- Opowiadanie: BooMc - Anepigraf, część 3

Anepigraf, część 3

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Anepigraf, część 3

 

Po opuszczeniu szpitala Albert nieco otrzeźwiał. Można było bez wstydu wsiąść w jego towarzystwie do autobusu. Niestety wygląd rastafariana i tak budził zainteresowanie wśród starszych pasażerów. Bogini miała na imię Gośka. Małgosia. Ładne imię. Ciekawe czy ona sama też jest ładna? Niedługo się przekonamy. Patrzę na tego grubasa i nie mogę uwierzyć, że mu pomagam. Wszystko przez jego próżność, a najgorsze że nie powiedział mi od razu całej prawdy. Powinienem sobie odpuścić i zostawić go samego ze swoim problemem, który najwidoczniej nie jest aż tak dokuczliwy jak by się zdawało. Nie, nie mogę. Muszę wzbudzić zaufanie bractwa, muszę mu pomóc. Udowodnienie, że chcę im jednak pomagać jest teraz priorytetem.

 

– Tak w ogóle miałeś już do czynienia z magią? – zapytał patrząc na mnie oczami pełnymi nadziei.

 

– Mówiłem ci, że nie.

 

– Myślałem, że chcesz po prostu mnie spławić.

 

– To też.

 

– Co zrobimy?

 

– Sprawa stała się dość poważna w momencie, gdy Beata została zepchnięta ze schodów – powiedziałem po chwili zastanowienia – na razie za wcześnie jest na snucie planów, musimy najpierw dowiedzieć się co do powiedzenia ma ta twoja Gośka.

 

– Gosia… – rozmarzył się Albert.

 

– Odpuść sobie.

 

 

 

Cztery przystanki później wysiedliśmy na znanym mi osiedlu. Kiedyś bywałem tutaj dość często, gdy jeszcze spotykałem się z tą dziwną dziewczyną…jak ona miała na imię? Nie ważne.

 

Szedłem obok Alberta słuchając monologu na temat jego pozycji w bractwie. Nie był tam nikim ważnym…chyba, że zgodnie z tym co mówił, chłopiec na posyłki to bardzo odpowiedzialne zadanie.

 

– To tutaj – Albert zatrzymał się przed dwupiętrowym białym domem.

 

– Więc na co czekasz? Jestem zaraz za tobą.

 

– Ok – powiedział i wolno ruszył w stronę bramki.

 

– Nie ociągaj się. Miejmy to już za sobą.

 

 

 

Drzwi otworzyła nam jej mama. Trzeba przyznać, że ta kobieta to typowy MILF, może gdyby okoliczności były inne? Kto wie. Weszliśmy do środka, schodami na górę prosto do pokoju dziewczyny. Nie takiego pokoju spodziewałem się po jej opisie. Liczyłem na czarne ściany, masę pentagramów i jakieś martwe zwierzątko w misce przy narożnym ołtarzyku. Cóż może to i lepiej, że jest to typowy wystrój zwyczajnej nastola….a więc to jest nasza Gosia?

 

– Przepraszam, ale brałam prysznic – powiedziała dołączając do nas w samym ręczniku – możecie się odwrócić? Chciałabym się przebrać.

 

 

 

Bezzwłocznie postąpiliśmy zgodnie z instrukcją. Korciło mnie, by się odwrócić. Była ona ładniejsza od swojej rywalki. Czarne włosy, ładne nogi i najprawdopodobniej zgrabne ciało sądząc po tym, jak układał się na niej ręcznik.

 

– Już. Możecie się odwrócić. Co was do mnie sprowadza? Szczególnie ciebie łajdaku – spojrzała z pogardą w stronę Alberta.

 

– Czemu jesteś zła?

 

 

 

Cholera, znowu robi tą swoją minę niewiniątka. Mam ochotę go strzelić.

 

– Czemu jestem zła? Powinnam zapytać dlaczego mnie ignorujesz?

 

– Jak to cię ignoruje? – wtrąciłem się.

 

– A przepraszam bardzo kim ty w ogóle jesteś chłopczyku?

 

– Alan.

 

– To mój przyjaciel.

 

– Bałeś się sam przyjść? Musiałeś wziąć ochroniarza?

 

– Nie bałem się. Przyszedł tutaj bo mi pomaga.

 

– Ignorować mnie?

 

– Stop! – przerwałem to co mogło zmienić się w kłótnie – jak to cię ignoruje?

 

– Od wczoraj wysłałam mu chyba z tysiąc sms. Na żadnego mi nie odpisał.

 

– Dzisiaj też do niego pisałaś?

 

– Tak.

 

– Albert…

 

 

 

Spojrzałem w kierunku tej grubej gęby i miałem ochotę go zdzielić. Znowu nie był ze mną szczery. Cały czas kłamie. Jak niby mam mu pomóc skoro on sam sobie nie chce pomóc?

 

 

 

– Przepraszam Alan.

 

 

 

Nie odpowiedziałem. Spojrzałem w stronę głównej podejrzanej. Mówię jak prawdziwy detektyw. Kto by pomyślał?

 

 

 

– Wiesz, że Beata jest w szpitalu?

 

– Tak. Słyszałam.

 

– Słyszałaś? Z tego co wiemy to przez ciebie tam się znalazła! – postanowiłem wykorzystać okazję i grać złego glinę.

 

– Co? Nie. To nie prawda. Chciałam ją zabić po naszym spotkaniu, ale tego nie zrobiłam. Przysięgam. Jedyną osobą na którą mogę być zła to ten gnój!

 

– Twoja koleżanka mówi coś innego.

 

– Ona już nie jest moją koleżanką.

 

– Dlaczego?

 

– Może ten prosiak ci nie powiedział, ale jakiś czas temu umówiliśmy się u mnie w domu. Miałam mu pomóc z projektem.

 

– Tak mówił mi.

 

– A powiedział ci, że musiałam wyjść i zostawiłam go samego z Beatą?

 

– Tak.

 

– To pewnie też wiesz, że zerżnął ją w miejscu gdzie stoisz. Jeżeli przesuniesz nogę to zobaczysz ślad po jego spermie, który nie chciał zejść z dywanu do tej pory.

 

 

 

Momentalnie odskoczyłem w bok. Moja chęć wyrządzenie krzywdy Albertowi rosła wraz z każdą kolejną minutą. Sam zainteresowany chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, że zaraz jego miłosny trójkąt będzie najmniejszym problemem.

 

– To też obiło mi się o uszy…faktycznie mógł zachować się lepiej. Ale spójrz na niego, czego innego spodziewałaś się po tej desperackiej gębie?

 

– Ej! Podobno jesteś tu żeby mi pomóc?

 

– Zamknij się – uciszyłem go i spojrzałem w stronę dziewczyny – powiedz mi Gosiu jak to jest możliwe, że po spotkaniu z tobą Beata wylądowała w szpitalu?

 

– To wariatka. Pewnie sama siebie tak urządziła, żeby ta gnida się nią zaopiekowała. Obydwoje sią siebie warci. Jak mogłam być w tobie zakochana? – tutaj spojrzała na Alberta.

 

 

 

Na to pytanie bez trudu mógłbym odpowiedzieć…ale przecież nie jestem tutaj po to, by jeszcze bardziej zaogniać sytuację. Albo mi się wydaje, albo nasza droga bogini straciła zainteresowanie Albertem. Ale czy to możliwe skoro została potraktowana napojem miłości? Może wraz z jego zdradą eliksir stracił moc? Chyba, że jest inteligentniejsza niż nam się wydaje i tylko udaje. Ale po co miała by to robić? Żeby wyczyścić się z podejrzeń – odpowiedział głos w mojej głowie. A może faktycznie Beata zrobiła z nas idiotów? Tylko w jakim celu?

 

By pozbyć się Gośki i wzbudzić współczucie u tego grubasa. Jestem w kropce.

 

– Albert. Idziemy.

 

– Już? To wszystko?

 

– Tak. Sam widzisz, że to nie Gosia tutaj zawiniła.

 

 

 

Albertowi pożegnanie zajęło nieco dłużej niż mi. Znowu to robi…zamiast odpuścić sobie to dalej w to brnie. On chyba nie jest świadomy swoich czynów.

 

– Przepraszam kolego, że tak długo…sam wiesz…starałem się chociaż na koniec coś z niej wyciągnąć. Myślałem, że może gdy ciebie nie będzie to przyzna mi się.

 

– Daruj sobie. Mamy teraz ważniejszy problem.

 

– Jaki problem? Przecież byłeś tam. Widziałeś, że Gosia nie jest już mną zainteresowana. Najprawdopodobniej czar prysł w momencie, gdy dowiedziała się o mnie i Beacie. Wiesz co mam na myśli…uprawiających seks – dodał ciszej.

 

– Też tak myślałem na początku, jednak to nie tłumaczy dlaczego Beata jest w szpitalu. Mam przeczucie, że jedna z nich kłamie. Musimy dowiedzieć się która.

 

– Mam nadzieję, że Gosia jednak nie kłamie.

 

– Ja też. Dla naszego dobra.

 

 

 

Było już dość późno, gdy wróciliśmy do centrum. Albert starał się mnie przekonać byśmy poszli na jeszcze jedno piwo. Odmówiłem mu, gdyż dłuższe przebywanie w jego obecności mogłoby się źle skończyć. Tym bardziej, że po całym dniu z nim spędzonym słowo „zły” nie wyrażało nawet w połowie moich odczuć względem jego osoby. Marzyłem już tylko o tym, by znaleźć się w łóżku i zasnąć. Na szczęście tego wieczoru miałem spokój. Nikt nic ode mnie nie chciał, do drzwi też nie pukały mi ożywione dziewczyny. Normalność, której mi trzeba było. Zanim się jednak położyłem postanowiłem skorzystać z laptopa. Uzależnienie. Głód, który trzeba było nakarmić. Alan jesteś idiotą, dlaczego wcześniej na to nie wpadłeś? Mamy przecież dwudziesty pierwszy wiek. Następnych kilka godzin spędziłem przed komputerem, dopiero nad ranem pozwoliłem sobie zasnąć. Jednak mój odpoczynek nie trwał długo. Budzik obudził mnie jeszcze przed dwunastą, ale to nic. Dzisiaj rozwiążemy nasz miłosny problem. Po krótkiej dwuczęściowej drzemce wstałem w końcu i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Gdy byłem już w stanie wyjściowym zadzwoniłem do Alberta.

 

– Cześć Grubasie…cholera – zapomniałem się.

 

– Co?

 

– Cześć Albert powiedziałem.

 

– Uznam, że to co usłyszałem wcześniej było spowodowane zakłóceniami.

 

– Nie strzelaj mi tu fochów, bo mam rozwiązanie naszego problemu.

 

– Naprawdę? Opowiadaj.

 

– Nie przez telefon. Spotkajmy się tam gdzie wczoraj. W tym barze. Za godzinę.

 

 

 

Nie czekałem na jego odpowiedź. Rozłączyłem się zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, by dodać dramatyzmu sytuacji. Gdy dotarłem na miejsce Albert już tam był pijąc piwo.

 

– Szybki jesteś, ale odstaw to piwo. Musisz być w pełni sił.

 

– Co zrobimy? – na jego twarzy było widać zniecierpliwienie i ekscytację jedocześnie.

 

– Rzucimy czar – powiedziałem. Tym razem to ja się nachyliłem w jego stronę.

 

– A tak na poważnie? – zapytał po chwili wpatrywania się na mnie.

 

– Mówię całkowicie poważnie.

 

– Przecież sam mówiłeś, że nie masz zielonego pojęcia o magii. Nawet ja wiem teraz, że to nie jest zabawa. Nie przejmuj się. Znajdziemy inny sposób – Albert starał się mnie odciągnąć od tego pomysłu.

 

– Spokojnie. Wiem co robię.

 

– Skąd niby?

 

– Otóż mój drogi Albercie znalazłem czar – powiedziałem i uśmiechnąłem się, by wyglądać jeszcze bardziej pewnie.

 

– To zły pomysł. Chodźmy może do kogoś kto się na tym zna?

 

– Sam mówiłeś, że nikt ci pomóc nie chce. A ja wcześniej czy później będę musiał nauczyć się tego całego syfu. Dlaczego by nie zacząć teraz? To nic trudnego, w sam raz na trening.

 

– Czego będziemy potrzebować?

 

– Czekaj mam zapisane – wyciągnąłem kartkę, na której uprzednio wszystko skrzętnie zanotowałem – potrzebne jest nam wasze wspólne zdjęcie, dwa naczynia żaroodporne i świecę czarną albo fioletową. Najlepiej czarną. Zdjęcie ma być twoje i Gośki. Zrozumiałeś?

 

– Poważnie? Aż musiałeś to sobie zapisać?

 

– Ej, mam tutaj zanotowaną całą instrukcję.

 

– Ok, zdjęcie nie będzie problemem. Mamy kilka wspólnych zdjęć na facebooku. Zaraz pójdę je wydrukować.

 

– Świetnie. Idziemy do ciebie.

 

– Jak to do mnie? U mnie są rodzice, nie pozwolą.

 

– Ile ty masz lat?

 

– Dziewiętnaście.

 

– Nie studiujesz?

 

– Zrobiłem sobie rok przerwy.

 

 

 

Dałem mu swój adres. Miał przyjść do mnie, gdy tylko zdobędzie zdjęcie i naczynie. Gdy ruszył po niezbędne artykuły ja zostałem w barze, by wypić piwo które mi kupił. Czy to dobry pomysł wykonywać magiczne rytuały po alkoholu? Nie mam zielonego pojęcia, ale wiem że muszę wypić coś na odwagę. Jedno piwo to idealna równowaga między ilością jaka jest potrzebna by poczuć odwagę i pewność siebie a zarazem zachować trzeźwość myślenia. Dopiłem piwo i wróciłem do domu. Kilka minut po 15 zadzwonił dzwonek do drzwi.

 

– Co tak długo? – spytałem, gdy tylko wszedł do środka.

 

– Przyszła ciotka i musiałem chwilę z nią pobyć. Wiesz to jeden z tych niezręcznych momentów, w których siedzisz z rodziną i czekasz aż ktoś w końcu się odezwie.

 

– Masz wszystko?

 

– No jasne.

 

– Tam jest mój pokój.

 

– Koleś, dlaczego zasłoniłeś okna? – zapytał, gdy poszedł na wskazane miejsce.

 

– Będzie mi się łatwiej skupić.

 

– Nie uważasz, że to trochę bezcelowe skoro zapaliłeś światło?

 

– Zamknij się.

 

 

 

Rozłożyłem wszystkie niezbędne przedmioty na prześcieradle, które wcześniej przygotowałem. Spojrzałem jeszcze raz na instrukcję i upewniłem się, że wszystko jest na swoim miejscu.

 

 

 

– Koleś…jesteś pewny, że wiesz co robisz? Mimo, że to nie wygląda na nic groźnego jednak wstrzymałbym się gdybym niemiał stuprocentowej pewności.

 

– Spokojnie. Więcej wiary.

 

– A tak w ogóle bo umknęło mi to wcześniej…skąd masz ten czar? Gdzie go znalazłeś?

 

– W internecie.

 

– Świetnie! Ja się zmywam.

 

– Siedź. To jest pewniak.

 

– Skąd wiesz?

 

– Miał same pozytywne komentarze.

 

– Naprawdę pocieszające.

 

– Nie marudź. Gotowy?

 

– Cóż mamy do stracenia. Zaczynaj.

 

 

 

Wziąłem zdjęcie do ręki i zacząłem je powoli przerywać w miejscu pomiędzy Albertem i Gośką. Starałem się zrobić do bardzo dokładnie, by przypadkiem nie pozbawić żadnego z nich jakiejś części ciała.

 

– Wraz z rozcina…rozrywaniem tej kartki…tego zdjęcia, niechaj więź łącząca tą parę pęknie i zaniknie – zacząłem recytować formułkę z kartki.

 

 

 

Gdy zdjęcie było już podzielone położyłem każde z nich do oddzielnego naczynia. Wziąłem zapalniczkę i starałem się je podpalić. Niestety jedyne co mi się udało to lekko się oparzyć. Wyciągnąłem pierwszą połówkę zdjęcia i podpaliłem ją w powietrzu po czym ponownie odłożyłem ją do naczynia. To samo z robiłem z drugą połówką. Po chwili obie zajęły się ogniem tworząc w powietrzu niezbyt przyjemny zapach.

 

– Wraz z spalaniem łączących ich więzi niechaj wszystko co ich z sobą łączyło,

 

zostanie rozdzielone na zawsze. Tak niechaj się stanie ! – dokończyłem czytać resztę notatki.

 

– Już po wszystkim? – zapytał Albert.

 

– Zgodnie z instrukcją powinienem podziękować bóstwom i opuścić krąg…

 

– Jaki krąg?

 

– Nie mam zielonego pojęcia .

 

 

 

Patrzyliśmy przez moment na siebie w ciszy czekając, aż coś się wydarzy.

 

– To już?

 

– Nie wiem.

 

– Podziękuj bóstwom.

 

– Jakim?

 

– Jakimkolwiek.

 

-Dziękuję…bóstwa, które pomogłyście mi? Teraz? Podczas rytuału…zerwania więzi miłosnych…dzięki? – mówiłem spoglądając nie pewnie w górę i zastanawiając się czy za chwilę otrzymamy jakiś znak.

 

– Koleś, masz tutaj napisane że popiół trzeba rozsypać. – powiedział Albert patrząc na kartkę.

 

– No chyba, żartujesz. Nie będę brudził u siebie w pokoju. Wiesz jak ten cholerny dywan ciężko się odkurza?

 

– Ale to jest wymóg.

 

 

 

Wstałem z dotychczasowej klęczącej pozycji i podszedłem do okna. Odsunąłem zasłonę i je otworzyłem. Wróciłem się do naczyń, które podniosłem i wolno – by nic nie wysypać – zbliżyłem się ponownie do okna przez które wysypałem ich zawartość. Albert patrzył na mnie bez słowa.

 

Pociągnąłem zasłonę i znów pokój oświetlała jedynie żarówka.

 

– Daj mi świecę – powiedziałem przerywając ciszę, która zaczęła się robić niezręczna – filetowa? Mówiłem, że ma być czarna.

 

– Czarnych nie mieli.

 

– Trudno. Jeżeli się nie uda. To będzie twoja wina.

 

 

 

Zapaliłem świecę i ponownie zacząłem czytać z kartki. Albert przyglądał się temu z coraz większym zażenowaniem na twarzy. Przez moment myślałem, że zaraz wstanie i wyjdzie.

 

– Odegnaj jej serce od niego, lecz nie na tyle aby go znienawidziła, cofnij zauroczenie jakie żywiła wobec niego, ponieważ nie okazuje on jej miłości. Niepożądana miłość nie jest niczym miłym, lepiej by nie byli razem. Spraw aby ona znalazła inną miłość, która pozostanie przy jej boku na wieczność. To wszystko. Teraz miejmy nadzieję, że zaklęcie podziałało – powiedziałem gasząc świecę.

 

– To chyba był najgorzej odprawiony rytuał w historii – krótko skomentował to Albert.

 

– Napisz do Gośki sms, że chcesz się z nią spotkać.

 

– Myślisz, że to dobry pomysł? Może nie przypominać jej o sobie, dopóki sama się nie odezwie.

 

– Musimy sprawdzić czy zaklęcie podziałało.

 

 

 

Po kilku próbach Gośka niechętnie, ale w końcu zgodziła się spotkać. Dalej jest wściekła na Alberta. Jej niechęć może być dobrym znakiem dla naszej sprawy… szczególnie, gdy okaże się że jest spowodowana ona czystą nieskażoną przez magię złością. To by znaczyło, że zaklęcie zostało przerwane wcześniej. Na wszelki wypadek postanowiliśmy się spotkać z nią w miejscu publicznym, gdzie nie będzie naszej rozmowie towarzyszyć pozostawiony przez Alberta niechciany ejakulat. Udaliśmy się na spotkanie pełni nadziei na rychłe zakończenie sprawy.

 

Kawiarnia. Było to z pewnością najbardziej neutralne miejsce, w którym mogliśmy się spotkać z nią bez obaw, że wywinie nam jakiegoś niechcianego psikusa. Przyszliśmy przed czasem zająć najlepszą pozycję…jakby to miało nam w czymkolwiek pomóc.

 

– Ja chcę kawę mrożoną – powiedziałem do Alberta, gdy już usiedliśmy.

 

– No i?

 

 

 

Rozłożyłem dłonie i zrobiłem swoją najbardziej zawiedziona minę. Nie to żebym był jakimś pasożytem, ale skoro już mu pomagam i to całkowicie za darmo to mógłby chociaż zadbać o catering w czasie pracy.

 

– Tylko dlatego, że mi pomagasz – powiedział Albert, gdy zrozumiał że nie ma wyjścia.

 

 

 

Siedziałem przez moment sam, gdy zauważyłem Gośkę idącą w moim kierunku. Ubrana w czarną, dość obcisłą krótką spódniczkę. Jej czarne rozpuszczone włosy wydawały się jeszcze dłuższe niż przy ich pierwszym spotkaniu. Ona sama wydawała się być jeszcze bardziej seksowna. Teraz już nie miałem wątpliwości, że ten głupi grubas miał gust jeżeli chodzi o dziewczyny.

 

– Cholera, co to ma być? – wymsknęło mi się, gdy obok Gośki zobaczyłem idąca Beatę.

 

 

 

Mimo, że na jej twarzy z bliska widać było kilka obtarć wyglądała równie seksownie jak jej koleżanka. Czarna i Ruda…przypomniał mi się pewien dowcip hehe. Nie, nie czas na to. Co oznacza ich wspólne przyjście? Czyżby się pogodziły? Miejmy nadzieję…w innym przypadku możemy mieć spore kłopoty.

 

– Cześć. Alan, dobrze pamiętam? – zapytała Beata.

 

– Tak.

 

– Gdzie jest ten pokurcz? – zapytała bez ogródek Gośka.

 

– Tutaj jestem – odpowiedział Albert zza moich pleców – kawa zaraz będzie – powiedział do mnie, gdy usiadł.

 

– To teraz jesteście parą? – zachichotała Beata.

 

– A Wy? – odpowiedziałem.

 

– Może – odpowiedziała Gośka i chwyciła koleżankę powyżej kolana po czym wystawiła język.

 

– Dlaczego jesteście tutaj obydwie? – zapytał Albert.

 

– Teraz ci przeszkadzam? – odpowiedziała mu Beata.

 

– Nie, ale dziwi mnie to że po tym co między wami zaszło teraz jesteście tutaj obydwie jak najlepsze koleżanki.

 

– Bo jesteśmy koleżankami. Przez ciebie się poróżniłyśmy, ale to już minęło. Gosia napisała do mnie, byśmy się spotkały.

 

– A gdy się spotkałyśmy, jakieś kilkanaście minut temu powiedziałam Beacie, że może sobie ciebie wziąć. Mi już na tobie nie zależy.

 

 

 

W tym momencie porozumiewawczo spojrzeliśmy na siebie z Albertem, by pogratulować sobie dobrze wykonanej roboty. Gośka jednak mówiła dalej…

 

– Przestało mi zależeć w momencie, gdy zrobiłeś to pod moim dachem, w moim pokoju z moją najlepszą przyjaciółką. Przez te wszystkie miesiące od kiedy cię znam myślałam, że jesteś inny. Czekałam, aż w końcu wykonasz jakiś ruch, odważysz się…ale ty zawsze byłeś taki niezdecydowany. Teraz powiedziałem sobie, że to koniec. Nie zamierzam kłócić się z przyjaciółką o faceta, który nawet nie może się zdecydować.

 

– Czekaj, to znaczy że od samego początku ci się podobałem?

 

– Tak, ale teraz to już nie ważne.

 

– To dlaczego mi nie powiedziałaś?

 

– Chyba żartujesz? Od samego początku dawałam ci sygnały, dlaczego zapraszałam cię do siebie? Poza tym to facet ma się starać nie kobieta. Uważam, że na tym powinniśmy zakończyć naszą znajomość. Żegnam.

 

– Będziesz chciał to się do mnie odezwiesz – powiedziała Beata po czym wstała i poszła za Gośką.

 

– Ty rozumiesz co miało tutaj miejsce? – zapytał mnie Albert.

 

– Nie mam bladego pojęcia.

 

– Pieprzona strefa mroku.

 

– Państwa mrożona kawa, proszę – powiedział kelner ze sugerującym uśmiechem na twarzy.

 

– Jak w końcu się stało, że Beata spadła ze schodów?

 

– Nie mam zielonego pojęcia – Albert pokręcił głową i napił się kawy.

 

 

 

 

 

Nie zostało mi nic innego jak również wziąć łyk i zastanowić się „co dalej?”.

Koniec

Komentarze

Nie mam pojęcia o co chodzi w tym opowiadaniu, bo trafiłam na jego trzecią część. Mogę jedynie powiedzieć, że miłości nastolatków i magiczne rytuały, z pewnością nie są moją ulubioną tematyka. Dodatkową przykrość sprawiły mi liczne błędy wszelkiego rodzaju, skutecznie utrudniające czytanie.  

 

„Niestety wygląd rastafariana i tak budził zainteresowanie wśród starszych pasażerów”. –– Niestety wygląd rastafarianina i tak budził zainteresowanie wśród starszych pasażerów.

 

„Powinienem sobie odpuścić i zostawić go samego ze swoim problemem…” –– Nieładnie jest podrzucić komuś swój problem i odejść. Pewnie miało być: Powinienem sobie odpuścić i zostawić go samego z jego problemem

 

„Kiedyś bywałem tutaj dość często, gdy jeszcze spotykałem się z tą dziwną dziewczyną…jak ona miała na imię?” –– Brak spacji po wielokropku. Uwaga dotyczy także pozostałych dwudziestu przypadków, których tu nie wyszczególniłam.

 

Nie ważne”. –– Nieważne.

 

„Cóż może to i lepiej, że jest to typowy wystrój zwyczajnej nastola….a więc to jest nasza Gosia?” –– Wielokropek ma zawsze trzy kropki, nie cztery. Po wielokropku, jak już wspomniałam, robimy spację.

 

„Cholera, znowu robi swoją minę niewiniątka”. –– Cholera, znowu robi swoją minę niewiniątka.

 

„Stop! – przerwałem to co mogło zmienić się w kłótniejak to cię ignoruje?” –– Stop! – przerwałem to co mogło zmienić się w kłótnię.Jak to cię ignoruje?  

 

„Od wczoraj wysłałam mu chyba z tysiąc sms”. –– Od wczoraj wysłałam mu chyba z tysiąc SMS-ów.

 

„Obydwoje sią siebie warci”. –– Literówka.

 

„Ale po co miała by to robić?” –– Ale po co miałaby to robić?   „Albertowi pożegnanie zajęło nieco dłużej niż mi”. –– Co pożegnanie zajęło Albertowi? ;-) „Odmówiłem mu, gdyż dłuższe przebywanie w jego obecności mogłoby się źle skończyć”. –– Dlaczego dłuższe przebywanie źle wpływa na czyjąś obecność? ;-)  

 

Następnych kilka godzin spędziłem przed komputerem…” –– Kilka następnych godzin spędziłem przed komputerem

 

„…potrzebne jest nam wasze wspólne zdjęcie, dwa naczynia żaroodporne i świecę czarną albo fioletową. Najlepiej czarną”. –– …potrzebne jest nam wasze wspólne zdjęcie, dwa naczynia żaroodporne i świeca czarna albo fioletowa. Najlepiej czarna.

 

„Kilka minut po 15 zadzwonił dzwonek do drzwi”. –– Kilka minut po piętnastej  zadzwonił dzwonek do drzwi. Liczebniki zapisujemy słownie.

 

„…mówiłem spoglądając nie pewnie w górę…” –– …mówiłem spoglądając niepewnie w górę

 

„Wiesz jak ten cholerny dywan ciężko się odkurza?” –– Dywan odkurza się sam? ;-) Wiesz jak trudno jest odkurzyć ten cholerny dywan?  

 

róciłem się do naczyń…” –– Wróciłem do naczyń

 

„…i wolno – by nic nie wysypać – zbliżyłem się ponownie do okna przez które wysypałem ich zawartość”. –– Powtórzenie.

 

„Napisz do Gośki sms…” –– Napisz do Gośki SMS-a

 

„A Wy? – odpowiedziałem”. –– Czy Alan odpowiedział listownie? ;-)  

 

„Tak, ale teraz to już nie ważne”. –– Tak, ale teraz to już nieważne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka