- Opowiadanie: Adhar - KTOŚ

KTOŚ

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

KTOŚ

Pa­mię­tam pewną chwi­lę. Przy­szli do mnie i na­kło­ni­li mnie.

Tak. Na­kło­ni­li.

Po­czu­łem strach i nie­chęć do świa­ta. Wie­dzia­łem, że muszę się pod­dać.

Wiesz? Oni chcie­li mnie prze­wier­cić. Zmu­to­wa­ną wier­tar­ką z la­bo­ra­to­rium.

Wy­pro­du­ko­wa­li ją i zmu­to­wa­li. Ja­ki­miś trom­bo­cy­ta­mi.

Tak przy­naj­mniej mó­wi­li.

Nie wie­rzy­łem im.

Koleś! Prze­stań pła­kać! To nie boli!

Bo­la­ło.

Krzy­cza­łem.

Pła­ka­łem.

Zdra­dzisz nam wszyst­kie swoje ta­jem­ni­ce! Wszyst­kie! Grzecz­nie pro­si­my.

Rze­czy­wi­ście, pro­si­li grzecz­nie. Przez chwi­lę.

Czego ode mnie chce­cie? Ja nic nie wiem!

Pod­świa­do­mie wie­dzia­łem, że wiem.

Zo­staw­my go. Niech po­my­śli.

Zo­sta­łem sam. Pusty pokój i ja.

Za­czą­łem my­śleć.

Do­sze­dłem do wnio­sku, że chcie­li mnie spraw­dzić.

Zo­ba­czy­li ide­al­ne­go szpie­ga.

Tym szpie­giem byłem ja.

Przy­zna­ję, na po­cząt­ku się bałem, potem strach od­le­ciał ni­czym liść na wie­trze.

Przy­szli po raz ko­lej­ny. Z ze­sta­wem pytań.

Który ze­staw wy­bie­rasz?

Ten naj­lep­szy, naj­bar­dziej po­krę­co­ny.

Ile mia­łeś lat, gdy oka­za­ło się, że je­steś w ciąży?

Pod­chwy­tli­we. Je­stem szpie­giem, nie dam się.

Trzy­dzie­ści trzy.

Dwa­na­ście lat temu zja­dłeś obiad w mek­sy­kań­skiej knaj­pie. Dla­cze­go?

Bo byłem głod­ny? Nie. Bo zo­ba­czy­łem ładną kel­ner­kę? Nie. Bo mu­sia­łem? Nie.

Cho­le­ra! To oni mi za­da­ją py­ta­nia, nie ja sobie. Nie mogę po­gar­szać sy­tu­acji.

Śle­dzi­łem tam kogoś.

Kogo?

Wy­da­je mi się, że była to sto­no­ga, która miała zła­ma­ne nogi. Albo był to kro­ko­dyl.

Czego się do­wie­dzia­łeś?

Sto­no­ga? Kro­ko­dyl? Co to było?

CZEGO SIĘ DO­WIE­DZIA­ŁEŚ?

Spo­koj­nie. Myślę. Jeśli była to sto­no­ga, to do­wie­dzia­łem się, że świat upad­nie pod wła­snym cię­ża­rem. Jeśli kro­ko­dyl, to pre­zy­dent umrze.

Jaki pre­zy­dent? Ja­kie­go kraju? Imię, na­zwi­sko?

Nie wiem. Jakiś re­li­gij­ny.

Jaka re­li­gia?

Po­li­te­istycz­na.

Imio­na bogów?

Re, Ozy­rys, Anu­bis.

Znamy. Są mi­ło­sier­ni.

Są.

Ulu­bio­ny kolor?

Żółty. Lubię musz­tar­dę.

Tyle nam wy­star­czy. Wiemy kim je­steś.

Już po wszyst­kim?

A co byś jesz­cze chciał?

Prze­wier­ce­nie zmu­to­wa­ną wier­tar­ką.

Przy­kro mi. Pro­szę sobie to wy­obra­zić. Tak samo boli.

Wy­obra­zi­łem. Bo­la­ło. Krzy­cza­łem. Pła­ka­łem. Mó­wi­li, że to nie boli. Że to tylko mój umysł.

Nie wiem co chcie­li od mo­je­go umy­słu.

Pro­szę do nas za­dzwo­nić.

Kiedy?

Nie od­po­wie­dzie­li. Wy­szli. Zo­sta­wi­li mnie sa­me­go. W po­ko­ju o bia­łych ścia­nach.

Za­dzwo­ni­łem do brata.

Je­stem do­brym szpie­giem?

Pew­nie. Za­wsze byłeś do­brym szpie­giem. Pa­mię­tam, jak po­sze­dłeś do ogro­du są­sia­da.

Zo­ba­czy­łeś co robi.

Po­da­łeś potem tę in­for­ma­cję mnie.

Golił się. Chciał się po­zbyć drzew ro­sną­cych na twa­rzy.

Do­kład­nie tak. Muszę koń­czyć.

Jadę nad morze. Przy­jedź do mnie.

Pa.

Nie przy­ja­dę. Czuję, że mój brat jest z nimi w zmo­wie.

Jego wy­na­la­zek to zmu­to­wa­na wier­tar­ka.

Nie uci­szą mnie. Nigdy.

Ku­pi­łem książ­kę. Taką małą, zgrab­ną. W skle­pie obok.

Dziew­czy­na, która tam pra­cu­je po­wie­dzia­ła mi, że mam ładne oczy.

Oczy są ślepe.

Nigdy się nie za­ko­cha­łem w dziew­czy­nie. Bo je­stem ślepy.

Za­wsze jak wy­łą­cza­ją świa­tło, ślep­nę.

Ma pan pięk­ne oczy. Duże, do­rod­ne.

Po­pro­szę książ­kę.

Nie sły­szał pan? Pań­skie oczy…

One nie widzą. Nie mogą być pięk­ne.

Są.

Ona też z nimi współ­pra­cu­je. Widzę to po jej oczach.

Całe szczę­ście był wtedy dzień.

Wolę noc. Mogę się cho­wać.

Mam świa­do­mość, że mnie nie znaj­dą.

Pro­szę pana. Pro­szę od­dy­chać głę­bo­ko.

Ba­da­li mnie.

Od­dy­cha­łem. My­ślisz, że mogli mnie zi­den­ty­fi­ko­wać po­przez od­dech?

Od­waż­niej.

Czu­łem, że dok­tor jest od nich. Czu­łem jego za­pach.

Pach­niał trom­bo­cy­ta­mi.

Mu­si­my pana wy­słać do pew­ne­go ośrod­ka.

Wy­pi­szę panu skie­ro­wa­nie.

Skie­ro­wa­nie? Ośro­dek?

Chcą mnie znisz­czyć.

Osta­tecz­nie.

Gdzie jest ten ośro­dek?

Nad mo­rzem.

Spo­tkam brata. Nie chcę tego.

Brat panu po­mo­że. Od­pocz­nie pan.

Nikt mi nie po­mo­że. Nikt mnie nie ro­zu­mie.

Brat pana ro­zu­mie.

Po­je­cha­łem. Po­cią­giem.

Kiedy byłem mały zo­sta­łem po­trą­co­ny przez po­ciąg.

Prze­cho­dzi­łem na zie­lo­nym świe­tle.

Potem ciem­ność.

Szpi­tal.

Kiedy byłem na­sto­lat­kiem wpa­dłem do wul­ka­nu.

Mia­łem przy sobie nóż.

On mnie ura­to­wał.

Za­czął się na­grze­wać, a potem wy­le­ciał ze mną z wul­ka­nu.

Był zbyt roz­grza­ny.

Pu­ści­łem go.

Potem ciem­ność.

Szpi­tal.

Kiedy mia­łem dwa­dzie­ścia sześć lat, po­le­cia­łem na Księ­życ.

Bar­dzo przy­jem­ne miej­sce.

Chłod­ny po­wiew wia­tru sło­necz­ne­go.

Raj.

Po­śli­zgną­łem się na skór­ce od ba­na­na.

Spa­dłem w prze­strzeń ko­smicz­ną.

Ciem­ność.

Szpi­tal.

Już noc. Pro­szę wszyst­kich pa­cjen­tów o po­ło­że­nie się do łóżek. Zaraz zga­si­my świa­tła.

Ciem­ność.

Szpi­tal.

Koniec

Komentarze

Tro­chę mnie za­cie­ka­wi­ło, ale cały czas li­czy­łem, że za­koń­cze­nie mnie bar­dziej za­sko­czy.

Hm, za­cie­ka­wi­ło, ale koń­ców­ka nie prze­ko­na­ła – tak jak wyżej.

Mee!

Fju, fju, po­wie­dział wró­be­lek. Ale odlot ;) Chyba mi się po­do­ba­ło? Choć fakt, wrzu­casz czy­tel­ni­ka do roz­pę­dzo­ne­go po­cią­gu, żeby bez­piecz­nie od­wieźć go na sta­cję…

Byłem. Prze­czy­ta­łem. Od­mel­do­wu­ję się – :-) – nie z mojej pa­ra­fii ten tek­ścik…

Prze­czy­ta­łam. Nie zro­zu­mia­łam.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Bo­ha­ter myśli o sobie jako o fa­ce­cie – koń­ców­ki …łem, a py­ta­ją się o to kiedy był w ciąży… hm. Takie tam… ma­ja­cze­nia świra.

Taki sobie w miarę cie­ka­wy tek­ścik o spo­rym stę­że­niu sza­leń­stwa i abs­trak­cji. Do prze­czy­ta­nia.

Nowa Fantastyka