
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Planeta zła.
Mały chłopiec siedzi w piaskownicy, kreśląc patykiem kółka w grubej warstwie pyłu, która w całości przykrywa piasek. Po jednej stronie ma kępkę krzaków, a po drugiej krzywo przystrzyżony żywopłot. Niebo jest stalowoszare, jakby zwiastowało gwałtowną burzę. Na ziemię spadają krople chłodnego jesiennego deszczu, ale po chwili przestają. Chłopczyk zdaje się być sam, do momentu, gdy zza żywopłotu wyłania się dziewczynka. Śliczna blondyneczka w różowej sukience i włosach splecionych w warkocz.
– Co to za koła rysujesz? – zapytała.
– Koła? – Chłopiec nie krył lekkiego zdenerwowania. – To są planety niedouczona panienko.
– A to serdecznie pana astronoma przepraszam, nie miałam czerwonego pojęcia.
– Zielonego!
– Co?
– Mówi się "zielonego pojęcia"
– No już dobrze, już dobrze. Mogę z tobą porysować?
– Proszę. – Chłopiec wręczył jej patyk.– Narysujesz Jowisza.
– Ale przecież Jowisza już nie ma, tak mówili w telewizji.
– Masz rację panienko, sprawdzałem cię.
Dziewczynka obruszyła się.
– Nie jestem żadną panienką, jestem Ania.
– Patryk. To co tam jeszcze wiesz o Jowiszu?
– Wiem, że go niedawno zniszczyli, jakieś rakiety wysłali, a później wybuchnął, ale nie wiem po co to zrobili.
– Oni sami pewnie tego nie wiedzą. A tyle szkód to narobiło na Ziemi, że głowa mała.
– Jakich szkód?
– A w szkole Ci nic nie mówili?
– Jestem jeszcze za mała na szkołę.
– A no tak, to w takim razie ja będę nauczycielem. A więc zaczynajmy. Wszystko zaczęło się w Krakowie, jakieś dwadzieścia lat temu, około dwa tysiące dwudziestego czwartego roku. Pewien inżynier, nazywał się Joachim Będkowski, stwierdził, że jest w posiadaniu planów rakiety, która może zniszczyć dowolną planetę układu słonecznego, w taki sposób, że wybuch nie uszkodzi innych planet.
– A po co mieliby to robić?
– Chyba dla samej frajdy patrzenia na wybuch. Jowisz jest ziemi niezwykle potrzebny.
– Potrzebny? – zapytała ze zdziwieniem dziewczynka, jakby nie mogła uwierzyć, że inna planeta może być na cokolwiek Ziemi potrzebna.
– Otóż Jowisz jest tak duży, że jego siła grawitacji przyciąga całą masę kosmicznych odpadków, jak meteoryty czy okruchy skalne. Pan Będkowski znał sposób jak się przed tymi śmieciami skutecznie chronić, ale trzymał go w tajemnicy, a tu pewnego dnia mu się zmarło. Było to na krótko przed rozpoczęciem projektu "Jowisz – Planeta zła".
– Jak planeta może być zła?
– Nie może, ale potrzebowali czegoś chwytliwego dla telewizji. Przedstawili więc Jowisza jako planetę, która w niedługiej przyszłości może zaszkodzić ziemi. Ale nie powiedzieli w jaki sposób. I tak ruszyły przygotowania, które trwały dwadzieścia lat i doprowadziły do zniszczenia największej planety w naszym układzie słonecznym. – Tu zatrzymał się na chwilkę, wskazał ręką na piaskownicę. – widzisz ten pył?
– No widzę.
– Tego pyłu jest teraz pełno na całej Ziemi, a ludzie ciężko chorują, a później umierają, bo pył dostaje się do ich płuc. A wiesz skąd się wziął?
– Z Jowisza?
– Punkt dla panienki. Zaraz po wybuchu powstała wielka chmura pyłu, która krążyła, zawieszona gdzieś w kosmosie. Naukowcy uznali, ale jak tak teraz o tym myślę, to chyba od początku wiedzieli, że składa się ona z jakichś cennych minerałów, rzadkich na ziemi i próbowali tę chmurę do nas przyciągnąć. Udało im się, ale skutki jakie są, każdy widzi. Jutro się tutaj pewnie ktoś zjawi, żeby to pozbierać, nie oszczędzają ani jednego pyłka, to musi być coś naprawdę cennego.
– A co z meteorytami i tymi, jak to mówiłeś okruchami?
– Całkiem bystra z ciebie dziewczynka. Co do meteorytów, które miały setkami nadlatywać nad Ziemię, to odnaleziono stary dziennik pana Będkowskiego. Opisał tam ze szczegółami, jak z nimi skutecznie walczyć, ale nikt nie chce podać szczegółów, tłumacząc się bezpieczeństwem narodowym. No dobra, na dziś to tyle drogie dziecko, zmykaj do mamy.
– Nie jestem już dzieckiem – powiedziała dziewczynka z wystudiowanym oburzeniem, po czym obróciła się na pięcie i zniknęła za żywopłotem.
Masz rację panienko, sprawdzałem Cię. - cię, ty, pan, pani w tekśscie małą literą
ziemia - jako grunt małą literą, jako planeta dyżą
- Nie jestem już dzieckiem. – powiedziała dziewczynka - po dzieckiem niepotrzebna kropka.
W paru miejscach braki przecinków.
No dobrze, ale o co chodzi w tym opowiadaniu? Jaki jest przekaz? I co to za genialne dziecko, które jeszcze bawi się w piaskownicy, a potrafi udzielać tak skomplikowanych wyjaśnień?
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Przede wszystkim, dlaczego w pierwszym akapicie jest narracja w czasie teraźniejszym, a potem już w przeszłym?
Po drugie, odniosłem wrażenie, że chłopiec wcale nie jest dzieckiem, primo ze względu na jego styl wypowiedzi ("panienko", "bystra z ciebie dziewczynka", itp.) w ogóle nie pasujący do małego chłopca rysującego piaskiem w pyle, secundo, dlatego, że wypowiada się jakby był wszechwiedzącym narratorem.
I to jest właśnie trzecia rzecz, która mi nie pasuje, bohater -- mały chłopiec (!) -- zostaje nagle narratorem i objaśnia kompleksowo całą sytuację.
W końcu, ten tekst wygląda raczej jak pomysł na opowiadanie.
"...przyszłości może zaszkodzić ziemi." - Ziemi.
Nie podoba mi się Twoje opowiadanie, choć pomysł jakiś jest. Trochę takie pitu pitu z paroma "ciekawostkami". Początek całkiem całkiem, a później trąci nudą, ale może tylko mi. Pozdrawiam.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Nie przypadło mi do gustu.
"Planeta zła" - książkę o takim tytule napisał Robert Shekley
Chodziło mi, żeby z tego chłopca zrobić takie "przemądrzałe dziecko". Każdy z nas takie zna. Wzór takiego chłopca wziąłem z autopsji. Znam dziesięciolatka, który się tak wypowiada, a jednocześnie bawi się w piaskownicy ;) Co do tego, że chłopiec staje się w pewnym momencie narratorem, to oczywiście zamierzone. Taki mały eksperyment z narracją z innej perspektywy niż zwyczajowo.
A przecinki i małe, duże litery, postaram się zaraz w miarę możliwości zedytować.
Co do przekazu, to chodzi o to, w uproszczeniu, że niektórzy ludzie dla cennego surowca potrafią nawet zniszczyć jedną z planet w układzie słonecznym i zagrozić poważnie Ziemi.
Dzięki za wszelkie rady ;)
A nie lepiej zrobić z tego opowiadanie z krwi i gości? Opisać, jak to ludziska jebud w tego Jowisza i intrygę jakąś spleść? :) Wytłumaczyć, w jaki sposób poradzono sobie z meteorytami.
Przemądrzały dziesięciolatek może być, ale jako dodatek. Tajemniczy wstęp, ale bez przegadania. Pozdrawiam.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
No właśnie ilekroć chcę zrobić opowiadanie z krwi i kości, to zawsze kończy się na czymś, na kształt miniatury, czy mini-opowiadania. Brakuje mi chyba samodyscypliny :)
Eeee, trenuj, trenuj. :)
Najważniejsze, że masz pomysły, ale nawet one są łatwiejsze do "przełkniesza" w pełnowymiarowej formie.
Tutaj masz takie srututututu (no offence), gdzie małolat wyrzuca z siebie całość i blondwłosą Anię, która jest tam chyba tylko po to, by się na koniecobrazić. :) Pojawia się postać inżyniera Będkowskiego i jej bym się trzymał. Sam zobacz jak to brzmi, gdy Patryk mówi:
" A no tak, to w takim razie ja będę nauczycielem. A więc zaczynajmy. Wszystko zaczęło się w Krakowie, jakieś dwadzieścia lat temu, około dwa tysiące dwudziestego czwartego roku. Pewien inżynier. nazywał się Joachim Będkowski, stwierdził, że jest w posiadaniu planów rakiety, która może zniszczyć dowolną planetę układu słonecznego, w taki sposób, że wybuch nie uszkodzi innych planet. "
Jaka małolata by go daslej słuchała? :)
Spróbuj z czymś pełniejszym i daj znać, z chęcią przeczytam. I nie fochnij się za mój niewysublimowany komentarz. :)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Nie mam zamiaru się fochać, właśnie takich komentarzy mi trzeba. Komentarzy, które mnie nakierują na właściwą ścieżkę ;) Wielkie dzięki!
Dodaj mnie do obserwowanych, albo Ci na maila(tego co masz podanego w profilu) wyślę, jak bym coś czasem napisał ;)
Dawaj na mejla. Jak napiszesz dłuższe opowiadanie, to przeanalizuje je w miarę moich możliwości. ;)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Wyłapiesz wszystkie błędy w opowiadaniu, zanim pokażę je szerszej publiczności. Taki układ mi pasuje ;)
:D Ty się postaraj, by ich nie było! :)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
O to, to, to, to! :P
Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł na opowiadanie.
Rozbić Jowisza jedną rakietą? Trudno mi to sobie wyobrazić. Najbardziej niszczycielską siłą znaną ludzkości dysponuje broń atomowa, ale Jowiszowi tym krzywdy nie zrobimy. Szczerze wątpię, czy do 2024 roku ludzkość opracuje coś o tak niszczycielskiej sile, ale załóżmy, że tak.
Cenne minerały na Jowiszu? Ten gazowy gigant składa się z wodoru i helu. Przypuszcza się jednak, że ma też skaliste jądro, więc załóżmy, że jest tam coś cennego, czego nie udałoby się zdobyć w łatwiejszy sposób, choćby w pasie asteroid.
Następny problem, to ta chmura pyłu. Przyciągnięcie jej do Ziemi stanowiłoby dla naukowców jeszcze większe wyzwanie, niż zniszczenie Jowisza. Załóżmy jednak, choć przychodzi mi to z trudem, że się udało.
Zapomnij Autorze, że szczątki Jowisza w formie drobnego pyłu i w drobnych ilościach będą opadać na powierzchnię Ziemi. Pominę już fakt, że takie drobinki spaliłyby się po wejściu w ziemską atmosferę. Masa Jowisza dwa i pół raza przekracza łączną masę wszystkich pozostałych planet układu słonecznego. Ta cała materia nie zniknęłaby po rozsadzeniu planety i składałaby się na ten opisany obłok. Jeśli Ziemia znalazłaby się w jego bezpośrednim sąsiedztwie, do jej atmosfery zaczęły by wnikać wodór i hel (nie pył). Trudno mi sobie wyobrazić, jak dokładnie by to wyglądało, ale efekt końcowy, moim zdaniem, jest łatwy do przewidzenia. Ziemia stałaby się jądrem nowego, gazowego giganta. Dzieci raczej w tej sytuacji nie miałyby się gdzie bawić.
Wniosek - jeśli już masz ambicję, drogi autorze, rozbijać całe planety, to może zacznij od trochę mniejszych i nie koniecznie gazowych.
Pozdrawiam
Drobinki były w takiej ilości, że nie zdołały się wszystkie spalić. To, że Jowisz jest gazowy, to wiem, miałem na myśli pył właśnie ze skalistego jądra, którego (pyłu) względnie (w stosunku do całej masy Jowisza) nie byłoby tak strasznie dużo, ale jednak wystarczająco, żeby po spaleniu części w atmosferze taki pył obsypał ziemię.
Jednakowóż zdaję sobie sprawę, że podstawy naukowe w tym mini-opowiadaniu mam co najwyżej luźne ;)
Slyszałam, że między Jowiszem a Ziemią krąży sobie jeszcze Mars. Nie przejąłby cennych śmieci?
I zgadzam się z Unfallem, że takiego Jowisza to trudno ustrzelić. Kometa Shoemaker-Levy większej krzywdy mu nie zrobiła. Czy można wysłać z Ziemi taką masę, żeby jakkolwiek wpłynąć na Jowisza?
A poza tym, opowiadanie mi się podobało.
Pozdrawiam.
Babska logika rządzi!
Słabo, a co najwyżej średnio. Uwagi Unfalla jak najbardziej trafne.
Pozdrawiam
Mastiff