- Opowiadanie: dziko - Czystka (szort)

Czystka (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czystka (szort)

 

Mirek zorientował się, że coś jest nie tak, gdy chciał kupić czteropak. Osiedlowy sklepik „U Beaty” witał, czy raczej od razu żegnał interesantów zamkniętymi na dwie kłódki drzwiami. Był wtorek, piąta po południu, moment największych obrotów, a tutaj żadnej karteczki „zaraz wracam” czy „sklep zamknięty z powodu choroby / śmierci / urlopu / inwentaryzacji…”, tylko po prostu nieczynne, normalnie jak w niedzielę po trzynastej.

 

Radiowóz pod blokiem o tej porze również był zjawiskiem nietypowym – trochę za wcześnie na przemoc domową czy zakłócanie ciszy nocnej. Dwóch funkcjonariuszy usiłowało uspokoić roztrzęsioną sąsiadkę, panią Sokołowską, która spłakana powtarzała w kółko „Maruś, Mareczek…”. Mirek kojarzył dziesięcioletniego syna Sokołowskiej, grubaska, który nigdy nie rozstawał się z paczką chipsów. Ciężko było wyobrazić sobie, co taki chłopak mógł nabroić, że aż potrzebna była policja.

 

Sprawa wyjaśniła się, gdy Mirek wszedł do mieszkania. Konkubina zasypała go furą plotek, z których najważniejsza mówiła o tajemniczym zniknięciu Mareczka w drodze do domu z oddalonej o trzysta metrów podstawówki. Jakby tego było mało, nikt nie mógł dotrzeć do szkolnego wuefisty, który widział dzieciaka jako ostatni z nauczycieli. Życzliwi już zdążyli ukuć zgrabną teorię o zakamuflowanym w szkole krwiożerczym pedofilu.

 

Mirek chciał obejrzeć wiadomości, ale był dopiero trzeci w kolejce do pilota, po obu dzieciakach – kolejna odsłona odwiecznego konfliktu między zwolennikami Polsat Sport, MiniMini i Disney Chanel. Oblężenie telewizora połączone z brakiem czteropaku stawiały mężczyznę w niekomfortowej sytuacji, gdyż nie miał za bardzo co robić. A jak facet nie ma za bardzo co robić, to babom różne idiotyzmy do głowy przychodzą, np. zagonią do naprawy cieknącego od miesiąca kranu.

 

Jak wytrawny domowy strateg, Mirek zastosował manewr wyprzedzający i oświadczył, że musi skoczyć po fajki. Jednak gdy był już w drzwiach, konkubina wcisnęła mu śmieci do wyrzucenia – cóż, niektórych bitew nie da się wygrać bez strat własnych. Wyszedł na dwór i poczłapał do śmietnika na tyłach bloku.

 

Wokół było zastanawiająco cicho. To znaczy, coś tam słyszał: wrony krakały, miałczał kot, huczał telewizor u głuchej sąsiadki z parteru, niemniej jednak… czegoś wyraźnie brakowało. Pyskówki u Nowakowskich, techno-dudnienia u studentów spod dwójki, krzyku bachorów na huśtawkach…

 

Sąsiad z ostatniego piętra, radny Kaliszak, wracał właśnie od śmietnika, gdy stało się coś niesamowitego. Szaroczerwona kostka Bauma zafalowała, po czym uniosła się w górę i uformowała w monstrualną dłoń. Wyglądało to trochę jak scenka z jakiegoś starego „Terminatora” gdzie taki płynny gostek zmieniał się w podłogę i z powrotem. Łapsko chwyciło Kaliszaka i, nie dając mu nawet szansy na jęknięcie, wciągnęło pod ziemię.

 

Żuchwa Mirka niemal zaliczyła glebę, a worek śmieci wypadł z rąk na chodnik.

 

– Lepiej to podnieś, brudasie – odezwała się uformowana w kostce brukowej paszcza.

 

Mężczyzna wykonał polecenie, przetarł pot z czoła i zadygotał zębami.

 

– Nie śmieć po chodnikach i segreguj odpady – mówiła dalej paszcza. – Bo skończysz jak twój sąsiad.

 

Mirek ciężko przełknął ślinę i zapytał:

 

– Kim… jesteś…?

 

Nie wiedział, skąd wziął w sobie tyle odwagi. Pewnie zainspirowały go filmy oglądane na AXN, tam zawsze bohaterowie wypytują napotkanego ufoludka czy wampira, zamiast po prostu spieprzać ile sił w nogach.

 

– Jestem duchem miasta – wyjaśniła paszcza. – Przez lata musiałem znosić inwazje wiejskich kmiotów, niechlujów i buraków, cierpiałem od psich kup, zasikanych murów, szkła i foliowych reklamówek na trawnikach. Teraz jednak nadszedł czas porządku. Używając zaawansowanej urbanomancji, naznaczyłem dokumenty zwane przez was „deklaracjami śmieciowymi” w taki sposób, że stały się rodzajem cyrografu. Ktokolwiek nie figuruje w deklaracji, mogę go od zaraz pochłonąć. Kto nie będzie segregował śmieci, dostanie jedno ostrzeżenie, zanim marnie skończy. Cwaniaki, które wpisały mniej domowników niż faktycznie miały pod dachem, dały mi prawo do pożarcia najbliższych. Nie minie miesiąc, a w mieście zostanie tylko trzecia część mieszkańców… Zdyscyplinowanych jak nigdy!

 

To rzekłszy, kamienna paszcza zniknęła.

 

Mirek na miękkich nogach doszedł do śmietnika, drżącymi rękoma otworzył worek, wyłuskał flaszki, papier i plastik i wrzucił do odpowiednich pojemników. Wracając do domu, zrozumiał, jak wielkie ma szczęście. Konkubina od miesiąca suszyła mu głowę, by zaniósł deklarację z wpisaną jedną osobą, jak robili wszyscy niemal sąsiedzi. Oczywiście nigdy nie miał czasu i od lipca spółdzielnia zaczęła mu liczyć opłatę za czworo. Wczoraj miał zajść to skorygować, ale też jakoś nie było po drodze. Rozparła go nagle wielka duma – niech no jeszcze raz mu przemądrzała baba powie, że nie dba o rodzinę!

Koniec

Komentarze

Podobało się, ale literówki mógłbyś usunąć. Naprawdę miała być ubranomancja? ;-) Miasta powinny mieć swoich wiedźminów, żeby je bronili… Mogą być duchy.

Babska logika rządzi!

He, he, no fakt. Ubranomancja to coś trochę innego – mam to często z rana w domu, gdy Żona mówi "nie wyjdziesz tak ubrany, TE buty nie pasują do TYCH spodni" :-)

"Mężczyzna wykonała polecenie, przetarł pod z czoła" – dwie literówki   Zabawny szorcik. Dobrze, że kompostownika na balkonie nie kazano mu zakładać. :)   Pozdrawiam.

Miłe i na czasie!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

zadygotał zębami. – ???  drożącymi rękoma otworzył worek -drżącymi Ja piórkuję, ale miałam szczęście – od ponad roku segreguję śmieci, a i ilość osób podałam prawidłową. Bardzo zabawny i na czasie szorcik.    

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fajny, zabawny pomysł i lekko się czyta :) Jednak sam opis potwora nie przypadł mi za bardzo do gustu.

Ubawne, ale ciut IMO nierówne. Pierwsza połowa mi się bardziej od zakończenia podoba. "Manewr wyprzedzający" pierwsza klasa. :) Więcej takich poprawiaczy nastroju!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Brawo za tekst, na czasie i trzyma poziom.

Nowa Fantastyka