- Opowiadanie: karolc - Fragment powieści I

Fragment powieści I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Fragment powieści I

 

Zamieszczam poniższą treść jako jeszcze "nieoszlifowaną bryłę" większego dzieła.

 

 

 

Mimo przerażającej wieczornej sceny mieszkańcy baraku zasnęli szybko. Wycieńczenie nie pozwalało im na rozległe rozmowy. Organizm potrzebował snu, bo doskonale czuł, co czeka go następnego dnia.

 

Śniadanie wszyscy zjedli śpiesznie, najszybciej jak tylko potrafili, choć tak jak zawsze, do ostatniego okruszka na stole, do ostatniej kropli wcale niesmacznej papki. Stołówka, choć nigdy nie sprzątana, zawsze była dzięki temu czysta. Nie ostawał się w niej najmniejszy brud, bo wszystko było wyjedzone, choćby i robaki się pojawiły.

 

Ujrzeli wnet po wyjściu z budynku w świetle porannego brzasku to, co ponad siedem godzin wcześniej mieli szansę oglądać po ciemku, z lekką wówczas poświatą księżycową.

 

W dole leżał z twarzą w ziemi ich niedawny współpracownik w kamieniołomach. Zanim zdążyli cokolwiek skomentować podszedł do nich strażnik i szarpnął torturowanym więźniem za kark, aby wszyscy ujrzeli jego zmasakrowaną twarz oraz pokrwawiony uniform, rozcięty w kilku miejscach, podarty przy rękawach.

 

– To jest zdrajca podwójny! – zaczął Hoyot, charakterystyczna postać z uwagi na niski wzrost. – Nie dość, że zdradził system, który go karmił, to jeszcze zdradził was, pracowników Kołymca Dalekiego, którzy póki co sumiennie wykonują swoją pracę w drodze ku wolności i szczęściu ogólnemu.

 

Więźniowie popatrzyli po sobie z niesmakiem, czego Hoyot nie zauważył.

 

– Powiedziane jednak było, że wina jednego jest winą wszystkich, a zatem rozpocznij krótki osąd, aby nie skracać waszego cennego czasu pracy – Hoyot puścił półprzytomnego i wziął z ziemi kilka narzędzi.

 

W jednej chwili wyrzucił do góry w stronę grupy kilka pałek oraz prowizorycznych obuchów z drewna i kamienia.

 

Widząc, że za chwilę w ich głowy trafią narzędzia, skazani złapali je z łatwością w ręce.

 

– A teraz – zaczął Hoyot – proszę panów z narzędziami o ustawienie się dookoła tegoż dołka – założył ręce za siebie i odsunął się pod ścianę najbliższego baraku. Czarny mundur pochłaniał promienie słońca, a guziki oślepiająco odbijały je w stronę patrzących.

 

Pośród uczestników tego nieszczęsnego losowania znalazł się Fulard yin Aylen, który nie omieszkał zakląć obrzydliwie pod nosem.

 

– Raz, raz, ustawiać się.

 

Jak Hoyot rzekł, tak się ustawili, choć świadomość tego co mają robić podsuwała im najmroczniejsze z pomysłów. A gdyby tak walnąć pałką oficera i wrzucić go do tego dołu? Gdyby tak zakneblować go i wywlec w kamieniołom, wrzucić do jamy, napluć i wrócić po komendanta i resztę sadystów. Nie, to niemożliwe. Mimo wszystko oni mają broń i drona, zapewne nie jednego. Przysłano by później tylko więcej posiłków, a nas potraktowano podobnie jak tego w dołku.

 

– Czy to nie ten gość z wagoniku? – szepnął ukradkiem van Burnik do Jeriona i Vilgorfa. – Jak on się nazywał?

 

– Limus, chyba tak. Gadał dużo wtedy.

 

– Miał zadatki na niecierpliwego.

 

– Lekcja pokazała, że na Kołymcu, mimo iż ma się dużo czasu, potrzebna jest jeszcze cierpliwość. Ha! Życie jest śmiesznie van Burnik, naprawdę śmieszne.

 

– Jakim cudem nikt z trzydziestu osób nie zauważył, że brakuje jednego z nas?

 

– Ja nie pamiętam momentu kiedy zasypiałem, a co dopiero…

 

– Nie gadać, bo zmienicie tego w dole! – wrzasnął Hoyot.

 

Do gromady dołączył Wurghal, w tak samo czarnym mundurze, z dodatkowym znaczkiem w kształcie głowy żmii na ramieniu oraz z epoletami, w przeciwieństwie do pagonów widocznych u Hoyota.

 

– Przedstawienie się nie rozpoczęło jeszcze? – zapytał znudzony?

 

Dron wisiał cały czas w powietrzu, przelatując co jakiś czas nad głowami zebranych wokół nieszczęśnika, do połowy zakopanego w dole.

 

Tylko przez kilka sekund zagnieździła się cisza, przerywana szumem gałęzi i listków, poruszanych porannych wiatrem, zmierzającym na północ. Było na tyle wcześnie, choć jasno, że wyraźnie majaczył nad jednym z baraków księżyc, który jakby zapomniał, że przecież noc już się skończyła, że powinien ustąpić miejsca słońcu, które pragnie cały dzień objąć tylko swoim blaskiem.

 

– Oto – zaczął Wurghal stanąwszy razem z więźniami przy dołku – prezentacja pewnej sztuki, która ostatni raz miała miejsce bodaj w piętnastym, może szesnastym wieku. Dokładnie nie pamiętam, bo już dość dawno się nie obcowało z książkami. W każdym razie spróbujemy drodzy, tfu, więźniowie odtworzyć pojedynek sądowy, który niegdyś, w średniowieczu, był dosyć popularną formą kar i rozwiązywania konfliktów. Ów precedens opisał, a właściwie naszkicował, Krans Valhoffer, piętnastowieczny kopengliański mistrz sztuk walki bronią i nie tylko bronią, twórca między innymi księgi fechtunków. On to przekazał światu późniejszych historyków, że za jego czasów w ramach ów procesów sądowych kopano w ziemi dół, w którym stawał, dajmy na to, mężczyzna z bronią w ręku, obuchem – dajmy na to. Poza dołem zaś stawała naprzeciw niego kobieta z bronią, dajmy na to, kamieniem owiniętym w szmatę, bądź innym materiał. Oboje mieli za zadanie wyeliminować się nawzajem, jednak mężczyzna nie mógł opuścić dziury, kobieta zaś nie mogła zbytnio od niej odchodzić.

 

Trzymający w rękach narzędzia zlękli się, zrozumiawszy w czym rzecz. Zlękli się nie mniej również ci z widowni, którzy mając szczęście nie złapali żadnej z broni wyrzuconej niby to niezdarnie przez Hoyota.

 

– Obczajcie ten fakt, że nie mamy tu kobiet, a i was jest kilku – Wurghal popatrzył krzywo na Hoyota, któremu kazał najwyraźniej rzucić tylko jedną broń – więc może wylosujemy spośród was wybrańca specjalnego.

 

Audiencja nie uspokoiła się zanadto po tych słowach. Teraz w każdym z nich, trwających nad ich kolegą w dole, spaść może odpowiedzialność.

 

– Aby nie tracić więcej czasu wybierzemy osobę, dajmy na to, najstarszą. Kto z was jest najstarszy? No? – Wurghal nadal stał pośród nich, spoglądając tylko na Limusa, któremu podsunął kamień owinięty w szmatę.

 

– Ja – odparł poważnie Fulard yin Aylen.

 

– Aaa! Pan arystokrata! Ubrudzimy sobie rączki co?

 

– Nie raz były ubrudzone.

 

– Hoho! Jeden z niewielu cyber arystokratów, który wie jak posługiwać się czymś innym, niż holokeybord i karty impulsowe z kredytami – Fulard, chylę czoła – Wurghal ukłonił się komicznie.

 

Fulard nie odpowiadał. Cenił sobie pokorę i zaletę niewypowiadania słów w odpowiednim momentach.

 

– No Fulard yin coś tam… – jest pewnym, że Wurghal nie znał na pamięć nazwisk, a podpowiadał mu je centralny system obozu przez implant – czas rozpocząć walkę.

 

Wurghal wyciągnął z kieszeni cylindryczny przedmiot. Przyłożył go do szyi Limusa. W ułamku sekundy z przyrządu wyskoczyła igiełka, wtłaczając nieznaną substancję do krwioobiegu.

 

Limus szarpnął się, źrenice poszerzyły mu się jakby spoglądał wprost na tarczę słońca. Wyszczerzył krzywe zęby i złapał za swoją broń z wściekłością. Nie patrząc w ogóle machnął z werwą stronę Wurghala, który, znając działanie specyfiku, odskoczył na bezpieczną odległość.

 

– Fulard, do roboty. To jest kara dla tego, który was zdradził. Jak go nie utłuczesz przez wymykanie się, to cały twój regiment nie będzie żarł przez pięć dni. Damy wam tylko więcej wody, żebyście mogli zakurzać w kamieniołomie. A jeśli ten skierdaszony wądrołaj cię pobije przez twoją bierność, to jego wyślemy do laba, a do dołka trafisz ty. No i reszta będzie głodować tak czy siak. Rozumiesz co do ciebie mówię śledziu zakiszony? Wiesz, że w średniowieczu słowo śledź było bardzo brzydkie?

 

– Wiem.

 

– O! Uczona psina. Nu, to zaczynajmy. Proszę resztę o powrócenie do swojego oddziału – zaśmiał się patrząc na wszystkich oblanych zgrozą sytuacji.

 

Fulard podszedł do rozwścieczonego Limusa. Piana ciekła temu drugiemu, jakby dostał napadu epilepsji lub wścieklizny jakiej. Limus zamachnął się z warkotliwym krzykiem, ale chybił. Zamachnął się jeszcze raz, ale Fulard podskoczył sprawnie i jednym susem, bokiem do Limusa, przedostał się za niego. Uderzył go potężnie w plecy. Rozwścieczonemu piana trysła z gęby na zrytą nogami ziemię. Oczy zamgliły mu się na moment, a oddech począł urywać.

 

– Niech mu Fulard dorzuci w łeb jeszcze, proszę się nie krępować! – usłyszał od Wurghala, stojącego jakby nigdy nic między zszokowanymi więźniami.

 

– Dron wszystko nagrywa, także proszę nie martwić się o archiwizację tego widowiska – odparł nieco ciszej Hoyot.

 

W jakiej jednak mierze Fulard mógłby się przejmować czymś takim jak archiwizacja tego dramatu?

 

Podniósł szybko nogę unikając uderzenia, które zapewne rozłupałoby mu kolano jak orzecha. Zręcznie obrócił się wokół własnej osi i kopnął w piasek, oślepiając wściekłego Limusa. Uderzył go w rękę, chociaż mógł rozłupać mu głowę jednym ciosem.

 

Limus złapał się za przedramię na moment, a później spojrzał przekrwionymi oczyma na Fularda, który z lekką zadyszką podniósł brwi w lekkiej obawie. Nie chciał bowiem posuwać się do ostateczności, zależało mu tylko na unieszkodliwieniu Limusa na tyle, aby ten nie mógł walczyć. Gryzł się z okropnym moralnym dylematem, nie chciał zabijać, ponad wszystko nie, ale jeśli tego nie zrobi ucierpi on równie boleśnie co Limus, a co gorsza, ucierpią wszyscy jego pobratymcy. Kto wie, czy co niektórzy wytrzymają głodówkę, skoro od miesiąca ponad chodzą cały czas niebotycznie głodni. Kto z nich odważy się zabić Fularda, aby nie pociągać kolejnej lawiny głodu i bardziej wymyślnych kar?

 

Przechylała się w nim szala, w której on był na środku. Mógł pchnąć równoważące siły w wybranym kierunku, ale co było złem mniejszym? Zastanowił się przez te kilka sekund, kiedy Limus dochodził do siebie i zbierał ładunek wściekłości.

 

Jakie zło wybrać, aby było mniejsze? Co zrobić, kiedy człowiek nie ma de facto wyboru w tak trudnym wyborze? Acta est fabula, pomyślał w jedynej znanej sobie łacińskiej sentencji.

 

Rzucił się w stronę Limusa, który w agonii bił zupełnie na ślepo. Przeskoczył nad nim i z półobrotu rozpłatał mu głowę jednym celnym uderzeniem. Posoka trysnęła jak z fontanny na piasek i pomiędzy grudy ziemi. Limus złamał się w pasie i runął głowę w ziemię, do połowy pozostając wciąż w dole. Uderzenie było na tyle powalające, że ofiara nie dostała drgawek. Fulard nie chciał, aby cierpiał. Limus umarł szybko.

 

Dwie pary rąk biły brawo.

 

– Aleś go urobił Fulard! No, no, powiem ci chłopie, żeś wartki! Przypieprzyłeś mu galaktycznie niemal. Pomyśl sobie, dajmy na to, że Limus był i tak podładowany małym bonusem, a sprostałeś zadaniu! Ale nie lękaj się więźniu numer 889277, nie dopiszemy ci tego jako morderstwo do wyroku. W zasadzie dostaniesz nagrodę i możesz umyć się w tym miesiącu raz więcej.

 

Fulard sapał i milczał, w ręce nadal trzymał drewniano kamienny obuch, ociekający powolnie krwią.

 

– A teraz wujek was zaprowadzi do miejsca pracy, koniec przedstawienia panowie – odparł cichy do tej pory Hoyot wskazując głową na drona, który już zaczął szybować w kierunku pochyłości kryjącej za sobą ich codziennie miejsce odpracowywania kary.

 

 

Karol Czok

Koniec

Komentarze

Organizm czuł, co go czeka następnego dnia?

Agroeling: Długo się nad tym zastanawiałem, ale ostatecznie wewnętrznie poczułem, że nie jest to do końca niepoprawne.

(…)  za jego czasów w ramach ów procesów sądowych (…).   ---> to też nie jest do końca niepoprawne?

AdamKB: bez cynizmu i dzikiej ironii nie da się skrytykować? Oczywiście, że dużo jest źle, jest masa błędów i cieszę się, że mogę je poprawić. Napisałem przecież, że to nieoszlifowany fragment.

Nie Ty pierwszy i, co gorsza, nie Ty ostatni wstawiłeś na stronę "nieoszlifowany" czy to fragment, czy cały tekst. Powieliłeś w ten sposób najgorszy z możliwych do popełnienia błąd."Wiem, że jest źle, ale poczytajcie". To prawie tak, jakbyś dawał w prezencie, dajmy na to, komputer, i powiadamiał obdarowanego, że procesora w sprzęcie nie ma… Gdybyś napisał, że obawiasz się / podejrzewasz, że popełniasz wiele błędów, ale nie masz kogo zapytać, jakie to błędy, sprawa od razu wygląda inaczej. Błędy albo śmieszą, albo irytują dokładnie tak samo, jak w poprzednim przypadku, ale Ty nie wiesz, nie masz pewności, co jest źle i dlaczego, i patrzy się na to inaczej.  

  …Przeczytałem kilka pierwszych zdań. Mam nadzieję, że autor jest młodym człowiekiem. Pozdrawiam.

Fragmentów niedokończonych powieści nie czytam.

Ja też przeczytałem do pierwszego dialogu – jakoś mnie nie wciągnęło. Organizm potrzebował snu, bo doskonale czuł, co czeka go następnego dnia? – zapytam, tak jak zapytał Agroeling. Pozdrawiam.

Mee!

Ja przeczytałam całość, ale nie przypadła mi do gustu. I mówię tu o przedstawionym zarysie fabuły, a nie technikaliach. Po prostu nie zaintrygowało mnie, nie wydało się prawdziwie wiarygodne. Fulard sam postanowił walczyc, a tu nagle dylemat moralny mu się w głowie toczy, co ma zrobić??   Co do spraw technicznych: błędów jest zaiste sporo. Co to są "rozległe" rozmowy? I "wcale niesmaczna" papka?Jak się myśli "w" sentencji? Zdarza Ci się często różne dziwne zwroty stosować. "Przechylała się w nim szala, w ktorej on był na środku" – hę?   Poranny brzask to pleonazm. Są potknięcia interpunkcyjne i w odmianie wyrazów (choćby w przykładzie przytoczonym przez Adama). Miejscami brakuje fragmentów słów, są też literówki.   Obawiam się, że przed zabraniem się za pisanie całych powieści, musisz jeszcze trochę czasu poświęcić na obycie się z językiem i nauczenie paru rzeczy.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Powtórzę po raz tysięczny: żeby się brać za powieści, trzeba najpierw umieć poprawnie napisać krótkie opowiadanie. Nie dałem rady przebrnąć przez tekst. Poczekam na jakąś "oszlifowaną bryłę".   Pozdrawiam.

Fragmentów, tym bardziej niedopracowanych, podobnie jak domek, nie czytam. Szanuj czytelnika, jeśli on ma szanować Ciebie. Daj mu do przeczytania tekst ukończony, przejrzany, poprawiony.   Przejrzałem na wyrywki niektóre fragmenty i muszę przyznać, że bardzo dziwacznie konstruujesz zdania. Może jednak zacznij od krótkich opowiadań, zamiast porywać się na powieść.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka