- Opowiadanie: lubor - Marsz gwiaździsty 2030

Marsz gwiaździsty 2030

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Marsz gwiaździsty 2030

 

Wyruszali pojedynczo, lub w niewielkich grupach, by po drodze łączyć się w grupy coraz liczniejsze, niczym krople rtęci zbiegające się ku wspólnemu celowi. Z daleka mogli przypominać pielgrzymkę, lecz ci, którzy widzieli ich z bliska nie pomyliliby się. Stada łączyły się ze sobą płynnie, lecz z ust żadnego z ich członków nie padało ani jedno słowo, nie wspominając o religijnych pieśniach. „Całkiem jak zombie” – rzucił któryś z ludzi stojących na poboczu i tę nazwę natychmiast podchwyciły media, mimo, że idące stada nie pożądały mózgów, nie pożądały niczego. Szli bez przerw na sen czy jedzenie, niczym cząstki jakiegoś wielkiego mechanizmu napędzanego wspólną myślą. Grupy stawały się coraz liczniejsze, a z kierunku ich marszu nietrudno było domyślić się celu. Gdy władze postanowiły przedsięwziąć środki zaradcze, było już za późno. Watahy płynnie omijały postawione blokady, a policjanci musieli zadowolić się uszczupleniem każdej z nich o kilkanaście, kilkadziesiąt osobników. Brakowało środków, a po niespełna pięciu godzinach wszystkie areszty i izby zatrzymań miały obłożenie bliskie dwustu procentom. Stada, według ostrożnych szacunków, ciągle liczyły ponad milion osobników. Wreszcie dotarli do granic miasta. Nie pomógł kordon utworzony przez policjantów i żołnierzy, przedarli się przez niego płynnie, niczym fala. Byli już o krok od celu – to dodawało im determinacji. Gdy dotarli do budynku ostatnią linię obrony stanowili jego strażnicy, jednak ich opór trwał niespełna minutę – później zostali stratowani przez zwartą ciżbę. Setki wdarły się do środka, tysiące oblegały. Nie oszczędzono nikogo. Ich dłonie były słabe, lecz w grupie stanowiły siłę. Każda z ofiar najpierw traciła ubranie, a później zostawała rozerwana na strzępy. Gdy ucichły wrzaski zabijanych i upewniono się, że nikomu nie udało się ukryć, w powstałej ciszy dało się słyszeć drapnięcie paznokciami po tynku. Za chwilę dołączyły do niego kolejne. Gdy nienawiść nie mogła już znaleźć ujścia na żywych, skierowała się na budynek. Do rana pozostały już jedynie fundamenty.

 

Tak właśnie dobiegła końca historia polskiego Sejmu, trzy dni po tym, jak minister finansów ogłosił, że w związku z katastrofalną sytuacją budżetu od następnego miesiąca zostaną wstrzymane wypłaty rent i emerytur.

Koniec

Komentarze

"Watahy" do wolno człapiących emerytów nie pasuje. No i "nie pożądały niczego"? To po co w ogóle z domu wyszli? Na dodatek, w życiu by (wycieńczeni brakiem snu i jedzenia) nie zburzyli sp[orego budynku. E, takie tam.

Elementem (bardzo) fantastycznym jest spontaniczność i jednomyślność maszerujących.

Polscy emeryci, którym właśnie odebrano emerytury, nie wypowiadają ani jednego słowa? Chyba trochę mało realne, podobnie jak wydrapanie ścian budynku. Pożyjemy, zobaczymy. W końcu zostało już tylko 17 lat ;) Szczerze mówiąc, po przeczytaniu pierwszej części liczylem na trochę lepsze zakonczenie. Można wiedzieć, co oznacza GWIAŹDZISTY w tytule?

Kiedy trolle zapadają w sen zimowy?

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Mało realne (pod wieloma względami), ale nie jest złe.

Babska logika rządzi!

Można to traktować jako ostrzeżenie. Ogólnie takie sobie.

Ciekawe, aczkolwiek wykonanie mogłoby być lepsze. Bardzo aktualne, biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia w stolicy…

Przykro mi Autorze, nie podoba mi się ani pomysł, ani wykonanie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kolejny dziwny manifest.

I po co to było?

…Takiej "apokalipsy", dość mamy w telewizji. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka