- Opowiadanie: Astrades - Polowanie

Polowanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Polowanie

Mijał właśnie trzeci dzień odkąd myśliwy Dogan ruszył tropem samotnego jelenia. Uparcie, acz ostrożnie parł naprzód przez las w pogoni za tym stworzeniem. Nie zamierzał się poddać. Odpuściłby może, gdyby jeleń po prostu uciekł i zniknął gdzieś w gęstwinie, ale ten konkretny byk wydawał się kpić z myśliwego. Jakby specjalnie dawał za sobą podążać, ale gdy Dogan już był pewien, że zaraz ujrzy swoją zwierzynę za następnym drzewem, natykał się tam tylko na kolejne ślady. Zirytowany myśliwy szedł tylko wciąż dalej i dalej. Wyglądało na to, że także dzisiaj nic z tego. Nie upoluje jelenia przed zmrokiem. Zapadające ciemności szybko ukryły przed jego oczyma ślady racic oraz szczegóły otoczenia, zmuszając do postoju.

Nie mogąc podążać dalej, Dogan postanowił przenocować. Nie rozniecał ogniska, więc dla ochrony przed drapieżnikami, wspiął się na pobliskie potężne drzewo. Ułożywszy się, jak najwygodniej potrafił, na jednym z grubych konarów, zjadł część swego prowiantu, klnąc na tego przeklętego jelenia przy okazji. Nie zostało mu już wiele żywności. Jeśli szybko nie upoluje zwierzaka, będzie musiał zrezygnować z dalszej pogoni. Inaczej nie starczy mu jedzenia na powrót do chaty. Zaspokoiwszy głód i ugasiwszy pragnienie łykiem wody z bukłaku, zamknął oczy. Nocowanie na drzewie nie należało do najwygodniejszych, ale wkrótce przyszedł sen. Śnił mu się oczywiście ten przeklęty jeleń!

Gdy pierwsze ciepłe promienie słońca przebiły się przez baldachim z liści, Dogan się przebudził. Nie był wypoczęty, ale za to obolały, zły i jeszcze bardziej zdeterminowany. Zlazłszy z konaru, zaczął rozprostowywać mięśnie. Gdy jego ciało przestało wreszcie protestować po niewygodach nocy, ruszył w dalszą drogę. Nie minęło wiele czasu, jak znów podjął trop. Jeleń nie próżnował przez noc. Raz jeszcze myśliwy miał wrażenie, że byk robi sobie z niego zwyczajnie żarty, nie uciekając prostą drogą, a klucząc wśród drzew niemiłosiernie. Gdyby Dogan był chociaż mniej uważny, mógłby zgubić nie tylko zwierzaka, a również samego siebie w tym lesie. Niezrażony tą myślą myśliwy mijał kolejne drzewa, krzaki oraz chaszcze, starając nie nabrać na fałszywe tropy. Szedł dobrą drogą. Z każdym kolejnym krokiem mężczyzna czuł co raz mocniej, że zbliża się do swojej ofiary. Niewzruszony wszelkimi trudnościami jakie przysparzał mu las, podążał za śladami. Leciały godziny. Minęło południe, słońce przewędrowało ze wschodu na zachód i wkrótce znowu świat zaczął przybierać nocne barwy.

Dogan był zły. Jeleń zadrwił nawet z jego przeczucia, zapowiadające rychłą konfrontację. Zaczął się obawiać, że jeśli nie dopadnie tego zwierza dzisiaj, naprawdę będzie musiał uznać swoją klęskę i zawrócić. Jednakże myśli te były przedwczesne. Gdy tylko stanął u wylotu niewielkiej dolinki, która otworzyła się nagle przed nim, ujrzał z wielką ulgą to za czym gnał od prawie pełnych czterech dni. Jeleń stał tam jakby nigdy nic. Jakby pewien, że wyprowadził upartego myśliwego w pole, skubał sobie w najlepsze młode, smaczne pędy. Był to wyjątkowo dorodny okaz o pięknym, białym umaszczeniu i potężnym porożu. Mężczyzna podziwiał przez kilka chwil zwierzę, ale jego uroda nie odmieniła planów myśliwego. Wydawało się, że zwierze jeszcze nie zwietrzyło obecności Dogana, a ów zaczął się skradać w dół zbocza z łukiem w dłoni, starając omijać zdradzieckie gałęzie i kamienie. Nie zamierzał objawić swojej obecności najlżejszym nawet szmerem. Gdy znalazł się wreszcie w odległości dogodnej do strzału, oczyścił swój umysł ze wszystkich niepotrzebnych myśli, skupiając tylko na jednym. Na białym jeleniu. Sięgnąwszy po kołczan, wyjął z niego swą szczęśliwą strzałę o czarnych lotkach, po czym z modlitwą na ustach napinał cięciwę, powolutku do granic możliwości łuku. Wydawało mu się, że trwa to wieki, że byk w każdej chwili spostrzeże go i ucieknie w las. W końcu jednak był gotowy. Wypuścił strzałę. Pocisk pomknął ze świstem pomiędzy drzewami. Jeleń musiał wyczuć zagrożenie, bo spojrzał w stronę Dogana. Jednakże starzała dosięgła celu, chociaż ten zerwał się do biegu. Ugodziła w udo białego jelenia. Przerażone zwierze zachwiało się, ale parło dalej naprzód. Jednakże wystający z boku pocisk, wbity głęboko, mocno je spowalniał.

Nie czekając ani chwili, Dogan rzucił się, ile sił w nogach, w pogoń. Po tym wszystkim przez co musiał przejść, nie miał teraz najmniejszego zamiaru pozwolić białemu jeleniowi uciec i skonać gdzieś w krzakach. Zwłaszcza, że utkwiła w nim jego szczęśliwa strzała o czarnych lotkach. Teren nie sprzyjał bykowi. Sądząc, że jest bezpieczny, szukając ulubionych jelenich smakołyków zawędrował w dolinkę, z której jedno tylko było wyjście. Przeciwległy koniec kotliny kończył się wysoką stromizną, na które ranny jeleń nie mógł się wdrapać. Zwierzyna, chociaż wcześniej niby taka sprytna, znalazła się w potrzasku. Pewien swego zwycięstwa myśliwy, napiął łuk po raz drugi. Kolejna strzała trafiła w białą pierś. Tym razem pocisk powalił jelenia. Oddychał jednak jeszcze. Starał się podnieść, resztką sił walczyć desperacko z nieubłaganą śmiercią. Dogan, podchodząc do byka, ku swemu zdziwieniu poczuł żal iż coś tak pięknego spotyka koniec. Dobry myśliwy z litości nie pozwala męczyć się swojej ofierze, toteż szybkim cięciem noża zakończył cierpienia zwierzęcia. Teraz mógł się odprężyć. Wyczerpany przysiadł na ziemi, ale wiedząc, że zmrok się szybko zbliża, pozwolił sobie tylko na chwilę wytchnienia. Zaraz zajął się oprawianiem zdobyczy. Wyjął najpierw swoje, na szczęście nieuszkodzone, strzały. Chociaż był to tylko pocisk, cieszyło go iż jego szczęśliwa strzała o czarnych lotkach ocalała. Zasłużyła dziś, jak nigdy wcześniej, na swoje miano. Następnie, posługując się wprawnie nożem, zdarł piękną skórę, wyciął poroże, a na koniec zajął się ćwiartowaniem oraz dzieleniem na porcje mięsa. Po skończonej robocie wbił w ziemię nóż i zadowolony z siebie rozejrzał się po okolicy…

Jego radość natychmiast znikła, gdy zdał sobie sprawę, gdzie jest. Gnając nieubłaganie za jeleniem, wszedł bardzo głęboko w las. Za głęboko. Do tego nastała już noc. Dogana złapał trwoga, a w głowie zahuczały echem ponure opowieści znane wszystkim okolicznym myśliwym. Głębie lasu są tak niebezpieczne, że aż legendarne. Myśliwi i podróżnicy, a nawet rozbójnicy nie zapuszczają się w nie, bo niewielu stąd powraca żywym. Mężczyzna zaczął nerwowo lustrować okolicę wzrokiem. Wytężał słuch, chcąc wyłowić nawet najmniejszy szmer mogący zwiastować zagrożenie. I jak na zawołanie od strony zejścia do dolinki zaczęło bić dziwne, białe światło, a co jeszcze dziwniejsze, ono zbliżało się ku niemu! Dogan był w potrzasku, tak jak zabity przez niego biały jeleń! Nie miał pojęcia co robić. Wkrótce coś, okryte jakoby całunem światła, wyłoniło się z gąszczu, a serce myśliwego zaczęło ogarniać przerażenie, z każdym „krokiem” świetlistej istoty silniejsze. Nagle przez strach przebiła się iskierka odwagi, a nawet zmieniła się w płomyczek. -Nie, nie poddam się tak łatwo. Będę walczył o życie! –Myślał Dogan, sięgając po łuk. Strzelił w zbliżającą się światłość, ale pocisk odbił się, jakby trafiła na niewidzialny mur. Płomyk odwagi przygasł, kiedy mężczyzna sięgał po następną strzałę, ale jakaś niewidoczna siła wyrwała mu łuk z rąk. Z płomyka została ledwie iskierka. Chciał sięgnąć po wbity obok nóż, ostatnią szansę obrony, ale owa mistyczna siła uderzyła tym razem w niego, posyłając w powietrze. Został przyparty do drzewa, a odwaga wraz z nadzieją zgasły. Poddając się strachowi, mógł tylko obserwować, jak okryta światłem istota staje przed nim. Wydawało mu się, że to coś wpatruje się w niego intensywnie. Czuł, że wzrok stworzenia sięga dalej niż jego fizyczna powłoka, docierając do najbardziej intymnych fragmentów duszy. Badano go. Sprawdzano. -Czemu wtargnął do serca lasu? Dlaczego zabił święte zwierze? Czy jest chciwy i zepsuty? Czy pragnie czynić tu zło? -Istota odnalazła jednak wyłącznie szczere pragnienie przetrwania. Myśliwy zabijał tylko żeby przeżyć. Nie interesowały go wielkie dzieła. A za śmierć białego jelenia trzeba winić pychę samego byka. Dogan czuł się zawieszony w próżni, czekając na wyrok istoty światła. W końcu zapadł decyzja. Obca obecność opuściła jego umysł, a wtedy mężczyzna stracił przytomność.

Kiedy Dogan się obudził, czuł się okropnie wyczerpany i tak oszołomiony, jakby go ktoś młotem zdzielił po głowie. Minęła chwila za nim dotarło do niego, ze o to żyje, a nawet jest cały. Rozejrzał się. Była noc, prawdopodobnie tego samego dnia, ale znajdował się w zupełnie w innej części lasu. Po istocie ze światła oraz resztkach jelenia nie pozostał nawet ślad. Ze zdziwieniem odnalazł jednak białą skórę wraz porożem i workiem z mięsem. Myśliwy postanowił nie zastanawiać się nad tym wszystkim teraz. Podziękowawszy w myślach tajemniczemu stworzeniu za litość, w mig zaczął zwijać manatki i ile sił miał nogach uciekał z lasu. -Kiedy tylko stąd wyjdę, drogę do domu odnajdę bez trudu. –Pomyślał, nawet nie rozglądając się na boki.

Koniec

Komentarze

Ściana tekstu o polowaniu na jelenia. Piszesz stylistycznie w porządku, ale ten tekst jest nudny.

     On nie tylko jest nudny… On jest nieprawdopodobny. Przed 1939r. dzienna norma marszu polskiego zolnierza z pełnym wyposażeniem wynosila minimum dwadzieścia  – dwadzieścia pięć kilometrów. Cztery dni marszu – około osiemdziesięciu – stu kilometrów. A upolowanego jelenia trzeba jeszcze oprawić  i zanieść z powrotem….       Nie, proszę państwa, cztery dni polowania na jelenia w ciaglym marszu to bzdura.      Pozdrówko. 

Jestem świadom, że ten tekst jest krótki i słaby, ale niespodziewałem się nawet, że ktoś zwróci na niego uwagę i jeszcze doda komentarz. Cóż, dziękuję wam za krytykę. 

Jestem świadom, że ten tekst jest krótki i słaby Że się tak zapytam – to dlaczego publikujesz? Nie lepiej zaczekać, aż napiszesz tekst długi i dobry? (Ach, mamy właśnie na hyde parku temat m.in. o autorach zaznaczających, jakie to ich teksty są słabe).

Btw, ktoś pamięta, w którym numerze NF był ten tekst o myśliwym i jednorożcu? Bo autor mógłby go sobie przeczytać, bo to trochę… inne ujęcie polowania.

Że się tak zapytam – to dlaczego publikujesz?  Coś mnie podkusiło, by najpierw opulikować ten krótki tekst i zobaczyć jego krytykę. Niefortunna decyzja.

Naciąganie łuku do granic możliwości; żaden szanujący użytkownik łuku klasycznego nie robi tego swojemu sprzętowi. Nigdy. To grozi wypaczeniem ramion. Szczęśliwa strzała? Jeśli faktycznie by się do strzały przywiązał, nie używałby jej. Strzały lubią się łamać nawet przy celnym trafieniu. Poza tym po trafieniu jelenia serwujesz opis tego, jak zwierzę szukało jelenich smakołyków. Wychodz na to, że jeleń uciekł kawałek ze strzałą w udzie, po czym zaczął spokojnie konsumować.  Kotlina i dolinka to nie to samo, a używasz tych określeń zamiennie.

Nastepnym razem dopracuj, zrób research i dopiro potem wrzucaj – czytający od razu poczują się dowartościowani, że tak o nich dbasz :)   Znalazłam to opowiadanie – lipcowa NF "Oda myśliwego do przynęty". Pokazuje ono, jak nietypowo można ująć, wydawałoby się, strasznie oklepany wątek polowania, a nawet zrobić z niego istotę opowiadania. Bo u Ciebie zabrakło niestety jakiejś głownej idei, dlatego tekst wychodzi nudny. No i przydałoby się popracować nad logiką (przede wszystkim research i pilnowanie spójności) i może, hm, dodać kilka enterów? Bo tutejsze ślicze tło jest już wystarczającą przeszkodą, żeby odbiór jeszcze utrudniać. Powodzenia

Ten tekst posiada jedną zaletę: przedostatnia scena ze "świetlaną istotą", badającą motywy Dogana.

Trochę nudą, niestety, wieje od tekstu. Przeczytać i zapomnieć.   Pozdrawiam

Mastiff

Szkoda mi tego tekstu, tak samo jak tego jelenia… Czytałam z nadzieją, dopóki tekst się nie skończył. Kurczę, pomysł był, czytało się dobrze, bo i błędów nie było i wczuć się można w sytuację myśliwego, ale nie miałeś pomysłu na ten tekst. Poza tym za późno pokazałeś, że miejsce, w które trafił myśliwy jest owiane złą sławą. Trzeba było może wcześniej zarzucić kotwicę, dać jakiś znak, byłoby spójnej. Na plus siła przekazu, bo widziałam las, widziałam myśliwego i kotlinę – dolinę ;)    Kiedy myśliwy rani zwierzę, to się za nim nie rzuca w pogoń, tylko daje czas na skonanie w krzakach. Bo ranne zwierzę będzie się broniło, a to cholernie niebezpieczne…

Tak patrzę, że chyba średnio zrozumiale napisałam… Miałeś pomysł na opowiadanie, ale brak pomysłu, jak go fajnie zrealizować. Powędrowałeś najprostszą z możliwych ścieżek. Tego żaden czytelnik nigdy nie wybacza ;)

Nowa Fantastyka