- Opowiadanie: szisza - Strefa Mgły (2)

Strefa Mgły (2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Strefa Mgły (2)

W Strefie Mgły teleportować mogę siebie i innych z każdego miejsca, ale tylko do trzech punktów: na Polanę Spotkań, pod Bramę Piekielną i pod Wrota Czyśćca. Jako Przewodnik przy odrobinie skupienia potrafię mniej więcej wyczuć, gdzie znajdują się przybyli do Strefy "goście". Wysondowałam, że zbiegłe Animusy przebywają najbliżej Wrót Czyśćca, dlatego wraz z Risusem przenosimy się tam. Zawsze w tym miejscu czuję się nieswojo. Wrota Czyśćca wyglądem swym nie odbiegają niczym od zwykłych drewnianych drzwi z żelazną obudową. Po środku nich znajduje się również zwyczajna, prosta kołatka z metalu. Dziwne wydaje się tylko to, że drzwi te są wkomponowane w skalną ścianę. Pewnie dla kogoś komu nie było dane przebyć krętych ścieżek Strefy Mgły te drzwi nie dawały nadziei na trafienie do lepszego miejsca. Jednak za każdym razem, gdy docieram tu wraz z Animusem wcale nie jest on rozczarowany wyglądem wrót. Widząc ich prostotę i surowość podświadomie czują, że to właściwe drzwi. Wędrówka we mgle otwiera im oczy na to co ważne. Przykładowo, że nie wolno oceniać tego co nas otacza jedynie po pozorach. Natomiast ja – wszystkimi zmysłami – czuję moc drzemiącą za tymi drewnianymi wrotami. Moc, która napawa mnie niezrozumiałym lękiem i tęsknotom. Za każdym razem, gdy uchylały się przed Animusem, czułam jak wewnątrz mnie budzi się jakaś nieokreślona energia, która napełnia mnie siłą i światłem. To wszystko znikało w momencie, gdy zamykały się one za kolejną uratowaną (choć jeszcze nie zbawioną) duszą.

Teraz stojąc wraz z aniołem ciemności czuję delikatne ciarki na plecach. Odnoszę wrażenie, że nie na miejscu jest przebywanie tu bez Animusa, czy bez wezwania od aniołów światłości, które to opiekują się miejscem po drugiej stronie wrót.

 

 

"Głupie uczucie, co?" – wysyła mi myśl Risus ruszając we mgłę.

 

 

"Słucham?"

 

 

"No, te drzwi emanują Lucis[1]. A jak wiesz tacy jak ja wolą wstrząśniętą, nie zmieszaną Umbre[2]" – uśmiecha się łobuzersko.

 

 

"Jakie to uczucie zetknąć się z Lucis dla fana Umbre?" – pytam zaciekawiona.

 

 

"Trochę jak łaskotanie" – spogląda na mnie z uśmiechem, lecz jego oczy przez moment (jeśli to nie było złudzeniem) wyrażają tęsknotę. – "Łaskotki bywają torturą…"

 

 

Jego ton niby żartobliwy podszyty jest nutą powagi. Nigdy go jeszcze takiego nie słyszałam ani nie widziałam. Może jednak ciemność nie do końca pochłonęła jego jestestwo.

 

 

"A Ty co czujesz? " – pyta niby od niechcenia.

 

 

"Tęsknotę.." – odpowiadam bez zastanowienia, za co wyzywam się w duchu.

 

 

Jednak Risus nie wybucha śmiechem, jak się tego spodziewam. Natomiast wysyła mi dziwną myśl:

"Tęsknota za czymś czego się w życiu nie poznało, to odzywa się człowieczeństwo, które jeszcze w Tobie zostało. Bo tylko człowieka skusi coś co nawet istnieć nie musi."

Szalona ta myśl ma w sobie jakąś mądrość. Bo czy człowiek nie tęskni podczas swego życia za lepszym? Czy nie kusi go życie wieczne? Niebo? Zawsze zadziwia mnie przenikliwość Risusa, którą tak prawie do perfekcji ukrywa pod płaszczem błazna i wariata.

 

 

Macki mgły falują nie znacznie pod wpływem wyzwolenia jakiejś energii. Te drgania mogę wyczuć tylko ja, gdyż w tym świecie jest mi ona poddana i posłuszna. Siłą mojej woli, potrafię ją rozwiać lub zagęścić. Jednak do tego potrzebuję energii[3], którą dostaję od aniołów, oczywiście po dostarczeniu im pod dane wrota przesyłki – Animusa. Za Jenny nic nie dostałam. Na szczęście nigdy nie wyczerpuję wszystkich swoich akumulatorów.

Żadna zmiana natężenia energii w Strefie Mgły oraz jej ruch nie ujdą mojej uwadze. Dzięki temu wiem, że nasi zbiegowie są blisko i co gorsza, że udało im się wypuścić bestie.

 

"Jest problem" – informuje anioła.

 

 

"Bez problemów nie było by dobrej zabawy" – chichocze.

 

 

"Pajac" – wzdycham teatralnie, po czym dodaję – "Uwolnili bestie."

 

 

"Bestie?!" – spogląda na mnie z powagą, po czym wybucha szalonym śmiechem – "Czyli to nie zabawa, ale istna biba!"

 

 

Jego optymizm działa mi na nerwy. Co prawda jest aniołem ciemności i nie powinien mieć trudów z spacyfikowaniem dwóch grzesznych duszy, ale bestie to już nie przelewki. To potwory o wielkiej sile i zaskakującej szybkości. Kryją się one w Animusach. Z tego co mi wiadomo Strefa Mgły wyzwala te stworzenia z kłębowiska złych myśli, złośliwości, okrucieństwa i jakiegokolwiek mroku tkwiącego w sercu. Zadaniem moich podopiecznych jest pokonać je. Najniebezpieczniejsze potwory poznane przeze mnie należały do dusz, które później trafiły do Piekieł. Animusy takie były ogromnie związane ze swoimi bestiami, a te chroniły i podporządkowywały się im. Potwory, z którymi mieliśmy się spotkać zapowiadały się jeszcze gorzej. Bowiem przebywając w Piekłach na wchłaniały się dużo energii typu Umbre. Należało mieć nadzieję, że rozmiar pewności siebie anioła dosięga wielkości jego umiejętności bojowych. Czekała nas więc niezła "biba".

 

 

Zmierzając ku „czekającej nas przygodzie” poruszamy się teraz wolniej i ostrożniej. Wyczulone zmysły podpowiadają mi, że za chwile staniemy twarzą w twarz z zbiegami i ich zwierzątkami. Skupiam się i ciaśniej owijam płaszczem z mgły.

 

"Prawie zlałaś się z mgłą, Wyglądało to tak jakbyś znikła. Trudno mi jest teraz dojrzeć twoje oczy." – dziwi się Risus – "Ciekawy jestem Nebulo jakie sztuczki chowasz jeszcze w zanadrzu?"

 

 

Uśmiecham się na te słowa i już mam odpowiedzieć, gdy nagle we mgle przed nami porusza się jakiś kształt. Anioł chyba też go zauważa, bo szybkim ale pewnym i sprawnym ruchem wyciąga z coleusa[4] Nocti-Gladiusa[5]. Po czym zerka w moją stronę. Skinięciem głowy daje mi znak, że jest gotowy na spotkanie. Gdy spoglądam w jego oczy po plecach przechodzą mi ciarki. Zwykły ich błękit ustąpił bowiem miejsca kolorowi nieba w burzy. Jakby tego było mało przez te granatowoczarne tęczówki co pewien moment przelatuje – jakby to powiedzieć – iskra. To oczy człowieka obłąkanego… obłąkanego głodem krwi.

 

 

"Bibę czas zacząć" – uśmiecha się w jakiś taki żarłoczny sposób. To Risus jakiego jeszcze nie dane mi było poznać. Przerażający, dziki, pociągający…

 

 

Ruszamy w stronę cienia, który również porusza się ku nam. Po chwili kształt zaczyna się formować w cztery odrębne postacie. Mimo, że odległość wynosi tylko ze sto metrów trudno stwierdzić coś więcej, gdyż mgła nie pozwala dojrzeć szczegółów.

 

 

– Jestem Amens Risus! – wrzeszczy mój towarzysz stając w pozycji bojowej – Nakazuję wam paść na kolana, a oszczędzicie sobie niewyobrażalnego bólu!

 

 

"Widzę, że to tyle na temat: zwiększyć swoje szanse i zaatakować znienacka?" – kpię. Na co aniołowi warga unosi się w krzywym, sadystycznym uśmiechu. A ja po chwili dodaje – "Dobra skoro już i tak wiedzą, że tu jesteś to z chęcią się im przyjrzę".

 

 

Siłą woli sprawiam, że mgła wokół zbiegów się rozrzedza. Dzięki temu naszym oczom ukazuje się następujący widok: najpierw dwie bestie obok siebie a tuż za nimi dwa (niepozorne jak dla mnie) Animusy. Każdy ze stworów jest niepowtarzalny w swój paskudny sposób. Potwór po prawej ma wielkość młodego słonia. Z wyglądu jednak przypomina niedźwiedzia, choć z pyska to raczej kojota. Do tego szczerzy swe rekinie zęby. Futro tej bestii wygląda jakby ktoś poustawiał mu każdy włos na żel. Tak doprawdy są to igły, pewnie nasycone trucizną. Drugi zwierz jest mniejszy. Co w praktyce za zwyczaj oznacza szybszy i bardziej niebezpieczny. Wielkości cielaka, z pozoru przypomina wilka, jednak ruchy ma kocie, tak samo pazury i zęby (taki wilkokot). Wielkie zielone, przekrwione oczy utkwione ma w aniele. Jakby jego wzrok spocząłby na mnie to dostałabym dreszczy. Co gorsza czuje, że znając moje szczęście to jego oczy mają pewnie hipnotyzującą moc.

 

"Nie patrz bestii po lewej w oczy!" – wysyłam aniołowi myśl, tak na wszelki wypadek. Jest już za późno, gdyż Risus wpatruje się w oczy wilkokota, jego twarz obojętnieje, Nocti-Gladius wysmykuje się mu z dłoni i cicho upada na podłoże. "Cholera" – myślę.

 

 

– Ha! Mówiłem ci! W tym miejscu mamy przewagę nad skrzydlatymi! Co z nim zrobimy? To niezła szycha w Piekle a tu jest do naszej dyspozycji… – uśmiecha się dumnie jeden z Animusów do drugiego. Ten, który się odezwał jest wyższy od towarzysza i z tego co można wywnioskować z wyglądu, oraz tłukących się mu po głowie myślach, brutalniejszy i bardziej zepsuty. Emanuje on chyba mrokiem najgorszych zakamarków piekieł. Natomiast jego towarzysz na pierwszy rzut oka jest mniej zlowrogi i posiada w sobie jakieś dziwny magnetyzm.

 

 

"Hipnotyzujący" – rodzi mi się określenie w głowie, po czym wyskakuje kolejne. – "Manipulant".

 

 

To by wyjaśniało zdolności bestii. Jak już mówiłam potwór rodzi się ze zła wewnętrznego danej duszy. A w tej duszy pośród grzechów przeważało widocznie manipulowanie. I to plus energia Umbre w dużej dawce i wychodzi bestia o hipnotyzujących oczach.

 

 

"Jedynym pozytywem w tej sytuacji jest fakt, że chyba nie wiedzą w ogóle o moim istnieniu." – wzdycham w myślach.

 

 

– Mówiłeś, że musimy uważać – mówi niższy.

 

 

– Taa, w tym miejscu istnieje jeszcze przewodnik…

 

 

Coś mi się zaczęło wydawać, że nasze zbiegłe duszyczki dobrze się przygotowały.

 

 

– Twój następca, tak? – szepcze z podziwem (udawanym, bo słyszę jak w myślach wyzywa towarzysza od najgorszych) niższy, a jego słowa mrożą mi krew.

 

 

– Tak, kolejny z następców – dumnie odpowiada jego towarzysz. – Było ich wielu i wszyscy zasilają teraz miasta Czeluści. – Kolejna dająca mi nadzieję nowina. Chyba jest jakiś dzień dołowania mojej persony. – Ale aktualny przewodnik bardzo się tu zadomowił. Od dłuższego czasu panuje on już nad tą strefą. Jak już wspominałem za mojej kadencji była tu piękna, jak okiem sięgnąć pustynia.

 

 

– Powinniśmy się go obawiać?

 

 

– Myślę, że może stanowić problem. – mówi, a w myślach dodaje – Ale raczej nie duży, prawda przewodniku? Wiem, że jesteś gdzieś blisko, pewnie w tej mgle i czytasz myśli. Ujawnij się, a się dogadamy. Mam ci sporo do zaoferowania.

 

 

"Cholera jasna!" – myśli latają mi po głowie jak oszalałe. Miało być szybko i bez większych komplikacji, a tu wszystko na odwrót. – "Risus niech cię niebo oświetli[6]!"

 

 

Niezauważalnie dla przeciwników przybliżam się jak najbliżej anioła.

 

– Spuszczę z anioła energię – stwierdza nagle manipulant, po czym podchodząc do zahipnotyzowanego rzuca suchym żartem – Jest za bardzo nadmuchany.

 

 

Istoty w zaświatach bowiem egzystują dzięki energii. Z ran wypływa jej ciekła postać, która trochę przypomina krew. Jest jednak bardziej gęsta niż ta u żywych na Ziemi i ma odcień głębokiego mahoniu – podobno zdarzają się też chabrowe. Bez tej energii dana istota bardzo cierpi. Nie może się poruszać, ani porozumiewać. Po czym zapada w bolesny letarg, który można przerwać tylko wpompowując nowe pokłady energii. Oczywiście to podobno jest też bardzo nieprzyjemne i potrzeba wiele czasu, aby dojść całkiem do siebie.

 

 

Chęć upuszczenia energii mojemu towarzyszowi przechyla we mnie kielich goryczy. Po jego słowach akcja toczy się wartkim tempem. Manipulant bierze zamach sztyletem na bezbronnego Risusa, ale udaje mi się szybko podnieść porzucony i zapomniany miecz anioła. Blokuje atak. Brutal – eks-przewodnik – zaczyna coś krzyczeć, lecz nie skupiam się na jego słowach. Zdziwionego niższego Animusa odpycham, jak najdalej od mojego towarzysza. Po czym otaczam Risusa gęstą mgłą i odciągam od wrogów. Słyszę, że zbiegowie zaczynają się kłócić. To da mi czas aby spróbować wyrwać anioła z transu.

 

 

– Jak to do piekielnej mazi możliwe!? Co to było? – słyszę wściekły głos manipulanta.

 

 

– No jak do cholery myślisz? To ten przewodnik – odpowiada drugi.

 

 

– Czemu debilu nie mówiłeś, że on takie coś potrafi?

 

 

– A co ja do świetlistego serca wróżka? Skąd mam wiedzieć co dokładnie umie?!

 

 

– A co do Lucis[7] wiesz?

 

 

– Więcej niż ty niebiański przydupasie! – wścieka się brutal (on był przewodnikiem? masakra). Po czym następuje bardziej wulgarna wymiana epitetów. Bestie jak i ich panowie zaczynają na siebie warczeć.

 

 

"Risus! Do światłości boskiej! Wróć do mnie!" – wysyłam mu myśli policzkując go. Mimo, że takie uderzanie sprawia mi dziwną satysfakcję (hmm może mam coś w sobie z sadysty), to już nie mogę doczekać się tego gdy anioł przestanie być bezwolnym słupem. – "Coleus!" – przypomina mi się i szybko chwytam woreczek – "Co ty tam masz?".

 

 

Przeglądanie nie swojego coleusa to tak jak przeszukiwanie obcej kobiecej torebki. Może i sprawia przyjemność, ale trudno coś szybko znaleźć. Zawartość zaczarowanego woreczka Risusa jest imponująca. Ilość ekwipunku bojowego, specyfików i ksiąg magicznych porażała ogromem. Musi to być coleus wysokiej jakości skoro mieści tyle przedmiotów i do tego wydaje się, że waży najwyżej z dziesięć kilo.

 

 

Czas mnie nagli, odgłosy kłótni stają się coraz cichsze i mniej zażarte. Przeglądam szybkim ruchem buteleczki. Nagle trafiam na flakonik z napisem Vexo, co jeśli dobrze pamiętam po łacinie oznacza wstrząs.

 

 

"To powinno pomóc" – uśmiecham się złośliwie do siebie i kroplę płynu z buteleczki wylewam na palec. "Auć" – piecze jak cholera. Szybko więc palcem wcieram tą substancje w wargę anioła. Po czym instynktownie zakrywam mu usta dłonią. Robię to akurat w odpowiednim momencie. Risusem wstrząsa, a moja dłoń tłumi przekleństwo, które mu się wyrwa. Oczy znów wyrażają totalny obłęd, ale teraz sprawia mi to ulgę. Wolę gdy wyrażają szaleństwo niż, gdy są tak przerażająco puste i niewidzące.

 

 

"Co do piekielnej mazi?!" – wysyła mi myśl, ale nie odpycha mojej dłoni od swoich ust. Nadal drży – "To Vexo, prawda? Kiedyś dla zakładu wypiłem całą butelkę, a potem dwa tygodnie miałem dreszcze i byłem niczym młot pneumatyczny…"

 

 

"Skup się! Co robimy?"

 

 

"Nie patrzymy w kocie oczy?" – parska mi w dłoń. Ciepły oddech stanowi miłą pieszczotę. Szybko zabieram dłoń i chowam ją w rękaw z mgły. – "Nie bój się, nie gryzę." – uśmiecha się zalotnie, ale szybko wyraz jego twarzy zmienia się w uśmiech szaleńca – jak zdjęty z facjaty Jokera z Batmana. (Film ten poznałam w którymś ze wspomnień moich podopiecznych). Risus tymczasem mówi – "Dobra zróbmy coś dopóki jeszcze mam w sobie ogień".

 

 

Za nim udaje mi się zareagować anioł dzierży już w swojej dłoni Nocti-Gladiusa. Po czym rusza w stronę Animusów. Zbiegowie zdążyli się już dogadać między sobą. Anioł napada na nich znienacka, z boku. Na ich paskudnych twarzach maluje się zaskoczenie. Myśleli bowiem, że jesteśmy już daleko i mają trochę czasu przed kolejnym spotkaniem. Mylili się. Risus już nie bawi się w wygłaszanie butnych kwestii. Po prostu atakuje zdumione dusze. Pierwszy cios spada na manipulanta. Ten uchyla się. Trochę za wolno. Miecz trafia go w bark z takim impetem, że rozdziera go aż do piersi. Ranny w straszliwy sposób wyje z bólu. Do zawodzenia Animusa dołączyła się jego bestia. Tyle że ona nie robi tego z bólu tylko w furii. Wikokot rusza z niesamowitym impetem ku aniołowi, za nim startuje już drugi zwierz. Zauważam, że Risus szarpie się z Nocti-Gladiusem zaklinowanym w ciele zbiega. Muszę coś zrobić. Skupiam się i oddzielam ścianą nieprzeniknionej mgły bestie od anioła i Animusów. Przy okazji podkładam nogę nic niespodziewającemu się brutalowi, który przebiega koło mnie. Risus zyskuje dzięki mnie trochę czasu. Oczywiście nie potrafi tego docenić.

 

"Na widły piekielne!" – klnie myślowo anioł, szperając jedną dłonią w coleusie. Drugą dalej próbuje oswobodzić miecz wywołując straszliwe jęki rannego – "Co za burdel w środku zrobiłaś? Nic znaleźć nie idzie!"

 

 

"Burdel to tam już był!" – odpowiadam.

 

 

"Odciągnij bestie, a ja spacyfikuje tych dwóch. Potem ci pomogę, ok?" – pyta retorycznie, po czym dodaje – "Szaleństwo jest najpotężniejszym stanem umysłu więc zaszalej Nebula…"

 

 

"Dobra"– stwierdzam i ruszam w stronę ściany.

 

 

"Bądź ostrożna"– słyszę jeszcze jego głos w mojej głowie. Po czym bez wahania zanurzam się w ścianie ze mgły. Otula mnie ona ciepłym, wilgotnym całunem, który tak dobrze znam. Wiem, że gdzieś w tej mgle czają się zdezorientowane lecz wściekłe bestie. Wyczuwam rosnącą w nich furie. Są o wyciągniecie dłoni nie mając pojęcia, że tuż obok znajduję się moja skromna osoba. To przywilej Przewodnika, że on rozdaje karty w grze mającej miejsce w Strefie Mgły. Jednak nie oznacza to, że bestie nie mogą mi nic zrobić. Jestem bezpieczna dopóki otacza nas gęsta mgła. Jednak aby odciągnąć je od Risusa muszę bestie jakoś zwabić. A jedyny wab, jaki przychodzi mi w tej chwili do głowy to jestem ja sama.

 

 

"Cholera! Przez te sztuczki z mgłą, nie mam już zbyt dużo energii." – zauważam.

 

 

Nie ma jednak czasu na dalsze rozważania, bo mimo dezorientacji bestie zbliżają się w stronę gdzie zostawiłam Animusy i anioła. Zbieram energię w sobie, rozwiewam mgłę znajdującą się wokół mnie i stworów. I o to stoję z prawego boku wilkokota. Z bliska podziwiam jak wytęża swoje czułe zmysły. Nagle zwraca łeb w moją stronę.

 

– Nie patrz mu w oczy – krzyczę do siebie w myślach, cofając dłoń, którą bezrefleksyjnie wyciągnęłam w celu dotknięcia miękko wyglądającej sierści bestii.

 

 

Zwierz nadal nie widzi mnie dzięki płaszczowi, ale wyczuwa moją bliskość.

 

 

"Czas zabawić się w ekshibicjonistkę". – zaśmiewam się, wysyłając tę myśl ku Risusowi. Wiem. Nie powinnam odwracać jego uwagi od walki, ale nie mogę się powstrzymać. Odczuwam zawód, gdy nie słyszę odpowiedzi. A tam. Nie czas na to. Myślami lekko "rozpinam" płaszcz i materializuję się w swojej prawdziwej postaci.

 

Oczy bestii rozszerzają się w zaskoczeniu, ale szybko przybierają morderczy i magnetyczny wyraz. Wilkokot stara się skupić mój wzrok na swoim, ale jestem czujna. Cóż nagle zdaję sobie sprawę, że nie pomyślałam o broni. Fuck! Jaka idiotka ze mnie. Stoję sobie właśnie oko w oko z bestią gotową rozszarpać mnie na strzępy bez żadnego przygotowania, zupełnie bezbronna. Drugim potworem jak na razie się nie przejmuję, bo Wilkokot swoim cielskiem oddziela go ode mnie. Pomyślę o nim jeśli uda mi się pozbyć pierwszego potwora. Jeśli mnie rozszarpie to nie mam przecież po co martwić się kolejnym stworem. Logiczne, co nie?

 

Oczywiście, jedynie co przychodzi mi w tym momencie do głowy to ucieczka. W chwili gdy o tym myślę już rzucam się do biegu. Wykonuję zwód w prawo. Po czym gnam jakby mnie diabli gonili. (Oj, chyba wolałabym aby to one za mną goniły). Bestie ruszają z rykiem za mną. Wiem, że to tylko kwestia sekund za nim mnie dopadną. Intensywnie wysilam szare komórki, ale mam kompletną pustkę w głowie. Powstrzymuje się jednak od teleportowania. Nie mogę przecież zostawić anioła na pastwę losu.

 

– A może mogę? – rodzi się szaleńcza myśl, którą szybko wypycham. Choć to nie jest pierwszy raz kiedy żałuję, że nie jestem bezwzględną egoistka.

 

 

Chwilę później leżę już jak długa na ziemi, podcięta przez łapy wilkokota. W sekundzie udaje mi się przeturlać. Inaczej stwór przygniótł by mnie swoim cielskiem. Szybkim ruchem podnoszę się na kolana i obracam twarzą do niego. Nasze nosy prawie stykają się ze sobą. Na twarzy czuję jego cuchnący zgnilizną oddech. Tym razem nie daję rady uciec od jego hipnotyzującego wzroku. Przez moment wydaje mi się, że spadam w przepaść. Nie mogę sobie na to pozwolić!

 

Bezradność budzi we mnie szaloną wściekłość. Wewnątrz mojego jestestwa rozpętuje się istna furia emocji. Podświadomie wiem co to oznacza. I rozumiem, że nie powinnam na to co się dzieje i co się stanie za moment pozwolić. Ale jest już za późno. Czuję się pijana rodzącym się we mnie szaleństwem. Uwalniam tkwiącą w sobie bestie. A raczej staję się nią…

 

 

Wszystko co dzieje się dalej to skrawki obrazów i doznań. Przebłyski walki z bestiami. Dużo krwi. Porozrzucane strzępy mięsa, jakby ktoś wypatroszył zwierzę. Zakrwawiony Risus. Ból. Wściekłość. Odgłosy miażdżonych kości, jęki i… mlaskanie. Obrzydliwe chłeptanie. Zapach śmierci. Potem błoga ciemność…


[1] (łac. światło) energia niebiańska;

[2] (łac. mrok) energia mroku;

[3] Energia ta jest mieszankom Lucis i Umbre, które równoważą się i dzięki temu tworzą energię obojętną, nie nacechowaną żadną ze stron;

[4] (łac. worek) magiczny anielski worek o wielkiej pojemności, w którym mieści się najprzydatniejszy ekwipunek;

[5] (łac. nocny miecz) miecz używany przez anioły ciemności, posługiwać się nim potrafią tylko wytrawni wojownicy;

[6] coś jak: "nich cię piekło pochłonie" tylko w drugą stronę;

[7] to przekleństwo dla mieszkańców Zaświatów, głównie Piekieł, przekleństwa w Zaświatach odnoszą się bowiem najczęściej do charakterystycznych cech danych stref (np. światła, ognia);
Koniec

Komentarze

zero uwag i komentarzy? jestem wstrząśnięta i zmieszana...

     Sziszo, poczułaś się zmieszana i wstrząśnięta brakiem komentarzy.

     Ja także jestem wstrząśnięta i zmieszana, bo przeczytałam nie najlepiej napisany, nieciekawy tekst, zawierający w dodatku sporo błędów. Twoja niechęć do stawiania przecinków sprawia, że całe fragmenty ich pozbawione, stają się mało czytelne, mało zrozumiałe. Czytania nie ułatwia nadmiar zaimków, nie pomagają powtórzenia.

     

Po środku nich znajduje się również zwyczajna…” –– Pośrodku nich znajduje się również zwyczajna

 

„…to odzywa się człowieczeństwo, które jeszcze w Tobie zostało”. –– Nebula i Risus zaczęli porozumiewać się listownie?

 

„Macki mgły falują nie znacznie pod wpływem…” –– Macki mgły falują nieznacznie pod wpływem

 

"Jest problem" – informuje anioła”. –– Kim jest anioła, która informuje o problemie? ;-) Pewnie miało być: "Jest problem" – informuję anioła.

 

„…nie powinien mieć trudów z spacyfikowaniem…” –– …nie powinien mieć trudów ze spacyfikowaniem

 

„Bowiem przebywając w Piekłach na wchłaniały się…” –– Bowiem przebywając w Piekłach nawchłaniały się

 

„…staniemy twarzą w twarz z zbiegami…” –– …staniemy twarzą w twarz ze zbiegami

 

Ruszamy w stronę cienia, który również porusza się ku nam”. –– Powtórzenie.

 

„Co w praktyce za zwyczaj oznacza…” –– Co w praktyce zazwyczaj oznacza

 

„…jest mniej zlowrogi i posiada w sobie…” –– Literówka.

 

„Ale raczej nie duży, prawda przewodniku?” –– Ale raczej nieduży, prawda przewodniku?

 

„Niezauważalnie dla przeciwników przybliżam się jak najbliżej anioła”. –– Masło maślane.

 

„Po czym następuje bardziej wulgarna wymiana epitetów”. –– Po czym następuje wymiana bardziej wulgarnych epitetów.

To nie wymiana jest wulgarna, jeno epitety.

 

Za nim udaje mi się zareagować…” –– Zanim udaje mi się zareagować

 

„Ranny w straszliwy sposób wyje z bólu”. –– Nie wiem, czy: Ranny, w straszliwy sposób wyje z bólu. Czy może: Ranny w straszliwy sposób, wyje z bólu.

Przecinki mogą wiele.

 

Wikokot rusza z niesamowitym impetem…” –– Wcześniej pisałaś, że był to wilkokot.

 

„Wiem, że to tylko kwestia sekund za nim mnie dopadną”. –– Wiem, że to tylko kwestia sekund, zanim mnie dopadną.

 

Powstrzymuje się jednak od teleportowania”. –– Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie dziw się brakowi komentarzy, skoro wrzucasz po pół tekstu na miesiąc.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, jak to możliwe, że to opowiadanie nie jest uwględnione w grafiku Loży?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zaskakujące. Wyślę mejla do twórcy grafiku, mam nadzieję, że szybko coś poradzi.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

I od razu zrobiło mi się cieplej na duszy :) dziękuję za wyłapanie błędów i małą dawke sarkazmu. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka