- Opowiadanie: paproch - Kot do Śmierci

Kot do Śmierci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kot do Śmierci

Mężczyzna siedział na ławce w parku i wyraźnie na kogoś czekał. Po kwadransie pojawił się inny, skinął głową na siedzącego, by ten podniósł się i ruszyli razem w stronę lasu. Gdy doszli na tyle daleko, żeby nikt ich nie zauważył, ściągnęli długie płaszcze i nakrycia głowy. Teraz mieli na sobie sportowe, wygodne stojej.Ten, który siedział na ławce mógł mieć dwadzieścia pięć lat, starszy niewiele przed czterdziestką. Ubrania schowali za pobliskim głazem i ruszyli dalej, przez gąszcz.

***

 

– I jak, Mike? – spytał młodszy.

 

Mike charknął i po chwili wysapał:

 

– Idziemy już godzinę. I w dodatku pod górę!

 

– Nie, ja nic nie mówię – bronił się ironicznie młodszy.

 

– Zamknij się już, kurwa, Ben.

 

Po następnych dwóch kwadransach byli na małym wzgórzu, na polance, na środku której stał domek letniskowy.

 

– Nie ma śladów. Chyba jeszcze nie przyszli – stwierdził Ben.

 

– I dobrze. Muszę się przebrać. To co mi kazałeś założyć wszędzie mi się wpija…

 

Weszli do budynku. Był mały: dwa pokoje i klitka na łazienkę.

***

 

Pół godziny później byli już umyci, przebrani w garnitury i czekali w większym z pokoi z kawą w rękach. I wtedy drzwi otworzyły się. Do środka weszło trzech mężczyzn. Od razu zasiedli przy stole i jeden z nich pokazał dość duże pudło z otworami, po czym, zapewne przywódca grupki, oznajmił:

 

– Uniewinnienie.

 

Mike wyjął z kieszeni płaszcza kartkę i czekał. Następnie w tym samym czasie podali sobie przedmioty wymiany.

 

Mike otworzył pudło.

 

– Kot?! – wrzasnął.

 

– Profesor mówił, że on jest kluczem.

 

– Ja ci tu zaraz dam klucz, ty… – już szykował się do bójki, gdy Ben go powstrzymał.

 

– Chyba nie myślałeś, że to będzie zwykły klucz? – spytał, a po chwilii dodał – Podobno metalowcy jedzą koty.

 

– To my już pójdziemy – powiedział przywódca tamtych z ironicznym uśmieszkiem na ustach i razem z kompanami wyszedł.

***

 

– Kluczem do życia jest śmierć.

 

– A to nie przeciwieństwo?

 

– Pierdolisz.

 

Takie oto rozmowy trwały w domku letniskowym, aż do momentu, gdy ktoś nie zapukał.

 

– O, Ralph przylazł. Nareszcie.

 

A Ralph nie czekał na otwarcie mu drzwi i wszedł, niosąc ze sobą wichurę, która szalała na zewnątrz.

 

– Czekaliśmy – powiadomił Ben.

 

– Jest coś do żarcia? – spytał Ralph, ale nagle coś sobie przypomniał:

 

– Macie?

 

– Hmm…Metalowcy jedzą koty.

***

 

Dopiero teraz dokładnie obejrzeli kota, uprzednio o nim zapomniawszy. Był biały. I blady. Jak Śmierć.

 

– A może jak go zabijemy, to coś odczytamy z jego bebechów? – zaproponował Mike.

 

– To w ostateczności. Może najpierw spróbujemy trochę mniej radykalnych sposobów?

 

– Na przykład?

 

– Egzorcysta może?

 

– Czemu by nie?

 

– Yhym.

 

I zadzwonili.

 

– Halo… egzorcysta Maciej?

 

– Tak.

 

– Dom letniskowy w lesie, koło sto sześćdziesiątki.

 

– Dobra. Kto?

 

– Kot.

 

– Więc to prawda, że metalowcy jedzą koty… – powiedział ciszej, po czym dodał głośniej – Za godzinkę będę.

 

Przez ten czas uszykowali plecaki, jeśli będzie trzeba natychmiast ruszyć w podróż. Gdy skończyli, zrobili kawę. Wtedy drzwi otworzyły się i stanął w nich…chyba…człowiek. Bardziej sprecyzować się nie dało. Po namowie przybyłego opuścili dom i wyszli w zawieruchę. Po

piętnastu minutach egzorcysta uciekł z popłochem. Zajrzeli do środka.

 

– Miał?

 

Po wypiciu dość dużej ilości wypitku znanego pod nazwą: wódka, położyli się spać.

***

 

Ben wstał pierwszy. Sennie skierował się do toalety, załatwił swoje potrzeby, ale wychodząc nagle rozbudził się. Otóż, na jednej ze ścian napisane było: “Jestem kluczem do bram Śmierci. Siedzibę, gdzie ma, nie podam dokładnie, lecz dam wam zagadkę: Tam, gdzie las rozpoczyna swój taniec niezwykły, o dziwnej porze, tam czeka was koniec rychły. Tam właśnie ogarnąć was musi całkowicie, nim wejdziecie do jego domu, umarlakami być musicie.”

 

– Mike. Mike?! Mike!

 

Mike, a przy okazji również Ralph obudzili się i przeczytali napis.

 

Po chwili rozmyślań Mike oznajmił:

 

– To tak – mówił, biorąc kartkę – Taniec lasu, taniec lasu… wiem

– i wyjął artykuł w gazecie – to jakieś sześćdziesiąt kilometrów stąd. Dziwna pora dla Śmierci, to chyba południe, nie?

 

– A koniec rychły to w odniesieniu do końcówki tekstu chyba rozpadlina, dzięki której będziemy mogli się zabić… by wejść do jej domu – dokończył Ralph.

***

 

Ruszyli szybko w podróż. Niestety nie mieli samochodu, trzeba było więc jechać rowerem. Dość komicznie to wyglądało: trzech barczystych mężczyzn jedzie gęsiego na wąskiej ścieżce. W pewnym momencie drzewa zaczęły stać parami, w pozach przypominających pozycje taneczne. Nagle droga urwała się i pochłonęła ich ciemność. Stracili przytomność, czuli jednak niezwykłe szczęście.

Stanęli na ziemi. Jednak to nie było już to samo miejsce. To nie było nawet dno rozpadliny. Znajdowali się na bagnach, a piętnaście metrów przed nimi wyrastał dom. Drewniany dom. Dom Śmierci.

 

Nagle kot zamiauczał kilka metrów od nich, prosząc o zainteresowanie swoją osobą. Na ich oczach zmienił się w kobietę. Ubraną w czarną szatę, opartą o kosę.

 

– Witajcie.

 

– Cz-cześć – wydukał Ralph.

 

– Jesteś Śmiercią? – spytał Mike.

 

– Jestem jedną z jego sióstr. Jednym z kluczy – odpowiedziała.

 

– Gdzie jesteśmy?

 

– Nie wiecie?

 

– Umarliśmy?

 

– Tak. Inaczej by was tu nie było. A teraz chodźcie za mną.

 

Posłusznie ruszyli w stronę domu. Dopiero teraz, gdy otrząsnęli się z wrażenia, zauważyli, że nic nie czują. Ben walnął się specjalnie w drzwi głową, by to sprawdzić. Weszli do hallu. Było tam coś w rodzaju recepcji i poczekalni. Do drzwi na końcu korytarza była kilkunastoosobowa kolejka. Siostra Śmierci zarejestrowała ich i podeszła, mówiąc:

 

– To tak. Większość tutaj oczekuje na odprawę. Czekają, bo Śmierć musi ich wysłać tam, na co zasłużyli za życia. Wy, ze względu na znalezienie mnie, możecie ubiegać się o jedno życzenie. Po jednym każdy. A co do wyjścia stąd, to musicie je sami znaleźć. – I odeszła, ale w pół kroku jeszcze coś się jej przypomniało. – Na razie możecie sobie pozwiedzać. Macie wizytę na za pięć godzin.

***

 

Wyszli na dwór i popatrzyli po sobie.

 

– Ciekawe… Nawet nie wiemy, jaką wielkość ma ta kraina, nie mamy żadnych wskazówek.

 

– No… chyba utknęliśmy.

 

– Więc może się przejdziemy… gdzieś.

 

Szli dróżką, między drzewami. Bagna skończyły się dość szybko.

Trakt stał się również szerszy. Nagle, idący przodem Ben wywrócił się, niby waląc o coś głową. Mike i Ralph pomogli mu wstać i zaczęli przeszukiwać to miejsce. Okazało się, że to była granica panowania Śmierci.

 

– Hmmm. Może już wracajmy – zagadnął Mike, a towarzysze przyznali mu racje. Doszli w samą, porę, akurat wchodził ostatni człowiek z kolejki. Usiedli, a po chwili usłyszeli ochrypły głos: “następny!”

 

Nieśmiało weszli. Pachniało zgnilizną.

***

 

Śmierć była w zasadzie mężczyzną około trzydziestki, ubraną w stylowy garnitur.

 

– Dzień….ee…dzień dobry – zaczął Mike.

 

– Siadajcie– rzekł normalnie już Śmierć. Ochrypły głos miał zapewne tylko wprowadzać w nastrój.

 

Pokój był wielkości cztery na cztery metry. Śmierć siedział na fotelu, mężczyznom została kanapa naprzeciwko. Oprócz tych dwóch mebli nie znajdowało się tu zupełnie nic.

 

– Każdy z was ma jedno życzenie. Od najmłodszego zaczynamy.

 

– A jakiego rodzaju mają być te życzenia?

 

– Dowolne.

 

I nagle zaczęło się dziać coś dziwnego. Trojgu mężczyzn oczy zapaliły się, włosy najeżyły, wypełzł na ich usta ironiczny uśmiech.

 

– Skonaj – powiedział Ben.

***

 

Kraina Śmierci przestała istnieć, gdyż zabrakło administratora systemu. Na ziemię zaczęli wychodzić umarli. Na powierzchni zapanował chaos.

Tydzień później ludność została ewakuowana w przestrzeń kosmiczną. Lecieli, szukając schronienia. Ziemię opanowały zombie.

 

Nieznana cywilizacja, szukająca życia we wszechświecie, tak jak kiedyś ludzkość, dostrzegła Ziemię przez swój teleskop, lecz widzieli obraz trzeciej planety od Słońca sprzed kilku tysięcy lat. Gdy dotarli, zastali Ziemię jednak opanowaną przez umarłych.

 

Aby nie dopuścić do rozwoju cywilizacji dyktatorów, postanowili unicestwić dawną kolebkę ludzkości. Wysłali na nią statki kosmiczne, uzbrojone w niesamowicie potężne ładunki. Taki oto był kres planety Ziemia.

Koniec

Komentarze

Za ciężkie dla mnie. Nic nie zrozumiałem.

Hmm. Za ciężko napisane?

Niezrozumiale?

Tekst idealny do upupienia podstawowym pytaniem: co Autor miał na myśli?  

Jeżeli miał cokolwiek do przekazania, w co, przepraszam Autora, szczerze wątpię.  

No i żeby chociaż bez błędów... Klasycznych.

Dopiero teraz dokładnie obejrzeli kota, uprzednio o nim zapomniawszy. Był biały. I blady.  --  "zapomniawszy" to imiesłów uprzedni, więc pisać o nim jeszcze "uprzednio"... No i ten blady kot... że biały, to rozumiem, ale blady?

Myślę, że opowiadanie do napisania jeszcze raz.

wyraźnie za kimś czekał.


Padłem.

 

Po kwadransie pojawił się inny, skinął na siedzącego głową, który podniósł się i ruszyli razem w stronę lasu.


Skinął głową na siedzącego, który...

 

Teraz mieli na sobie sportowy, wygodny strój.


Bo wcześniej go na sobie nie mieli?

Ten, który siedział na ławce mógł mieć dwadzieścia pięć lat, starszy niewiele przed czterdziestką


Starszy miał niewiele przed czterdziestką? Dziwne sformułowanie...

 

Nie, ja nic nie mówię – bronił się ironicznie młodszy.


No nie wiem czy to było takie ironiczne...

 

Po następnej pół godzinie



Pół godzina to naprawdę fatalne wyrażenie.

klitka na łazienkę.


Co przez to rozumiesz? Że była tam klitka, która pełniła funkcję łazienki, czy że była tam łazienka, która była klitką?

I wtedy drzwi otworzyły się.


Opowiadanie niezbyt dobrze czyta się, padawanie młody mój.

po czym po chwili


Zaraz za chwilę przestanę czytać.

 

aż do momentu, gdy ktoś nie zapukał.

Przerwało im, to że ktoś nie zapukał? Rozumiem, że konkretny ktoś pukał i sobie rozmawiali, ale kiedy nie zapukał po raz wtóry, to przestali?

A Ralph nie czekał na otwarcie mu drzwi


Nie czekał też na otwarcie drzwi komuś innemu.

 

uprzednio o nim zapomniawszy


O tym już było wyżej.

 

Był biały. I blady.


Znaczy pod białą sierścią było widać jego skórę i była ona blada? Super.

 

Przez ten czas uszykowali plecaki, jeśli będzie trzeba natychmiast ruszyć w podróż.


I tu już przestałem czytać :D

 

 

 

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja tak tylko pierwszy akapit, żebyś znał skalę problemu... a teraz przeczytam całość i się wypowiem, bo lubię koty.


wyraźnie za kimś czekał - wyraźnie na kogoś czekał

skinął na siedzącego głową, który podniósł się - skinął głową na siedzącego, by (lub a) ten podniósł się

Teraz mieli na sobie sportowy, wygodny strój - sportowe, wygodne stroje

Ten, który siedział na ławce - strój, tak?

Ubrania schowali za jakimś głazem - pobliskim. "jakimś" brzmi niechlujnie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Same dialogi w zasadzie. Nie zawsze jest to wadą, ale w przypadku Twojego tekstu nie jest też zaletą.

Pozdrawiam

Legia dziady, Widzew dziady, Wisła dziady, Fornalik dziad, Fantastyka.pl dziady parchate!!! Moderator wart nie więcej niż pół funta kłaków! Jako ze od kilku miesięcy bezskutecznie domagam się od serwisu likwidacji mojego konta i notorycznie moje mejle z prośbą o to są ignorowane, to zmuszony jestem do dywersji. Według regulaminu serwisu użytkownik, który nie stosuje się do zasad, może mieć zlikwidowane konto. Zmuszony więc jestem do takich głupawych treści, aby moje konto zostało zlikwidowane. Proszę tylko autorów, aby moich tzw. komentarzy nie brali so siebie.

Jakbyś zajął się jedynie wątkiem życzenia, rozwinął go, rozbudował postaci --- to może by nawet tekst wyszedł. Te statki kosmiczne są bez sensu ; )

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka