- Opowiadanie: Brunon Sas - Chuligan

Chuligan

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Chuligan

 

Odwrócił się wzburzony i szybko wyprowadzony cios trafił idealnie w nasadę nosa. Stojący naprzeciw mężczyzna cofnął się pod siłą uderzenia, przez chwilę stał w osłupieniu, by osunąć się na trotuar.

Poczuł na szyi uderzenie parasolki – to towarzyszka leżącego na ziemi ścierwa poczuła się szermierzem. Ta sama, która jeszcze przed chwilą perlistym śmiechem zareagowała na prymitywny dowcip.

Drugi raz nie dał się zaskoczyć: chwycił parasolkę w locie i mocno szarpnął.

– Ratunku! – wrzasnęła przewracając się pod jego nogi.

Dopiero teraz do niego dotarło, co zrobił. Na szczęście w pobliżu nikogo nie było. Mocnym kopniakiem pozbawił kobietę przednich zębów, drugi wymierzył w krocze mężczyzny. Odpowiedzią były tylko głuche jęki. Nie miał czasu na nic więcej – zaraz musiał pojawić się patrol, nie miał co do tego żadnych wątpliwości.

Rozejrzał się dookoła i zauważył stojący w pobliżu rower. Wskoczył na niego i szybko kręcąc pedałami zniknął z pola widzenia.

 

Po minięciu kilku przecznic – zwolnił. Powolutku jechał boczną ulicą, gdy nieopodal wylądował policyjny śmigłowiec.

– Spokojnie, tylko spokojnie – mruknął pod nosem i przybierając na twarzy wyraz zaciekawionego gapia, dalej naciskał pedały.

Z maszyny wysiadło dwóch drabów:

– Stać!

„No to wysiadka” – pomyślał naciskając hamulec.

Wiedział, że na ucieczkę nie ma najmniejszych szans.

– Dokumenty.

Wyciągnął lewą rękę i podwinął rękaw.

– Android?

Skinął głową: – S 2675A.

Policjant przyglądał mu się przez chwilę z zaciekawieniem. W końcu zaczął cedzić słowa, a twarz o wyrazie maltretowanego śledzia aż kipiała od ironii:

– Masz pecha, robociku. Trafiłeś na wyjątkowego zgreda, rower ma namierzanie satelitarne.

 

Siedział w celi i czuł w głowie mętlik. Złamanie elementarnego zakazu robota mogło być karane tylko w jeden sposób. Złomowaniem.

– S 2675A! – Głos wartownika wyrwał go z zadumy.

– Jest!

– Pójdziesz ze mną.

Szli wąskim korytarzem, który kończył się schodami w górę. Po ich pokonaniu trafili do niedużego pokoju: w środku czekał kapitan policji i czterech stojących w rzędzie wymoczków.

– Stań wśród nich.

Zrobili mu miejsce. Zignorował to. Wcisnął się między blondyna z haczykowatym nosem a astmatyka z bokobrodami à la Puszkin.

– W porządku. – Kapitan powstrzymał szykującego się do interwencji strażnika. – Panie Wearchead! Proszę wejść.

Po chwili miał przed sobą mężczyznę, który chwycił go za klapy marynarki i przyciągnąwszy do siebie, chuchnął śmierdzącym oddechem:

– Ty gnojku!!!

Nic już nie mogło go uratować. Beznamiętnie, ruchem zawodowego piłkarza, głową wymierzył sprawiedliwość. Mężczyzna zawył i złapał się za twarz. Astmatyk i blondyn przezornie chwycili go pod ramiona, dwóch innych podtrzymało słaniającego się Wearcheada. Strażnik wyciągnął pałkę i ruszył w kierunku androida, ale kapitan powstrzymał go stanowczym gestem:

– Zaprowadźcie go do mojego gabinetu.

Nie opierał się. Nie chciał widzieć kanalii, która najpierw wyzwała go od bezjajecznego żelastwa, a teraz skazała na złomowanie. Na śmierć.

 

Usiadł w wygodnym fotelu. Astmatyk przyglądał mu się badawczo, a blondyn miał w oczach iskierki zaciekawienia. Wiedział, że dał niezły popis. I wcale nie było mu z tym lepiej; choć drobną satysfakcję czuł.

Do pomieszczenia wszedł kapitan:

– Zostawcie nas.

Eskorta posłusznie zareagowała na rozkaz. Poczucie satysfakcji wzrosło: on w tej chwili nie musiał już nikogo słuchać. Był zawieszony między życiem a śmiercią, z przewagą na to drugie. Nieodwołalnie.

– No to co z tobą zrobić, S? Zdrowo narozrabiałeś.

Wzruszył ramionami.

W odpowiedzi kapitan wysunął w biurku szufladę. S 2675A poczuł, jak na karku podnoszą mu się włosy.

„Nie, przecież teraz, tak od razu, mnie nie wykończy”. – Wpadł w panikę. Jeszcze próbował się pocieszyć:

„Przecież mu ten fotel uświnię…”

Z szuflady wyłoniła się dłoń, w której kapitan trzymał butelkę koniaku. Szkło uderzyło o blat z głośnym brzękiem. Po chwili obok pojawiły się bliźniaki – dwa pękate kieliszki. W czasie ich napełniania, kapitan niedbale rzucił:

– Gratuluję. Jesteś kolejnym, który przełamał wiekowe uprzedzenia. Możesz teraz żyć w społeczeństwie jako normalna jednostka. Jutro zlikwidujemy tatuaż na ręce i w kartotece znajdziemy twoje rodowe nazwisko. Masz teraz do niego pełne prawo. Twoje zdrowie, człowieku.

Koniec

Komentarze

 by osunąć się na podłoże. – napisałabym raczej na  na chodnik W dwóch kolejnych zdaniach masz "ziemię" – on leżał, ona osunęła się Zastrzeżenie – skąd ten rower? Ktoś mu go zesłał. Dopisz zdanie, a będzie ok. Potem masz "szybko kręcąc pedałami", a za chwilę "powolutku" – zdanie, że oddalił się nieco i zwolnił.  S 2675A! – głos wartownika wyrwał go z zadumy. – Głos dużą literą W porządku – kapitan powstrzymał szykującegą – Kapitan dużą W odpowiedzi kapitan wysunął w biurku szufladę. Poczuł, jak na karku podnoszą mu się włosy – kto poczuł? Android czy kapitan? a twarz o wyrazie maltretowanego śledzia – a to mi się bardzo podobało. Całość też – chociaż to przerażająca wizja, że miarą człowieczeństwa jest zdolność wyłamywania się z reguł, a na dodatek takich, które zawsze i wszędzie powinny być zachowane..              

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ciekawy pomysł, ale trochę napisany po łebkach. Można z tego zrobić naprawdę dobre opowiadanie.   Pozdrawiam

Mastiff

bemik – dzięki za uwagi. Jak najbardziej słuszne :) >by osunąć się na podłoże. – napisałabym raczej na  na chodnik < a bo ja wiem, czy w przyszłości będą chodniki? ;) Oczywiście zmieniłem :)

"Odwrócił się wzburzony i szybko wyprowadzony cios trafił idealnie w nasadę nosa." – Tu jest coś nie tak. Moja propozycja: Odwrócił się wzburzony i szybko wyprowadził cios, trafiając idealnie w nasadę nosa. – Tak by brzmiało bardziej strawnie :)

No i skąd wiadomo, że ten drugi to astmatyk? Miał akurat atak? :) Nie pasuje mi to. Owszem nic nie stoi na przeszkodzie, by narrator w tym przypadku był wszystkowiedzący, ale poniekąd oglądamy wszystko z perspektywy androida. Czyż nie?

Fajny pomysł, szkoda, że tak króko go rozwinąłeś. Gdyby nie te odstępy między dialogami zrobiłoby się naprawdę skromnie :)

Jest nieźle, ale jak dla mnie opowiadanko jest zbyt krótkie i bardzo powierzchowne. Przedstawiłeś ledwie pomysł, zamiast go rozwinąć w coś większego. Mogło być lepiej, ale mam nadzieję, że to nie jest Twoje ostatnie słowo.  

 

Drugi raz nie dał się zaskoczyć: chwycił parasolkę w locie i mocno szarpnął. – Ratunku! – wrzasnęła przewracając się pod jego nogi. – Trochę się zdziwiłam, ale tak, uważam że chwycona i mocno szarpana parasolka ma prawo wrzaskiem wzywać pomocy a nawet przewrócić się. ;-)  

 

Mocnym kopniakiem pozbawił kobietę przednich zębów, drugi wymierzył w krocze mężczyzny. – A gdyby: Mocnym kopniakiem pozbawił kobietę przednich zębów, drugim poczęstował/potraktował krocze mężczyzny.  

 

Spokojnie, tylko spokojnie – mruknął pod nosem i przybierając na twarzy wyraz zaciekawionego gapia, dalej naciskał pedały. – Ja napisałabym: Spokojnie, tylko spokojnie – mruknął pod nosem i przywołując na twarz wyraz zaciekawionego gapia, dalej naciskał pedały. Lub: Spokojnie, tylko spokojnie – mruknął pod nosem i przystroiwszy twarz w wyraz zaciekawionego gapia, dalej naciskał pedały.

 

Był zawieszony między życiem a śmiercią, z przewagą na to drugie. – Wolałabym: Był zawieszony między życiem a śmiercią, z przewagą ku temu drugiemu. Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I czy android bywa rozdarty między życiem a śmiercią? Bardziej pasuje kategoria istnienie – nieistnieje, albo egzystencja, ale życie? Hmm…

Jak już w jestem nastroju przecinkowym: "„No to wysiadka” – pomyślał naciskając hamulec." – przecinek po "pomyślał" "Skinął głową: – S 2675A." – w tej chwili nie mam tej reguły, ale pierwsze słyszę, żeby dialog zapisywać po dwukropku, kiedy występuje narracja nieodnosząca się do mówienia. Gdyby było: "Skinął głową i powiedział: – S 2675A." – jasne (tylko chyba lepiej z enterem). Ale takiej konstrukcji w życiu nie widziałam, chociaż tutaj mogę się mylić. Zresztą to samo pojawia się jeszcze kawałek wyżej ze "– Stać!" "W czasie ich napełniania, kapitan niedbale rzucił:" – tu z kolei dwukropek jest ok, ale przecinek zbędny Ciekawy pomysł, ciekawy. Jakaś upiorna ta przyszłość, jak zresztą stwierdził bemik. Urzekło mnie też to przedstawienie androida, który "wewnątrz" w zasadzie niczym nie różni się od człowieka, tak samo myśli, odczuwa i boi się śmierci, ale nie jest traktowany jako człowiek, bo został zbudowany, a nie urodzony. Lubię takie klimaty, choć są one dla mnie dość przygnębiające. Spodobało mi się właśnie to opisanie zupełnie ludzkiego strachu przed złomowaniem i postać S zdążyła w takim krótkim tekście zyskać moją sympatię.

Umiejętność spuszczania łomotu probierzem człowieczeństwa? Dziwnie prymitywne kryterium.

Tak się zastanawiam, czy nie napisać tego od początku, z bardziej rozbudowana fabułą… Ale jak zakończenie będzie znane, to chyba jednak nie to… Dzięki za wszystkie uwagi :)

Sympatyczny szorcik.

Spodobała mi się zdolność do łamania praw Asimova jako wyznacznik człowieczeństwa.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka