
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Pan był wielki i królował na wysokościach. Stale zachowywał dystans, lecz miał szczere, jasne oblicze. Przywołując, obiecywał świetlane ogrody. Dążyła ku niemu całe życie. Do swojej Niemożliwej Ojczyzny.
Noc napęczniała, nasycona konturami świata. Wokół rozlegał się nieprzerwany szmer, coś jak szept duszy.
Gwałtownie dobijała się do środka. Pod twardą, nieustępliwą powierzchnią widziała dające nadzieję światło. Tuż za nią cień, z którego przybyła, stworzył ścianę znacznie grubszą. Jakby decydując się dotknąć Pana, zatrzasnęła za sobą na amen czarne wrota.
Z każdym następnym uderzeniem słabła. Z każdym rozpaczliwym przylgnięciem, zachłannym macnięciem, wzrastało gorąco. Płonęła z tęsknoty, ale czuła, że cel już blisko.
Było coś nieznośnie szczerego i czystego w tej bezceremonialnej szarży, w tym dawkowaniu sobie bólu w imię niepoznanej światłości.
Kolejne uderzenie. Ostateczne. Gorąco ukłuło ją niczym wielką, rozpaloną, rozczerwienioną igłą.
Upadła.
Mleczne oblicze Pana okrąglało nieskończenie dalej, niedosięgle wyżej. Ogarniało milczeniem zwodniczą poświatę swoich kopii, ich nieszlachetne, namacalne symetrie. Miliardy fałszywych bogów.
Wśród nocy przyklejonej do ganku hotelu “Nocny Ikar” jeden z nich, obojętna, szklana kulistość, zatopił jej spalone ciało w kłamliwym blasku. Na wydętym, matowym szkle, niczym krew ofiary widniała smużka srebrnego pyłu z poharatanych skrzydeł. Takiego samego, jaki pokrywa Niemożliwą Ojczyznę.
Zadrżała ostatni raz.
Śmierć najmniejszego anioła świata.
Niestety --- nie dla mnie.
Płonęła z tęsknoty [,+] ale czuła, (...).
Smutne. Ładne. Refleksyjne dzięki sposobowi przedstawienia prostego pomysłu.
@Domek - dzięki za przeczytanie...
@AdamKB - dziękuję za komentarz, poprawkę ( przecinek wstawiony) - i przychylność :)
Przekombinowane zdania. W natłoku stylistycznych ozdobników ciężko wyłapać treść.
Nie za bardzo wiadomo, o co idzie.
Pięknie napisane. Ale ja nie rozumiem. I to jeden z wielu ostatnio drabli, droubli czy jak je tam zwano, których nie rozumiem. Natomiast po raz pierwszy żałuję, że tak się stało. To znaczy - do połowy myślałam, że wiem, o co chodzi, ale chyba jednak nie wiem.
Kolejne drabble, które jest dla mnie pięknie ujętym i ładnie nakreślonym pijackim bełkotem (przepraszam, nie chcę nikogo urazić). Może te historyjki nie są dla mnie?
A ja natomiast zbyt szybko zorientowałem się, że chodzi o lot ćmy. Ale tekst mi się podoba.
O, no popatrz...
No, cholera, Unfallu, i tym jednym zdaniem sprawiłeś, że przestało mi się podobać. Niech to! :).
Nie traktuj dosłownie, spodoba sie ponownie.
Co złego, to nie ja. :P
Uwaga, będę dramatyzować! :)
Jak mam nie traktować dosłownie, skoro to o ćmie jest? Ja sobie tuw głowie tworzę jakieś tragiczne historie, bóle istnienia i nieistnienia, wewnętrzną niemoc, rozpacz czarną, ostateczny upadek i ogrom rozpaczliwych emocji, okrutnie pogrzebanych, a to ćma ma być?! Robal?
Blue_Ice - mój komentarz, jak widzisz, nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem ;).
:-) Parabola podbarwiona hiperbolą pozwala na obsadzenie w głównej roli nie tylko ćmy. Poza tym co masz przeciwko tym nocnym fruwaczkom? Nieszkodliwe, niektóre nawet ładne...
Moi drodzy: @@@@@tfurca, RogerRedeye, Ocha, Unfall...oraz nawet @Kaczor:
1) Tak, to jest ćma. Ubóstwiam ćmy! Ćmy to nie robale. To nocne motyle. Najmniejsze anioły świata. Ćma to Nocny Ikar.
2) To jest "o" ćmie, a jednocześnie jest to metafora natury człowieczej, losu człowieczego - po trzystukroć tak!
3) Jak dobrze być tak dobrze zrozumianym :))
4) Dziękuję za miłe słowa :) (teraz już muszę wszędzie te uśmiechy...)
5) Jestem najzupełniej trzeźwa:)
6) i pozdrawiam wszystkich :)
TrzystAkroć.
:-) A ja pozostałem niezauważony, chociaż pierwszy pochwaliłem... Chlip, chlip... :-) Ale nic, poczekam na następny tekst Blue Ice, i... :-)
Oj, Adamie...AdamieKB...właśnie weszłam, żeby to napisać...:(
TrzystAAAkroć! Nie zdążyłam...chlip, chlip...
:-) :-) :-)
@AdamieKB. Ależ - jak to? Przecież Tobie odpisałam już wcześniej, na samiutkim począteczku! Samiuteńkim. A tak się staram być miła dla wszystkich. Że zaraz pewnie przestanie być miło. To pewnie dopiero początki :P
To ja jeszcze tylko napiszę, że mam w komputerze trochę fragmentów, fragmencików czasami, i tam podobną rzecz, tzn. o smierci ćmy w płomieniu świecy. Tylko, że ważniejszy jest tam obserwator, ku którego uciesze ta ćma marnie zginęła, bo nie chciało mu się wstawać, by ją wyganiać.
A tu - proszę, ile uczuć w takiej ćmie! A ja ją tak brzydko potraktowałam, i jeszcze się z tego cieszyłam.
Tyle że ja ciem nie znoszę. W ogóle robali nie znoszę, mimo, że część z nich przez niektórych nazywana jest "nocnymi motylami". Motyl to też robal. Tylko trochę ładniejszy :).
A, no tak...teraz widzę. Bo to jest tak, jak się ogląda film o facebooku i jednocześnie pisze komentarze na niefacebooku (cholernie długie te reklamy na Polsacie; jednak dobrze, że oglądam tv raz na jakieś dwa miesiące) ... nie pierwszy raz piszę komentarz jednocześnie z kimś innym i...no właśnie. Teraz widzę, że AdamKB w tym samym czasie napisał o tym tekście prawie to samo, co ja...Dziękuję, Adamie, niepotrzebnie się produkowałam. 'Fruwaczki'...niezłe :) Pozdrawiam raz jeszcze wszystkich.
P.S.Rzeczywiście to przekombinowałam językowo? To pewnie te poetyckie...naleciałości :P
O! Znowu! Pisałyśmy jednocześnie! :)
No, to namieszałem... Rzeczywiście jako pierwszy i tak dalej... :-) Odwołuję zawoalowaną pogróżkę, pisz i zamieszczaj spokojnie. Zreszta i tak skleroza, moja oczywiście, uchroniłaby Ciebie przed wiadomo czym... :-)
@Ocha - a znasz taką dużą, białą ćmę (nie pamiętam, jak się nazywa) z takim bielusieńkim, najbielszym na świecie kołnierzem "futrzanym"? Z taką śnieżnobiałą peliską? Jest piękna. Taki skrawek księżyca.
Otóż ćma ma ten główny problem życiowy, że leci do światła, od którego często ginie. Problem, można powiedzieć, stary jak świat, ujmowany i przerabiany ...y...po trzystakroć, nie, trzytysiąck...no dobrze - wiele razy. Nieobcy również nam, bezskrzydłym - prawda? Nie chcę tu przygważdżać znaczeń, a więc i własnego tekstu, zbytnim roztłumaczaniem się. Muszę, no, mam taki wręcz obowiązek, zostawić jeszcze kawałek pola do interpretacji najprzeróżniejszych..............Napiszę tylko, że dotarłam do informacji DLACZEGO ćma leci do tego światła, jak ten samobójca. Otóż lot ćmy nakierowywany jest przez światło księżyca. To nawet chodzi o jakieś konkretne kąty padania tego światła, które to światło działa na ćmę jak taki GPS...Tylko, że jeśli nieszczęsna napotyka na swojej drodze inne światło, sztuczne, to się jej wszystko miesza, ulega złudzeniu, dezorientacji...i w rezultacie zmienia trasę lotu, lotu owego współrzędne - i leci do tego "nowego boga", zamiast dalej kierować się księżycem, bogiem swoim prawdziwym.
I z tego faktu wysnułam sobie część treści tego droubble'a.
Z wywodów, które doczytałam, wynika jednak, że kwestia tej zmyłki nie wyjaśnia clou zagadki. Dalej nie wiadomo dlaczego ćma, oślepiona i zdezorientowana, leci prosto do światła, które ją oszukało...a nie np. gdzies w bok, w ciemny kąt, gdzie pada, otumaniona... Najprostsze z możliwych wytłumaczeń, oczywiście wytłumaczeń nie s-f, jest takie: jest tak oślepiona, że już nie za bardzo ma wybór - leci po tym najwyraźniejszym 'świetlnym szlaku', bo innego już niedowidzi ("ściana znacznie grubsza", "czarne wrota zatrzaśnięte na amen"). Wytłumaczenie oficjalne: chodzi o to, że leci do ciepła. Które potem ją zabija, jak się już zamieni w gorąco [np."Z każdym następnym uderzeniem(... ...)wzrastało gorąco" ].Ale rozwiązanie z tym ciepłem podobno nie satysfakcjonuje nawet samych naukowców.
No, chyba jednak zagadałam to droubble. Na śmierć.
Ale to w obronie ciem!I nawet mamy jak najbardziej porę ciem...
Pozdrawiam! :)
Ładnie napisane. Ćma?
Pozdrawiam
Mastiff
AdamieKB...cóż mogę powiedzieć - to chyba bardzo pożyteczny rodzaj sklerozy dla wszystkich komentowanych :) Pewnie gorzej, gdy jakiś krytykant obiecuje nastepnym razem sypnąć pochlebstwami ...i...a...następnego razu nie ma! :/ :D
A my jak te ćmy do światła :D
@Bohdan - dziękuję za komplement:) Tak, ćma! :)
Ja w kwesti:
Dalej nie wiadomo dlaczego ćma, oślepiona i zdezorientowana, leci prosto do światła, które ją oszukało.
W wyjaśnieniu, które kiedyś czytałam, stało, że ćma wykorzystuje światło Księżyca, żeby lecieć prosto. To znaczy, leci tak, żeby cały czas mieć Księżyc na przykład na drugiej. Przy tak odległej latarni morskiej sprawdza się nieźle. Ale jeśli napotka płomień świecy, to system nawigacji ćmę zawodzi. Biedna, stara się utrzymać światło na drugiej, ale oznacza to coraz ciaśniejszą spiralę, która kończy się... Wiadomo.
Ale kto tam wie, czego naprawdę chce ćma...
Babska logika rządzi!
Blue_Ice - Twój komentarz jest niemal tak piękny, jak droubble:). Mój niestety będzie brzydki.
Ty widzisz skrawki Księżyca, Nocne Ikary i co tam jeszcze. Ja widzę pędzące w jakimś tępym uporze włochate kawałki mięcha. I pół biedy do światła. One czasami pędzą na mnie! I jeszcze mi we włosy mogą wlecieć i co ja mam wtedy robić? Znowu wrzeszczeć i podskakiwać? Przecież jestem twarda i niczego się nie boję! :). I - wybacz - nawet zabić tego nie mogę, bo jednak jestem zbyt litościwa, a po drugie, może i niestety ważniejsze, jak sobie wyobrażę ten dżwięk rozgniatanego owada... Brrr!!! Nie chodzi tu tylko o ćmy, oczywiście, ale i o te paskudne tłuste, zielone muchy, i o te żuczki, które tak strasznie brzęczą jak wpadną do pokoju przez okno...
I tak dobrze, że nie mieszkam w tropikach - tam one są wszystkie trzy razy większe i gryzą.
Do jednego rodzaju ćmy odczuwam jednak pewien sentyment - to fruczak gołąbek (nie, żebym była taka mądra, poprosiłam o podpowiedź wujka Gugla). To ćma latająca w dzień. Poznałam go, kiedy mój mąż, który ma wieloletnią wyrwę w naszych polskich realiach, przyszedł do mnie i najzupełniej spokojnie powiedział, że na balkonie mieliśmy kolibra. Uznał, że widocznie jest to zupełnie normalne, że w lecie w centrum Krakowa latają sobie kolibry, no bo - ja wiem - pewnie z bocianami przyleciały. Oczywiście, uznałam, że dyrdymali, więc się oburzył i czatował ne tego kolibra. I przyleciał! No kurczę, jak koliber, doczepił się do naszych kwiatków taką fajną ssawką i unosił się w powietrzu machając skrzydełkami.
No, fruczaka jeszcze zniosę ;).
A wracając do meritum, czyli Twojego tekstu. Już przy okazji Twojej antybajki zwróciłam uwagę na sposób, w jaki konstruujesz piękne, ale niepretensjonalne zdania. Bardzo mi się one podobają :).
Pozdrawiam.
Blue Ice, na nowej stronie wpisżę Twoje teksty do osobistej biblioteki. Za poczucie humoru także.
Właśnie skasowałam całą odpowiedź do Ochy i Finkli. Jak to się mogło stać?!
No nic. Gryzmolę od nowa, trudno.
@Ocha - dobrze Cię rozumiem! Ćmy rzeczywiście czasem lecą na oślep - i bywa, że llądują we włosach :) Znam też taki zabobon, że nietoperze się wplątują we włosy... nooo, a wtedy pisk jest chyba troszkę głośniejszy...;) z tym, że to akurat jest nieprawda. Tak samo jak to, że skorki wchodzą do uszu śpiących:)))
Ja się też brzydzę wieloma owadami, cierpię nawet na fobię kleszczową, co mi znacznie utrudnia życie, ponieważ uwielbiam lasy, łąki...Ta fobia obejmuje też właściwie osy i szerszenie. I parę innych robaczych gatunków. Ćmom natomiast wybaczam...mają takie delikatne te skrzydła i są takie ...helpless...:) Ta, o której Ci wspominałam, tej ze śnieżnobiałym, "futrzanym kołnierzem" - toż to cudo! Widziałaś taką kiedykolwiek? Ta biel, jeszcze kontrastująca z ciemnością, jest naprawdę niesamowita! Ona wygląda, jakby na Ziemi znalazła się przypadkiem, jakby była jakąś zjawą, kawałkiem światła...przeczysta białość.
Fruczaka znam...a w ogóle to dlaczego fruczak, nie furczak? ćmy generalnie tak trochę furczą...czy fruczak nie furczy? :) Ciekawa istotka, skądinąd. Ma u mnie zdecydowany plus za oryginalność, za koliberkowatość. Ale cóż, według mnie ma zbyt kuse skrzydełka w stosunku do brzucha, albo dosadniej - odwłoka :/
Co do tekstu, tekstów...naprawdę się cieszę, że podoba Ci się moja konstrukcja zdań. Bardzo sobie cenię Twój komplement:) Szkoda, że ćmowatość zepsuła Ci nieco odbiór tej sceny...ale to naprawdę nie chodziło tylko o ćmę, więc...:)
..."włochate kawałki mięcha"..."pędzą na mnie" ...niezły horrorek tu naszkicowałaś :D Może jakiś drabble (lub droubble) z nalotem rozjuszonych, włochatych, mięsnych kawałków ? :D
Pozdrawiam!
@Finkla - właśnie, chodziło o tę godzinę drugą i spiralę...śmierci. Co do płomienia świecy - to nie musi być nagi płomień, żeby zagrozić ćmie...zwłaszcza, że akurat taki zdarza się najrzadziej. Wystarczą zwykłe lampy, też bywają zgubą. Pozdrowienia.
@AdamKB - to bardzo sympatycznie z Twojej strony, dziękuję za docenienie :) Pozdrawiam z szerokim uśmiechem!:)))
A, jeszcze co do tej nowej strony NF...kiedy ona zacznie funkcjonować? I co się stanie z tekstami, kontami stąd? Albo inaczej: gdzie mam szukać bieżących informacji na ten temat?
Kuprówka złotnica? O tą Ci chodzi? No, ładna, biała. Ćma. Włochata.
:)
Na razie praktycznie czeski film. Teksty nie zginą, konta też nie mogą poznikać --- start od zera wszystko by popsuł. A wiedzący cokolwiek więcej jakoś nie dzielą się swą wiedzą...
Właśnie tak:) Śliczna, nieprawdaż ? :) Wczoraj nie mogłam jej namierzyć w necie...ale późno już było.
Właśnie, zauważyłam jakiś zastój na temat postępów w tej sprawie, ale myślałam, że może nie trafiam na właściwe odsłony forumowe...Nie znam się na informatyce, ale bez przekierowań chyba będzie ciężko przenieść wszystkie teksty w nowe miejsce...
Bardzo pięknie napisałaś o ćmach.
Ciem nie boję się zupełnie. Nigdy, żadna nie próbowała buszować w moich włosach. Może kiedy na nich usiadła, ale zaraz odleciała. Pozwalam im latać w moim pokoju, jeśli tego sobie życzą. Fruwają dopóki pali się światło, potem odlatują, rano już ich nie ma. Wieczorem zjawiają się nowe. Niektóre ćmy przypominają mi małe wachlarze.
Pozdrawiam. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@Regulatorzy -
Dziękuję! :)
"Małe wachlarze" - też ładnie!:)
Moje włosy ćmy odwiedzały, np.kiedy oślepiała je lampka nocna nad moją głową ...ale też się ich nie boję. Tyle tylko, że nie bardzo można zasnąć, jak się tak ciągle mylą...:P
I dobrze, że jesteś dla nich gościnna i tolerancyjna, w końcu to zagubieni wędrowcy księżycowi :);)
Ja na pewno zaproszę je do niejednego jeszcze tekstu, dłuższego...
Również pozdrawiam! :)
Ło matko, ile mi robactwa naleciało przez okno! Jakaś ćma nawet. I takie coś, co wygląda jak duży komar, tylko jest czerwony. Paskudztwo. Idę spać do innego pokoju.
Dobranoc!
:))));)
Ocha, przyznaj, że tego dużego, czerwonego jak-komara to już sama wymyśliłaś :)) Trzymaj go, bo może się kiedyś przydać :))
Chyba, że to był... patyczak wampirzy :D (niniejszy, stworzony przeze mnie :))) czyli ubzdryngolony krwią jak-komar :)))
Hm, czy istnieje słowo 'ubzdryngolony' ? :P
A tak a propos wychodzenia do drugiego pokoju...ze smutkiem muszę nadmienić, że osobiście nie zawsze mam opory przed zabijaniem robactwa, które mnie dręczy... :/
niniejszym ...oczywiście. Złośliwy przecinek się wypsnął.
Chyba, że nie ma słowa 'wypsnął'...
Jest. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niw wymyśliłam. Wyglądał jak komar, samiec, bo duży, tylko czerwony. Nawet myślałam, że się już opił po prostu, ale przecież samce to nie krwiopijcy :).
Nie ma go już, mam nadzieję. Ale pewnie dziś wleci co nowego.
@Regulatorzy - wiem, że jest - trochę się krygowałam ;)
@Ocha - "przecież samce to nie krwiopijcy" - jeśli mówimy o samcach komara, to w istocie - nie :P
"Ale pewnie dziś wleci coś nowego" - i tak codziennie? żyć nie umierać :) Też zamawiam sobie takie prezentacje literackich pierwowzorów ! :D
(idę otworzyć okno - już noc :)))
Blue_Ice, zastanawiasz się, czy istnieje słowo "ubzdryngolony". Prawdę mówiąc nie wiem, ale wyznam, że zdarzyło mi się, ubzdryngolić. Moją osobistą nalewką wiśniową. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zamknęłam dziś okno. Nie wpuszczam! Nalewka wiśniowa? Hmm... Trzeba sprawdzić, co tam zostało...
Ubzdryngolić nalewką? A nalewki nie są za ciężkie i za słodkie, żeby ich wypić "odpowiednio" dużo? :))
Za moim oknem leje. Chyba dziś nic nie polata :)
W moim pokoju pokutowała jakaś ślamazarnie łażąca mucha, której nagle przypomniało się, że powinna latać i bzyczeć. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła, ale długo nie pożyła :/
Uch, właśnie 'wróciłam' z lektury opowiadania, pod którym nie potrafiłam się uśmiechnąć nawet w pozdrowieniu...
Dobranoc. Już pewnie nawet białe ćmy śpią...
Moje nalewki to nie jakieś tam likiery maziste i cukrem lepkie. Nalewki sporządzam krzepkie tudzież wytrawne, acz kropli słodyczy przydającej smaku, nie pozbawione.
A może Twoja mucha snuła się, bo przynapita nieco, tym samym ospała cokolwiek a niezwyczajna pić, padła. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Gustownie to wszystko ujęłaś :) ... ale ona padła, bo jej pomogłam...paść :)
Brzydka była.
Smacznie brzmią te Twoje nalewki.
Lubię pigwówkę, z powodu zapachu, i orzechówkę, bo sprawia, że żołądek zapomina o wszystkim, co złego pochłonął. A jeden wiolonczelista robi bardzo smaczliwą jagodówkę. Wiolonczela. Jagody. Kropla zepsucia.
O rany...ożyła?!!!
Dobrze mieć w domu parę pająków. Załatwiają muchy. A taką z letagu ockniętą to z całą pewnością. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
:-) Entomologia nalewkoznawcza czy nalewkoznawstwo entomologiczne? :-)
Ubzdryngolenie się słyszałem jeszcze za łódzkich czasów oraz z ust repatriantów z Wileńszczyzny. Dzisiaj dominują inne określenia stanu niemal nieważkości.
Wolę te stare określenie. Entomologia nalewkoznawcza? - czyli co, nalewka z pająka, wywar z ćmy i sok z żuka?
:-) Jeśli byłyby smaczne, a ja nie wiedziałbym, co piję... :-)
A miałam kiedyś takiego pająka - stróża...aaale o nim nie da się tak w dwóch słowach ;)
Czasem słowa do mnie przylatują nie wiadomo skąd. Może ubzdryngolenie przyleciało z Łodzi :))) Albo wypsnęło się gdzieś, kiedyś, w zasięgu mojego ucha, jakiemuś repatriantowi. Z Wileńszczyzny:)
Pitny pająk, ćma, żuk...to wszystko małe piwo;) Ostatnio koleżanka chwaliła się, że kosztowała kobrówki... w Wietnamie. I ona to naprawdę piła! (są osoby, które nie kłamią) Podobno niezła. Stoi sobie taki ogromny wazon - bo butelką to trudno nazwać - a w środku zwinięta kobra i jakieś flaki żeń-szeniowe. Wyborne :P Adamie, niestety musiałbyś to zobaczyć :D
Za nalewkę z ćmy jednak podziękuję...mimo wszystko.
Mój Boże, gdzie my zabrnęliśmy?! :D
Regulatorzy, jeśli masz gdzieś w swoim pobliżu którąś ze tych krzepkich nalewek, to chyba wypada nam zlecić Ci oblanie powstania nowej gałęzi nauki - 'entomologii nalewkoznawczej' ;)
Nie omieszkam, oczywiście, ale nie widzę powodu, dlaczego mam oblewać samotnie. Kropnijmy sobie wszyscy, którzyśmy w to robakopijstwo zabrnęli. ;-)
Niniejszym pozdrawiam wszystkich wyznawców entomologii nalewkoznawczej. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Stwierdzam u siebie całkowity, niepodważalny, kredensowy brak jakichkolwiek nalewek.
W związku z powyższym nie kropnę, ani sobie ani nikomu innemu...ale pozdrawiam wszystkich kropiących na cześć entomologii nalewkoznawczej robakopijców :)
Bardzo dobrze...Coraz lepiej! :D
Tequila może być z robakiem :)
Proponuję zastanowić się nad zagrychą. Póki jeszcze można dojść do lodówki. ;-)
Babska logika rządzi!
ślimaki? ;)
No to juszszszsz, żżżżeby nam nie pousiekały... Bo one to tak szszszypko piegają. Hep!
Babska logika rządzi!
Strasznie nam się to stanowisko zaćmiło, rozślimaczyło i rozkropiło!! :D
A punkt wyjścia był taki wzniosły!!! :P
Tak, jasne, tequila pochłonęła ślimaka, który zjadł ubzdryngolonego komara, który kropnął sobie troszkę krwi entomologa - nalewkonawcy !
A czy tu nie kasują kont za szerzenie herezji literackiej ? :D
:))))
Czy powodem zalewania robaka jest tylko to, że on gryzie? Zalewacza oczywiście. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tak. Szczególnie w bardzo rozpowszechnionym przypadku szczególnym, gryzienia od środka. Szkopuł w tym, że zalanie dezaktywuje kąsacza na krótko, a wysoka powtarzalność zalewania potrafi wygenerować robala już monstrualnych rozmiarów i, co gorsza, prawie nieśmiertelnego. { :-) }
Uwaga, uwaga - powyżej widnieje wręcz wzorcowe ujęcie tragicznej kwestii robakowatości w zalewie!:)))
Regulatorzy - z Adamowego ujęcia wynika, że niektóre gatunki wręcz tylko czekają na zalanie. Normalnie jak grzyby na deszcz. Nie dość, że rosną wtedy na potęgę, to jeszcze zyskują szanse na nieśmiertelność.
No a jak ze stuprocentową pewnością rozróżnić - w dodatku zawczasu - który gatunek robala nas właśnie podgryza?
Dlatego ja zostawiam podgryzaczy suchymi jak wiór ;)
Odrobaczanie jest bez sensu. Robaki trzeba polubić i już. I chyba do tego byliśmy namawiani od początku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A czy ja propaguję zalewanie? Czy raczej stwierdzam bezskuteczność na pierwszym, szkodliwość na następnym etapie?
Pytam, bo poczułem się, hm, wytknięty palcami Koleżanek. :-)
O nie, nieeee! Nie czuj się do...ee, wytknięty, proszę :)
A ja myślałam, że wzmocniłam Twój przekaz, a Regulatorzy jeszcze postawiła nad wszystkim kropkę, to znaczy nad wszystkimi "i"...a się ich troszkę nazbierało ;)
To jeszcze słowo po kropce, bo tak mi sie skojarzyło. Że może nasze robaki, te które lubimy, to takie pokropce i będą zadowolone, gdy czasem je nieco pokropić. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pokropce
Czyżbyśmy mieli przerzucić się na biedronki? Też sympatyczne stworzonka. ;-)
Babska logika rządzi!
Nie, wszystkie pozostałe. Te, które chcą być pokropione skraplającymi się oparami absurdu... ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pokropce od pokrapiania, ha, też mi się podoba :)
W znaczeniu Finklowym - zarówno :)
...ale przerzucać się na biedronki tutaj nie radzę, bo uczciwie zapowiadam, że z mojej winy wątek przedłuży się znacznie w kierunku nieskończoności :D Ja nawet mam kubek w czerwone kropki :P
Niemniej jednak, uprzedzając ewentualne podejrzenia równie ewentualnych przyszłych czytelników, deklaruję, że owady nie są moim bzikiem i nie zamierzam ich mnożyć we wszystkich tekstach. Ćmy i biedronki lubię, ale sonaty Brahmsa też ;)
No.
Ćmy i biedronki lubię, ale sonaty Brahmsa też ;)
No.
Partykuła ekspresywna nadała cytowanemu fragmentowi charakteru pogróżki. Będzie o sonatach Brahmsa? Jeżu kolczasty, za co, czym Tobie portalowy lud zawinił? :-)
P-artykuła eks-presywna, powiadasz...Dla mnie raczej to brzmi jak groźba :P
I jeszcze jakimś cudem, choć może po prostu mimochodem, upchnąłeś tu jeża...tja...
Czyli co, skazani na faunę? :P
A czym mi zawiniliście, to jeszcze nie wiem, ale na pewno się dowiem :D
A czym mi zawiniliście, to jeszcze nie wiem, ale na pewno się dowiem :D
:-) Tylko nie wymyślaj win nieistniejących :-) Co do jeża, to mój firmowy.
Dom Słownego Pielgrzyma - zapraszam ;))
Hm. Nie potrafię unikać jednoczesnego pisania z innymi komentującymi, oraz wynikających z tego później chronologii komentowania zaburzeń :/
...a więc, już bez zaburzeń chronologii wpisów:
Dom Słownego Pielgrzyma wita:)
Adamie - jest powiedziane: jeśli nie znajdziesz winy w winowajcach twoich, to wymyśl winę winowajcom twym.
Firmowy jeż w oczy nie kole...?
Jutro, najpóźniej pojutrze, wstawiam nowy tekst i Dom Słownego Pielgrzyma oddaję do remontu. Będzie ...filia.
Dobranoc, ladies and gentlemen.
Firmowy jeż w oczy nie kole...? ---> mnie na pewno nie, poza tym przez niego mam dojście do Quetzalcotla, a nawet do Omecihuatl.
jest powiedziane: jeśli nie znajdziesz winy w winowajcach twoich, to wymyśl winę winowajcom twym. ---> wcześniej zostało powiedziane: azaliż godzi się winnych jedynie dokoła siebie wypatrywać, a gdy winnych dostrzec nie można z takowych braku, wzięte z myśli swoich winy niewinnym przypisywać?
Choćby mi taka prosto w twarz wleciała, nie wpadłabym na to, że jest bohaterką opowiadania. Ni w ząb nie zrozumiałam tekstu, ale przyznam, że po zapoznaniu się z "legendą", spodobało mi się. Bardzo ładna interpretacja. Może i przekombinowana, ale ktoś tam się domyślił w czym rzecz.
:P Te imiona brzmią jak anagramy ;) No tak, nie ma to jak mieć dojścia. Nawet jeśli dzięki jeżowi. Tylko później jest problem jak się takiemu jeżowi odwdzięczyć? Wstawić mu złotą igłę? :P A tymczasem jeż też człowiek i wie, że w życiu ni mo nic za darmo...:)
No dobra, azaliż jest 1:0 . Przeornamentowałeś mnie składniowo :)
Nie wiem, czy zdążę dziś z tym nowym tekstem. Idę doszlifowywać.
AdamieKB, a co ma pierzasty wąż do kolczastego jeża? ;-)
Babska logika rządzi!
:-) Z jednego zoo pochodzą. :-)
Ale wydawało mi się, że się gryzą, wąż może odczuwać uzasadnioną niechęć do jeża i w ogóle ich klatki stoją na przeciwnych krańcach zoo. ;-)
Babska logika rządzi!
Nie gryzą, tylko żądlą ! :P
W końcu, skoro to fantastyka, to jeż może nawet strzelić jadem do węża. Z blastera.
Babska logika rządzi!
A jest taka niefantastyczna jaszczurka, co strzyka krwią - z oka! :)
A co do fantastyki, to (piszę, bo się tutaj odgrażałam) niestety nie mam kiedy zapiąć nowego tekstu na ostatni guzik. Praca, wyjazdy...już mi dzwoni w uszach od tej kochanej muzyki ;)
Musiałam odszukać ten tekst, bo chciałam opisać traumatyczne wydarzenia z dzisiejszej nocy i poranka:). Do ucha w nocy wleciał mi robal. Doleciał na tyle daleko, że nie mógł wylecieć a ja nie mogłam go wyciągnąć. Więc miotał mi się wystarczająco długo, że wpadłam w coś w rodzaju histerii (oczywiście - zachowując godność!;)), bił skrzydełkami jak szalony próbując się uwolnić, a ja miałam wizję, że wychodzi mi drugim uchem. Utopiliśmy go w końcu, a następne kilka godzin spędziłam testując sprawność i skuteczność służby zdrowia. Sprawność taka sobie, skuteczność stuprocentowa. Rękami sympatycznego lekarza zwłoki zostały z sarkofagu odessane, plumknęły do zbiorniczka z wodą.
I co?
Ćma! Mała, bo mała, martwa - ale jednak ćma!
Nienawidzę!
Witaj, Ocha! :) A ja właśnie byłam znów na działce i znów, również, miałam do czynienia z owadami. Oszalałe ćmy, nie te najładniejsze, tylko te koloru mola, obtłukiwały się o mnie - o policzki, ręce, jedna wleciała we włosy - i kiedy to zrobiła, pomyślałam o Tobie i Twoim nielubieniu :) Ponieważ do ciepła lecą podobnie, jak do światła, to w efekcie wychodzą na dość natrętne. Ja je łapię i wyrzucam za drzwi, tak, jak pająki. Gdyby jednak kąsały lub żądliły, to z całą pewnością miałabym fobię, a tak - cóż, i tak niezbyt miło, bo natrętnych stworzeń nie lubię, a jakoś tak się dziwnie składa, że te najpiękniejsze są najbardziej płochliwe, a najbrzydsze - najbardziej natrętne.
Jeśli zaś chodzi o Twoją przygodę - myślę, że też wpadłabym w histerię albo jakiś pokrewny stan - zwłaszcza, że nie wiadomo było jeszcze, co to jest! Brrrrrrrrr!
Pozdrawiam serdecznie :)
...a tak na marginesie - odmieniać Twój nick, czy nie? Tzn., ma być 'witaj, Ocho' (ale to mi się kojarzay z o ho ho ho! ;)), czy jednak nieodmiennie? ;)
Można odmienia, niech będzie i o ho ho ho! :). Jeszcze by w celowniku było osze. :) Nick powstał spontanicznie, wyłącznie na potrzeby portalu, a teraz czytam sobie reportaże W Azji Terzaniego (polecam, przy okazji) i dowiedziałam się, że Ocha to najdalej wysunięta na północ miejscowośc na Sachalinie, wygląda jak z horroru. A w języku Ajnów, tajemniczego ludu, który kiedyś zamieszkiwał Sachalin, słowo ocha oznacza czarną wodę w odcisku racicy daniela. Uroczo:).