- Opowiadanie: ardian - Vigor Mortis

Vigor Mortis

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Vigor Mortis

 

 

 

Szedł pochylony, ostrożnie stawiając stopy. Nie spodziewał się o tej porze nikogo, ale głupio byłoby wpaść przez pośpiech, skoro sierpniowy zmrok zapadał tak szybko. Miał mnóstwo czasu i nie zamierzał niczego spieprzyć. Pachniało rozgrzanym przez słońce marmurem, ciepłą ziemią i perfumowanymi kwiatami, a z pobliskiego lasu od czasu do czasu zalatywało próchnem i liśćmi. Piękna, bezksiężycowa noc. Strzępy ledwo widocznych chmur leniwie sunęły po niebie, raz po raz zasłaniając gwiazdy. Wyłączone latarnie i oddalenie od domów sprawiały, że na cmentarzu było prawie całkowicie ciemno. Jeszcze jeden, dwa, trzy rzędy i opuścił asfaltową alejkę wiodącą przez sektory cmentarza wszedłszy między groby. Do tej pory wszystko było dobrze. W oddali już majaczył mu świeżo usypany kopiec, przykryty grubą warstwą wieńców. Oczyma wyobraźni nawet z tej odległości widział czarno-białe wstążki z nadrukowanymi słowami „Ostatnie Pożegnanie”, „Od rodziny”, „Od znajomych”, „Od kolegów z klasy.”

 

"Taaak", pomyślał. "Każdy pogrzeb wygląda tak samo, niezależnie od tego, co myślą sobie bliscy zmarłej osoby." Dla nich to tragedia, dla niego – czysty biznes. Już prawie mógł dosięgnąć grobu, gdy niespodziewanie snop ostrego światła wdarł się na cmentarz, oświetlając pomniki, żywopłoty i zakłócając spokój zmarłych. Mężczyzna bez namysłu rzucił się na ziemię, boleśnie uderzając biodrem o kant najbliższego pomnika. Syknął, gdy ciało napotkało twardą gładką powierzchnię, ale nie śmiał drgnąć. W świetle reflektora, bardziej niż kształty, w oczy rzucał się ruch. Po chwili jego uszu dobiegł szmer kół toczących się po żwirowym parkingu za cmentarzem. Gdy światło przesunęło się trochę w lewo, odważył się lekko wychylić i spojrzeć kto przeszkodził mu w „robocie”. Zauważył samochód ochrony, z którego, wychylając się przez okno, świecił reflektorem łysy jak kolano byczek. Światło znów omiotło miejsce, w którym leżał i zatrzymało się dokładnie na jego stopach, obutych w jasne adidasy. Ze strachem zacisnął zęby, lecz ochroniarz najwyraźniej nie dostrzegł go. Po chwili reflektor zgasł i z cichym szumem samochód oddalił się. „O mały włos!”, pomyślał rabuś grobów. Sam się sobie dziwił. Co go podkusiło, żeby tak wcześnie po pogrzebie przyjść „na robotę?!” A co jeśli ktoś z bliskich przyjedzie, by jeszcze raz pożegnać ukochaną córkę, siostrę czy dziewczynę? Musiał przyznać, że od kiedy obrobił grób tej staruchy na Podlasiu był trochę rozkojarzony. W towarzystwie tych myśli odczekał dla pewności jeszcze parę chwil, po czym wstał i znów pewny siebie( a raczej próbujący się przekonać, że tak się czuje) podszedł do świeżego grobu. Jak przewidywał na kupie ziemi było pełno zwykłych, pożegnalnych wieńców. Leżały tam jednak również inne rzeczy, które świadczyły o niezwykłości zarówno pochowanej osoby, jak opłakujących ją ludzi. Jedną z takich rzeczy był czarny, zdobiony świecznik położony zamiast znicza, inną złamany w pół grawerowany nożyk. W ciemności nie dostrzegał zbyt wielu szczegółów, ale poczuł, że to może być wyjątkowo lukratywna fucha. Nie zwlekając dłużej (ochrona na pewno wróci jeszcze tej nocy!) zabrał się do pracy. Napluł w dłonie i silnie napierając nogą wcisnął szpadel do ziemi aż narzędzie ze zgrzytem uderzyło o skryte pod cienką warstwą ziemi belki. Tak jak przypuszczał grób był na razie tylko przysypany, miejscowy grabarz znany był z opieszałości i nigdy nie robił całej roboty jednego dnia. I bardzo dobrze.

 

Od swojej strony rozgarnął ziemię na boki, tak by od strony drogi było widać po prostu grób, a odgarniętą ziemię przykrył odsuniętymi wcześniej wieńcami. Gdy skończył maskowanie swojego „ stanowiska pracy”, wyciągnął niewielką latarkę o bardzo skupionym strumieniu światła i poświecił w dół grobu. To co zobaczył zaskoczyło go całkowicie. Pogrzebana dziewczyna nie była pochowana w trumnie, tylko, jakimś dziwnym zwyczajem, owinięto ją w biały całun i bez żadnych więcej osłon pochowano. To był jego szczęśliwy wieczór, nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. O sąsiedni pomnik owinął linę, po której zszedł do dosyć przestronnego (jeśli to dobre określenie dla grobu) dołu. Mógł w nim spokojnie stać i obracać się, a na ziemi bez problemu zmieściłoby się jeszcze jedne zwłoki. Dla bezpieczeństwa zasunął nad głową jedną z belek, tak by mniej światła wydostawało się górą i nie przejmując się tym więcej zaczął odwijać całun, którym spowita była dziewczyna. Dech mu zaparło, gdy ujrzał twarz skrytą pod białym materiałem. Pochowana była niezwykle piękna. Duże oczy podkreślone przez makijaż, seksowne, pełne ustach i ażurowe tatuaże układające się w kształt pajęczyny na policzkach i szyi. Normalnie uznałby coś takiego za szczyt szczeniackiej głupoty i debilizmu, a jednak tutaj wydawało mu się, że wszystko jest tak, jak powinno być. Dziewczyna bez wątpienia była gotką, jedną z tych ponurych dziewcząt noszących czarne, zwiewne suknie, gorsety i piszących smutne, mroczne wiersze o nieszczęśliwej miłości, beznadziejności życia i ostrzu brzytwy. Pomimo tego, że zazwyczaj gardził tak jawnym pozerstwem, widział (i wiedział, jakimś dziwnym sposobem wiedział!), że ta dziewczyna nie jest zwykłą, zbuntowaną nastolatką, której pikawa nie wytrzymała na skutek przedawkowania.

 

Podczas dalszego rozwijania całunu, jego oczom ukazała się (a jakże!) piękna, czarna suknia, z ponaszywanymi koronkami przedstawiającymi motywy kolczastych róż, czaszek i uskrzydlonych istot. Szczególnie jedna istota, wysoka kobieta ze skrzydłami nietoperza i ogromnymi szponami zwróciła jego uwagę. Szpony wyglądały na bardzo ostre (koronka?) i (perwersyjne) mordercze. Zdawała się zbyt realna i przerażająca, jak na zwykły koronkowy wzór. Rabuś poczuł, że jeżą mu się włoski na karku i szybko odwrócił wzrok od postaci. Spojrzawszy na ręce zmarłej aż syknął z podniecenia. Ręce były gęsto oplecione różnorakimi bransoletkami, koralikami i pieszczochami o długich, ostrych kolcach, a palce podzwaniały pierścionkami i sygnetami, gdy obdzierał jej ręce z biżuterii. Kiedy skończył z dłońmi złapał pasek, którym przewiązana była w talii. Manipulując przy zapięciu natrafił dłonią na coś ostrego pod sukienką. Z wahaniem dotknął jeszcze nie wzdętego brzucha dziewczyny i poczuł coś na kształt fiszbinów. „A niech to!”, pomyślał, „Nawet z tym gorsetem miałem rację!” Dobrze wiedział, że za tak ekstrawaganckie ubranie może sporo dostać, a jeśli udowodni w jakich okolicznościach je nabył… W pewnych kręgach są ludzie, którzy gotowi będą zapłacić jeszcze więcej. Na myśl o tym jego serce przyspieszyło i zaczął intensywniej gmerać przy klamrze paska. Siłując się z upartym ustrojstwem jego dłoń zawadziła o krocze zmarłej. Wstrzymał oddech i po chwili wypuścił go ze świstem. Czy tylko mu się wydawało, czy ona naprawdę jęknęła? Przełknął głośno ślinę. „To na pewno wyobraźnia płata mi figle,”, powiedział sobie, „Od czasu Podlasia jestem trochę rozdrażniony.” Przypomniało mu się, jak po kilku piwkach w towarzystwie kumpla, z którym pojechał do Obwodu Kaliningradzkiego w interesach postanowili sobie dorobić. Wracając zatrzymali się pod cerkwią nieopodal niedużej wsi. Tam w oczy rzucił im się świeży grób. Promile w krwi zrobiły swoje i obaj ruszyli w jego stronę uzbrojeni jedynie w saperkę i linę holowniczą, jako że okolica była w miarę bezludna i cmentarz znajdował się w lesie. Na nagrobku były napisane imię i nazwisko zmarłej starowinki, wiek oraz sentencja: „Bóg dał, Bóg wziął. Posłuszna służebnica Pana i bliźniego.” W grobie nie było kosztowności, zabrali jedynie bursztynową czotkę, czyli prawosławny różaniec. W chwili gdy gramolili się na górę, noga mu objechała i spadł z powrotem na dół, lądując na babince. Spojrzał na nią z przestrachem i zdezorientowaniem i nagle poczuł gwałtowne zawroty głowy. Gdy tak klęczał przerażony i oparty dłonią o ścianę grobu wydało mu się, że oczy zmarłej uchyliły się (cha, cha, to przecież śmieszne!) i spojrzała prosto na niego. W jej wzroku wyczytał jakiś straszny wyrok, a serce zamarło na chwilę, jak ściśnięte żelaznymi szponami. Nie zważając na mdłości pędem wydarł z grobu po linie i do wtóru śmiechu kompana obficie zwymiotował. Wymiotował całą noc, żółcią, później nawet krwią, ale przede wszystkim strachem, który zaćmił mu umysł.

 

Cały następny tydzień starał się o tym zapomnieć, nawet z pewnym powodzeniem, ale gdy w rodzinnym mieście ujrzał orszak pogrzebowy idący w stronę niewielkiego cmentarza, nie był w stanie się oprzeć. Poczuł jakiś dziwny (głód!) przymus, choć może nie było to najodpowiedniejsze słowo, by opisać owo uczucie. Nie chciał czekać, nie mógł! Chciał jak najszybciej dobrać się do (niej) jej kosztowności. Zaraz, co pomyślał? Chciał dostać się do… jej rzeczy, tak. To właśnie pomyślał, prawda? Potrząsnął głową, próbując przypomnieć sobie, czy właśnie ta myśl napełniła jego ciało delikatnym drżeniem. „Dosyć tego!”, pomyślał stanowczo. „Zabieram błyskotki, gorset, te seksowne buciki i czas się stleniać. Już pewnie po północy”. W końcu udało mu się pokonać klamrę paska, zdjął go i wsunął do torby. „Co za dziwaczna moda”, pomyślał „po co komu pasek, gdy ma się gorset?” Następnie przysiadł na piętach i zaczął zdejmować dziewczynie buty. Wysoko sznurowane, damskie glany z (srebrnymi!) klamrami zrobionymi chyba z nierdzewki. Nie był pewien. Gdy zsunął pierwszy but niespodziewanie urzekł go kształt jej stopy. Kształtna i proporcjonalna o zadbanych paznokciach (nie pomalowanych) i wypielęgnowanej skórze. Naszła go irracjonalna ochota, by powąchać tę stopę. Szybko zdusił tę myśl i zając się drugim butem. Gdy oba były już zzute, rabuś zaczął myśleć czy może jednak nie czas zabierać się stąd. Robiło się coraz później i podświadomie zaczął nasłuchiwać samochodu ochrony. „Nie,”, szepnął do siebie w duszy, „mam jeszcze czas.” Z kieszeni wyjął nóż, odwrócił nieżyjącą piękność na brzuch i wprawnym ruchem rozciął jej suknię na plecach. „ Nie mógłbym zabrać ze sobą tej potwornej postaci.”, tłumaczył sobie, „po prostu bym nie mógł!”

 

Gorset był prawdziwym dziełem sztuki. Wykonany z prawdziwego fiszbinu i jedwabiu, zdobiony kościanymi motywami czaszek i noży. Z powrotem odwrócił dziewczynę na plecy, by rozwiązać wstążki, które trzymały bieliznę razem. Zauważył, że gorset uciskał piersi uwypuklając je w bardzo seksowny sposób. Znów głośno przełknął ślinę i starając się nie myśleć o tym bladym, pociągającym dekolcie, zaczął rozwiązywanie od dołu. Wyplątał sznurek dopiero z trzeciego czy czwartego zaczepu, gdy zdawało mu się, że usłyszał cichutkie westchnięcie. Spojrzał w twarz dziewczyny i zorientował się, że kolanem przylega do jej krocza. „Chyba zwariowałeś, brachu”, pomyślał, ale nie odsunął nogi. Rozwiązując gorset coraz bardziej czuł, że napiera kolanem na kobiecość martwej. Oblizał wargi, gdy zobaczył, że czerwone od szminki usta rozchyliły się podczas jego zabiegów. Wzrok zbiegł w dół jej twarzy po łabędziej szyi i pięknie wyeksponowanym piersiom. Nie myśląc, rabuś grobów schylił się i delikatnie przygryzł jedną z bladych półkul. Smakowała pudrem i dziewczęcością. Niecierpliwie rozplątał resztę gorsetu i rozchylił go całkowicie. Pod spodem nie miała nic, nawet koszulki czy haleczki i mógł bez przeszkód napawać się widokiem jej bladego ciała. Tuż nad pępkiem biegła długa, poszarpana szrama, zszyta byle jak, grubymi nićmi. „A więc to tak umarłaś”, pomyślał pieszcząc jej blade sutki. Poczuł, że ma potworną erekcję. Teraz już bez wahania wrócił do siedzenia na piętach i zdarł z bioder dziewczyny skąpe, koronkowe majteczki w kolorze (kałuży krwi oświetlonej przez światło księżyca w pełni) ciemnego szkarłatu. Po lewej stronie wgłębienie jej pachwiny zdobił tatuaż przedstawiający krzew pnącej czerwonej róży, o kwiatach w kształcie czaszek i kolcach na kształt ptasich pazurów. Mężczyzna przesunął po nim dłonią, od pępka, aż do porośniętego delikatnymi włoskami podbrzusza.

 

„Oszalałem, do cholery, oszalałem!”, krzyknął we własnej głowie, zbliżając twarz ku jej kobiecości. Była już trochę zesztywniała, bez smaku i pachniała chłodnią, ale sam fakt, że lizał i pieścił to martwe ciało wlewał mu ogień do żył. Czuł, że nie ma już dla niego odwrotu. Gdy nie mógł już dłużej znieść coraz bardziej bolesnej sztywności w kroczu, szarpnięciem rozpiął spodnie i ściągnął je z siebie. Po chwili był już w niej. Była zimna, ale, o dziwo, wcale nie niegościnna. Nie miał pojęcia jak to możliwe, lecz nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Złapał ją mocno za piersi i rytmicznymi ruchami zaczął się w niej rozpychać. Całkowity brak oporu podniecał go coraz bardziej. Krew szumiała w uszach, gdy brutalnie gryzł jej piersi, kark, obojczyki. Gdy wbijał z całej siły paznokcie w jej uda, biodra i pośladki. Gdy warcząc jak pies i sapiąc jak niedźwiedź zbliżał się do kulminacji. „To niewiarygodne!”, strzępy myśli wirowały w jego głowie „przecież nigdy nie kręciły mnie trupy, nawet najpiękniejsze!” Szybko jednak przestał się nad tym zastanawiać. Zjeżdżając tak po spirali swego pożądania (coraz szybsze okrążenia po coraz krótszej ścieżce) poczuł ostry ból. Najpierw na plecach, później na nieokrytych przedramionach. Nie wiedział co to jest i nie obchodziło go to, w pewnym sensie ból stał się równie podniecający jak sam stosunek. Krzyczał. Wiedział o tym. Krzyczał głośno i długo, a spełnienie, gdy w końcu nadeszło, odesłało go w ciemną otchłań. Kiedy się ocknął leżał z głową między jej martwymi piersiami. Wszędzie poniżej jej pasa było pełno jego nasienia. Kolana bolały go od klęczenia na kamienistej glinie, gdyż całun, na którym klęczał, porozrywał się podczas miłosnych igraszek. Widział wszystko dokładnie, mimo że latarka już nie świeciła, a w grobie ciągle panowały egipskie ciemności. Jakimś sposobem widział. Spoglądał na ciało martwej dziewczyny i poczuł, że znów wzbiera w nim pożądanie. Tym razem włożył jej do ust i ze wszystkimi siłami jakimi dysponował zaczął w nią wchodzić, uderzając pięściami gdzie popadło. Robił to tak energicznie, że szwy na brzuchu pękły i wypłynął jakiś płyn, na szczęście nie było go za wiele. Ziejąca rana nie robiła na nim takiego wrażenia, jakiego się spodziewał. W jakiś sposób była bardzo sugestywna. I kusząca. Nim zorientował się co robi już wkładał penisa do w głąb rozdarcia. To było cudowne. Lekko bulgoczące odgłosy, które normalnie uznałby za (zabawne) makabryczne jeszcze bardziej podsyciły jego chuć. Usłyszał jęk rozkoszy, głośny i rytmiczny, zmieniający się w spazmatyczny krzyk ekstazy. Gdy był blisko znów poczuł ostry ból. Na rękach, przedramionach, twarzy i szyi. Tym razem kiedy było już po wszystkim nie zapadł w ciemność, lecz z westchnieniem ulgi i rozkoszy położył się obok trupa. „Trupa, którego właśnie wyjebałem w rozdarty brzuch”. To była jego pierwsze trzeźwa myśl. Następna dotyczyła innej sprawy. Krwawych śladów na rękach, szyi i w innych miejscach oraz krzyku, który bezsprzecznie należał do kobiety. Zadrapań nie dało pomylić się z niczym innym. Szramy zrobione ostrymi, kobiecymi paznokciami. Poderwał się na równe nogi i z okrzykiem grozy cofał, aż uderzył plecami o ścianę grobu. Dziewczyna jednak leżała spokojnie. Tylko powieka jednego oka patrzącego gdzieś daleko (a sądząc po pozycji, w środek mózgu) była lekko uchylona. Zauważył, że traci tę nadnaturalną noktowizję („czy to jakieś dziwaczne hormony?”, pomyślał) i sięgnął do kieszeni po drugą, mniejszą latarkę. Poświecił na dłonie zmarłej. Były białe, niesplamione krwią, a bliższe oględziny wykazały, że pod paznokciami nie było nawet skraweczka skóry.

 

– Musiałem sam to sobie zrobić – powiedział na głos tak, by całkowiecie uciszyć wątpliwości. Na swoje paznokcie przezornie nie spojrzał. Myśl o ekstatycznych jękach zepchnął daleko, do nieodwiedzanej części umysłu, pętając ją bajeczką o tym, że należały do niego. Trochę uspokojony rozejrzał się po grobie. Wszędzie walały się strzępy czarnej sukni i całunu, w który była owinięta pogrzebana dziewczyna. W jednej chwili zadecydował. Nie zostawi jej tu. Nie potrafiłby tego uczynić, nie po tym co mu dała. Takiej rozkoszy nigdy wcześniej nie przeżył i, był tego pewien, nigdy więcej nie przeżyje. Zabierze ją ze sobą do domu, kupi wielką lodówkę i poszuka pewnych ludzi. O tak, są ludzie, którzy znają się także na tym. Wystarczy wiedzieć g d z i e szukać. Założył dziewczynie gorset tak, by wnętrzności nie wylały się na zewnątrz, owiązał w odpowiedni sposób sznurem, wspiął po nim na górę i wywindował swą nową ukochaną. Następnie zszedł na dół i zamaskował wszystkie ślady, które potrafił, przesunął belkę, zakopał ją z powrotem i zarzucił kwiatami. Znalazł jeszcze imię i nazwisko dziewczyny, po czym zarzucił ją sobie po strażacku na ramię i spokojnie udał w stronę samochodu. Był pewien, że już nie musi się niczego obawiać. Nie zauważył skrawka sukni, który przylgnął do zaschniętego płynu na brzuchu Andżeliki. Skrawka z koronkową kobietą o skrzydłach nietoperza i długich, ostrych szponach.

Koniec

Komentarze

Warto by pomyśleć o akapitach.

I po co to było?

O mało mi się nie wymsknęło coś niecenzuralnego na widok takiego bloku tekstu. Warto wcisnąć od czasu do czasu enter.

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Bardzo raczej takie sobie, oględnie mówiąc, fantazje na temat. Nie wiem, czemu ma służyć opowiedzenie tej historii. Czy Autor chciał przestraszyć, zbulwersować, zniesmaczyć…? Moim zdaniem nie udało się ani jedno, ani drugie, ani trzecie.

 

„Pachniało rozgrzanym przez słońce marmurem, ciepłą ziemią i perfumowanymi kwiatami…” –– Pachniało rozgrzanym przez słońce marmurem, ciepłą ziemią i kwiatami… Bo chyba nikt nie skrapiał kwiatów wonnościami. ;-)  

 

„Jeszcze jeden, dwa, trzy rzędy i opuścił asfaltową alejkę wiodącą przez sektory cmentarza wszedłszy między groby”. –– Wolałabym: Jeszcze jeden, dwa, trzy rzędy i, wszedłszy między groby, opuścił asfaltową alejkę wiodącą przez sektory cmentarza.

 

„…wstał i znów pewny siebie( a raczej…” –– Brak spacji przed nawiasem, zbędna spacja po nawiasie.

 

„Leżały tam jednak również inne rzeczy, które świadczyły o niezwykłości zarówno pochowanej osoby, jak opłakujących ją ludzi. Jedną z takich rzeczy był czarny, zdobiony świecznik położony zamiast znicza, inną złamany w pół grawerowany nożyk.” –– Leżały tam jednak również inne rzeczy, które świadczyły o niezwykłości zarówno pochowanej osoby, jak opłakujących ją żałobników. Jedną z nich był czarny, zdobiony świecznik postawiony zamiast znicza, inną złamany wpół/na pół grawerowany nożyk.

 

„…maskowanie swojego „ stanowiska pracy” –– Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.

 

„Pogrzebana dziewczyna nie była pochowana w trumnie, tylko, jakimś dziwnym zwyczajem, owinięto ją w biały całun i bez żadnych więcej osłon pochowano”. –– Może: Zmarła dziewczyna nie została złożona/włożona do trumny, tylko, jakimś dziwnym zwyczajem, owinięto ją w biały całun i w ten sposób pochowano pochowano.

 

Dziewczyna bez wątpienia była gotką, jedną z tych ponurych dziewcząt noszących czarne…” –– Zmarła bez wątpienia była gotką, jedną z tych ponurych dziewcząt noszących czarne

 

„…czaszek i uskrzydlonych istot. Szczególnie jedna istota…” –– …czaszek i uskrzydlonych istot. Szczególnie jedna z nich

 

„W chwili gdy gramolili się na górę, noga mu objechała i spadł z powrotem na dół, lądując na babince. –– Co objechała mu noga? ;-) Czy można spaść do góry? ;-)

Może: W chwili gdy wyłazili na górę, noga mu się osunęła/omsknęła i spadł, lądując na babince.

 

„Wysoko sznurowane, damskie glany z (srebrnymi!) klamrami…” –– Wysoko sznurowane, damskie glany ze (srebrnymi!) klamrami

 

„Szybko zdusił tę myśl i zając się drugim butem”. –– Literówka, bo chyba nie zdusił myśli i zająca. ;-)

 

„Wykonany z prawdziwego fiszbinu i jedwabiu…” –– Wykonany z prawdziwych fiszbinów i jedwabiu

 

„…powiedział na głos tak, by całkowiecie uciszyć wątpliwości”. –– Literówka.

 

„Wystarczy wiedzieć g d z i e szukać”. –– Wskazane dodatkowe spacje przed i po wyrazie napisanym rozstrzelonym drukiem: Wystarczy wiedzieć, g d z i e szukać.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ani straszne, ani śmieszne, ani… i tak dalej. Wprawka? Jeśli tak, plasuje się w dolnej strefie stanów średnich.

Srebrne klamry z nierdzewki? Gorsety przeważnie sznuruje się na plecach.

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarze i krytykę, ludziska

Niezła makabra. Przeczytałam z uwagą, mimo zbitych akapitów. Przy kolejnym tekście naprawdę popracuj nad tekstem. Kotletów też nie jesz, zanim nie rozbijesz :D

Nowa Fantastyka