- Opowiadanie: VojtasB - Skalne Miasteczko

Skalne Miasteczko

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Skalne Miasteczko

Wróżbita ocknął się po wielogodzinnej medytacji. Drżał na całym ciele, zlany zimnym potem. Jak zwykle po przebudzeniu, pierwsze, co zrobił, to chwycił dłuto i na tabliczce z ociosanego kamienia zaczął spisywać wizje i obrazy, które zapamiętał, zanim ulecą mu z głowy. Robił to w pełnym skupieniu. Nic innego nie widział ani nie słyszał. Cały świat nie istniał dla niego, dopóki nie zanotował wszystkiego, co zapamiętał. Wiedział, że sny są ulotne i nie chciał stracić żadnego szczegółu. Dopiero, gdy cała tabliczka pokryła się runami, otarł pot z czoła i rozejrzał się po wnętrzu swojej chaty.

 

 

***

 

 

 

Górnik otarł pot z czoła i ponownie z dumą spojrzał na swój kilof. Jego wyszczerbiona głownia nosiła ślady intensywnej eksploatacji. Cieszyło go to. Im bardziej wyszczerbiony był kilof tym wyraźniej świadczył o pracowitości jego właściciela. Jak przystało na prawdziwego górnika, Hardkorowy nie zastanawiał się długo nad świadectwem, jakie daje zużyty kilof. Pracował dalej. Uniósł swoje narzędzie i z zapałem spuścił odłupując solidny kawał skały, po czym ponownie uniósł kilof nad głowę i zamarł w tej pozycji na ułamek sekundy. Było stosunkowo wcześnie więc miał jeszcze sporo energii do pracy.

 

Na chwilę tylko rzucił okiem wokół siebie. Wszyscy górnicy ubrani w nieco postrzępione i sfatygowane stroje robocze miarowo uderzali kilofami w skały. Ich odsłonięte umięśnione ramiona uginały się i prostowały w walce z twardym żywiołem. Hardkorowy Górnik wsłuchał się w staccato uderzających kilofów. Ktoś nadawał rytm śpiewając starą szantę. Hardkorowy wyczuł odpowiedni moment i przyłączył się do tej melodii, w której kamień był bębnem, a kilof pałeczką. Uśmiechnął się do siebie na myśl toporności tego porównania. Jego zadaniem nie było pisanie wierszy tylko łupanie skał. Łupanie skał i dawanie przykładu innym górnikom – wszak był ich liderem.

 

 

 

***

 

 

 

Po obejrzeniu stanu swojej chaty, Wróżbita stwierdził, że medytacja ponownie wprowadziła go w trans. Na właściwym miejscu było tylko legowisko złożone z rozrzuconych byczych skór przykrywających ziemię obrzuconą sosnowymi igłami. Cała reszta chaty była zupełnie zdemolowana. Dookoła leżały rozrzucone kamienne tabliczki i potłuczone naczynia. W czasie transu Wróżbita nie panował nad sobą. Nie miał nawet świadomości tego, co robi. Dlatego zawsze zamykał się przed światem, żeby przypadkiem nie zrobić komuś krzywdy. W czasie transu przechodził w niższe stany świadomości. Stawał się bliższy naturze. Bliższy zwierzęciu niż człowiekowi. Czasem nawet opuszczał miasteczko i udawał się do lasu, by tam – będąc w transie – zjednoczyć z dziką przyrodą.

 

Podniósł glinianą tabliczkę, pokrytą runicznymi znakami. Nie używał papieru i atramentu mimo, że wszyscy zachwalali tę nową technologię. Obawiał się, iż w transie może stłuc kałamarz i podrzeć papier, a wówczas cała medytacja pójdzie na marne, gdy nie będzie mógł zapisać swoich wizji. Ociosany kamień i dłuto były trudniejsze w obsłudze, ale trwalsze i pewniejsze.

 

Wróżbita odczytał to co napisał. Gdy pisał nie zastanawiał się nad treścią – nie było na to czasu. W miarę, jak czytał treść kamiennej tabliczki serce dudniło mu w piersi coraz mocniej, a ręce zaczynały drżeć. Nie była to dobra wróżba…

 

 

 

***

 

 

 

Słońce na niebie zmierzało nieuchronnie ku zachodniej linii horyzontu. Hardkorowy Górnik nie mógł tego widzieć w kopalni. Przeczuwał to jednak widząc, jak oddech jego jest coraz cięższy, a uderzenia kilofa już nie tak mocne i nie tak rytmiczne jak z samego rana. Mając świadomość swojej ponadprzeciętnej siły, Hardkorowy Górnik musiał przyznać, że nadal jest tylko człowiekiem i – jak każdy człowiek – musi odpocząć, by powrócić do pracy z nową dawką energii.

 

Gdy tak rozmyślał nad własną słabością, próbując ostatkiem sił wydobyć jak najwięcej kamieni(bo trzeba wiedzieć, że przekroczenie dziennej normy wydobycia było dla Hardkorowego Górnika punktem honoru), do uszu Górnika dobiegł przeraźliwy ryk. Górnik nie rozmyślał nad źródłem hałasu. Dla niego przyczyna mogła być jedna.

 

– Ewakuacja! – wrzasnął na całe gardło, a adrenalina dodała mu sił – Wynosić się z kopalni!

 

Nie musiał powtarzać komendy. Górnicy znali sposoby działania Jaszczurów, wiedzieli, że ucieczka jest jedynym słusznym działaniem.

 

Kopalnia miała dwa wyjścia umieszczone w znacznej odległości od siebie. Jedno z nich na pewno było zablokowane przez jaszczury. Jedyna nadzieja w tym, że przynajmniej jedno z tych wyjść jest drożne.

 

Hardkorowy Górnik nie rzucił się do ucieczki, jak reszta górników. Wiedział, że kopalnia nie może zostać opanowana przez Jaszczury. Na wydobyciu kamienia opierała się cała gospodarka Skalnego Miasteczka. Bez kamieniołomu nie byłoby nic.

 

Stanął w miejscu, w którym był mniej więcej w równej odległości od obu wyjść. Obserwował przez chwilę, jak ostatni z górników rzucają się do wyjścia. Widząc, które wyjście wybierają górnicy zakładał, że z drugiego wyjdą Jaszczury. Oparł się plecami o ścianę. Przed sobą miał półkę skalną, na którą prowadziły tylko szyny przeznaczone do ruchu wózków kopalnianych. Z półki zwisała jednak lina. Hardkorowy Górnik uznał, że w razie potrzeby spróbuje się wspiąć. Z powodu tego wąskiego zjazdu półka stanowiła dobre miejsce do działań defensywnych.

 

Trzonek swojego kilofa chwycił kolanami i przy użyciu znalezionego na ziemi kamienia wybił trzonek z głowni swojego kilofa. Następnie owinął głownię w byczą skórę, owiązał sznurem i przewiesił sobie przez plecy. Sam trzonek stanowił skuteczną broń przeciw Jaszczurom, a Górnik nie chciał narażać głowni swojego narzędzia pracy na kontakt z jaszczurczą łuską, ani tym bardziej z krwią, od której mogła zardzewieć.

 

Hardkorowy Górnik ze sztylem od kilofa w ręku stanął przed wejściem w korytarz, przez który za chwilę miały wejść Jaszczury.

 

 

 

***

 

 

 

Stukot sandałów odbijających się od kamiennej posadzki niósł się echem po długich korytarzach ratusza. Wróżbita biegł co sił, nie pomagając sobie nawet laską. Potrącał przy tym urzędników miejskich, którzy z dezaprobatą patrzyli na tego osobnika, który w środowisku miejskim był uosobieniem wszystkich dziwactw. Nikt jednak nie wyprosił go z ratusza. Nikt nawet słowem nie skomentował jego zachowania.

 

 

 

Doradca zarządcy miasteczka właśnie pochylał się nad biurkiem w swoim biurze poszukując jakichś dokumentów. Podniósł głowę, gdy usłyszał gwałtowne otwarcie drzwi. Spojrzał na Wróżbitę, który właśnie wszedł do jego biura zdyszany i spocony.

 

– Miałem wizję! – powiedział Wróżbita jeszcze w drzwiach – Coś strasznego zdarzy się w kopalni! Może już się zdarzyło!

 

Doradca wyprostował się i przyjrzał się roztrzęsionemu Wróżbicie.

 

– Uspokój się – powiedział – widziałeś nasz Kamieniołom w snach?

 

– Tak – Wróżbita nieco się uspokoił, ale jego oddech nadal był płytki i przerywany – Jaszczury napadną na Kamieniołom! Górnicy są w niebezpieczeństwie!

 

– Chodź ze mną – powiedział spokojnie Doradca, po czym udał się do swojego gabinetu, do którego wchodziło się bezpośrednio z biura. W gabinecie znajdował się okrągły stolik, funkcję blatu pełniła kamienna, ociosana płyta. Przy stoliku na drewnianych krzesłach siedziało trzech górników.

 

– Górnikom nic nie grozi – powiedział doradca – Tych trzech mężczyzn przyszło do mnie jako reprezentacja, żeby opowiedzieć o ataku Jaszczurów oraz o tym, że udało im się uciec.

 

Wróżbita spojrzał na górników, potem na Doradcę. Coś mu nie pasowało…

 

– Teraz naszym problemem jest wypędzenie Jaszczurów z Kamieniołomu.

 

– Jak chcecie to zrobić?

 

– Najprościej będzie przegonić je za pomocą kopalnianego dynamitu.

 

Przez chwilę szare komórki Wróżbity pracowały na najwyższych obrotach. Plan wydawał się niezły, ale coś się w nim nie zgadzało…

 

– A gdzie jest Hardkorowy Górnik?

 

Górnicy siedzący przy stoliku spojrzeli po sobie.

 

– Hardkorowy był w kopalni, kiedy Jaszczury zaatakowały? – zapytał Doradca

 

– Tak, był – odpowiedzieli zgodnie górnicy

 

– Uciekł z kopalni razem z wami?

 

– Tak, chyba tak – powiedział jeden z górników, lekko siwiejący, potężny mężczyzna z lekkim brzuszkiem

 

– To on krzyknął „ewakuacja” – dodał drugi, młody wysoki, krótko ostrzyżony blondyn

 

– Widzieliście się z nim po wyjściu z kopalni? – zapytał Wróżbita

 

– Nie patrzyliśmy na siebie. Uciekaliśmy najszybciej, jak się dało – odpowiedział siwy górnik

 

– Dlaczego nie przyszedł z wami? – ciągnął Wróżbita

 

– Przecież mówią, że z nim nie rozmawiali po ewakuacji – powiedział Doradca – mamy przecież kilka mniejszych kopalni, którymi Hardkorowy także zarządza. Miał przerywać pracę, gdy ci trzej panowie przyszli do mnie? – Doradca przerwał, żeby pozwolić Wróżbicie przemyśleć niedorzeczność przypuszczeń, jakoby Hardkorowy Górnik miał zostać w Kamieniołomie w czasie ataku Jaszczurów, po czym(na wszelki wypadek)dodał – Tylko idiota zostałby w Kamieniołomie zaatakowanym przez Jaszczury.

 

 

 

***

 

 

 

Hardkorowy Górnik poczuł się jak idiota, na myśl o swojej brawurze. Został sam w Kamieniołomie zaatakowanym przez Jaszczury. Stał w końcu wykutego w skale korytarza, przez który zaraz miały wejść krwiożercze gady. Jakie miał szanse w starciu z Jaszczurami? Uzbrojony w trzonek od kilofa? Umiał się posługiwać kijem. Jeden-dwa Jaszczury nie były dla Hardkorowego wyzwaniem. Na to właśnie liczył. Najgorszą wersją było to, że jest ich na tyle, że obstawią oba wejścia zagradzając Górnikowi drogę ucieczki.

 

Stojąc w pozycji bojowej, w ubraniu poszarpanym odsłaniającym szeroką klatkę piersiową, wyglądał jak archetyp bohatera. Prawdziwego mężczyzny walczącego w obronie swoich współplemieńców. Stał i czekał, aż usłyszał Jaszczurze ryki i stukanie odbijających się gadzich łap.

 

Dwa Jaszczury biegły korytarzem w stronę Górnika. Górnik zaparł się mocniej nogami. Gdy Jaszczury go dogoniły zamachnął się i celując od dołu z impetem uderzył pierwszego z nich w łeb. Głowa uderzonego gada odskoczyła do tyłu. Jaszczur cofnął się dwa kroki, po czym padł bez życia. Górnik już tego nie widział, bo od razu po zadaniu ciosu, chwycił kij oburącz i zawzięcie okładał nim drugiego Jaszczura, nie dając mu nawet szans na zaatakowanie do momentu, aż bestia skuliła się i uciekła.

 

Górnik dyszał ciężko patrząc przez chwilę przed siebie. Czuł potężne bicie serca. I dopiero po chwili dotarło do niego, jak bardzo jest zmęczony. Usiadł na ziemi wciąż trzymając w rękach trzonek od kilofa. Słyszał, jak szumiała mu krew w skroniach, a szum był tak głośny, że zagłuszył wszystkie dźwięki natury, które wbrew pozorom, także pod ziemią były słyszalne. Tylko jeden dźwięk zdołał się przebić do jego uszu. Dźwięk kilkudziesięciu gadzich łap pędzących przez korytarz.

 

Bez namysłu sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej małą szklaną buteleczką wypełnioną niebieskim płynem. Zgodnie z zaleceniami wstrząsnął przed odetkaniem, po czym wyjął korek i wypił jednym haustem. Eliksir energii działał szybko. Już po chwili poczuł, jak w jego żyłach krąży płyn przywracający siłę.

 

Nie wstał jednak. Wiedział, że nawet po wypiciu hektolitrów eliksiru nie będzie miał szans ze stadem Jaszczurów. Jednocześnie nadal nie chciał uciekać pozostawiając kamieniołom pusty. Tym bardziej, że jeśli Jaszczurów było całe stado to mogły już zagrodzić drugie wejście. Musiał szybko coś wymyślić.

 

 

 

***

 

 

 

Pospolite ruszenie jakim była gromada górników uzbrojona w maczugi i sztyle od kilofa maszerowała bez ustalonej formacji, bez narzuconego porządku. Dwóch górników na przedzie pchało taczki wypełnione dynamitem. Dynamit nosił jeszcze świeże oznaczenia pracowni Pitagorasa. Doradca towarzyszył temu przedsięwzięciu idąc w bezpiecznej odległości, ale na tyle blisko górniczej kompanii, by móc widnieć w jutrzejszym wydaniu Skalnego Kuriera, jako odpowiedzialny zarządca, który kierował akcją odbicia kopalni.

 

Gdyby jednak czytelnik Skalnego Kuriera znalazł się teraz na miejscu zdarzenia zobaczyłby na pierwszy rzut oka, że akcją tak naprawdę nikt nie kierował. Każdy Górnik w tej hordzie szedł przed siebie własnym rytmem i prawdopodobnie mało który wiedział, jak ma się zachować, gdy dotrze do celu.

 

Obok Doradcy szedł Wróżbita prosząc bez skutku o zaniechanie szturmu.

 

– Nawet jeśli Hardkorowego Górnika na pewno nie ma w kamieniołomie – mówił zdeterminowany Wróżbita – to dlaczego nie możemy spróbować go znaleźć zanim wysadzicie kamieniołom?

 

– Nie ma na to czasu – odparł stanowczo Doradca – Musimy pozbyć się Jaszczurów, zanim przyjdzie ich więcej i całkowicie przejmą kontrolę nad kopalnią.

 

– Ale przecież ci górnicy nie są zupełnie rozproszeni! Co oni zrobią Jaszczurom? Zorganizujmy porządną grupę uderzeniową!

 

– Przestań, Wróżbito… – w głosie Doradcy zniecierpliwienie mieszało się ze znużeniem – Nie możesz przywiązywać tak dużej wagi do tego, co ci się przyśni.

 

 

 

***

 

 

 

Hardkorowy Górnik nie wstał, gdy stado Jaszczurów wbiegło kopalnianym korytarzem. Przykucnięty podbiegł im naprzeciw i z rozpędu uderzył kijem mierząc w dolne łapy biegnących w jego stronę gadów. Zagruchotały łamane długie kości. Trzy bestie o wzroście dwóch metrów każda poleciały na pysk niczym skoszone kłosy zboża. Po tej akcji Górnik od razu się wycofał. Kilka kolejnych Jaszczurów potknęło się o leżących z połamanymi łapami kolegów.

 

Hardkorowy zgodnie z planem chwycił się liny, by wspiąć się na półkę skalną, żeby stamtąd móc odpierać ich ataki. Chciał to zrobić jak najszybciej wykorzystując chwilowy zamęt w Jaszczurzych szeregach, zanim zostanie otoczony. Wiedział, że nawet w dobrej pozycji obronnej nie wytrzyma długo. Był sam przeciwko stadu i w końcu musiało zabraknąć mu sił. Wierzył jednak, że znajdzie rozwiązanie. Podciągnął się i zaparł nogami o ścianę. Wtedy poczuł jak bolesny może być brak przezorności. Lina pod ciężarem Górnika zerwała się. Górnik upadł na ziemię trzymając wciąż linę w jednej ręce, a sztyl od kilofa w drugiej. Gdy leżał zobaczył, że na końcu trzymanej przez niego liny umocowany był drewniany blok, którego w Kamieniołomie używano, jako hamulca dla wózków. Hardkorowy Górnik spojrzał, jak po szynach kończących się obok niego drewnianą barierką, jedzie wózek nabierając rozpędu. Obejrzał się i zobaczył za sobą Jaszczury, które odzyskawszy opanowanie szły w jego stronę jeszcze bardziej rozwścieczone. Hardkorowy poderwał się i silnym kopnięciem przewrócił barierkę, na której zatrzymywały się wózki. Zrobił to w ostatniej chwili, bo niemal natychmiast wózek z pełną prędkością zjechał z szyn i trafił w skupisko Jaszczurów. Kilka z nich z pewnością doznało bolesnych kontuzji, a te jeszcze sprawne i zachowujące wolę walki próbowały się wygrzebać spod tych nieprzytomnych.

 

Górnik patrząc na zmagania Jaszczurów, zobaczył że z przewróconego na Jaszczurach wózka wypadł worek rubinów. Pochłonięte sobą gady ich nie zauważyły. Wiedząc, jak Jaszczury lubią świecidełka podbiegł i porwał worek, zanim gady się zorientowały. Rzucił się do wyjścia z kopalni. Pędził co sił wiedząc, że Jaszczury kierowane instynktem, wściekłością i uwielbieniem dla Rubinów wybiegną za nim na powierzchnię.

 

 

 

***

 

 

 

Gdy pospolite ruszenie znalazło się w pobliżu kopalni, zatrzymało się. Górnicy obserwowali obiekt szybko zmierzający w ich stronę. Doradca także przyglądał się zjawisku.

 

– Wygląda na to – powiedział Wróżbita – że w naszą stronę biegnie wielkie jajo…

 

Po czym przyjrzał się uważniej i dodał z przerażeniem:

 

– A za nim stado Jaszczurów!

 

 

 

Hardkorowy Górnik widząc znajome twarze zamachnął się workiem z rubinami i rzucił go przed siebie. Worek poszybował obracając się kilka razy wokół własnej osi i upadł dokładnie pod nogami Doradcy.

 

– Masz szczęście – powiedział Wróżbita podchodząc i podnosząc jeden z rubinów, który wypadł – Gdyby cię trafił, mogłoby być bardzo nieprzyjemnie.

 

 

 

Hardkorowy, gdy tylko zbliżył się na odległość głosu, zaczął wydawać górnikom rozkazy:

 

– Formować szyk! Wyrównać! Broń w gotowości! – wrzeszczał tak głośno, że aż chrypiał – Naprzód! Szturmem ich!

 

Tak, jak przed chwilą górnicy pozbawieni dowódcy szli przed siebie bez przekonania i w zupełnym nieładzie, tak teraz można było z podziwem patrzeć na ich karność i zgranie. Błyskawicznie uformowali szyk bojowy i ruszyli na Jaszczury. Nikt nie odstawał. Nikt nie działał na własną rękę. Szli równo, jak jeden. Bezwzględnie wypełniając komendy swojego dowódcy.

 

Starcie było zaciekłe. Jaszczury wściekłe i pobudzone tym, że dały się tak długo zwodzić jednemu człowiekowi atakowały wszystkimi sposobami. Kierowane ślepą furią Jaszczury kontrastowały ze zwartymi i opanowanymi górnikami. Gdyby Jaszczury atakowały równo, być może udałoby się im przełamać szyk górników. Ale każdy gadzi atak napotykał nie tylko opór atakowanego, ale i kontratak jego sąsiadów. Przy zsynchronizowanym ataku całej linii Jaszczurów, górnicy nie mogliby sobie pozwolić na taki luksus. Wówczas każdy z górników musiałby się bronić i atakować w pojedynkę. O wyniku starcia zdecydowałoby zmęczenie i przewaga liczebna. Ale Jaszczury nacierały chaotycznie i bez namysłu. Dawało to przewagę ich przeciwnikom.

 

Pod dowództwem Hardkorowego, górnicy sprawnie i bez większych strat własnych wypędzili wszystkie Jaszczury.

 

Kopalnia była bezpieczna. Mieszkańcy miasteczka również.

 

 

 

Doradca pełen entuzjazmu podbiegł do Hardkorowego Górnika. Ujął jego wielką dłoń w swoje dwie i zaczął energicznie potrząsać.

 

– To zaszczyt, że mogę uścisnąć prawicę takiego bohatera! – mówił Doradca – Jesteś prawdziwym bohaterem ostatniej akcji! Miasto jest z ciebie dumne! Gdy tylko wrócimy zostaniesz nagrodzony orderem i listem pochwalnym od kancelarii Doradcy. Już zabieram się za jego pisanie!

 

Hardkorowy, który w przeciwieństwie do doradcy miał jedną rękę wolną położył mu dłoń na ramieniu i powiedział.:

 

– Drogi Doradco – mówiąc miał na twarzy spokojny uśmiech – Najlepszą nagrodą będzie uwolnienie mnie od słuchania tych pierdół.

Koniec

Komentarze

Trochę specyficzne opowiadanie, ale wrzuciłem, bo jestem ciekaw reakcji.

Pozdrawiam

             Jego wyszczerbiona głownia nosiła ślady intensywnej eksploatacji. Cieszyło go to. Im bardziej wyszczerbiony był kilof tym wyraźniej świadczył o pracowitości jego właściciela.  Raczej o nieumiejętności posługiwania się kilofem.   Uniósł swoje narzędzie i z zapałem spuścił odłupując solidny kawał skały W ten sposób pracują tylko idioci i skazańcy. Urabianie skały dzieli się na dwie części: odspajanie większych fragmentów i rozbijanie ich na mniejsze kawałki. Kilof służy nie do odspajania, ale do rozdrabniania. Też mi górnik. K   próbując ostatkiem sił wydobyć jak najwięcej kamieni Kamienie to może sobie dziecko zbierać. W górnictwie są skały. I nie wydobywa się kamieni, tylko konkretną skałę: porfir, marmur, węgiel kamienny, gips, dioryt, czy inny granit.   (bo trzeba wiedzieć, że przekroczenie dziennej normy wydobycia było dla Hardkorowego Górnika punktem honoru) Za PRLu tacy musieli dostawać osobistych ochroniarzy.   Bez kamieniołomu nie byłoby nic. Kamieniołom to z definicji kopalnia odkrywkowa.   Widząc, które wyjście wybierają górnicy zakładał, że z drugiego wyjdą Jaszczury. Acha. A nie wystarczyło chwilę poczekać, aż durne Jaszczury znów zaczną ryczeć i wybrać to wyjście, z którego ryków nie było słychać?   Trzonek swojego kilofa chwycił kolanami i przy użyciu znalezionego na ziemi kamienia wybił trzonek z głowni swojego kilofa Kilof składa się z ostrza (ewentualnie dwóch) i obucha. Poza tym: kiepski kilof, jeśli tak łatwo go rozłożyć. Dziw, że się jeszcze nie rozpadł.   Sam trzonek stanowił skuteczną broń przeciw Jaszczurom, I dlatego wszyscy uciekli zamiast stawać do walki? Bo mieli skuteczne bronie?   Górnik nie chciał narażać głowni swojego narzędzia pracy na kontakt z jaszczurczą łuską, ani tym bardziej z krwią, od której mogła zardzewieć. A nie przerażały go te mrożące krew w żyłach legendy o wodach opadowych i gruntowych, które trzeba było odpompowywać z kopalni i w których taplały się narzędzia i sami górnicy? Ani o wodzie, którą zwykło zraszać się ściany, żeby mniej pyłu dostawało się do powietrza? Jaszczurza krew to chyba najmniejszy problem tego kilofa…   – Najprościej będzie przegonić je za pomocą kopalnianego dynamitu. O tak, zawalmy sobie oba wyjścia…   mamy przecież kilka mniejszych kopalni, którymi Hardkorowy także zarządza To on ZARZĄDZA? Od kiedy zarządzanie kopalniami (sic!) polega na machaniu w jednej z nich kilofem?    Poza tym: Hardkorowy Górnik to idiotyczna nazwa (imię?), a w tekście brakuje trochę znaków, kropek i przecinków w szczególności.

Poległem mniej więcej w połowie czwartego "kawałka". Dalej tylko poprzeglądałem, podczytując po dwa, trzy zdania. Dlatego nie wypowiadam się o tekście. Ale zauważyłem to, o czym pisze na końcu swojego komentarza exturio

Nie rozumiem takich opowiadań. Nie wiem co Autor chciał przekazać, jakim pomysłem się pochwalić, czym zaimponować…   „…tylko legowisko złożone z rozrzuconych byczych skór przykrywających ziemię obrzuconą sosnowymi igłami. Cała reszta chaty była zupełnie zdemolowana. Dookoła leżały rozrzucone kamienne tabliczki…” –– Powtórzenia.   „Górnicy znali sposoby działania Jaszczurów, wiedzieli, że ucieczka jest jedynym słusznym działaniem”. –– Powtórzenie.   „Górnicy znali sposoby działania Jaszczurów…”,  „Jedno z nich na pewno było zablokowane przez jaszczury”. –– Proszę o decyzję –– czy o Jaszczurach piszemy z szacunkiem, wielką literą, czy wyrażamy się lekceważąco, jaszczury? ;-)   „…i przy użyciu znalezionego na ziemi kamienia…” –– W kamieniołomie trzeba było szukać kamienia?! ;-)   „Spojrzał na Wróżbitę, który właśnie wszedł do jego biura zdyszany i spocony. – Miałem wizję! – powiedział Wróżbita jeszcze w drzwiach…” –– To Wróżbita w końcu wszedł do biura, czy stał w drzwiach? ;-)   „Zgodnie z zaleceniami wstrząsnął przed odetkaniem, po czym wyjął korek i wypił jednym haustem”. –– Wypił korek jednym haustem, no cóż, widać korek nie był wielki. ;-)   „Przykucnięty podbiegł im naprzeciw i z rozpędu uderzył kijem…” –– Chciałabym zobaczyć jak Hardkorowy się rozpędza, biegnąc w „przykucku”. ;-)   „…z przewróconego na Jaszczurach wózka wypadł worek rubinów. (…) …że Jaszczury kierowane instynktem, wściekłością i uwielbieniem dla Rubinów…” –– Kiedy kamienie zyskały tyle szlachetności, że już można nazywać je wielką literą? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszystkie komentarze. Szczególnie @exturio. Natomaist odpowiadając na wątpliwości @regulatorzy: Akcja opowiadania dzieje się w świecie gry komputerowej Skalne Miasteczko i tam umieściłem akcję ze wszystkimi tego konsekwencjami i umownościami. W tym z pisownią wielką literą niektórzych elementów np. Kamieni. Co do niekonsekwencji w pisaniu wielką literą Jaszczurów, to był to po prostu błąd. Czym zaimponować, czym się pochwalić? Ani zaimponować, ani pochwalić. Kierowała mną ciekawośc, jakie reakcje wywoła taki tekst wśród osób nie znających gry. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam

Nie znam gry. A skoro interesuje Cię reakcja osób takich jak ja, to uprzejmie informuję, że miało miejsce wzruszenie ramionami. ;-) Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki Twojej odpowiedzi regulatorom dowiedziałem się, dlaczego "odpadłem" od tekstu.   Przy okazji pozwolę sobie zauważyć, że nie Ty pierwszy lokujesz akcję w świecie gry – i nie Ty pierwszy spotykasz się z niejako podwójnym przyjęciem tekstu. Kto nie tylko zna daną grę, ale jest jej fanem, generalnie pochwali. Kto nie zna gry, albo, co gorsza, totalnie olewa wszystkie takie "zabawy", wzruszy ramionami i da sobie oraz tekstowi spokój albo skrytykuje… Powody są dwa, oba banalnie proste. Tekst okazuje się "hermetycznym" dla nie zaznajomionego z grą, zbyt często autorzy przenoszą z gier, bez zastanowienia, elementy zwyczajnie nielogiczne. Dam jeden przykład: uszkodzone działo, jedyną broń w ukrytej bazie powstańców / rebeliantów, reperuje się dopiero wtedy, gdy nadlatują pancerniki sił rządowych. (Pytanie: jakim cudem takie barany mają wygrać? może pozostać bez odpowiedzi…)

Niestety nie znam gry. Tekst taki sobie. Próbujesz budować napięcie i nawet jesteś na dobrej drodze, ale właśnie pewne nielogiczności ( niebieski płyn, po którym miał nie wstawać. Nie wstał, ale jednak podbiegł…hm ) poważnie osłabiają tekst. Płyny z mocą, popularne w grach, nijak się mają w opowiadaniu, chyba, że są solidnie umocowane fabułą.

"Słońce na niebie zmierzało nieuchronnie ku zachodniej linii horyzontu. Hardkorowy Górnik nie mógł tego widzieć w kopalni. Przeczuwał to jednak widząc," – nie wiem czy specjalnie, jak ktoś Ci już to wytknął, przepraszam, nie wczytywałam się w komentarze bardzo dokładnie. Przeczytałam jednak, że jest na podstawie jakiejś gry. Na prawdę starałam się przez to opowiadanie przebrnąć, ale po prostu, najzwyczajniej w świecie temat wydał mi się nudny. Zwłaszcza ten o górniku Hardcorowym. Z resztą – niefortunna nazwa, fakt. Nie umiem napisać więcej, bo doczytałam do "taczek z dynamitem". Przepraszam, jestem za słaba. Może wybrałeś złą grę? A jakby osadzić fabułę, dajmy na to, w Stalkerze, albo choćby w Morrowindzie, Fablu, DMC, w czymś, co zna trochę więcej osób? Myślę, że było by prościej z pojęciem aluzji. Pozdrawiam!

 

*naprawdę

Również nie znam gry i generalnie nie przepadam za fanfikami, więc nie dziwię się, że opowiadanie nie przypadło mi zbytnio do gustu. Co innego, gdyby było porządnie napisane, ale brakuje ci, autorze, trochę warsztatu – nie jest to jednak nic, czego nie mogłaby naprawić odrobina praktyki i ćwiczeń.

@majatmajaja, wybór gry był mocno uzasadniony względami osobistymi. Natomiast jesli chodzi o umieszczenie akcji w świecie inej gry, to na razie dam sobie z tym spokój. Po pierwsze dlatego, że z założenia miał to być eksperyment jednorazowy, po drugie – z powodu efektu tego eksperymentu(moje poprzednie opowiadanie nie zostało tak obficie pojechane). Jeśli kiedyś wrócę do tematu, to – idąc za radami komentujących – będę uważał, aby nie robić tworu tak hermetycznego.

 

Co zaś się tyczy pozostałych komentarzy. Pracuję nad warsztatem i dołożę starań, aby kolejne teksty były lepsze. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

Nowa Fantastyka