. Mocowanie prawie puściło silnik, był bezgłośny i nie byli pewni czy działa, w ostatniej chwili zdążyli go wyłączyć. Tłumacz powtórnie wczytał się w plany, lecz tym razem z inżynierami. Dostrzegli błąd tłumaczenia, pale wbito prawie 3 razy za płytko i mocowanie było zrobione ze złej jakości metalu. Do stopu , trzeba było dodać metal Proksital. Bardzo rzadki i choć były rudy na planecie to jego uzyskanie było pracochłonne i skomplikowane. Odłożono dalsze próby, do momentu uzyskania właściwego stopu.

Nagle z głośników w osadzie i na statku słychać było komunikat:

– Do wszystkich, ogłaszam alarm. Do naszego statku leci niezidentyfikowany obiekt. Jego rozmiary są olbrzymie, wielkości planetoidy o średnicy około tysiąca kilometrów. Wszyscy mają rozproszyć się i schronić się w piwnicach domów. Wzywamy tłumaczy, jeden na statek, drugi do schronu ratusza. Ja, Jolanta Korzycka zgodnie z procedurą, przejmuje dowodzenie nad osadą. Koniec. Powtarzam, do wszystkich…

Zacumował prom do statku Joli, z tłumaczem i Markiem.

– Marek dobrze, że przyleciałeś, prawdopodobnie to statek Alkan. Przebierajcie się w skafandry próżniowe, dolecicie promem do włazu, będziecie na nasłuchu. Stosujcie się do naszych poleceń, mamy wgląd na cały statek, ale ostatecznie ty Marek decydujesz. Właz otworzyli godzinę i 40 minut temu, oświetlili go na zielono, jednocześnie wyłączając wszystkie światła. Wchodzicie, czekacie, opisujecie co widzicie.

Po zacumowaniu do statku obcych, Marek z tłumaczem przedostali się, przez luk włazu i chwile później właz zamknął się. Po wyrównaniu ciśnienia, otworzyły się drzwi do góry i weszli na statek, gdy drzwi się zamknęły, zapaliło się jasne zielone światło.

– Witamy na naszym statku, mam na imię Akon, przypuszczam, że znacie język którym się posługuje, czy tak?

– Witam mam na imię Marek, jak nas znaleźliście, czy to przypadek?

– Uruchomiliście silnik, budujecie nasz statek. Posiadamy czujniki, które wykryły nomalie. Informacje o tym otrzymaliśmy około 2 lat temu, lecz dzięki napędowi, który porusza się jednocześnie w czasie i przestrzeni przybyliśmy 2 dni, po waszej próbie. Grota była zbudowana dziesiątki wieków temu, wtedy nasza technologia nie potrafiła radzić sobie z czasem. Skąd się tu wzięliście, wędrujemy po galaktyce i nie spotkaliśmy innych istot rozumnych.

– Jesteśmy z Ziemi, nazywamy siebie ludźmi, jesteśmy w dużej większości pokojowo nastawieni. Nie znaleźliśmy w grocie broni, czy to przypadek?

– To nie przypadek, lecz celowe działanie, czy atmosfera tej planety jest dobra dla was, jak tak to identyczna jest na statku, zdejmijcie kombinezony, chcemy was zobaczyć. Nie zrobiliście nic takiego byśmy się musieli bronić.

– Dość dobrze wyglądacie. Z jakiej potrzeby, skorzystaliście z naszej technologii? Jesteśmy ciekawi.

– Według nas nasi rodacy zostali oszukani przez grupkę ludzi, rządzą oni niepodzielnie Ziemią przy pomocy maszyn. Część z nich uciekła na sąsiednią planetę Mars, warunki na niej nie są sprzyjające. Chcą się dostać do nas, niestety trwać to będzie bardzo długo. Uznaliśmy potrzebę wybudowania waszego statku by szybko ich wszystkich ściągnąć na Ziemie1.

– To jest dobry powód. Pozwiedzajcie nasz statek i oswoicie się z nami, Bano oprowadź przybyszów.

– Wreszcie praca. Wiecie jak się nazywamy, a jak nazywają się podróżnicy?

– Ja mam na imię Malkolm, a ze mną jest Marek.

Bano ruszył w stronę sześciokątnych drzwi, a my zanim, dalej rozciągał się korytarz. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że również jest sześciokątny. Na początku przykuło naszą uwagę to, że nie ma ścian wszystko było widać jakieś kable rury o dziwnych kształtach, czy światło, które wiło się po ścianach, jakby samo wiedziało gdzie ma skręcać i tam skręcało.

Dotarliśmy po paru rozwidleniach do czegoś co przypominało jajko, tylko o równych symetrycznie końcach. Wisiało w powietrzu, nie było stabilne huśtało się po parę centymetrów w różne strony.

– Dotknijcie rękoma ścian obiektu, pokierował nami Bano.

Znaleźliśmy się w środku. Było miejsca na dziesięć osób, mnie to zdziwił i zapytałem Bano dlaczego tak jest?

– Jesteśmy w innej przestrzeni i wymiarze jest to normalne i tak zrobione by nie szokować.

W „Tubusie” bo tak się nazywa, można by zmieścić układ planetarny. Większych przestrzeni nie próbowaliśmy, tak że nie znamy ograniczeń „Tubusa”.

Bano nacisnął, a właściwie dotknął światła jaki wisiało nad nim i pokazał się plan przestrzenny prawdopodobnie statku, włożył rękę w obraz i w jednym miejscu złączył palce.

Nagle ściany stały się bezbarwne, przemieszczaliśmy się na początku wolno tak , ze mogliśmy obserwować co jest na zewnątrz. W pewnym momencie, zaczęliśmy przelatywać w lini prostej przez urządzenia ściany, czy inne istoty, jakby nie mając ciała. Widzieliśmy wnętrzności, czy co jest wewnątrz urządzeń. Tubus przyśpieszył tak, że wszystko się zlało w jedną szarą masę. Po jakiś kilku minutach, zwolniliśmy i zaraz nasz przewodnik przełączył przełącznik i znaleźliśmy się w sali na zewnątrz Tubusa.

– Dalej idziemy pieszo. To niedaleko, tam jest mostek i część mieszkalna.

Dotarliśmy do windy przy czarnej ścianie, jechaliśmy dość długo, bo około pół godziny. Jak otworzyły się drzwi windy, stanąłem osłupiały. Byliśmy na jakiejś planecie? Słońce i las, zabudowania, chmury na niebie.

– Gdzie jesteśmy? Daleko od statku?

– To jest statek i jego część mieszkalna-beznamiętnie stwierdził Bano. Warto byłoby coś zjeść, znam dobrą restauracje w pobliżu.

– Bardzo chętnie zjemy-powiedziałem automatycznie, nie wychodząc ze zdumienia.

Spacerowaliśmy rozglądając się wszędzie, nie ma co opisywać wszystko podobne do Ziemi1.

Dotarliśmy do budynku, a właściwie wiaty ze stolikami stojącymi w parach w jednym rzędzie. Miały okrągły kształt i były właściwie dla jednej osoby, istoty stały przy nich i jadły mięso, ale bez talerzy w rękach używając jedynie coś na kształt kozika. Mięso było duszone w przyprawach i sosie w którym one maczały ukrojone kawałki. Przyglądając się im jedliśmy ze smakiem, po prostu było pyszne i rozpływało się w ustach, a niektóre kawałki z brzegów były chrupkie. Po jedzeniu umyliśmy ręce chyba w roztworze octu i osuszyliśmy w suszarce na gorące powietrze.

Doszliśmy do kolejki poruszającej się na poduszce magnetycznej, co nas wielce ucieszyło, wreszcie coś dla nasz zrozumiałego. Tak przejechaliśmy kilka kilometrów do budynku z aluminium i bez okien. Weszliśmy przez sześciokątne drzwi i znów byliśmy w statku.

– Do mostka jest daleko, przeniesiemy się przez przestrzeń alternatywną, nie ma tam życia, tylko olbrzymie prądy podczepimy się urządzeniem pod jeden z nich. To potrwa chwilę, a przelecimy kilkaset kilometrów.

– Jesteśmy przygotowani.– odpowiedziałem gotowy na wszystko, Marek tylko kiwnął głową.

W środku czekały na nas izolacyjne kombinezony i maski z powietrzem w butlach podobne do naszych, jakie się używa przy wchodzeniu na tereny skażone groźnymi wirusami. Bano programował trasę do mostka, stanął w półkolistym wagoniku z ramieniem z metalu stojącym pionowo, ale nie było widać końca tego ramienia. Po wejściu do niego, oparliśmy się o wysoką krawędź wagonika i czekaliśmy.

– Prąd pojawi się za chwilę, uspokajał nas Bano.

Niespodziewanie znaleźliśmy się w przestrzeni wielu obłych obiektów, zachowywały się

dynamicznie powstając, tworząc kulę a po chwili pryskając, bez powodu się rozpadając. Zdawało mi się, że był to płyn, ale on nie ma ostrych krawędzi i nie układa się w wielokąty.

– Kiedy ruszymy? – spytałem Bano.

– Zaraz będziemy w połowie drogi.

Zamilkłem nie odczułem, ani nie widziałem jakiegokolwiek ruchu.

Przyjrzałem się tym kształtom, były delikatnie zielone i purpurowe, na pierwszy rzut oka mleczno białe.

I nagle znaleźliśmy się w podobnym pomieszczeniu z którego ruszyliśmy tylko jaśniejszego i większego. Niespodziewanie obok mnie pojawił się drugi wagonik i wyszli z niego tubylcy, nie bacząc na nas ruszyli w swoją stronę.

My udaliśmy się za Bano, kluczyliśmy przez sześciokątne przezroczyste korytarze do wielkich drzwi, były szare. Bano nie otworzył ich, lecz przez nie przeszedł, a my za nim.

To co zobaczyliśmy przeszło nasze oczekiwania. Trójwymiarowe ekrany a w nich istoty wykonujące ruchy wydawało by się nieskoordynowane. Nic mylnego Bano powiedział nam, że kontrolują czas i przestrzeń szukając pojawiających się skrótów w czasie mogących nas przenieść na drugą część wszechświata szybciej od myśli i nanoszą to na mapy.

– Są kartografami?

– Niezupełnie, muszą mieć talent by znaleźć nomalie.– stwierdził Bano-

z reguły poruszamy się po ścieżkach nomalii. Tak dotarliśmy do was. W górze nad nami w tej kuli o średnicy około 10 metrów są piloci i kapitan, żyją w innym świecie i stamtąd kierują statkiem. Nie każdy ma tam dostęp, niestety my nie możemy, są zawsze przygotowani by wyruszyć w każdą stronę wszechświata w ciągu kilku sekund. Nie wolno im przeszkadzać.

Na dziś nie mam już nic w protokole, z okazji takich wizyt, ale spotkamy się jeszcze nie raz.

Przeszliśmy jeszcze do sąsiedniego pomieszczenia, były tam Tubusy i nim wróciliśmy.

Po przybyciu na statek, Jola od razu rzuciła się na nich:

– Nie było z wami kontaktu, Marek dlaczego nie było transmisji?

– Spokojnie, wszystko nagraliśmy.

– Co tam tyle czasu robiliście? Dawaj nagranie.

– Zwiedzaliśmy statek, wrzuć nagranie na główny monitor jadalni, jest dla wszystkich, nie ma co wycinać. Zyskaliśmy nowych przyjaciół.

Zebraliśmy się wszyscy w jadalni, puścili nagranie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak wyglądają Alkanie.

Właściwie byli człekokształtni skóra gładka niebieskawa z czerwonymi przebarwieniami, ocz duże jak u żyrafy dobrze widzą, nos cienki długi zachodzący na usta z dwoma dziurkami. Usta a właściwie otwór na nie czerwone bardzo cienkie, właściwie dwie czerwone kreski.

Są łysi na całym ciele, małżowin usznych nie mają tylko prostą okrągłą chrząstkę w postaci odwróconego stożka. Nie potrafią się śmiać ustami, ale mają poczucie humoru no i całkowity brak mimiki, da się przyzwyczaić.

– Słyszeliście?… Zgadzamy się. Nie jest to tak by nie chcielibyśmy poznać też tamtych ludzi. Za około tydzień, możemy przybyć z częścią z nich. Ilu ich jest?

– W granicach osiemdziesięciu tysięcy.

– Potrzebujemy waszych przedstawicieli, do kontaktu z nimi. Zabierzemy wszystkich z Marsa. Nie zostawiacie swoich w potrzebie. Jest to jedno z naszych praw podstawowych. Na czas podróży powinniście wyznaczyć swoich prawników do przestudiowania praw. Poznają nas lepiej, w trakcie podróży wypracujemy sposoby kontaktowania się wzajemnego. My znając się od lat słyszymy własne myśli i nieraz nie rozmawiamy, powrót do rozmowy to świetny pomysł. Ożywi się trochę nasze życie. To do dzieła wracajcie na swój statek i rozważcie naszą rozmowę.

– Dziękujemy, wy też nieźle wyglądacie. Nie sądzę by ktoś z nas chciał odmówić, to dobra propozycja dla nas i Marsjan.

*

Nazywam się Takona, jestem przewodniczącą pierwszej klasy szkoły średniej i jedną z hybryd ludzko-alkańskich.

To moje opowiadanie na temat:

„Opisz dzieje Ziemian sprzed kontaktu z Alkanami, na Ziemi 1 i oceń szanse ich na przetrwanie”.

Uczę się w najlepszym liceum w Warszawie, dzięki obrotności dowódców Ziemi 1.

Odważyli się wykorzystać technologię naszych przodków, od strony Alkańskiej.

Nie patrząc na wyjątkowo dużo pracy, po 14 godzin dziennie.

Ich szanse na przetrwanie, były pewne.

Myślenie… co zastaliby ziemianie na Ziemi 1, gdyby nie było tam wcześniej Alkan, jest nielogiczne.

Po prostu ich szans nie można rozważać, bo to istoty rozumne i dostosowujące się do sytuacji, albo sytuację do siebie.

Jestem dumna ze swojego pochodzenia.

Paweł Korzuch

lasy657@wp.pl

Koniec

Komentarze

Nie mnie oceniać opowiadania, ale czy nie lepiej odczekiwać jakiś czas między kolejnymi opowiadaniami? Dać sobie kilka dni?

Mee!

Zajrzałem, i tu, żeby się upewnić. Jest fatalnie.

 

Wrzucanie kilku tak niedopracowanych opowiadań w jeden dzień to ma być jakiś  żart?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Eostre łaskami obdarzyła, to widać. Autorze, a zajrzałbyś do powieści graficznej "Sandman", do pierwszego tomu? Tam był gość, który miał tak dużo pomysłów na powieść, że nie nadążał z ich zapisywaniem...

Heeej.

To bardzo długieeee opowiadanie, cóż jeśli chcesz koniecznie drogie dziecko (po powiadaniu można odnieść wrażenie że zostało napisane przez kogoś bardzo młodego = niedoświadczonego) kontynuować ta pisarską paplaninę to krzyż na drogę. Drogi autorze wybacz ale tu nie ma czego czytać. Zabrać się za całość raz jeszcze albo schować gdzieś gdzie już nie będzie rzucało się w oczy.

Pozdrawiam

PS: Mam nadzieję że nie byłem za ostry. Pozdrawiam x2.

Opowiadanie nie odbiega stylem i poziomem od pozostałych tekstów Autora.

Przepraszam za użycie słowa „poziom”.

 

Wujku Deuszu, niniejszym informuję, że Autor przyznał się do czterdziestu ośmiu lat. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poważnie? To może ominął edukację :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, co tu dużo mówić, zajrzyj do komentarzy pod wczoraj zamieszczoną „historią nieznaną UFO” tegoż Autora. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeleciałem przez nie raczej niż przeczytałem, ale zachęcony chętnie wrócę i się zapoznam : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Czy to nie najlepszy dowód że na "starość" się dziecinnieje :D

Nie, to może być dowód, że nigdy się z wieku dziecięcego nie wyrosło. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż widzę że mas więcej do powiedzenia w tej materii :D

Jejku, tragicznie nie było.

Pisz, a będzie coraz lepiej. I nie przejmuj się miłym Wujkiem - choć w tym przypadku, to bardziej niemiłym, niż miłym.

Lepiej późno niż wcale. A jak jeszcze sprawia Ci to przyjemność... super.

Pozdrawiam ciepło.

I ja zajrzałam, zaciekawiona ożywioną dyskusją. Daleko nie dobrnęłam, bo bez interpunkcji zaczyna brakować mi powietrza.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jejku, tragicznie nie było.


Było. Trudno znaleźć gorzej napisany tekst, a jeśli już to najlepiej pośród innych tekstów tego autora. Paweł w innym opowiadaniu twierdzi, że ma 48 lat i jest artystą. No cóż... : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

I chwała Mu. Artyści to wspaniali ludzie, choć trudno ich czasem zrozumieć.

Drogi Autorze, jeżeli chcesz żeby czytelnicy odnieśli się do treści a nie do błędów językowo-warsztatowych, to napisz coś poprawnie w pięknym naszym języku ojczystym, no chyba, że Ci na tym nie zależy, a mam wrażenie, że tak właśnie jest. Już ktoś pod wcześniejszym opowiadaniem napisał, że uważa Cię za trolla internetowego i ja się przychylam do tej opinii.

przeczy tajćie Państwo wrzystkie opowiadania które umieści l e w fantastyce. to ma być dla 14 latków. to moje drugie opowiadanie w życiu trochę unowocześnione, może za słabo. byłem bardzo delikatny, to opowiadanie dla dzieci. dziękuje za komentarze, idzie do szuflady. jestem człowiekiem z otwartym umysłem, ale słownie przywalić też umię, ale bez potrzeby, po co. no to odjechałem...

Nowa Fantastyka