- Opowiadanie: silvestro - Twarz Boga Magii odc.1

Twarz Boga Magii odc.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Twarz Boga Magii odc.1

*

 

Sammath przystanął na kępie trawy wystającej ponad bagno, i potarł biceps w miejscu gdzie miał wytatuowanego ponurego żniwiarza. Nie lubił tego uczucia. Swędzienie w tym miejscu zwykle wróżyło zwalenia na niego niezwykle ważnego, lub delikatnego zadania, przez które nie wyśpi się przez najbliższy tydzień. Przeskoczył jeszcze kilka skrawków zieleni, zanim dotarł do roztrzaskanej przez uderzenie pioruna brzozy. Pomiędzy połówkami rozszczepionego konaru ciasno wciśnięta była czaszka. Dotknął jej i powiedział coś szptem. Bagienny krajobraz który roztaczał się przed nim zaczął falowac, jak gdyby znajdował się nad żarem. Chwilę póżniej w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się bagno, rozpościerało się teraz niewielkie jezioro, za którym, wsród płaczących wierzb majaczyło kilka świateł. Chłopak ruszył w ich stronę, w duchu zastnawiając się, co nowego przygotował dla niego Medvich.

*

 

Salon był całkiem pusty, jeżeli nie liczyć kilku fruwających po nim much. Było to wielkie, mające powierzchnię sporej karczmy miejsce. Podłoga była wyłożona dębowymi deskami, ściany pomalowane na ciemnoczerwno, i ozdobione pejzażami, oraz bogato zdobionymi, i kunsztownie wykonanymi gobelinami. Pod ścianami stały zdobione cisowe, i klonowe szafy i komody, a w każdym z czterech kątów pomieszczenia znajdowała sięnatomiast zbroja. Każda z nich nosiła ślady użytkowania w postaci licznych bruzd i wgnieceń. Na środku pokoju leżał wielki karminowy dywyan, ze złotymi zdobienimi. Centralnym punktem był jednak spory kominek wykonany z ciemego kamienia. Obok kominka stało kilka foteli zwróconych w stronę ognia. Ponad paleniskiem zawieszona była kosa o zdobionym ostrzu i stylsku. Na wypolerowanym metalu dostrzegalne były ślady zakrzepłej krwi. Znajdowało się tam również puste miejsce do zawieszenia drugiej. Pod sufitem, na ścianie namalowany był fresk przedstawiający śmierc, z kosą w ręku. Sammath przechodząc przez salon przystnął, i przez dłuższą chwilę spoglądał na broń zawieszoną nad paleniskiem. Znów zaczęło go swędzieć ramie. Nie namyślając się już wiele ruszył dalej, kierując sie do komnaty Medvicha. Wszedł bez pukania do niewielkiego, a przynajmniej sprawiającego takie wrażenie, z racji znacznego zagracenia pomieszczenia. Komnata w której znalazł się Sammath przypominała połączenie biblioteki, pracowni magicznej, oraz warsztatu kowalskiego, po którym walały się przedmioty związane z pracą każdego z nich. Medvich drzemał z głową na stole. Obudził się z chrapnięciem gdy usłyszał zamykające się za plecami chłopaka dzwi.

 

– Znowu chlejsz, śmierdzący jaszczurze! – głośno zakrzyknął Sammath

 

– Bedę zalewał mordę, kiedy tylko zechcę, a tobie nic do tego bękarcie! – odpowiedział Medvich, najgroźniej jak mógł. Wstając z krzesła jednak zburzył całe wrażenie, jakie próbował wzbudzić. Gdy podniósł sie zakręciło mu się w głowie, do tego stopnia, że stracił równowagę, potknął się, i wpadł na regał z książkami, dużą część z nich zrzucając na ziemię.

 

– Jesteś w połowie smokiem, a łeb masz słaby jak dzierlatka. – rzekł Sammth śmiejąc się. Odpowiedziało mu tylko gniewne, acz bezsilne spojżenie kapłana. Próbował chyba również rzucić sie na niego, osunął się jednak tylko na ziemę, i usiadł pod regałem wsród rozrzuconych książek. Chłopak spojżał na niego z politowaniem, i wyciągnął rękę, by pomóc mu wstac. Chwilę zajęło Medvichowi doprowadzenie się do porządku. Obmył twarz w misie, po czym wypił jej zawartośc. Było to wysoki, dobrze zbudowany męzczyzna, w wieku trzydziestu dwu lat. Na tyle przynajmniej wygladał, był bowiem potomkiem smoka. Sam często zarzekał się że ma ponad dwieście. Nosił długie włosy związane z tyłu, oraz kilkudniowy zarost.

 

Odstawiając misę wskazał palcem regał w rogu komnaty, na którym siedziało coś dziwnego. Sammath podszedł do wskazanego miejsca. Nieznanym kształtem okazał się byc dziwny twór przypominający kawałek matriału uformowany na kształt kruka. Na materiale odciskały się kontury kości znajdującycj się pod nim. Twór zachowywał jednak jak prawdziwe zwierze, i zaczął sie żwawiej, poruszać, gdy mężczyzna podszedł do niego.

 

– Cryx! – Wykrzyknął radośnie Sammath – Ale skąd, on…

 

– Przyleciał dzisiaj rano. Wiesz co to oznacza?

 

– Ian wraca. A jeżeli ten psychopata wraca to znaczy że musiał go znaleźć. – powiedzial zdziwionym tonem młodzieniec, po czym wziął kruka na swoje ramię.

 

– Znalazł nie tylko jego. – odparł Medvich. – Pamietasz tamtych trzech o których ci mówiłem. Oni też przybędą.

 

– A ona?

 

Medvich spochmurniał.

 

– Nie wiem. – rzucił, i spojrzał w okno. Za nim było już ciemno.

 

– Dobrze wiesz że to nie twoja wina. Zresztą, polazłeś tam żeby ją ratować. Nie mogłeś przewidziec co się stanie!

 

– Owszem mogłem! – urwał – Ale mniejsza z nią, bo twoim zmartwieniem będzie Ian, i ci których tu z sobą przywlecze. Mają przypłynąc do Bilgetown jutro rano. Masz ich odebrać, i dowieźć tutaj, ale tak żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. – powiedział szrostko, nie odrywając oczu od okna.

 

– Dobrze, będzie jak każesz.

 

Sammath odstawił ptaka na półkę, odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.

 

– Ale gdyby jednak była z nimi… – zaczął Medvich.

 

– Ma priorytet, jasne… – powiedział chłopak, i zamknął dzwi – …kochasiu. – dodał w myślach, i na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech.

 

Czyli po raz kolejny, nie mylił się. Znowu zostało na niego zrzucone niezwykle ważne zadanie, które tylko on może wykonać. Przez chwilę miał jednak nadzieję że będzie to rutynowa ochrona jakiegoś szmuglerskiego transportu, albo odbicie strażnikom jakiegoś watażki. Jeżeli jednak w sprawę wmieszany jest Ian, to sama jego obecnośc wrózyła poważniejsze zamieszanie. Po plecach przebiegł mu dreszcz gdy zaczął myślec kogo może on ze sobą przywieźc. Jedyną pewną dla Sammatha rzeczą było to, że nie wyśpi sie przez dłuższy czas. Nie wiele myśląc udał się, więc do komnaty by odespac tyle czasu, ile mu jescze pozostało.

*

 

Jest o moje pierwsze opowiadanie, proszę więc zarówno o wyrozumiałość, jak i o wszelkie słowa krytki. Fragment może obfituje zbyt w akcję, ale stanowi dopiero wstęp. Chciałbym wiedzieć czy się podoba, i czy mam pisac następne.

Ave.

Koniec

Komentarze

To tak:

--- przecinkoloza --- musisz się nauczyć prawidłowo stawiać przecinki,

--- dialogi --- błędnie je zapisujesz, ale tego też można się nauczyć,

--- literówki --- za dużo. Powinieneś kilka razy przeczytać tekst przed publikacją i wyłapać takie śmieci,

--- opisy --- jeżeli walniesz czytelnika takim klocem (jak w przypadku opisu pokoju), to mu się od razu odechce czytać. Informacje wprowadzające --- co oczywiste --- dajesz na początku sceny, a szczegóły (ale te istotne) rozwijasz w trakcie,

--- pisanie w częściach --- zły pomysł. Postaraj się napisać tekst na 6-10 stron --- taki z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Odłóż go na kilka dni, może daj komuś do przeczytania, potem popraw, przeczytaj na głos i dopiero wtedy publikuj. Tradycja wskazuje, że rozdziały/odcinki pierwsze autorstwa debiutantów nie znajdują kontynuacji. A --- poza tym --- to zły nawyk rozpoczynać i nie kończyć. Nie nauczysz się panować nad strukturą.

Tyle na razie. Postaraj się wrócić ze skończonym tekstem. Nawet jeżeli będzie słaby, to nauczysz się o wiele więcej niż na takich fragmencikach.

pozdrawiam

I po co to było?

Pierwszy akapit to naprawdę niezła jazda!

"Swędzenie w tym miejscu zwykle wróżylo zwalenia na na niego..." - hmm coś nie tak chyba tutaj jest.

Dalej, bagno zamieniło się w jezioro, za którym były światła. Ruszył w ich kierunku, zatem przez jezioro!?:)  Do tego sporo literowych grzybków i generalnie tekst niewiele mi mówi. Nie spiesz się, poprzednik ma rację!

Tradycja wskazuje, że rozdziały/odcinki pierwsze autorstwa debiutantów nie znajdują kontynuacji


Dlatego też nie czytam opowieści w częściach.


Obmył twarz w misie, po czym wypił jej zawartośc. Było to wysoki, dobrze zbudowany męzczyzna, w wieku trzydziestu dwu lat. - z tego zdania wynika, że mężczyzna był zawartością misy. I właściwie niemal całe opowiadanie składa się z takich kwiatków. Warto czytać to, co się napisało, bo cześć takich błędów można wyłapać. Poza tym zgadzam się z syfem - to zły nawyk rozpoczynać i nie kończyć, zwłaszcza że, jeżeli nie masz jeszcze żelaznej koncepcji całości, pomysł może się zmienić pod koniec, możesz wpaść na zupełnie inne zawiązanie akcji, a wtedy będzie już za późno na edycję.

A to co jest - no cóż, niestety nie zachęca.

Wielkie dzięki, za słowa krytki. Jestem pewien, że bogatszy o tę wiedzę, powrócę tu jeszcze z nieco dojrzalszym tekstem.  Co do ciągłosci historii, to szkielet - główną historię, wymyśloną miałem już dawno. Historia była bowiem zapisem kamanii w grze fabularnej. Wygląda na to jednak, że nie jest to dobry materiał na opowiadanie. Sam tekst, stanowi jednak raczej zapis na gorąco, bo przynam się że napisałem je jednego wieczoru, bez konsulatacji z nikim.

Jeszcze raz dziękuję, i pozdrawiam. 

silvestro - ważne, że chcesz pisać i to pisać lepiej! :)

Troszkę za dużo opisów nie istotnych rzeczy, ale jak na początek to ci dobrze idzie, grunt to uczyć sie na swoich błędach i nie przestawać pisać. Ogólnie wątek ciekawy, więc chętnie poczytam co tam jeszcze skrobniesz:)

Nowa Fantastyka