
Opowiadanie pisane na konkurs "Prze-tworzenie". Po licznych uwagach czytelników na temat otwartego zakończenia doczekało się kontynuacji.
Opowiadanie pisane na konkurs "Prze-tworzenie". Po licznych uwagach czytelników na temat otwartego zakończenia doczekało się kontynuacji.
– To tutaj, panie przodowniku.
– Dziękuję, posterunkowy.
Zwłoki robotnika wciąż tkwiły w załomie skalnym.
– I żadnych oznak walki?
– Nic. W ogóle żadnych śladów na ciele, panie przodowniku, co najwyżej jakieś drobne otarcia. Przyczyna śmierci nieznana.
– Dziwne…
– Panie przodowniku, myśli pan, że…
– Ja nic na ten temat nie myślę, posterunkowy. I wam też nie radzę.
***
Guali krzątał się po laboratorium. Właściwie nie miał powodów do narzekań, mimo że pracę w tym miejscu uważano za dość surową karę. Nie potrafił potakiwać swoim ograniczonym przełożonym? Więc tu właściwie żadnych nie miał. Raz na szesnaście dni wysyłał Kathegetowi raport z postępów w badaniach, jeszcze rzadziej otrzymywał od niego jakieś polecenia lub pytania. Niezwykle komfortowa sytuacja. A że wszędzie tu panowało straszliwe zimno? Cóż, żadne miejsce nie jest doskonałe. Za to jakie możliwości stwarzała lekka woda! Każdy helon byłby zachwycony.
Od jakiegoś czasu Guali badał właściwości i zastosowania soczewek z zestalonej lekkiej wody. Mimo chłodu, błyskawicznie topniały, ale i tak emocje odkryć powodowały, że mięśnie brzuszne mocno naciskały na plastron. Nawet młodziutcy heloni wiedzieli, że dzięki soczewce można uzyskać powiększony obraz. Rzadko kto słyszał jednak o zestawianiu więcej niż jednego kawałka zamarzniętej wody. Czego jak czego, ale lodu Gualiemu nie brakowało, więc eksperymentował z różnymi kształtami i kombinacjami.
Codziennie zakładał niewygodny strój chroniący przed szkodliwą lekką wodą i udawał się do złóż lodu. Oddzielał duży kawał, a potem pracowicie rzeźbił zaplanowane modele i gładził je strumieniami wody, aż uzyskał pożądane formy. Ostatnio interesowały go głównie przezroczyste soczewki. Po otrzymaniu zestawu o odpowiednich kształtach, mógł przez jakiś czas oglądać cuda.
Wszędzie dookoła znajdowało się pełno drobniutkich stworzonek. I przed Gualim nikt ich wcześniej nie widział; nie dawały się dostrzec gołym okiem, ani nawet przez zwykłą soczewkę. Ale miały swoje własne, fascynujące życie. I niezmierzone bogactwo form, jakich młody helon dotychczas nie miał okazji zaobserwować, nawet w ogromnym i zasobnym Ifalopolis.
***
– Nasz patrol znowu natknął się na zwłoki.
– Jak to znowu?
– Nie słyszałeś? Wczoraj jedne, a dzisiaj aż cztery. Sami ergatesi.
– Zarżnęli i nie zeżarli? Niewiarygodne!
– I słusznie, bo wcale nie zarżnęli. Nie wiadomo, w jaki sposób zginęli, żadnych oznak przemocy.
– No to pewnie he…
– Nie wygaduj bzdur! – Policjant rozejrzał się czujnie. – To nie mógł być on. Ciała leżały w małej jamce, na końcu długiego korytarza. Nikt z wyższych ras by się tam nie zmieścił. A przynajmniej żaden dojrzały osobnik. Musieliśmy użyć ekulosa, żeby wyciągnąć zwłoki. I pamiętajmy, że sąsiadom z madreporowca nic się nie stało. Ale w tym samym bąblu znaleźliśmy jeszcze szczątki dwóch ergatesów. Mocno napoczęte.
– Otrucie?
– A kto to może wiedzieć? Weź i dogadaj się z ekulosem, jaką pozycję robotnicy przyjęli w chwili zgonu. Ten nasz bydlak to tylko aportować potrafi. Oczywiście, rozpatrujemy i taką możliwość.
– Macie już jakichś podejrzanych?
– Jeszcze za wcześnie, ale na pewno w końcu kogoś dorwiemy.
– Cholera, szef mnie wzywa. Jak dowiesz się czegoś nowego, to daj znać. Bardzo mnie zaintrygowałeś. Do zobaczenia!
Policjanci się oddalili. Po chwili od ściany odkleił się maleńki parapaj. Delikatnie, na pozór bez ruchu, jak to mieli we zwyczaju członkowie tej rasy, przemykał wzdłuż fasady. Jego skóra wciąż naśladowała pomarańczową, ciemno nakrapianą powierzchnię grzybnikowca. Gdyby się nie przemieszczał, trudno byłoby go dostrzec. Jak każdego parapajskiego szpiega.
***
– Słyszała pani? Policja złapała szaleńca zabijającego ergatesów!
– Niesamowite! A co mu zawinili robotnicy?
– A kto tam zrozumie pomylonego? Ale ponoć do wszystkiego się przyznał. Egzekucja w południe.
***
Zebrał się spory tłum mieszkańców Ifalopolis. W końcu takie wspaniałe widowisko nie trafiało się codziennie.
W samo południe zjawił się Wielki Heliks wraz z małżonką. Wszystkie damy natychmiast zauważyły, że połowica władcy ma na sobie nową biżuterię z masy perłowej. Jakiś zręczny astakos musiał długo pracować nad delikatnymi i pięknymi ażurami.
Niedługo później na plac wciągnięto skazańca. Okazał się nim młody hemisferos. To tłumaczyło, dlaczego na ofiarach nie znaleziono śladów przemocy. A teraz bandyta miał się spotkać ze znacznie groźniejszymi parzydełkami… Dwóch rosłych oktopodów w ochronnych ubraniach wepchnęło winowajcę do przygotowanej klatki i zaryglowało starannie główny otwór. Teraz pozostawało tylko jedno wyjście z małego więzienia – wprost na Aleję Ukwiałów.
Teoretycznie, skazaniec mógł próbować uciekać w górę. Dlatego w egzekucjach zawsze uczestniczył Wielki Heliks, który w razie konieczności korzystał ze swojego strasznego talentu i w niewytłumaczalny sposób, z dużej odległości, zabijał umykającego osobnika. A czasami i kilku gapiów, u jeszcze większej ich liczby powodując krótki, lecz bardzo silny, ból. Zapobiegliwi ifalopolitańczycy zachowywali pełen szacunku dystans. Także policjanci spiesznie odsunęli się od klatki.
Hemisferos tkwił bez ruchu w środku zamknięcia. Kontakty z służbami porządkowymi zdecydowanie nie wyszły mu na dobre; przezroczysta epiderma w kilku miejscach została rozerwana, brakowało co najmniej jednego płatu gębowego. Zabójca miał do wyboru pewną śmierć, zadaną przez Heliksa, albo bardzo małą szansę, że przedostanie się żywy przez Aleję. W metropolii powszechnie wierzono, że jeśli zapadł niesprawiedliwy wyrok, to ukwiały nie skrzywdzą skazańca. Ci spośród mieszkańców miasta, którym zdarzył się konflikt z surowym prawem, niemal zawsze wybierali ryzyko kontaktu z parzydełkami.
Winowajca czekał na odpowiedni moment, a tłum falował niecierpliwie. Wreszcie skazaniec wyprysnął z klatki. Stosowano różne strategie – niektórzy płynęli środkiem Alei, inni woleli przemknąć się bokiem, zazwyczaj nisko, tuż przy podeszwach ukwiałów. Tak też postąpił hemisferos. Udało mu się dotrzeć do czwartego zwierzęcia po prawej.
Widowisko się skończyło. Obyło się bez interwencji Wielkiego Heliksa. Policjanci zabulgotali z ulgą. Gdyby władca został zmuszony do podpłynięcia w pobliże zabójcy, mógłby przypadkiem wyczytać zbyt wiele z jego myśli.
***
Spotkania Rady metropolii odbywały się w Grzybnikowcu Heliksów – najstarszej i najokazalszej budowli w mieście. Ze szczytu roztaczał się wspaniały widok na całe, skąpane w błękitnym świetle, Ifalopolis. Dostojne (acz znacznie mniejsze od siedziby władcy) grzybnikowce pyszniły się rozmaitymi kolorami. Na granicy centrum, od strony zachodniej, bezrozumne koralowce wznosiły pod nadzorem oktopodów kolejne gmaszysko. Miejsca między budynkami wypełniały parki liliowców i wodorostów wapiennych ozdobione zachwycającymi rzeźbami z gorgonii i mózgowców. Wśród korali uwijały się miliony drobnych stworzonek, nie pełniących żadnej istotnej funkcji w mieście, lecz cieszących oczy bogatymi barwami. W oddali, na obrzeżach można było dostrzec potężne madreporowce, w których gnieździli się ergatesi i inne półinteligentne gatunki. Na północy złowrogą purpurą połyskiwała Aleja Ukwiałów.
Po kolei przybywali do komnaty przedstawiciele poszczególnych ras wyższych.
Pierwszy pojawił się oktopod Dinatos, szef policji. Zajął swoje ulubione miejsce – w kącie, aby nie tracić z oczu żadnego wejścia. Ułożył ramiona w sposób umożliwiający błyskawiczne wystartowanie w dowolnym kierunku i czekał.
Wkrótce ujrzał przybliżającego się Kataskopa. Okazje dokładnego obejrzenia parapaja nie trafiały się zbyt często. Przybysz respektował stary dekret jednego z poprzednich Wielkich Heliksów. Prawo głosiło, że przybieranie barw otoczenia w obecności władcy karane będzie śmiercią. I w przeszłości niejednokrotnie bywało bezwzględnie egzekwowane. Wszyscy wiedzieli, że heliksowie słabo widzą, a każdy despota musi cechować się podejrzliwością, jeśli zamierza panować dłużej niż dwa dni. Ale nie należało o tym myśleć. Podczas posiedzeń Rady parapaj starał się prezentować jaskrawe kolory niewystępujące w sali i nienaturalne wzory. Dzisiaj żółtą skórę pokrywały trzy szeregi czarnych kwadratów, a płetwy lśniły jasnym błękitem. Nikt nie wiedział, jaką dokładnie funkcję pełni tajemniczy Kataskop (ani nawet, czy na spotkaniach zawsze zjawia się ten sam osobnik), ale pozostali członkowie Rady zakładali, że, podobnie jak olbrzymia większość jego pobratymców, zajmuje się szpiegowaniem.
Następny przybył Katheget, najstarszy z miejscowych helonów. Jego skorupa urosła do takich rozmiarów, że nie mieścił się w niektórych otworach prowadzących do komnaty. Nie wydawało mu się to w niczym przeszkadzać. Sprawiał wrażenie osobnika starannie planującego każdy ruch.
Rwanymi skokami do sali zebrań wpłynął reprezentant hemisferosów, najbogatszy mieszkaniec Ifalopolis, kontrolujący niemal jedną trzecią miejskiego przemysłu. Przezroczyste ciało Emporasa emitowało delikatne, fioletowe światło. Właściwie, nie wiadomo, czy zakaz mimikry dotyczący parapajów, obejmował również inne rasy, ale jakoś nikt nie kwapił się, aby sprawdzać to na sobie.
Ostatni wkroczył astatos Jatrikos, w pośpiechu szczękając szczypcami i nerwowo machając licznymi odnóżami. Jak wielu członków swojej rasy, był cyrulikiem. Zróżnicowane szczypce oraz trzy pierwsze pary wyspecjalizowanych odnóży wydawały się stworzone do pielęgnacji innych rozumnych stworzeń. Kto wie, może niepokój Jatrikosa wynikał nie tylko z obawy przed spóźnieniem, ale również z plotek krążących po mieście.
Brakowało tylko tunatów. Z oczywistych względów – ci wspaniali wojownicy musieli bez przerwy pływać, aby się nie udusić. Nieustannie patrolowali obrzeża Ifalopolis, ale niemal nigdy nie zapuszczali się do gęsto zabudowanego centrum. W komnacie zebrań, czy jakiejkolwiek innej, czekała ich śmierć.
Kiedy już wszyscy zajęli miejsca, poruszyła się sterta wodorostów leżących na podłodze sali. Z alg wysunął się czarny, z pomarańczowym podgardlem, łeb Wielkiego Heliksa. Obecni mimowolnie zaczęli się zastanawiać, od jak dawna władca tkwił w komnacie. Od samego początku, czy dopiero przed chwilą przecisnął się przez jakąś szczelinkę? Wiadomo, że to niezbyt bezpieczny temat do rozmyślań, ale czasami nie można się powstrzymać. Mimo wielu pokoleń selekcji.
– Witam wszystkich na zebraniu Rady – usłyszeli w głowach obecni. A przynajmniej ci, którzy głowy posiadali. Nikt nie wnikał, gdzie hemisferos słyszał głos heliksa. – Wierzę, że pan Kataskop ma bardzo istotne informacje. Słuchamy.
– Przedwczorajsza egzekucja nie rozwiązała problemu. W mieście pojawia się coraz więcej ciał martwych ergatesów.
– Czy chce pan powiedzieć, że członek mojej rasy został niesłusznie oskarżony i stracony?! – zabulgotał gniewnie Emporas. – Domagam się sprawiedliwości.
– Wdrożę śledztwo. – Oktopod z irytacją zamachał dwiema mackami. – Obiecuję panu koledze, że winni zostaną ukarani.
– Obawiam się, że mamy tu znacznie poważniejszy problem niż krzywdzący wyrok – przerwał rodzącą się kłótnię helon. – Ile zwłok znaleziono?
– Osiem wczoraj i trzynaście dzisiaj. Ale możemy jeszcze nie wiedzieć o wszystkich. A trudno orzec, ile zjedli ci bezrozumni kanibale.
– To mi wygląda na początek zarazy.
Jatrikos twierdząco zamachał czułkami, popierając Kathegeta.
– Choroba? Czy atakuje inne rasy? – zainteresował się hemisferos.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– No to jeszcze nie jest tak źle – oświadczył z ulgą Emporas. – Kogo obchodzi kilkanaście czy kilkadziesiąt ergatesów?
– Straty kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset, miasto pewnie nie odczuje. Ale śmierć znaczącej części populacji byłaby katastrofalna – zaoponował helon.
– Sentymenty przez pana przemawiają! Być może musielibyśmy zrezygnować z niektórych luksusów, ale nie przesadzajmy. Cóż takiego ważnego ergatesowskie darmozjady wnoszą do naszej społeczności?
– Cóż wnoszą? Napędzają Wielki Kierat.
– I co z tego? Najwyżej na dwie oktady wstrzymamy produkcję pańskiego kochanego papieru algowego i przestaniemy dogrzewać parki – drwił przemysłowiec. – Ergatesi mnożą się w szaleńczym tempie i po kilku dniach ich liczebność wróci do normy. Poza tym, zawsze jeszcze mamy do dyspozycji energię z Prądu Południowego.
– Mój szanowny przedmówca raczył zapomnieć, że energię wykorzystujemy nie tylko do pomnażania jego majątku. Jeśli Wielki Kierat się zatrzyma, ustanie dotlenianie wód Ifalopolis. Wówczas będziemy zmuszeni do opuszczenia metropolii, prawdopodobnie na zawsze. W przeciwnym wypadku, podusimy się w ciągu dwóch dób. A Prąd Południowy pokrywa około jednej ósmej naszych potrzeb. Ponadto, nie mamy pojęcia, jak szybko rozmnażają się chorzy ergatesi. Rozsądniej byłoby założyć, że odbudowanie populacji potrwa dłużej niż pan suponuje.
– To rzeczywiście bardzo poważna kwestia – przemówił władca. – Do jakiego spadku liczebności musiałoby dojść, żeby zabrakło ergatesów do obsługi kieratu?
Helon zastanawiał się przez chwilę.
– Szacuję, że w przybliżeniu dziewięć szesnastych normalnej populacji to absolutne minimum.
– A gdybyśmy zrezygnowali z osobistych służących i skierowali ich do pracy na rzecz metropolii? – dopytywał się wyraźnie stropiony hemisferos.
– Gdybyśmy tego NIE zrobili, kłopoty zaczną się już przy jedenastu szesnastych.
– Panowie, radźmy, w jaki sposób możemy zapobiec takiemu dramatowi – poprosił Dimatos.
– Przede wszystkim należy poznać naturę choroby; skąd się bierze, jak długo trwa, jak często kończy się śmiercią, które osobniki są najbardziej narażone. W tym celu cyrulicy powinni zająć się zwłokami oraz zebrać jak najwięcej informacji od jeszcze żywych ergatesów.
– Mielibyśmy robić sekcje, badać, a może nawet leczyć bezmózgich ergatesów? – Jatrikos zaklekotał szczypcami z oburzenia.
– Tak, właśnie to miałem na myśli.
– Cyrulicy zajmą się tym problemem bezzwłocznie – rozwiał wątpliwości Wielki Heliks. – Coś jeszcze?
– Do następnego zebrania Rady przygotuję plan ochrony populacji ergatesów – obiecał Katheget.
– Powinniśmy poinformować o wszystkim ergatesów, zabronić im kanibalizmu, nakazać ostrożność… – zaproponował astatos, chaotycznie trzęsąc czułkami z agitacji.
– Tego zrobić nie możemy – stanowczo zaprotestował oktopod. – Robotnicy mają wystarczająco dużo rozumu, żeby się przerazić, a panika ogołoci miasto jeszcze szybciej niż choroba.
– Być może dałoby się zapobiec i panice, i beztrosce, gdyby tylko właściwe wskazówki dotarły do ergatesów. – Helon popatrzył znacząco na szpiega.
– Panie Kathegecie, parapaje zbierają plotki, a nie je rozsiewają!
– Wobec tego przejdźmy do następnej kwestii… – nakazał władca.
***
Ciągle znajdowano nowe ciała robotników. Coraz więcej ciał.
Wszyscy heloni, którzy choć trochę interesowali się życiem, próbowali poznać tajemnice rozprzestrzeniania się dolegliwości. Grzybnikowiec, w którym przechowywano dzieła zmarłych geniuszy, aż wibrował od gwałtownych naukowych sporów. Drobiazgowo analizowano wszelkie stare teorie na temat epidemii; od magii z jej przekleństwami, przez zaburzenia równowagi organizmu wynikające z niewłaściwej diety, do mitycznego eteru przenoszącego czynnik chorobotwórczy od jednego osobnika do drugiego. Katheget nie należał do wyjątków; również zgłębiał archaiczne traktaty, brał udział w dyskusjach, rozważał pomysły. Dodatkowo, próbował opracować sposoby na przyhamowanie spadku populacji ergatesów. Albo częściowego zastąpienia umierających robotników jakąś inną rasą. Nie miał czasu na zapoznanie się z raportem z Zimnego Laboratorium.
Kiedy wreszcie ujął w czteropalczaste płetwy zwój papieru od młodego Gualiego, nie posiadał się ze zdumienia. Te odkrycia doskonale dopasowywały się do niektórych teorii! Pozostawało jedynie przetestowanie kilku hipotez. Zdobył kilka ciał ergatesów i posłał na północ najszybszym dostępnym agelloidem.
Niecierpliwie czekał na odpowiedź. Kiedy nadeszła, zwołał nadzwyczajne zebranie Rady.
***
– Kathegecie, dlaczego zwołałeś Radę?
Niczyjej uwagi nie umknęła pogardliwa forma wypowiedzi. Najstarszy helon popadł w niełaskę Wielkiego Heliksa, który, delikatnie rzecz ujmując, nie przepadał za najdrobniejszymi nawet zakusami na jego uprawnienia.
– Doszły do mnie wieści o niezmiernie ważnym odkryciu, jakiego dokonał jeden z moich podwładnych. Odkrycie to pozostaje w ścisłym związku z dramatyczną sytuacją w mieście.
– Słuchamy.
– Zapewne słyszeli panowie o soczewkach z zestalonej lekkiej wody. Można dzięki nim uzyskać powiększony obraz. Otóż, jeszcze ciekawsze rezultaty daje zestawienie dwóch lub więcej soczewek. Wówczas widok zostaje przybliżony niejako dwukrotnie. – Katheget starał się dobierać słowa jeszcze rozważniej niż zwykle. Miał do czynienia z dyletantami, ale przekonanie ich do nowej wizji było niezmiernie ważne. – A to pozwala nam zobaczyć rzeczy tak małe, że wcześniej nie dało się ich dostrzec. Mój pracownik zaobserwował, że nawet w najczystszej wodzie unoszą się maleńkie stworzonka. Przyniosłem kilka sporządzonych przez niego szkiców. Zapraszam do zapoznania się z nimi.
Helon wydobył spod plastronu kilka pokrytych rysunkami arkuszy algowego papieru i przekazał je oktopodowi.
– Ciekawe wzory. Nieźle wyglądałyby takie rzeźby – zabulgotał parapaj.
– A co to ma wspólnego z zarazą wśród ergatesów? – zapytał sceptyczny hemisferos.
– Otóż istnieją prastare teorie, że choroba może w jakiś sposób przenosić się przez wodę pomiędzy osobnikiem zarażonym i zdrowym. Jeśli to prawda, to być może zarazę wywołują malutkie żyjątka zaobserwowane przez mojego podwładnego.
– Jeśli! Być może! Ściągał nas pan tutaj z powodu niepotwierdzonych wymysłów jakiegoś młodziaka?
– Niezupełnie. Poprosiłem panów o spotkanie z powodu niezależnego odkrycia, które może mieć ogromne znaczenie dla powstrzymania zarazy w Ifalopolis. Jeżeli hipoteza okaże się słuszna, to środki zaradcze same się narzucają. Koniecznie trzeba izolować chorych ergatesów od zdrowych. Panie Jatrikosie, czy poznaliście objawy choroby?
Cyrulik nerwowo zamachał czułkami.
– W ogóle nie znamy fizjologii robotników. Dotychczas nie widzieliśmy powodu, aby ją badać. Trudno porozumieć się z tymi imbecylami. Ale wiadomo, że skarżą się na bóle mięśni…
– To już jakaś informacja. Należy więc nie pozwolić obolałym ergatesom na kontakt z pozostałymi.
– Chyba pan żartuje! – oburzył się parapaj. – Przecież wtedy każdy z tych cwaniaczków powie, że coś go boli i nikt nie będzie pracował.
– No to po znalezieniu zwłok w madreporowcu, musimy zamknąć budynek i nie wypuszczać mieszkających w nim ergatesów.
– Wykluczone! – zaprotestował Dimatos. – Nie możemy sobie pozwolić na utratę kolejnych pracowników. Oni ciągle umierają i niedobór siły roboczej zaczyna być odczuwalny.
Większość zebranych poparła oktopoda.
– W takim razie powinniśmy natychmiast pozbywać się zwłok i w żadnym wypadku nie pozwalać ergatesom na ich dotykanie.
– Kto wobec tego miałby wyrzucać ciała? Może ja albo pan? – dopytywał się przemysłowiec. – To niedorzeczne!
– Jakiekolwiek inne niższe rasy. Musimy powstrzymać rozprzestrzenianie choroby – wyjaśniał helon.
– A czy w ogóle próbował pan potwierdzić swoje hipotezy? – zainteresował się Jatrikos.
Katheget zacisnął dziób z irytacją, ale kłamanie w obecności Wielkiego Heliksa mijało się z celem.
– Jeżeli moje założenia i wnioski są prawdziwe, mamy kilka prostych sposobów na powstrzymanie epidemii. Jeżeli okażą się fałszywe, nie stracimy wiele, wprowadzając proponowane kroki. Co do weryfikacji hipotez; wysłałem kilka próbek tkanki pobranej z ciał ergatesów do laboratorium. Guali, mój pracownik, poddał je wnikliwym badaniom. Wyniki nie są jednoznaczne. Mój podwładny zaobserwował obiekty, których nie widział nigdzie indziej, ale nie mamy pewności, że to one wywołały chorobę. Nie wykazują żadnej aktywności, prawdopodobnie zabiła je niska temperatura. Ale dopuszczamy również inne wyjaśnienia. Aby to sprawdzić, chciałbym prosić pana Dimatosa o dostarczenie ciał ergatesów zmarłych z innych przyczyn, do przeprowadzenia analizy porównawczej.
Policjant zerknął niepewnie na władcę.
– To dobry pomysł – heliks odpowiedział na niezadane pytanie. – Do czasu zakończenia badań i przetestownia hipotez nie widzę sensu wdrażania działań zaproponowanych przez Kathegeta. Wykorzystujmy znane i sprawdzone środki. – Spojrzał znacząco na cyrulika. – Jeżeli w Ifalopolis dojdzie do katastrofy, osobiście dopilnuję, żeby astatosi cierpieli bardziej niż inne rasy. – Zwrócił się ponownie do helona. – Miał pan przygotować plany ograniczenia spadku populacji ergatesów.
– Uważam, że należy poprosić tunaty, żeby posilali się głównie innymi niższymi rasami. Możemy również zwiększyć racje wodorostów i ślimaków wydawane ergatesom, aby przynajmniej nie umierali z głodu. Zapewne dobrze odżywione organizmy wykażą się większą odpornością na zarazę. Te działania powinny w znacznym stopniu przyhamować spadek, ale nie zatrzymają go całkowicie. Pomogłoby, gdybyśmy zlokalizowali dużą ławicę dzikich ergatesów i zagnali je do miasta. Ponadto, wraz z innymi helonami intensywnie poszukujemy innych rozwiązań najbardziej palących problemów. Jedna grupa zajmuje się konstrukcją natleniaczy pracujących w oparciu o alternatywne źródła energii, ale to dopiero faza projektowania, prototyp jeszcze długo nie będzie gotowy. Inny zespół próbuje znaleźć rasy, które mogłyby zastąpić naszych dotychczasowych pracowników, lecz to niełatwe zadanie. Wszystkie urządzenia, a w szczególności Wielki Kierat, zbudowano z myślą o właśnie tym gatunku i przy jakimkolwiek innym napędzie, dużo tracimy na wydajności.
– Właśnie! – Hemisferos aż podskoczył z emocji. – A nie możemy wykorzystać tunatów do napędzania? Przecież i tak muszą pływać bez przerwy.
– Nie. – Helon wydawał się nie żywić najmniejszych wątpliwości. – Kierat jest za mały, aby tunaci mogli poruszać się z konieczną dla ich organizmów prędkością bez zniszczenia urządzenia. Do tego dochodzi problem z upolowaniem dostatecznej ilości pożywienia w centrum metropolii.
– Dobrze – podsumował Wielki Heliks. – Pan Dimatos przekaże tunatom prośbę o niezjadanie ergatesów i poszukiwanie dzikich ławic, pańscy podwładni też powinni zwrócić na to uwagę, pan Emporas zorganizuje zwiększone porcje. Niech heloni kontynuują badania. Pana Kathegeta proszę o przetestowanie hipotez i przedstawienie wyników na najbliższej Radzie. I radzę nie zwoływać jej bez ważkich powodów. – Przestraszony badacz w niekontrolowanym odruchu schował niemal całe płetwy do skorupy. – To wszystko na dzisiaj.
***
Komunikacja między Ifalopolis a Zimnym Laboratorium nigdy dotąd nie przebiegała tak intensywnie. Agelloidy pokonywały tę długą trasę niemal codziennie. Katheget zbierał coraz ciekawsze informacje.
Guali porównał martwe tkanki zdrowych i chorych ergatesów. Tylko zarażone zawierały zaobserwowane przez niego wcześniej dziwne obiekty. Można więc było niemal przyjąć, że to one powodują chorobę. Ale może tylko z niej wynikały?
Przydałoby się przeprowadzenie nowych doświadczeń. Na przykład przebadanie tkanek pobranych od jeszcze żywych ergatesów. Och, to nie musiałoby być nic drastycznego. Według Gualiego wystarczyłaby odrobina śluzu, najlepiej od kilku różnych osobników.
Wspaniale byłoby móc utrzymywać przy życiu i na bieżąco obserwować owe zapewne chorobotwórcze obiekty poza organizmem nosiciela. Ale niestety – niska temperatura wydawała się zabijać tajemnicze żyjątka, a w wysokiej nie wytrzymywały soczewki. Heloni musieli ograniczyć się do odżywiania w metropolitalnych laboratoriach losowo pobranych próbek, a po kilku dniach – wysyłania ich Gualiemu do zbadania. Konieczność transportowania materiałów i wyników obserwacji na długim dystansie, straszliwie spowalniała prace. Często okazywało się, że w przekazanej hodowli w ogóle nie było poszukiwanych stworzonek. Czy oznaczało to, że pobrano ją od zdrowego ergatesa? Czy może coś w grzybnikowcu helonów zniszczyło malutkie czynniki chorobotwórcze, zanim zdołały się rozmnożyć?
Tyle pytań, a każdy dzień przynosił nowe. Czy każdy ergates, który miał styczność z zarażonymi pobratymcami, zaczynał chorować? Szybkość szerzenia się zarazy na to nie wskazywała. Od czego więc zależała odporność? Czy można ją jakoś sztucznie zwiększyć? Czy choroba może zaatakować także inne gatunki? A jeśli nie ta, to może następna? Gdyby zaczęły umierać wyższe rasy, odpowiedzi na te pytania byłyby cenniejsze od całego grzybnikowca pereł.
Zapewne pomogłoby przeniesienie miasta w jakiś chłodniejszy rejon, ale ta koncepcja została błyskawicznie odrzucona – koralowce nie mogły żyć w zimnej wodzie. Czy wysyłanie ergatesów na obowiązkowy wypoczynek gdzieś na północy ograniczyłoby zachorowalność? Czy też po powrocie natychmiast zarażaliby się od nowa? Czy wobec tego pomogłoby przegnanie wszystkich robotników jednocześnie (ewentualnie podzielonych na trzy-cztery grupy, żeby nie zatrzymywać Wielkiego Kieratu) przez jakiś lodowaty prąd? Te kwestie musiały poczekać na opanowanie obecnego kryzysu.
Z gąszczu zadawanych pytań i sprawdzanych hipotez powoli zaczynały wyłaniać się odpowiedzi. Katheget miał już niezłe pomysły na ograniczenie epidemii, ale sam nie mógł ich wprowadzić w życie. A bał się zwołać Radę. Wierzył, że wówczas Wielki Heliks zabiłby go jeszcze przed wysłuchaniem. Najprawdopodobniej wszyscy obecni zginęliby przy okazji. Kto wówczas mógłby zająć się rozwiązaniem problemu? Najstarszy helon załamywał płetwy i układał szczegółowe plany w oczekiwaniu na właściwy termin.
Tymczasem ergatesi umierali.
Jestem bardzo ciekawa, czy Jurorzy zaliczą mi taki steampunk bez steamu. Dożyjemy, zobaczymy. Co tam, i tak wymyślało się ciekawie. ;-)
Babska logika rządzi!
Było wkomponować w miasto kilka spektakularnych, podwodnych gejzerów i byłoby pary pod dostatkiem. ;)
Chociaż poczułem się lekko zagubiony w natłoku informacji o rasach i postaciach, czytało mi się przyjemnie. Jest malowniczo, jest klima. To trochę new weird (gdybym był w jury, jak najbardziej zakwalifikowałbym to opowiadanie do konkursu), trochę thriller medyczny (tajemnicza epidemia!) a trochę Spongebob Kanciastoporty (żart). Fabuła rozwija się interesująco, tylko jakby urywa się w połowie :/
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
O tym nie pomyślałam. Oj, braki w geologii ze mnie wychodzą. ;-)
Babska logika rządzi!
Para nie para, Ifalopolis ma w sobie coś z Nowego Crobuzon. Katheget zaś jest naukowcem, zupełnie jak Isaac der Grimnebulin w "Dworcu Perdido". A przecież to między innymi "Dworzec Perdido" zainspirował Prokris i Koika do ogłoszenia tego jakże ciekawego konkursu.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Przepraszam Jerohu, nie zauważyłam Twojego pierwszego komentarza. Będzie więc zbiorczo. Cieszę się, że przyjemnie mimo natłoku. Urwana fabuła – postanowiłam spróbować zakończenia otwartego. Można spekulować, co będzie dalej.;-) Porównania z "Dworcem Perdido" – no dobrze, przyznam się (póki nikt nie bije): nie czytałam (jeszcze) nic Mieville. Ale starałam się oddać klimat, który mi osobiście kojarzy się z tym okresem w historii. Myślę, że naukowiec to często pojawiająca się w literaturze postać. ;-) Aha, i dziękuję wszystkim za komentarze. Gdzie się podziały moje maniery!
Babska logika rządzi!
Ja się trochę uchylam od komentowania, bo Twój mokry i kolorowy świat, który mi się podobał, będzie konkurował z moim ponurym i bezbarwnym. ;)
Rozumiem, daleka jestem od potępienia. Miło, że świat się spodobał. Do Twojego jeszcze zajrzę (acz nie jestem pewna, czy przed spaniem). Ponury, ale już do piórka zgłoszony!
Babska logika rządzi!
Trochę ciekły ten steam ; ) Trochę się pogubiłem, ale tylko na początku, potem czytało się już dobrze i płynnie. Tylko urwało się tak mało elegancko : )
Braku pary jestem świadoma. Wydawało mi się, że nie można mieć wszystkiego. O urwaniu fabuły wspominał też Jeroh. Powtórzę, że chciałam poeksperymentować z otwartym zakończeniem. Bardzo możliwe, że nieporadnie. Jeśli tak, przynajmniej zapamiętam, jak tego robić nie należy. :-) Dziękuję za komentarz. :-)
Babska logika rządzi!
Chciałbym pogratulować autorce :-) Jedno z lepszych opowiadań, jakie w portalu czytałem. Więcej nie piszę, bo przygotowuję swój tekst do konkursu. Pozdrawiam serdecznie.
Przeczytałem i wypowiem się za parę dni. :) Nie ma to jak happy end! ;)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Pendragon, bardzo dziękuję, czekam na Twój tekst. :-) Koik, mógłbyś chociaż zasugerować, czy, Twoim zdaniem, załapuje się na steampunk? :-)
Babska logika rządzi!
Nad miastem (wysoko, wysoko) pewnie para wodna się unosiła. :) Ja za brak parowozu na bank nie zamierzam nikogo dyskwalifikować. Wkurzyłbym się, gdyby elektronikę ktoś wcisnął. Nie ma elektroniki, jest mechanika i ok. Dla mnie i ode mnie tyle. :) Klimat IMO jest,a resztę dopowiem przy ogłoszeniu wyników. Dziękuję za udział w konkursie.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Dzięki bardzo za opinię. Trochę mi ulżyło. Mam nadzieję, że pozostali jurorzy zgodzą się z Tobą. :-)
Babska logika rządzi!
Sobie siedzę na przerwie w pracy i czytam. Na razie tyle ode mnie :)
No to siedź sobie. A jak przeczytasz, to wypowiedz się na temat ewentualnej dyskwalifikacji. Dzięki.
Babska logika rządzi!
Finklo, przecież my jesteśmy ludźmi (jurorami) o dobrych sercach, chcemy żeby wszyscy nas kochali i pewnie wszystkie teksty nagrodzimy wspólnym, pierwszym miejscem ;)
Finklo – mieliśmy zrywać z konwencją i łamać schematy. :) A zgodnie ze słowami Koika, to moje opko się bardziej do dyskwalifikacji nadaje, bo u mnie elektroniki wcisnąłem że ho ho. ;)
Janie_Janku, juror o dobrym sercu? Dlaczego pomyślało mi się o oksymoronie? ;-) Juror powinien wzbudzać szacunek. Ale pierwsze miejsce, choćby i wspólne, mi się podoba. ;-) Unfallu, toteż w ramach łamania wepchnęłam miasto pod wodę. Oj, mam nadzieję, że obydwa nasze opowiadania zostaną zaliczone. Acz Twojego ciągle jeszcze nie czytałam. Dzisiaj to zrobię, obiecuję. Stworzyłeś bezbarwną elektronikę? To też chyba niekonwencjonalne? ;-p
Babska logika rządzi!
Z drugiej strony może nam– jurorom odbić i przyznamy tylko jedno wyróznienie.A mianowicie wyróznimy jakis komentarz :) Wiele jest ścieżek…
Niech zgadnę; komentarz któregoś z jurorów? ;-) Wyniki tego konkursu zapowiadają się ciekawie. ;-)
Babska logika rządzi!
Prokris nas wszystkich, wraz z jurorami, zdyskwalifikuje! :)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Siebie też? Zdziwniej i zdziwniej… ;-)
Babska logika rządzi!
Nazwiemy to paradoksem Prokris! :P:)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Może jednak dajmy jej szansę się wypowiedzieć, a dopiero później klasyfikujmy? ;-)
Babska logika rządzi!
Podobało się. Będzie ciąg dalszy?
Ciekawy tekst, dobrze napisany, z zakręconym pomysłem. Dzięki połączonej mocy opowiadań: Twojego oraz ostatniego autorstwa Ochy, dowiedziałem się, że nie lubię otwartych zakończeń. Dodatkowo – ale to zapewnie już tylko moje widzimisię – liczba mnoga od wyrazu "śmierć" brzmi koślawo. Ja zmieniłbym tytuł na "Zgony ergatesów", zwłaszcza że takie określenie dobrze wpasowuje się zarówno w śledztwo jak i epidemię. Pozdrawiam.
Sorry, taki mamy klimat.
Moje zakończenie nie było otwarte! Było zakończone, tak jak je sobie zakończyłam! Była kropka? Była! I już, uparciuchy:). A Twoje opowiadanie, Finklo, jest następne w kolejce. Pewnie wieczorem mi się uda:).
Ok, zatem nie lubię, kiedy czytelnika o zakończeniu informuje jedynie kropka i brak dalszego tekstu, a powinno – moim zdaniem – zamknięcie wszelakich wątków i doprowadzenie intrygi do finału, podszytego choć delikatnym wyjaśnieniem ewentualnych zawiłych motywów w sposób na tyle zawoalowany, aby czytający miał się za geniusza, Ocho! ;)
Sorry, taki mamy klimat.
Nie chcę spamować pod tekstem Finkli, dlatego też napiszę jeszcze tylko (spamując, oczywiście), że wytłumaczenie – z mojego punktu widzenia – takiego a nie innego zakończenia w tamtym nieszczęsnym tekście, zawarłam w odpowiedzi na pierwszy komentarz T.leny. Jestem ostatnio niestety przekonana o własnej nieomylności, która to spotyka się z masowym zdaniem odrębnym innych, co powoduje u mnie pewien dysonans poznawczy. Ale cóż – uparcie stwierdzam: to ja miałam rację! ;). Finklo, bardzo, bardzo Cię przepraszam. Następny mój komentarz będzie merytoryczny i odnosił się tylko i wyłącznie do Twojego tekstu. Pozdrawiam.
Dziękuję wszystkim za komentarze. :-) Exturio, nie wiem – początkowo wydawało mi się, że nie, ale vox populi zaczyna mnie trochę urabiać. Sethraelu, cieszę się z tych pozytywów. Zastanawiałam się nad zgonami. Wydaje mi się, że śmierć ma szersze konotacje. Według mojej kobiecej intuicji, zgon to raczej chwila odejścia – ten ostatni oddech, ewentualne drgawki, puste spojrzenie i już. A śmierć to także tęsknota i emocje żywych, niekiedy jakieś skutki społeczne czy ekonomiczne. Tak jak u mnie. Ale mogę się mylić. Jak by nie było – już po edycji. Ocho, ależ nie przejmuj się spamowaniem. Dopóki nie próbujesz mi niczego sprzedać ani nawrócić mnie na jakąś jedynie słuszną wiarę, wszystko jest w porządku. Czekam na ten merytoryczny komentarz i zastanawiam się, czy też będzie o otwartości zakończenia. ;-)
Babska logika rządzi!
No – TO się nazywa otwarte zakończenie! ;) Finklo, jestem pod wrażeniem Twojej wyobraźni. Opowiadanie czytało mi się naprawdę przyjemnie, mimo nałoku nazw, ras i czego tam jeszcze. Ja się w tak naszpikowanych informacjami tekstach gubię, tutaj też się parę razy pogubiłam. Najbardziej podobała mi się, jakby to nie brzmiało, scena egzekucji. Próba ukwiałów jako odpowiednik średniowiecznej próby wody mnie zauroczyła. Fajny wytwór nieskrępowanej wyobraźni:).
Czyli otwartość się pojawiła. :-) Cieszę się, że przyjemnie i mam nadzieję, że za każdym razem udało Ci się odnaleźć. To prawda – zamieściłam dużo informacji i to dość skondensowanych. Takie założenia konkursu; dużo ras, co gorsza, niestandardowych, a ja starałam się zamknąć w 30K. Scena egzekucji, powiadasz? Ty chyba faktycznie lubisz się trochę poznęcać nad bohaterami. ;-) Oficjalnie to była egzekucja, a nie próba. Ukwiały głodne… A że mieszkańcy miasta mieli na ten temat jakieś swoje mity, to inna sprawa. Chyba zawsze mają. Zdaje się, że w ludzkim prawie też było coś takiego – jeśli skazaniec przeżył trzy próby powieszenia czy ścięcia, to puszczano go wolno. A pierwowzorem Alei Ukwiałów była rosyjska ścieżka zdrowia. Tu chyba trochę obalam mit o własnej wyobraźni – często to wiedza, a nie fantazja. ;-)
Babska logika rządzi!
Scena egzekucji, powiadasz? Ty chyba faktycznie lubisz się trochę poznęcać nad bohaterami. ;-) ;-)
Sorry, taki mamy klimat.
Finklo, ja nie pisałam o próbie egzekucji, tylko "próbie ukwiałów", którą potraktowałam jako wariację na temat stosowanej w średniowieczu próby wody. Czyli wydaje mi się, skojarzenia w sumie miałyśmy podobne. I, drodzy Sethraelu, Finklo, nie, scena egzekucji nie podobała mi się dlatego, że zaspokoiła moją potrzebę sadyzmu, tylko dlatego, że tekst w tym momencie zwolnił, dał chwilę oddechu. Zrobił się taki… przestrzenny. :)
…Droga Finklo. Przeczytałem z zainteresowaniem tym bardziej, że i ja umieściłemswoją fabułę pod wodą. Ale mam dwa zarzuty: – po pierwsze zbyt duży natłok informacji przy zbyt wolnej akcji. – po drugie zbytnie odhumanizowanie opowiadania. Czytelnik malło się przejmuje istotami tak odległymi biologicznie od niego. Antropomorfizacja jest tu zbyt słaba. Zakończenie dość nijakie. Natomiast warsztat literacki – jeden z najlepszych na portalu. Pozdrawiam.
…Ponadto brak, moim zdaniem wyrazistego głównego bohatera z którym czytelnik wiązałby się emocjonalnie. To raczej panorama ras, typów i skrótowy przegląd żyjących organizmów, czyli taka intelektualna zabawa.
Dziękuję za nowe komentarze. :-) Sethraelu, fajnie, że rozbawiłam. Śmiech to zdrowie. ;-) Ocho, z grubsza wiem, czym była próba wody czy inne ordalia. Rozumiem Twoje skojarzenia. Podałam moją genezę tak dla jasności. No dobrze, mi też podobała się scena egzekucji. Ale ze względu na możliwość pokazania czytelnikowi stosunków w mieście oraz oswojenia go z kilkoma rasami przed nadchodzącą wyliczanką. Ryszardzie, no cóż, ortografię jako tako znam, procesu budowania tekstu z cegiełek innych niż językowe dopiero się uczę. Dzięki za uwagi, na pewno się przydadzą w przyszłości. Z natłoku informacji już się tłumaczyłam. Co do odhumanizowania – organizatorzy konkursu chcieli cudacznych ras. Coś tam z człowieka moje twory mają (od własnej natury i kultury jeszcze nie potrafię uciec), ale fakt, że niewiele. Brak głównego bohatera – no popatrz, nawet o tym nie pomyślałam.
Babska logika rządzi!
Nie podpadajmy organizatorom! ;)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
O rany, już podpadłam? No to pozamiatane, nawet nie ma się co tłumaczyć, że wcale nie chciałam krytykować organizatorów… ;-)
Babska logika rządzi!
A ja jeszcze chciałam dopytać: dlaczego starałaś zamknąć tekst w 30 tys. znaków? Z tego, co kojarzę, nie było ograniczeń objętościowych. Więc – po co się ograniczać? :)
Ostatecznie nie było oficjalnych ograniczeń. Ale pierwotnie ci ludzie, którym bardzo nie chcę podpaść, zaproponowali bodajże 20K. Nie dałam rady się w tym zmieścić, ale tak, ambicjonalnie, chciałam przynajmniej daleko nie odchodzić. Jeszcze jakieś pytania?
Babska logika rządzi!
Na początku, przez parę chwil, były i może Finkla tym się kierowała. I nikt nikomu nie podpadł, a dla uspokojenia dodam, że opowiadanie mi się podoba. W dodatku wszystkie zaprezentowane nam do tej pory trzymają poziom. Wysoki – co najbardziej mnie cieszy. :)
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Nie, Finklo, już żadnych.
Koiku, Ocho – ufff! ;-)
Babska logika rządzi!
Moim zdaniem opowiadanie to ma dwie istotne wady. Po pierwsze, czytelnik od razu zostaje wrzucony na głęboką wodę (dwuznaczność niezamierzona =D), dopiero potem otrzymując jakiekolwiek wyjaśnienia na temat świata przedstawionego i występujących w nim ras. Początkowe fragmenty wyobrażałem sobie zupełnie inaczej i te wyobrażenia nie miały nic wspólnego z podwodnym miastem (co sprawiło, że za pierwszym razem kompletnie nie rozumiałem chociażby przebiegu egzekucji; z drugiej strony to trochę też moja wina, bo już wtedy pojawiały się wskazówki, na podstawie których mogłem spróbować to wywnioskować). Po drugie, jak na mój gust "Śmierci ergatesów" jest w ogóle pozbawione zakończenia. Akcja się urywa, kiedy Katheget tak naprawdę dopiero pracuje nad rozpoznaniem przyczyny problemu, co nie daje czytelnikowi (no, mnie na pewno) żadnego pola do popisu, jeśli chodzi o próbę wykoncypowania ciągu dalszego. Tekst aż prosi się rozwinięcie zwłaszcza ze względu na bliższe przyjrzenie się samym ergatesom - tu się o nich tylko opowiada, a nie wiadomo np., jak wyglądają i jaką mają fizjonomię. Otwarte zakończenie wystąpiłoby raczej wtedy, gdyby bohaterowie zrobili, co w ich mocy, ale nie byłoby wtedy wiadomo, czy to zadziałało, czy nie. Poza tym - na pewno "Śmierci ergatesów"? O ile wiem, "śmierć" nie występuje w liczbie mnogiej. Pomijając te sprawy, jak dla mnie to opowiadanie jest napisane bardzo przyjemnym stylem, a i pomysł z podwodnym światem i jego mieszkańcami uważam za bardzo ciekawy. Nawet marzyłoby mi się poznać wszystkie rasy tam występujące. ;) Tak że "Śmierci ergatesom" ma moim zdaniem spory potencjał.
https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!
Knigt Martius, dziękuję za komentarz. Bardzo porządny. :-) Czytelnika wpuściłam w kanał z premedytacją. I wydawało mi się, że takie zaskoczenie to nie wada. Bardzo starannie unikałam słowa "pływać" na początku. Ale jakieś wskazówki podrzucałam; plastron (przyznaję, to słaby trop), madreporowiec, oktopod… Sądziłam, że ukwiały rozwieją wszelkie wątpliwości. Tu mnie nie przekonałeś, to raczej kwestia gustu. Urwane zakończenie – chyba faktycznie zrobiłam to zbyt brutalnie. Być może dopiszę jakiś dalszy ciąg. Jeszcze się waham. Z liczbą mnogą śmierci to mnie rozwaliłeś. Aż zajrzałam do słownika i on faktycznie nic nie wspomina o śmierciach. Ale z drugiej strony, jakieś cytaty ze śmierciami znalazłam (dzięki, ciociu Wiki). Tak wiem, że to o niczym nie świadczy. Tonący brzydkiej się chwyta. Tak bardzo chcę mieć rację, że Tobie jej chwilowo nie przyznam. Na razie zajęłam stanowisko, że nawet jeśli ta nieszczęsna liczba mnoga nie istnieje, to powinna szybko zaistnieć, bo czasami się przydaje. Jeśli Regulatorzy lub AdamKB zajrzą tu i zgodzą się z Tobą, to ustąpię.
Babska logika rządzi!
Ktoś mnie do tablicy wywołuje? Będą kłopoty… :-) Już bez "ozdóbek". Nie sprawdzałem tylko w Doroszewskim oraz w słowniku na stronie PWN-u. Tam każdy może zajrzeć w dowolnej chwili, to raz, a dwa, nie spodziewam się, by zastrzeżenie dotyczące braku liczby mnogiej nie było tam obecne. Dlaczego? Dlatego, że nie występuje ono tylko w starym słowniku poprawnej polszczyzny Stanisława Szobera, w Uniwersalnym słowniku jezyka polskiego pod redakcją Stanisława Dubisza i w słowniku 100.000 potrzebnych słów Jerzego Bralczyka. Tak więc sytuację można nazwać patową – większość słowników zaznacza brak liczby mnogiej, ale stary i dwa z grupy najnowszych tego nie zastrzegają. Poza tym ja też spotkałem się, w literaturze, z użyciami "śmierci" w liczbie niewątliwie mnogiej – nie zacytuję, bo kto by wszystkie lektury słowo w słowo zapamiętywał – fakt, nie brzmiało to pięknie, ale też nie raziło mocno. Ergo: sytuacja niejako patowa, racja i po stronie Martiusa, i po stronie Finkli, tyle, że Martius ma rację niejako formalnie i większościowo (patrz o słownikach), natomiast Finkla ma rację praktyczną – tytuł ze śmiercią w liczbie mnogiej jest krótki i pozostaje zrozumiały, natomiast rygorystyczne dostosowanie się do większości słownikowych zastrzeżeń zmusiłoby do "gimnastyki" składniowej i wydłużenia frazy tytułowej, a poza tym autorzy mają prawo, byle rozsądnie, naruszać reguły. Tak uważam.
Dzięki wielkie Adamie! Pół kamienia spadło mi z serca. Z resztą jakoś sobie poradzę. Bo strzelić takiego byka w tytule, to byłby straszny wstyd. Ale skoro jakieś tam prawo miałam, to jeszcze nie jest tragicznie. Knight Martius, czy akceptujesz remis?
Babska logika rządzi!
Powiem szczerze, że kiedy zobaczyłem ten tytuł, to miałem takie zdanie jak Knight Martius, ale… poszperałem trochę, poszukałem w necie list wyrazów nieposiadających liczby mnogiej i – ku memu zdumieniu – "śmierci" w nich nie było, zastrzeżeń w słownikach internetowych też nie, za to Wiki podawała odmianę w liczbie mnogiej i niepewność wkradła się do mojego przeświadczenia. Niemniej, jak już pisałem, "zgony" rozwiązałyby problem, bo "smierci" jest koślawe.
Sorry, taki mamy klimat.
Pewnie, że akceptuję remis. Tamtą opinię pisałem z pełnym przekonaniem, że "śmierć" istotnie występuje tylko w liczbie pojedynczej (i zdziwiłbym się, gdybym gdziekolwiek widział inaczej), dlatego np. podanie liczby mnogiej w Wikisłowniku uważam za zastanawiające. W każdym razie – ja bym tego wyrazu tak nie użył, ale to przecież nie moje opowiadanie. ;) Jeśli chodzi o zaskoczenie czytelnika, to – rzeczywiście – nie wiedziałem wcześniej, co to są ukwiały, więc winę muszę uznać bardziej po swojej stronie. Z drugiej strony nadal w pierwszych fragmentach nie wiadomo, z jakim światem ma się do czynienia; skoro jednak piszesz, że to był świadomy zabieg, nie mam tutaj nic więcej do powiedzenia. A i dopisanie ciągu dalszego z pewnością pomogłoby opowiadaniu, bo wtedy miałabyś okazję lepiej wyjaśnić podłoże problemu, a także w ogóle mogłabyś zaprezentować przynajmniej próbę jego rozwiązania. To tak na mój gust. Polecam się na przyszłość. :)
https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!
Panowie, dziękuję za wypowiedzi. To są w necie listy wyrazów "niemnogich"? Człowiek się uczy przez całe życie i głąbem umiera… Konotacyjnie śmierć za bardzo różni się od zgonu. "Nie mogę się pogodzić ze śmiercią X" i "nie mogę się pogodzić ze zgonem X" dla mnie znaczą trochę różne rzeczy. Jeśli już rozpatrywałabym zmianę tytułu, to na totalnie inny. Aha, Martiusie, nie odniosłam się do Twojego marzenia poznania wszystkich ras. Wszystkie wyższe już opisałam. Na szczególiki anatomiczne albo cykl rozrodczy nie masz co liczyć, bo za mało wiem o tych rzeczach, żeby ładnie i logicznie naściemniać. Co do ras niższych – nie trzeba wiele wiedzieć o psach, kotach i szczurach, żeby zrozumieć ludzkie miasto. Dalszy ciąg pewnie napiszę. Ale mam tylko dwa wyjścia; albo Ifalopolis przetrwa, albo nie. I jedno, i drugie wydaje się jakoś mało ekscytujące, więc proszę mi później nie marudzić, że zakończenie rozczarowało. ;-)
Babska logika rządzi!
Hm, kiedy czytałem tu o rasach niższych, to owszem, wyobrażałem je sobie jako stworzenia mniej inteligentne niż istoty rozumne (w trylogii Bas-Lag takie występują :)), ale nie myślałem, żeby je porównywać do zwierząt. Nie myślałem też tylko o fizjologii (choć bez wątpienia byłoby to ciekawe), lecz również o kulturze tych ras. Z drugiej strony zauważyłem, że biologia danej rasy wpływa w sporym stopniu na to, jak dana społeczność układa sobie życie, więc wydaje mi się, że to jest dobry temat do przemyśleń.
https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!
Może trochę inteligentniejsze niż nasze zwierzęta (można się z nimi jako tako porozumieć), ale niewiele. Chociaż, i szympansa można nauczyć języka migowego i konwersować… Chyba inteligencja nie zmienia się tak skokowo, jak ludzie lubią sobie wyobrażać. Kultura ras? Przyznaję – ciekawy temat. A tak szczerze – z trudem bo z trudem, ale daję radę wyobrazić sobie obyczaje każdej z ras. Ale stworzyć z nich miejski amalgamat? To już wyższa szkoła jazdy. Handel to małe piwo, ale wspólne obchody Nowego Roku czy tam Święta Zakwitnięcia Alg? Ostro. Ja nawet nie znam dobrze żadnego ludzkiego miasta multi-culti. Musiałabym się najpierw mnóstwo dowiedzieć. Naprawdę, fascynująca sprawa. Ale jeśli zacznę wchodzić w szczegóły, to wyjdzie mi powieść. Dwutomowa. O zwalczaniu epidemii. Fuj!
Babska logika rządzi!
…Urocza Finklo. Fantastyka w ogóle to raj dla autorów unikających merytorycznej rzetelności. W innych utworach literackich trzeba wykazać się wiedzą – historyczną, geograficzną, biologiczną czy genetyczną. A tu trzeba jedynie niesamowitej wyobraźni i Ty taką wyobraźnią dysponujesz. Czytałem Twoje "pteraczki, opowiadanie o uczniu czarownika,o samotnym zdziwaczałym krasnoludzie, opowiadanie o "apokalipsie" , Twoje krótkie formy. Zadziwia mnie Twa nieszablonowa wyobraźnia. Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję, Ryszardzie, ale wydaje mi się, że za naprawdę dobrymi tekstami stoi kilka przeczytanych książek. Nie chcę wyliczać, co ja czytałam, więc posłużę się przykładem z wyższej półki. U Sapkowskiego pojawia się akredytywa krasnoludzka. Czy to przypadek, że autor skończył studia ekonomiczne? I takie drobiażdżki, na które nawet nie zawsze zwraca się uwagę, bardzo dużo wnoszą do dzieła.
Babska logika rządzi!
…I dlatego ja piszę o sprawach, na których trochę się znam, aby uniknąć syndromu dyletantyzmu. Pozdrawiam.
Ha, gdybym chciała pisać tylko o tym, na czym się znam, pewnie do dziś siedziałabym przed białym monitorem… Ale staram się nie zmyślać tak totalnie, tylko czegoś jednak się dowiedzieć. :-)
Babska logika rządzi!
…Finklo, nie udawaj dyletantki totalnej, bo i tak w to nie uwierzę. Jako tako umiem odróżnić autorkę z małym zasobem ogólnej wiedzy od osoby oczytanej i o bogatej osobowości. Nie mam piętnastu lat, ale sporo więcej. Pozdrawiam uśmiechnięty.
Dziękuję Ryszardzie, ale wcale nie muszę udawać. Im dalej w las, tym więcej pyt… tfu! drzew człowiek widzi. Coś tam wiem, o czymś tam słyszałam, ale obszary niezbadane pozostają stresująco ogromne. W praktycznie każdej dziedzinie. Jak miałam piętnaście lat – o tak, wtedy byłam bardzo mądra. ;-) Też pozdrawiam. :-)
Babska logika rządzi!
Ciekawy tekst. Interesujący chociaż, jak już inni pisali, natłok informacji jest całkiem spory i miejscami można dostać oczokręćka, że tak to ujmę. Mimo wszystko czyta się dobrze i płynnie. Różnorodność koegzystujących ras, również pod względem wielkości, wyszła na plus. Zdecydowanie barwny świat. Co do minusów, mnie również gryzie zakończenie – chociaż rozumiem z tłumaczenia wcześniejszego, że miało być otwarte. Mimo wszystko, sporo mi w nim brakuje – przed, lub po, ale brakuje. Pozdrawiam i proszę o wybaczenie karygodnego opóźnienia w przeczytaniu tekstu ; )
Dzięki za komentarz. No dobrze, dobrze – dopiszę dalszy ciąg. Vox populi, vox dei. Fajnie, że płynny. ;-) Ależ nie mam czego wybaczać – miło, że w ogóle zajrzałaś. Tekstu nie zamierzam na razie znikać, więc nie widzę problemu. :-)
Babska logika rządzi!
Dopiero teraz przeczytałam o pomorze ergatesów, bo chcąc poznać ciąg dalszy, musiałam zacząć od samego początku. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, Regulatorzy. Decyzja jeśli nie jedynie słuszna (naprawdę starałam się, żeby dalszy ciąg funkcjonował jako samodzielne opowiadanie), to przynajmniej chwalebna. Wobec tego czekam na komentarz pod ciągiem. :-)
Babska logika rządzi!
Masz ten sam problem co ja – "Przetworzenia" nie ma w konkursach i nie można wybrać odpowiedniego.
Ano nie ma. Jak zobaczę, że się pojawiło, to przeedytuję. Na razie niech sobie ten nawias tkwi w roli wyrzutu sumienia dla tych, co mogą wstawiać konkursy. ;-)
I jeszcze "Drabla z Cyceronem" brakuje.
PS. Już myślałam, że znowu zapomniałam o jakiejś zabłąkanej linijce. :-)
Babska logika rządzi!
Sympatyczne opowiadanie. Sprowadzenie steampunk’u do świata koralowców. Interesujący pomysł.
Czytało się oczywiście dobrze, choć z początku odpychała mnie masa wtrąceń z nie do końca jasnej terminologii. Troszkę za dużo opowiadania akcji, przy niedoborze słów, których znaczenie dało się poznać z kontekstu. Ale to tylko szczegóły. Drobne mankamenty, które nie przyćmiewają jakości utworu ;)
Jai guru de va!
Dzięki. :-)
Pomysł podmorskiego miasta nadal mi się podoba. :-)
Swoje neologizmy raczej starałam się pokazywać w kontekście, ale może za wiele zatrzymałam przy orderach.
Opowiadanie akcji, powiadasz? Możliwe…
Babska logika rządzi!
Sporo czasu musiało upłynąć, żebym się zorientował, iż akcja toczy się pod wodą.
Na samym początku bombardujesz ogromem nazw (i kto to mówi, co nie?), co nieco dezorientuje, jednak szybko połapałem się o co chodzi, zwłaszcza, że nazwy jakieś takie intuicyjne, kilku chwilach wiadomo o co chodzi. Zgrabnie podajesz szczegóły typu “zamachał szczypcami”, przez co szybko można się domyśleć kto jest kim.
Wątek przejścia przez ukwiałowy labirynt jako sprawiedliwy wyrok – myślenie magiczne zawsze na czasie. W ogóle szczęście w nieszczęściu, że zarazę roznosiły pierwotniaki a nie wirusy. ;)
Myśl po przeczytaniu: zaraz, ale jak to koniec? Ja chcę dalej! (tak, czytałem kontynuację – nadal chcę dalej!).
Bardzo fajny tekst, taki… podwodny. Ciekawe postacie, niebanalne rasy – jednocześnie znane i nieznane, ciekawa hierarchia społeczna, wciągająca historia. Ale tego całego haluksa, to żółwie powinny obalić.
Dopatrzyłem się: krewetek (Ergatesi?), Raka/Langustę (cyrulicy), Haluks (węgorz elektryczny), żółwi, rekinów, ośmiornic, drętw/innych płaszczek. Ktoś mi umknął?
6/6! :D
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Dzięki, Arhizie. :-)
Jakoś uznałam, że najlepiej będzie zaskoczyć Czytelnika miejscem akcji i przez jakiś czas ukrywałam podwodność. ;-)
Nie Ty pierwszy zwracasz uwagę na Aleję Ukwiałów. Ja też sądzę, że to był fajny pomysł.
Co do źródła choroby – myślałam raczej o bakteriach, ale mogą być i pierwotniaki.
Tak, to już koniec tej historii. Ale świat rafy koralowej ma potencjał, nie wykluczam, że kiedyś jeszcze do niego wrócę, z inną opowieścią.
Haluks nie jest łatwy do obalenia – wyobraź sobie władcę, który dysponuje telepatią i tajemniczą bronią pozwalającą zabijać na odległość. Strach spiskować…
Umknęli Ci hemisferosi. Ergatesów raczej wyobrażałam sobie jako szprotki, ale krewetki też mi się podobają. Zamiast rekinów tuńczyki – one naprawdę muszą ciągle pływać, żeby nie dostać zadyszki. Wymarzona cecha dla strażników miasta. Punktem wyjścia do parapajów były flądry, z ich zdolnością do zmiany barw.
Babska logika rządzi!
Rekiny też muszą ciągle pływać. przynajmniej większość.
Hemisferosi? To te meduzy?
Flądra, płaszczka – pod względem ekologicznym to samo. ;) Ty to lubisz flądry, co nie? W co drugim tekście są.
Też myślałem o jakichś drobnych rybkach, ale krewetka bardziej pasowała mi na robotnika. Wiesz, ta ilość kończyn.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Ale o rekinach nie wiedziałam. Książka, w której to wyczytałam, jako przykład podała właśnie tuńczyki. Ale w takim razie rekiny nadają się równie dobrze.
Tak, te meduzy.
Czy lubię flądry? W smaku OK, ale mało mięsa, dużo ości i nie ma z czego wyciąć filetu… ;-) Flądry mają ciekawe cechy, dlatego pojawiają się w wielu tekstach popularnonaukowych. A za ich pośrednictwem trafiają do moich opowiadań. :-)
Właśnie ze względu na kończynki krewetki mi przypasowały. Hmmm. Jeśli będę coś jeszcze pisać o tym świecie, to może już będą w nim dwie odrębne rasy niższe?
Babska logika rządzi!
Ergatesi zwyczajni i arhizki? ;)
Jeść flądry, no wiesz. Takie niebanalne stworzonka zjadać. :(
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Nazwy brałam z innego klucza. Ale jako odkrywca gatunku masz pewne prawa. ;-)
Toteż wolę bardziej banalne dorsze i śledzie. :-)
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet. :-)
Babska logika rządzi!
Jest? Będzie? ciąg dalszy???
Dzięki, Koalo. :-)
Jest ciąg dalszy, link w przedmowie na górze.
Babska logika rządzi!