- Opowiadanie: hybryda - Płomień (1/2)

Płomień (1/2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Płomień (1/2)

Miała bardzo dziwny sen. Nienaturalnie poukładany, przerażająco idealny i zaskakująco prawdziwy. Śniło jej się gorące letnie przedpołudnie, jej własne podwórko, biały materiał porozciąganej koszulki i ładna brązowa opalenizna. W powietrzu pachniało ulubionym płynem do płukania i dojrzewającymi w słońcu winogronami. Słyszała swój śmiech, w głowie jej lekko wirowało i za nic nie mogła się skupić. Spojrzała na swoją rękę, spoczywającą na jego ramieniu, później na swoje ramię obejmujące go niedbale za szyję. Nie było jej z tym dziwnie. Nie był też dla niej dziwny fakt, że siedzi u niego na kolanach. Była tak szczęśliwa i beztroska, że po prostu nie potrafiła uwierzyć w istnienie i znaczenie słowa „dziwny”. Niedziwna więc była ich beztroska rozmowa.

Nie zauważyła, kiedy jego głos przebił się przez wszystkie możliwe bariery, bezczelnie pokonując sen, rozsądek i pozornie silną wolę. Miał moc rażenia i była pewna, że gdyby nie to, że akurat leżała, ta moc powaliłaby ją na ziemię.

Obudziła się.

To nie było filmowe zerwanie się z łóżka z krzykiem i przylepionymi do spoconego czoła blond włosami. Wyglądało to raczej całkiem zwyczajnie, o tyle może gorzej, że w niechcianym towarzystwie smętnych myśli, krążących uparcie po rozczochranej głowie.

Nie ucieszyło jej słońce, które rozgościło się w jej pokoju, gdy jednym szybkim ruchem rozsunęła ciemnoniebieskie zasłony. Nie ucieszył jej również fakt, że pierwsza lekcja została odwołana – nie, ten fakt właściwie jeszcze bardziej pogłębił jej przygnębienie, uświadamiając przy każdym ziewnięciu, że mogła jeszcze godzinę spać.

Sen nie był kontrolowany. Była pewna, że nie miała na niego żadnego wpływu i całą winę za takie sceny miała prawo zrzucić na podświadomość. Głupia podstępna dziwka. Nie lubiła jej i uważała, że to było bardzo nie fair. Przecież podświadomość, wiedząc, czyją jest częścią, powinna wyrażać chęć współpracy, a nie buntowniczo żyć własnym życiem.

Życiem, którego już w dodatku nie ma.

Płomień.

Czarne spodnie będą dobrym rozwiązaniem, pomyślała, stojąc przed otwartą szafą. Będzie pewnie gorąco, ale to nic. Czarny jest najlepszym rozwiązaniem na dziś.

W rezultacie na czarno ubrana była od stóp do głowy – zaczynając na skórzanych trampkach, przez dżinsowe, wytarte na kolanach spodnie, aż do bluzy z ćwiekami. Idealnym wykończeniem tej jakże nieżyciowej kreacji były paznokcie, które ze względu na późniejsze rozpoczęcie lekcji zdążyła pomalować. Na czarno oczywiście. Przed wyjściem rzuciła przelotne spojrzenie swojemu odbiciu w ogromnym lustrze w holu. Cóż, przynajmniej wyglądała lepiej niż się czuła.

Pierwszy raz od dwóch tygodni pogoda była naprawdę ładna. Po niebie płynęły zaledwie trzy chmurki, ale były zbyt niewinne i zbyt oddalone, by przyćmić świecące z całych sił słońce. Wiatr, jakby zniechęcony jej zrozpaczoną miną, przestał wiać, gdy tylko wyszła z domu. Do szkoły miała daleko, próbowała więc rozkoszować się każdą minutą spędzoną jeszcze z dala od tego budynku. Nie żeby jakoś wyjątkowo nie lubiła szkoły, po prostu nie miała nastroju na zatłoczone korytarze, pytających nauczycieli i rozwrzeszczanych, wysysających energię uczniów. Nie chciała też tłumaczyć się przyjaciołom z powodu takiego, a nie innego nastroju.

Płomień.

Religia na dzień dobry była pomysłem tak genialnym, że aż bolało. Zawsze przekraczając próg klasy numer dwanaście, dziewczyna czuła lekkie mrowienie na całym ciele – skutek zderzania się dwóch różnych energii. To była normalna reakcja i Ola była już przyzwyczajona, że to miejsce nie do końca akceptuje jej aurę i traktuje ją trochę jak intruza. Tym razem jednak delikatnemu mrowieniu towarzyszyło coś jeszcze. Coś, co ściskało w gardle przy każdym oddechu i zdecydowanie nie pochodziło od Boga. Rozejrzała się po klasie, ale nie zauważyła nic niepokojącego. Idioci, idioci, idioci i ksiądz, który jedynie z szacunku do osób starszych nie został zaliczony do żadnej z wcześniej wymienionych grup. Wzruszyła ramionami, przypisując dziwne uczucie efektom ubocznym złego samopoczucia i usiadła na swoim miejscu. Ksiądz, jak co tydzień, pokręcił ze zrezygnowaniem głową i wpisał jej spóźnienie, wyjął ze swojej teczki i podał jej najnowszy numer „Egzorcysty”, po czym z ciężkim westchnieniem zajął się prowadzeniem lekcji.

Wbrew temu, co myślała większość tu zgromadzonych, Ola lubiła religię. Nie wyśmiewała ludzi wierzących w Boga i nie miała nic przeciwko katechezom. Czasem nawet wtrącała kilka słów o zbawieniu, czy życiu po śmierci, bo te tematy były naprawdę interesujące, ale nie były głównym powodem jej uczęszczania na zajęcia. Był nim ów miesięcznik o egzorcyzmach i wszelakich zagrożeniach duchowych. Oczywiście, na niektóre sposoby pozyskiwania szatańskiego zainteresowania trzeba było przymknąć oko, ale wiele artykułów związanych z historią i zachowaniami demonów było przydatnych i niekiedy bardzo pomocnych.

Płomień.

Dźwięk dzwonka sprawił, że serce podskoczyło jej do gardła. Co jest? Dyskretnie wyciągnęła z kieszeni telefon i zerknęła na godzinę. Do końca lekcji pozostało przecież piętnaście minut. Dzwonek zadzwonił jeszcze raz. I znowu.

– Pali się! – wrzasnęła spragniona uwagi rówieśników Ewelina. Koleżanki natychmiast zawtórowały jej, piszcząc i wykrzykując podobne żałosne teksty.

– To prawdopodobnie alarm przeciwpożarowy. – Ksiądz przetarł twarz dłonią i stanął przy drzwiach klasy. – Dalej, ustawiajcie się w pary i wychodzimy.

Biegnąc po schodach z pierwszego piętra, coraz wyraźniej czuła rozprzestrzeniającą się po szkole moc. Gardło miała tak ściśnięte, że ledwo łapała oddech, a nogi odmawiały jej posłuszeństwa, chcąc za wszelką cenę uniknąć zderzenia z tą mocą. Kręciło jej się w głowie i chciała na moment zatrzymać się w wąskim korytarzu, by odzyskać równowagę, ale czyjeś ręce złapały ją mocno w pasie i podniosły gwałtownie. Jak przez mgłę widziała odrapane zielone ściany, przesuwające się z ogromną prędkością, drzwi, usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, zduszone przekleństwa. Później zapanowała ciemność.

Płomień. Płomień, płomień, płomień.

To była najjaśniejsza ciemność, jaką kiedykolwiek widziała, albo jakiej właśnie nie widziała. Każdy cień w ułamku sekundy zajmował się ogniem, który był tysiąc razy mroczniejszy niż wszystkie cienie razem wzięte. Palił wszystko, palił nawet powietrze, czarne powietrze. Zdawało jej się, że ona sama płonie żywym ogniem, czarnym ogniem. Czuła, jak spalają się jej osłony i uwalniają buzującą moc. Ciemność eksplodowała, powietrze zatrzęsło się, czarny ogień wycofał się wgłąb umysłu, ale tylko po to, by zaraz uderzyć ze zdwojoną siłą. Zniszczone doszczętnie osłony nie potrafiły odeprzeć ataku, ogień wdarł się do jej wnętrza, kradnąc resztki mocy i błyskając niebieskimi płomieniami. W mgnieniu oka dotarł do serca, ściskając je gorącymi palcami i wyrywając brutalnie, by następnie pożreć je i przejąć całe źródło jej energii. Ostatni błękitny oddech.

– Nie!

Powietrze smakowało dymem, ale wdychała je szybko i łapczywie, by napełnić płuca czymś innym, niż wspomnienie czarnego ognia. Otworzyła szeroko oczy i zobaczyła nad sobą twarz Dawida. Strach malujący się w jego jasnych oczach był chyba niczym w porównaniu z jej przerażeniem.

– Nie umarłam? – zapytała zachrypniętym głosem, wciąż nie mogąc uspokoić oddechu.

– Nie. – Dawid odetchnął z ulgą. – Jak się czujesz?

– No właśnie jakbym umarła – zaśmiała się nerwowo, podciągając się na łokciach i próbując usiąść. – Widziałeś to też?

Chłopak przytaknął. Zawsze zastanawiało ją, jakim cudem on potrafi zachowywać się tak spokojnie, kiedy wszyscy wokół dosłownie szaleją.

– Naprawdę myślałam, że umarłam. Sam widziałeś, ten ogień wyglądał tak prawdziwie, chociaż był czarny, chociaż miał…

– Zobacz – przerwał, wskazując palcem coś za jej plecami. Odwróciła się i krzyknęła. Zerwała się na nogi, czerpiąc siłę z adrenaliny i zaczęła biec w kierunku szkoły. Dym wydobywający się z płonącego budynku szczypał ją w oczy i utrudniał widzenie, ale mimo to biegła wciąż przed siebie, zakładając jednocześnie dodatkowe osłony. Wiedziała już, co czeka ją w środku.

Dlaczego, do jasnej cholery, ignorowała te wizje? Jak mogła być taka głupia, przecież widziała je od samego rana, mogła się lepiej przygotować, mogła coś zrobić, cokolwiek. Egoistycznie kojarzyła płomień z pożądaniem, jej niezdrowym i niedozwolonym, żałosnym pragnieniem.

Dawid dogonił ją i szarpnął za bluzę. Wyrywała się, ale jego uścisk był silniejszy. Wyjątkowo niedelikatnie złapał ją za brodę i zmusił dziewczynę, by na niego spojrzała.

– Nie uratujesz demona – warknął. Nie był tak spokojny, jak zazwyczaj. Nie był w ogóle spokojny, wręcz trząsł się ze złości. – Ola, nie pozwolę ci na to – niemal krzyczał.

– Co ty mówisz? Tam jest Daria! Daria, rozumiesz? To co widzieliśmy, to była jej śmierć, nie moja, to ona spłonie jeśli tam nie pójdziemy! – Łzy napłynęły jej do oczu, wiedząc, co za kilka minut może stać się z sercem jej przyjaciółki.

– To nie jest Daria! – Chłopak krzyczał jej prosto w twarz, czuła jego gniew każdą komórką ciała. – To jest demon!

– Ona nie jest demonem, idioto! Jest taka jak ja, może mnie też nazwiesz demonem, co? – Miała ochotę rzucić się na niego z pięściami i prawdopodobnie zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że Dawid trzymał jej nadgarstki. Jeszcze raz spróbowała się wyszarpnąć, ale bez skutku.

– Kurde, uspokój się. Wpuść mnie, pokażę ci.

Cały czas patrząc na ogień buchający ze wszystkich okien na parterze i doszukując się w środku niebieskich przebłysków mocy jej przyjaciółki, opuściła jedną osłonę i pozwoliła myślom Dawida przedostać się do swojego umysłu.

Zobaczyła Darię wybiegającą ze szkoły i tracącą przytomność. Później zobaczyła siebie, mdlejącą jeszcze na korytarzu, zobaczyła Bartka, który wybił przed nimi szybę w szklanych drzwiach, gdy te nie chciały się otworzyć. Później dyrektorkę sprawdzającą obecność, znajome nazwiska, znajome twarze. Ogień z nowej części szkoły, błyskawicznie trawiący wszystko, aż do ostatniej klasy na parterze, gdzie zatrzymał się i zaczął zmieniać kolor. I dym, czarny dym, moc szalejąca w powietrzu, niemalże namacalna, namacalnie zła.

– Iluzja? – zapytała słabym głosem, nie rozumiejąc, co się dzieje.

– Tak. – Chłopak pokiwał głową. – Chciał nas oszukać i zwabić do ognia.

– Ale jak? Jesteśmy odporni, to na nas nie działa…

– Na nas nie. – Popatrzył na nią znacząco. – Ale na ciebie tak.

– Co… o nie. – Osunęła się na kolana i zakryła dłońmi oczy. Dawid kucnął tuż obok niej i położył jej ręce na ramionach.

– Nie pójdziesz tam, tak?

Nie odpowiedziała.

– Nie pójdziesz, Ola. Wiesz, że nie możesz.

Wahała się. Była już nawet bliska posłuchania go, ale jego głos całkowicie przestał się liczyć, kiedy daleko między płomieniami dostrzegła postać. Rzuciła się do przodu, przewracając chłopaka i odpychając go od siebie. Poczuła gorący podmuch na twarzy i przypomniała sobie o osłonie, założyła ją szybko i wbiegła między płomienie. Mając ciągle w głowie wizję płonącej śmierci, starała się jak najmniej oddychać i poruszać się jak najszybciej, by ogień nie zdążył dostać się do jej ciała.

Wołała go telepatycznie, wiedziała, że inaczej jej nie usłyszy. Mijały minuty, ogień coraz bardziej napierał na jej tarcze, ale nie wycofywała się bo wiedziała, że on na pewno się pojawi. Miała rację, pojawił się tuż za nią. Wyglądał prawie tak, jak zwykle, z tą różnicą, że miał okropne spojrzenie, zupełnie czarne tęczówki i usta wykrzywione w szyderczym uśmiechu.

– Oddaj mi go – warknęła wściekle, wytrzymując natarczywy wzrok demona.

– Ależ Aleksandro, on należy do mnie. – Ten sam głos, który kiedyś szeptał jej najpiękniejsze słowa, ten sam, który utulał ją do snu. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Demon wyczuł to i uśmiechnął się szerzej, ukazując rząd równiutkich zębów.

– Gówno prawda – ocknęła się i szczelniej zamknęła dostęp do swoich myśli. – Nie należy do nikogo.

– Gdzieś musi – zauważył.

– Nie do was. – Wypluła z odrazą ostatnie słowo.

– Do ciebie też na pewno nie. Wyobraź sobie, co by to było, gdyby twoi dowiedzieli się, że jesteś mieszańcem i wolisz złych. Ach, bezcenny byłby widok ich min, gdyby przypadkiem dowiedzieli się, że kochana Oleńka ma w sobie tak cudownie potężne pokłady zła, o jakich nawet niektórym piekielnikom się nie śniło.

– Kłamiesz – wydusiła przez zaciśnięte zęby. Demon z rozbawieniem pokręcił głową.

– Będąc tutaj właśnie to potwierdzasz.

Odwróciła się na pięcie i zdecydowanym krokiem poszła do wyjścia. Czarne płomienie pełzły za nią jak węże, jednak w zetknięciu z jej migoczącą z wysiłku aurą, odskakiwały z głośnym syczeniem.

– Ola… – usłyszała w głowie ciche wołanie o pomoc. Wiedziałam, uśmiechnęła się w duchu. Skupiła się na tym głosie i zaczęła przywoływać go do siebie. Wyobraziła sobie, jak bierze go za ręce i przyciąga jak najbliżej, z całych sił. Demon zawył z bólu i upadł, nie mogąc znieść siły miłości, która zaczynała powoli wypełniać pomieszczenie.

Zabawne, jak miłość ożywia i zabija go jednocześnie, pomyślała, stawiając ostrożnie kolejne kroki w kierunku wijącej się na podłodze postaci. Skoncentrowała się na złej mocy unoszącej się wokół niej i uderzyła swoim niebieskim światłem, rozbijając stopniowo czerń i mrok piekielnika. Była już na skraju wyczerpania, ale była też blisko zwycięstwa, czuła to i dlatego nie poddawała się.

Nagle ktoś wycelował w jej plecy potężną falę mocy, paraliżującą, wysysającą całe dobro. Zatoczyła się wśród przygasających płomieni. Ze wszystkich sił starała się utrzymać na nogach, ale przeciwnicy mieli nad nią przewagę. Nie myślała, co robi. W panice zaczerpnęła energię z najbliższego źródła, byle tylko uniknąć wydrenowania, byle tylko przeżyć. Jej organizm przyjął nową moc jak swoją i pozwolił jej wybuchnąć mocnym granatowym światłem. Eksplozja była tak silna, że powaliła ją na ziemię, ale wraz z nią skradające się z tyłu dwa demony.

Zapadła cisza.

Koniec

Komentarze

Dlaczego krótki tekst dzielisz na pół? Jeśli część druga jest zbliżona długością do pierwszej, spokojnie można było te niecałe trzydzieści tysięcy znaków wrzucić tu razem.

Narracyjnie nie ma może tragedii, chociaż trafiają się okazyjne babole ("a właściwie to, co po nim pozostało" to koszmarnie oklepany frazes) i chaotyczne momenty. Fabuła wybitnie mnie nie porwała. Ot, młodzieżowa opowiastka o wyjątkowej dziewczynie i zakazanej miłości.

Już tłumaczę. Krótki tekst dzielę na pół dlatego, że druga część jest dłuższa i również dlatego, że mi samej wygodniej jest czytać na tej stronie krótsze fragmenty.

Druga sprawa, wstawiam tu swój tekst, by ktoś go ocenił pod względem pisowni, języka, stylu i by uzyskać wskazówki co robić, a czego nie robić. Nie potrzebuję oceny samego tematu opowiadania, bo mi tematyka odpowiada akurat taka, w takiej dobrze się czuję i taką będę pisać. Jestem duszą romantyczną-artystyczną i dla mnie to piękne, że miłość jest najpotężniejszą istniejącą siłą :D

A, a "zdanie oklepane" postaram się zaraz zmienić!

     Niestety, nie podoba mi się to opowiadanie. Mimo że jest to tylko mniejszy fragment całości, nie chce wiedzieć, co będzie  dalej.

     Szkolna historia, opisana w szkolny sposób. Mnóstwo powtórzeń, nadużywanie zaimków, niektóre zdania brzmią, według mnie, nieco grafomańsko i pretensjonalnie.

     Cieszę się, że nie potrzebujesz oceny samego tematu opowiadania, bo mnie ta tematyka akurat nie odpowiada, obcując z nią źle się czuję, i takiej nie będę czytać.

 

 „Śniło jej się gorące letnie przedpołudnie, jej własne podwórko, biały materiał porozciąganej koszulki i ładna brązowa opalenizna”. –– Sen jest osobistą sprawa bohaterki, ale dlaczego śnił się jej tylko biały materiał a nie cała porozciągana biała koszulka? ;-) Czy śniła o tym, by ładnie się opalić, czy już była opalona? ;-)

 

„Słyszała swój śmiech, w głowie jej lekko wirowało i za nic nie mogła się skupić. Spojrzała na swoją rękę, spoczywającą na jego ramieniu, później na swoje ramię obejmujące go niedbale za szyję. Nie było jej z tym dziwnie. Nie był też dla niej dziwny fakt, że siedzi u niego na kolanach”. –– Nadmiar zaimków.

Ponadto: „Nie był też dla niej dziwny fakt, że siedzi u niego na kolanach”. –– Zdanie sugeruje, że dziewczyna jest u chłopaka i, w niemożliwy do wykonania sposób, siedzi na własnych kolanach, ale nie jest tym zdziwiona, bo to przecież sen. ;-)

Ja napisałabym: Nie była zdziwiona, że siedzi na jego kolanach.

 

„Była tak szczęśliwa i beztroska, że po prostu nie potrafiła uwierzyć w istnienie i znaczenie słowa „dziwny”. Niedziwna więc była ich beztroska rozmowa”. –– Mam wrażenie, że powtórzenia są tu celowe, ale chyba nie brzmią zbyt dobrze.

 

„Wyglądało to raczej całkiem zwyczajnie, o tyle może gorzej, że w niechcianym towarzystwie smętnych myśli, krążących uparcie po rozczochranej głowie”. –– W jaki sposób głowa została rozczochrana?  ;-) Czy może myśli wylazły na wierzch i takie smętne łaziły, krążąc i plącząc się w rozczochranych włosach? ;-) Moim zdaniem to nie mogło wyglądać całkiem zwyczajnie. ;-)

 

„Nie ucieszyło jej słońce, które rozgościło się w jej pokoju, gdy jednym szybkim ruchem rozsunęła ciemnoniebieskie zasłony. Nie ucieszył jej również fakt, że pierwsza lekcja została odwołana – nie, ten fakt właściwie jeszcze bardziej pogłębił jej przygnębienie…”. –– Znowu nadmiar zaimków.

 

„W rezultacie na czarno ubrana była od stóp do głowy – zaczynając na skórzanych trampkach…” –– W rezultacie na czarno ubrana była od stóp do głów – zaczynając od skórzanych trampek

 

„Wbrew temu, co myślała większość tu zgromadzonych, Ola lubiła religię”. –– Czy większość zgromadzonych myślała, że Ola nie lubi religii? ;-)

 

„…bo te tematy były naprawdę interesujące, ale nie były głównym powodem jej uczęszczania na zajęcia. Był nim ów miesięcznik…” –– Powtórzenia.

 

„Rzuciła się do przodu, przewracając chłopaka i odpychając go od siebie”. –– Przewróconego odpychała? ;-)

 

„…starała się jak najmniej oddychać i poruszać się jak najszybciej, by ogień nie zdążył dostać się do jej ciała”. –– Powtórzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie potrzebuję oceny samego tematu opowiadania, bo mi tematyka odpowiada akurat taka, w takiej dobrze się czuję i taką będę pisać.


Tematyka to jedno, fabuła to co innego. Możesz różnie pisać w granicach tej samej tematyki. Skoro jednak ocena Cię nie interesuje, to nic tu po mnie. Wspomnę tylko ogólnie, że język stoi na poziomie równym z dojrzałością opowiadania - dosyć niskim.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Też nie rozumiem, po co dzielić wrzucać taki krótki fragment? Dla napięcia? Przykro mi, ale żadnego tu nie ma.

Jak na mój gust budujesz nieco zbyt zawiłe zdania, które niezbyt przyjemnie się czyta, a wydarzenia opowiadasz najwyraźniej samej sobie, bowiem nie starasz się ich tłumaczyć czytelnikowi. Mechanika zjawisk, postacie, wszystkie te moce, stojące za nimi tło i związki przyczynowo-skutkowe zostają skutecznie ukryte. A pisać trzeba w pewnym sensie dla czytelnika, trzeba go zainteresować, bo inaczej kto będzie czytał?

Ponadto, jak zauważyła Regulatorka, całość jest mocno szkolna (taki typ amerykańskiego liceum, vide Vampire Diaries, Zmierzch itp.) i wydaje się być napisana przez osobę w szkolnym wieku. To nie zarzut, tylko obserwacja.

Mnie się ogólnie nie podobało.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka