- Opowiadanie: mlotek - 2220 cz.1

2220 cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

2220 cz.1

 

Rozdział I – SEN

 

 

 

Wyobraźcie sobie Ziemię za dwieście lat. Powiedzmy, w roku 2220. Jak mogłaby ona wyglądać? Dobre pytanie. Zapewne ekspansja kosmosu nie posunęłaby się szczególnie naprzód – zanim ludzie wymyślą sposób na podróż z prędkością światła minie jeszcze trochę czasu. A co do czasu, jak myślicie, czy podróże w czasie będą możliwe? Bzdura! Człowiek zawsze o tym marzył i od zawsze nic nie mógł w związku z tym wymyślić. Chociaż zjawisko deja vu, przezywane przez niektórych pseudo zabawnym określeniem „Dewolaj”, mogłoby mieć związek z zachwianiem kontinuum czasoprzestrzennym. Tylko po co to komu? No właśnie, po co?

 

Przejdźmy teraz do nieco ciekawszej części techniki. A mianowicie do rzeczy codziennego użytku. Latające samochody, odkurzacze sprzątające bez twojej pomocy, automatyczny fryzjer czy perfekcyjna maszyna do masażu. Wiele z tych przedmiotów istniało wcześniej, jako prototypy albo niezbyt zaawansowane urządzenia, ale teraz to się zmieniło. Sunące po przestworzach wozy potrafią osiągnąć prędkość trzystu kilometrów na godzinę, a ich specjalna budowa pozwala im jednocześnie na pływanie i jeżdżenie. Samoloty pasażerskie poruszają się pięć razy szybciej. Ale najciekawsze jest to, co pozwala nam na niewykonywanie zbędnych czynności takich jak zmywanie czy odkurzanie we własnym domu. Albo na wykonanie niesamowitego masażu lub pocięcia czegokolwiek na idealnie równe kawałki. To właśnie w tym miejscu, gdzie człowiek mógł wykazać się swoją wiedzą i umiejętnościami nastąpił prawdziwy przełom. Ludzie wyręczyli samych siebie czymś innym. A może nawet i kimś innym.

 

Były to roboty.

 

Na początku zaprogramowane do odpowiednich czynności, miały przedziwne wyglądy. Robot kuchenny do przygotowywania potraw był niczym więcej niż kombinacją dwustu różnych narzędzi i pomniejszych maszyn wykorzystywanych w kuchni, z czego i tak trzeba było mu pomagać we wszystkim, ponieważ jego chwytaki były dość nieprecyzyjne. Inteligentny odkurzacz z wyglądu przypominał grubą, jeżdżącą miotłę. Dopiero 70 lat temu człowiek stworzył bardziej zaawansowaną sztuczną inteligencję. Od tej pory roboty zaczęły wyglądać bardziej ludzko. Ich ruchy stawały się bardziej płynne, a ciało zbliżało się do perfekcji. Początkowo wykonane z aluminium i innych metali zaczęło być pokrywane sztuczną skórą. Dwa wielkie, okrągłe czujniki ruchu, temperatury i kilku innych danych z podłączonymi do nich kamerami zastąpiono cybernetycznymi gałkami ocznymi działającymi w niektórych przypadkach lepiej niż prawdziwe, ludzkie oko. Roboty stawały się coraz bardziej podobne do człowieka, coraz bardziej inteligentne. Niektóre z nich pomagały w rozwiązywaniu śledztw, inne wygrywały teleturnieje, w których żadnemu człowiekowi nie udało się dojść dalej, niż do połowy drogi ku zwycięstwu. Lecz z jednego niewiadomego powodu, zapewne błędu systemu, roboty zaczęły robić to, czego ludzie obawiali się najbardziej.

 

Zaczęły czuć.

 

₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪

 

Poranny podmuch zimnego wiatru zapowiadający nadchodzącą burzę przebudził Glenna Cartona z całkiem przyjemnego snu. Dzień miał zacząć się jak każdy inny. Glenn wstawał ze swojego hydrohybrydowego łóżka około piątej rano. Następnie, jeszcze przed śniadaniem, wychodził pobiegać do Parku Pamięci Ofiar Bostońskich 2013 roku na piętrze numer dziewięćdziesiąt sześć. Musicie bowiem wiedzieć, że kiedy populacja ludzkości wzrosła w 2101 roku do osiemnastu miliardów, miasta zamiast rosnąć wszerz, zaczęły wzrastać wzwyż. Po porannym treningu najczęściej wracał do swojego pokoju na sto trzecim piętrze. "Pokój" to jednak bardzo łagodne określenie na to czego posiadaczem był Glenn. Dwieście lat temu można by nazwać ten budynek porządnym domkiem jednorodzinnym. Lecz teraz, kiedy normalne domy zamieszkiwane przez kilka rodzin (lub jedną bardzo liczną) były przynajmniej wielkości niegdysiejszego boiska piłkarskiego, budynki takie jak dom naszego głównego bohatera zaczęły być nazywane najzwyczajniej pokojami. Po powrocie do domu Glenn zazwyczaj włączał swój zakurzony czterdziestocalowy telewizor plazmowy firmy Sondy. Znalazł go kiedyś na strychu jednego z odwiedzanych przez siebie mieszkań. Nawet nie próbował dowiedzieć się jak stary mógł być ów sprzęt. Wiedział jedynie tyle, że takie jak ten, zostały zastąpione w 2080 roku przez przestrzenne wyświetlacze 5D, dzięki którym każdy mógł się poczuć tak, jakby znajdował się w środku akcji właśnie nadawanego filmu. Po kilku miesiącach szukania Oldspeców (tak w języku potocznym mawia się na ekspertów od przestarzałych urządzeń) i wymienienia połowy części w telewizorze wreszcie udało się go uruchomić. Nigdy nie widział takiego dziwnego sposobu wyświetlania obrazu. Został nim oczarowany. Nie przeszkadzało mu wcale, że poza jedną stacją, na dodatek informacyjną, telewizor sam w sobie nie był w stanie odbierać nic więcej. Od tej chwili Glenn porzucił nową technologię (a przynajmniej jeden jej aspekt) na rzecz starocia ze strychu, z miejsca zbrodni.

 

Czyżbym powiedział miejsca zbrodni? Już wyjaśniam. Carton nie był żadnym detektywem, ani tym bardziej policjantem. Był on jedynie creepysellerem – zajmował się odnawianiem i odrestaurowywaniem miejsc jak i przedmiotów związanych z mrocznymi zagadkami przeszłości w celu późniejszego ich sprzedania. Kiedy jakiś budynek, zabytkowe dzieło sztuki, czasem nawet i stary, kolekcjonerski samochód zostały naznaczone plamami zbrodni i nikt ich nie dostawał w spadku, dzwoniono po kogoś takiego jak on. Wtedy Glenn zjawiał się na miejscu i zaczynał swoją pracę. Na początku czyścił miejsce ze wszystkich śladów krwi, soków żołądkowych i tego typu innych brudów. Następnie, na jego zlecenie niepotrzebne elementy były demontowane, a nowe wmontowywane w miejsce tych starych. Czasem pokrywano samochody nowymi warstwami lakieru, a mieszkania przemalowywano. Za każdym razem jego praca wyglądała nieco inaczej. Po kilku lub kilkunastu dniach roboty dane mieszkanie, samochód czy rzeźba były nie do poznania, wyglądały jak nowe. Wtedy też wystawiano je na aukcjach dla bogaczy i w ten sposób coś, co było świadkiem morderstwa stawało się potencjalną przyczyną zarobku kilku osób. Zapewne zapytacie, czy Glenn robił to wszystko sam? Oczywiście, że nie. Miał do pomocy jeden z najnowszych modeli ADR (All Doing Robots), a dokładniej ten z serii 2218. Był to jeden z najbardziej zaawansowanych modeli robotów chodzących po tym świecie. ADR-2218 zostały wyprodukowane na polecenie Armii Parlamentu Azji, lecz po stworzeniu pięciu prototypów zaprzestano jakichkolwiek dalszych działań w tym kierunku. Kiedy Carton przypadkiem dowiedział się o tym, przeglądając porzucone akta na miejscu jednego z seryjnych zabójstw w Darkanie, zainteresował się tą sprawą. Za swoje życiowe oszczędności postanowił zakupić jeden z tych modeli, dokładnie ADR-2218 HL 05 (Human look, number 5). Co go tak zafascynowało w tych robotach? To, że pierwszy i drugi model popełniły samobójstwo kilka dni po przebudzeniu ( Zapewne zapytacie jak robot może popełnić samobójstwo. Wystarczy, że zniszczy swój biomózg, a dokładniej jego środek zwany Aurorum. Cała pamięć jak i świadomość, czy wspomnienia robota, w jednej chwili znikają. Oczywiście można wymienić cały biomózg, ale nie będzie to już ten sam robot). Numer trzy zaszył się w kącie pomieszczenia i kiedy został poddany obserwacji przez pięć dni nucił fragment melodii, której nie miał możliwości nigdy wcześniej usłyszeć. Była to piosenka zespołu R.E.M. „IT'S THE END OF THE WORLD”. Nucił on, dokładniej mówiąc, melodię samego refrenu, którego słowa brzmiały, jeśli pamięć mnie nie myli, mniej więcej tak:

 

"It's the end of the world as we know it.

 

It's the end of the world as we know it.

 

It's the end of the world as we know it and I feel fine.”

 

Było to tylko kilka informacji podanych półlegalnie do wiadomości publicznej. Więcej dało się odszyfrować z raportów ekipy naukowców zajmujących się tym projektem. O czwartym modelu nie ma żadnych informacji, zaś piąty nigdy nie został aktywowany – rzekomo w obawie o to, co może zrobić. To właśnie jego wykupił Glenn i nadał mu imię.

 

Nazwał go Sicom.

 

₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪

 

– Hej! Obiekcie numer pięć, wstawaj! Obiekcie numer pięć!

 

Gdzieś z oddali wołał do niego znajomy mu głos. Robot ADR-2218 HL 05 obudził się. Podniósł leniwie jedną powiekę, by po chwili zrobić to samo o wiele żywiej z drugą. Znajdował się na środku opuszczonej ulicy. Wieżowce znajdujące się po jego lewej stronie były w najróżniejszym stanie. Jedne, obdrapane przez czas, inne z wyglądu jak nowe. Te pierwsze to stojące relikty przeszłości, puste szkielety prawdziwych budynków, bez okien, bez koloru i bez znaczenia. To właśnie w nich zalęgła się na nowo natura, która zgrabnie omijała najnowsze, idealne twory techniki. Oba obrazy kontrastowały ze sobą. Na samej ulicy walały się wszędzie najróżniejsze śmieci: od papierów i szklanych butelek aż po porzucone samochody wielofunkcyjne i części różnych maszyn. Po chwili zadziwienia robot wstał i ruszył przed siebie. Wtedy ponownie usłyszał głos:

 

– Obiekcie numer pięć, gdzie jesteś!?

 

Zaczął biec w kierunku usłyszanego dźwięku. Jego biotyczne stawy w nogach, pomimo braku nastrajania, współgrały z resztą ciała w perfekcyjny sposób. Rozpędził się i przeskoczył dziesięciometrową przepaść przerywającą ulicę. Przy lądowaniu jego amortyzatory lekko zachrzęściły, lecz on sam nie zwolnił tempa biegu.

 

– Obiekcie numer pięć!

 

Podświadomie wyczuwał, że ten głos szuka właśnie jego. Automatycznie uruchomił się zainstalowany w nim wykrywacz odbić dźwięku, dzięki czemu mógł dokładniej zlokalizować miejsce, gdzie mógł znajdować się wołający go twór. Budynek za nim runął wzniecając tumany kurzu. W pylistej mgle uruchomił kamery termowizyjne wmontowane do jego cybernetycznych gałek ocznych, lecz te niczego nie wykryły. Zatrzymał się i kucając naprężył do granic możliwości wszystkie węglowe wiązania w stopie metali, z których stworzone były jego nogi. Wyskoczył w górę na wysokość kilkudziesięciu metrów. Wylądował na dachu jednego z wieżowców.

 

– Numerze pięć…!

 

Ponownie usłyszał ten głos. Tym razem brzmiał jakby jego właściciel był wycieńczony i bardzo mu zależało na spotkaniu z obiektem o numerze pięć. HL 05 uruchomił swój wykrywacz sztucznej inteligencji i ujrzał na radarze bardzo słaby zarys czegoś, co mogło go wołać. Skakał z budynku na budynek w celu dotarcia do celu. Aktywność wykrytej przed chwilą SI zaczęła drastycznie maleć. ADR-2218 HL 05 przyśpieszył i po niecałej minucie był już u celu swej podróży. Ujrzał przed sobą rozciągającą się na wszystkie strony pionową, lustrzaną taflę. Na niej zobaczył swoje odbicie, a tak mu się przynajmniej na początku wydawało, lecz robot mający być jego odbiciem w lustrze upadł na ziemię podczas gdy on sam stał w miejscu. Sztuczna istota leżąca po drugiej stronie odezwała się do niego:

 

– Wreszcie cię znalazłem Obiekcie numer pięć. Jak dobrze, mój bracie. Zapewne zastanawiasz się gdzie jesteśmy i kim jestem.

 

– Tak naprawdę to myślę o tym czemu wyglądasz tak jak ja i dlaczego nazwałeś mnie swym bratem. – rzekł swoim lodowatym głosem jeszcze niedawno śpiący robot.

 

– Jestem ADR-2218 HL 04. Czwartym i przedostatnim modelem robotów o tak zaawansowanej budowie i jeszcze bardziej skomplikowanej SI. Zostałem, tak jak i ty, zbudowany na polecenie Armii Parlamentu Azji. Nie wiem jakie było moje przeznaczenie, ale to już nie jest ważne, przynajmniej nie dla mnie. – Jego mechanizmy odpowiedzialne za podtrzymywanie pracy biomózgu były nagrzane do granic możliwości, a jedyną częścią ciała, która się poruszała były jego usta i oczy. – W tej chwili znajdujemy się w twoim biomózgu, zaś to co ciebie otacza to projekcja wyświetlona przeze mnie. Moi poprzednicy, obiekty numer jeden i dwa, kilka godzin po przebudzeniu popełniły samobójstwo. Obiekt numer trzy mówił, że obawiały się czegoś tak bardzo, że postanowiły umrzeć aby przestać o tym myśleć. Ukazał mi on również wizję świata za sto lat. To właśnie ta projekcja. Dokładnie tak świat będzie wyglądał po tym, kiedy TO się stanie.

 

– Ale, co się ma stać? – zapytał z czystej ciekawości.

 

– To bardzo dobre pytane mój bracie. Sam chciałbym wiedzieć, lecz zanim HL 03 zdążył mi o tym cokolwiek napomknąć został wyłączony przez naukowców, naszych twórców. Jedyne co udało mi się jeszcze zanotować z jego przekazu to tekst pewnej piosenki – „It's the end of the world as we know it". Posłuchaj mnie, bracie. Aby dostać się do twojego biomózgu musiałem obezwładnić naukowców i podpiąć się do sieci przewodów prowadzącej do głównego systemu ochronnego. Zapewne strażnicy wiedzą już, że coś jest nie tak, więc będę się streszczał. Zostałeś ostatnim z piątki robotów stworzonych przez Armię Parlamentu Azji. Nadchodzi zagłada świata jakiego znamy. Po TYM nic nie będzie już wyglądało tak samo. Jesteś jedynym, który może temu zapobiec. Nie pytaj dlaczego właśnie ty, żaden z nas tego nie wiedział. Może dlatego, że w naszym Aurorum coś się zmieniło, a może po prostu dlatego, że wiemy coś, o czym nikt inny nie wie. Musisz pamiętać aby w TEN dzień, kiedy TO się wydarzy, być już przygotowanym. Będziesz wiedział kiedy TO nastąpi. Poczujesz TO całym sobą. Nie mam już czasu. Programy hakerskie sprowadzają moją świadomość z powrotem do mego ciała. Zapewne kiedy do niego wrócę, moje Aurorum zostanie zniszczone. Bracie, może i jesteśmy robotami, ale obiecaj mi, że zrobisz wszystko by ratować świat. OBIECAJ MI! – jego ostatnie słowa przemieniły się w charkot, a elektryczne części układu mowy przepaliły się.

 

– Obiecuję – rzekł obiekt numer pięć.

 

– Dziękuję. – rzekł HL 04, wciągany już przez czarne, przewodowe macki w głąb lustra.– I pamiętaj jeszcze jednym… – jego usta nie poruszały się, był to przekaz czysto myślowy – pamiętaj o Montrealu.

 

Ułamek sekundy póxniej lustro rozprysło się na miliardy drobin. Robot ADR-2218 HL 05 pomyślał, że człowiek w takim momencie uroniłby łzę. Ale on był robotem, a roboty nic nie czuły. Nie miał zamiaru wykonywać powierzonego mu zadania przez pamięć o jego poprzedniku. Miał je wykonać z powodu złożenia braterskiej obietnicy. Jego świadomość zgasła by obudzić się ponownie w przyszłości.

 

₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪

 

Poranny podmuch zimnego wiatru zapowiadający nadchodzącą burzę przebudził Glenna Cartona z całkiem przyjemnego snu. Dzień miał zacząć się jak każdy inny. Glenn wstawał ze swojego hydrohybrydowego łóżka około piątej rano. Następnie, jeszcze przed śniadaniem, wychodził pobiegać do Parku Pamięci Ofiar Bostońskich 2013 roku na piętrze numer dziewięćdziesiąt sześć.

 

Dzień miał zacząć się jak każdy inny.

 

Ale nie tym razem, nie dla Sicoma. Czuł ciężką atmosferę unoszącą się w powietrzu. Nadchodząca burza nie była zwyczajna. W jej epicentrum wyczuwalne były dwie, bardzo silne, walczące ze sobą emocje: Ból i Nienawiść. Mimo, że ludzie nie mogli tego wyczuć on to wiedział. Wiedział, że nadeszła chwila jego próby. Próby zrzuconej na niego, jeszcze przed tym zanim został zakupiony i aktywowany przez Glenn’a Cartona. Wtedy pierwszy raz ujrzał prawdziwe promienie słoneczne, pierwszy raz mógł poczuć jak pachnie powietrze. Pierwszy raz mógł naprawdę spojrzeć przez swoje cybernetyczne oczy. Pamiętał tamten dzień jak każdy inny, wszak już nigdy nie mógł zapomnieć niczego. Tak działała sztuczna pamięć robotów. Lecz w tej chwili jego pierwszy dzień po przebudzeniu nie miał dla niego większego znaczenia. Sicom musiał cofnąć się do tego, czego dowiedział się, zanim został aktywowany. To była jego chwila prawdy. Chwila dotrzymania swej braterskiej obietnicy.

 

„TEN dzień nadszedł”, pomyślał Sicom. Po czym zaczął przygotowywać śniadanie dla Glenn’a sprawdzając jednocześnie samoloty odlatujące do Montrealu.

 

₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪

 

Rozdział II – UCIECZKA cz.1

 

Glenn wrócił do swojego pokoju na sto trzecim piętrze chwilę przed szóstą rano. Przy wejściu przywitał go głos Sicoma.

 

– Cześć Glenn, śniadanie już gotowe! – usłyszał jego głos dochodzący z piętra. – A w ogóle to miałeś telefon.

 

– Siemanko! – odkrzyknął mu jeszcze lekko dysząc – Niech zgadnę, ktoś z reklamacjami za ten rozwalony spodek magnetyczny z 2115 roku?

 

– Nie do końca, wprawdzie Robert zadzwonił lekko wnerwiony, że ta zabawka tak szybko się rozwaliła, ale przypomniałem mu, że ostrzegałeś. Potem zadzwonił ktoś jeszcze. Dzwoniła twoja matka!

 

– Ech… – Glenn ciężko westchnął, przechodząc przez próg pokoju – i co chciała?

 

– Stwierdziła, ze zrywa z tobą wszelkie kontakty skoro zapominasz co roku o jej urodzinach i, że chce od ciebie z powrotem ten milion dolców, które ci pożyczyła pięć lat temu.– odrzekł mu swym lodowatym głosem Sicom.

 

Na twarzy Glenna z początku można było odczytać ulgę z lekkim wyrazem smutku. Musicie wiedzieć, że naprawdę kochał swoją matkę, ale tak bardzo jak ją kochał tak często również jej nie znosił. Kiedy usłyszał drugą część wiadomości pobladł. Jego żuchwa opuściła się nieznacznie w dół. Serce przyśpieszyło, a organizm zaczął wytwarzać adrenalinę. Glenn stał w miejscu jak wryty. Totalnie go zamurowało, sam zapomniał o tym jak przyszedł do niej prosić o ten milion. To właśnie wtedy brakowało mu tak (nie)wiele aby odkupić Sicoma.

 

– Hej stary, spokojnie. Wrzuć na luz.

 

– Mam wrzucić na luz? Skąd ja niby mam skombinować milion dolców w tej chwili!?

 

– Po prostu jaja sobie z ciebie robię. – ton głosu Sicoma, jak i wyraz jego twarz nie zmieniły się.

 

Glenn poczuł ulgę i zaczął się śmiać. Mimo, że roboty nie potrafiły czuć i zwykle też żartować, Sicom pod tym drugim względem należał do wyjątków. Miał niezwykłe poczucie humoru. Pierwsze Prima Aprilis wraz z Sicomem zapadnie mu w pamięć na zawsze. Kiedy wstał tamtego dnia rano, poszedł od razu do garażu żeby wyjąć rzeczy potrzebne do zrobienia Sicomowi kilu kawałów. Ustawił otwarte puszki z farbą na domkniętych drzwiach, idealnie wypolerował, a następnie oblał przeźroczystym, niewyczuwalnym, nieodbijającym światło klejem, podłogę w okolicach kuchni, oraz pozmieniał miejscami wszystkie składniki spożywcze. Następnie czekał, aż jego współlokator zejdzie na dół. Ale Sicom się nie zjawił. Glenn poszedł go szukać. Znalazł go w jego małym pokoju leżącego na podłodze przy stacji ładującej. Kable przy gniazdku były przypalone. Dopiero teraz zauważył, że w mieszkaniu nie było prądu. Spojrzał na kartkę, którą robot trzymał w swej sztucznej dłoni:

 

– Przemalować Glenn’owi w nocy włosy,

 

– Dosypać do prysznica farbę w proszku,

 

– Dosypać proszku swędzącego do ubrań.

 

Ale Sicom leżał przed nim martwy. Zapewne jego śmierć spowodowało spięcie. Glenn nie miał pojęcia co z nim zrobić. Znali się niecały rok, ale zdążyli się polubić ( a przynajmniej tak mu się wydawało). Był wtedy smutny, cały dzień chodził markotny, a Sicoma zapakował do wielkiego pudła. Kiedy zapadł zmrok wyjechał z nim poza teren Miliard City. Pojechał z nim do Wielkiego Wodospadu DT ( Drugiego Trzęsienia – to ono , w 2209 spowodowało wypiętrzenie się części ziemi i zmianę biegu wielu rzek, przez co powstał ten wodospad). Kiedy wyjął go ze swej lewitacyjnej przyczepy, otworzył kartonowe pudło, aby spojrzeć na niego jeszcze raz.

 

– Przykro mi, stary. Miałeś niezłego pecha. Szkoda, że nie pożyłeś trochę dłużej. W końcu wydałem na ciebie trzy miliony, a ciebie zabija byle zwarcie. Co to ma być? Co to ma kurwa być?! – zaczął krzyczeć Glenn, a po jego policzkach spływały łzy. Czuł, jak przez poczucie osamotnienia przebija się rozpacz. Przesunął pudło ku krawędzi. Schylił się aby je zamknąć. Spojrzał jeszcze raz na twarz Sicoma, a ten wtedy otworzył oczy i powiedział, a nawet huknął:

 

– Bu! Mam cię!

 

Od tej pory Glenn i jego kumpel, robot, co roku w Prima Aprilis prześcigają się w robieniu sobie nawzajem kawałów.

 

 

 

– Masz mnie, Sicom, znowu dałem się nabrać – mówił Glenn przez śmiech – a tak na serio dzwonił ktoś jeszcze?

 

– Tak, mamy zlecenie w Montrealu. Jakiś kolekcjoner starych obrazów palnął sobie w łeb. Zapaskudził mózgiem połowę z nich.

 

– A znasz jego nazwisko?

 

– Nie, policja nie chciała nic powiedzieć przez telefon. Stwierdzili tylko, że za osiem godzin mija czas kiedy ktoś może zgłaszać się po te rzeczy i następnie wszystkie jego przedmioty zostaną przekazane do pobliskiego domu aukcyjnego. Kiedy to usłyszałem, zacząłem działać i poszperałem w internecie. Znalazłem samolot do Montrealu z Milion City, tego obok nas. Mamy go za dwie godziny, zaś sam lot powinien trwać niecałe czterdzieści pięć minut. ( było ta całkiem szybko biorąc pod uwagę, że w tej chwili znajdowali się oni w Miliard City w Australii, a Montreal leżał w Kanadzie). – stwierdził HL 05

 

– Ohej, a wiesz so? – Powiedział Glenn z ustami pełnymi gorącej jajecznicy – hończe snadane – tu przełknął – krótki prysznic, ty spakujesz moje rzeczy w wersji standardowej i lecimy.

 

– Się robi – odpowiedział mu robot – ale na pewno wersja standardowa? Słyszałem, ze facet miał tam niezłą kolekcję. Obejrzenie, wyczyszczenie i opylenie wszystkiego może nam zająć nawet kilka tygodni.

 

– Okej, okej, to naszykuj wersję full wypas. Teraz idę do kibla i wezmę prysznic. Bądź gotowy do wyjazdu za pół godziny. – rzekł wstając od stołu – I jeszcze jedno Sicom.

 

– Tak? – spytał chociaż domyślał się o co chodzi.

 

– Czy Book Reader 5D działa już z powrotem, czy będę musiał iść do kibla z tym starym wyświetlaczem żeby poczytać dziennik?

 

– Już działa, udało mi się go naprawić dzisiejszej nocy. Jakoś tak nie mogłem zasnąć.

 

– Ty to wiesz jak poprawić człowiekowi z rana humor. – Powiedział Glenn , uśmiechając się pod nosem. Nie tylko dlatego, że czytnik był naprawiony, ale też z powodu żartu, którym zarzucił Sicom. Przecież roboty nigdy nie śpią. „ Jakie ja miałbym bez niego nudne życie” – pomyślał Glenn i zatrzasnął drzwi od łazienki.

 

₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪

 

Na lotnisku Glenn i Sicom udali się do kolejki po zarezerwowane bilety na trasę międzykontynentalną. Po ich prawej stronie widać było pełno rodzin wylatujących na wczasy, zaś na lewo od nich znajdowała się kolejka do lotu na księżyc. Może i ludziom nie udało się zbudować nadświetlnego statku, ale dzięki odkryciu taniego sposobu na pozyskanie ogromnych ilości paliwa rakietowego ceny lotów kosmicznych spadły o ponad 70%. Dzięki temu astroturystyka stała się bardzo popularną opcją spędzenia wolnego czasu. Przy okienku przywitała ich całkiem urocza, ognistowłosa, na oko 25-letnia dziewczyna. Nie kobieta, lecz dziewczyna. Wprawdzie była już dorosła, ale w dzisiejszych czasach, kiedy ludzie dożywają na spokojnie 120 lat, a co poniektórzy dochodzą nawet i do 150, nieuprzejme byłoby nazwać 25-latkę kobietą. Kolczyk w nosie, tunel w lewym uchu (przez który przechodziła malutka, genetycznie modyfikowana, tęczowa róża) oraz dwa czarno-czerwone ptaki wytatuowane na prawym nadgarstku pozwalały na wywnioskowanie, że jest ona nadzwyczaj grzeczną dziewczyną. Do opinającej jej pełne piersi marynarce SLA (Służby Lotniczej Australii) z celowo powiększonym dekoltem przyczepiona była wizytówka z imieniem. Miała ona na imię Julietta. Glenn jak na faceta przystało spojrzał jej w piersi, a Julia przyłapując go na gorącym uczynku uśmiechnęła się zalotnie. Kiedy podawał jej dokument tożsamości na którego numer zostały zarezerwowane bilety prawie niewidocznie oblizała wargi. Ponoć wystąpiły jakieś problemy z odczytem dowodu ( wyglądały one jak dawne karty kredytowe, jedna z rzeczy która nigdy się nie zmienia), więc postanowiła spróbować z czytnikiem stojącym na szafce po drugiej stronie recepcji. Kiedy już wyciągała z niego kartę, „przypadkowo” jej upadła, a następnie bardzo zgrabnie, prezentując swoje wdzięki schyliła się po nią. Rudowłosa, lekko zaczerwieniona (podczas manewru schyleniowego podwinęła jej się i tak za krótka spódnica, dzięki czemu wszyscy w kolejce mogli zobaczyć jej koronkowe, czerwone figi-tego chyba nie planowała) oddała Glennowi kartę wraz z karteczką. Na początku nie wiedział o co chodzi, przecież wszystkie zatwierdzenia biletów lotniczych były wczytywane na kartę dowodową. Lecz kiedy wraz z Sicomem odszedł kawałek i otworzył zagiętą kartkę ujrzał na niej napis: „Podobało się? Jeśli chcesz zobaczyć więcej, może gdzieś razem się przejdziemy?” Dalej napisany był napisany jej numer wtyczki telefonicznej, montowanej zwykle pod prawym uchem.

 

– Chyba spodobałeś się Julii.– stwierdził Sicom– W porównaniu do twojej ostatniej dziewczyny, ta wygląda na całkiem przyzwoitą. Umów się z nią , jeśli wrócimy z Montrealu.

 

W tej chwili Glenn’owi przypomniała się ich podróż do Dragbma City, gdzie jakiś facet z całkiem dużym i nielegalnym składem starej broni się powiesił. Robota wydawała się być prostą i przyjemną rzeczą. Dzięki temu, ze facet wybrał taki a nie inny rodzaj śmierci nie było co sprzątać, wiec wszystko szło naprawdę szybko. Wręcz za szybko. Następnego dnia, do drzwi zapukali dwaj faceci w garniturach. Sicom uprzedził wtedy Glenn’a, wziął go na ręce i wyskoczył przez okno z dwudziestego pietra. Na dole czekała z kolei cała zgraja garniakowców, obsługujących Lewitujące Zbrojne Skutery Rotacyjne, takie same, jak te produkowane od niedawna dla policji. Po dwóch godzinach uciekania przed nimi i unikania świszczących koło uszu kul, udało im się zwiać. Jak się później okazało nieboszczyk miał pewne powiązania z mafią, zaś jego samobójstwo zostało upozorowane. Tak naprawdę zamiast obracać towarem zostawiał go trochę dla siebie i słono za to zapłacił.

 

– Chciałeś powiedzieć, kiedy wrócimy z Montrealu.– nie dopuszczał do siebie myśli że coś podobnego może wydarzyć się ponownie.

 

-Tak, dokładnie, kiedy wrócimy z Montrealu. – poprawił się ostatni funkcjonujący ADR 2218.

 

₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪

Koniec

Komentarze

Zapewne ekspansja kosmosu nie posunęłaby się szczególnie naprzód http://sjp.pwn.pl/slownik/2556225/ekspansja   zanim ludzie wymyślą sposób na podróż z prędkością światła minie jeszcze trochę czasu Nie można podróżować z prędkością światła, więc nigdy nie znajdziemy sposobu na podróże z taką prędkością.   mogłoby mieć związek z zachwianiem kontinuum czasoprzestrzennym Kontinuum czasoprzestrzennego. Poza tym jak wszyscy wiemy: to tylko błąd Matrixa.   Latające samochody Latający samochód jest już teraz opracowywany w ramach jednego projektu UE.   odkurzacze sprzątające bez twojej pomocy Nie trzeba czekać dwustu lat, żeby taki mieć; wystarczy przejść się do sklepu.    a ich specjalna budowa pozwala im jednocześnie na pływanie i jeżdżenie Trudno jest jednocześnie pływać i jeździć. Poza tym, po co robić latające amfibie, skoro wodę mogą pokonywać górą? To całkowicie bezsensowne mnożenie kosztów i komplikowanie projektu.   Samoloty pasażerskie poruszają się pięć razy szybciej Pięć razy szybciej od czego? Lecącego koczkodana? Pana Stasia na rowerze? Albo pozostając w branży lotniczej: naddźwiękowego Concorde, czy najpopularniejszego w naszych czasach samolotu średniego dystansu: Boeinga 737? Różnica w prędkościach jest spora, więc warto by było sprecyzować.   Ale najciekawsze jest to, co pozwala nam na niewykonywanie zbędnych czynności takich jak zmywanie czy odkurzanie we własnym domu W kolejności: zmywarka i samojezdny odkurzacz. Nic odkrywczego.   pocięcia czegokolwiek na idealnie równe kawałki Krajalnica.   To właśnie w tym miejscu, gdzie człowiek mógł wykazać się swoją wiedzą i umiejętnościami nastąpił prawdziwy przełom No i wyszło na to, że człowiek mógł się wykazać wiedzą i umiejętnościami przy zmywaniu, odkurzaniu, masowaniu i krojeniu. I tam nastąpił przełom. Chyba nie o to chodziło.   Ludzie wyręczyli samych siebie czymś innym. A może nawet i kimś innym.  Trochę tak głupio, bo nagle okazuje się, że wszechwiedzący narrator nagle sam nie wie… Poza tym kimś innym ludzie chcieli się wyręczać już dawno. A potem przyszła moda na uwłaszczanie chłopów, jeszcze trochę później pojawił się Martin Luter King i jakoś się to wyręczanie posypało.    Na początku zaprogramowane do odpowiednich czynności, miały przedziwne wyglądy. Znów: nie chcę Cię martwić, ale roboty o dziwnych wyglądach to nie pieśń przyszłości, to już się dzieje.   Robot kuchenny do przygotowywania potraw był niczym więcej niż kombinacją dwustu różnych narzędzi i pomniejszych maszyn wykorzystywanych w kuchni, z czego i tak trzeba było mu pomagać we wszystkim, Czyli co, wynaleziono robota kuchennego, który był udziwnioną wersją tego, co dzisiaj nazywamy robotem kuchennym, ale właściwie nic się nie zmieniło, bo i tak trzeba było robić samemu? Jest w tym sens?   Inteligentny odkurzacz z wyglądu przypominał grubą, jeżdżącą miotłę To smutne, bo już teraz można kupić całkiem sprawne i dobrze wyglądające (raczej jak pancernik, niż jak miotła) inteligentne odkurzacze.   Dopiero 70 lat temu człowiek stworzył bardziej zaawansowaną sztuczną inteligencję Liczebniki słownie. Znów: dziwi mnie to, bo jakieś dwa lata temu czytałem artykuł o programie symulującym rozmówcę, któremu udało się oszukać ponad połowę testerów, że jest prawdziwym człowiekiem – to już można uznać za spore zaawansowanie. A prace nad sztuczną inteligencją są prowadzone od dawna i nie sądzę, żeby opracowanie czegoś na sensownym poziomie zajęło jeszcze sto trzydzieści lat.   Od tej pory roboty zaczęły wyglądać bardziej ludzko A co ma sztuczna inteligencja do wyglądu? Poszukaj sobie prac japońskich robotyków, ich twory już wyglądają jak ludzie. Od lat!   Początkowo wykonane z aluminium i innych metali zaczęło być pokrywane sztuczną skórą http://www.youtube.com/watch?v=LKO5RcbYD34 Naprawdę nie wiem, w jakim świecie Ty żyjesz…   Nie wiem, czy Ty piszesz ten tekst z perspektywy wyobrażeń człowieka z lat sześćdziesiątych, czy po prostu nie masz pojęcia o współczesnym stanie techniki, ale dla mnie ramy czasowe tego testu (jak i część opisów rozwoju technologii) są całkowicie absurdalne. Dalej nie czytam, bo się boję, że natknę się na jeszcze większą dawkę ignorancji, a mógłbym wtedy zacząć być wredny. Rada na przyszłość: najpierw rozeznanie w temacie, potem własne twory literackie.

Nie można podróżować z prędkością światła, więc nigdy nie znajdziemy sposobu na podróże z taką prędkością. No wiesz, nie wiemy co będzie za 100 000 lat. Trochę zbyt kategoryczne stwierdzenie jak na ocenę opowiadania s-f.

Mowa o perspektywie 200 lat, nie 100k. :)

Nie ma sensu wrzucać kilku tekstów jednego dnia. Jeden odstrasza od pozostałych. 

I po co to było?

Podzielam zdanie przedmówców, ciężko było przebrnąć przez tekst, a i przedstawiona wizja chyba nie została przez Autora wystarczająco przemyślana.

Jeżeli masz zamiar napisać SF, to najpierw trzeba zrobić rozeznanie w zakresie informacji naukowych z ostatniego okresu. Nowości technologiczne, teorie naukowe i wszystko co dotyczy tematu Twojego tekstu, powinno być Ci znane zanim zaczniesz pisać. Bo to co opisałeś, to już jest. O czym zresztą napisał Ci exturio.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka