- Opowiadanie: coszniczego - Pozdrowienia z zaświatów

Pozdrowienia z zaświatów

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pozdrowienia z zaświatów

Czasami zdarzają się dni takie jak ten. Nic się nie chce, w pracy wszyscy cię denerwują, szef nagle wyjeżdża z toną zajęć na które nie masz ochoty. Ania właśnie miała taki dzień. Do klubu, w którym pracowała jako barmanka, tej nocy były tłumy. Ania dwoiła się troiła, a szef i tak wiedział swoje. Nie opieprzaj się, popatrz tam siedzi klient, obsłuż go. Jakby nic innego nie miało sensu, tylko nękanie Ani. A jeszcze ta Roksana… nie dość, że większość czasu cackała się zbyt przymilnie z co przystojniejszym gościem klubu, to co raz robiła sobie przerwę. No, ale jak się często chodzi do gabinetu szefa i wychodzi po godzinie… Ani brakowało komentarzy.

 

Ania wyszła z klubu ostatnia. Dobry wspaniałomyślny szef kazał jej go zamknąć. Klub znajdował się na warszawskiej Pradze, więc Ania zawsze brała ze sobą spluwę. Tak na wszelki wypadek. I zawsze rozglądała się niespokojnie na boki. Co chwilę widziała niespokojne cienie, poruszające się w ciemnych zaułkach i błysk metalu zza pleców dobiegł czyjś gardłowy śmiech. Ania co chwilę sięgała do torebki macając glocka i czując bezpieczną ulgę.

 

– Anno – usłyszała szept, jakby ktoś miał problem z gardłem. Odwróciła się, ale nikogo za nią nie było. Jednak przestraszyła się nie na żarty. Ktoś znał jej imię, czy tylko jakiś menel wymówił je przypadkowo w pijackim transie?

 

– Anno Rybińska, nie sadzę żeby było ci miło, gdyby twój rozmówca stał do ciebie odwrócony plecami – odezwał się ten sam głos, tym razem pewniej. Ania nie odwróciła się nawet, a już w ręce miała pistolet.

 

– Zechciałabyś odłożyć pistolet i pomówić ze mną– spokojnym, pewnym głosem odezwał się wysoki, bladoskóry mężczyzna w kruczo czarnym jak jego włosy płaszczu. Zadziwiające, że mówił jakby nie celowała do niego z pistoletu w niego przestraszona kobieta.

 

– Ssskąd znasz moje imię?– jęknęła.

 

– Najpierw odłóż pistolet. Nie lubię gdy pistolet przykładany jest mi do twarzy.

 

Zrobił jeden gwałtowny ruch za dużo. Ania nie chciała strzelać, tak po prostu wyszło. Liczyła, że koleś odejdzie, ale ten stał jak stał. Spanikowała. Kula trafiła nieznajomego prosto w czoło.

 

– O Boże, o Boże!- wyjęczała Ania. O mój Boże, zabiłam go, pomyślała. Jak nic go zabiłam. Ja…

 

– Jak mówiłem proszę, żebyś odłożyła broń– powiedział zabity człowiek, który przecząc wszelkim prawom życia i śmierci nie był trupem. Duża dziura w czole niemalże natychmiast zrosła się.– Nie chciałbym dostać jeszcze raz.

 

– O żesz. Ty żyjesz!

 

– A pewnie– przytaknął.

 

– Kim ty do cholery jesteś?! O nie, wampir…

 

Nieznajomy wybuchnął gromkim nie udawanym śmiechem.

 

– Wampir, a to dobre.

 

– No co? – warknęła obrażona.– Po tym jak żyjesz po strzale w głowę to dość prawdopodobne.

 

Koleś wzruszył ramionami.

 

– Nie, Anno, nie jestem wampirem, daleko mi do tego. A teraz poproszę o twój pistolet.

 

Zdziwiła się, że oddała go tak łatwo. Może wiedziała, że nic mu nim nie zrobi? Nieznajomy wycelował w nią, a raczej w cel tuż obok Ani i wystrzelił. Dwa razy. Ktoś obok Ani upadł z hukiem. Nieznajomy opuścił broń.

 

– Zabierzcie go– rozkazał. Skryci w cieniu bandyci posłusznie zabrali ze sobą rannego jęczącego kolegę. Nieznajomy oddał Ani broń.

 

– Zakładam, że masz niedaleko jakiś środek transportu. Radziłbym się do niego udać.

 

– Tak, pewnie masz rację– wymamrotała oszołomiona.

 

Wsiedli do osobowego auta. Ania jednak nie uruchomiła silnika.

 

– Możesz mi w końcu powiedzieć coś za jeden? Strzelasz do ludzi, sam nie możesz zostać zabity…

 

– Lękam się, że tamten koleś miał wobec ciebie mordercze zamiary. Gdybym nie strzelił mógłby zrobić ci nieprzyjemne rzeczy. A tego chciałbym za wszelką cenę uniknąć.Ale jeśli zrobiłem ci przykrość uniżenie przepraszam. Pozwól, że spróbuję to naprawić…– powiedział tajemniczo i pstryknął palcami. Tylne drzwi otworzyły się i niemal natychmiast zamknęły. Ani z przerażeniem stwierdziła, że nie miejsca z tyłu nie były puste.

 

– Gwarantuje ci, że nie będą niczego pamiętać– uśmiechnął się.

 

– Zabijesz ich?– bardziej stwierdziła niż zapytała.

 

– Nie.

 

– To czego ode mnie chcesz?

 

– Pozdrowienia od babci Adeli.

 

Ania spojrzała na niego wzrokiem, który mówił „oszalałeś?”.

 

– Moja babcia nie żyje od pół roku.

 

– Zależy co rozumiesz przez nie żyję.

 

– Słuchaj co ty jesteś, jakiś pieprzony anioł?! Moja babcia nie żyje, a ty przekazujesz mi od niej pozdrowienia to

 

– Niemożliwe?

 

– Właśnie cholernie niemożliwe.

 

– Przeżyłem strzał w głowę z odległości metra, Anno. Sama dopowiedz sobie resztę.

 

Zamilkła zbita z tropu.

 

– Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. Rozmawiałeś z nią? Znaczy z babcią?

 

– Zabawna kobieta – nieznajomy uśmiechnął się do własnych myśli.– Poprosiła mnie o przysługę.

 

– Dobrze jej tam?– wskazała na górę.

 

Nieznajomy uśmiechnął się.

 

– Miejsce, gdzie się akurat teraz znajduje twoja babcia, trudno nazwać niebem.

 

– Co? Przecież niemalże codziennie chodziła do Kościoła…

 

– Chodzenie do Kościoła nie przesądza o pobycie w Niebie, a przynajmniej nie w całości – zaserwował kolejny z tajemniczych uśmiechów – I nie zrozumiałaś mnie dokładnie, nie jest w piekle. Chociaż można powiedzieć, że miała diabła za skórą.

 

Ania milczała, nie bardzo wiedząc za bardzo co ma zrobić. W końcu przekręciła kluczyki w stacyjce.

 

– To dokąd jedziemy?

 

– Na Smolną.

 

W zaskakująco szybkim czasie znaleźli się po lewej stronie Wisły. Wjechali w uliczki za PKP Powiśle.

 

– Zaparkuj przed tą szkołą.

 

Ania zauważyła budynek. Posłusznie zaparkowała na wolnym podjeździe. Wysiedli z auta.

 

– Po co tu jesteśmy?

 

– Do tej szkoły chodziła twoja babcia – powiedział nieznajomy.

 

– Domyśliłam się, zwłaszcza, że i ja tu uczęszczałam…

 

– Świetnie, oprowadzisz mnie – wyszczerzył śnieżnobiałe zęby. Ania z ulga zauważyła, że kły nie są wydłużone ponad normę.

 

– Jak wejdziemy? O tej porze zamknięte.

 

Mężczyzna przyjrzał się drzwiom. Chwile się nad nimi zastanawiał, w końcu jednak same się otworzyły.

 

– Proszę bardzo, damy przodem.

 

Ania weszła do środka, do dawno już nie widzianego liceum. Zabawne, ale nic się w nim nie zmieniło. Schody do szatni, na górę… tyle dobrych wspomnień…

 

– Co teraz?

 

– Pamiętasz gdzie jest sala patrona?

 

Kiwnęła głową na potwierdzenie. Palcem wskazała na korytarz przy schodach na piętro. Przeszli obok sali pielęgniarki, skierowali się w stronę bufetu. Ania z nostalgią wspominała spędzony ty czas. Przystanęli przed salą patrona.

 

– Tutaj. Co zamierzasz zrobić? Ukraść jakiś przedmiot?

 

– Nie wręcz przeciwnie – po raz kolejny uśmiechnął się tajemniczo. Ania nie zdziwiła się kiedy i te drzwi otworzyły się same.

 

Mężczyzna rozejrzał się po ozdobionej w mnóstwo przedmiotów sali. W końcu w tej szkole dbano o dawne tradycje i czasy…

 

Wreszcie wyjął mały przedmiot z kieszeni. Po uważnym przyjrzeniu Ania stwierdziła iż jest to stare czarno białe zdjęcie.

 

– Zdjęcie klasowe twojej babci. Miała zamiar je oddać. Jak widać nie zdążyła.

 

– Dlatego tu jesteś? Tylko po to, by dostarczyć zdjęcie?

 

– Przeszłość jest kluczem do przyszłości. Twoja babcia miała wielki sentyment do tej szkoły. Nawet po śmierci o niej nie zapomniała.

 

– To po co ja ci byłam potrzebna?

 

– Babcia chciała dowiedzieć się jak sobie radzisz. I mówi, że ten baran, twój szef, to oferma hultaj i zboczeniec. I, że niedługo nie będziesz się musiała nim przejmować.

Koniec

Komentarze

Najpierw Anna musi iść na piechotę; okolica niebezpieczna, więc nosi ze sobą pistolet. Potem, z nagła, okazuje się, że ma samochód. Nie mogła nim podjechać pod klub?  

Tekst bardzo tęskni do solidnej korekty. Drogi Autorze, jesteś tu obecny nie od wczoraj... Co przeszkodziło w podniesieniu poziomu?

     Z przykrością zauważam, że nieczęsto czytam tekst z taką ilością błędów. Zwykle wypisuję je, by Autor wiedział, co i gdzie jest źle. W Twoim przypadku było tak pod opowiadaniami: „Straceniec” i  „Niteris”. Tym razem łapanki nie zrobiłam. Skoro Tobie szkoda czasu, by nauczyć się poprawnie pisać, nie widzę powodu, bym miała poświęcać czas komuś, komu na tym zupełnie nie zależy.

     Po przeczytaniu zaledwie krótkiego fragmentu, nie umiem się wypowiedzieć na temat opowiadania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Takie opowiadanie o niczym. Tekst niezbyt długi, ale "Ania" pojawia się chyba trzydzieści razy. Nie liczyłam.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Znowu modne wampiry w opowiadaniu o niczym.

Przeczytałem. Słaby tekst.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka