- Opowiadanie: deanpeal - Pożegnanie opiekuna

Pożegnanie opiekuna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pożegnanie opiekuna

Uwielbiał tę porę roku. Soczysta zieleń, ciepłe słońce wybudzające go codziennie z odrętwienia zimnej nocy. Zimą było o wiele gorzej, ale i tak miał o wiele lepiej w porównaniu z pozostałymi bykami.

Tak, był jeleniem. To w sumie duże uogólnienie, z olbrzymią tendencją do obniżania jego statusu. Był jeleniem opiekunem. Białym jeleniem. Istotą długowieczną, księciem na olbrzymim terenie. Tu też pojawiało się jego przekleństwo. Był istotą inteligentną wśród zwierząt. Jedynie zebrania opiekunów pozwalały mu porozmawiać z równymi sobie. Rozmowa w sumie to za dużo powiedziane. Była to wymiana bardzo ogólnych uwag. Zakres słownictwa każdego z opiekunów różnił się z uwagi na różne zainteresowania, a raczej potrzeby życiowe.

Nie rozumiał więc dzika który z cieknącą ślinką opowiadał o jakichś pędrakach czy myszach. Przynajmniej jeśli chodzi o myszy, lisi opiekun dobrze go rozumiał. Zauważył że jedynie sarni i łosi opiekunowie mieli wspólne tematy, choć różnice w potrzebach środowiskowych tych gatunków również uniemożliwiały pełne porozumienie.

Miał już przeszło dwa tysiące lat. Przez większą część swojego życia kroczył po nieprzebytych borach, zwiedzał obszary nizinne i górskie. Ostatnie stulecie przyniosła ze sobą znaczne przerzedzenie lasów. Zmieniły one również swój skład. Zamiast gęstych borów liściastych, coraz częściej wędrował po rzadkich, równiutkich w obsadzie lasach iglastych. Czuł również że staje się coraz słabszy. Wcześniej musiał się przedzierać przez roślinność poszycia, teraz zawsze mógł wybrać łatwą drogę. Długości jego wypraw też uległy zmianie. Wcześniej przemierzał lasy europy, spotykając się z innymi opiekunami co dwadzieścia lat. Ostatnie stulecie wymusiło częstsze spotkania, a ostatnie trzydzieści lat oznaczało coroczne wiece. To wymusiło osiadły tryb życia. Cieszył się tymi częstymi spotkaniami. To miła odmiana od dziesięcioleci milczenia, lecz ostatnie spotkania wprowadzały coraz więcej napięć. Coraz bardziej zauważalne było wytrącenie ich środowiska z równowagi. Ludzie zaczęli ingerować w środowisko tak dotkliwie, że liczba spokojnych ostoi dla zwierzyny zmniejszyła się do około dziesięciu procent ich wcześniejszego terytorium. Co prawda, jego podopieczni mogli przebywać na terenach zajętych przez ludzi, nawet na niektórych obszarach ich egzystencja stała się o wiele łatwiejsza przez dokarmianie zimowe i brak dużych drapieżników których ataki były bardzo brutalne a pościgi długie i męczące, lecz pociągało to za sobą większą śmiertelność w sidłach i potrzaskach.

Trudno było dojść do jakiegokolwiek konsensusu z dominującymi obecnie opiekunami. Byli w sumie jedynie rzecznikami swoich podopiecznych. Ustalenia podjęte na zgromadzeniach często były niemożliwe do egzekwowania przez opiekunów na ich gatunku. Problemem było również przekazywanie ustaleń, czyli rozprzestrzenianie się informacji. Jedynie opiekun mógł przekazać bezpośrednie instrukcje z uwagi na pozycję mediatora. Dzik opiekun nie mógł się dogadać z sarną, natomiast od wilczego opiekuna jedynie łosie nie uciekały. Wpojone lęki międzygatunkowe miały tu decydujące znaczenie.

Coraz częściej łapał się na tym, iż miał dość tego życia. Był samotnikiem z natury lecz zmiany środowiska zmuszały go do bardzo drastycznych zmian przyzwyczajeń. Był opiekunem w podeszłym wieku, lecz aby móc porzucić tę funkcję musiał znaleźć następcę. Jego poprzednik szukał go sto lat przemierzając bezkresne bory. On już nie mógł liczyć na takie możliwości. Musiał udać się w góry i tam szukać kogoś kto posturą oraz charakterem będzie w stanie unieść jego brzemię.

Denerwował się kiedy po odrośnięciu poroża pojawiał się symbol jego statutu. Świecąca kula w koronie ukazywał się zaraz po wytarciu poroża ze scypuł i towarzyszyła mu aż do jego zrzucenia. Samo istnienie kuli nie stanowiło zagrożenia, gdyż każdy drapieżnik unikał go wtedy jeszcze większym kręgiem i cała chmara, nie tylko on, miała wtedy spokój. Nawet ostatnio spotkany człowiek, około półtora wieku temu poniechał go, i stworzył coś na wzór kultu. Dostał później o to ochrzan na zgromadzeniu, więc od tej pory nie widział go żaden z dwunożnych.. Kula denerwowała go głównie w nocy. Dawała wprawdzie blask rozpraszający mroki najczarniejszej nocy i umożliwiała podróżowanie jego chmary w czasie królowania księżyca, lecz z uwagi na umiejscowienie, oślepiała go całkowicie. Szedł więc wtedy obijając się o boki idących z nim podopiecznych. Prowadzili go. Swoista ślepa kolumna w której widzieli dobrze tylko Ci z przodu, a on sam zawsze szedł na końcu kolumny potykając się o niemal każdy korzeń. Często też pozwalał chmarze podróżować w nocy bez niego. Znajdował ich bez najmniejszych problemów w dzień.

Wielokrotnie przeklinał również swoją długowieczność. Jego chmara uległa tak wielu zmianom, że zaczynał traktować swoich podopiecznych ja zwierzątka. Wyjątkiem były wybrane łanie. Tylko te zwracały jego uwagę, którym udało się wyrwać ze szponów naturalnych zachowań. Standardowo łanie pozwalały mu na zaspokojenie seksualne jedynie w czasie rykowiska, jednak udawało mu się zazwyczaj znaleźć kilka łań które dopuszczały go do siebie zawsze kiedy miał ochotę. Kolejne przekleństwo powiększonej inteligencji – stały popęd. Potrafił się nakręcić nawet zimą, kiedy przypominał sobie czasy rykowiska, nawet tego sprzed trzystu lat. W tej chwili miał przy sobie tylko taką jedną łanię. Do chwili obecnej nie znalazł drugiej, a nawet potomstwo tej łani nie wykazywało przejawów przeciwstawienia się naturze gatunku. Skoro nie mógł rozproszyć swojej uwagi na inne samice, zżył się ze swoją obecną konkubiną. Smucił się na myśl, iż znów będzie musiał któregoś dnia się z nią rozstać. Wiedział że będzie z nią dopóki ta będzie w stanie chodzić, lecz był świadom że to nieuniknione.

Zaczął się więc niepokoić, kiedy po odnalezieniu chmary po pewnej nocy, zauważył brak swoje łani. Ciężko było uzyskać jakiekolwiek informacje od pozostałych członków chmary, lecz z tych które udało mu się zebrać, ustalił, iż została potrącona przez samochód. Nienawidził tych głośnych i szybkich potworów. Najgorszy był fakt iż świeciły. Każde zwierze które zobaczy pędzący na nie samochód, przez te światełka rozpoznaje w nich parę opiekunów, czyli zwierząt których nie musi się obawiać. Często dochodzi więc do takich wypadków kiedy to przeświadczenie trwa zbyt długo.

Nie był przygotowany na takie pożegnanie, puścił się biegiem do miejsca wypadku. Zazwyczaj jelenie przeżywały wypadki jeśli samochód był mały, i często udawało im się ujść z miejsca zderzenia. Miał więc nadzieję że tak było tym razem, a spanikowana chmara po prostu zostawiła ranną łanię za sobą.

Droga była mało uczęszczana, więc mógł wyjść i powęszyć trochę. Niedogodnością było to, że szosa był prosta i długa. Mógł więc być zauważony z dużej odległości. Rozglądał się gorączkowo po gładkim asfalcie. Znalazł dużo krwi oraz szkła. Krew była zasypana piachem, lecz po jej ilości był pewien że jego łania nie przeżyła tego zderzenia. Musiała pochylić głowę w akcie poddania kiedy zbliżyły się światła. Znów przeklinał tę latarkę między porożem.

Wściekłość go wypełniała. Chciał się zemścić i zabić. Pierwszy raz wbrew swojej naturze, chciał wypruć wnętrzności człowieka, który doprowadził do śmierci jego ulubionej łani. Czuł różne wonie w pobliżu miejsca wypadku, lecz jedna wydawał mu się znajoma, wyjątkowo intensywna. Właściciel tego zapachu był tu najdłużej, był więc najprawdopodobniej przyczyną tego zdarzenia. Po chwila węszenia udało mu się rozpoznać zapach, który czuł w pobliżu domostwa głęboko w lesie. Często podprowadzał tam chmarę, gdyż zimą często znajdowali w tych okolicach jedzenie. W paśniku w pobliżu źródła tego zapachu było siano oraz od czasu do czasu warzywa. Zazwyczaj zapach, który teraz wyczuł kojarzył mu się z przyjemności, teraz jednak chciał go zdeptać, podziurawić porożem, pogryźć. Skoro wiedział gdzie ma podążać, puścił się galopem w tamtą stronę. Było niedaleko, więc bez wytchnienia przedzierał się przez zagajniki wyrosłe w nielegalnie wyciętym lesie.

Wypadł na teren wyciętego lasu w pobliżu gospodarstwa. Ten sam zapach co na miejscu wypadku wypełnił jego nozdrza. Dom ogrodzony był płotem, lecz tylko dlatego, aby dwa duże owczarki nie mogły swobodnie biegać po lesie. Nie były one jednak problemem. W chwili kiedy zobaczyły opiekuna, z podwiniętymi ogonami uciekły w najdalszą część podwórka.

Doszedł do bramy. Furtka była zamknięta na skobelek z uchwytami po obu stronach, więc otwarcie jej nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Odsunął go i wszedł na podwórko. Za domem zauważył samochód. Nie został przykryty, więc mógł go obejrzeć. Zaliczać się do znawców dwuśladów nie mógł, choć coraz częściej musiał obserwować różne modele tego wynalazku gnające po twardych, równych nawierzchniach przecinających lasy, natomiast ten który przed nim stał przed nim, miał wgnieciony przód, zbitą przednią szybę oraz powybijane boczne i zniekształcony dach, co świadczyło o poważnych konsekwencjach dla obu stron. Czuł wyraźnie zapach jego łani ze środka pojazdu. Poza wnętrzem pojazdu, jej zapachu nigdzie w okolicy nie odnotował. Słyszał, że ciała tych większych mieszkańców lasu, ginących w wypadkach przewożone były do spalarni. Wiedział, że nie ma już sensu szukać jej zwłok, skupił się na zemście. Obszedł obejście. W oknie od strony wejścia zauważył siedzącego człowieka. Siedział on przy stole tyłem do okna. Podszedł więc do niego i wbił wzrok w zabójcę jego ulubienicy. Jego wściekłość osiągnęło apogeum. Miał nieodpartą chęć wskoczyć do środka i zabić. Człowiek zachowywał się jednak dziwnie. To go powstrzymało, skłoniło do obserwacji. Siedząca za oknem postać ludzka trzęsła się w spazmach płaczu nad karteczkami przedstawiającymi ją samą oraz jakąś kobietę.

Teraz mógł dopowiedzieć sobie resztę. Nie tylko jego łania zginęła tam, na drodze. Nie tylko on poniósł stratę. Wiedział że ludzie żyją krócej niż on. Nigdy nie spotkał opiekuna ludzi, nie wiedział więc ile dokładnie mają czasu na tym planie, lecz sądził że strata tego człowieka jest większa niż jego. Ten człowiek miał szanse przynajmniej umrzeć przed swoją partnerką.

Umrzeć… To słowo odbijało się echem w jego głowie zniekształcając każdą myśl. „Jeść… umrzeć…”, „pić… umrzeć…” Chodził do wieczora nie mogąc znaleźć miejsca w którym jego wewnętrzny ból zmalałby poniżej echa tej jednej myśli. Jego wszelkie decyzje były zniekształcone. Możliwe że część jego umysłu jeszcze się przejmowała sukcesją jego osoby, ale pozostała część przeklinała ostatnie sto lat życia, poddawała w wątpliwość przyszłość całego gatunku, chciała wypełnić przesłanie tego echa.

Wielokrotnie z wściekłością atakował wszystko wokoło. Zniszczył wiele mniejszych drzewek, oskórował niektóre stojące mu na drodze grube pnie. Wielokrotnie z wściekłości uderzał nie tylko porożem które ucierpiało od ataków, ale i bokiem głowy. Te ostatnie uderzenia otępiały go, zmniejszając ból, ale i zamazując rzeczywistość.

Nie wiedział jak długo to w nim kiełkowało, lecz w chwili gdy zobaczył światła, nie było to już kwestią przemyśleń, a dawno podjętego postanowienia, stale tłamszonego przez racjonalną część jego umysłu. Biegł. Nawet nie zauważył gdy lampka nad jego głową znów zamazała mu wzrok. Jak zawsze, gdy zapadał zmrok. Reflektory jednak przebijały się przez tę nikłą w porównaniu ze sztucznym światłem pojazdu poświatę. Mógł ustalić kierunek pomimo potknięć. Po bokach poczuł miękkie uderzenia, znacznie przyspieszające jego bieg. To jego chmara. Rozejrzał się szybko. Nie wszyscy zdecydowali się mu towarzyszyć. Tylko kilka łań było przy nim, zauważył jednak małą grupę byków których towarzystwa normalnie nie mógłby tolerować. Odganiały one łanie, zajmując ich miejsce. Dorodne, silne byki. Duma swojego gatunku. Wiedziały gdzie zmierza, jakie są jego motywy, czego pragnie. Chciały mu towarzyszyć w tej ostatniej drodze. Uderzenia na bokach stały się bardziej stanowcze, a droga o dziwo mniej wyboista. Biegli coraz szybciej. W biegu z bykami było coś innego, coś odmiennego, coś wspaniałego. Czuł wokół siebie tę siłę, te stanowcze, silne uderzenia w boki, stuknięcia poroży, urozmaicały one tak znany mu do tej pory tętent. Podłoże pod jego racicami zmieniło się. Poczuł grube, luźne kamienie poprzedzielane szerokimi, płaskimi. Znów mógł przyspieszyć. Uderzenia po jego bokach ustały. Wprost przed sobą widział światła. Ich blask wpijał się w jego umysł, pozwalał ustalić kierunek. Czuł że byki nadal mu towarzyszą, że nadal tworzą procesję, lecz pozostały z tyłu.

Światła się zbliżały. Zauważył że ich ilość jest odmienna od tej najczęściej obserwowanej. Oprócz dwóch świateł poziomych widział wyraźne, jeszcze jaśniejsze światło pośrodku, wyżej. Zdał sobie sprawę, że z tego zderzenia nie wyjdzie żywy. Przesłał wiadomość do byków. Pożegnał ich. W odpowiedzi usłyszał jednak ryk. Głuchy i niski, wydobywający się z co najmniej tuzina gardeł. Usłyszał również kilka szczeknięć kozłów oraz kilka kwiknięć. Było mu żal tych istnień, miał nadzieje że w porę uskoczą. Światło i jęk klaksonu wypełniło jego oczy oraz uszy. Czuł jedynie powietrze, chłodzące jego rozpaloną z wysiłku krtań. Nie było już odwrotu. Przez klakson przedarł się jeszcze głośniejszy ryk byków, towarzyszy do końca. Pomyślał „więc opiekunowie nie odchodzą samotnie…”.

Koniec

Komentarze

Cóż, jest to krótki tekst, opartym o ciekawy pomysł, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. W tekście roi się od błędów, głównie rzucają się w oczy liczne powtórzenia od czasownika regularnego BYĆ, braki w interpunkcji prawie w każdym zdaniu. Niestety, ogólnie patrząc, nie podobało mi się. 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zgadzam się z Mkmorgothem. Nie tylko "być" się powtarza. Ale i to prawda, że koncepcja niebanalna.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za uwagi. Przeglądałem tekst trzykrotnie, w tygodniowych odstępach, jednak nie wyłapałem wielu błędów. Postaram się go poprawić, jeśli zdążę. Co do wykonania, wybaczcie. Jestem jednak pewien, że Wasze uwagi pozwolą mi kiedyś napisać coś lepszego.

Pomysł dobry, wykonanie zdecydowanie nie. Najbardziej przeszkadzał mi sposób w jaki opowiadasz całą historię. Miałam wrażenie, że czytam jakieś sprawozdanie, albo referat. Używasz zwrotów i wyrażeń, którymi nie posłużyłby się żaden jeleń, nawet tak doświadczony.

Gdyby to był mój tekst, tytuł/ godność bohatera opowiadania, pisałabym wielką literą –– Opiekun.

Pierwsze opowiadanie za Tobą. Teraz czekam na kolejne, coraz lepsze teksty.

 

„Ostatnie stulecie przyniosła ze sobą znaczne przerzedzenie lasów”. –– Literówka.

 

„Zmieniły one również swój skład”. –– Wolałabym: Zmienił się również drzewostan.

 

„Wcześniej musiał się przedzierać przez roślinność poszycia, teraz zawsze mógł wybrać łatwą drogę”. –– Wiemy, że poszycie leśne stanowią rośliny –– niższe drzewa i różne krzewy.

Proponuję: Wcześniej musiał się przedzierać przez gęste poszycie, teraz zawsze mógł wybrać łatwą drogę.

 

Wcześniej przemierzał lasy europy spotykając się z innymi opiekunami co dwadzieścia lat. Ostatnie stulecie wymusiło częstsze spotkania, a ostatnie trzydzieści lat oznaczało coroczne wiece. To wymusiło osiadły tryb życia”. –– Może: Kiedyś przemierzał lasy Europy, gromadząc się z innymi opiekunami co dwadzieścia lat. Miniony wiek wymusił częstsze spotkania, a ostatnie trzy dekady, coroczne wiece. To sprawiło, że zaczął wieść osiadłe życie.

 

„Denerwował się kiedy po odrośnięciu poroża pojawiał się symbol jego statutu”. –– Denerwował się kiedy po odrośnięciu poroża pojawiał się symbol jego statusu.

statut «zbiór przepisów określających strukturę, zadania i sposób działania instytucji lub organizacji»

 

„Świecąca kula w koronie ukazywał się…” –– Literówka.

 

„…gdyż każdy drapieżnik unikał go wtedy jeszcze większym kręgiem…” –– …gdyż każdy drapieżnik omijał go wtedy jeszcze szerszym łukiem

 

„Dostał później o to ochrzan na zgromadzeniu…” –– Dostał później za to ochrzan na zgromadzeniu

 

„…więc od tej pory nie widział go żaden z dwunożnych.. –– Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

„…w której widzieli dobrze tylko Ci z przodu…” –– …w której widzieli dobrze tylko ci z przodu

 

„Smucił się na myśl iż znów będzie musiał któregoś dnia się z nią rozstać. Wiedział że będzie z nią dopóki nie będzie w stanie chodzić…” –– Powtórzenia.

 

Ciężko było uzyskać jakiekolwiek informacje…” –– Trudno było uzyskać jakiekolwiek informacje

Ciężkie jest coś, co dużo waży.

 

„…jakiekolwiek informacje od pozostałych członków chmary, lecz z informacji…” –– Powtórzenie.

 

„Każde zwierze które zobaczy…” –– Literówka.

 

„…puścił się biegiem do miejsca wypadku. Zazwyczaj jelenie przeżywały wypadki jeśli…” ––Powtórzenie.

 

„Właściciel tego zapachu był tu najdłużej i był najprawdopodobniej przyczyną tego zdarzenia. Chwila węszenia i rozpoznał zapach który czuł w pobliżu domostwa głęboko w lesie. Często podprowadzał tam chmarę gdyż często znajdowali tam zimą jedzenie. W paśniku w pobliżu tego domostwa było siano oraz od czasu do czasu warzywa. Zazwyczaj zapach który teraz wyczuł…” –– Powtórzenia.

 

„Skoro wiedział gdzie ma podążać…” –– Skoro wiedział dokąd ma podążać

 

„…zagajniki wyrosłe w nielegalnie wyciętym lesie. Wypadł na teren wyciętego lasu…” –– Powtórzenie.

 

„W oknie od strony wejścia zauważył siedzącego człowieka. Siedział on przy stole tyłem do okna”. –– Dwa zdania mówiące o tym samym.

Może: Przez okno przy wejściu zauważył plecy człowieka, siedzącego przy stole.

 

„Podszedł więc do niego i patrzył na zabójcę jego ulubienicy”. –– To była ulubienica opiekuna, nie człowieka. ;-)

Proponuję: Podszedł i patrzył na zabójcę swojej ulubienicy.

 

„Zniszczył wiele mniejszych drzewek, oskórował niektóre stojące mu na drodze…” –– Wolałabym: Zniszczył wiele mniejszych drzewek, okorował niektóre stojące mu na drodze

 

„Czuł że byki nadal mu towarzyszą, że nadal tworzą procesję, lecz pozostały z tyłu”. –– Wolałabym: Czuł, że byki nadal mu towarzyszą, że wciąż stanowią asystę, lecz pozostały z tyłu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowidanie dość klimatyczne i niebanalne, czytało się nieźle.

Dziękuję  za opinie i sugestie. Postaram się doszlofować styl.

Zgadzam się z Regulatorką co do tonu tekstu – raczej sprawozdanie niż opowiadanie. Tekst nie płynie, jest w nim sporo suchych szczegółów, które zaburzają odbiór. Mnie tekst nieco znudził, a szkoda, bo widać pewną świeżość pomysłu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Niestety, ale styl do poważnego dopracowania. Za dużo powtórzeń, za dużo niezręcznych sformułowań. W dodatku wybrałeś taki sposób prowadzenia narracji, który nuży.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka