- Opowiadanie: immanuela - PÓŁ WIADRA INTERNETU (czyli jak nie płacić abonamentu)

PÓŁ WIADRA INTERNETU (czyli jak nie płacić abonamentu)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

PÓŁ WIADRA INTERNETU (czyli jak nie płacić abonamentu)

 

Uprzedzam, że w tekście mogą znaleźć się wulgaryzmy (słownie: dwa) oraz śladowe ilości orzechów arachidowych. Konserwowane benzoesanem sodu. Więcej grzechów nie pamiętam.

 

 

 

PÓŁ WIADRA INTERNETU

 

(czyli jak nie płacić abonamentu)

 

 

 

Kiedy odcięli mi Internet z racji niepłacenia rachunków za abonament poczułam się nieswojo, no nie żebym aż tak się zamartwiała, że znajdę się w KRD, ale jednak człowiek oderwany od Sieci czuje się… No jakoś tak głupio.

 

Przez pierwsze dwie godziny trzymałam się dzielnie, wypaliłam ze trzydzieści papierosów, wypiłam cztery kawy i hardo powtarzałam sobie w duchu: nie będzie byle dostawca czy inny zasmarkany admin pluł mi w twarz! Dawniej w ogóle nie było Internetu i ludzie jakoś żyli. To i ja dam radę! Przynajmniej chwilowo.

 

Nie było jak zapłacić tego cholernego abonamentu bo w portfelu zieje tragiczna pustka a i bankomat też jakby niechętny ostatnio i nieprzychylny, nawet dychy mi nie chciał wypluć, koczkodan złośliwy.

 

Myślę sobie, coś trzeba zdziałać, bo człowiek bez chleba się obejdzie, od kawy się może powstrzymać, nawet od bidy palenie można rzucić, ale tak bez Internetu?!

 

Zapaliłam kolejnego papierosa i myślę. W końcu człowiek parę szkół skończył to sobie jakoś w życiu musi radzić. Gdzieś przeczytałam, że internauta pozbawiony Sieci już po sześciu godzinach może stać się agresywny. Ja nie miałam neta od dwóch godzin, siedmiu minut i dwudziestu czterech sekund, a jakbym teraz dorwała gdzieś w ciemnej ulicy tego gościa, który mi odciął… Zaledwie dwóch czy trzech abonamentów raptem nie zapłaciłam a ten zaraz za odcinanie się wziął, menda jedna.

 

 

 

No nic, myślę. Prąd niektórzy ciągną ze słupa, abonamentu RTV nie płacą, pod rurociąg się podłączają, to czemu by nie zrobić tak z Internetem?

 

Myślę. Palę. Myślę. I nagle mnie olśniło! Przecież nie dalej jak zeszłej wiosny sąsiadowi Internet doprowadzali światłowodem a ja widziałam, gdzie kopali!

 

Motyczkę zatem wzięłam zgrabną, świderek, wiadro i idę. Delikatny wietrzyk rozwiewa moje blond włosy, w powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę.

 

Po dojściu na pole sąsiada zatrzymałam się w krzakach bzu, bo nie dość, że pachną to jeszcze zasłaniają przed okiem niepowołanych. Odgarnęłam blond grzywkę z czoła i kopię. Ziemia tu twarda, kamienista – cholera jasna, tipsa sobie złamałam, będę musiała dokleić – ale w końcu dokopałam się. Wyciągnęłam kawałek tego światłowodu, podstawiłam pod niego wiadro i wiercę świderkiem dziurkę. Powoli, srebrzystymi, jakby oleistymi kroplami Internet zaczął ściekać do mojego wiadra. Położyłam się na plecach, twarz wystawiłam do słońca i czekam.

 

Utoczyłam sobie z pół wiadra, bo jakoś powoli się sączył, nie wiem czy dziurka za mała, czy ciśnienie fotonów w światłowodzie niskie. Ale sąsiad zawsze sknerus był to i opcję najtańszą zapewne wybrał, więc ten Internet ledwo mu ciurka.

 

Dobra, zobaczymy na jak długo starczy. Zatkałam korkiem otworek w światłowodzie, przyrzuciłam ziemią dla niepoznaki i wracam.

 

 

 

Targam ci ja to wiadro do dom jako drzewiej wiejskie baby wodę ze studni i myślę sobie, że takie nosidła by mi się zdały – wygodniej by było jakbym z dwoma wiadrami następnym razem tu przyszła – ale skąd je wyhaczyć? Kiedyś widziałam takie w muzeum, może rąbnę? Przerywam jednak te głupie rozmyślania, no bo jak to tak: Internet targać w nosidłach, taż obciachu sobie narobię! Nie no, zwyczajnie w wiadrze będę nosić, nawet jakby przyszło trzy razy dziennie zaiwaniać na to pole do sąsiada.

 

Idę na przełaj przez pola, myślę sobie, że mam teraz Internet mobilny jak w pysk strzelił, że mobilniejszego to chyba nikt w tej chwili nie posiada, idę zatem zadowolona, miedzę przekraczam, a tu jak nie zacznie się harmider w kuble!

 

Protokół routingu mówi, że pierdoli, no ja bardzo przepraszam ewentualnych czytaczy tego tekstu, ale ja tylko cytuję. Niestety nie dosłyszałam jednak o co mu szło, bo zakrzyczały go pakiety. Te to jazgot czynić umieją!

 

Nagle, jak diabeł z pudełka, wyskoczył Algorytm Dijkstry i powiedział, że skoro tak, to on też pierdoli i niech sobie nie myślą, że on się będzie starał, niech teraz wszystko przez Kapsztad idzie albo przez inną Ziemię Ognistą! Wtedy zobaczą kto tu najważniejszy!

 

No wierzyć się nie chce, że to takie wulgarne.

 

– Cicho! – warknęłam, bo mnie już nerwy zaczęły brać, i jak nie wrzasnę na nich: – Jak się zaraz nie uspokoicie to chlusnę wami na tę gnojówkę i wtedy zobaczymy kto tu rządzi!

 

Pomogło. Towarzystwo momentalnie się uspokoiło tylko słychać było z dna jakiś oburzony ni to bulgot ni ujadanie.

 

Zanim jednak dotarłam do domu to połowa spieprzyła w krzaki, bo te fotony poruszają się z prędkością światła! Wiem, bo do szkół chodziłam. Następnym razem wezmę wiadro z pokrywką.

 

Próbowałam je łapać, ale skakały jak pchły po moim kundlu a niektóre zamieniały się w falę. Gdzieś tam kołatało mi się w mózgu coś o dualizmie korpuskularno-falowym. W końcu do szkół się chodziło. I myślę sobie: cząsteczkę to jakoś jeszcze złapiesz, ale falę? Wyśliźnie się cholera jedna jak nic! No i jak to tak, gołą ręką fale łapać? Strach jakoś.

 

Kiedy mnie w domu nie było, Fafik, mój kundel obmierzły przegryzł kabel sieciowy, cóż było robić, wywierciłam w obudowie kompa otworek, wzięłam cienką rurkę, zassałam Internet z wiadra i poszłooo! Jak kto kiedy podbierał benzynę z baku sąsiada to wie jak to się robi.

 

Włączyłam teraz komputer i kliknęłam w ikonkę Mozilli. I się zaczęło ładować!

 

Prędkość nie jakaś szalona ale da się wytrzymać.

 

 

 

Gdyby kto chciał skorzystać z mojego pomysłu to od razu mówię: wwiercać się w światłowód na polu sąsiada, jakby co to na niego będzie. Robić to tylko za dnia przy świecącym mocno słońcu, bo te cholerne fotony świecą jaśniej niż dziesięć jarzeniówek razem wziętych i nocą to od razu miejsce przestępstwa będzie widoczne jak na dłoni. Dziurkę robić ostrożnie, z wyczuciem, bo jak się na wylot światłowód przewierci to fotony od razu spierniczą do wód gruntowych i potem Wisłą spłyną do Bałtyku. Za dużo na jeden raz nie brać, bo jak się Netia skapnie, że im ciśnienie spada, to zaraz wyślą ekipę naprawczą i szybko namierzą gdzie wycieka bo mają niezwykle czułe wykrywacze fotonów.

 

Teraz tak: jak już przyniosłeś ten Internet do domu to najpierw trzeba porządnie zabełtać bo te cięższe dane mają paskudny zwyczaj osiadania na dnie. Trzeba wziąć wtedy kopyść drewnianą i mieszać, ale tylko w prawą stronę! Choć po prawdzie to nie wiem dlaczego. Wiem jednak, że jak razu jednego mieszałam w lewo to glut się jakiś zrobił i musiałam wszystko wywalić do kibla, no a potem jeszcze raz zaiwaniać na pole sąsiada.

 

Zatem mieszać należy w prawo, cały czas energicznie w prawo i jak pliki tekstowe się zrobią zielone a syntezator mowy zacznie drzeć ryja, że mu niedobrze i zaraz będzie rzygał, to znak że już porządnie wymieszane i możesz śmiało przestać.

 

Tu przypominam wszystkim niezorientowanym, że podstawą działania Internetu jest protokół TCP/IP, więc pozostałe można spokojnie wyrzucić do śmieci. Ja do oddzielania protokołów używam sita do makaronu zwanego przez niektórych durszlakiem.

 

Pakietów nie rozpakowywać tylko brać jak lecą bo one są z tych pyskatych. A jakby czasem gdzieś się zawieruszyły to należy spuścić ze smyczy tracerta, on z łatwością namierzy ich trasę. Jakby jednak pakiety nie chciały wrócić po dobroci, to radzę użyć pinga, trzymam parę w klatce i mogę odstąpić tanio.

 

Teraz bierzesz sniffera, on resztę roboty za ciebie odwali, ale od razu mówię że jak nie masz takiego ustrojstwa to siatką na motyle też można przechwytywać dane, choć te najmniejsze mogą jednak przeleźć przez oka.

 

Lagami się nie należy przejmować bo te pakiety z definicji leniwe są i zazwyczaj im się nie chce, ale jak już zaskoczą to jakoś to idzie.

 

Kolega ze szkoły, ten co mi samogon raz w tygodniu w bańce na mleko przynosi, mówi żeby jeszcze do tego wiadra trochę Toru dosypać, bo to jakoś IP maskuje czy coś. Jak mu powiedziałam, że nie wiem co to ten Tor i skąd się go bierze to doradził, żeby zwyczajnej cebuli w plastry pokrojonej wrzucić i jeszcze raz zamieszać solidnie, bo od tego IP się zaśmiardnie i psy gończe od Netii w żaden sposób tego nie wytropią. Że niby co, cebuli nie lubią?

 

Znajoma, która jak tylko zobaczyła, że dostałam kolejną porcję samogonu zaraz się przytarabaniła, rzecz jasna licząc na kieliszek czy dwa. Nigdy jej jednak nie odmawiam poczęstunku, bo ma zdrowy rozsądek i jej dobre rady nieraz pomagały przetrwać ciężkie czasy. I tym razem mnie nie zawiodła.

 

– Jak ty sobie właściwie wyobrażasz zimę? Że niby w kopnym śniegu będziesz zasuwać na pole sąsiada i ślady po sobie zostawiać? Ja – rzekła z namaszczeniem, zakąszając ogórkiem kolejny kieliszek bimbru – dosypałabym do tego wiadra z Internetem drożdży i ustawiła w cieple. Jak już ładnie wyrośnie, to na bieżąco zużywać ile trzeba, a nadwyżki wekować. Na zimę będzie jak znalazł!

 

Aha, jeśli się nie ma kabla sieciowego to wiadro z Internetem należy ustawić wyżej niż komputer coby różnica poziomów była i zwykłą rurką gumową je połączyć wpierwej w obudowie kompa dziurkę wywierciwszy. Też działa. I po cholerę abonament za Internet płacić?

 

 

 

Miłego surfowania!

Koniec

Komentarze

Kompleksowy poradnik. Widać, że koleżanka "kombinować" umie! ;)

Spodobało mi się, choć miejscami nierówne. Początek taki dla każdego, nawet dla laika internetowego, a później trochę tracisz IMO na świeżości i wiaderko obciążasz. Z drugiej strony dowcipnie i dajesz te parę smaczków dla bardziej Qmatych odbiorców. Czyli jest dobrze.

Sympatyczny tekst, bańka samogonu na tydzień, to nie za dużo? Jak Ty do tej szkoły jeszcze chodzisz? :D

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Sympatyczna opowiastka. Ciekawy dobór słownictwa.

pozdrawiam

I po co to było?

Acha! I ten tytuł bym odcapslockował osobiście.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

...Witam pięknie moją dowcipną blondynkę. Spróbuję skorzystać z porad, bo mnie strata 50 zł. też nie cieszy. Tylko ja myślałem, że Ty jesteś --- lewoskrętna. Spróbuj też mieszać w lewo, bo to przecież --- lewizna. Pozdrawiam mą Manuelę

roześmiany.

Mogę? Mogę? No dobra, ktoś się zaraz po mnie przejedzie, ale i tak napiszę: "Wesele w Atomicach". Zdaje się, że nawet lekturą kiedyś było?

Napisane z biglem, choć podejrzewam, że takim trochę słowotokiem, bez planu. Co zarzutem nie jest, tylko obserwacją, bo czytało się przyjemnie. 

Koiku, taż wyrażnie tam jest napisane, że bohaterka do szkół chodziła, a to nie znaczy, że jeszcze chodzi, co prawdopodobnie z ulgą przyjęła. A czy bańka samogonu na tydzień to dużo? Kwestia gustu ;-). A dlaczego byś odcapslokował? Tytuły wszak można dużymi, to wcale nie jest krzyk.

Syfie, dziękuję.

Ryszardzie, ach Ryszardzie, jak miło Cię widzieć! Korzystaj z moich rad ile wlezie, wszak 50 PLN to nie w kij dmuchał. Ale muszę Cię zmartwić, wcale nie jestem blondynką ;-). Pozdrawiam serdecznie

Tintinie, dziękuję. Pisane oczywiście bez planu, bo jak mnie natchnienie dorwie to nie zawracam sobie głowy żadnymi planami. Muszę sobie przypomnieć "Wesele w Atomicach", bo jeżeli lekturą było to ja z czystej przekory nie przeczytałam ;-). Pozdrawiam

 

Zabawne i sympatyczne, ale ja - mimo tylu szczegółowych  wskazówek - i tak bym sobie nie poradziła. No, chyba że poproszę syna lub zięcia. No, to jest myśl!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A bo mnie kolega ze szkoły zmylił... :)

A co do capslocka, to można i kursywą, boldem, a nawet podkreślić. :) Ja bym odkapslokował, by na tle całości schludnie wyglądało, ale to pierdół tak zwany; nie przejmuj się.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Jedna, jedyna linia dialogowa w opowiadaniu jest źle zapisana.

Rozumiem, że tekst jest w konwencji absurdalnej -- miejscami jest nawet śmieszny, głównie dzięki zastosowanemu językowi, ale niedopracowanie merytoryczne aż przez niego prześwieca (jak te fotony). Choćby: dlaczego wciągnęłaś w to algorytm Dijkstry? Dlaczego ping miałby ściągać pakiety, skoro jego rola jest całkiem inna i typowo informacyjna?

Exturio!

Ha! Wiedziałam, że wcześniej czy później jakiś informatyk się odezwie!

Rozumiem, że noszenie Internetu  wiadrze Cię nie razi, ale niezbyt precyzyjne określenie roli pinga i owszem. A więc gwoli ścisłości:

 

ping — nazwa programu używanego w sieciach komputerowych TCP/IP (takich jak Internet) służącego do diagnozowania połączeń sieciowych (...) pozwala na sprawdzenie czy istnieje połączenie pomiędzy hostami testującym i testowanym. Umożliwia on zmierzenie liczby zgubionych pakietów. Czyli tylko jako ten pies gończy je namierzy.

 

Trasowanie (ang. routing, pol. ruting, rutowanie) – w informatyce wyznaczanie trasy i wysłanie nią pakietu danych w sieci komputerowej. Popularnym algorytmem służącym do wyznaczania tras w sieciach wewnętrznych jest algorytm Dijkstry  wyznaczania najkrótszej ścieżki w grafie. Stad w tekście konstatacja pt. Algorytmu, żeby wszystko szło przez Kapsztad.

Bemiku, dzięki i życzę powodzenia ;-)

Nie jestem informatykiem.

Noszenie Internetu w wiadrze uznaję za część absurdalnej koncepcji -- OK. Ale skoro masz pakiety w wiadrze, to nie rzucasz ich w sieć, nie? Bo nie masz z siecią połączenia, to proste, masz wiadro. W takim wypadku trasowanie (czyli algorytm Dijkstry) i pingowanie (czyli wysyłanie zapytania do serwera + oczekiwanie na odpowiedź, nie ma to nic wspólnego z szukaniem) nie ma sensu. Nawet w absurdalnej konwencji.

Chyba, że pingujesz wiadro.

ojojoj, idąc tym tokiem rozumowania to nie mam połączenia z internetem tylko z wiadrem. Czyli co? Wg Ciebie nie mogę wysyłać majli? ;-)

a jedyną linię dialogową. a w zasadzie monolog sąsiadki poprawiłam, skoro aż tak bardzo razi.

Zasadniczo -- tak. Nie możesz wysyłać maili. Możesz wysłać je do drugiego wiadra, a potem -- powiedzmy -- strzykawką załadować do światłowodu. :)

Chodziło mi o tę linię dialogową:

„Cicho” – warknęłam, bo mnie już nerwy zaczęły brać, i jak nie wrzasnę na nich: „Jak się zaraz nie uspokoicie to chlusnę wami na tę gnojówkę i wtedy zobaczymy kto tu rządzi!”

zasadniczo jest to opowiadanie w konwencji groteskowo-prześmiewczej i miałam wrażenie, że trudno będzie się do czegokolwiek przyczepić. A tu się okazuje, że można. Teraz mi powiedz czy wiadro nie może pełnić roli routera? Żeby tak nie latać ze strzykawką, bo to jednak może się okazać uciążliwe? A wiadra, ewentualnie, to mam łączyć szeregowo czy równolegle? ;-))

Nawet groteskowo-prześmiewcza konwencja wymaga pewnej dozy konsekwencji. Bo skoro można wysyłać pakiety bez podpiętego kabla, to dlaczego otrzymywanie ich wymaga biegania z wiadrem? Nie lepiej łapać w siatkę wi-fi sąsiada? A skoro można łapać w siatkę z powietrza, to po co w ogóle łapać w siatkę, skoto można używać po prostu karty wi-fi?

Jeśli więc przyrównujesz światłowód do czegoś na kształt internetowego wodociągu, bądź w tym konsekwentna. Nawet absurd musi się jakoś trzymać.

tak, ale nie wiem czy zauważyłeś/zauważyłaś, że te moje fotony są dosyć niesforne i mają zwyczaj "spierniczania" z wiadra bez pokrywki? To może one zwiewając do wód gruntowych będą przekazywać informacje w drugą stronę?

spierniczą do wód gruntowych i potem Wisłą spłyną do Bałtyku

Jak widać bohaterka robiła research i już tę teorię obaliła. :)

Dla mnie tekst -- choć miejscami śmieszny -- po prostu się nie broni. Dlaczego: powiedziałem. Wymyślanie na szybko tłumaczeń w komentarzach wiele tutaj nie zmieni.

ok, ok, jakoś będę musiała z tym żyć ;-)

mimo wszystko dziękuję za poświęcenie czasu i uwagi

pozdrawiam

i.

O rany, miałam przeczucie, że tak się to skończy. Zastanawiam się, czy każde opowiadanie musi być na serio przeanalizowane? Chyba nie. Opowiadanie Immanueli absolutnie się do tego nie nadaje. Nie mam o "trasowaniu i pingowaniu" bladego pojęcia, ba, nawet nie mam zamiaru wiedzieć, co to takiego jest. Było i jest mi to do szczęscia niepotrzebne. I tak samo merytoryczna wiedza z "trasowania i pingowania" nie jest potrzebna, żeby ubawić się opowiadaniem Immanueli. Tyle mojej opinii.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zgadzam się z Bemik. Bez przesadyzmu, zbędnego w tym przypadku. Zaraz się czepimy Internetu w wiadrach.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ja – rzekła z namaszczeniem [,+] zakąszając ogórkiem kolejny kieliszek bimbru – dosypałabym do tego wiadra z Internetem drożdży i ustawiła w cieple. Jak już ładnie wyrośnie [,+] to na bieżąco zużywać ile trzeba [,+] a nadwyżki wekować.   

W kilku(nastu minimum) jeszcze miejscach też...  
Ale nie powiem, pośmiałem się trochę, więc dziękuję za podreperowania zdrowia.

Cudownie absurdalne, mimo że później parę terminów już nie zrozumiałem. Też nie mam pojęcia, co to są te pingi, sniffery czy trasowanie, ale podobało mi się do końca. Raczej brakowało mi tam paru przecinków...

Absurdalnie zgrzytam dziąsłami z zazdrości, bo żeby zjadłem na opowiadaniu na konkurs Fantaści2013. Przyznaję, czytało się to cudo miło, zabawne momenty przetykane fachowym słownictwem, no i lekkie podejście do tematu. Ubaw jakich mało na tej stronie. Pozdrawiam. 

     Chyba jednak bohaterka wzięla szpadel, może szpadelek, a nie motykę....

Do Mrożka porównano, to ja dołożę swoją cegiełkę, do Lema porównując. Tylko zastrzeżenie poczynię, że to trudna rzecz, tak technologię językiem gminu wyrazić. Więc troszkę to zgrzyta miejscami [ale tylko troszkę - głównie na początku - widać, że pomysł rodził się w trakcie pisania]. A o tych lagach to się dowiedziałem, że to pakiety leniwe. Edukacyjny więc aspekt jest :] Pinga zaś używałbym raczej jako czasownika, niż odwoływał się do jego użycia, jako procedury. Błąd to nie jest, bo każda komenda to program, ale stosuje się "pingnąć go" prędzej niż "zapuścić pinga".

Podsumowując: bardzo mie sie podobalo :]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Bardzo się uśmiałam :)

I taką zapałałam sympatią, że nawet nie skomentuję sympatii ryszarda ;)

https://www.martakrajewska.eu

Mi też się bardzo podobało. Trochę żałuję, że nie starcza mi wiedzy na zrozumienie wszystkich niuansów. Ale, jeśli z tego powodu miałabym się później czepiać, to pewnie lepiej zostawić jak jest. :-)

Babska logika rządzi!

a exturio tym razem przesadził. rzeczywiście byłoby fajnie, jakby bohaterka zasuwała spowrotem przez pole, żeby jej maile się wysłały, ale nie wymagajmy za wiele od blond bohaterek ;] no i nie wymagajmy logiki od absurdu. przede wszystkim nawet.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Oj tam - przecież to można załatwić za jednym spacerem. Najpierw do pustego wiadra wlewa się maile do wysłania, bierze lejek i wpuszcza do światłowodu. Jak już pójdą, to do tegoż wiadra czerpie się świeży internet.

Babska logika rządzi!

Rinos, wydaje mi się, że mogę mieć własne zdanie, prawda? :)

Nie wymagam od tekstu logiki w sensie ogólnym, tylko logiki wewnętrznej -- w ramach przyjętej konwencji. Bo bez tego każda, nawet absurdalna konwencja się sypie.

exturio: tu masz rację, i nie tylko wynikającą z prawa do własnego zdania, tyle, że opowiadanie jest tak silnie absurdalne, że osobiście zwalniam je z logiki w ogóle.

inna sprawa, że najlepiej byłoby je przepisać, tak żeby był i exturio syty, i owca cała ;]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Absurdalną koncepcję doceniam, choć i mnie, jako laikowi, w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać nagromadzenie fachowego słownictwa - czy użytego właściwie czy nie, nie wiem, ale każdy, jak czyta o rzeczach, których nie rozumie, zaczyna się nudzić i przeskakuje kolejne akapity w poszukiwaniu czegoś, co zrozumie.

W tekście brakuje całego legionu przecinków, jest też kilka dość rażących powtórzeń.

Ogólnie - całkiem się podobało.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jesteśmy tak uzależnieni od Internetu, od Sieci, że nawet gdyby nam go zabrakło na kilka minut, nie wiedzielibyśmy co w pierw z sobą począć. Ciekawy tekst. Krótki, ale fajny. Groteskowy trochę.

 

No, ale do rzeczy:

- gdzieniegdzie szwankuje Ci interpunkcja

- za dużo zaimkozy stosowanej

- no i zabrakło mi czegoś z fantastyki... ale się czepiam.

 

Nie mniej jedanak: podobało mi się. Dobry pomysł.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

mkmorgoth - ja też zawsze marudzę na brak fantastyki i fantastyce, ale tutaj sama koncepcja jest przecież odklejona od rzeczywistości - internet, który sobie można nakapać do wiaderka ze światłowodu? Masz tak? :D

https://www.martakrajewska.eu

Krajemar ma 100% racji - toż całość to czysta fantastyka.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Cieszę się, że większość, a nawet zdecydowana większość Czytelników odebrała opowiadanie takim jakie ono jest naprawdę: groteskowym i absurdalnym.

Roger, wiedziałam, że się "czepniesz", nie mówiąc przy tym ani jednego dobrego słowa. Ale oczywiście nie masz racji. Bohaterka jest blondynką, więc celowo dałam jej motyczkę, by nią z wdziękiem dziabała w twardej i kamienistej ziemi. Rozumiesz o co mi idzie?

Krajemar, a o co chodzi z sympatią Ryszarda? Czy masz może na nią monopol, a ja się niepotrzebnie wcinam? Jeśli tak, to sorry ;-D

W kwestii interpunkcji: z pewnego mojego tekstu redakcja usunęła taką masę przecinków, że teraz w ogóle boję się je wstawiać ;-). Zresztą my, pisarze, dajmy pracę Redaktorom, bo przecież jeśli pisalibyśmy perfekcyjnie posłalibyśmy ich na bezrobocie!

     Nie rozumiem. Już ktoś na to zwrócił uwagę --- kreując nawet najbardziej absurdalny swiat, kreujemy świat, w ktorym obowiazuje wewnetrzna logika. Absurdalna, ale logika. Należy jej przestrzegać. To jest kanon. W tym kompletnie odrealnionym i absuralnym świecie bohaterka porusza się  bardzo sprawnie --- i logicznie, obojętnie, czy jest blondynką, czy nie.

     No i ta sprawnie poruszająca sie w świecie wiaderkowego internetu bohaterka, sprytna i przemyślna az do bólu, szczwana, wybiera się kopać dół motyką.  To czemu nie wzięla durszlaka na internet, tylko wiaderko? No bo durszlakiem internetu by nie przeniosła. Ano właśnie... 

     Fałszywy zgrzyt z tą motyką.  Całe opowiadanie mruga do czytelnika, że opowieść została wzięta w pirnosensowny nawias, i nie ma sensu osłabiać tego wrazenia wpadunkami z motyką.

     Proste.

     Pozdrówko.

Może miała tylko motykę. Ja nie mam łopatki, na przykład i zawsze kopię motyką, jak chcę się dokopac do światlowodu sąsiada. A nie jestem blondynką :)

https://www.martakrajewska.eu

No cóż, w mojej wizji ona dziabała tą motyczką, jak nie przymierzając, Jagna kartofle.

pozdrawiam również

imanuelo - nie, nie mam monopolu na ryszarda, mam już inny model w domu, więc ryszarda sobie tylko wielbię z daleka, portalowo :)

https://www.martakrajewska.eu

Krajemar, otóż to :D

Ten pierwszy komentarz dotyczył motyczki, natomiast znalazłam Twój wpis pod wierszem Ryszarda o Roggerze i już wszystko rozumiem.

Nie zapomnij o wekowaniu Internetu na zimę!

pozdrawiam serdecznie

Roger, od wielu lat uprawiam ogródek i uwierz mi - motyczka to bardzo poręczne narzędzie. Jak chce się wykopać głęboki, ale wąski dołek - nadaje się najlepiej. Przez zakrzywienie ostrza  pod kątem 90 stopni do trzonka (zakładam, że wiesz, jak wygląda motyka) udaje się wydobyć więcej ziemi przy stosunkowo małym otworze. A mniemam, że bohaterka opowiadania chciała, żeby otwór był jak najmniej widoczny. :) :) :)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Oczywiście, zgadzam się z bemik i serio pisalam o tym, że zawsze używam motyki, bo ja mam skalniak. A na twardej ziemi, to się szpadelek w ogóle nie umywa do motyczki. Tylko ostrze sercowate, bo te takie prostokątne to może rzeczywiście raczej do ciupania tarnin :D

https://www.martakrajewska.eu

O właśnie, Bemiku! O to chodziło. Poza tym motyczką to się z wdziękiem macha, nieprawdaż? Szpadel czy inną łopatę zostawmy tym panom, którzy kopią rowy, by mogli na nich równie malowniczo się opierać ;-)

Kolejna wiekopomna dyskusja, jak o sztormie pod opowiadaniem Beryla. Jak się chce przyczepić, to się zawsze znajdzie powód - baaardzo istotny:):):)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Otóz to. Ale generalnie takie czytanie "czepliwych" komentarzy pod własnymi tekstami znakomicie uodparnia na krytykę. Tak jak mawia moja koleżanka, można się doskonale "otorbić", bo wiadmo, że wszystkim się nie dogodzi. Nie mówię tu oczywiście o merytorycznych komentach, które rzeczywiście coś wnoszą.

Różnica między dysputą o motyczce a drugą o sztormie zasadza się na sensowności argumentów za motyczką, a przeciw sztormowi.

Cieszę się, Adamie, że jesteś za motyczką :)

     W sumie idzie o to samo w obu wątłych dyskusjach: o realistyczne przedstawienie sytuacji. A oba teksty operują konwencją realistyczną, tylko że w tym akirat rzedstawioną absurdalnie, a właściwie --- purnonsesownie. 

     A zatem :  motyczką można wykopać dół... Dołek, powiedzmy, ale dość głeboki. Dobre to jest, nie powiem. Muszę to zapamiętać.

ale dlaczego - na litość Boską! - te dyskusje są wątłe?

immanuela: spoko, spoksik. Dyskutanci mają o tyle rację, że najlepiej oddawać pokłony zarówno absurdowi, jak i logice zimnej. Mają więc całkowitą rację, że opowiadanie mogłoby być lepsze. Nie jest. Ja się cieszę tym co jest i komplementuję w najgorętrze komplementa, jednakowoż ten Mrożek i Lem są troszkę na wyrost. Tak,  żeby zanencić Cię do pisania.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosie drogi, bardzo mię miło połechtałeś tym stwierdzeniem, że Mrożek i Lem są troszkę na wyrost, bo gdzież mi tam do Mistrzów, jednakowoż sam fakt, że mój tekst wywołał takie skojarzenia, powoduje, że z mej piersi wyrywa się cichutkie "ach!" z braku inteligentniejszego komentarza, oczywiście ;-)

immanuela: mogę zaoferować miły komentarz, ale na inteligetny nie licz. W końcu to słaby poblask Mrożka i Lema. Ale poblask jest. No i dałoby się to wyszlifować. Sam szlifowania nie sugeruję, bo szlifowanie to w szlifierni. Napiszesz cos innego, co wyjdzie lepiej. Czymam kciuki :]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

czymaj, czymaj, czymanie bardzo pomaga. Też mogę poczymac za Ciebie, jeśli będziesz tego kiedyś poczebował :D

immanuela: w zasadzie możesz mnie czymać za free w tym miejscu, gdzie za czymanie powinienem placic ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

masz na myśli czymanie fasonu? A czymasz fason i poziom w rozmowach? ;-)

czasem czymam. ale od czymania fasonu jest Fasoletti

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

z Fasolettim - jakkolwiek to nie zabrzmi - dotąd nie miałam przyjemności ;-)

Ciesz się, że nie miałaś. Żadna przyjemność. Taki jeden niedźwiadek mi ten tekst zarekomendował, więc wpadłem i przeczytałem. Zabawna historyjka :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

O, pojawił się Fas!!! A do mnie nie zajrzał, a ja mu taką ładną kupę pozwoliłam znaleźć!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

tak jest, Fasoletti, nie ma to jak propagadna szeptana. Stokrotne dzięki tajemniczemu niedźwiadku za rekomendację :-)

bemik, mam trochę roboty teraz przy antologii o zombie (jak uda się przebłagać boskiego Dj - Jajka to wrzucę informacje w HP, będzie w darmowym ebooku) i zwyczajnie nie miałem czasu tu zaglądać :(

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Pracuj, Fas, pracuj! A piękna kupa poczeka na Ciebie!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemiku, a gdzie ta kupa?

W drodze na szczyt  opowiadanie na Fantaści 2013

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fajne. Przyjemnie się czytało.

dzięki, Monsun :-)

Nowa Fantastyka