- Opowiadanie: Kvakk - Jeckyll & Hyde

Jeckyll & Hyde

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jeckyll & Hyde

Witam! Oto moje opowiadanie, zainspirowane klasyczną nowelą pt "Doktor Jekyll i pan Hyde" Roberta Louisa Stevensona. Mam nadzieję, że się spodoba, proszę o obiektywne oceny tekstu. Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;)

Dr. Jeckyll & Mr. Hyde

 

Doktor Jeckyll wstał wcześnie. Musiał wcześnie wyjść, by zarobić jakieś pieniądze na chleb. Mężczyzna był chemikiem, pracował w dziale antybiotyków, czyli wymyślał, jakich przeciwciał użyć, by taki syrop na kaszel był skuteczny, jednocześnie nie niszcząc narządów wewnętrznych. Dużo różnych doświadczeń i eksperymentów uczyniły jego zmysł węchu doskonałym. Potrafił wyczuć praktycznie gaz bez zapachu w powietrzu. Dlatego był człowiekiem wyjątkowym. Po pracy często chadzał na siłownię, uwielbiał to. Nazywał to często „pracą po rozrywce”. Jeckyll uwielbiał chemię, traktował swoją robotę jak zabawę. Radość sprawiało mu godzinne patrzenie, jak komórki dwóch z pozoru różnych substancji łączą się w większą, mocniejszą i bardziej wytrzymałą.

 

Jeckyll stał chwilę przed szafą. Miał dzisiaj ważne zebranie, dotyczące antidotum na tą tajemniczą zarazę grasującą w Europie, która zabiła już pół miliona ludzi na całym Starym Kontynencie. Patrzył na swoją dużą kolekcję garniturów, zastanowił się i wybrał stylowy, szary garnitur. Do tego dobrał zwyczajne, skromne, czarne pantofle. Potem przyszła pora na wybranie krawata. Uznał, że do szarego garnituru będzie pasował skromny, czarny krawat. Po założeniu wszystkiego poszedł z grzebieniem przed lustro, z zamiarem uczesania się i podziwiania swojego odbicia. Doktor miał narcystyczną naturę, uważał siebie za ideał. Miał jasne włosy sięgające mu ramion, prostokątną twarz z szerokim podbródkiem, ostro zakończony orli nos i nieskazitelnie białe zęby. Zadowolony stał chwilę i obracał się dookoła swojej własnej osi, zapatrzony w swoje odbicie. W końcu spojrzał na zegarek. Była szósta. Zebranie zaczynało się wprawdzie o siódmej, ale on musiał być wcześniej. Zabrał kluczyki do swojego samochodu, zamknął za sobą drzwi frontowe i zasiadł za kółkiem swojego niesamowicie drogiego, grafitowo czarnego i luksusowego samochodu.

 

Droga do laboratorium była dość przyjemna. By nie przedzierać się przez centrum miasta, Jeckyll wybrał okrężną drogę, przez obwodnicę. Może troszkę dłuższa jest droga, aczkolwiek nie marnowałby wtedy czasu na stanie w korkach. Do pracy przyjechał pół godziny przed zebraniem. Zaparkował samochód na specjalnym, strzeżonym parkingu, wysiadł i krokiem szefa poszedł do swojej pracowni. Od kilku dni pracował nad pewną próbką antidotum na tę dziwną zarazę. Zaszczepienie się miało pomóc w obronie przeciwko zainfekowanym komórkom, zapobiec zarażaniu innych. Jeckyll, w obawie przed wirusem, zaszczepił się jako pierwszy. Wierzył w swoje zdolności, bo jak taki ktoś, jak on, człowiek sukcesu, mógł popełnić błąd? Naukowiec, dotarłszy do biura, zabrał buteleczki z próbkami, leżące na biurku, zapakował je w specjalną walizeczkę do przenoszenia tego typu bagaży i pospiesznie wyszedł. Miał dwadzieścia minut na dotarcie na zebranie. Musiał się pospieszyć.

 

Gdy dotarł do Sali Konferencyjnej, wszyscy członkowie zarządu siedzieli już na swoich miejscach dookoła okrągłego stołu, czekali tylko na niego i jego rewolucyjne wyniki badań. Zajął miejsce zarezerwowane dla niego, gdy odezwał się najstarszy, pomarszczony i całkowicie bezwłosy człowiek, ubrany w czarny garnitur w granatowe paski. Poproszono go, by zaczął swoją prezentację na temat tej nowatorskiej szczepionki. Jeckyll nabrał powietrza, wyjął materiały pomocnicze do jego mowy. Jego słowa wywołały dość pozytywne komentarze ze strony zebranych ludzi. Miał już pokazywać działanie szczepionki na sztucznie wyhodowanym organie ludzkim, by udowodnić, że nie zagraża ludzkiemu życiu, gdy rozbolał go brzuch, zaczęło mu się kręcić w głowie, upadł. Gdy wstał poprosił o chwilę przerwy, bo złapała go chyba jakaś niestrawność żołądkowa. Wybiegł szybko z pomieszczenia, udał się do najbliższej toalety. Gdy zamknął drzwi, niestrawność przeszła jakby ręką odjął. Jeckyll zdziwił się, nie wiedział co się stało. Już miał wychodzić, gdy rozbolała go głowa. A następnie poczuł, jakby jego skóra była odrywana z jego ciała, kawałek po kawałku. Gdy nagle usłyszał cichy, ponury głos.

 

– No no no… Czyż to nie sam szanowny Doktor Jeckyll? Kandydat do nagrody Nobla, wynalazca odkrywczej szczepionki, trele-morele i inne sprawy, prawda? Prawda.

 

– Kim… Kim jesteś? Czego chcesz? Gdzie jesteś, czemu ja cię nie widzę? – Spytał roztrzęsiony chemik.

 

– Och… Ja jestem w Tobie. Możesz mi mówić… Pan Hyde. I nie masz już po co wracać do tamtej sali pełnej ludzi… A raczej, była pełną ludzi. Chcesz to sprawdź. Lepiej zadzwoń na policję, hi hi. Bo inaczej będziesz miał kłopoty, hehehe!

 

 

 

Wydarzenia z wczorajszego dnia przeraziły Jeckylla. Wystarczy powiedzieć, że gdy wrócił do Sali Konferencyjnej, zastał w niej dużo zakrwawionych ciał porozrzucanych po całym pomieszczeniu. Wyglądało to tak, jakby na każdego rzucił się jakiś dziki tygrys, nie dając możliwości ucieczki dla ofiary i reszty. Doktor podszedł do biurka, spakował szczepionki i zadzwonił na policję. Uznał, że nie ma sensu powiadamiać pogotowia, gdy wszyscy ludzie byli martwi. Czekało go jeszcze złożenie zeznań dla funkcjonariusza, oczywiście nic nie mówił o tym tajemniczym Panie Hyde. Po wszystkim roztrzęsiony i całkowicie przerażony Jeckyll nie był w stanie prowadzić samochodu, bał się, że spowoduje wypadek. Zadzwonił po taksówkę, która odwiozła go do domu.

 

Zaczął dzwonić telefon. Darł się wniebogłosy, Jeckyll jeszcze nie obudził się do końca, szukał go po całym pokoju. Okazało się, że właściciel firmy, który ma z nią tak mało wspólnego, zarządził, by dzisiaj o dziewiątej wszyscy nadzorcy działów w firmie przyszli na jakieś tajemne spotkanie. Nie wiedział o co chodzi, ale musiał się stawić. Po tym wszystkim bał się, że taka historia, jak wczoraj, się powtórzy. Ale jednak pojechał.

 

Stał w tym dużym, zatłoczonym pomieszczeniu, nie znał tam nikogo. Nie siadał, bo prawdę mówiąc nie było tam krzeseł. Stał oparty o ścianę, czekał, aż pojawi się właściciel i powie, o co chodzi. Dużo czasu nie minęło, gdy spocony, gruby mężczyzna po czterdziestce prawie wpadł do gabinetu. Przywitał się z obecnymi, powiedział o sprawie z wczoraj. Chciał, by z ich grona wybrać prezesa spółki. Miało odbyć się głosowanie. Jeckyll zagłosował na jedyną jako tako znaną mu osobę, Catie z PR. Po niecałej godzinie policzono głosy. Dużo ich nie było. Jakież było zdziwienie Jeckylla, gdy dowiedział się, że prawie został prezesem, przegrał jedynie jednym głosem. Jego koleżanka została prezeską całej firmy. Doktor wprawdzie nieco się zachmurzył, że nie wygrał, ale chcąc pogratulować jej wygranej, zaprosił ją na kawę. Catie przyjęła zaproszenie, pojechali samochodem Jeckylla do najlepszej i najbardziej prestiżowej kawiarni w mieście, spędzili razem miłe popołudnie. Później doktor odwiózł znajomą do jej domu i odjechał.

 

W domu złapał go poważny ból brzucha, jakaś niestrawność. Obolały, doczłapał się do kuchni, wyjął z szafki tabletkę i popił ją niegazowaną wodą mineralną. Ale to nie pomogło. Pobiegł do toalety, czuł, że zaraz wypluje swoje wnętrzności. Ale znów, tak jak wtedy, gdy już miał otwierać drzwi, cała przypadłość mijała. Znów usłyszał tego tajemniczego Pana Hyde.

 

– Och, och! Witaj, witaj! Znów mamy okazję do spotkań, jakże ja się cieszę! – Wykrzyknął nagle cichy głos w głowie Jeckylla

 

– Znowu ten głos… Czy to się nigdy nie skończy? – Zadał sobie pytanie Jeckyll.

 

– Nie, doktorku. To już się nigdy nie skończy. Jesteś skazany na mnie na zawsze… Tak jak ja na ciebie. Chcesz wiedzieć co się dzieje? Dbam o twoje życie. Tamci ludzie. Ja ich zabiłem. Jak? I dlaczego, pytasz? Chcieli cię wykorzystać. Zabrać całe badania. Przypisać sobie zasługi. Wiesz o tym, że by to zrobili. A teraz… Teraz oglądaj wiadomości o dwudziestej, będziesz dość pozytywnie zaskoczony. Brawo, szefie! – Wyjaśnił słodkim głosikiem Pan Hyde.

 

– Co zrobiłeś? Jak ich zabiłeś? Jesteś w mojej głowie. Nie możesz wyjść. I ja nie jestem szefem, jest nim Catie… Cholera! Jeśli coś jej zrobiłeś…

 

– To co? Co mi zrobisz? Zabijesz? Hihihi, jestem częścią ciebie. Nie zniszczysz mnie. Spójrz w lustro. Ujrzysz przez ułamek sekundy moje oblicze. Pozwolę ci, hihihihihi… – Odpowiedział, jakby oddalając się. Jeckyll szybko rzucił okiem na lustro. Ukazała mu się wyższa od niego o głowę postać, umięśniona, na całym ciele miała blizny. Ale najgorsza była twarz. Wyglądała tak, jakby nie miała skóry. Była pokryta jakby krwawą maską, oczy były identyczne jak jego własne. Jasne, długie włosy pokryła krew. Nie zajęło to dużo czasu, doktor zorientował się, że widział swoje demoniczne odbicie. Pan Hyde był prawdziwy. Nie wiedział tylko, co mogło go ożywić, sprawić że istniał naprawdę. I chciał wiedzieć, co się stało Catie. Jeśli ten cały demon coś jej zrobił…

 

Czas do wieczornych wiadomości minął mu dość nieprzyjemnie. Zastanawiał się, czy on nie zwariował czasami. Zdawało mu się, że na fotelu obok siedział wygodnie Pan Hyde, w długim płaszczu pokrytym krwią. Wydawało mu się, że się ktoś do niego uśmiecha. Bał się.

 

W końcu nadeszła dwudziesta. Usłyszał znaną mu już melodyjkę, czekał aż coś powiedzą na temat okolicy. Powiedzieli na końcu.

 

– Z przykrością powiadamiamy o brutalnym mordzie na niejakiej Catie Vinemoore, która miała przyjemność dzisiaj objąć stanowisko prezesa w firmie NeoPharm, po tajemniczej śmierci wszystkich członków zarządu. Kobieta została pocięta na kawałki, następnie porozrzucana po ulicy przed domem. Następnie sprawca udał się do baru naprzeciwko, tam zabił trzy osoby wyrywając im serca za pomocą rąk. Wszystko zarejestrowały kamery, w pewnym momencie morderca wydawałoby się, że uśmiecha się do kamery. Jeśli ktokolwiek zobaczy tego człowieka, – tu pokazuje się zdjęcie człowieka złudnie podobnego do Pana Hyde – niech natychmiast powiadomi policję i nie próbuje go zatrzymywać. Mężczyzna nie potrzebuje widać broni, by być zabójczo skutecznym. Uczcijmy pamięć o pani Vinemoore minutą ciszy…

 

Jeckyll zawył. Niczym wilk zapędzony w pułapkę. Wiedział, że już tego nie zatrzyma. Pan Hyde był realny. Ale jak on mógł być prawdziwy? Przecież to wymysł jego wyobraźni! To nielogiczne, pomyślał. Uznał, że to wszystko jest złym snem. Jak jutro się obudzi, wszystko wróci do normy, będzie wszystko w porządku z powrotem. Rozebrał się szybko. Nie miał siły, by przebierać się w piżamę, spał w bieliźnie. Runął na łóżko. Od razu pogrążył się w objęciach Morfeusza.

 

Następnego dnia, gdy jechał do pracy samochodem, włączył radio. „Seria zabójstw wstrząsa całym Londynem. Dziwny, wysoki i długowłosy mężczyzna poszukiwany. Zostawił wiadomość przy ciałach. Ostrzegał w niej, że nie zaprzestanie swojej działalności. Kazał również nazywać się Panem Hyde. Zabawnie brzmi, ale to groźny psychopata. Portret tego człowieka znajdą państwo na naszej stronie…” Jeckyll natychmiast wyłączył. Z całkowicie zepsutym humorem pojechał do pracy.

 

Z duszą na ramieniu Doktor pojechał do firmy, cały czas myślał o tej całej sprawie z Panem Hyde. Zastanawiał go fakt, jakim cudem on był realny, co może uwalniać zło ze sfery duchowej. Gdy zamknął drzwi swojej pracowni zapomniał jednak o całym demonie, bo musiał sprawdzić, czy jego próbki jeszcze nadają się do stosowania, po tak długim czasie poza lodówką. Ku jego zdziwieniu, próbka wszczepiona w sztuczne ciało spowodowało rozbicie wewnętrzne, wszystkie komórki co chwila zmieniały swoją budowę. Wiedział już, że ta szczepionka jest skuteczna przeciwko tamtej europejskiej zarazie, ale też to ona stworzyła Pana Hyde. Wyzwoliła potwora, całkowite zło.

 

Niedawne odkrycie załamało Jeckylla. Mężczyzna myślał, że jest prawdziwym odkrywcą przełomowego leku, który wyzwoli całe narody, dzięki któremu zyska światową sławę, bogactwo i szacunek. Nie mógł uwierzyć w swoją porażkę. Niby tak, szczepionka uchroni przed chorobami, ale jednocześnie uwolni wielkie zło kryjące się w człowieku. Musiał szybko opracować antidotum. Coś, co uwolni go od ciężaru Pana Hyde’a. Musiał się brać do roboty, nie mógł siedzieć bezczynnie. To on był sprawcą ostatnich, paskudnych morderstw. Wszystko było w jego rękach. Jeśliby zawiódł, przyniósłby zniszczenie dla całego Londynu, a kto wie, może nawet dla całego świata!

 

Jeckyll siedział przy biurku, odmierzając różne składniki jego antidotum, gdy do jego gabinetu bez pukania wszedł właściciel firmy. Spytał go, czy chciałby zostać prezesem. Powiedział, że pytał już kilka osób, żadna się nie zgodziła po tym, co się przydarzyło dla Catie. Doktor uznał, że to okaże się dla niego sporym zyskiem, nie pomyślał o tym, że coś może mu się stać, gdy przyjmie tę posadę. Dlatego od razu się zgodził, ucieszony mężczyzna ochoczo potrząsnął ręką Jeckylla i wyszedł oznajmić dla reszty świata, że wynalazca szczepionki na Plagę Europejską został prezesem całej firmy.

 

Godzinę później Jeckyll uznał że skończył swoje lekarstwo. Zależało od tego całe jego i innych życie. Usłyszał jakieś krzyki od strony ulicy, nie przejął się nimi. Napełnił tajemniczą, zielonkawą substancją strzykawkę, z zamiarem wstrzyknięcia jej sobie, gdy usłyszał głos Pana Hyde.

 

– Wstrzymaj się, doktorku. Zatrzymaj. Nie wolno ci tego robić. Nie rób tego! Nieeeee! – Powiedział demon cichym, ukrywającym w sobie groźbę głosie.

 

– A dlaczego nie? Dlaczego nie mogę? Mogę zrobić wszystko, to moje życie! Ty jesteś tylko kreacją z mojej wyobraźni! Nie masz prawa istnieć! Nie masz! Hahahahah, nie masz prawa życ! Nie masz! Haaahahaaaaa – Oszalałym głosem zaczął wydzierać się Jeckyll, raz po raz wbijając strzykawkę w żyłę, pryskając dookoła tajemniczą substancją wymieszaną z własną krwią. W końcu wycieńczony doktor upadł na podłogę. Nikt nie przyszedł mu pomóc. Doktor zmarł, stracił za dużo krwi. Również serie tajemniczych, okrutnych morderstw ustały. Pan Hyde zniknął, pamięć o nim znikła razem z Jeckyllem.

 

Dalsze losy szczepionki były dość ciekawe. Firmę sprzedano, ale były właściciel zabrał ze sobą ostatnie trzy egzemplarze szczepionki. Zamierzał je wysłać dla swojej córki, która wyprowadziła się z Anglii, zamieszkała w Berlinie razem ze swoim mężem, Hansim. Dostał ostatnio list, że jej ukochany zachorował na tę tajemniczą zarazę i poprosiła w nim o pomoc, wiedziała że jego firma zajmuje się lekami. Gdy dostała te, wydawałoby się, życiodajne substancje, od razu je zaaplikowała leżącemu w jej domu mężczyźnie. Następnego dnia był on już w doskonałym humorze, mógł już swobodnie i bez żadnego wysiłku się poruszać. Ale coś dziwnego się z nim działo. Często miewał bóle brzucha, chodził do łazienki. Ponoć to są skutki uboczne, tak napisał jej ojciec, ale nie powinna się tym martwić. Powinna za to być ostrożniejsza, ponieważ na jej osiedlu jakiś psychopata zaczął zabijać niewinnych ludzi…

Koniec

Komentarze

Ostatnie zdanie: "Powinna za to być ostrożniejsza, ponieważ na jej osiedlu jakiś psychopata zaczął zabijać niewinnych ludzi…" - jejku, czyżby to był Hyde? Całość równie niezdarna jak ostatnie zdanie. 

Niestety, to nie był pan Hyde. Jeślibyś przeczytał cały tekst dokładnie, tobyś wiedział, że powstanie Hyde'a właśnie te szczepionki wywołały. A Jeckyll, w momentach, w których jego alter ego przejmowało kontrolę, miał dokładnie tak samo, jak Hansi - bóle brzucha, niestrawności. Ale jeśli jest niezdarne... No cóż. Czy mógłbym wiedzieć, co powinienem w tym poprawić, by otrzymać pozytywne uwagi od Ciebie? ;)

Tekst raczej poprawny gramatycznie i ortograficznie. To już coś. Dużo powtórzeń, ale to jeszcze dałoby się przeżyć.

Zniechęciły mnie błędy merytoryczne. Antybiotyk i przeciwciało nie są synonimami. Antidotum to odtrutka (podawana, żeby zwalczyć truciznę), a nie lekarstwo na chorobę. Komórki to malutkie kawałki organizmu, a nie substancji. Substancja składa się z cząsteczek i żeby patrzeć, jak one się łączą, trzeba mieć nielichy mikroskop, a pewnie i kamerę, która robi potworną ilość zdjęć na sekundę. Wątpię, że taki sprzęt istnieje na ziemi. Człowiek, który musi wcześnie wyjść do pracy, żeby zarobić na chleb, nie ma dużej kolekcji garniturów ani luksusowego samochodu.

Babska logika rządzi!

Autorze, z pewnością masz rację co do pochodzenia pana Hyde'a. Pozwól sobie jednak powiedzieć, że tekst bardzo mocno mnie zachęcał do opuszczania zdania tu, zdania tam, a nawet niektórych akapitów. Czemu? Wezmę przykładowy fragment: 

1. Stał w tym dużym, zatłoczonym pomieszczeniu, nie znał tam nikogo. - nie znał ŻADNEGO z nadzorców działów (cokolwiek to oznacza) w firmie, gdzie pracuje? I ile właściwie działów ma ta firma, skoro duże pomieszczenie było aż "zatłoczone"?

2. Nie siadał, bo prawdę mówiąc nie było tam krzeseł. - "prawdę mówiąc" źle użyte.

3. Jeckyll zagłosował na jedyną jako tako znaną mu osobę, Catie z PR. - a, więc jednak kogoś znał:)

4. Po niecałej godzinie policzono głosy. Dużo ich nie było. - hmm... duże, zatłoczone stojącymi ludźmi pomieszczenie, liczenie głosów zajęło godzinę - obstawiałbym nawet ze dwie setki. Skąd więc "dużo ich nie było"?

5. Jakież było zdziwienie Jeckylla, gdy dowiedział się, że prawie został prezesem, przegrał jedynie jednym głosem. - więc mu specjalnie nie zależało na prezesowaniu, tak to przynajmniej zrozumiałem: że zdziwił się, że aż tylu go poparło. Kłóci się to z...

6. Jego koleżanka została prezeską całej firmy. Doktor wprawdzie nieco się zachmurzył, że nie wygrał, ale chcąc pogratulować jej wygranej, zaprosił ją na kawę. - z tym. 

7. Catie przyjęła zaproszenie, pojechali samochodem Jeckylla do najlepszej i najbardziej prestiżowej kawiarni w mieście, spędzili razem miłe popołudnie. Później doktor odwiózł znajomą do jej domu i odjechał. - czyli koleżanka, szefowa działu PR normalnie jeździ autobusem?

 

Cały ten akapit to o wiele zbyt szczegółowy zapis sytuacji, której detale nie mają najmniejszego znaczenia dla reszty fabuły. Równie dobrze mogłeś zacząć opowiadanie od "Doktor Jeckyll wstał wcześnie. Leżąc na plecach spojrzał w lewo... spojrzał w prawo... Wstał i poszedł do łazienki, gdzie umył zęby, a potem twarz. Nie musiał brać prysznica, bo wczoraj wieczorem był w saunie. Jego gęste czarne włosy miały naturalny przedziałek po prawej stronie, ale Doktor postanowił dziś przenieść go na lewą. Tak zrobił." I tak dalej. Widzisz? Podobnych opisów jest u Ciebie kilka. Wdajesz się w niepotrzebne szczegóły. Całe opowiadanie napisałeś naiwnym, szkolnym językiem. 

 

Nie chcę byś pomyślał, że wyzłośliwiam się na siłę. Nie. Sam spójrz ile znalazłem potknięć w wybranym na chybił-trafił akapicie. Jeśli z moimi spostrzeżeniami się nie zgadzasz - Twoja sprawa. Może niektóre są bez sensu. Ale możesz też wziąć je sobie do serca i pisać z uwzględnieniem ich. Pozdrawiam!

Doktor Jeckyll wstał wcześnie. Musiał wcześnie wyjść, by zarobić jakieś pieniądze na chleb. Mężczyzna był chemikiem, pracował w dziale antybiotyków, czyli wymyślał, jakich przeciwciał użyć, by taki syrop na kaszel był skuteczny, jednocześnie nie niszcząc narządów wewnętrznych. => z tego wynika, że wczesne wstawanie było dla niego normalne i zarabiał na chleb jako chemik. Toteż pisanie "Musiał wcześnie wyjść, by zarobić jakieś pieniądze na chleb." nie pasuje - pasowałoby raczej, gdyby pracował dorywczo.

Dużo różnych doświadczeń i eksperymentów uczyniły jego zmysł węchu doskonałym. Potrafił wyczuć praktycznie gaz bez zapachu w powietrzu. => jakoś nie jestem przekonany. To tak jakby ktoś o słuchu absolutnym był w stanie usłyszeć 4'33" :D

Potrafił wyczuć praktycznie gaz bez zapachu w powietrzu. Dlatego był człowiekiem wyjątkowym. Po pracy często chadzał na siłownię, uwielbiał to. Nazywał to często „pracą po rozrywce”. Jeckyll uwielbiał chemię, traktował swoją robotę jak zabawę. => straszliwie urywane zdania.

Radość sprawiało mu godzinne patrzenie, jak komórki dwóch z pozoru różnych substancji łączą się w większą, mocniejszą i bardziej wytrzymałą. => z lekcji chemii (i biologii) wiemy, że komórki są domeną organizmów, nie substancji.

Patrzył na swoją dużą kolekcję garniturów, zastanowił się i wybrał stylowy, szary garnitur. => powtórzenie.

Potem przyszła pora na wybranie krawata. Uznał, że do szarego garnituru będzie pasował skromny, czarny krawat. => kolejne powtórzenie.

W ogóle cały ten akapit nie bardzo pasuje, zbyt szczegółowy jest opis. No i jako fan Top Gear nie mogę przejść do porządku dziennego nad określaniem samochodu tylko po kolorze ;)

Zaparkował samochód na specjalnym, strzeżonym parkingu, wysiadł i krokiem szefa poszedł do swojej pracowni. => czym się taki krok charakteryzuje?

Miał dwadzieścia minut na dotarcie na zebranie. Musiał się pospieszyć. => skoro był w tym samym budynku, w dwadzieścia minut zdążyłby bez problemu.

Gdy dotarł do Sali Konferencyjnej, wszyscy członkowie zarządu siedzieli już na swoich miejscach dookoła okrągłego stołu, czekali tylko na niego i jego rewolucyjne wyniki badań. => może lepiej "wyniki jego rewolucyjnych badań"?

Zajął miejsce zarezerwowane dla niego, gdy odezwał się najstarszy, pomarszczony i całkowicie bezwłosy człowiek, ubrany w czarny garnitur w granatowe paski. Poproszono go, by zaczął swoją prezentację na temat tej nowatorskiej szczepionki. => tego w garniturze w granatowe paski poproszono? może jakieś nazwisko by mu się przydało? albo stopień naukowy?

Miał już pokazywać działanie szczepionki na sztucznie wyhodowanym organie ludzkim, by udowodnić, że nie zagraża ludzkiemu życiu, gdy rozbolał go brzuch, zaczęło mu się kręcić w głowie, upadł. => nie bardzo załapałem, jaki mniej więcej jest rok, więc nie jestem pewien czy sztucznie wyhodowane organy już są. Bo w naszych czasach chyba jeszcze nie ma.

Gdy wstał poprosił o chwilę przerwy, bo złapała go chyba jakaś niestrawność żołądkowa. => niestrawność z definicji dotyczy żołądka.

Wydarzenia z wczorajszego dnia przeraziły Jeckylla. Wystarczy powiedzieć, że gdy wrócił do Sali Konferencyjnej, zastał w niej dużo zakrwawionych ciał porozrzucanych po całym pomieszczeniu. => znaczy już jest następny dzień? Całą noc w toalecie przesiedział? Poza tym "wydarzenia wczorajszego dnia".

Jeckyll zagłosował na jedyną jako tako znaną mu osobę, Catie z PR. Po niecałej godzinie policzono głosy. Dużo ich nie było. Jakież było zdziwienie Jeckylla, gdy dowiedział się, że prawie został prezesem, przegrał jedynie jednym głosem. Jego koleżanka została prezeską całej firmy. => nie wiedziałem, że w korporacjach panuje tak wspaniała demokracja.

- Nie, doktorku. To już się nigdy nie skończy. Jesteś skazany na mnie na zawsze… Tak jak ja na ciebie. Chcesz wiedzieć co się dzieje? Dbam o twoje życie. Tamci ludzie. Ja ich zabiłem. Jak? I dlaczego, pytasz? Chcieli cię wykorzystać. => gdzieś chyba przeoczyłem, żeby Jeckyll o to pytał.

- Z przykrością powiadamiamy o brutalnym mordzie na niejakiej Catie Vinemoore, która miała przyjemność dzisiaj objąć stanowisko prezesa w firmie NeoPharm, po tajemniczej śmierci wszystkich członków zarządu. Kobieta została pocięta na kawałki, następnie porozrzucana po ulicy przed domem. Następnie sprawca udał się do baru naprzeciwko, tam zabił trzy osoby wyrywając im serca za pomocą rąk. Wszystko zarejestrowały kamery, w pewnym momencie morderca wydawałoby się, że uśmiecha się do kamery. => niezłe śledczy mają metody, że tak szybko zdołali zrekonstruować wydarzenia.

Ku jego zdziwieniu, próbka wszczepiona w sztuczne ciało spowodowało rozbicie wewnętrzne, wszystkie komórki co chwila zmieniały swoją budowę. Wiedział już, że ta szczepionka jest skuteczna przeciwko tamtej europejskiej zarazie, ale też to ona stworzyła Pana Hyde. Wyzwoliła potwora, całkowite zło. => sztuczne ciało?  A co do "europejskiej zarazy" - brytyjczycy prędzej nazwaliby ją "kontynentalną" - bo do Europy się zaliczają, ale do kontynentu już nie (ciągle podkreślają, że są wyspiarzami)

Pewnie wyszedłem na nieziemsko czepliwego, a nie wypisałem wszystkich błędów, jakie rzuciły mi się w oczy. Nie bardzo widze w tym opowiadaniu jakiś odkrywczy pomysł - jest to w zasadzie kalka z oryginalnego Jeckylla, całość wydaje się też trochę nieprzemyślana.

Ale nie poddawaj się, ćwicz i pisz dalej. Chętnie przeczytam kolejny Twój tekst, gdy się trochę podciągniesz w pisaniu.

Pozdrawiam.

     Obawiam się, że zaszło nieporozumienie. Historia o dr Jekyllu i panu Hyde już została napisana. Nie trzeba było tworzyć jej od nowa. Żadnej nowej wersji.

     Twoje opowiadanie jest szalenie naiwne, w dodatku fatalnie napisane. Poza wymienionymi błędami jest masa powtórzeń, wiele bardzo źle zudowanych zdań.

     Jakieś dwa miesiące temu sugerowałam, byś więcej czasu poświęcił na naukę języka polskiego i czytanie. Ponieważ nie ma żadnej poprawy w porównaniu z tamtym tekstem, moja sugestia pozostaje aktualna.

       

„Radość sprawiało mu godzinne patrzenie…” –– Co to jest godzinne patrzenie?

 

 „Miał jasne włosy sięgające mu ramion…” –– Czy włosy mogły sięgać ramion komuś innemu?

 

„Zabrał kluczyki do swojego samochodu, zamknął za sobą drzwi frontowe i zasiadł za kółkiem swojego niesamowicie drogiego, grafitowo czarnego i luksusowego samochodu”. –– …grafitowo-czarnego i luksusowego samochodu. Powtórzenie.

 

„…wysiadł i krokiem szefa poszedł do swojej pracowni”. –– Mnie także zaintrygował krok szefa.

 

„Gdy dotarł do Sali Konferencyjnej…” –– Czym sala konferencyjna zasłużyła sobie, by pisać o niej wielkimi literami?

 

„…odezwał się najstarszy, pomarszczony i całkowicie bezwłosy człowiek…” –– Wiadomo na pewno, że był bezwłosy i nie miał brwi, rzęs, że o owłosieniu intymnym, niewidocznym pod ubraniem, nie wspomnę? Bo może był tylko łysy?

 

„I nie masz już po co wracać do tamtej sali pełnej ludzi… A raczej, była pełną ludzi”.

–– Co to jest sala była pełną ludzi?

 

„…nie dając możliwości ucieczki dla ofiary i reszty”. –– Czy ktoś uciekał nie dając na ofiarę i nie czekając na resztę? ;-)

 

„Czekało go jeszcze złożenie zeznań dla funkcjonariusza…” –– Czekało go jeszcze złożenie zeznań funkcjonariuszowi

 

„…oczywiście nic nie mówił o tym tajemniczym Panie Hyde”. –– …oczywiście nic nie mówił o tym tajemniczym panu Hyde.

Uwaga dotyczy także następnych przypadków, pan nie Pan.

 

„…gruby mężczyzna po czterdziestce prawie wpadł do gabinetu”. –– Czy gruby mężczyzna był prawie po czterdziestce, czy prawie wpadł do gabinetu? ;-)

 

„Obolały, doczłapał się do kuchni…” –– Obolały, doczłapał do kuchni

 

Wykrzyknął nagle cichy głos w głowie Jeckylla” –– Sprzeczność. Jeśli wykrzyknął, to nie był cichy. Brak kropki na końcu zdania.

 

„Kobieta została pocięta na kawałki, następnie porozrzucana po ulicy przed domem”. –– Rozrzucona została kobieta, czy raczej to co z niej zostało? ;-)

 

„…tu pokazuje się zdjęcie człowieka złudnie podobnego do Pana Hyde…” –– Czemu miało służyć zdjęcie mylnie podobne do pana Hyde?

tu pokazuje się zdjęcie człowieka łudząco podobnego do pana Hyde

 

„Nie miał siły, by przebierać się w piżamę, spał w bieliźnie. Runął na łóżko”. –– Jak to możliwe, że najpierw zasnął a potem runął na łóżko? Może zasnął na stojąco? ;-)

 

„Z duszą na ramieniu Doktor pojechał do firmy…” –– Dlaczego doktor jest wielką literą?

 

„…po tym, co się przydarzyło dla Catie”. –– …po tym, co się przydarzyło Catie.

 

„…wyszedł oznajmić dla reszty świata…” –– …wyszedł oznajmić reszcie świata

 

„…wynalazca szczepionki na Plagę Europejską…” –– …wynalazca szczepionki na plagę europejską

 

„Godzinę później Jeckyll uznał że skończył swoje lekarstwo”. –– Prawdopodobne największa bzdura w tym tekście.

 

„Napełnił tajemniczą, zielonkawą substancją strzykawkę, z zamiarem wstrzyknięcia jej sobie…” –– Czy chciał wstrzyknąć sobie strzykawkę wypełnioną zielonkawą substancją?

 

„Powiedział demon cichym, ukrywającym w sobie groźbę głosie”. –– Powiedział demon cichym, ukrywającym w sobie groźbę, głosem.

 

Hahahahah, nie masz prawa życ!” –– Ha ha ha ha, nie masz prawa żyć!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie jest niestety wtórne. Zmienione tło i w zasadzie nic innego.

Brak konsekwencji np: jeżeli zabił kilka osób rozrywając na kawałki, to musiał mieć na sobie jakieś ślady krwi. Czyli po przemianie powinno być widać te ślady na Jeckyllu, a on spokojnie dzwoni na policję i składa zeznania. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia i nikt nic nie zauważył. Raczej mało wiarygodne.

Nowa Fantastyka