- Opowiadanie: Akatamaryna - Niewinność

Niewinność

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Niewinność

Litry wylanych łez, podartych zdjęć, zdeptanych wspomnień. Życie to ciągły bieg pod górkę, jednak przychodzą takie momenty, że potykasz się i lecisz głową w dół. Na łeb, na szyję. I nie masz nikogo, kto podałby ci dłoń, albo chociaż brzytwę, abyś mógł wstać. Nikogo, kto powiedziałby „Chodź przyjacielu, pobiegnijmy razem. Ja pomogę w potrzebie tobie, ty mi.”

Idziesz pustymi ulicami, dookoła mrok, czarny jak twoja dusza. Szukasz w nim ukojenia. Bo to właśnie przez to, że jest taki, sprawia, że ciągnie cię do niego. Ciemna strona mocy… Czujesz między wami podobieństwo? W mroku widzisz grzech, wcale nie gorszy, od tego, co sam stworzyłeś. Kim się stałeś.

Raz za razem wbijasz sobie mizerykordię w serce. Miłosierdzie, tak? A może jednak lubisz ból? Jednocześnie wiesz, że postąpiłeś słusznie, ale i tak nienawidzisz się za to, co zrobiłeś.

Ignorujesz proszących o jałmużnę ludzi, wandali, którzy wyzywając od najgorszych sądzą, że cię sprowokują. Stajesz w końcu u swojego celu. Wieżowiec jest nowoczesny i zadbany. Kiedyś mieszkałeś na najwyższym piętrze, pamiętasz? Czy w zakamarkach twojej pamięci są jeszcze te niezwykłe czasy, gdy wszystko było proste, alkohol tak nie uderzał do głowy, a ty miałeś wygodne łóżko i szczuplutką narzeczoną przy sobie? Wtedy zły kolor mebli, niekompatybilny kolorystycznie z zasłonkami był dla ciebie zmorą. Pamiętasz, jak nie spałeś w nocy ze złości, bo do łazienki dostarczono nie taką terakotę jak trzeba? Miała kolor kości słoniowej, a nie kremowy! Jaki byłeś wtedy płytki. I jak bardzo stoczyłeś się w dół, jednocześnie pogłębiając się psychicznie.

Usiadłeś pod ścianą. Na chwilkę, tak? Musisz odpocząć, przygotować się. Słyszysz w myślach nokturny Chopina. Dziwnie cię uspokajają. Ona zawsze lubiła Chopina. Nawet wtedy go słuchała. Pamiętasz? Znasz każdy szczegół tamtego dnia.

Zemdlałeś. To ze zmęczenia, przyjacielu.

Gdy się ocknąłeś, latarnia po drugiej stronie ulicy właśnie gasła. Zacząłeś przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu piersiówki. Wyczułeś rękojeść swojej prywatnej mizerykordii i momentalnie poczułeś strach. Paraliżujący.

Wiedziałeś, że musisz tam iść i przyznać się. By podreperować.. sumienie? Masz coś takiego? Nie rozśmieszaj mnie… Dla ciebie gorzej jest przyznać się do prawdy, niż zabić człowieka, tak? Gratuluję wrażliwości.

Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego? No dobrze, skrzywdziła twoje męskie ego, sprawiła, że poczułeś się bezwartościowy. Ale żeby od razu zabijać? Przyjacielu, opowiedz mi historię twojego szaleństwa. Znam ją, lepiej niż ty sam, ale proszę, zrób to. Chce usłyszeć twoją wersję.

 

* * *

 

Ten mały chłopiec to ty? Trudno uwierzyć. Spójrz w witrynę sklepu, człowieku! Wzrok masz spokojny, lekko nieprzytomny, wargi delikatnie uśmiechają się do własnego odbicia. A on? On jest przerażony tym, co widzi. Boi się. W oczach ma łzy, ciekną mu one ciurkiem po policzkach i nikną w otwartych z przerażenia ustach. Łapczywie wciąga powietrze, łkając bezgłośnie. Gdybym nie wiedział, że to ty, nie uwierzyłbym.

Dlaczego płaczesz, chłopcze?

Czyżbyś żałował tych kociaków, które znalazłeś tydzień temu? Wiedziałeś, że jeżeli będziesz nieostrożny, one zginą. No i stało się. Opierasz się o framugę drzwi, prowadzących z małego korytarza na podwórko i nie możesz wzroku oderwać od pijanego ojca, zabijającego siekierą małe kociaki. Widzisz, jak ich główki, potraktowane ostrym żelazem, stają się osobną częścią kotka. Jak drobne ciałko drga jeszcze, by po chwili znieruchomieć na wieki. Gorzej, jeśli nie miał szczęścia. Piszczy wtedy, zraniony śmiertelnie, ucieka kawałek, po czym pada i wykrwawia się w niesamowitych męczarniach. Raz ojciec pomylił się, nieprawdaż? Walnął obuchem. Biedny kotek.

– Patrz na to – bełkoce ojciec, podnosząc siekierę. – Patrz i ucz się bycia mężczyzną – opuścił ją z głuchym świstem. Świat się zaczerwienił.

Nikt nigdy nie traktował tak małych zwierzątek, prawda? Zawsze się je głaskało. Dobrze, że matki nie było w domu. Chyba płakałaby razem z tobą. Ale i tak nie mogłaby go zatrzymać. Roniłaby łzy, bo nikt nigdy, oprócz ojca, nie sprawiał jej tyle bólu i cierpienia.

Po kilku dniach matka wróciła. Oznajmiła, że babcia ma się już dobrze. Zastała dom brudny, ojca pijanego, a ciebie, chłopczyku, próbującego wykopać grób w rogu ogródka dla kociaków. Przytuliła cię i pomogła. Nie pytała o nic. Dlaczego? Nie wiesz? I tak już nie mogła nic zrobić. Stało się. Nazrywałeś mleczu i położyłeś go na grobek. Gdy wróciłeś do domu, byłeś świadkiem sceny, gdy matka próbowała zanieść ojca do łóżka. Wlekła go, prawie nieprzytomnego i pijanego do granic możliwości, wśród jego własnych wymiocin. Do dziś nie wiesz, za co ona go tak kochała i dlaczego poświęciła samą siebie, by cały czas z nim być. Miłość? Jakie to abstrakcyjne.

Ten czas był dla ciebie straszny, przyjacielu. W nocy miałeś koszmary, zrywałeś się w z płaczem i krzykiem, zagmatwany wśród mar. Ciągle miałeś przed sobą obraz kociaków. To właśnie wtedy pierwszy raz przyszło ci na myśl, że życie jest bezwartościowe. Że można je dowolnie odbierać, nawet niewinnym. Że w jednej chwili jesteśmy, a w drugiej… w drugiej jesteśmy tam. Nazywaj to jak chcesz. Niebo, Piekło, Czyściec, Hades, Szeol, Limbo, Kraina Wiecznego Szczęścia. To naprawdę bez znaczenia. To i tak dzieje się w naszych umysłach. Po prostu przechodzimy ten etap dalej. A jeżeli zabiłeś? Jeżeli masz ręce splamione krwią? Czeka wtedy potępienie? Ogień, trawiący, hmm, duszę? Czujesz się fatalnie. Pogrążasz się w szaleństwie. Prędzej czy później, ale pamiętaj, mały człowieczku, że nie uciekniesz przed tym. To siedzi w tobie, może gdzieś na serca dnie, może na skraju świadomości, ale pamiętaj, nikt nigdy nie poradził sobie z tym w żaden sposób.

Nie do końca o tym pomyślałeś. Byłeś wtedy mały, nie znałeś takich trudnych i wydumanych słów. Nie dziwię się, że czułeś, jak boli cię serce. I wiem, że to właśnie wtedy oszalałeś.

Słysząc przez ścianę płacz matki, zdecydowałeś, że nie możesz biernie czekać na zmianę.

 

 

* * *

 

Nie pamiętasz dokładnie jak dostałeś się na najwyższe piętro. Schodami? Windą? Biegnąc? Pełznąc na kolanach? Cały czas oczy masz zasnute mgłą, a rozum zaćmiony. Jedynie ślad wymiocin na kurtce pokazuje, że twój żołądek buntuje się przed tą wizytą. Czujesz się roztrzęsiony. Jak na haju. Nie wiesz co się wokół ciebie dzieje. Jesteś dnem, a spadasz coraz niżej. Zastanawiasz się chwilę, czy wcisnąć ten pieprzony dzwonek do drzwi, czy nie. Twój palec nie słucha się jednak rozumu i przyciska brązowy guziczek. Rozlega się cicha melodyjka. Prawie natychmiast w drzwiach pojawia się mężczyzna. Znasz go, widziałeś kilkakrotnie. To dla niego ona cię zostawiła. On był jej… przyjacielem…

Mieszkanie tak znajome, a tak inne od pamiętanego. Przepychasz go w drzwiach, to w końcu twój dom, i wchodzisz do środka. Próbuje cię zatrzymać, ale jest za słaby. Chucherko. Dopiero siarczysty policzek od niego sprawia, że zataczasz się i rozbijasz wart pięć stówek wazon. Uświadamiasz sobie, że jego słabość jest tylko na pokaz.

– Zabiłeś ją, sukinsynu, zabiłeś, tak? – pyta. Ludzie to jednak dziwne istoty. Widzisz żal w jego oczach. Widzisz złość, smutek i strach. Wie, że to zrobiłeś. Nie musisz odpowiadać, przyjacielu. Nie zdołasz odpowiedzieć.

– Kochałem ją – mówisz dziwnym głosem. Szorstkim, chropowatym, nieprzyjemnym. Przepity tanim winem. – Ale była dziwką. Zabrała mi wszystko. Pieniądze, dom, uczucia… Nawet syna mi zabiła. Nigdy nie dowiesz się, jak to jest stracić dziecko. Pokochałeś to, co było jeszcze nienarodzone, myślałeś nad imieniem, przyszłością. I to wszystko zostało ci tak brutalnie odebrane – oho, przyjacielu.. czyż to łza spływa po twoim policzku i niknie w gęstwinie brody? – Opowiedzieć ci, jak to było, chcesz tego, tak?! – ojojoj, biedactwo, ty krzyczysz. Uspokój się, to i tak nic nie da. Tylko go przestraszysz.

 

 

* * *

 

Znałeś jej grzech. Wiedziałeś, że pozbyła się tego dziecka. Jak śmiecia. Jak ojciec pozbył się wtedy kotków. One też były bezbronne i niewinne. Czujesz się tak, jak nigdy wcześniej. Wiesz, że musisz postąpić tak, jak trzydzieści lat do tyłu. Nie pomoże ci teraz płacz. Musisz twardo wziąć się w garść.

Przeszukiwanie jej rzeczy osobistych było dobrym pomysłem, tak? Ale wtedy spałbyś chociaż spokojnie, nieświadomy niczego. Więc sądzisz, że ona ci w pełni nie ufała, mimo że byliście narzeczeństwem już jakiś czas? Miała powody? Żadnych? Cóż, odpłacasz się jej pięknym za nadobne. Wiesz też, że miała kochanka. Suka zdradziła cię, wykorzystała. Jeździła na zakupy twoim autem, płaciła twoimi kartami kredytowymi. W twoim mieszkaniu pieprzyła się z kimś, nieświadoma tego, że ty wiesz. Cóż, za nieostrożność się płaci.

Tak naprawdę, nie chcesz przed samym sobą przyznać się, że to nie do końca tak. Że to tylko przyjaciel, że nic z tych rzeczy. Trzeba było pójść do niej, porozmawiać. Wtedy wszystko byłoby dobrze. Ach, przyjacielu, dlaczego akurat wtedy przypomniałeś sobie TEN moment?

Gdy wszedłeś do mieszkania, z salonu dochodziły dźwięki nokturnów Chopina. Siedziała na kanapie przed telewizorem. W ręku trzymała lampkę czerwonego, półwytrawnego wina. Miało kolor krwi. Zapatrzyłeś się chwilę na nie. Ona, usłyszawszy, że wszedłeś, odwróciła głowę i z ciepłym uśmiechem zaprosiła cię do siebie na kanapę. Z lekkim wahaniem usiadłeś. Bałeś się czegoś wtedy? Miałeś taki nieprzytomny wzrok… Jeszcze nigdy nie byłeś tak bardzo rozdarty wewnętrznie. W tym momencie nienawidziłeś jej. Brązowe oczy, którymi na ciebie patrzyła… Miałeś wrażenie, że szydzą z tego. Bo ty wiesz. Wiesz o jej kłamstwach. Usta, którymi musnęła cię na powitanie niosły smak kochanka. Powstrzymałeś wyraz obrzydzenia na twarzy.

– Jestem zmęczony. Idę wziąć prysznic – odrzekłeś wstając. Spojrzała na ciebie, zaskoczona twoim introwertycznym zachowaniem. A może coś przeczuwała?

– Kotku… Czy coś się stało? – dziwna, dziecięca wręcz niepewność i troska malowały się na jej szczupłej twarzy. Twarzy, którą tak kochałeś i w głębi serca nienawidziłeś.

Usunęłaś ciążę. Zdradzasz mnie. Okłamujesz na każdym kroku. Wyzyskujesz. Dziś mija kolejna rocznica śmierci ojca. A wino ma kolor krwi – myśli przepływają ci szybko przez głowę. Nikt nigdy nie sprawił, że czułeś się tak podle jak dziś.

– Nic. Po prostu boli mnie głowa – odpowiadasz. I jeszcze to „Kotku”… Czujesz się wyrzuty z radości. Czujesz na sobie, ciężkie jak nigdy, piętno przeszłości.

Prysznic daje niewielkie ukojenie, przyjacielu. Chcesz pozbyć się negatywnych emocji, ale one, jak na złość, nie spływają wraz z wodą do ścieków. Wychodzisz w jeszcze gorszym stanie, niż ten, w jakim tu przyszedłeś. Pocierasz ręcznikiem włosy, z całych sił, jak najmocniej, byleby tylko uwolnić się od tych myśli. Czerwone wino, przyjacielu. Jak smakuje krew?

W sypialni rozbierasz się. Zdejmujesz ubrania, niczym grzech z duszy. I tak nie pomaga. Dziś mija trzydzieści lat. Pamiętasz to?

Pijany ojciec gwałci matkę. Nie broni się już. Nie ma siły. Jest wyjątkowo brutalny. Boisz się gorzej, niż patrząc na bestialskie mordowanie kotków. Bo mamę kochasz. Mamę znasz od dawna. Zawsze jest dla ciebie dobra, chłopczyku. Dlaczego więc tatuś jej to robi? Świat jest skomplikowany, mały. Może to kiedyś zrozumiesz. Może. Nikt nigdy nie okazał się takim egoistą. Zabiłeś, bo miałeś źle? Bo mamusia cierpiała? Nie. Zrobiłeś to, bo doszedłeś do wniosku, że niektórzy po prostu nie powinni żyć. Ty, kilkuletni chłopiec. Taka myśl narodziła się w twoim małym móżdżku i to właśnie ona egoistycznie poprowadziła cię do grzechu. Bo czymże jest egoizm, jeżeli nie podążaniem za swoimi racjami?

Zdjąłeś wtedy z haczyka skórzany pasek, którym niejednokrotnie oberwałeś, zarówno za nieposłuszeństwo, jak i za bycie grzecznym, tak profilaktycznie. Żebyś nie zapomniał, jak się cierpi. Zaszedłeś ojca od tyłu i ścisnąłeś gardło najmocniej jak można. Próbował walczyć, wyrywał się, ale wtedy ty jeszcze mocniej zaciskałeś uścisk. W końcu padł na kolana i zwalił się ciężko na ziemię… Jego twarz była fioletowo-sina, a oczy wytrzeszczone i szkliste. Umarł. Umarł dokładnie tak, jak żył. Na kolanach. Na zarzyganej posadce. Pijany w sztok. Zginął, bo nikomu nigdy nie sprawił prawdziwej radości. Bo nikt nigdy nie nazwał go dobrym człowiekiem. Przyjacielu… Jak nisko trzeba upaść, by stać się ojcobójcą?

Łza zniknęła w gęstwinie twojego zarostu. Przeczesałeś ręką włosy. Nienawidziłeś kłaść się spać z mokrymi. Zastukałeś do łazienki, a gdy usłyszałeś stłumione „Proszę”, przestąpiłeś próg i zamknąłeś drzwi.

Siedziała w pełnej wody i różowej piany wannie. Wyglądała słodko. I niesamowicie zdradliwie. Woda leniwie opływała jej drobne ciałko. Relaksowała się. Rozluźniała mięśnie. Zamknięte powieki czyniły ją niewrażliwą na świat dookoła.

Z szuflady komody wyjąłeś suszarkę. Podłączyłeś ją do kontaktu i uruchomiłeś. Susząc włosy popatrzyłeś jeszcze raz na nią. Dogłębnie, przenikliwie. Nagle znów poczułeś się egoistą.

– Kochanie?

Odwróciła głowę w twoją stronę i otworzyła powieki. Ten wyraz przerażenia w oczach zastygł w niej na wieki. Przez chwilę, którą się teraz napawałeś, patrzyłeś na nią z radością, mając w oczach łzy szczęścia. Jednocześnie byłeś zły. Na samego siebie, na nią a przede wszystkim na przeszłość. Gdyby nie ona, nie stałbyś tak teraz, przyjacielu. Uświadomisz to sobie wreszcie? Żeby stawić czoła teraźniejszości, trzeba złamać przeszłość.

– Dziękuję… – wyszeptałeś i wrzuciłeś podłączoną do prądu suszarkę do wanny pełnej gorącej wody i różowej piany.

 

 

* * *

 

Jest zszokowany. Odebrało mu wręcz mowę. Nie mógł do końca przyjąć, że to jednak ty. Że w taki sposób. Policji naopowiadałeś głupot o suszarce podłączonej do prądu, która ześlizgnęła się do wanny. Po części prawda. Sytuacja możliwa na tyle, że dali ci spokój, nie wypytywali o nic, widząc twój stan.

– Wiesz, że gdyby nie usunęła tego dziecka, to umarliby oboje? – twe przemyślenia przerywa głos mężczyzny. Ręce mu się trzęsą, widzisz? Z trudem pohamowuje głos. Stara się nie wybuchnąć. – Myślisz, że dlaczego to przed tobą taiła? Bała się reakcji! Nie chciała, byś czegokolwiek w życiu żałował. Kochała to dziecko równie mocno. Pomyśl, co ona wtedy musiała czuć?! Ciąża zagrażała jej życiu!

– Nie.. Ty.. Ty… Kłamiesz! – wrzeszczysz. Czyż ona nie zachowała się jak egoistka? Samolubnie chwytając się życia, nie zdołała oszukać przeznaczenia.

– Nie. Ona cię kochała. Jak nikogo. Ja byłem nikim przy tobie. Co z tego, że przyjaciel? Znamy się od dziecka, ona była dla mnie jak siostra! Nigdy nie moglibyśmy ci czegoś takiego zrobić. To ty ją zabiłeś!

– Kłamiesz! Zdradza… Usune… Dziec… – nie miałeś siły dokańczać słów. Wypowiadałeś początek z mocą, a później rezygnowałeś, czując nagle ile jest w tym twojego własnego kłamstwa. Ile nieprawdy, wirtualnej rzeczywistości, która była twoim dziełem. Oj, znów łzy, tak? No, nie rozczulaj mi się tu za bardzo, bo polecisz chłopie. Na łeb, na szyję. W dół, w dół, niżej niż ktokolwiek, kiedykolwiek był. Staczasz się wciąż. Nie umiesz, a co najważniejsze nie chcesz tego zatrzymać.

Nawet nie zauważyłeś, jak wybiegłeś z mieszkania. Facet już złapał za słuchawkę, już dzwonił na policję. Pędziłeś na oślep, z dala od tamtego miejsca, z dala od przytłaczających wspomnień i przemyśleń, które rozsadzają czaszkę od zewnątrz. Biegniesz korytarzami ulic. Na zewnątrz właśnie świta. Siadasz gdzieś w zaułku, podkulasz nogi pod brodę. Poczułeś mizerykordię. Wyjąłeś ją szybko. Razem z nią pojawił się pukiel jej mokrych włosów. Odciąłeś go jej po śmierci. Dlaczego? Sam nie wiesz. Po prostu takie dziwne pragnienie. Kaprys. Tak samo, jak teraz czujesz chęć, by to spalić. Pozbyć się. Zapomnieć. Wiesz, że w niektórych rejonach świata, ten, kto pali włosy ludzkie, uważany jest za obłąkanego?

Czyścisz swoją mizerykordię drżącymi dłońmi. Co z tego, że jest to zwykły nóż kuchenny? Wszystko może być wyrazem miłosierdzia. Każda rzecz i człowiek może okazać miłosierdzie. Tak jak teraz.

Akt łaski. Wbijasz sobie w jedno oko mizerykordię. Potem w drugie. Wrzeszczysz z bólu, ale sumienie ci tak każe. Widziały zbrodnie, więc muszą ponieść karę. Sam sobie okazujesz… Miłosierdzie, tak?

Z trudem, jednocześnie płacząc krwawymi łzami i wymiotując, tniesz sobie żyły na lewej ręce – tej, która puściła suszarkę wprost do wody. Ból tamował ci zmysły, zagłuszał wszystko inne. Szkarłat płynie po szarej brukowej kostce. Niedługo umrzesz, wiesz? Wykrwawisz się na śmierć w tym brudnym, śmierdzącym moczem zaułku. Podnosisz drżącą prawą rękę i celujesz sobie w serce. Jednak, jakimś cudem, nie trafiasz. Przebijasz płuco.

Twoja męka wzrasta. Przysporzyłeś sobie tylko dodatkowych minut bólu. Ale wiesz o tym. Chcesz odpokutować. Po chwili mdlejesz z powodu upływu zbyt dużej ilości krwi. Pogrążasz się w bólu, bo cóż ci zostało?

O, słodka pokuto, jakże nie unieść się w twych ramion objęciach? Jakże nie poczuć tego gorzkiego kwasu twego pocałunku? Jakże nie zatracić się w grzechu, nędzny człowieku?

Każdy z was jest inny. Wszyscy macie na sumieniu jakąś zbrodnię. Ludzie… dziwne istoty.

Nikt nigdy nie czuł się tak jak ty. Nikt nigdy nie zabił samego siebie w tak okrutny sposób. Psychicznie umarłeś trzydzieści lat temu. Fizycznie właśnie drżysz w konwulsjach, plując krwią.

Nikt nigdy nie był niewinny.

Witaj. To ja. Twój Anioł Śmierci.

Koniec

Komentarze

Trzy teksty, trzy tragedie. Nie, nie, to nie teksty są tragediami – one o tragediach opowiadają… Samym tekstom brakuje uważnej korekty, przeredagowania tu i ówdzie, ale już w tej postaci prezentują się tak, że można mówić o tak zwanym potencjale, Autorko.    Życzę powodzenia w doskonaleniu warsztatu – i może tak coś lżejszego w temacie i klimacie?

Dziękuję za opinię. Już się bałam, że teksty są tragiczne i moje serce na chwilę przestało bić :)

Nie jestem doświadczona, nie znam się na tym. Piszę do szuflady, te teksty nigdy nie ujrzały światła dziennego. Nawet nie wiem co, jak, gdzie i kiedy można by poprawić.

Jak doskonalić warsztat?

Dziękuję, powodzenie zawsze się przyda. I następnym razem spróbuję napisać coś lżejszego.

Jak doskonalić?   Jak najlepsza, najbliższa znajomość z polszczyzną. Wręcz przyjaźń. Żeby słów nie brakowało, żeby zawsze pod palce "wchodziło" to dobrze osadzone w kontekście, najlepiej oddające Twoją myśl; żeby szyk się nie plątał. żeby przecinki były na swoich miejscach, i tak dalej i dalej…  Sporo tego, ale wierz mi, to jest do opanowania, nie jest takie piekielnie trudne, jak by się zdawało. To punkt pierwszy. Drugi brzmi: najpierw myśleć, potem pisać, na końcu trzy razy sprawdzić. Dlaczego tak? Celem jest uniknięcie zamotania się w wydarzeniach i osobach, uniknięcie zaprzeczenia samej sobie, zachowanie logiki wewnętrznej utworu, poprawienie zawsze i każdej / każdemu zdarzających się literówek, pominiętych spacji, powtórzeń zbyt bliskich sobie… Poprzeglądaj komentarze, szczególnie te "wytykające", oraz tematy "poradnikowe" z Hyde Parku, a dopowiesz sobie do końca, o co chodzi w tej grze.  

No i zawsze możesz pytać.   Powodzenia!

Tekst jest napisany dość ciężko, ale podobła mi się. Jednak ze względu na brak fantastyki opowiadanie raczej powinno znaleźć się na portalu o nieco innym profilu. Widać potencjał Autorki.   Pozdrawiam.

Niestety, opowiadanie nie w moim guście. Nie przepadam za narracją drugoosobową, ale też mam wrażenie, że mimo wszystko jest nieco za ciężko. Jakbyś przekroczyła granicę po której tekst jest obarczony takim ładunkiem smutnych słów, że wydaje się po prostu emo.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka