- Opowiadanie: Braesthvar - Tarcza czy reszka?

Tarcza czy reszka?

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tarcza czy reszka?

Deran szedł ciemną uliczką. Pierwsza i jedyna tutaj latarnia stała dopiero sto metrów dalej, a księżyc świecił słabo tej nocy. Jak zwykle po spotkaniu był niespokojny i niemalże cały czas oglądał się za siebie, obawiając się prześladowcy. Dostrzegł niedaleko wylot jakiejś mniejszej alejki i od razu przygotował się do skoku na wypadek ataku. Kiedy jednak upewnił się, że nic mu nie grozi, odetchnął z ulgą i rozluźnił się.

Przebył już połowę drogi do latarni, kiedy nagle z cieni po prawej coś małego wyleciało w górę. Najpierw odskoczył zaskoczony, ale zaraz odruchowo wystawił dłonie żeby to złapać. Mimo tego, nie udało mu się i, jak się okazało, moneta spadła na brukowany chodnik, przetoczyła się na krawędzi i w końcu upadła z brzękiem, który w panującej tu ciszy Deranowi wydał się nadzwyczaj głośny. Wreszcie mężczyzna oprzytomniał i spojrzał na prawo w celu sprawdzenia, skąd wziął się pieniądz. Stał zaledwie trzy metry od ściany budynku, ale dostrzeżenie czarnej postaci opierającej się o nią i tak zajęło mu dłuższą chwilę. Tajemniczy osobnik uniósł nieco rondo kapelusza jedną ręką trzymaną dotąd na piersi, odsłaniając swe błyszczące zielone oczy. Najpierw skierował je na monetę, a potem spojrzał pytająco na Derana. Ten również rzucił wzrok na pieniądz, a potem znów na stojącą w cieniu postać. Skinęła głową w stronę serrata. Deran schylił się po przedmiot, lecz usłyszał tupnięcie. W półukłonie spojrzał na tajemniczego mężczyznę, ten zapytał gardłowym głosem:

-Tarcza, czy reszka?

Deran zmrużył oczy w niezrozumieniu, ale zaraz ponownie skierował wzrok na pieniądz i odpowiedział:

-Tarcza.

Tamten odbił się od ściany jedną nogą, wykonał zgrabny zwrot i wszedł w wąską szczelinę między domami. Deran, całkowicie zdezorientowany, wciąż stał w półukłonie i dopiero, kiedy zaczęły go pobolewać plecy, podniósł monetę, obejrzał ją i stwierdziwszy, że nie ma w niej nic nadzwyczajnego, wzruszył ramionami i schował ją do kieszeni. W głębi ducha jednak zastanawiał się, kim był ów dziwny mężczyzna. Musiał przyznać, że napawał go trochę grozą, ale z drugiej strony nie mógł znieść myśli, że może go już nigdy nie spotkać. Postanowił, mimo wszystko, wrócić tu następnej nocy i go odnaleźć.

Chociaż kolejne spotkanie miało odbyć się dopiero za tydzień, Deran przyszedł w to miejsce nazajutrz w okolicach godziny dwudziestej trzeciej. Siedział ukryty w cieniach naprawdę wąskiej uliczki, w której, ze względu na swoje zaokrąglone ciało, ledwo się mieścił. Miał stąd jednak doskonały widok na miejsce, gdzie wczoraj spotkał tajemniczego mężczyznę. W tej części miasta nigdy nie było dużo ludzi, zwłaszcza o tej porze, teraz został już tylko on. Chował się jeszcze przez piętnaście minut i kiedy tamten się nie zjawił, wyszedł z ukrycia. Ku swojemu zaskoczeniu, był zawiedziony, podążył w stronę swojego domu. Wtem, jakby znikąd, wypadła moneta, tym razem udało mu się ją złapać. Natychmiast spojrzał w prawo, gdzie poprzedniej nocy zastał nieznajomego, ale go tam nie znalazł. Rozejrzał się dokoła, jednak na całej ulicy był tylko on sam.

-Tarcza, czy reszka? – usłyszał gardłowy głos dochodzący z góry.

Deran zadarł głowę i dostrzegł tę samą ciemną postać na dachu budynku. Przyglądał się mu dłuższą chwilę, tamten ani drgnął. W końcu zrozumiał, spojrzał na monetę na swojej dłoni. Znów to samo.

-Tarcza.

Nieznajomy bez słowa zeskoczył w tę samą szczelinę, co wczoraj, jego peleryna jak wodospad spłynęła po krawędzi dachu, aż wreszcie cały pogrążył się w ciemnościach.

Deran teraz był już dużo bardziej zaniepokojony, nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Zastanawiał się, co by się stało, jeżeli wypadłaby reszka. W sumie nie wiedział nawet, po co tu dzisiaj przyszedł. Nikt go nie zmuszał, przyszedł tu z czystej ciekawości, lub może głupoty.

Jutro będę się trzymał z dala od tego miejsca

Schował ręce do kieszeni kurtki i poszedł w stronę mieszkania.

Następnego wieczoru, jak co piątek, zaszedł do karczmy „Pod Tyłkiem Trolla”. Szczerze mówiąc, nie przepadał za tym miejscem.

Za głośno tu. Powiadał.

Wolał swoje małe mieszkanko na obrzeżach miasta, gdzie błogą ciszę zakłócały tylko nieliczne koty. To jednak mu nie przeszkadzało, bo, nie wiedzieć czemu, lubił koty. Przychodził tu tak naprawdę z przyzwyczajenia, które nabył w latach młodzieńczych.

Zamówił kufel miodowego piwa i usiadł z nim przy stoliku w rogu pomieszczenia, aby móc opróżnić go bez przeszkód. Kiedy już zaspokoił swoje zapotrzebowanie alkoholu na dziś, ruszył w drogę powrotną do mieszkania. Zaraz po wyjściu z gospody skręcił w ulicę w lewo, gdy ktoś na niego wpadł. W ogóle się nie zatrzymując, bez słowa przeprosin, postać całkowicie go zignorowała i podążyła swoimi ścieżkami, tak szybko, że Deran nie zdążył nawet zobaczyć, kim był ten ktoś. Od razu sprawdził czy portfel jest na miejscu w tylnej kieszeni spodni.

Uff, żaden złodziej. Pewnie po prostu się gdzieś spieszył.

Wzruszył ramionami i tradycyjnie schował ręce do kieszeni kurtki. W prawej z nich coś było. Nie przypominał sobie, żeby coś do niej wkładał. Wyjął ową rzecz i okazało się, że to moneta owinięta w kawałek papieru. Zamarł.

Tarcza, czy reszka? – widniało na nim pytanie.

Czyżby osoba, która go niedawno potrąciła była tym tajemniczym mężczyzną? Teraz już wiedział, że nie uwolni się od niego tak łatwo. Spojrzał na monetę, obrócił ją kilka razy między palcami i w końcu rzucił. Spadła na wyciągniętą dłoń – znów tarcza. Teraz bał się bardziej niż po którymkolwiek spotkaniu. Ruszył czym prędzej do domu, rozglądając się na wszystkie strony. Na szczęście dotarł do domu bez dalszych niespodzianek.

Następnej nocy postanowił jednak pójść na ulicę Szyszkową i powiedzieć nieznajomemu, żeby zostawił go w spokoju. Szedł teraz wyprostowany i stąpał z udawaną pewnością siebie, gdyż w rzeczywistości pocił się tak, że miał wrażenie, jakby się topił. Nagle, ze szczeliny między domami wyszła ciemna postać w kapeluszu.

-Co było wczoraj? – zapytała od razu.

Deran wahał się przez chwilę, zastanawiając się, czy skłamać, bo był naprawdę ciekaw, co oznaczała reszka, wreszcie jednak doszedł do wniosku, że woli nie wiedzieć.

-Jeszcze raz tarcza.

Deran chciał już zakończyć tę głupią grę, ale zanim zdążył powiedzieć cokolwiek innego, nieznajomy rzucił już kolejną monetę. Deran złapał ją i spojrzał na dłoń. Wreszcie reszka. Co się teraz stanie? Skierował wzrok na kapelusznika i napotkał jego zielone oczy, wysyłające mu nieme pytanie.

-Reszka – wyznał z niepewnością w głosie.

Tamten błyskawicznie znalazł się przy nim. Deran poczuł w boku przeraźliwy ból, upadł na kolana, potem na plecy. Umierał na tej ciemnej ulicy, nad nim stał całkowicie nieznajomy mu mężczyzna, jego zabójca. Spoglądał na niego tymi swoimi błyszczącymi zielonymi oczami. A więc o to chodziło. Jedynie tarcza na awersie monety trzymała go przez te najbliższe dni przy życiu. Aż chciało mu się śmiać z tego, oraz z własnej głupoty, że wdał się w coś podobnego, zamiast zakończyć to, zanim nawet się rozpoczęło. Czuł jak wypływa z niego krew, jak ulatuje z niego życie. Wiedział, że nie był dobrym człowiekiem i na to zasługiwał. Uśmiechnął się.

Koniec

Komentarze

 cały czas szedł tyłem obawiając – trochę to śmieszne, bo zawsze gdzieś miał ten tył – może rozglądając się bez przerwy

wystawił dłonie żeby to złapać – przecinek przed żeby

 nieco rond kapelusza  – rondo

 Najpierw skierował je na monetę, a potem spojrzał pytająco na Derana. Ten również rzucił wzrok na pieniądz, a potem znów na stojącą w cieniu postać. Skinęła głową w stronę monety. Deran schylił się po monetę, lecz usłyszał tupnięcie

 W głębi ducha jednak zastanawiał się kim był ów dziwny mężczyzna – przecinek przed kim

nazajutrz w okolicach godziny – raczej około

Tarcza, czy reszka? – usłyszał – usłyszał dużą

ciemną postać na dachu budynku. Przyglądał się mu dłuższą chwilę, a tamten – zmieniasz rodzaj podmiotu

 nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. – przecinek przed co

 W sumie nie wiedział nawet po co tu dzisiaj przyszedł. – przecinek przed po co

Kiedy już zaspokoił swoje zapotrzebowanie alkoholu na dziś – zapotrzebowania na

trzymała go przez te najbliższe dni przy życiu. = przez te ostatnie Jeszcze było trochę przecinków. Dość zaskakujące – że tak powiem koniec jest taki z rękawa, ale o dziwo – pasuje do opowieści: przypadkowe spotaknie, przypadkowa śmierć. Całkiem nieźle wyszło. Usunęłabym ostatnie "Umarł", bo to jakoś mnie rozśmieszyło. Czytelnik już wie, że bohater umiera. Jedna uwaga, żeby jakoś uzasadnić tę śmierć głwóny bohater  ógłby być mordercą na zlecenie. Samo "nie był dobrym człowiekiem" to dla mnie trochę za mało.      

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo dziękuję za wytknięcie tych błędów i cierpliwość. Wiem, nad przecinkami muszę popracować :) Tak naprawdę to mój pierwszy, przynajmniej po części pozytywny komentarz :) Dzięki :)

Przecinki to zmora większości z nas. A opowiadanie czytało się całkiem przyjemnie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ciekawe i dobrze napisane. Ale czegoś mi tu brakowało. Chyba tej dynamiczności tekstu.  Co nie znaczy że straciło urok. ;) 

Braesthvar – szkoda tylko, że z uwagami się zgodziłeś, ale do tektu ich nie wprowadziłeś.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Niby nic zaskakującego, a dostrzegam pewien swoisty klimacik zagadki. Opowiastka byłaby strawniejsza, gdyby nie dość sztywne fragmenty, bardzo oficjalne zdania. Miejscami miałam wrażenie, że czytam jakiś protokół, sprawozdanie, nie opowiadanie.  

 

Ten również rzucił wzrok na pieniądz… – Wolałabym: Ten również zerknął na pieniądz

 

Zamówił kufel miodowego piwa i usiadł z nim przy stoliku w rogu pomieszczenia, aby móc wypić go bez przeszkód. – …aby móc opróżnić go bez przeszkód. Kufel miał być opróżniony, nie wypity.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż – niestety nie zaskoczyłeś mnie finałem, chociaż pomysł nie jest zły. Gdybyś może rozwinął drugi wątek, bardziej wyeksponowany, ale powiązany w jakiś zmyślny sposób z typem od monety, to wyszłoby lepiej. Językowo – jak zauważyli regulatorzy – tekst kuleje.

I po co to było?

Dosyć przewidywalne – tarcza zamiast orła od razu wzbudziła moje podejrzenia.

Czy, poza nazwą karczmy, jest tu gdzieś fantastyka?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka