- Opowiadanie: RasCichy - ( Bez Tytułu ) Rozdział I. * Fragment.

( Bez Tytułu ) Rozdział I. * Fragment.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

( Bez Tytułu ) Rozdział I. * Fragment.

Tellan uniósł dłoń, przykładając ją do czoła i spojrzał w kierunku wznoszącego się nad horyzontem blado-żółtego słońca, które oblewało swym blaskiem bezchmurne niebo.

– Zdaje mi się że słońce świeci dziś jaśniej niż zazwyczaj – rzekł – Nieprawdaż Ervenie?

– Hm.. – Erven podniósł oczy wpatrzone w ziemię by spojrzeć w kierunku wschodzącej ku niebu, gwiazdy – Nie. Jak dla mnie świeci tak marnie jak zazwyczaj – odparł, wbijając wzrok znów w ziemię pod nim. Tellan widząc że towarzysz nie ma humoru na wszelakie konwersacje zaprzestał prób nawiązania jakiejkolwiek dyskusji.

Siedzieli tak w ciszy przez dłuższą chwilę, nasłuchując dźwięków niosących się w powietrzu. Przeważnie były to szmery trwających gdzieś w zewnętrznym kręgu rozmów, czasem docierały odgłosy kutej stali z kowalskiego warsztatu.

W pewnej chwili Erven podniósł się z drewnianej ławy na której to siedzieli i rzucając przez zęby – Miłego dnia Tellanie – pomaszerował w kierunku wschodnich zabudowań. Nie oczekiwał żadnej odpowiedzi ze strony pozostającego za nim mężczyzny, więc po przejściu kilku kroków pogrążył się w zamysłach dotyczących ostatnich wydarzeń.

Uprzedniego dnia okazało się że ktoś z obozu podkrada żywość z zamkowego spichlerza. Podczas sprawdzania stanu magazynu, wyszło na jaw to iż brakuje kilkudziesięciu racji żywnościowych, które mogłyby wyżywić wszystkich mieszkańców warowni przez około cztery dni. Erven jako dowódca straży otrzymał zadanie odnaleźć sprawcę kradzieży. Nie należało ono do najłatwiejszych, a Erven sam nie wiedział od czego mógłby zacząć. O przestępstwie wiedzieli jedynie nieliczni, tacy jak np. sam Erven, przestępca, Król Marcus, kwatermistrz Pyotr oraz zwiadowca Pelalion który to pomóc miał dowódcy straży w odnalezieniu przestępcy. Będę musiał spotkać się z Pelalionem – rozważył. Teraz jednak dowódca miejskiej straży zmierzał do zamkowego kowala Herkana, by ten naprawił jego miecz lub wydał mu nową broń. Erven pocierając się po brodzie zaczął rozważać kim mógłby być sprawca przestępstw.

Hm.. Mieszkańcy zewnętrznego kręgu raczej nie mogą być winni kradzieży, nikt z nich nie posiada wstępu do wewnętrznego pierścienia, a już na pewno nie do spichlerza – pomyślał – Oby tylko udało się odnaleźć skradzioną żywność.. Westchnął.

– Hejże dowódco ! – znajomy głos przerwał rozmyślenia Ervena, przywracając go zarazem do rzeczywistości. Strażnik spojrzał w kierunku docierających do jego uszu słów. Do dowódcy zbliżał się ciemnowłosy mężczyzna w lekkim, skórzanym pancerzu. Był nim Pelalion. Jeden z trzech zamkowych zwiadowców, a także wartownik przynależący do jego oddziału.

Dowódca uśmiechnął się niechętnie, rzekłszy wpierw.

– O wilku mowa.. Witaj Pelalionie.

Mężczyzna podszedł do dowódcy, podając powitalnie dłoń po czym spytał zaciekawiony słowami strażnika.

– Czyżbyś mnie szukał?

Erven rzucił na niego podejrzliwe spojrzenie, szyderczo się przy tym szczerząc.

– Nie.– odpowiedział rozmówcy, po czym zapytał uprzejmie – Po co mam szukać nierobów skoro sami do mnie przychodzą, zwiadowco?.

– Ach tak – zaśmiał się słysząc pytanie swego przełożonego. Zastanawiając się przez moment, odparł iście nie wzruszony – to znaczy iż nie chcesz usłyszeć tego, czego udało mi się dowiedzieć.

– Ech.. dobra – westchnął strażnik. – To czego się dowiedziałeś?

– Ha.. Czyli jednak.. Cóż, słyszałem że w sklepie Jareda pojawiło się ostatnimi czasy więcej towarów. Parę osób powiedziało mi że Jared obniżył nawet ceny niektórych produktów. Być może warto to sprawdzić? Nie sądzisz?

Erven spojrzał na niego niepewnie, zaskoczony tą informacją.

– Jesteś tego pewien? – dopytał.

– Hm.. – Pelalion westchnął, analizując ponownie informacje które uzyskał. Mężczyzna wziął głęboki wdech. – Cóż, pewności nie mam, jednakże warto spróbować. Wiele na tym nie stracimy.

– Ale – wtrącił się Erven.

Zwiadowca powstrzymał go od słowa, kiwając przecząco palcem

– Żadne ale. To może być szansa rozwikłania problemu. Sam wiesz że ciężko nam będzie jeżeli nie odzyskami żywności, a ujęcie złodzieja może nam przynieść również niejako postrach wśród mieszkańców warowni, co być może poskutkuje zaprzestaniem jakiejkolwiek działalności bandyckiej – stwierdził.

Erven spojrzał na niego, na twarzy strażnika malowała się niepewność.

– Wiesz co Ci powiem, to wszystko domysły ale być może i masz rację. Skoro uważasz że powinienem to zrobić, to niech Ci będzie. – odparł z niezadowoleniem.

– No, to wyjaśnione – Pelalion podjął decyzję, poklepawszy przyjaciela po plecach. Pochylając się nad jego uchem wyszeptał.

– Jeżeli nie wrócę.. – przełknął ślinę, a jego ciało zaczęło drżeć – Przekaż Kayii że ją kocham i gdybyś tylko mógł, zajmij się naszymi dziećmi.

Dowódcę straży przeraziły te słowa, zapytał głucho.

– Co?!

Mężczyzna bez słowa skinął palcem wskazującym w kierunku zbierających się przy bramie wewnętrznego pierścienia, osób. Strażnik odwrócił się na pięcie spoglądając na grupę ludzi. Byli uzbrojeni. Pelalion nie czekając aż Erven znów zapyta, dodał.

– Wyruszam poza Thirsteed. Na południe – Ponownie klepiąc po plecach mężczyznę, zwiadowca pożegnał przyjaciela i ruszył w kierunku zbierającego się na horyzoncie oddziału.

– Pelalionie! – pewnej chwili zawołał strażnik, drżącym głosem – Obiecuję – dokończył, a jego głos gasł rozpływając się w powietrzu. Nie wiedząc co powiedzieć ani jak się ma zachować zrobił krok do przodu. Czy to już jego koniec? Potem kolejny Co jeżeli zostawi moją siostrę samą? Pytał samego siebie, nieprzytomnie wiodąc na wprost.

 

Przy bramie wewnętrznego kręgu panowało poruszenie. Zbrojni wbiegali do koszar, a to znów w pośpiechu je opuszczali. Przyczyną zamieszania był przygotowujący się do wyjazdu oddział zwiadowczy który wraz z eskortą paladynów ma udać się na południe Alderii, wprost do garnizonu królewskiego stacjonującego na przełęczy. Król Marcus II nakazał udać się tam ze względu na to iż od dłuższego czasu z garnizonu nie docierały żadne wieści. Z dnia na dzień sytuacja stawała się coraz niebezpieczniejsza, zwłaszcza że po drugiej stronie gór znajduje się bezlitosna armia Brotora, która po przekroczeniu posterunku, stanowiłaby nie lada zagrożenie.

– Za kwadrans wyruszamy ! – krzyknął jeden z zebranych przy bramie rycerzy.

Pelalion zbliżał się właśnie do drużyny gdy ktoś zakrzyknął.

– O ! Jest i nasz zwiadowca. – Kilkanaście par oczy zwróciło się ku zbliżającego się do nich mężczyzny. On jednak przeszedł między nimi bez słowa, przedostając się do wewnętrznego pierścienia. Zmierzał w kierunku zamku, kiedy nagle ktoś go powstrzymał. Łowca odczuł na barku czyjś dotyk.

– Dokąd to – zapytał głos dochodzący zza jego pleców. – Za chwilę wyruszamy zwiadowco.

Pelalion nie odwracając się, syknął przez zęby – Puść mnie! – po czym gwałtownie wyrwał bark, z pod nacisku dłoni mężczyzny i ruszył dalej w kierunku królewskich komnat.

– Sukinsyn! – przeklął woj, spoglądając w kierunku odzianego w skórzany strój łowcę. On usłyszał ową obelgę. W pewnej chwili przystanął, obracając się pewnym ruchem. Zbliżywszy się do wysokiego zbrojnego o zwalistej sylwetce, dopytał.

– Coś ty powiedział?

Rycerz nachylił się nad zwiadowcą spoglądając na dużo niższego od siebie Pelaliona z góry. Spod hełmu widniały jedynie czarne jak krucze pierze, oczy.

Prychnął spoglądając w dół i rzekł dumnie.

– Nazwałem Cię.. – zanim jednak zdążył wypowiedzieć chociażby pierwszą literę obelgi, Pelalion szybkim ruchem wydobył z pochwy przypasanej do jego boku, sztylet i rączką broni trzasnął zbrojnego w przyłbicę, ogłuszając go.

Mężczyznę zamgliło przed oczami. Upadłszy na ziemię, przyglądający się im oddział wydał odgłos zdziwienia, a niektórzy nawet zaklaskali z uznaniem dla niskiego człowieka.

Pelalion, rzuciwszy zwalistemu mężowi poirytowane spojrzenie zawrócił i poszedł wprost do zamku. Strażnicy nie stawiali oporu, bez problemu wpuszczając królewskiego łowcę do środka.

 

Zadął chłodny wiatr, niosąc ze sobą zapach wędzonego mięsiwa, wydobywającego się zapewne z chaty Magary. A przynajmniej tak sądził Erven.

Czując ten zapach, strażnikowi zaburczało w brzuchu, przysparzając go o głód i niezadowolenie. Po paru minutach marszu od czasu rozstania z Pelalionem, dotarł pod kowalską kuźnię Herkana. Przed budynkiem siedział młodzieniec, ocierając miecz materiałową szmatką.

– Dzień dobry – rzekł dowódca straży, uprzejmie schylając się w stronę chłopca.

– Witaj – odpowiedział czeladnik uśmiechając się do przechodzącego mężczyzny.

– Gdzie znajdę Herkana? – zapytał Erven.

Młodzieniec podniósł się leniwie i bez słowa zniknął w sieni drewnianej chaty. Po paru chwilach zza drzwi wyłonił się zwalistej budowy mężczyzna, odziany w lnianą koszulę i skórzane spodnie, a w lewej dłoni dzierżył potężny młot.

– Kogóż to moje oczy widzą – rzekł mężczyzna – Sam kapitan mnie odwiedza. Czymże spowodowany jest ten zaszczyt? – zapytał z niemałym, złośliwym grymasem przyzdabiającym brodatą twarz kowala.

– Mi też Cię miło widzieć Herkanie – odparł mu Erven. – Czy mógłbyś naprawić mój miecz?

Czeladnik zaśmiał się głośno, wpraszając gościa do siebie.

– Ależ oczywiście. Wejdź, proszę.

– Dzięki – odpowiedział , wkraczając do niewielkiego pomieszczenia. Herkan wskazał mu krzesło na którym mógł usiąść, po czym poprosił o przekazanie w jego ręce uszkodzonej broni. Erven chwycił za pochwę przypasaną do jego lewego boku i wyciągnął z niej idealnie wywarzone ostrze. Mężczyzna przechwycił miecz z rąk prawowitego właściciela i zaczął je uważnie przeglądać.

– Coś ty poczynał tym mieczem? – zapytał Herkan nie ukrywając zdziwienia. Rzucił spojrzeniem w kierunku siedzącego przy dębowej ławie, mężczyzny.

Erven odpowiedział mu podobnym spojrzeniem, po czym odparł pytaniem na pytanie.

– A co może robić strażnik ze swą bronią, kowalu?

Na twarzy Herkana pojawił się szyderczy uśmiech.

– Z tego co słyszałem to Strażnicy zajmują się pilnowaniem porządku w osadzie i dbaniem o dobro mieszkańców. A żadne z tych czynności nie wymaga aż takiego poświęcenia broni, które spowodowałoby jego pękanie, nie sądzisz? – odrzekł, rzucając kolejnym pytaniem.

Erven podniósł się z krzesła, podchodząc do poczciwego czeladnika. Kowal dostrzegł że dowódca w jednej chwili poważnie się zdenerwował. Erven szepnął mu kilka słów do ucha, nachylając się nad brodaczem.

– To co robiłem nie powinno Cię obchodzić. Napraw ten miecz, a ja wrócę po niego jutrzejszym wieczorem. – Dowódca straży odwrócił się na pięcie i wymaszerował z kuźni.

Nie odszedł nawet kilkunastu kroków gdy ze środka pomieszczenia rozległ się cichy odgłos miecha, dmącego w rozżarzone węgle potężnego pieca.

Koniec

Komentarze

:-) Ładne tytuły można okazyjnie nabyć na giełdzie młodych talentów.  :-)   

Interpunkcja do chrzanu, ortografia nie za bardzo, imiesłów współczesny dziwnie zastosowany... Fakt, mogło być jeszcze gorzej, jak to się innym zdarza, ale chyba nie jest to wieka pociechą. Masz 24 godziny na edycję, wykorzystaj  szansę na przeprowadzenie korekty.  

Ilu ludzi było w warowni?  Skoro, jak piszesz, kilkadziesiąt racji żywnościowych wystarczyłoby na cztery dni, to chyba kilku...

Nie dość, że kropka w tytule, to jeszcze po cyfrze rzymskiej...

Reszta tekstu reprezentuje ten sam poziom. Adam Ci większość wypisał. Weź się w garść, człowieku i do roboty albo daj sobie spokój z pisaniem.

Nawiasów nie rozdzielamy spacjami. Nie stawiamy kropek w tytule. Nie dodajemy niedokończonych opowiadań na portal.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

"Nie odszedł nawet kilkunastu kroków gdy ze środka pomieszczenia rozległ się cichy odgłos miecha, dmącego w rozżarzone węgle potężnego pieca." -- pięknie... Gdzie są Toshie z tamtych lat?
Dobra, chłopie. Trzeba się wziąć do roboty.

Czytaj i małpuj - na początek. Zwracaj uwagę na interpunkcję, budowę zdań...; kurczaki, zwracaj uwagę na wszystko.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

A to jest nawet lepsze:

"Nie wiedząc co powiedzieć ani jak się ma zachować zrobił krok do przodu. Czy to już jego koniec? Potem kolejny Co jeżeli zostawi moją siostrę samą? Pytał samego siebie, nieprzytomnie wiodąc na wprost."

Spróbuj prostszych "konstrukcji". Powodzenia.

Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Hmm... wydaje mi się, że uwaga o Toshio w stosunku do debiutanta to może niezbyt dobry pomysł.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, to Twoje kolejne konto? :)

Drogi debiutancie (wybacz, nie sprawdziłem, żeś debiutant).

Toshio miał niespotykany talent do tworzenia zawiłych zdań. Stąd to porównanie. Osiągnęliście w nich podobny stopień zbędnej (czasem zabawnej) komplikacji, a nie o to Wam obojgu chodziło.

Dorzucę jeszcze jedną radę. Staraj się nie opisywać wszystkiego aż tak dokładnie; to nie jest konieczne. Przykład (jeden z wielu): "Po paru chwilach zza drzwi wyłonił się zwalistej budowy mężczyzna, odziany w lnianą koszulę i skórzane spodnie, a w lewej dłoni dzierżył potężny młot." Dla czytelnika jest to dość męczące. Zostaw jakieś pole dla wyobraźni.

@Beryl -- żartowałem; zgadzam się z Tobą.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

  "- Jeżeli nie wrócę.. – przełknął ślinę, a jego ciało zaczęło drżeć – Przekaż Kayii że ją kocham i gdybyś tylko mógł, zajmij się naszymi dziećmi. "  - to znaczy kto z kim ma dzieci?

Pomysł może i dobry, ale konstrukcja zdań leży. 

 

     Poprawki dotyczą niektórych usterek i błędów w pierwszych dziewięciu zdaniach. To wszystko. Więcej zdań nie poprawię, bo nie mogę pisać za Autora.

 

„…wznoszącego się nad horyzontem blado-żółtego słońca…” –– …wznoszącego się nad horyzontem bladożółtego słońca

 

„…które oblewało swym blaskiem bezchmurne niebo”. –– Czyim blaskiem miało oblewać, jeśli nie swoim? Cudzym?

 

„Erven podniósł oczy wpatrzone w ziemię…” –– Czy oczy Erven wypadły z oczodołów i dlatego musiał je podnieść? ;-)

 

„…by spojrzeć w kierunku wschodzącej ku niebu, gwiazdy…” –– Mam wrażenie, że gwiazdy już są na niebie, że nie muszą wschodzić ku niemu.

 

„…wbijając wzrok znów w ziemię pod nim”. –– Czy ziemia mogła być także nad nim?

 

„Siedzieli tak w ciszy przez dłuższą chwilę, nasłuchując dźwięków niosących się w powietrzu”. –– Jeśli nasłuchiwali różnych dźwięków, to nie siedzieli w ciszy. 

 

„…czasem docierały odgłosy kutej stali z kowalskiego warsztatu”. –– Jakie odgłosy wydaje kuta stal? Co to jest stal z kowalskiego warsztatu?

Pewnie miało być: …czasem, z kuźni, docierały odgłosy kucia stali.

 

„…pogrążył się w zamysłach dotyczących ostatnich wydarzeń”. –– Myśląc o czymś co już się wydarzyło, pogrążamy się we wspomnieniach. Zamysły dotyczą wydarzeń przyszłych.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fragmentom bez tytułów mówimy stanowcze nie.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka