- Opowiadanie: BeeGoss - Pudełko

Pudełko

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pudełko

Pudełko

 

Pomieszczenie było słabo oświetlone. Przez stare, zdezelowane żaluzje w oknie ledwie docierały tutaj promienie słoneczne. Ściany, które niegdyś były białe jak świeża mąka, teraz bardziej przypominały szarą szatę, o którą nikt już nie dba. Zwisająca z sufitu lampa kołysała się na lewo i prawo, dawno już nie pełniąc swojej prawowitej funkcji. Drzwi, przez które wszedł Walt prawie wypadły z zardzewiałych zawiasów. Mężczyzna odziany tylko w szpitalną piżamę oraz skórzane, ciepłe kapcie rozglądał się nerwowo po pokoju, starając się zawiesić na czymkolwiek wzrok. Czterdziestopięciolatek ślamazarnym krokiem przesuwał się w stronę przeciwległej ściany, notorycznie obracając się za siebie i upewniając się, czy nikt nie poszedł za nim. Wszyscy na wydziale onkologii uznaliby go za jakiegoś świra, gdyby im opowiedział, co zamierza zrobić. Wiedział, że rzut do lewej komory ma mu niby zapewnić zdrowie. Sam Walt, mechanik samochodowy walczący od roku z nowotworem, wstydził się tego, że znajduje się w pomieszczeniu nr 777. Gdy już stracił nadzieję i myślał, że wszystko co usłyszał we śnie to zwyczajna bujda, przed oczami wyrosły mu dwa czarne, sześciokątne pudełka ulokowane tuż koło siebie. Skrytka po prawej stronie znajdowała się nieco wyżej od swojej sąsiadki. Po środku pomiędzy skrzynkami pojawił się wiklinowy koszyk stojący na białej komódce, a w nim kilkanaście czarnych kul. Walt podrapał się po łysinie i nie zastanawiał się długo. Chwycił za jedną z bil i wrzucił ją do lewej komory. Dokładnie słyszał, jak kula obija się o inne i spada na metalowe dno.

 

Trzy dni później stare zawiasy zaskrzypiały ponownie. Przez drzwi przecisnęła się staruszka poruszająca się o kulach. Żółwim tempem przemieszczała się w to samo miejsce, w które udał się jej poprzednik. Gdy także ona myślała już, że to wszystko zwykły żart, spektakl rozpoczął się na nowo. Kobieta zastanawiała się chwilę, do którego pudełka powinna wrzucić czarną bilę. Pośpiesznie, choć z cieniem wątpliwości, cisnęła kulę w ciemność lewej komory. Ponownie zabrzmiało metalowe dno skrytki. Wierzyła, że dzięki temu, nareszcie wyzdrowieje.

 

Następny gość zjawił się dopiero po tygodniu. Krępej budowy nastolatek cierpiący na depresję. Ubrany na czarno idealnie komponował się z ciemnością tajemniczego pokoju. Długo wahał się, czy naprawdę opłaca mu się tutaj przyjść. Jednak Derk był człowiekiem przesądnym i wiedział, że trzy identyczne sny to nie może być przypadek. Pudełka znowu wskoczyły na swoje stałe miejsce i czekały na decyzje nastolatka. Bum. Bum. Bum. Kula obijała się o ścianki lewej komory, aż spadła wreszcie na dno. Chłopiec był święcie przekonany, że dokonał dobrego wyboru.

 

Minęło aż osiemnaście dni, zanim w pokoju pojawiła się dziewięcioletnia dziewczynka. Odziana w zieloną sukienkę w białe kwiatki, w warkoczykach, które mama gorliwie układała przed wyjściem ukochanej córeczki. Towarzyszył jej pluszowy miś. Nie była to nowa, sklepowa maskotka. Brakowało mu jednego uszka, był nieco zakurzony, a z tyłu głowy wylatywał już pusz. Mimo to, nadał był wiernym kompanem swojej właścicielki. Mała Wiktoria choć panicznie bała się ciemności, zdecydowała się iść dalej, nie zważając na otaczający ją strach. Gdy zbliżyła się już do ściany, niemal podskoczyła, kiedy tuż przed nią znalazły się dwa, czarne pudełka, które widziała podczas swojego snu. Dziewczynka chwyciła za ciężką dla niej kulę i próbowała ją wrzucić do jednej z komór. Nic z tego. Nawet stając na palcach, nie była w stanie dosięgnąć celu. Jednak Wiktoria nie zamierzała się poddawać:

 

– Poczekaj tutaj, Edi – powiedziała do swojego misia, opierając go o ścianę.

 

Sama wpadła na pomysł, jak dostać się do wymarzonej komory. Chwyciła mocno bilę, tuląc ją do piersi, w ten sposób, aby za wszelką cenę jej nie upuścić. Drugą ręką starała się złapać za wystającą z białej komódki szufladę. Podparła się mocno, wspinając się na szafkę. Choć zdawała sobie sprawę, że atak astmy może nastąpić w każdej chwili, nie miała zamiaru sobie odpuszczać. Nie teraz. Ostrożnie ułożyła stópki, aby nerwowym ruchem nie strącić pozostałych w koszu bil. Nie chciała nikomu zabierać nadziei. Uśmiechnęła się szeroko i cisnęła kulę do prawej komory. Kosztowało ją to jednak utratę równowagi, co sprawiło, że ratując własną skórę, zahaczyła ręką o wiklinowy kosz. Czarne kule niczym bombki choinkowe porozbijały się na zabrudzonej posadzce, tworząc dywan odłamków. Wiktoria natychmiast zalała się łzami. Była świadoma, że wykorzystując własną szansę, zaprzepaściła tym samym szansę innych chętnych.

 

– Nie martw się o kule. Nie będą już tutaj nikomu potrzebne.

 

Głos był żelazny, pewny. Dziewczynka automatycznie przestała płakać. Poczuła się jakby ktoś ją zaczarował. Ten ktoś stał kilka metrów od niej. Wiktoria badała wzrokiem nieznajomego, który odziany w czarny, dopasowany garnitur i wypastowane buty, bardziej przypominał jej własnego tatę, gdy idzie od pracy, niż pracownika szpitala.

 

– Kim jesteś? – zapytała, chowając się za misiem, którego szybko przyciągnęła do siebie.

 

– Posłańcem, nosicielem, dawcą. Różnie jestem nazywany.

 

– Jest Pan, takim listonoszem?

 

Mężczyzna uśmiechnął się, po czym odpowiedział:

 

– Coś w tym stylu. Wrzuciłaś kulę za swojego dziadka, prawda?

 

Dziewczynka pokiwała głową.

 

– Więc idź do niego i ciesz się jego wyzdrowieniem.

 

– Ja… dziękuję…

 

Wybiegła z pomieszczenia, zostawiając nieznajomego samego w pokoju. Mężczyzna odgarnął jednym ruchem ręki odłamki bil, po czym otworzył najpierw lewą komorę, a potem prawą. Wyciągnął trzynaście czarnych kul z niżej umiejscowionego pudełka i wrzucił je z powrotem do koszyka. Te jedyną, rzuconą przez dziewczynkę zostawił na swoim miejscu. Zadowolony z wykonanej pracy, wyciągnął z kieszeni notes i skreślił z długiej listy pokój nr 777. Po chwili znajdował się już w pomieszczeniu nr 778. Na dźwięk metalowego dna w prawej komorze czekał już niestety nieco dłużej.

 

***************************************************************************

Koniec

Komentarze

– Jest Pan, takim listonoszem?  – pan i bez przecinka. Zresztą przecinki szwankują jeszcze w paru miejscach. Przesłanie – niestety – jest zbyt banalne. Tym bardziej, jeżeli weźmiemy pod uwagę tak krótką formę.

I po co to było?

Przesłanie może i banalne, ale sam pomysł intrygujący. Widać, że brakuje ci trochę warsztatu, ale to już kwestia jakiejść tam dozy praktyki. A tekst w sumie niezły, do przeczytania bez zgrzytów.

     Do dopracowania i poszerzenia. Szkic. 

Początek bez emocji, w tak krótkiej formie czytelnik musi z miejsca wczuć się w klimat. Przeczytałem prawie 2/3 tekstu zanim cośkolwiek poczułem. Zgadzam się RogerRedeye'm – raczej szkic niż opowiadanie.

"Brakowało mu jednego uszka, był nieco zakurzony, a z tyłu głowy wylatywał już pusz." – Pewnie miał być plusz. 

Bardzo intrygujący pomysł!

Opowiadanko nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Homar przeczytał prawie 2/3 tekstu nim coś poczuł, ja przeczytałam cały i nic nie poczułam.  

 

„Zwisająca z sufitu lampa kołysała się na lewo i prawo, dawno już nie pełniąc swojej prawowitej funkcji”. –– Prawowity to «zgodny z prawem, mający prawo do czegoś». Lampa nie pełni żadnej prawowitej funkcji.

 

„…że znajduje się w pomieszczeniu nr 777”. –– …że znajduje się w pomieszczeniu numer siedemset siedemdziesiąt siedem. Liczby zapisujemy słownie, nie stosujemy skrótów.

 

Po środku pomiędzy skrzynkami pojawił się…” –– Pośrodku pomiędzy skrzynkami pojawił się

 

„Chwycił za jedną z bil i wrzucił ją do lewej komory”. –– Chwycił jedną z kul i wrzucił ją do lewej komory. Bila to kula do gry w bilard. Nie każda kula jest bilą.

 

„Przez drzwi przecisnęła się staruszka poruszająca się o kulach. Żółwim tempem przemieszczała się w to samo miejsce, w które udał się jej poprzednik. Gdy także ona myślała już, że to wszystko zwykły żart, spektakl rozpoczął się na nowo. Kobieta zastanawiała się chwilę…” –– Nadmiar zaimków się.  

 

„Odziana w zieloną sukienkę w białe kwiatki, w warkoczykach, które mama gorliwie układała przed wyjściem ukochanej córeczki”. –– Odziana w zieloną sukienkę w białe kwiatki, z warkoczykami, które mama gorliwie plotła/splotła przed wyjściem ukochanej córeczki.

 

“Dziewczynka chwyciła za ciężką dla niej kulę…” –– Autor zapewne chciał powiedzieć: Dziewczynka chwyciła zbyt ciężką dla niej kulę

 

Te jedyną, rzuconą przez dziewczynkę…” –– jedyną, rzuconą przez dziewczynkę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka