- Opowiadanie: BeeGoss - Ciężki dzień

Ciężki dzień

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Ciężki dzień

Po­wtór­ka

 

W pubie było tłocz­no. W okre­sie wa­ka­cyj­nym trud­no było zna­leźć ja­ki­kol­wiek wolny sto­lik lub cho­ciaż zwy­kłe, wy­god­ne miej­sce przy barze. Choć wen­ty­la­to­ry cho­dzi­ły na naj­wyż­szych ob­ro­tach, nawet one nie były w sta­nie, choć tro­chę ochło­dzić po­miesz­cze­nia. Okien­ni­ce otwar­te na oścież wpusz­cza­ły do bu­dyn­ku dużą por­cję pro­mie­ni sło­necz­nych, a są­czą­ce się z gło­śni­ków roc­ko­we bal­la­dy po­zwa­la­ły dać zmę­czo­nym pra­cow­ni­kom chwi­lę wy­tchnie­nia po cięż­kim dniu.

 

Mi­cha­el prze­dzie­rał się przez tłum, sta­ra­jąc się do­stać do wy­ma­rzo­nej lady, przy któ­rej do­sta­nie obie­ca­ne piwo. Nie tra­wił ta­kiej po­go­dy. A jesz­cze bar­dziej nie­na­wi­dził swo­jej ro­bo­ty. Ot, zwy­czaj­na fucha przy­dzie­la­na każ­de­mu w naj­bliż­szej oko­li­cy. Nikt nie mógł na­rze­kać na płace, czy choć­by wa­run­ki miesz­kal­ne. Jed­nak mimo tego, Mi­cha­el po kilku ty­go­dniach prze­kli­nał sam sie­bie, że zgo­dził się prze­nieść w ten sek­tor pracy. Fakt, że jego po­przed­nia ro­bo­ta od­bie­ga­ła stan­dar­dem, wcale nie na­pa­wał go na­dzie­ją. W końcu ile można sie­dzieć w do­ku­men­ta­cji i co­dzien­nie tonąć w pa­pie­rach. Wy­pi­sy­wa­nie kar­to­tek no­wych człon­ków to żmud­na ha­rów­ka.

 

– To co zwy­kle, Mat­thew – wy­krzy­czał, do­bi­ja­jąc się wresz­cie do bia­łej lady.

 

– Cięż­ki dzień? – za­py­tał tra­dy­cyj­nie bar­man, na­le­wa­jąc piwo do du­że­go kufla.

 

– A daj spo­kój. My­śla­łem, że wy­rwa­nie się z pa­pier­ko­wej ro­bo­ty da mi chwi­lę wy­tchnie­nia.

 

– Bez efek­tów?

 

– Żad­nych. Ty wiesz, co ten idio­ta dzi­siaj zro­bił?

 

Prze­rwał, aby na­peł­nić gar­dło gorz­kim trun­kiem. Bar­man za­cie­ka­wio­ny, czysz­cząc szklan­kę szmat­ką, za­chę­cał go do mó­wie­nia. Szy­ko­wa­ła się ko­lej­na in­te­re­su­ją­ca hi­sto­ria.

 

– Za­ło­żył się z kum­plem, że zje­dzie na mo­no­cy­klu z dachu wła­sne­go domu, po czym z gra­cją i fi­ne­zją wpad­nie do ba­se­nu.

 

Bar­man za­śmiał się krót­ko, ocze­ku­jąc na dal­szy roz­wój wy­da­rzeń.

 

– Jest cały?

 

Mi­cha­el wy­wró­cił ocza­mi.

 

– Po­mię­dzy dwój­ką, a czwór­ką w szczę­ce może zmie­ścić pa­pie­ro­sa. Je­dy­ny uszczer­bek, ale to jesz­cze nic. Włącz to i po­dzi­wiaj.

 

Mat­thew uśmiech­nął się sze­ro­ko, gdy zo­ba­czył w dłoni przy­ja­cie­la ma­lut­kie­go, czar­ne­go pen­dri­ve'a. Choć re­gu­la­min wy­ra­żał się jasno – żad­nych fil­mów z akcji – to po chwi­li cały pub mógł po­dzi­wiać efekt pracy Mi­cha­el'a. Na ekra­nie to­czy­ła się za­go­rza­ła roz­mo­wa spo­wi­ta dużą dozą al­ko­ho­lu.

 

– Słu­chaj stary! Wi­dzisz tamtą górkę?

 

– No… no…

 

– Za­ło­żę się, że nie zdo­łasz stur­lać się z niej pro­sto na dół!

 

– Ja nie dam rady?! Po­trzy­maj mi piwo!

 

Mi­cha­el wy­ko­nał gest bez­rad­no­ści, gdy ro­ze­śmia­ny bar­man po­kle­pał go po ple­cach. Sta­rał się współ­czuć i słu­żyć radą, lecz tylko jego przy­ja­ciel fun­do­wał mu co­dzien­ną dawkę śmie­chu fil­ma­mi z wła­snych sy­zy­fo­wych dzia­łań.

 

– Wi­dzisz, Mat­thew. Tylko mi mu­siał tra­fić się ćwierć­in­te­li­gent z IQ na po­zio­mie cho­mi­ka.

 

– E, tam. Prze­sa­dzasz stary! – ode­zwał się nagle czar­no­skó­ry męż­czy­zna sie­dzą­cy po pra­wej stro­nie.

 

Ob­ró­cił się na ta­bo­re­cie w stro­nę dwój­ki roz­mów­ców. Oparł ręce na udach i ode­tchnął głę­bo­ko, sta­ra­jąc się dać upust emo­cjom.

 

– Do teraz mnie nosi, jak sobie o tym przy­po­mi­nam. Po raz pierw­szy tak się na­la­ta­łem! Dzie­cia­ko­wi za­ma­rzy­ło się, kurde to­ur­nee po ru­chli­wych uli­cach i o! – Pod­wi­nął rękaw i wska­zał kur­tu­azyj­nie na zdar­tą skórę na łok­ciach – Mała pa­miąt­ka po wy­ści­gu z małym pi­ra­tem dro­go­wym. Trzy prze­czni­ce go go­ni­łem!

 

– Panie, panie! I ty to na­zy­wasz cięż­kim dniem? – Tym razem z tłumu wy­szedł bro­dacz ubra­ny ni­czym har­ley­owiec.

 

Bar­man prze­stał zaj­mo­wać się ku­fla­mi i szklan­ka­mi, a sam usa­do­wił się na wy­so­kim krze­śle. Za­po­wia­dał się cie­ka­wy wie­czór.

 

– Od sze­ściu lat zaj­mu­ję się tym roz­piesz­czo­nym na­sto­lat­kiem! Sześć lat! Co pią­tek, do­słow­nie co ty­dzień mam urwa­nie głowy! Ostat­nio, gdy im­pre­zo­wał w jed­nym z tych śmiesz­nych klu­bów, w ak­to­rzy­nę się za­ba­wił, bo­ha­ter co ich mało! Ledwo go wy­cią­gną­łem z opre­sji, kiedy sy­tu­acja za­czę­ła się robić nie­cie­ka­wa. Nos zła­ma­ny i ręka zwich­nię­ta, ale chło­pa­czy­na, jakoś się wy­li­że chyba.

 

Zgro­ma­dze­ni w pół­ko­lu męż­czyź­ni po­ki­wa­li z uzna­niem dla opo­wia­da­ją­cych opie­ku­nów. Nie­mal każdy tego wie­czo­ru chciał opi­sać swoją naj­cięż­szą przy­go­dę, jaką mu było daną prze­żyć pod­czas stażu w pracy. Nie­któ­rzy mieli nawet czar­ne pen­dri­ve'y z wła­sny­mi do­świad­cze­nia­mi. Na­pię­ta at­mos­fe­ra zo­sta­ła roz­ła­do­wa­na, a obroń­cy po wy­czer­pu­ją­cym, za­ska­ku­ją­cym dniu mieli w końcu po­wo­dy do bie­sia­do­wa­nia.

 

– Co, jak co pa­no­wie – ode­zwał się śmie­le Mi­cha­el – Ro­bo­ta cięż­ka jak dia­bli, ale mimo wszyst­ko nie mo­że­my na­rze­kać na nudę.

 

Współ­to­wa­rzy­sze wy­ra­zi­li apro­ba­tę, uno­sząc swoje kufle ku górze.

 

– Nuda, nie nuda przy­naj­mniej we­se­lej mamy niż ci z do­ku­men­ta­cji – za­ko­mu­ni­ko­wał naj­niż­szy z grupy.

 

– I to jak! – wrza­snął bro­dacz – A i płace dobre!

 

– A i sa­tys­fak­cja z za­wo­du! – wtrą­cił się czar­no­skó­ry opie­kun.

 

Tłum za­wtó­ro­wał gło­śnym okrzy­kiem. W sali roz­le­gło się nagle gło­śne pi­ka­nie, a każdy z obec­nych spoj­rzał na swój ze­ga­rek, li­cząc, że to nie jego wzy­wa­ją po­now­nie do dzia­ła­nia. Mi­cha­el wes­tchnął gło­śno, gdy zo­ba­czył ża­rzą­cą się czer­wo­ną lamp­kę na swoim nad­garst­ku.

 

– Super. Mamy kan­dy­da­ta do na­gro­dy Dar­wi­na. Dzię­ki za wie­czór, Mat­thew.

 

– Do usług.

 

Mi­cha­el pod­szedł do luź­nych drzwi­czek, upew­nia­jąc się, czy aby na pewno jest go­to­wy do od­lo­tu.

 

– Za­zdrosz­czę ci nieco.

 

Opie­kun za­drżał nieco, sły­sząc głos swo­je­go prze­ło­żo­ne­go, który jest naj­bli­żej Głów­ne­go Szefa. Ma­syw­ny męż­czy­zna za­kła­dał na ra­mio­na skó­rza­ne rze­my­ki, spo­glą­da­jąc ukrad­kiem na zdez­o­rien­to­wa­ne­go Mi­cha­el'a. Ten nie wiele razy miał oka­zję roz­ma­wiać z Ga­brie­lem.

 

– Dla­cze­go? – wy­du­kał w końcu z sie­bie, gdy wy­szedł z osłu­pie­nia.

 

– Twój ze­ga­rek wzywa cię rap­tem dwa razy dzien­nie, jak nie rza­dziej.

 

– Cóż… – prze­rwał, gdy po­czuł, że musi w końcu roz­pro­sto­wać zmę­czo­ne, ści­śnię­te w pubie skrzy­dła – Nie­ła­twa jest rola Anio­ła Stró­ża.

 

– Piotr też mi to po­wta­rza, lecz mówi także, że to co ro­bi­my to cenny dar.

 

– Dar?

 

– Jego darem jest wpusz­cza­nie do nas ludzi, któ­rzy uczy­nią to miej­sce jesz­cze lep­szym. Na­szym zaś… – za­wa­hał się chwi­lę, aby prze­wie­sić przez szyję szarą torbę – Na­szym darem jest chro­nie­nie ludzi przed na­szym byłym bra­tem, Mi­cha­el. Je­ste­śmy ich tar­czą.

 

– Mogę wi­dzieć kim ty się opie­ku­jesz?

 

– Nie chcesz wie­dzieć. – Od­le­ciał bły­ska­wicz­nie w dół, zni­ka­jąc po­mię­dzy gę­sty­mi, bu­rzo­wy­mi chmu­ra­mi. Mi­cha­el zdo­łał prze­czy­tać jesz­cze napis na tor­bie oraz roz­szy­fro­wać wy­gra­we­ro­wa­ny na niej sym­bol. Tru­pia czasz­ka oraz duży, wy­raź­ny napis: JAC­KASS, nie po­zo­sta­wia­ły żad­nych złu­dzeń.

 

***

Koniec

Komentarze

Opo­wia­da­nie może być, ale nic nad­zwy­czaj­ne­go. Funk­cja bo­ha­te­ra łatwa do od­gad­nię­cia. Jest tro­chę po­wtó­rzeń w tek­scie. Co to jest "sek­tor pracy"? Czasz­ka była wy­gra­we­ro­wa­na na tor­bie? Wobec tego torba mu­sia­ła być me­ta­lo­wa. Po­zdra­wiam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja nie od­ga­dłam funk­cji bo­ha­te­ra, więc za­koń­cze­nie było dla mnie jed­nak za­sko­cze­niem. I to mi się spodo­ba­ło. Tylko że nie­ste­ty wła­ści­wie nic wię­cej. Dużo błę­dów in­ter­punk­cyj­nych, Mi­cha­ela – bez apo­stro­fu, sporo po­wtó­rzeń (w pierw­szym aka­pi­cie cza­sow­ni­ka być).  Tro­chę – moim zda­niem nie­zręcz­nie – prze­kom­bi­no­wa­nych zdań typu: Prze­rwał, aby na­peł­nić gar­dło gorz­kim trun­kiem. Aha, i to­czy­ła się tu kie­dyś dys­ku­sja nt. przy­miot­ni­ka cięż­ki. Trud­no mi było w niej zająć jed­no­znacz­ną po­sta­wę, ale skła­nia­no się w tej dys­ku­sji do opi­nii, że cięż­ki do­ty­czy wagi. Więc ra­czej po­wi­nien być "trud­ny dzień".  Po­zdra­wiam

 

Nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­cy ko­men­tarz, Ada­mie :).

No nie. Tego jesz­cze nie było. Kto / co zjadł / zja­dło ko­men­tarz w dro­dze mię­dzy moim kom­pu­te­tem a forum?   Nie był to ko­men­tarz pełen pień po­chwal­nych, ale zde­cy­do­wa­nej kry­ty­ki też nie za­wie­rał. Brzmiał mniej wię­cej tak: nie ma wiel­kiej biedy, cho­ciaż chwa­lić też nie ma za co. Nie­któ­re zda­nia albo "prze­faj­no­wa­ne" dla efek­tu, albo nie prze­my­śla­ne, jak na przy­kład to o "na­peł­nia­niu gar­dła". I co, wó­decz­ka ma w gar­dzioł­ku po­zo­stać? A jak od­dy­chać? No, ale to anio­ły, może mają swoje spo­so­by…

Fa­bu­lar­nie po­do­ba­ło się, nie po­łą­czy­łam od razu anio­łów z opie­ku­na­mi, i do­brze. A propo warsz­ta­tu po­chwał nie bę­dzie, można było bar­dziej się po­sta­rać. To krót­ki tekst, łatwo nad takim za­pa­no­wać i do­pra­co­wać każde zda­nie.

W sumie za­baw­ny po­mysł na szor­ta – nie­ste­ty, wy­ko­na­nie ku­le­je.

I po co to było?

Moim zda­niem po­mysł cie­ka­wy, cho­ciaż tro­chę za­męt­nio­ny tym, że nie chcia­łeś po­ka­zać kart do sa­me­go końca – tzn, wkra­dło się tu tro­chę wię­cej cha­osu niż po­win­no. Ale poza tym nie jest źle. Do prze­czy­ta­nia.

Po­mysł taki sobie, nie­zbyt od­kryw­czy, na­to­miast wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.  

 

„Choć wen­ty­la­to­ry cho­dzi­ły na naj­wyż­szych ob­ro­tach…” –– Wen­ty­la­to­ry nie cho­dzą, bo nóżek nie mają. ;-) Może: Choć wen­ty­la­to­ry pra­co­wa­ły na naj­wyż­szych ob­ro­tach

 

„Mi­cha­el prze­dzie­rał się przez tłum, sta­ra­jąc się do­stać do wy­ma­rzo­nej lady, przy któ­rej do­sta­nie obie­ca­ne piwo”. –– Może: Mi­cha­el prze­dzie­rał się przez tłum, do wy­ma­rzo­nej/upra­gnio­nej lady, przy któ­rej miał do­stać obie­ca­ne piwo.

 

„…że zgo­dził się prze­nieść w ten sek­tor pracy”. –– Wo­la­ła­bym: …że zgo­dził się prze­nieść do tego sek­to­ra/dzia­łu pracy.

 

„Prze­rwał, aby na­peł­nić gar­dło gorz­kim trun­kiem”. ––  Może: Prze­rwał, aby prze­płu­kać gar­dło gorz­kim trun­kiem.

 

„Na ekra­nie to­czy­ła się za­go­rza­ła roz­mo­wa spo­wi­ta dużą dozą al­ko­ho­lu”. ––Za­go­rza­ła bar­dziej pa­su­je mi do kłót­ni/dys­ku­sji/wy­mia­ny zdań. Spo­wi­ta roz­mo­wa, też brzmi dziw­nie. Może: Na ekra­nie, w opa­rach al­ko­ho­lu, to­czy­ła się bar­dzo oży­wio­na roz­mo­wa.

 

„…gdy ro­ze­śmia­ny bar­man po­kle­pał go po ple­cach”. –– W jaki spo­sób bar­man mógł po­kle­pać go­ścia po ple­cach, skoro byli po prze­ciw­nych stro­nach lady?

 

„Pod­wi­nął rękaw i wska­zał kur­tu­azyj­nie na zdar­tą skórę na łok­ciach…” –– Pod­wi­nął jeden rękaw i po­ka­zał oba łok­cie? ;-)

Dla­cze­go po­ka­zy­wał otar­cia z wy­szu­ka­ną uprzej­mo­ścią i ta­kimż tak­tem? ;-)  

 

„Bar­man prze­stał zaj­mo­wać się ku­fla­mi i szklan­ka­mi, a sam usa­do­wił się na wy­so­kim krze­śle”. –– Czy sam, który usa­do­wił się na krze­śle, nie po­wi­nien być na­pi­sa­ny wiel­ką li­te­rą? ;-) Pro­po­nu­ję: Bar­man prze­stał zaj­mo­wać się ku­fla­mi i szklan­ka­mi, i usa­do­wił się na wy­so­kim krze­śle.

 

„Nie­mal każdy tego wie­czo­ru chciał opi­sać swoją naj­cięż­szą przy­go­dę…” –– Cięż­kie jest coś, co dużo waży; przy­go­dy zwa­żyć nie można. Może: Nie­mal każdy tego wie­czo­ru chciał opi­sać swoją naj­trud­niej­szą/naj­bar­dziej do­kucz­li­wą/naj­bar­dziej mę­czą­cą przy­go­dę

 

„Tłum za­wtó­ro­wał gło­śnym okrzy­kiem. W sali roz­le­gło się nagle gło­śne pi­ka­nie…” –– Po­wtó­rze­nie. Może w dru­gim zda­niu: W sali roz­le­gło się nagle do­no­śne pi­ka­nie

 

„Mi­cha­el pod­szedł do luź­nych drzwi­czek…” –– To były za­pa­so­we drzwicz­ki, czy tylko za­wia­sy sie ob­lu­zo­wa­ły? ;-)

 

„Ten nie wiele razy miał oka­zję roz­ma­wiać z Ga­brie­lem”. –– Ten nie­wie­le razy miał oka­zję roz­ma­wiać z Ga­brie­lem.

 

„…wy­du­kał w końcu z sie­bie, gdy wy­szedł z osłu­pie­nia”. –– Wo­la­ła­bym: …wy­du­kał w końcu, gdy otrzą­snął się z osłu­pie­nia.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nowa Fantastyka