- Opowiadanie: Pherin - Na chwałę Dagotha

Na chwałę Dagotha

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Na chwałę Dagotha

 

– O wielki Dagothcie! Wesprzyj wiarę swych wiernych sług i obdarz nas siłą, byśmy nadal mogli wypełniać twą wolę!

 

Ubrany w czarną szatę kapłan uniósł obie ręce, jakby dla potwierdzenia doniosłości swoich słów. Jedynie wieloletnie doświadczenie – lub nadmiar szczęścia – uchroniły jego rękawy przed zapaleniem od zgromadzonych na ołtarzu świec. Śpiewał donośnym, melodyjnym głosem, który docierał do każdego zakamarka świątyni. Zgromadzeni wierni szybko podłapali słowa pieśni, zmieniając ją w niezsynchronizowany i niezrozumiały bełkot. Szczególnie gorliwe były oczywiście pierwsze rzędy, stale pozostające pod czujnym spojrzeniem kapłana. Jerry z trudem powstrzymał ziewnięcie.

 

– Niech się to w końcu skończy – jęknął w duchu.

 

Tron z czarnego kamienia boleśnie odciskał się na jego tyłku, znacznie utrudniając gorliwe uczestnictwo. Demon kilka razy starał się znaleźć w miarę wygodniejszą pozycję, która nie zostałaby uznana za świętokradczą. Rezultaty jego starań okazały się jednak mocno niesatysfakcjonujące. Na całe szczęście toporne siedzisko umieszczono na podwyższeniu w bocznej nawie świątyni, zapewniając siedzącemu odrobinę prywatności.

 

Zdaniem Jerry’ego o wiele za mało. Życie władcy nie powinno być takie trudne. Był w końcu najwyższym panem całych Podziemi. Był Źródłem Wszelkiego Zła, ziemskim namiestnikiem boskiego Dagotha. Był też bardzo, tak bardzo znudzony.

 

– Nie zważaj na nasze niedoskonałości, lecz prowadź nas ku wyższej chwale!

 

Jeśli mowa o niedoskonałości, to Jerry miał ich dość pokaźną listę. Zwłaszcza, jeśli chodziło o zaangażowanie. Z nostalgią wspominał czasy, kiedy jego imię nie poprzedzał szereg szumnych tytułów. Życie było wtedy znacznie prostsze. Nie musiał stale uczestniczyć w comiesięcznej, ceremonialnej ofierze.

 

Rytuał ten zajmował centralne miejsce w doktrynie wiary Dagotha. Zapewne owa pozycja sprawiała, że trwał on wręcz sadystycznie długo. Dobrowolny charakter uroczystości w najmniejszym stopniu nie zmniejszał jej popularności. Posiadał też donośne znaczenie z politycznego punktu widzenia. Ostentacyjne okazanie czci bóstwu, było zwyczajem bardzo dobrze postrzeganym w sferze publicznej. Dla władcy chcącego zachować kontrolę nad swymi poddanymi, udział był wręcz koniecznością.

 

Jerry miał także inne powody do regularnego uczestnictwa w ofierze. Jeden z nich siedział zaraz obok, na bliźniaczym, czarnym tronie. Stella – jego małżonka – nieprzerwanie wpatrywała się w ołtarz, powtarzając słowa kapłana z wręcz fanatycznym zacięciem. Jej cera barwy kości słoniowej, mocno kontrastowała z kruczoczarnymi włosami. Upinała je wysoko w górę, zapewniając sobie tym samym kilkanaście dodatkowych centymetrów. Styl ten zapoczątkował nową modę w Podziemiu… oraz wymusił konieczność powiększenia wielu ważnych tuneli. Utrudnienia komunikacyjne, jakie musieli wtedy znosić, były iście demoniczne.

 

Ich małżeństwo miało oczywiście głównie polityczny charakter. Jako nuworysz Jerry potrzebował wpływów jej ojca do sprawnego sprawowania władzy. Nie znaczyło to jednak, że pozbawione było ono wszystkich pozytywów. Najwyższy władca Podziemia właśnie patrzył na dwa z nich, wyeksponowane przez obficie wydekoltowaną suknie. Tak… z tym zdecydowanie dało sie pracować.

 

– Powierzamy Ci nasze dusze! Kieruj nimi swoją surową, ojcowską ręką!

 

Pomimo ciekawych widoków Jerry poczuł, że powoli zaczyna odpływać. Powieki ciążyły mu coraz bardziej, opadając niczym kurtyna kończąca przedstawienie. Wszelkie próby utrzymania przytomności jedynie odwlekały nieuniknione. Wkrótce potem broda demona zajęła strategiczne miejsce na klatce piersiowej, a zmysły wyłączyły się na bodźce ze świata zewnętrznego. Źródło Wszelkiego Zła, Najwyższy Pan Podziemia i Namiestnik boskiego Dagotha, uciął sobie drobną drzemkę.

 

**********************************************************************************************

 

W swoim śnie Jerry był zdecydowanie młodszy. Cofnął się do zacnych czasów poprzedzających jego niespodziewane wyniesienie na tron. Był wtedy energicznym, ciekawym świata demonem, o rozbudowanym talencie do przyciągania kłopotów. Jerry bardzo dobrze pamiętał ten dzień. Pierwszy raz pozwolono mu towarzyszyć ojcu – urzędnikowi średniego szczebla – w jednej z jego podróży służbowych do Azzalii. Ogrom stolicy zrobił na młodzieńcu niesamowite wrażenie. Nigdy wcześniej nie widział pieczary, której obejście zajęłoby mu dłużej niż dziesięć minut. Miasto było niczym zupełnie inny świat, pełny ciekawych istot i niesamowitych widoków. Tam też ujrzał po raz pierwszy Wielką Świątynie Dagotha.

 

– Zaczekaj tutaj na mnie i postaraj się nie wpakować w żadne kłopoty – polecił ojciec, mocno akcentując ostatnią część zdania.

 

Równie dobrze mógł nakazać kotu, by bawił sie grzecznie z kanarkiem. Zaledwie kilka minut po jego odejściu, nogi Jerry’ego postanowiły okazać nieposłuszeństwo, ciągnąc za sobą całą resztę. Para buntowników pierwsze kroki skierował w stronę świątyni. Potężna, kamienna budowla, górowała nad resztą miasta, niczym posępny pasterz nad swoimi owcami. Masywne wrota wejściowe zostały szczelnie zamknięte, dobitnie pokazując ewentualnym gościom środkowy palec. Nie była to jednak żadna przeszkoda dla zdeterminowanego poszukiwacza przygód. Wystarczyło tylko znaleźć i skorzystać z bocznego wejścia, którym najpewniej posługiwali się akolici. Te drzwi okazały się otwarte. Było to takie proste… być może nawet za proste.

 

Jakby szczęścia było mało, Jerry nie napotkał w bocznych korytarzach świątyni nikogo, kto mógłby wywalić go z niej na zbity pysk. Nic nie zamierzało powstrzymać młodzieńca przed poznaniem czekającej na niego tajemnicy.

 

Główna sala była przestronnym pomieszczeniem zbudowanym na bazie rombu. Panował w niej nastrojowy półmrok, zapewniany przez światło rzadko występujących lamp. W jednym z boków komnaty architekt umieścił jeszcze słabiej oświetlone podwyższenie. Znajdujący się tam tron praktycznie tonął w mroku, ukazując jedynie zarys swojej sylwetki. Idealne miejsce do obserwacji całej sali, samemu pozostając niezauważonym. Siedzisko władcy nie było jednak centralnym punktem świątyni. Dokładnie naprzeciwko bramy wejściowej znajdowało się kolejne podwyższenie, tym razem goszczące ołtarz ofiarny. Przestrzeń między nimi została obficie wypełniona, przeznaczonymi dla wiernych ławami. Bardzo niewygodnymi, hebanowymi ławami.

 

Sam ołtarz nie zyskałby statusu dzieła sztuki nawet w najbardziej przekupionym rankingu. Masywna, nieforemna bryła czarnego kamienia splamiona była plamami zaschniętej krwi – pamiątce po niedawnych uroczystościach. Najwidoczniej służba sprzątająca podchodziła do swoich obowiązków z nadmierną swobodą. Bardziej imponujący był jednak widok kilka metrów powyżej ołtarza. Wielka – prawie trzy razy większa od Jerry’ego – rogata czaszka unosiła się tam w powietrzu, pokazując dobitną ignorancję dla praw grawitacji. Doktryna wiary głosiła, że była to czaszka samego Dagotha, a konkretnie jednego z jego licznych wcieleń. Czarne oczodoły sprawiały wrażenie niepokojąco głębokich, niczym drzwi wejściowe do samej otchłani.

 

Doświadczenie życiowe nauczyło Jerrego, że zwykle nie należy obawiać sie zmarłych stworzeń. Najczęściej mają zdecydowanie poważniejsze priorytety, niż przejmowanie się twoją obecnością. Dagoth najwyraźniej stanowił wyjątek. Puste oczodoły bez ostrzeżenia rozbłysły żółtym światłem, a czaszka powoli zwróciła sie w stronę młodzieńca. Intensywne spojrzenie bóstwa zmieniło nogi Jerry’ego w watę, udaremniając wszelkie próby strategicznej ucieczki. Wtedy właśnie pojawił sie ból.

 

*********************************************************************************************

 

Intensywny ból w boku brutalnie wyrwał Jerry’ego z krainy sennych majaków. Łokieć jego małżonki okazał się wyjątkowo twardy i kościsty. Zadziwiające jak wiele siły może kryć się w drobnym ciele wybuchowej fanatyczki.

 

– Chrapałeś – stwierdziła ostro Stella.

 

Jej wyraz twarzy mocno przypominał obrzydzonego siedmiolatka, któremu rodzice wciskali do gardła szpinak. Jerry znał go zdecydowanie za dobrze. Najwyższy Pan Podziemia właśnie zakupił jednokierunkowy bilet do stacji małżeńskiego celibatu. Na szczęście jego chwilowa niedyspozycja nie przyciągnęła zbyt wielkiej uwagi. Skutecznie zagłuszył ją przeszywający lament dziecka, niosący się po całej sali.

 

Akustyka tego miejsca była naprawdę niesamowita.

 

Sama sytuacja okazała się nie mniej ciekawa. Małoletni wierny postanowił głośno wyrazić swoje niezadowolenie, po udaremnionej próbie podpalenia kosztownego gobelinu.

 

– Cholera, a mogło zrobić się ciekawie – poirytowała się, rządna rozrywek dusza władcy.

 

Zapobiegliwi rodzice szybko opuścili świątynię, zabierając swą rozdartą pociechę. Przez całą drogę do wyjścia towarzyszyły im mordercze spojrzenia akolitów oraz co bardziej zagorzałych wiernych. Minie zapewne kilka lat, zanim berbeć ponownie pojawi się na oficjalnych uroczystościach.

 

Szczęściarz.

 

Korzystając z chwilowej przerwy Jerry postanowił poszukać w tłumie jakichś znajomych twarzy. Jego wzrok praktycznie od razu natrafił na Serketha, arcykapłana Dagotha i swojego teścia w jednej osobie. Stary pierdoła nigdy nie opuszczał rytuału ofiary. Ich wzajemne stosunki można było śmiało porównać do przyjaźni amerykańsko-kubańskiej w czasach Zimnej Wojny. Ostateczne pozbycie się teścia było wizją przyjemną, jednak obarczoną zbyt wielkimi konsekwencjami. Sam Serketh był konserwatystą w najbardziej upierdliwym tego słowa znaczeniu. Od kilkudziesięciu lat zdecydowana większość demonów – w tym sam Najwyższy Pan Podziemia –decydowało się na bardziej ludzkie sylwetki. Ułatwiało to wtapianie się w tłum podczas częstych wycieczek na powierzchnię. Arcykapłan postanowił zachować jednak bardziej tradycyjny styl, uwzględniający czerwoną skórę, rogi oraz kopyta w miejscu stóp. Pysznił się nawet, że jego wizerunek został wykorzystany w kilku popularnych grach oraz pełnometrażowym filmie z Tomem Cruisem. Najwidoczniej popkultura nie stała w opozycji do demonicznej tradycji.

 

Kolejną znaną twarzą był Malanith. Oczywiście, jeśli za twarz można uznać hełm z parą świecących spod przyłbicy oczu. Demon ten z wyglądu przypominał radziecki czołg, opancerzony od stóp, aż po czubek głowy. Został stworzony przez jednego z poprzednich Panów Podziemia, jako doskonała broń w ostatecznej wojnie z siłami światłości. Planowana konfrontacja niestety nigdy nie nadeszła. Stale rosnąca liczba rozbitych głów stworzyła zaś konieczność znalezienia dla wojownika jakiegoś twórczego zajęcia. Wybawieniem okazał się Internet. Obecnie Malanith okupował czołówki rankingów w każdej, wartej uwagi grze militarnej. Nawet teraz jego wkurwione ptaki niszczyły kolejne zabudowania na staranie zakamuflowanym smartphonie. Tajemnicą pozostawało, jakim cudem trafiał w niewielkie klawisze swymi grubymi, stalowymi paluchami.

 

– Najwyższy Panie przyjmij tą ofiarę z rąk swych wiernych sług!

 

Kapłan ponownie rozpoczął swój śpiewny monolog. Na szczęście uroczystość powoli zmierzała do punktu kulminacyjnego. Parę sekund później dwóch akolitów doprowadziło przed ołtarz młodą dziewczynę. Delikatnej budowy blondynka była zbyt przerażona, by chociaż myśleć o stawianiu oporu. Dała się prowadzić swoim oprawcom, niczym owieczka na rytualną rzeź. Dobrze, gdyż właśnie to ją czekało. Mądra dziewczyna.

 

– Napój się jej dziewiczą krwią i nasyć smakiem jej niewinnego ciała!

 

Jerry nie był szczególnym fanem tej części rytuału. W gruncie rzeczy traktował go na równi z koniecznością mycia okien. Zapowiedź nadchodzącego mordu podziałała jednak pozytywnie na tłum, który z niecierpliwością oczekiwał na dalszy rozwój wydarzeń. Przy odrobinie szczęścia kapłan uwinie sie szybko i wszyscy będą mogli wrócić do ciekawszych zajęć. Szczęście tego dnia było jednak towarem deficytowym.

 

–Jak to nie jesteś dziewicą?!

 

Coś co w zamierzeniu miało być cichym jęknięciem kapłana, wkrótce rozeszło sie po całej świątyni. To miejsce posiadało naprawdę znakomitą akustykę.

 

Po wymianie kilku pośpiesznych zdań z niedoszłą ofiarą, prowadzący ceremonię skierował sie w stronę tronu. Idąc poświęcał nadmierną uwagę podłodze, najwyraźniej bojąc się spojrzeć w twarz swojemu suzerenowi. Sytuację dodatkowo urozmaiciło nagłe pojawienie się Serketha.

 

– Zechcesz wyjaśnić, co właściwie dolega naszej ofierze?

 

Rogaty arcykapłan rzadko pozwalał dojść do głosu emocjom. Uważał to za słabość, niegodną kogoś na jego stanowisku. Jednak nacisk jaki kładł na każdą sylabę, mógłby bez trudu łamać młode drzewka. Nieszczęsny klecha skulił się pod jego spojrzeniem, praktycznie znikając w fałdach ceremonialnej szaty. Pomysłowy kamuflaż nie mógł osłonić go jednak przed gniewem przełożonego.

 

– Mój panie… – skomlenie wychodziło mu całkiem przekonująco – Okazało się, że na dzień przed uprowadzeniem, ofiara udała sie z chłopakiem na bal maturalny. Po jego zakończeniu wynajęli pokój hotelowy, w którym…

 

– Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, co tam zaszło. – głos Serketha smagał nieszczęśnika niczym bicz.

 

– Czy ja wiem. – wtrącił się Jerry – Osobiście chętnie poznałbym kilka pikantnych szczegółów.

 

Jego sugestia została jednak zignorowana. Demony aż za dobrze znały pojęcie sarkazmu.

 

– To nie nasza wina. Nie mogliśmy się tego spodziewać.

 

Młody kapłan starał się bardzo mocno, by przytoczyć ten argument z pełnym przekonaniem. Nie udało mu się.

 

– Zaszlachtujcie ją w końcu! – rzucił nagle ktoś z tłumu – Po co przejmować się szczegółami!

 

Wniosek szybko doczekał sie kilkunastu głosów poparcia. Wierni najwidoczniej nie mogli doczekać się już ulubionej części uroczystości. Gorliwość godna pozazdroszczenia.

 

– W żadnym razie! – stanowczo zaprotestowała Stella – Nie godzi się składać naszemu Panu ofiar z używanego materiału! Robiąc tak, narażamy sie na jego niezadowolenie i gniew!

 

Ostatni argument skutecznie ostudził gorliwość większej części sali.

 

– Decyzję powinien podjąć Najwyższy Władca Jerrelith – wtrącił nagle arcykapłan – Jest on w końcu namiestnikiem samego Dagotha.

 

Podstępny sukinsyn jednym zdaniem przerzucił całą odpowiedzialność na barki Jerry'ego. Źródło Wszelkiego Zła miał w tej chwili wielką ochotę nakarmić teścia jego własnymi rogami.

 

– Uważam, że królowa ma tu pełną rację – rzekł Jerry po dość teatralnej chwili namysłu – Nie możemy obrażać naszego Pana, świadomie oferując mu niedoskonałą ofiarę. Sugeruję zakończyć dzisiejsze uroczystości, bym mógł osobiście przeprosić Dagotha za tą haniebną pomyłkę.

 

Uznanie w oczach małżonki był potwierdzeniem, że tym razem obrał słuszny kierunek. Także Serketh delikatnie skinął głową, w niemej zgodzie dla decyzji monarchy. Najwyraźniej liczył na to, że obrażone bóstwo wytapetuje ściany wnętrznościami kłopotliwego zięcia. Był to dobry plan… jednak siły wyższe często okazują się nieobliczalne. Jerry przekonał się o tym z pierwszej ręki. Na ustach Najwyższego Pana Podziemia zagościł delikatny uśmieszek.

 

********************************************************************************************

 

Wspomnienia ponownie ukazały mu jego pierwszą wizytę w Wielkiej Świątyni. Czaszka nieubłaganie ciągnęła go w stronę ołtarza, wysyłając wolną wolę na zasłużone wakacje. W ciągu dość krótkiego spaceru, Jerry zdążył wymyśleć już kilkanaście bolesnych tortur, jakimi Dagoth ukaże jego wścibstwo. Najważniejsze to pogodzić sie z własnym losem. Młodzieniec mentalnie starał się przygotować na każdą, nawet najbardziej drastyczną ewentualność. Na tym polu poniósł druzgocącą klęskę.

 

Czekający na niego mężczyzna miał długie, sięgające łopatek, ciemne włosy. Jego luźna koszula i kolorowe krótkie spodenki bardziej pasowały do hawajskiej plaży niż podziemnej świątyni. Imponował rozbudowaną muskulaturą oraz deprymująco idealną opalenizną. Do całości brakowało tylko deski surfingowej. Jednak pomimo nietypowego wyglądu otaczająca nieznajomego aura momentalnie skłoniła demona do ugięcia kolan.

 

– Oj wstań – mężczyzna skrzywił sie lekko – Gdybym chciał oglądać klękaczy objawiłbym się w płomieniach pośrodku rynku.

 

Jerry nie poruszył się. Młodzieńczy umysł desperacko starał sie przetrawić wartki potok nowych informacji. Z odrętwienia wyrwało go dopiero mocno zniecierpliwione chrząknięcie. Na nogach był już ułamek sekundy później.

 

– Ty jesteś Dagoth, prawda? –zaczął niepewnie.

 

– W rzeczy samej. Ty jesteś zaś moim przyszłym Źródłem. Miło cię w końcu poznać.

 

Konsternacja Jerrego osiągnęła poziom zenitu.

 

– Musisz się mylić Panie. Jestem nikim. Na pewno istnieje cała rzesza lepszych kandydatów.

 

Uśmiech politowania na twarzy bóstwa jasno sugerował, kto ma dostęp do lepszego źródła informacji.

 

– Uwierzysz, że znowu poświęcili dla mnie dziewice? To takie irytujące. Na co komu dziewica i to w dodatku martwa. Zdecydowanie wołałbym coś żywego i doświadczonego… lub chociaż hamburgera. Zabiłbym za porządnego hamburgera.

 

Sam Dagoth żalił się mu na podstawowe doktryny swojej wiary. Jerry powoli zaczął się zastanawiać, czy właśnie tak wygląda szaleństwo.

 

– Skoro nie podobają ci sie Panie nasze ofiary, czemu po prostu nie powiesz o tym kapłanom?

 

Wyraz twarzy bóstwa sugerował, że trafił pytaniem w samo sedno.

 

– Ponieważ nie tego oczekujecie. Jesteście silnym, mocno agresywnym społeczeństwem. Nie wydaje mi się, by większość z was była zainteresowana wyznawaniem beztroskiego lekkoducha. Sprytny marketing i dobry image to podstawa sukcesu. Wiara stanowi natomiast cudowny mechanizm władzy i kontroli. Im szybciej pojmiesz tą prawdę, moje przyszłe Źródło, tym lepiej dla ciebie.

 

Jerry pojął ją bardzo szybko. Wszakże głupotą byłoby ignorowanie lekcji teologii, gdy bóstwo udziela ci jej twarzą w twarz.

 

*********************************************************************************************

 

Jerry poczekał cierpliwie, aż wszyscy wierni opuszczą świątynie. Ostatnia wyszła Stella, składając wcześniej na jego ustach smakowity pocałunek.

 

–Mam nadzieję, że przeżyjesz do wieczora najdroższy – powiedziała z figlarnym uśmiechem.

 

Tak, małżeństwo z tą kobietą zdecydowanie miało swoje plusy. Groźba przymusowego celibatu została czasowo zawieszona.

 

W końcu jedynymi żywymi istotami w świątyni pozostał on i niedoszła ofiara. Dziewczyna płakała cicho przy ołtarzu, najwyraźniej nadal nieprzekonana do roli ceremonialnej ofiary. Ludzkie istoty tak niechętnie akceptowały nową rzeczywistość. Jerry skierował się w jej stronę. Kroczył powoli i majestatycznie, jak przystało na prawdziwego władcę. Jednocześnie z każdym krokiem miał nadzieję, że potknięcie o fałdy ceremonialnej szaty nie zepsuje całego efektu. Najwyższy Pan Podziemia zdecydowanie wolał jeansy.

 

– Spójrz na mnie! – rozkazał.

 

Przerażone, niebieskie oczęta małego króliczka po chwili napotkały jego spojrzenie. Jerry wykorzystał tą chwilę, wciskając do ręki dziewczyny opakowanie z Big Kingiem.

 

– Jeśli nikt nie zgłosi się po to w ciągu dziesięciu minut, możesz sama go zjeść. Potem, jeśli nadal będziesz zainteresowana, pomyślimy nad twoim powrotem do domu. Potaknij jeśli mnie zrozumiałaś.

 

Delikatny ruch głową wystarczył mu za potwierdzenie. Zadowolony Jerry skierował swoje kroki do wyjścia, zostawiając dziewczynę samą sobie. Jeśli będzie miała szczęście, jej życie może znacząco się poprawić. On zaś musiał wymyślić przekonującą bajkę dla tłumu bogobojnych poddanych. W końcu tylko niezwykły władca zdolny jest przebłagać rozgniewane bóstwo.

 

Przed opuszczaniem sali Jerry skierował ostatnie spojrzenie na lewitującą nad ołtarzem, złowrogą czaszkę.

 

– Smacznego mój Panie.

 

Zwykle puste oczodoły rozjarzyły się w wyrazie aprobaty.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Jest to jeden z pierwszych moich tekstów, który wysunąl głowę z szuflady na publiczny ostrzał :) Uczę sie, dlatego proszę o wszelkie komentarze, rady i konstruktywną krytykę, jak poprawic swój warsztat. Pozdrawiam i życze miłej lektury.

Śmignęło mi kilka literówek, jakiś brakujący przecinek oraz błędnie zapisane dialogi. Poza tym tekst mnie nie porwał. Opowiadanie nie jest ani zabawne – choć narracja zmierza ku temu – ani interesujące. To, oczywiście, tylko moja opinia, może nie jestem właściwym targetem dla takiej literatury. Ale jak na początek jest dobrze i wkrótce pewnie będzie jeszcze lepiej.   Pozdrawiam  

Mastiff

"Dobrowolny charakter uroczystości… Posiadał też donośne znaczenie…"  --  charakter nie może niczego posiadać. Trzeba uważać na to słówko "posiadać", bo zwykle jest mocno nadużywane. Tu powinno być po prostu – "Miał znaczenie", bo i "donośne" jakoś nie bardzo pasuje.   I ja chyba nie jestem targetem na taki typ prozy, albo pora za późna, w każdym razie mocno mnie znudziło to opowiadanie.

Nowa Fantastyka