- Opowiadanie: rinos - Pan Misio

Pan Misio

Szanowni Czytelnicy,

Opowiadanie jest długie. Uprzedzam, że jedynym elementem fantastycznym są mówiące zwierzęta.

Bardzo przepraszam za podział na akapity. W wersji do pobrania tego problemu nie ma. Wiem, że akapity zakłócają płynność czytania, niestety, edytor NF zwyciężył.

 

Opowiadanie zostało pomyślane jako coś, co czytasz dziecku i samemu masz z tego zabawę. Z naciskiem na zabawę dla czytającego ;]

 

Do pobrania:

http://trocko.pl/PAN MISIO.pdf

http://trocko.pl/PAN MISIO.rtf

http://trocko.pl/PAN MISIO.mobi

http://trocko.pl/PAN MISIO.epub

 

Miłego czytania.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pan Misio

PAN MISIO

 

CZĘŚĆ I

Nieopodal Pagórka, w Lesie mieszkał Pan Misio.

Było bardzo ważne, żeby zwracać się do niego Panie Misiu, bo jak słyszał poufałe „Misiu” to się denerwował.

Pan Misio, jak każdy niedźwiedź, był drapieżnikiem. (To znaczy, że musiał zjeść czasem inne zwierzę, żeby zaspokoić głód). Potrafił jednak wytrzymać długo głodny a poza tym…

jakieś jagody, trochę liści i czasem może pędraki…

Miał bardzo dobry charakter i nie chciał zjadać innych.

Efekt był taki, że wiele małych zwierząt z Lasu przychodziło do Pana Misia po wsparcie.

 

Tego słonecznego ranka przyszła Wiewiórka.

Trzymała w łapkach orzeszek i nerwowo go obracała.

Zerknęła na Pana Misia czarnymi oczkami (jak to tylko wiewiórki potrafią) i szybko zaszczebiotała:

– Panie Misiu, przychodzę po radę.

Pan Misio ziewnął szeroko (to nieładnie, ale to był jednak niedźwiedź), podrapał się wielką, pazurzastą łapą po boku i leniwie zapytał:

– W czym problem Pani Wiewiórko?

 

W odpowiedzi Wiewiórka zaczęła szybko opowiadać:

– Niedaleko mojej Tajnej Dziupli, gdzie gromadzę orzeszki na zimę, założył swą siedzibę Pan Wilk (Ot, niewinny przypadek, świat jest mały a Las jeszcze mniejszy). Pan Wilk, któregoś dnia, przyprowadził Panią Wilk i, nie wiadomo kiedy, pojawiły się Wilczęta. Od tego dnia Pani Wilk szukając czegoś do jedzenia dla nich. No i, rzecz w tym, że ostatnio spogląda na mnie nieco dziwnie, ile razy przynoszę kolejnego orzeszka do dziupli.

 

Pan Misio spojrzał przeciągle na Wiewiórkę. "Zjeść, czy nie zjeść?" – zapytał sam siebie – "Za bardzo się nie pożywię, a łapki ma takie zgrabne… ten orzeszek tak nerwowo obraca… i ten rudy ogon, taki puszysty…"

 

– Wtedy robi mi się trochę nieswojo – kontynuowała wiewiórka – Wilk to dobry sąsiad, nigdy przedtem nikomu nie wadził, ale wiadomo jak kobieta potrafi zmienić mężczyznę. No i jeszcze te dzieci…

 

Pan Misio troszeczkę się wyłączył. Tempo napływających informacji i ich rodzaj zdecydowanie mu nie odpowiadały.

 

Wilk ostatnio rzeczywiście zrobił się jakiś inny.

Wcześniej potrafili razem pójść, zjeść parę jagódek i pogadać przy tym o życiu.

Ostatnio kontakt trochę się urwał. Wiadomo: wilczyca.. małe…

Pan Misio chadzał teraz sam na jagódki.

 

– Nie mam już spokoju. – gadała dalej Wiewiórka. – Nie dość, że boję się, że jakiś (nie przymierzając) Szczur leśny zeżre mi orzeszka, to jeszcze boję się, że wilki zjedzą MNIE!

 

Szczura Pan Misio znał. A przynajmniej kojarzył go odlegle z niewielkimi świństwami robionymi mniejszym zwierzętom. A to podkraść orzeszka, a to donieść na Chrabąszcza, że gdzieś bzyka… Taki był z niego zwierzak. Nic dobrego.

 

– Pani Wiewiórko – zaczął Miś powoli – Problem jest, najwyraźniej, poważny.

Przez chwilę się zamyślił (problem był na tyle poważny, że nie wiedział co z nim zrobić).

Po namyśle dodał:

– Pogadam z Panem Wilkiem i spróbuję na niego wpłynąć…

 

To uspokoiło Wiewiórkę. Wszyscy wiedzieli, że Pan Misio był największy i najsilniejszy, dzięki czemu mógł wpłynąć na każdego.

Miś, osobiście, nie był tak pewny swojego wpływu. Jeżeli Wilk mu się postawi to co? Da mu łapą w pysk? Jakoś to nie pasowało do dystyngowanego stylu Pana Misia. Ale jakby trzeba było dać łapą w pysk…

Tylko dlaczego? Staremu koledze?

Jeszcze, żeby to on osobiście chciał pożreć Panią Wiewiórkę…

 

Wiewiórka skinęła łebkiem i powiedziała: "Dziękuję Panie Misiu". Zawróciła i błyskawicznie odbiegła w Las.

 

 

Misio stanął przed swoim barłogiem nieco bezradnie. Wcześniej miał plan udać się do siedziby dzikich pszczół na miodek, ale teraz zastanawiał się czy nie pójść do Wilka pogadać o problemie.

 

Chwila zastanowienia… "Niee, idę na miodek" i Pan Misio poszedł…

 

* * *

 

 

Pszczoły żądliły, ale niedźwiedzia skóra była gruba. Nic nie mogło powstrzymać apetytu Pana Misia. Najwyżej to, że pszczoły robią niewiele miodu jak na tak dużego misia.

"Nie powinienem był zjadać im wszystkiego" – Pan Misio miał wyrzuty sumienia

– Nie powinieneś Panie Misiu – odpowiedziała Królowa Pszczół jego myślom.

Pan Misio wahał się przez chwilę.

Miodek nadal skapywał mu z łap.

Po chwili takiego kapania Misio znowu polizał łapę. – Królowo złota, wiem jak druzo pracy kosztował was ten miód i muszę powiedzieć: przepraszam, za to że go jem i za to samo dziękuję.

Królowa zabzyczała zdenerwowana.

– Jest jeszcze wczesna wiosna – kontynuował Pan Misio. – Do zimy zdążycie kilkakrotnie odrobić to co teraz zjadłem. Obiecuję, że więcej nie będę Was nachodził – Pan Misio bezczelnie przymrużył oko.

– Przeniosę rój w inne miejsce! Nie znajdziesz nas! – odbzyczała Królowa.

– I to jest bardzo dobry pomysł! – Pan Misio uśmiechnął się szeroko. Wylizał łapy do czysta i zabierał się do odejścia.

Królowa widząc, że rabunek jej zasobów dobiegł końca zwołała swe hufce, atakujące do tej pory niedźwiedzia, i zarządziła odwrót.

Pszczoły powróciły do gniazda w równych szeregach. Królowa patrzyła na to z przyjemnością.

"Miód stracony, ale okazja do manewrów świetna" pomyślała. "To może się przydać gdyby zaatakowały nas szerszenie".

 

 

Pan Misio oddalił się już nieco od pszczelego gniazda. Był w dobrym humorze. Na języku wciąż czuł smak miodu.

"Teraz do Wilka" – pomyślał.

 

* * *

 

 

Szczur zamarł w bezruchu. Tuż przed nim stał Lis. Na dodatek Lis był wyraźnie na polowaniu. Przypadł teraz do ziemi zamierzając skoczyć. Szczurowi przeleciało przed oczyma całe życie: wszystkie drobne świństwa zrobione małym zwierzętom.

Pamiętał jak doniósł Chrabąszczowej o bzykaniu Chrabąszcza i tego samego dnia zjadł jego kuzyna.

Pamiętał ile razy bezczelnie gapił się z ukrycia na rudą kitę Wiewiórki po to tylko, by zaraz, gdy odeszła, ukraść jej schowanego orzeszka.

Pamiętał… Szczur szybko otrząsnął się ze wspomnień. Sytuacja wymagała szybkiego myślenia.

– Panie Lisie… – zaczął, nie wiedząc jeszcze co powie dalej.

Lis jakby trochę się rozluźnił. Nie wyglądał już jakby zaraz miał skoczyć. Teraz był gotów do słuchania, chociaż skok nadal pozostawał możliwą opcją.

– Wiem gdzie Wilki mają swą norę! Pomyśl o smakowitych wilczętach! – Szczur kombinował po swojemu.

Lis z wrażenia przysiadł na tylnych łapach. Widać było po nim, że skok na Szczura przestał go interesować.

– Wiesz Szczurku co Wilk by ze mną zrobił? – zapytał

– No to może kryjówka Wiewiórki zainteresuje cię?

– Ech, Wiewiórka… ona ma taki puszysty ogon… Krzywdy jej nie zrobię. – Lis lekko zamyślił się – Ale, o ile wiem, kręcisz się czasem wokół siedziby Człowieka. Byłbym wdzięczny – Lis znacząco oblizał pyszczek – za informację gdzie i kiedy mógłbym porwać kurę lub dwie.

– Oczywiście, pójdę na zwiad i coś dla Ciebie upatrzę – odrzekł Szczur, trochę z ulgą a trochę przerażony perspektywą całego tego Przemykania i Czajenia się, jakie było konieczne w siedlisku Człowieka.

Lis cofnął przednie łapki wyraźnie dając Szczurowi do zrozumienia, że może odbiec. Szczur natychmiast to wykorzystał.

Za nim rozległo się jeszcze wołanie Lisa "Wiem gdzie mieszkasz, Szczurku!".

 

* * *

 

 

Szczur chował się za oborą. Przed chwilą przeszedł Człowiek niosąc wielkie widły. Szczura paraliżował strach, co by było, gdyby te widły zostały wymierzone przeciw niemu.

Kiedy widły zniknęły za rogiem budynku, Szczur potruchtał w stronę kurnika. Wejście było niewielkie, ale wiedział, że sprytny Lis zmieści się w nim.

"Teraz tylko czas." myślał. "Ile sekund Lis będzie miał, by dobiec tutaj, ile na kurę i ile na wycofanie". Szczur w myślach rysował mapę siedliska Człowieka. Przebiegł jeszcze dwa razy całą trasę. Wziął poprawkę na to, że Lis jest szybszy…

Plan był gotowy. "Teraz pora wracać do Lisa" i szczur pobiegł przez pole oddzielające go od Lasu.

 

* * *

 

 

– Echem, echem – chrząknął Miś stając przed norą Wilka. Mały, węszący nos wychylił się z nory. Jeden z wilczków.

– Cześć Młody – powiedział niedźwiedź – Jest Tata?

Przez chwilę nosek wystawał na zewnątrz węsząc a później wycofał się. Minęła chwila milczenia.

-… Albo Mama – dodał Pan Misio i dalej czekał.

W tym momencie z za jego pleców rozległo się:

– Grrrr, stary pierdoło, cześć! – to był Pan Wilk

Miś przyjrzał mu się uważnie: lśniące futro, uśmiech na pysku… ojcostwo wyraźnie służyło Wilkowi.

 

– Hej, Hej – odpowiedział Miś – Gdzie Twoja Pani?

 

 

– Wadera – poprawił Wilk. – A ja teraz jestem Basior. Wiadomo, zawsze byłem wilkiem samotnikiem, ale teraz, jak mamy rodzinę to to jest wataha. Ja jestem wilkiem alfa, ona moją Panią. Mamy własną watahę! Miśku! Ja Basior, ona Wadera… – Wilk zakręcił się za własnym ogonem. Widać było radość w każdym ruchu.

 

– Ciesz się, ciesz, ale kobieta to także problemy – zaczął Misio – wiesz jak ona patrzy łakomie na Wiewiórkę?

 

Wilk troszkę się zasmucił.

– A czego oczekujesz? – zapytał – Wiewiórka ma ten swój puszysty ogon, wszyscy się za nim oglądamy. Wadera jest zazdrosna i stara się w Wiewiórce widzieć tylko przekąskę dla małych…

Westchnął. – Póki co, nikt nikogo nie pożarł…

 

– Oby tak zostało – wymruczał Miś – To co? idziemy na jagódki?

Wilk lekko się spłoszył. – Chodźmy na te jagódki, ale nie za daleko, bo muszę pilnować szczeniąt. Tylko tyle, żebym je słyszał.

 

I poszli.

 

 

 

Leżąca w krzakach Wadera wzruszyła ramionami. Wiadomo, faceci muszą mieć swoje przyjemności. A Wiewiórce, to ona pokaże zamiatanie puszystym ogonem…

 

* * *

 

 

Obgryzali jagody prosto z krzaków już kilka dobrychminut. Wilk zachowywał się cały czas jak młodzieniaszek. Tu skubnął jagódkę, za chwilę skubnął z innej gałązki. Miś był bardziej skuteczny w swych działaniach. Dlatego gałązki opuszczały jego pysk całkiem łyse. Ale przecież nie o jagódki chodziło. Chodziło o to, żeby pożerować z przyjacielem.

 

Miś patrzył na Wilka i myślał, jakby to było, gdyby i on znalazł sobie niedźwiedzicę.

Temat był niełatwy, bo w Polsce żyje tylko około 50 niedźwiedzi. A Miś nie chciał egzotycznej dziewczyny. No, może jakąś Słowenkę…

Nie chciał też iść do ogrodu zoologicznego, żeby mu sprowadzono pannę zza wielu granic.

Miś był patriotą.

Miś był Polakiem i basta.

 

 

W oddali rozległ się huk wystrzału. Pan Misio gwałtownie puścił ogryzaną gałązkę, która odwinęła się i strzeliła Wilka w pysk.

– Co się stało? – zapytał podwójnie zaskoczony Wilk.

– Idziemy sprawdzić!

– A nie powinniśmy pójść w przeciwnym kierunku? Wiesz, jako odpowiedzialny ojciec nie powinienem się niepotrzebnie narażać…

Miś przystanął. – Tego typu problem należy rozpoznać i zdusić w zarodku!

– Masz zamiar zdusić myśliwego w zarodku? – Teraz obaj dreptali ramię w ramię w kierunku odgłosu strzału.

– Nie sądzę, żeby to był myśliwy, nie słychać było, by ktoś został trafiony. Sądzę raczej, że to ktoś z naszych wszedł w szkodę Człowiekowi.

 

Zbliżyli się do krzaków na krańcu Lasu. Spoza nich widać było pola otaczające siedzibę Człowieka.

Wśród łanów zboża przedzierał się Lis. W pysku niósł kurę. Kura nie była całkiem martwa, bo czasem poruszała skrzydłem.

 

Trwało dłuższą chwilę zanim Lis dotarł do kryjówki przyjaciół. Zobaczył ich i rzucił swoje trofeum na ziemię. – Kura jest moja! – powiedział.

W tym momencie, ze środka pola, rozległ się kolejny strzał. Kula świsnęła gdzieś nad uchem Pana Misia.

 

– Zgoda, kura jest Twoja, ale kula może należeć do każdego z nas! – sarkastycznie powiedział Miś. – Bierz kurę i uciekamy.

Lis podniósł kurę i wszyscy trzej ruszyli w las.

– Ależ Panowie… – zaczęła Kura, jednak Lis wzmocnił uchwyt na jej gardle i przestała się odzywać.

Z oddali huknął kolejny strzał, tym razem oddany całkowicie na oślep.

 

Kiedy w końcu przystanęli, wszyscy byli zdyszani. Szczególnie kura, którą Lis nieco poddusił w drodze. Teraz położył ją na ziemi i zaczął przechwałki: – Widzieliście, jaki ze mnie myśliwy? Ciach-ciach i kura w moim pysku. Ciach-ciach i już z nią uciekam. Ciach-Ciach strzelają do mnie, ale ja się nie bałem! Jestem teraz z Wami, a kura leży przed moim nosem.

– Ciach – ciach … – zachrypiała kura.

– Ciach – ciach – i mamy problem… – dodał rozsądnie Wilk.

Pan Misio postanowił wziąć ster w swoje łapy: – Dobra, dobra! – powiedział – Kura wciąż żyje i nie ma jeszcze problemu.

 

– Kura żyje, kura żyje … – wychrypiała wciąż żywa kura.

 

– Nie ma mowy! – sprzeciwił się Lis. – Zapolowałem, zwyciężyłem! Zjem kurę!

Panu Misiowi łapy opadły.

"Przyroda rządzi się swoimi prawami" – pomyślał.

 

– Nawet, gdy zwrócimy kurę, spokoju nie odzyskamy. – Jak zwykle rozsądnie dodał Wilk. – Człowiek już wie, że gdzieś w naszym Lesie czai się drapieżnik.

 

– No dobra, to ja zabieram co moje – oświadczył Lis i chwycił kurę za gardło. Ta powiedziała tylko "Kura żyje…" Wtedy Lis ścisnął mocniej. Kurze gdakanie zamilkło.

Lis odbiegł w chaszcze niosąc swą zdobycz.

 

– Kura ma przechlapane… – zauważył przytomnie Wilk.

– Dokładnie! – posmutniał Miś.

 

* * *

 

 

Pan Misio zostawił za sobą wszelkie troski. Starał się nie myśleć o Wilku, zapomnieć też o Lisie. Wiewiórka była tylko odległą wizją zgrabnych łapek i puszystego ogona. Miś stąpał tanecznie do melodii, która grała mu w duszy.

 

Wybierał się do pobliskiego strumyka złowić sobie rybę.

Może powinien pośpiewać?:

"Chlap, chlap, pstrągu dziki, dam Ci łapą przez łeb…"

Problem, że to się nie rymowało.

"Rymuje się czy nie. – pomyślał Pan Misio – "Tak właśnie zrobię."

 

Godzinę później leżała przed nim świeża ryba. Może nie był to pstrąg, ale coś innego? Pan Misio nigdy nie znał się na nazwach.

Ryba lekko podskakiwała na kamieniach. Niedźwiedź przycisnął ją łapą i odgryzł głowę.

"Pstrąg czy nie" – wymruczał do siebie – "Jak dla mnie, może być".

 

* * *

 

 

Wiewiórka biegła właśnie w stronę swojego drzewa, które kryło Tajną Dziuplę na orzeszki, kiedy usłyszała:

– Dzień dobry, Pani Wiewiórko.

Zastygła w bezruchu, po czym powoli obejrzała się przez ramię.

Tuż obok stała Wilczyca. Uśmiechała się. W zachodzącym słońcu jej kły błyszczały żółtawo.

– Dzień… dzień dobry Pani Wilk – pisnęła przerażona Wiewiórka.

Wilczyca położyła się krzyżując przednie łapy.

– Pomyślałam, że jako sąsiadki powinnyśmy się poznać – powiedziała.

– Po… Powinnyśmy? – zapytała Wiewiórka drżącym głosem.

– Proszę się uspokoić – Wilczyca uśmiechnęła się szerzej – Pan Misio rozmawiał z moim mężem. Mój mąż rozmawiał ze mną… Ogólnie, oboje uważamy, że nie powinno się zjadać CZEGOŚ z czym wcześniej się rozmawiało. Więc teraz rozmawiamy.

 

Uwagi Wiewiórki nie umknęło słowo "czegoś" zamiast "kogoś". Odczuwała jednak ulgę, że to tylko pogaduszki. Nie było błysku pazurów i zaciskających się kłów. Cała postawa Wilczycy mówiła, że nie zamierza teraz atakować.

– Ma Pani śliczne szczenięta – powiedziała Wiewiórka (wypróbowany sposób na każdą młodą matkę).

– Ach, maluchy – Wilczyca machnęła lekceważąco ogonem, ale jej futro lśniło. – Sto utrapień, ale mordki takie radosne i mądre takie. Potrafią już nawet trochę chodzić. – uniosła się na przednich łapach i dumnie wypięła pierś.

 

Wiewiórce nagle przypomniało się coś, co słyszała tego popołudnia z gałęzi drzewa:

Kilka metrów poniżej Lis dopadł Szczura. Podsłuchała wtedy całą rozmowę i poszła swoją drogą. Teraz te informacje wydały się przydatne: mogła popisać się przed drapieżną sąsiadką.

W paru słowach opisała całe zdarzenie. Między innymi propozycję Szczura, by Lis porwał jedno z Wilcząt.

 

Wilczyca zerwała się na równe łapy. Obróciła łbem w prawo i lewo jakby rozglądając się za niebezpieczeństwem.

– Grrr – zawarczała.

Rzuciła szybko okiem na Wiewiórkę i nie mówiąc słowa odbiegła do nory pilnować małych.

 

 

– Co za maniery… – mruknęła do siebie Wiewiórka zapominając szybko, jaka chwilę temu była przerażona.

 

* * *

 

 

Słońce już prawie zaszło. Gdzieś w oddali słychać było hukanie sowy. Wilczyca leżała w głębokim cieniu i czekała.

Na polanę wbiegł Szczur, biegł do swojej nory, gdzie zamierzał przespać całą noc, bez snów o świństwach, które w życiu zrobił.

Wilczyca zerwała się na równe łapy i w dwóch susach zagrodziła mu drogę.

– Cześć Szczurku – wywarczała cicho.

Szczur zdębiał – "Oj, takie rzeczy przed snem." – pomyślał – "Czy będzie jeszcze jakiś sen?"

Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo cień padł na nich oboje. Ostre pazury Puchacza porwały Szczura sprzed nosa Wilczycy.

 

Ziemia oddalała się błyskawicznie. Szczur był przerażony.

 

Trzeba przyznać, że był przerażony przez większość swego życia. To właśnie strach popychał go do ciągłego kombinowania i robienia różnych świństw. Efekty tego były opłakane. Nie dość, że był małym, bezradnym zwierzątkiem to jeszcze nikt go nie lubił.

 

Teraz wyglądało na to, że jego żałosna, pełna lęków egzystencja dobiega końca.

"Trzeci raz w ciągu dnia" – pomyślał Szczur i zemdlał.

 

* * *

 

 

Ocknął się w niemal zupełnych ciemnościach. Powęszył wokoło. Był w dziupli Puchacza.

Samego Puchacza jednak nie było. Najwidoczniej wyleciał gdzieś w poszukiwaniu kolejnej ofiary.

Obolały Szczur, macając i węsząc, na oślep gramolił się ku górze, aż poczuł powiew świeżego powietrza. "Wolność" – pomyślał i wypadł na zewnątrz.

Spadając zahaczył o gałąź, potem o jeszcze jedną. Wyhamowało to jego upadek.

Pozbierał się niezgrabnie z ziemi i odetchnął. Wciąż mógł chodzić.

Zastanowił się szybko czy wracać do nory. "Niee…" – doszedł do wniosku – "Za daleko, za ciemno. Po drodze Lisy, Puchacze i Nietoperze… Muszę zagrzebać się gdzieś pod korzeniem i przeczekać do rana".

Jak pomyślał, tak zrobił. Chwilę trwało zanim, biegając od drzewa do drzewa, znalazł odpowiednią kryjówkę. Odetchnął, zwinął się w kłębek i zasnął.

 

* * *

 

 

Ciepła noc zapadła nad Lasem. Niektóre zwierzęta spały, inne dopiero wychodziły na polowanie.

Pan Misio, w swoim barłogu śnił o tym, że wspólnie z jakąś Niedźwiedzicą gonią motyla.

Motyl uciekał, a Misie skakały próbując go złapać. W pewnym momencie motyl usiadł na nosie Pana Misia. Niedźwiedzica dała mu łapą w pysk.

– Mrrr… mrrr… – Przez sen rozległo się urażone mruczenie.

 

 

 

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ II

Lis obudził się o świcie. Zapach Kury wypełniał norę. Pachniało nią tu bardzo! Obrócił się i zobaczył, że sama Kura blokuje norę jeszcze bardziej. „No to do dzieła.” – pomyślał i zaczął pchać ją nosem do wyjścia.

Kiedy znaleźli się już na zewnątrz Lis zamierzał rozpocząć ucztę. Nachylił się, rozdziawił pysk i, kiedy już miał ugryźć…

– Ko, ko… – Powiedziała nieśmiało Kura.

Lis nieco się zdenerwował. Kura najwyraźniej nie skruszała przez noc. Z tego prostego powodu, że była wciąż żywa. Lis wyrzucał sobie błąd. Wytrawny myśliwy powinien zabijać od razu.

– Ja ci dam „ko, ko”… – Odparł. – Wczoraj słyszałem ‘Ależ Panowie…’

– Ależ Panie Lisie…

– Ależ, ależ! – Lis był sarkastyczny. – Że tyle umiesz powiedzieć to już wiem. Potrafisz może jeszcze czytać?

Kura poczuła się pewniej: – Niewiele czytam. Tylko takie: ‘UWAGA! WYSOKIE NAPIĘCIE’, albo: ‘NIEBEZPIECZENSTWO! GŁĘBOKA STUDNIA’ – to się przydaje w życiu. Innych napisów nie rozumiem. Np. ‘ROBOTY NA DACHU’ – nie widziałam tam nigdy robota.

Lis zastanowił się przez chwilę. Nie wiedział co to jest robot.

– Co to jest robot? – zapytał.

– Och, to takie coś Człowieka. Widziałam raz robota kuchennego. Człowiek wciska na nim różne guziki, a ten mu przygotowuje jedzenie.

Lis zainteresował się. ‘Jedzenie’ – to było słowo-klucz do jego duszy..

– Nie wiem czy cię zjeść? – Lis był szczery – Ale potargować się warto, myślę.

– Ciach – ciach? – zapytała Kura

– Nie, nie – nie chce robić krzywdy komuś, z kim da się pogadać. Trochę brakuje mi towarzystwa… – wyznał.

Kura była pełna entuzjazmu. Załopotała skrzydłami (nieco krzywo, bo jedno było przetrącone).

– Tak, tak, ko, ko – my być wielkie przyjaciele z Pan Lis.

– Wielkie przyjaciele to my nie być – odpowiedział Lis, ale… nie zjem cię. Możesz tu teraz mieszkać, dziobać robaki koło mojej nory, albo wrócić do Człowieka, do zagrody.

– Zostaję z tobą! – odparła Kura nieco zaskoczona. – Widziałam u Człowieka napis ‘UBÓJ DROBIU’. Jako drób, nie chcę sprawdzać, co to znaczy.

 

* * *

 

 

Szczur obudził się cały mokry. Najwyraźniej nocą padał deszcz. Wytarł łapki o wciąż wilgotne futro i zabierał się do odejścia. Korzeń dębu, pod którym przespał noc, nie wydawał się komfortowym schronieniem. To miejsce nie nadawało się na nowe mieszkanie. Najważniejszą przeszkodą była pobliska dziupla Puchacza.

Szczur krzątał się nerwowo.

Do starego mieszkania też nie mógł wrócić. Wilczyca na pewno by go znalazła.

 

 

Rozejrzał się na zewnątrz. Ranek był już w pełnym brzasku, więc Puchacz nie powinien być groźny. Szczur ruszył wśród listowia licząc, że nie napotka nic większego od siebie.

 

* * *

 

 

Wiewiórka zapuściła się w las dość głęboko. Poszukiwała orzeszków leszczyny albo, choćby, żołędzi. I oto trafił jej się dąb (ten sam, pod którym noc spędził Szczur).

Wiewiórka wspięła się na drzewo i zaczęła wyszukiwać co większe żołędzie.

Nagle spostrzegła ruch w pod ściółką. W dole pod dębem biegł Szczur.

– Cześć Szczurku! – zawołała do niego, ponieważ dobre wychowanie każe się przywitać.

Szczur zatrzymał się i odpowiedział: – No, cześć, Pani Wiewiórko.

Wiewiórka, w dwóch susach, znalazła się przed nim.

– Jakieś problemy? Nie widziałam cię nigdy tak daleko od nory?

– Nie mam już nory. Jeżeli wrócę na stare śmieci Wilczyca mnie pożre. Teraz jest przekonana, że nie ma mnie wśród żywych, bo upolował mnie Puchacz. Chciałbym by tak zostało.

– Hmm… – zamyśliła się Wiewiórka, której zrobiło się żal Szczura. – Może mogę ci pomóc?

– W tej okolicy – mówiła dalej – jest opuszczona nora Borsuka. Nie wiem gdzie poszedł. Pewnie przeprowadził się do Borsukowej. Ona miała takie śliczne mieszkanko, że nikt by się nie oparł… a stara borsucza nora… dla ciebie to będzie pałac!

– Pałac, do którego każdy lis wejdzie! Ma zbyt duże wejście, jest zbyt dostępna. – Zasmucił się Szczurek.

– Nie bądź takim pesymistą! – odparła Wiewiórka – Niewielki remont wejścia i nora będzie twoja. Pomyśl, zawalisz wejście, przekopiesz w nim otwór rozmiaru szczura i możesz bezpiecznie mieszkać.

Szczur zapalił się tego do pomysłu. Dzień, który zaczął się paskudnie mógł jeszcze zakończyć się sukcesem. Nowa, przestronna nora z dala od dotychczasowych wrogów. Mógłby zacząć nowe życie.

– Pani Wiewiórko. – zaczął nieśmiało. – Mam jeszcze jedną, ogromną prośbę: proszę nikomu nie mówić, gdzie teraz mieszkam.

Wiewiórka machnęła lekceważąco rudą kitą. "Co za ogon!" pomyślał Szczur.

– My, małe zwierzęta, musimy sobie pomagać… ale… jak jeszcze raz zeżresz mi Pan orzeszka to się policzymy! Za mną!

– Żadnych więcej orzeszków! – przyrzekł Szczur trzymając łapkę w okolicy serca i ruszył za puszystym ogonem do starej nory Borsuka.

 

* * *

 

 

Pan Misio bawił się z wilczętami. Co chwila któreś gryzło go w łapę.

– Brawo, brawo wilczki – zachęcała je Mama – razem upolujecie każdego zwierza!

– Chcesz powiedzieć, że uczysz je polować na MNIE? – zapytał zdumiony Pan Misio.

– Ty je uczysz polować na siebie. – uśmiech nie schodził z pyska Wilczycy.

 

Pan Misio pomachał łapą, w którą szczeniak wbił kły. Wilczek nie puszczał i powiewał trochę jak futrzasta chorągiewka. Miś uderzył zaatakowaną łapą w ziemię.

Wilczek puścił i leżał chwilę oszołomiony.

– Nie bij mojego syna! – warknął ostrzegawczo leżący nieopodal Wilk.

– Właściwie, – wtrąciła Wilczyca – to jest twoja córka.

– Nieważne! – wilk wyraźnie się zmieszał. – Będą starsze, to będę je odróżniał!

Misio trącił delikatnie łapą oszołomionego Wilczka. Natychmiast okazało się, że młody drapieżnik tylko udawał. Rzucił się natychmiast na wielką łapę niedźwiedzia.

Pan Misio powtórzył manewr z machaniem łapą w powietrzu po czym uderzył w ziemię. Tym razem młody wilczek zdążył puścić i odturlać się na bok.

– Rzeczywiście, uczą się! – uśmiechnął się Pan Misio szeroko.

– I to jak szybko! – odparła dumnie Wilczyca widząc jak drugi z Wilczków ugryzł Misia w ogon.

Trzeci Wilczek szykował się do skoku.

 

Pan Misio wstał na równe łapy. Czas iść do siebie! Wiadomo, szczeniaki urocze, ale jakiś szacunek do starszych powinny mieć!

– Pójdę już. – powiedział – Macie urocze szczeniaki… – odwrócił się na pięcie i już miał odchodzić, kiedy znowu został ugryziony w okolicę ogona. To trzeci Wilczek zaliczył swój punkt w polowaniu.

Miś lekko się skrzywił, ale godność dorosłego zwierzęcia nie pozwalała mu zareagować. Odszedł więc spokojnie swoją drogą mrucząc pod nosem:

– Tak wygląda bezstresowe wychowanie…

 

* * *

 

 

Szczur siedział w nowej norze zadowolony. Bardzo się napracował, bo stara nora Borsuka miała kilka wejść, ale teraz czuł zadowolenie z wykonanej pracy.

Trzy wejścia!

Wszystkie zawalił i przekopał na nowo! Mógł teraz cieszyć się bezpieczeństwem w wielkiej komnacie centralnej.

Przeciągnął się. Już nie był małym szczurem na dorobku. Teraz był Panem Szczurem!

 

Ktoś zaskrobał pod jednym z wejść.

 

Szczur zerwał się na równe łapki. Wszystkie stare lęki znów wróciły. Podbiegł do wejścia i wyjrzał.

 

Przed norą stał Borsuk we własnej osobie.

 

Szczur wpadł w panikę. „Jestem w jego norze!” – myślał – „Zająłem ją jak swoją!”

„Ale Pani Wiewiórka… Ona mówiła, że to porzucona nora!”

Chwilkę się zastanowił.

„Tylko, że Wiewiórka… wiadomo, wspaniały ogon… i tak szczebiocze: nie przemyślała i wpakowała mnie w kłopoty!”

Szczur był bliski płaczu. Wiadomo, z nory były dwa inne wyjścia. Mógł uciekać, nie rozmawiając z Borsukiem. Tylko jakie miał szanse? Borsuk go wytropi bez trudu i pożre! Znany był ze swych myśliwskich umiejętności.

 

– Spokojnie Panie Szczurze, przyszedłem tylko po kilka rzeczy… – odezwał się Borsuk stojąc pod za małym dla siebie wejściem.

 

Szczur rozejrzał się czujnie. Czy są tu jakiekolwiek rzeczy należące do Borsuka? Chyba nie. Tylko opuszczona nora z zapachami tu i ówdzie.

 

– Po pierwsze: mam tam zasuszonego pędraka. – ciągnął Borsuk na tyle głośno, że słychać go było w głębi nory. – To jeden z pierwszych, jakie w życiu znalazłem. Pamiątka, rozumie Pan. Poza tym, moja Pani, nie bardzo wierzy, że kiedykolwiek sam sobie znalazłem pędraka. – Muszę jej to udowodnić, zanim przestanie mi znosić jedzenie.

 

Szczur szybko się rozejrzał. Rzeczywiście, w rogu leżał zasuszony pędrak. Szybko chwycił go i zaniósł do wyjścia.

 

– A po drugie! – dodał Borsuk, nadal podniesionym głosem. – Zaraz tam wejdę i cię zjem!

Zaczął rozkopywać zasypane wejście.

 

* * *

 

 

Szczur rzucił się do ucieczki. Zapasowe wyjście stało przed nim otworem.

 

Chwilę nasłuchiwał stojąc na zewnątrz. Borsuk nadal kopał. Nie zorientował się, że Szczur ucieknie zapasowym wyjściem, mimo, że znał budowę własnej nory.

„Myśliwy dobry, ale głupi.” – pomyślał Szczurek.

 

Teraz pozostał problem: dokąd uciekać? Borsuk znajdzie go wszędzie po zapachu. Może był głupi, ale węch miał świetny.

W tym momencie przypomniały się Szczurowi słowa Lisa: „…kręcisz się czasem wokół siedziby Człowieka…”

Człowiek! To była odpowiedź na pytanie! Żaden Borsuk, ani Wilk, ani Puchacz nie zbliży się do siedziby Człowieka! Trzeba więc tam zamieszkać! Oczywiście, będzie trochę zawracania głowy z kryciem się, oraz czajeniem, ale lepsze to niż pewne kły i pazury!

 

Niewiele myśląc Szczur ruszył przez Las i pola otaczające ludzką siedzibę.

 

* * *

 

 

Polana wyglądała całkiem normalnie. Wiewiórka siedziała jednak na gałęzi drzewa z szeroko otwartymi oczami i patrzyła w dół.

 

Na polanie leżał sobie spokojnie Lis. Wokół dreptała Kura, co chwilę dziobiąc niewidoczne (z tej wysokości) robaki. Rozmawiali.

– … mówisz, że człowiek wysypuje wam jedzenie? – doleciały uszu Wiewiórki słowa Lisa – Potem chodzicie sobie i tyle?

– Niezupełnie, Panie Lisie, później trzeba znieść jajko. Człowiek przychodzi i je zabiera.

– Kogut też oddaje jajka?

Kura zaczerwieniła się pod piórami. Była jeszcze młoda, nigdy nie miała pisklaków, ale słyszała plotki o tym, skąd się biorą.

– Wiadomo… – odpowiedziała, ze spuszczoną skromnie głową. – Kogut jest po to, żeby były pisklaki.

 

Lis nie drążył tematu. Zauważył, że jest on dla Kury krępujący.

– A taki koń? – zadał następne pytanie. – Widziałem tam obżerającego się konia… (Lis zaobserwował kilka rzeczy w siedzibie ludzi podczas krótkiej, ale emocjonującej wyprawy po Kurę).

– Och, koń… – odpowiedziała Kura zadowolona, że pytania zeszły na inny gatunek. – On jest „pociągowy”, tzn. ciągnie różne ciężkie rzeczy. Czasami całymi dniami chodzi po polu ciągnąc pług.

Słowo „pług” było dla Lisa nowe, ale nie wywołało większego zainteresowania.

 

– Sprawa jest prosta – powiedział unosząc się na łapach – Możesz tu mieszkać, ale jajka, które zniesiesz, należeć będą do mnie.

 

 

Wiewiórka usłyszała dosyć. Zawróciła na swej gałęzi i odbiegła. Temat do plotek był świetny. Niech no tylko Pani Wilk o tym usłyszy… Lis przygarnął Kurę!

 

* * *

 

 

Pan Misio leniwie wlazł na Pagórek i rozejrzał się. Lubił tu przychodzić. Wtedy cały Las wydawał mu się własnym Lasem. Widział z góry krzewy i drzewa. Dawało to poczucie kontroli temu największemu drapieżnikowi w okolicy.

Pan Misio nadstawił uszka (niedźwiedzie mają niewielkie uszy, choć słuch bardzo dobry).

 

Ktoś szedł przez Las i grubymi łapami deptał ziemię. Pan Misio spojrzał w tamtą stronę zdumiony. Ku niemu szła młoda Niedźwiedzica.

 

Podeszła do niego (na Pagórku, pośród Lasu) i powiedziała:

– Mrrr…

Pan Misio nie mógł być bardziej zadowolony.

– Mrrr – odpowiedział w jej własnym języku i wyciągnął łapę by dotknąć.

Niedźwiedzica żachnęła się lekko, uchylając się przed wyciągniętą łapą.

– Grrr… – odpowiedziała.

 

– Jednak byłbym za tym, że Mrrr – bronił się Miś trzymając tym razem łapy przy sobie. – Może gdzieś byśmy razem SKOCZYLI? – Po głowie błąkało mu się wspomnienie snu o skakaniu za motylem.

– Mrrr –Niedźwiedzica była tym razem ugodowa.

Pan Misio chwilę myślał „Niedźwiedzica! W moim Lesie! Trzeba pokazać, że to mój Las!”

– Chodź, pokażę ci gdzie są najlepsze jagódki.

 

 

No i ruszyli w stronę jagódek. Może i nie skacząc i nie goniąc za motylem, ale jakoś tak radośnie.

 

 

 

* * *

 

 

Obejście Człowieka wydawało się Szczurowi całkiem nowym światem. Koń rżał, krowy muczały, kury gdakały. Tyle hałasów! A te nowe zapachy…

Czuł się zdezorientowany.

Człowiek! To niepokoiło najbardziej. Wielki (wyższy od niedźwiedzia), na dodatek uzbrojony w widły. Na pewno był od niedźwiedzia wolniejszy!

Zawsze to była jakaś otucha, w tym całym nieszczęściu.

 

Szczur przyczaił się za stodołą. Wieczór już zapadał, więc nie było większego ruchu. Ot, kura przeszła, dziobiąc coś z ziemi.

 

Przebiegł, na tyle szybko na ile potrafił, do narożnika domu.

Sztuczne światło sączyło się z okien. Dom wyglądał spokojnie: nikt nie wchodził i nie wychodził.

Powęszył chwilę i idąc za nosem znalazł dziurę w deskach.

 

Wśliznął się pod podłogę.

Chwilę rozglądał się w zupełnym mroku, aż zaczął odróżniać kształty.

Nad sobą słyszał Człowieka. Słyszał jego kroki i niezrozumiałe rozmowy. Mrok świata pod podłogą był uspakajający:

„To jest mój świat.” – Pomyślał Szczur.

 

* * *

 

 

Szczur mieszkał teraz pod podłogą ludzkiego domu. Jeszcze się nie urządził, nie znalazł własnego kąta, ale już czuł, że to jego miejsce. Popatrzył na mroczne wnętrze. Widział niewiele, ale czuł się bezpieczny.

– Dzień dobry Panie Szczurze – rozległo się gdzieś z lewej strony.

Szczur rozejrzał się spanikowany. Kto do niego mówi? I dlaczego znów ktoś do niego mówi?

Porzucił przecież Las by uniknąć wszystkich tych zabójców, którzy najpierw mówili, później chcieli pożreć.

W kącie dostrzegł Mysz, stworzenie jeszcze mniejsze od niego. „Żadne zagrożenie” – pomyślał uspokojony.

– Witam pana, Panie Szczurze – Mysz zaczęła przyjaźnie. – Pomyślałam, że jako nowemu sąsiadowi przyda się panu wprowadzenie.

Szczur przytaknął – wycieczka z przewodnikiem nie mogła zaszkodzić.

– A więc tak… – kontynuowała Mysz – Teraz jesteśmy pod podłogą. Nic złego tutaj nie może się wydarzyć. Także niewiele dobrego.

Żeby zjeść, trzeba wyjść na zewnątrz. Koń dostaje dużo owsa. Możemy mu podjadać. Nie będzie miał nic przeciwko temu. Tylko odzywać się do niego nie ma po co. Jest strasznie opryskliwy.

– Kury jedzą swoje robaki i jest to szybka akcja: kura widzi, kura dziobie. Nie mamy szans wejść w ten proces. Dzieje to się za szybko i nie jest warte zachodu.

– O krowach nie warto w ogóle wspominać. Żywią się trawą, a to nas nie interesuje.

– Najlepsze rzeczy – kontynuowała swój wykład Mysz. – znaleźć można w domu Człowieka.

 

– Tu jest mysia dziura – Mysz poprowadziła Szczura do wyjścia ze świata pod podłogą –

Jedyne przejście do domu. W przypadku kłopotów staraj się tu wrócić. Problem polega na tym, że Człowiek wie o tej dziurze i może coś przyszykować. Wtedy, po prostu, improwizujesz.

W Domu jest wiele miejsc, gdzie można się ukryć: szafki, boazeria, przewody wentylacyjne. Poznasz teren to będziesz wiedział gdzie się kryć.

 

Wyszli przez mysią dziurę. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było ogromne.

 

– To jest przedpokój. – wyjaśniała Mysz. – Nie spodziewaj się tutaj niczego do jedzenia. Tamte drzwi – wskazała łapką. – prowadzą do kuchni. To tam się kierujemy.

 

Przebiegli przez otwarte wejście.

– Ludzie nie zamykają nigdy tych drzwi, pewnie po to by w każdej chwili móc tu wejść i żerować. Dla nas to błogosławieństwo. Ja może bym się przecisnęła pod drzwiami. Ty jesteś na to za duży.

 

W kuchni setki zapachów jedzenia zaatakowały szczurzy nos.

– Czujesz to? – zapytała Mysz. – To właśnie dlatego tu mieszkam i dlatego ty też zostaniesz tu na zawsze.

 

– Wyczuj delikatną woń sera – mysz węszyła w powietrzu. – To po niego tu przyszliśmy.

 

Ruszyli, prowadzeni węchem. Gdy dotarli do celu zobaczyli, że ser, owszem, jest. Ukrywał się jednak w sercu groźnie wyglądającego urządzenia.

 

 

– No, co, serze? – powiedziała Mysz z nutą szaleństwa w głosie – Teraz ty, albo ja!

 

Do Szczura zaś zwróciła się spokojnie: – To jest pułapka na myszy. Zatrzaśnie się, kiedy wezmę ser! Trochę zwinnej delikatności i ser będzie nasz. Bez problemu!

 

 

Jak powiedziała, tak zrobiła.

Błyskawicznym ruchem porwała kawałek sera. Już odskakiwała, gdy pułapka zatrzasnęła się.

Ogon i tylna łapka zostały schwytane.

 

– Panie Szczurze! – wydyszała Mysz. – Na co czekasz? Unieś ten drut i uwolnij mnie!

Szczur się natężył. Na całe szczęście był większy i silniejszy od Myszy, więc jakoś udało mu się uwolnić jej pogruchotaną łapkę i ogon.

– Teraz szybko do mysiej dziury! – cierpiąca Mysz wydała kolejny rozkaz.

Szybko nie poszło. Mysz powłóczyła uszkodzoną łapką. Każdy krok sprawiał jej ból. Szczurek podpierał ją i prowadził jak umiał, ale trwało to długo. Na całe szczęście nikogo nie spotkali po drodze.

Pora była idealna na wypad, którego dokonali.

Ludzie w tym czasie gromadzili się w innym pokoju, by oglądać telewizję (pozwólcie, że nie będę wyjaśniał, co to jest telewizja).

 

 

Mysz wciąż trzymała w pyszczku ser ukradziony z pułapki. Teraz, mimo bólu w łapce, zaczęła go zajadać. Kawałek dała Szczurowi.

Szczur ugryzł i oniemiał. Nigdy nie jadł czegoś tak dobrego! Pędraki, robaki i chrabąszcze nie mogły się z tym równać. Wiedział już, że znalazł dom na resztę życia. Wiedział też, że nigdy nie zbliży się do pułapki. Ser był świetny, ale ryzyko zbyt duże.

 

– Teraz, Panie Szczurze – wychrypiała ranna Mysz między kęsami sera. – będzie pan MUSIAŁ opiekować się mną, aż wydobrzeję. To znaczy: znosić mi jedzenie. Ranna, nie jestem dość szybka, by wychylać nos spod podłogi.

Szczur zamyślił się. Pierwszy raz w życiu będzie musiał kimś się opiekować!

Pomyślał, że Mysz przywitała go godnie w obejściu Człowieka i udzieliła wielu dobrych rad. Był jej winien opiekę!

 

* * *

 

 

Tego dnia, o zmroku wilk odwiedził Pana Misia. Przed barłogiem wylegiwały się dwa Niedźwiedzie, mrucząc i trącając się łapami.

– Cześć Misiek – zaczął Wilk – i… dzień dobry Pani Niedźwiedzico

– Cześć Wilku – odpowiedział Miś.

Niedźwiedzica stanęła na tylnych łapach i powiedziała: – Mrrr…

– Lubi cię, najwyraźniej – wyjaśnił Pan Misio. – To Słowenka, nie zna jeszcze naszego języka, ale wszystko rozumie.

– Idziemy na jagódki? – zapytał Wilk.

– Idziemy na jagódki? – zapytał Miś Niedźwiedzicę.

– Grrr… – odpowiedziała

– Nie idziemy – potulnie odpowiedział Miś. – Niedawno byliśmy.

– OK – rzucił przez ramię Wilk, odchodząc. Wydawał się obrażony, ale w głębi ducha cieszył się, że Miś zaczyna rozumieć jak to jest mieszkać z partnerką.

 

 

– Idziemy zatem spać! – Zatarł łapy Pan Misio, myśląc o przytulaniu przez sen, wkładaniu nosa do ucha i snach o pogoni za motylem.

– Mrrr… – odpowiedziała słoweńska Niedźwiedzica, która rozumiała nie tylko to, co zostało powiedziane, ale także to, co Pan Misio pomyślał.

 

* * *

 

 

Zwierzęta zasypiały. Pan Misio skulił się u boku Niedźwiedzicy, która wtulała nos w jego bok. Wilki spały zwinięte w kłębek wokół swoich młodych. Szczur drzemał nerwowo przy boku rannej przyjaciółki, której obiecał znosić jedzenie. Wiewiórka, w swojej dziupli, śniła o liczeniu orzeszków.

Następny dzień miał być pełen wydarzeń, ale na razie zwierzęta spały.

 

 

 

 

 

 

 

Część III

To był wyjątkowo udany poranek dla Lisa. Jego prywatna hodowla drobiu przyniosła właśnie pierwsze efekty. Jajko! Chwilę temu rozgryzł skorupkę i teraz wylizywał ją do czysta. Dawno nie jadł nic tak dobrego. Kura chodziła wokół dziobiąc tu i ówdzie. Była dumna ze swego wkładu w przyjaźń z Lisem.

– Ko, ko… – rozpoczęła rozmowę.

– Rzeczywiście. – odpowiedział krótko Lis.

Po jedzeniu drzemka wydawała się dobrym pomysłem. Skrzyżował przednie łapy, położył na nich pysk i zasnął.

Kura była rozczarowana. Nie usłyszała słowa pochwały! Jej jajko zostało po prostu zjedzone i tyle!

Inna sprawa, że Człowiek też nigdy nie mówił „dziękuję”.

„Ech.” – Pomyślała – „Taki już mój kurzy los”.

 

* * *

 

 

Słońce stało jeszcze nisko. Niedźwiedzie budziły się ze snu. Pan Misio przeciągnął się rozkosznie. „Pójdę teraz na rybki” – pomyślał.

Niedźwiedzica również wstała i przyglądała mu się pytająco.

– Idę teraz polować na ryby. – powiedział do niej Pan Misio.

– Mrrr… – odpowiedziała Niedźwiedzica przygotowując się do wymarszu.

– Nie, nie. – Pan Misio zatrzymał ją gestem łapy. – Idę polować sam. Też ci przyniosę rybę.

– Mrrr… Grrr? – zapytała Niedźwiedzica bezradnie.

– …co, w tym czasie, ty masz robić? – Miś był zakłopotany. – Może idź na plotki do Wilczycy? Wiem, że nie znasz języka, ale wszystko przecież rozumiesz. Jak Wilczyca z Wiewiórką się rozgadają i tak nie będziesz miała szansy nic powiedzieć.

– No idź. – Pan Misio trącił Niedźwiedzicę nosem.

Ta wstała i niepewnie ruszyła w stronę siedziby Wilka.

Pan Misio patrzył za nią zadowolony. Podziwiał grację z jaką się poruszała i to, że nie narzucała się ze swoim towarzystwem.

„Teraz na rybki!” – pomyślał i ruszył w kierunku strumienia.

 

* * *

 

 

Wiewiórka zeszła z drzewa nieopodal siedziby Wilków.

– Hej, hej, pani Wilczyco! – zawołała.

Z nory wychylił się łeb Wilczycy. Po chwili dołączyła do niego cała Wilczyca.

– Co słychać, Pani Wiewiórko?

– Nie uwierzy pani, co wczoraj po południu widziałam…

W tym momencie rozległ się odgłos wielkich łap stąpających po ziemi. Do wilczycy i Wiewiórki dołączyła Niedźwiedzica.

Przysiadła na tylnych łapach i przyjaźnie powiedziała: – Mrrr

– Mrrr – odpowiedziała Wilczyca na powitanie.

– Więc, co Pani widziała? – zapytała Wiewiórkę.

Wiewiórka, nieco przestraszona w towarzystwie dwóch dużych drapieżników, zaczęła chaotycznie:

– Lis przygarnął Kurę!

– Mrrr … – przytaknęła Niedźwiedzica, wiedząc jakie są lisy i co robią z kurami.

– Nie, nie, nie! – zaprzeczyła Wiewiórka. – Rzecz w tym, że naprawdę ją przygarnął!

– Taaak. – ziewnęła szeroko Wilczyca. – Mój mąż mi wczoraj mówił. Lis „przygarnął” Kurę prosto z zagrody. Do tej pory, nawet już ją pewnie zjadł.

– Mrrr – Pokiwała głową Niedźwiedzica.

– Właśnie, nie! – Wiewiórka bardzo starała się przekazać swoją wiedzę. – Porwał ją z zagrody, to prawda, ale nie zabił jej i teraz pozwala jej mieszkać u siebie w zamian za znoszone jajka!

– No tak… – wymruczała zaskoczona Wilczyca – Lisy uwielbiają jajka.

Niedźwiedzica była zaskoczona jeszcze bardziej.

– Pani się dziwi, Pani Misiowa? – wilczyca starała się trzymać fason przed przybyszem zza granicy. – U nas lisy są bardzo sprytne. Mówi się nawet „sprytny jak lis”. Słyszała Pani, u siebie na Słowenii, o lisie, który hoduje własną kurę?

– Grrr – Niedźwiedzica bezradnie rozłożyła łapy. – Grrr, Mrrr – dodała.

– No właśnie! – odpowiedziała Wiewiórka. – U nas różne ciekawe rzeczy się zdarzają! Witamy w Polsce, Pani Misiowa.

 

* * *

 

 

Szczurowi dzień zaczął się wyjątkowo sympatycznie. Przede wszystkim nikt nie próbował go zjeść. Wylegiwał się jeszcze kilka minut ciesząc się tym uczuciem, a później podszedł do Myszy.

Tu było nieco gorzej. Złamana łapka wyraźnie spuchła.

– Zjemy coś? – zapytała Mysz.

W pierwszej chwili Szczur miał zamiar rozsiąść się i powiedzieć „Bardzo chętnie”, ale zaraz zorientował się, że to od niego oczekiwano pomocy! Pierwszy raz w życiu był komuś potrzebny!

– Już idę. – odparł. – Podkradnę Koniowi trochę wczorajszego owsa.

– A może… odrobinę serka? – zapytała Mysz z trzęsącymi się łapkami.

– O nie! – Szczur był stanowczy. – Żadnego serka! Mam wyglądać tak, jak ty? – wskazał ranną łapkę Myszy.

– Bez serka… – zasmuciła się Mysz.

 

* * *

 

 

Szczur wyszedł między deskami, na zewnątrz domu. Miał swoje postanowienia. Oczywiście, ser był znakomity, ale to zbyt duże ryzyko. Można mówić o tchórzostwie, ale on wolał nazywać to rozsądkiem.

 

Przebiegł ukradkiem podwórko. Było jeszcze za wcześnie, by ktokolwiek z ludzi wstał. On o tym jednak nie wiedział. Poruszał się więc bardzo ostrożnie, cały czujny, aż po koniuszek ogona. Uszy strzygły, nos węszył szukając zagrożeń.

 

Kiedy dotarł do stajni był mokry ze strachu.

Zbliżył się do Konia. Ten spał na stojąco nad żłobem. Wewnątrz, o czym zapewnił nos przerażonego gryzonia, wciąż był owies.

 

Szczur wspiął się po zwisającym ze ściany kawałku uprzęży i przeskoczył na żłób.

Koń otworzył nagle oczy:

– Kto tu? – zapytał czujnie.

– Sz… Szzz, Szczur! – usłyszał nerwowe słowo.

Koń spokojnie spojrzał na Szczura i mruknął: – Ach. Kolejny gryzoń. Bierz swoje trzy ździebełka i znikaj… – zamknął z powrotem oczy.

 

Szczur nerwowo zjadł kilka ziarenek owsa. Kiedy poczuł się już najedzony, zjadł jeszcze jedno.

 

– Czas wracać – westchnął.

Chwycił dorodny kłos i pobiegł do kryjówki pod podłogą domu. Biegł ze stajni, przez podwórko i przez szczelinę między deskami. Kiedy zapominał o strachu, droga wydawała się bardzo krótka.

 

 

 

* * *

 

 

Pan Misio wrócił do Niedźwiedzicy z rybą w pysku. Był trochę poirytowany, bo złapanie ryby dla siebie zajeło mu godzinę. Druga ryba zajęła kolejną godzinę.

– Mrrr, mrrr – powiedziała Niedźwiedzica.

To wynagrodziło Panu Misiowi wszelkie trudy.

– No, tak, mrrr, mrrr… ale spójrz jaka piękna ryba… – powiedział zadowolony z siebie.

 

 

 

* * *

 

 

Mysz spała bardzo niespokojnie. Łapka ciągle była opuchnięta, ale już jakby trochę mniej. Przez sen majaczyła:

– Serek, serek, ciasteczka…

 

Szczur położył obok niej zdobyty kłos i odbiegł do swoich spraw.

 

Niecałą godzinę zajęło mu znoszenie z zewnątrz różnych drobnych rzeczy. Przyniósł trochę siana, trochę kurzego pierza i tym podobne. Miękkie, szczurze gniazdo było gotowe.

 

Powrócił do Myszy. Owies został już zjedzony.

 

Gdzie mieszkała? Tu, pod podłogą, nie było śladu mysiego gniazda. Cóż, nie dowie się, zanim Mysz nie zacznie chodzić.

– Ciasteczka! Serek! – rozległo się znowu majaczenie.

 

„Hmmm” – pomyślał Szczur – „Pójdę przez mysią dziurę i poszukam serka albo tych ciats… ciasts… ciasteczek.”

Oczywiście, nie zamierzał zbliżać się do pułapek, ale jedzenie mogło gdzieś leżeć porzucone. Tyle było tam bogatych zapachów, że nawet to wydawało się możliwe.

 

* * *

 

 

Szczur pobiegł przez mysią dziurę. Już zamierzał skierować się do kuchni, kiedy usłyszał szczęk metalu. To go zainteresowało. Jeden dzień mieszkania w komforcie powodował, że ciekawość zaczynał cenić sobie wyżej niż bezpieczeństwo. Co miało być dalej? Przesadna brawura, jak u Myszy?

 

Pobiegł w stronę dźwięku. Zajrzał przez próg.

W środku siedział Człowiek. Wielki i niezdarny. Manipulował przy czymś metalowym i podłużnym.

 

Nie wiadomo jak Szczur się domyślił. Nigdy wcześniej nie widział strzelby. Instynkt jednak podpowiedział mu od razu: dla Pana Lisa zaczynały się problemy!

 

Szybko wybiegł z domu (tym razem wprost przez niedomknięte drzwi, nie próbując nawet się kryć) i pognał do Lasu. Trzeba ostrzec Lisa.

 

* * *

 

 

Wszystkie zwierzęta zgromadziły się, w pobliżu lisiej nory. Każdy chciał posłuchać relacji Kury o życiu w obejściu Człowieka. To było takie egzotyczne.

 

– Jak to wygląda z orzeszkami? – zapytała Wiewiórka. – Możecie je sobie gromadzić i Człowiek ich nie zabiera?

– Ani ja, ani żadna z koleżanek, tego nie próbowała. – odparła Kura. – Nie jemy orzeszków, a zgromadzone robaki rozpełzną się w kilka chwil.

Zwierzęta odpowiedziały śmiechem. Wiewiórka lekko się zmieszała.

– Koń jednak je owies… – pytała dalej, mimo zakłopotania – Gdzieś go, więc musi gromadzić, żeby codziennie mieć co dziobać?

Kura zignorowała niezręczne użycie słowa „dziobać”. Koń, owszem, mógł podobno ugryźć, ale udziobać – nigdy!

– Koń dostaje owies od Człowieka. – wyjaśniała cierpliwie. – Codziennie nową porcję. Jest uzależniony od owsa, więc w zamian ciągnie Człowiekowi…

Któreś z młodszych zwierząt głupawo zachichotało.

…ciągnie Człowiekowi różne ciężkie rzeczy, których on sam by nie uciągnął – dokończyła Kura ze spokojem.

 

 

Nagle na polanę wpadł Szczur.

– Panie Lisie, panie Lisie! – ledwo mówił zdyszany. – Człowiek idzie tu, by pomścić Kurę!

 

To Szczur był jednak zaskoczony tym, co zobaczył. Znał Lisa nie od wczoraj. Spodziewał się martwej Kury. Tymczasem, przed nim, przechadzała się ona, żywa i rozgadana.

 

Dotarło do niego, że przed chwilą odpowiadała na pytania leśnych zwierząt. Robiła to, jak najprawdziwsza gwiazda!

 

 

– Uciekajcie! – szczur odzyskał oddech – Człowiek idzie tu ze STRZELBĄ!

 

Zwierzęta rozpierzchły się wpadając w panikę. Na polanie pozostał tylko Szczur, Kura i Lis.

Ten ostatni szybko opanował sytuację.

– Kuro! Schowaj się w mojej norze! Panie Szczurze, biegniemy!

Ruszyli przez zarośla.

Szczurowi zrobił się miło, że został nazwany Panem Szczurem, ale teraz nie miał czasu na przemyślenia. Sprawiało mu problem dotrzymanie kroku Lisowi. Mimo to, jakoś dawał radę.

 

Po kilkudziesięciu metrach Lis zatrzymał się.

 

– Spokojnie Panie Szczurze. – powiedział. – Polowanie na Lisa bez nagonki? To się nie uda! Dziękuję jednak, że mnie pan ostrzegł. Człowiek, na pewno, zabierze Kurę, jeżeli ją znajdzie.

 

Teraz Szczurowi zrobiło się trochę głupio.

Starał się ratować Lisa! Okazało się, tymczasem, że narażał życie tylko ze względu na Kurę.

 

– Bardzo proszę. – mruknął i ruszył w drogę powrotną do domu Człowieka. Chciał wrócić pod podłogę, do Myszy, która go naprawdę potrzebowała.

 

 

 

Lis patrzył za nim przez chwilę, zamyślony.

 

* * *

 

 

Pan Misio nie należał do tych zwierząt, które wpadły w panikę słysząc ostrzeżenie Szczura.

Nie, nie! – on odszedł spokojnie, z godnością…

 

Niedźwiedzica biegła przy jego boku.

Zaraz, zaraz… biegła?

Pan Misio zatrzymał się nagle i zapytał:

– Dlaczego biegniemy?

– Grrr, mrrr. – odpowiedziała bezradnie.

 

No tak, Człowiek. Ale co może zrobić Człowiek w Misia własnym Lesie?

 

Może narobić mnóstwo kłopotu! Może chodzić, strzelać do zwierząt. Może nawet kogoś zabić!

Albo – Pan Misio aż się wzdrygnął. – Może wyzbierać wszystkie jagódki!

 

* * *

 

 

Szczur wracał do swojego domu. Biegł przez Las, przeskakiwał leżące na ziemi gałązki.

 

Nagle, tuż przed nim, wyskoczył Borsuk.

– Jak miło Pana widzieć, Panie Szczur… – fuknął. – Wszędzie Pana szukałem, ale ślad urywał się na skraju włości Człowieka.

 

Szczur zamarł, przerażony. Znowu kłopoty! Po co było wracać do Lasu? Miał już spokojne miejsce u boku Myszy. Może nawet, z czasem, przyniósłby kawałek ciasteczka? Teraz, to wszystko kończyło się. Zaraz miał zginąć marnie w pazurach Borsuka…

 

– Zostaw go, Borsuk! – rozległ się nagle z boku głos Lisa.

 

Wszyscy w Lesie wiedzieli, że Lis i Borsuk nie przepadają za sobą. Trudno było jednak rozstrzygnąć, który by zwyciężył, gdyby musieli walczyć.

Borsuk cofnął się lekko.

Nawet, jeżeli by wygrał, nie uniknął by dotkliwych ran.

– Fffu, ffu… – fuknął dwa razy i odbiegł.

 

Szczur przysiadł na tylnych łapkach.

– Dziękuję, Panie Lisie. – powiedział drżącym głosem.

– Bardzo proszę. – odparł Lis i zawrócił, aby odejść.

 

 

Nadal planował unikać Człowieka i hodować Kurę. Zajmować się wszystkim tym, czym zwykle zajmują się Lisy.

 

* * *

 

 

Było zupełnie cicho. Wszystkie zwierzęta pochowały się na wieść o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Tylko Pan Misio pojadał jagódki na skraju Lasu.

 

Człowiek wkroczył brutalnie, bez szacunku dla panującej ciszy.

Idąc, cięzkimi gumiakami miażdżył gałązki i robił wiele hałasu.

 

„Czas pokazać, czyj to Las.” – pomyślał Pan Misio. Zostawił jagódki i ruszył na spotkanie przeznaczeniu.

 

* * *

 

 

Nagle coś przemknęło w listowiu. Może była to Pani Wiewiórka, może ktoś inny. Człowiek złożył się do strzału. Nie miał jednak szans zagrozić komukolwiek.

Wiele, spośród leśnych zwierząt było za szybkich dla ludzkiego oka.

 

Kilka kroków dalej, przez listowie, zauważył niedźwiedzia. Wiedział, że do niego nie może strzelać. Niedźwiedzie są w Polsce pod ochroną! Poza tym, to mógł być jedyny miś w okolicy.

 

Człowiek patrzył, zafascynowany, jak niedźwiedź porzuca pojadanie jagód i rusza w jego stronę. Podniósł strzelbę do oka. Wycelował..

 

Może i misie były pod ochroną, ale w obronie własnej miał prawo zabić!

 

 

 

* * *

 

 

Pan Misio widział, słyszał i czuł Człowieka od dłuższej chwili. Ruszył ku niemu, mimo, że ryzyko było duże.

To był jego Las! Musiał go bronić!

 

Nie chciał tu Ludzi! Nadszedł czas na konfrontację!

Pan Misio biegł w stronę Człowieka.

(Niedźwiedzie potrafią naprawdę szybko biegać, nie są jednak tak szybkie jak kula.)

„Albo on, albo ja!” – myślał w biegu.

 

Huknął strzał.

 

Miś przystanął.

Łapy, łeb i ogon nadal znajdowały się na swoim miejscu.

 

Człowiek, nerwowo próbował załadować strzelbę ponownie.

 

Niedźwiedź dopadł go, nim to było możliwe. Przewrócił Człowieka samym pędem swojego ciała, wytrącając mu strzelbę. Stanął nad nim i zamierzył się łapą.

 

 

W tym momencie przypomniał sobie swoje zasady: nie chciał zabijać, nie chciał, by komukolwiek działa się krzywda. Opuścił łapę.

– Grrr – powiedział.

Człowiek gramolił się z ziemi przerażony. Pan Misio mu nie przeszkadzał.

– Grrr – powtórzył, potężną łapą przyciskając porzuconą strzelbę.

 

Człowiek na nią nawet nie spojrzał. Podniósł się i rzucił do panicznej ucieczki.

 

* * *

 

 

Wiele małych oczu obserwowało ostatnie wydarzenia. Las wiedział, że to Pan Misio ocalił go przed inwazją. Plotki dotarły też do Pani Misiowej.

 

– Mrrr – powiedziała z podziwem do Pana Misia, kiedy ten wrócił do barłogu.

– Mrrr – odparł dumnie Pan Misio.

 

KONIEC

 

Koniec

Komentarze

Fakt wstępny, zerowy: spory kawałek przeczytałem, dalej przeskanowałem.

Fakt pierwszy: długaśne...  

Fakt drugi: popraw tu i ówdzie zapis dialogów, zainteresuj się przecinkami.

Fakt trzeci: jako bajka dla dzieci --- w porządku.

Dzięki Adam :] co zrobić jak to jest maks moich mozliwosci? Zapis dialogow pochodzi sprzed czasów, gdy umialem to robic.

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosie, weszłam w zaproponowany układ. Mam za sobą trzy strony i czytam dalej. Robię poprawki, chyba będzie ich sporo. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy: ale układ przewidywał, że czytasz dalej tylko pod warunkiem, ze Cię wciągnie, for fun

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nieprawda, układ był taki, że czytam trzy strony i sama podejmuję decyzję. I tego się trzymam. ;-)

Nie pozwolę się wciągnąć podstępnie w inne, podejrzane układy. I proszę mi teraz nie stawiać warunków. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy: ale ja zakładałem, że jakby było niefajne to nikt by bie czytał. przepraszam regulatorzy za zmuszenie do czytania. to była literówka.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

a tak btw: tego nicka regulatorzy to masz z Pratchetta?

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nie czuję się zmuszona. ;-)

Nie, nick jest z Kinga. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

hę, zgłęb temat tego kinga, albo i nie. Ale lepiej zgłęb

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

tudzież zgłąb

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Zapis dialogow pochodzi sprzed czasów, gdy umialem to robic. ---> to można zrozumieć tak: nie umiałeś zapisywać dialogów, nauczyłeś się, ponownie odumiałeś się. Ech, rinosie... Poprawiaj, nie wykręcaj się.

Kiedy w moim laptopie instalowano wszystko co trzeba, by działał najlepiej na świecie i pod słońcem, poproszono mnie bym wybrała login i hasło. Miały to być co najmniej ośmioliterowe wyrazy, najlepiej bez znaków polskich. To było bardzo trudne zadanie. Rozglądałam się, w nadziei że jakiś ładny wyraz jest na suficie, to wzięłabym go stamtąd, ale nie było żadnego. Żyrandol nie podobał mi się, w dodatku zaczyna się od „ż”. Wtedy spojrzałam na książki. „Regulatorzy” Stephena Kinga, pierwsi rzucili się do moich oczu. Nie miałam wyboru. Przez moment walczyła z nimi „Desperacja” tegoż, ale widocznie nie dość zdeterminowana. Wtedy nie miałam pojęcia, że login może być potrzebny do czegoś innego, niż adres mailowy i pozwoliłam, by zwyciężyli Regulatorzy. Oto cała historia. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     Bardzo śliczna bajka. Przeczytałam z ogromną przyjemnością, wciągnięta i pochłonięta ciekawością, co dalej. Jestem przekonana, że spodoba się wszystkim dzieciom i ich rodzicom. Napisana niezwykle przystępnie, z pewnością dla niejednego  dziecka stanie się ulubiona bajką na dobranoc.

     Bardzo polubiłam wszystkie Zwierzęta, szczególnie tytułowego Pana Misia, ale nic nie przebije Lisa i jego związku z Kurą. ;-)

    

„Trzymała w łapkach orzeszek i nerwowo nim obracała”. –– Trzymała w łapkach orzeszek i nerwowo go obracała.

 

„Zerknęła na Pana Misia swoimi oczkami…” –– Zerknęła na Pana Misia czarnymi oczkami

Wiewiórki nie patrzą oczkami innych zwierzątek.

 

„Pan Wilk, któregoś dnia, przyprowadził Panią Wilk…” –– Ja napisałabym: Pan Wilk, któregoś dnia, przyprowadził Panią Wilkową/Wilczycę

 

„Od tego dnia Pani Wilk rozgląda się cały czas za czymś do jedzenia dla nich”. –– Od tego dnia Pani Wilczyca rozgląda się cały czas, szukając czegoś do jedzenia dla nich.

Bardzo nie podoba mi się rozglądanie za czymś lub za kimś.

 

Dużo się nie pożywię a łapki ma takie zgrabne...” ––Ja napisałabym: Za bardzo się nie pożywię, a łapki ma takie zgrabne...

 

„i ten rudy ogon,: taki puszysty..." –– Zbędny dwukropek.

 

„Pan Misio spojrzał przeciągle na wiewiórkę”. –– Ponieważ wcześniej piszesz: Tego słonecznego ranka przyszła Wiewiórka, czy w tym zdaniu, i w konsekwencji w następnych nie należałoby użyć wielkiej litery?

Uważam też, że wielką literą powinny być pisane wszystkie zwierzęta, o których jest mowa w bajce, tak w Lesie, jak i w gospodarstwie u Człowieka.

 

„Wcześniej miał plan pójść do siedziby dzikich pszczół na miodek, ale teraz zastanawiał się czy nie pójść do Wilka pogadać o problemie”. –– Wcześniej miał plan, by udać się do siedziby dzikich Pszczół na miodek, ale teraz zastanawiał się czy nie pójść do Wilka pogadać o problemie.

Pszczoły napisałabym wielka literą. Ponadto powtórzenie.

 

„Królowo złota, wiem jak druzo pracy kosztował Was ten miód…” ––  Wielką literą zwracamy się do kogoś tylko w korespondencji. Uwaga ta odnosi się także do wszystkich podobnych przypadków, w dalszej części opowiadania.

Literówka.

 

„…chociaż skok nadal pozostawał dostępną opcją”. –– …chociaż skok nadal pozostawał możliwą opcją.

 

„Ile sekund Lis będzie miał by dobiec tutaj…” –– Ile sekund będzie miał Lis, by dobiec tutaj

 

„W tym momencie z za jego pleców rozległo się: - Grrrr, stara pierdoło, cześć!” –– W tym momencie zza jego pleców rozległo się: - Grrrr, stary pierdoło, cześć!

Pan Miś jest mężczyzną.

 

„…wyraźnie ojcostwo służyło Wilkowi”. –– …ojcostwo wyraźnie służyło Wilkowi.

 

„Obgryzali jagody prosto z krzaków już dobre kilka minut”. –– Obgryzali jagody prosto z krzaków już kilka dobrych minut.

 

„Chodziło o to, żeby coś pożerować z przyjacielem”. –– Chodziło o to, żeby pożerować z przyjacielem.

 

„Kura nie była całkiem martwa, bo chwilami poruszała skrzydłem. Trwało dłuższą chwilę zanim Lis…” –– Powtórzenie. Może: Kura nie była całkiem martwa, bo czasem poruszała skrzydłem. Trwało dłuższą chwilę zanim Lis

 

„Szczególnie kura, którą lis nieco poddusił w drodze. Lis położył ją na ziemi…” –– Powtórzenie, może: Szczególnie Kura, którą Lis nieco poddusił w drodze. Teraz położył ją na ziemi

 

„Pan Miso postanowił wziąć ster w swoje łapy…” –– Literowka.

 

„Kura była entuzjastyczna”. –– Kura okazała entuzjazm. Lub: Kura była pełna entuzjazmu.

 

„Poszukiwała orzeszków leszczyny albo, choćby, żołędzi dębu”. –– Jeśli się nie mylę, żołędzie są owocami wyłącznie dębu. Wystarczy więc: Poszukiwała orzeszków leszczyny albo choćby żołędzi.

 

„Nagle spostrzegła ruch w podściółce lasu”. –– Nagle spostrzegła ruch pod ściółką. Lub: Nagle spostrzegła ruch na/w ściółce.  

 «warstwa igliwia, liści, szczątków zwierzęcych i roślinnych itp. pokrywająca ziemię w lesie» to ściółka, nie podściółka. Nie trzeba dodawać, że leśna, bo cały czas jesteśmy w lesie.

 

„Wiewiórka machnęła lekceważąco swoją rudą kitą…” –– Wiewiórka machnęła lekceważąco rudą kitą

Wiewiórka nie mogłaby machać cudzą kitą.

 

Pan Miso bawił się z wilczętami”. –– Literówka.

 

„Pomyślałam, że jako nowemu sąsiadowi przyda Panu się wprowadzenie”. –– Pomyślałam, że jako nowemu sąsiadowi, przyda się panu wprowadzenie.

 

„Dzieje to się za szybko, jest zbyt bezwartościowe”. –– Ja napisałabym: Dzieje to się za szybko i nie jest wart zachodu.

 

„OK. – rzucił Wilk przez ramię odchodząc”. –– Czy Wilk odchodził przez ramię? ;-)
OK. – rzucił Wilk przez ramię, odchodząc.

 

„…bo złapanie ryby dla siebie zająło mu godzinę”. –– Literówka.

 

„Tyle było tam bogatych zapachów…” –– Ja napisałabym: Było tam takie bogactwo zapachów

 

„W swoich gumiakach miażdżył gałązki i robił wiele hałasu”. –– Czy rzeczywiście wkładał gałązki do osobistych gumiaków i tam je miażdżył, niezwykle przy tym hałasując? ;-)

Może: Idąc, gumiakami miażdżył gałązki i robił wiele hałasu.

 

„Grrr – Powtórzył przyciskając potężną łapą porzuconą strzelbę”. –– Grrr – Powtórzył,  potężną łapą przyciskając porzuconą strzelbę.

 

Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     "Grrr – Powtórzył przyciskając potężną łapą porzuconą strzelbę”. –– Grrr – Powtórzył,  potężną łapą przyciskając porzuconą strzelbę. "

     W oby wersjach  - autorskiej i Regulatorów --- ewidetny błąd w zapisie dialogu. "Powtórzył" małą literą. 

     Sympatyczna bajka dla dzieci. 

regulatorzy - nie ty jedna szukasz nicka w ten sposób. W firmie, w ktorej  kiedyś pracowałam, informatycy standardowo zakładali hasła do kompów: sufit1, sufit2 itd :)

rinos - przepraszam za offtop, bajkę przeczytam jak znajdę chwilkę, bo zaczyna się dobrze :)

https://www.martakrajewska.eu

Dziękuję Regulatorzy :]  opowiadanie zostało wyregulowane zgodnie z Twoimi wskazówkami. Podregulowałem też nieco we własnym zakresie, ale bardzo wątpię, żebym znalazł wszystko.

krajemar: dla Ciebie i innych osób, które zamierzają to przeczytać wrzuciłem wersje "e-book" do ściągnięcia. Linki na początku tekstu.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Cieszę si, że pomogłam, choć, jak się okazuje, mogłam to zrobić uważniej i lepiej. Na szczęście czuwają inni. ;-) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Roger: sam jesteś sympatyczny dla dzieci ;]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Adamie: pokornie poprawiłem, co umiałem. Wszystkiego na pewno nie znalazłem. Za mało czasu, za długi tekst.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Muszę jeszcze dodać, że zdanie: "No tak, Człowiek. Ale co może zrobić Człowiek w Misia własnym Lesie?", zajmuje czołowe miejsce na liście moich ulubionych zdań. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:-)  Każda poprawka podnosi jakość tekstu, więc dobre i cokolwiek (jeśli to nie tylko symboliczne cokolwiek).  :-)

Bajka powinna się dzieciom spodobać. Ale nie chciałabym małolatom tłumaczyć, dlaczego zdanie "Koń ciągnie Człowiekowi" śmieszy niektóre zwierzątka... ;-)

Owies nie ma kłosów. A koń i tak chyba dostaje owies bez słomy.

Babska logika rządzi!

Powiem tak - ja uważam tekst za zabawny, jednak moja czeteroletnia córeczka straciła zainteresowanie bardzo szybko. Zastanawiałam się dlaczego, bo chciałbym napisać ci coś mądrego a mnie tekst się podoba ;) Wydaje mi się, że jak na opowiadanie dla dzieciaków, za dużo tu treści przezanczonych dla dorosłych. Zwierzątka się zjadają, miś zastanawia się, czy nie zjeść wiewiórki, świat jest za brutalny jak na bajkę i może rzeczywiście, bardziej wycelowany w czytającego go rodzica, niż słuchające dziecko. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi?

W dodatku ciągle musiałam się zatrzymywać i dotłumaczać jej skróty, uzyte aluzje itp. ponieważ zaciemniajły dziecku rozumienie tekstu. Nie uważam, żeby bajki musiały być cukierkowe, ale dzieci nie wiedzą tyle o świecie co my (truizm!) i czasem potrzebują o jedno zdanie dłuższego opisu, bo wyobraźenia nie wskakują im do głowy tak prosto, jak nam. Przykład z samego początku:

Pan Misio, jak każdy niedźwiedź, był drapieżnikiem. (To znaczy, że musiał zjeść czasem inne zwierzę, żeby zaspokoić głód). Potrafił jednak wytrzymać długo głodny a poza tym...
jakieś jagody, trochę liści i czasem może pędraki...
Miał bardzo dobry charakter i nie chciał zjadać innych.

Te wielokropki, niedopowiedziane zdania juz ją skołowały. Musiałam się długo rozwodzić, że misie mogą też jeść bla bla bla.

Takie mam mieszane uczucia. Ty, jak rozumiem, też masz dziecko? Ono nie miało problemu z formą tej historii?

https://www.martakrajewska.eu

I Finkla ma rację - owies ma wiechę a konie dostają samo ziarno, słomą się im ścieli pod nogi.

https://www.martakrajewska.eu

Krajemar, nie mam doświadczeń z dziećmi, ale wydaje mi się, że może Twojej córeczce, dziś czteroletniej, bajka spodoba się za dwa lata. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

krajmer: też dzieci nie posiadam. Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko, że sam byłem kiedyś dzieckiem. Podobno dość uzdolnionym, ale rodzice mówią tak o wszystkich dzieciach. Kiedy miałem lat 4 Ojciec czytał mi Tarzana. A to przecież nie jest dla czterolatków i dużo tam przemocy.

Ale obawiam się, że masz dużo racji. Miało być dla dzieci, a wyszło dla kobiet.  Piszę, że dla kobiet, bo faceci wstydzą się to jakoś czytać. Nie wiem czemu. Czy dlatego, że zbyt subtelne? Istnieją książki o zwierzętach, wcale nie napisane dla dzieci.

Anyway:

1.  zmienię paliwo do konia [jako miastowemu pomyliło mi się coś, niecoś, a to przecież jakbym do diesla chciał lać wodę]

2. wyeliminuję te wieloznaczności z początku. Szczególnie, że często słyszę, że wielokropki są passe.

Na zakończenie, powiedzcie mi, czy warto pisać ciąg dalszy? Bo mam wrażenie, że jakbym dopisał jescze ze dwa razy tyle trzymając poziom, to ktoś by mi to mógł zechcieć wydać. Być może sam się oszukuję. Nie oczekuję "wiążących odpowiedzi", tylko wyrażenia własnego zdania.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

w wersjach e-book do ściągnięcia już naniosłem powyższe uwagi. Wersja na stronie musi pozostać taka, jaka jest.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

rugulatorzy - być może, być może :) Mam jeszcze drugi egzemplarz do testów, ale ma dopiero rok i skupiłby się może, gdybym mu opowiadnaie zaśpiewała. Kiedy śpiewam, to mały się śmieje. Ale nie mam pewności, czy do mnie, czy też ze mnie :)

https://www.martakrajewska.eu

rinos - konie jedzą owies, ale jeszcze nie widziałam takiego, który by przy tym drzemał. To dla nich jak ciacha i chipsy - nie ma bata :D Może jednak po prostu zmień na siano.

https://www.martakrajewska.eu

ok, kolejna zmiana comming right up

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

zaraz zaraz, nie robisz mnie w konia?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

piszą, że zimą karmi się sianem zwierzęta gospodarskie. mój koń ma dobrze ciągnąć, więc zostanie owies. poza tym gdzie indziej napisałem, że jest uzalożniony od owsa

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

zostaje owies

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

spoko, rinos, zostaw co tam chcesz. Mój ojciec w sumie tylko pół mojego życia miał konie więc co tam wiem :D

Może być uzależniony, bo to dla koni przysmak. Ale jak zjedzą za dużo, to nie jest dla nich zdrowe. No i mówię, one owies połykają razem ze żłobem, więc drzemka odpada. Raczej przy sianie.

https://www.martakrajewska.eu

sianem można karmić cały rok. Nie tylko zimą.

https://www.martakrajewska.eu

Ale za sianem szczury i myszy chyba nie przepadają? Ja bym zostawiła owies, może z poprawkami.

Babska logika rządzi!

No racja, siano to słaby wabik na szczury :)

https://www.martakrajewska.eu

     Z przyjemnością przeczytałabym, trzymający poziom, ciąg dalszy, bo jestem niezmiernie ciekawa, co może zrobić Rinos w Misia własnym Lesie? ;-)

     Przy okazji nieśmiało napomykam, że chętnie poznam dalsze losy wszystkich Zwierząt, ze szczególnym jednak uwzględnieniem osobliwego związku Lisa i Kury. ;-)

     Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Żem ściągnąłem epuba i z czasem dam znać, ale pewnie nie prędko :/

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

koik: wstępnie możesz dać znać, czy dobrze tego epuba przekonwertowalem,

a jak będziesz miał cokolwiek o treści do powiedzenia, to będę dozgonnie wdzięczny - pierwszy facet, ktory to przeczytal.

możesz też znak dawać okresowo, jak podczas wspinaczki: "przebrnąłem przez pierwsze czy strony, zmęczyło mie, ale jakoś daję radę..." coś w ten sposób. Docenię, że próbujesz ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinos, trochę dowalasz Adamowi i Rogerowi. ;-)

Babska logika rządzi!

Finkla: dlaczego? Obu Panów bardzo szanuję.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Bo skomentowali, czyli przeczytali przynajmniej kawałek... Też nie wiem, dlaczego to robisz. ;-)

Babska logika rządzi!

A, o to chodzi że Adam nie przeczytał, tylko przeskanował? Co robić, rozumiem go świetnie. W końcu nie jestem Dickensem. Ale że Roger tak mi zrobił to nie wiedziałem. ROGER: TAK JESTEM DICKENSEM. he he

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nie. Chodzi o twierdzenie, że Koik byłby pierwszym facetem. ;-)

A możesz się zdecydować? W końcu jesteś Dickensem czy nie?

Babska logika rządzi!

Szczerze: nie jestem Dickensem, ale jakby to kogoś kręciło, to mogę się przebrać i za Dickensa i za Batmana ; ...i za Dickamna

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosie, obyś tylko, przebierając się, nie przebrał miarki. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

panno Reg. gorąco jestem zobowiązany za ostudzenie moich niewczesnych zapałów. podpisano mr bear ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

wracając do powagi: Koik80 ma sznsę być pierwszym facetem, który to moje opowiadanie przeczyta. Prawdopodobnie pierwszym facetem po autorze. Nie gwarantuję, że Mu się to opłaci, będę jednak wdzięczny.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

     Przeczytałem tekst do końca, mr Pickwick.

Roger: i tak nikt Ci nie wierzy... ale ok, dziękuję, teraz się skoncentruj i skomentuj ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Jakże sympatycznie wiktoriańskie to wszystko... Roger: wiszę Ci przysługę, Panno Regulatorzy: uratuję Pani życie przy najbliższej okazji. Miło. Lubię być wiktoriański.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

     Lis powinien mieć w norze stół. Kładąc sie spać, zapala fajkę i uklada się pod stolem. Kura spi na stole. Kura sie pyta - czemu  sypiasz pod stolem? Lis odpowiada: bo mam wrazenie, ze sypiam pod baldachimem.

     To z "Klubu Pickwicka" z opisu pobytu Pickwicka w więzieniu za długi.

     Wtedy opowiadanie byłoby ciekawsze.    

O matko jedyna!!! Czyżby moje życie było zagrożone, a ja o niczym nie wiem???

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Roger: dzięki :] Pożycz dychę, nie oddam tak zaraz

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

regulatorzy: zagrożone pewnie nie, ale może napotkać pewną niechcianą rycerskość, tudzież odrobinę kurtuazji wobec damy ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

W takim razie, moje życie jest spokojne. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam całość. Nawet może być. Przetestuję je na moich dzieciakach i napiszę jak im sie podobało. 

Monsun: z góry dziękuję. Bardzo brak temu opowiadaniu testów na dzieciach.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

A ja przyznaję sie, że przeczytałem tylko komentarze. Z braku czasu. I właśnie w komentarzach znalazłem coś o drapieżnictwie niedźwiedzi. Otóż niedźwiedzie są wszystkożerne. Może z pominięciem polarnych:)

Za Wikipedią, która owszem, źródłem absolutnie pewnym nie jest, ale...

"W obrębie Carnivora występują zarówno gatunki typowo drapieżne i padlinożerne, odżywiające się niemal wyłącznie pokarmem zwierzęcym, jak i gatunki, dla których mięso stanowi jedynie część diety, aż do skrajnych przypadków całkowitej roślinożerności."

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ja też się upewniłem w Wikipedii;) Niedźwiedź brunatny - a o nim jest opowiadanie, tak? - jest wszystkożerny. Sam to zresztą piszesz na samym początku: zjadał jagody, liscie i pędraki.

Ciekawe ćwiczenie logiczne: drapieżniki (carnivora) mogą być roślinożerne --> niedźwiedź jest drapieżnikiem --> niedźwiedź je pokarm roślinny --> niedźwiedź jest wszystkożerny. Coś tu nie gra. No, nieważne. Może po prostu przeczytam Twoją bajkę zamiast czepiać się nieistotnych szczegółów:)

Niby szczegół, ale bardzo ważny. Będę musiał wywalić swoją definicję drapieżnictwa z tego tekstu, bo wygląda na to, że nie jest prawidłowa. Niedźwiedzie są drapieżnikami, mimo, że są wszystkożerne. Wygląda to na zagadnienie semantyczne, ale tutaj, w tym opowiadaniu jest cholernie ważne.

Chciałem zdjąć ze zwierzaków odium imperatywu drapieżności [że niby mogą decydować, czy będą zabijać]. Jest to kluczowe dla reszty tekstu. Początkowo opowiadanie miało podtytuł "Zjeść czy nie zjeść - oto jest pytanie" [drugi rozdział miał podtytuł "Zjeść czy nie zjeść - potargować warto", a trzeci nie miał podtytułu, więc podtytuły wyleciały na zbity pysk].

Piszę ten komentarz, bo zawsze chciałem powiedzieć coś w stylu "odium imperatywu" ;]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Czytam, żeby nie było, że obiecałam i nie czytam:). I czytanie sprawia mi przyjemność.

Na razie chcialam właściwie skomentować komentarze: moim zdaniem, aby ten tekst (i każdy inny) mógł zainteresować małe dzieci, potrzebne są ilustracje. Mój czteroletni, zafascynowany potworami synek jest w stanie łyknąć całkiem poważne teksty o dinozaurach, o ile są bogato ilustrowane. Twój tekst też by go pewnie zainteresował, gdyby były obrazki. Myślę, że z córeczką krajemar mogło by być podobnie.

W ogóle - w książkach dla niedużych dzieci tekst i ilustracje są równie ważne, równoprawne. Dzieciaki nie zrozumieją wszystkiego z tekstu,to sobie dowyobrażą obrazkami.

Ale to, oczywiście, już zupełnie inna bajka:).

Czytam na raty, ale czytam. Jak skończę, postaram się napisać coś umiarkowanie mądrego:).

Ależ Ocho, dlaczego stawiasz sobie takie ostre ograniczenia? ;-)

Babska logika rządzi!

Kokieteria, Finklo, kokieteria ;).

Dziękuję ocha :] Z tymi ilustracjami to masz dużo racji, ale moje zaprzyjaźnione plasyczki mają mnie gdzieś. Jakbym którejś z nich zapłacił, to byłaby inna rozmowa. A dziewczyny nie rysują na poziomie ilustracji do Puchatka, albo Alicji w krainie czarów. Słyszałaś kiedyś jak wyglądała korespondencja między Carolem a autorem ilustracji? Niestety, ani tak zamożny, ani utalentowany jak Carol nie jestem. A marzą mi się realistyczne obrazki niedźwiedzia gadającego z wiewiórką.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Wiem, wiem, dlatego piszę, że ilustracje to inna bajka. To nie jest żaden zarzut, po prostu widzę, jak dzieci odbierają czytane im książki. Zmysły wzroku i słuchu zaangażowane są w tym samym stopniu:).

Finkla: widzę, że usiłujesz się zemścić na mnie będąc złośliwa wobec osoby, którą sobie cenię? Albo mi się wydaje. Może tak być, że mi się wydaje.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosie, nie próbowałam się mścić ani być złośliwa. Chciałam tylko zażartować i mam wrażenie, że adresatka odczytała komentarz właściwie (Ocho, jeśli było inaczej, to przepraszam).

Babska logika rządzi!

Też wydaje mi się, że odczytałam właściwie :). Nie czuję się urażona, bo - jeśli odczytałam właściwie  - nie ma ku temu powodów:).

Good, good. Cały czas obawiam się Twojego odwetu Finklo. Usiłuję zapobiegać, co niezręcznie wyszło, bo Ocha potrafi się sama bronić. Gdyby było trzeba. Mamy przerażonego nosorożca, który wszędzie widzi przyjaciół, ale chciałby ich bronić, więc pędzi w stronę najbliższego drzewa.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nie obawiaj się, Rinosie. Jeśli dobrze pamiętam, w końcu ustaliliśmy, że zostajemy przyjaciółmi.

Poza tym, wydaje mi się, że szkoda czasu na zemstę. No, może gdyby ktoś mi naprawdę podpadł, zmieniłabym zdanie...

 Ale nawet jeśli, to wyżywanie się na trzecich zakładnikach uważam za podłe. Nosorożcu, wszystko w porządku. Możesz zleźć z drzewa. ;-)

Babska logika rządzi!

Jakbym mógł tak zaraz zejść, to bym na nie nie wchodził. A ostatnie doświadczenia z cywilizacją jasno dowodzą, że nie należało z drzewa kiedykolwiek schodzić.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Tak, tak, niektórzy nawet twierdzą, że błędem było wychodzenie z wody... ;-)

Babska logika rządzi!

A nie było błędem?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

A jak, o czym i na czym byś pisał, gdyby przodkowie płazów nie wypełzli na brzeg? ;-)

Babska logika rządzi!

Jakbym nie wyszedł z wody to byłbym hipopotamem. Znacznie bardziej sympatyczny pysk niż u nosorożca.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

A hipopotam nie wrócił do wody wtórnie? Bo jeśli tak, to Ty też możesz... ;-)

Babska logika rządzi!

i pisałbym hipokodem. Hipopotamice rozbryzgiwałyby błoto naokoło... coż za romantyczny obrazek.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Finkla: mój dzidek Hipo mówi, że to był jego oryginalny pomysł. Nic tam wtórnego

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ale można? Można. ;-)

Babska logika rządzi!

A podobno delfiny wywodzą się od wilków.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ciekawa sprawa. Czytając, wcale nie miałam wrażenia, że tekst pisany był z myślą o dzieciach. I nie chodzi mi o to, że zwierzątka traktowały się, czy też miały zamiar traktować się dosyć brutalnie. Zdrowa dawka informacji na temat, że świat to nie zawsze bardzo przyjemne miejsce jest dzieciom potrzebna. Inaczej nie lubiłyby tak potworów i historyjek z tymi "złymi".

Chodzi mi raczej o pewne aluzje - ktoś już tu wspomniał o koniu, który miał ciągnąć człowiekowi, gdzieś pojawiło się też bzykanie żuczka czy chrabąszcza. To sa drobiazgi, ale jakoś nie wiem, jakbym miała wytłumaczyć mojemu synkowi, co było śmiesznego z tym koniem:). Przede wszystkim chodzi mi jednak o relacje między zwierzątkami -  bardzo skomplikowane, "dorosłe". 

I nie twierdzę też oczywiście, że po drobnym liftingu ten tekst nie byłby świetnym powiadaniem dla dzieci - bo by był. Po prostu - należy do tego nurtu bajek, który daje dużo radochy dzieciom, i tyle samo ich rodzicom.

Podobało mi się, co tu dużo pisać.

Ale - żeby nie było tak wesoło - ta interpunkcja! Ten zapis dialogów!

Pozdrawiam:)

Interpunkcja i zapis dialogów został nieco poprawiony, ale tylko w wersjach do ściągnięcia, bo nad nimi wciąż mam kontrolę. Dziękuję za przeczytanie. Bardzo dziękuję :]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

No, w trakcie przerzuciłam się na PDF, i błąd, na którym skończyłam na zielonym tle, wciąż w nim był:). Ale już nie pamiętam, gdzie. Chyba rzeczywiście było ich mniej, albo przestałam zwracać uwagę :).

ocha: pewnie oba czynniki. Przyznaję się, że przy tak długim tekście [do tego tak starym] nie panuję nad błędami. Fajnie, że to się da jakoś czytać.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Niezły tekst. Kilka błędów jeszcze się w nim pałęta. Ponadto wydaje mi się, że końcówkę można by jeszcze nieco poprawić. Trochę inaczej rozłożyć akcenty. Dobrze jest zbudowane napięcie, ale jakby czegoś wciąż brakuje.

pozdrawiam

I po co to było?

Syf. dziękuję za przeczytanie. Nie wiem co to znaczy w tym przypadku 'inaczej rozłożyć akcenty'. Myślę, że brakować może ciągu dalszego, ale nie będę mógł już go wrzucić na NF, bo straciłbym jakąkolwiek szansę na publikację :(

Opowiadania jest długie, ale jak na książkę jest ze trzy razy za krótkie. Stanowi zamkniętą całość ze względu na szacunek do czytelnika, jednak potoczyć ma się dalej, bez żadnych przerw czasowych.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Chodziło mi o to, że napięcie jest naprawdę fajnie zbudowane, postaci zaczynają żyć swoim życiem, zbliża się grande finale --- co rzeczywiście czuć --- natomiast końcowa scena przypomina bardziej dziurę w dętce niż zawór z prawdziwego zdarzenia, którym to napięcie mogłoby ujść ; )

Cóż --- zatem próbuj publikować ; )

pozdrawiam

I po co to było?

syf. masz rację, dlatego zdradzę jak zaczyna się ciąg dalszy. Otóż Pan Misio leży w barłogu, ranny. Pani Misiowa liże jego ranę nie potrafiąc zrobić nic innego. Człowiek jednak trafił swoim jednym strzałem. Trafił jednak w bark, więc Niedźwiedź miał siłę, by dobiec i nauczyć moresu.

Do ewentualnych prób publikacji jest jeszcze naprawdę daleko. Tyle, że nawet słaba nadzieja nie pozwala mi tego upubliczniać :(

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Do ewentualnych prób publikacji jest jeszcze naprawdę daleko. Tyle, że nawet słaba nadzieja nie pozwala mi tego upubliczniać :( - och, jak ja to rozumiem :).

tul, tul (od tulić) ocha :)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

:)

Nowa Fantastyka