- Opowiadanie: c21h23no5.enazet - Król bez serca

Król bez serca

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Król bez serca

 

Opowiadanie zostało napisane na konkurs związany z Grą o Tron, według jego kryteriów, ale w końcu nie brałam udziału. Chciałam wrzucić inne, ale przypomniało mi się, że wysłałam je na Świetlne Pióro. Chcąc wrzucić cokolwiek, daję to ;)

 

 

 

Czarnobrody krasnolud padł bez życia na kolana. Zawisł na mieczu, tkwiącym w jego piersi po rękojeść, nadal ściskanym przez króla. Monarcha stał, choć jego oczy stały się już wielkie, ciemne i szkliste. Dwa martwe ciała zastygły w niemożliwych pozach.

 

Chwiejący się za plecami władcy Elf wsparł śmierć, siłującą się z absurdalnie oporną ofiarą. Szarpnął w górę długi sztylet, tkwiący w królewskich lędźwiach, rozpruwając wnętrzności. Monarcha wypuścił w końcu inkrustowany miecz, a ciało Krzata zwaliło się na ziemię. Potężny, zbryzgany krwią dziesiątek ofiar człowiek runął wreszcie w karmazynową kałużę posoki, połamanego żelastwa i rozpłatanych głów.

 

Elf, Wampir oraz dwóch Krasnoludów rozejrzało się po placu boju, łapiąc spazmatycznie powietrze. Ich pobratymcy, razem niemal setka istot, stosami zalegała wokół powalonego władcy. Ocalali stali po kostki w krwi.

 

– Cios w plecy. Hańba, psia mać – wydyszał młody, krzepki Krasnolud, oparty ciężko na trzonku topora. Jucha i pot spływały mu z brody na pozłacaną zbroję.

 

– Twój dowódca się poświęcił! – warknął Elf, błądząc smukłymi palcami po złamanym nosie. – Hańbą byłoby nie skorzystać z chwili nieuwagi króla, zachwyconego rozpłataniem Tarina Srebrnego Młota.

 

– Kurwi syn – Krzat splunął czerwoną śliną na ciało monarchy. – Wyrżnął cały nasz oddział.

 

– Całe komando – mruknął Elf.

 

– I Wschodni Krąg – wycedził krwiopijca. – Porozrywał nawet najstarsze Wampiry na strzępy.

 

Krasnolud z białą, starczą brodą, poznaczoną zakrzepłą krwią, machnął z lekceważeniem ręką. Wskazał na małą, kędzierzawą głowę, wystającą z kłębowiska zanurzonych w krwi ciał.

 

– Nie oszczędził nawet syna Dina. Szczyl miał dwanaście lat, stał z boku. Skurwiel rozpłatał go na pół niby jabłko. Jak, kurwa, mógł…

 

– Tak samo, jak gwałcić nasze matki, siostry i córki – Elf nachylił się nad królewskim ciałem i wyszarpnął brutalnie swój sztylet. – Ograbiać podatkami i mordować każdego, kto się przy tym radośnie nie uśmiechał.

 

Stali w milczeniu, nie wiedząc, co robić. Dziedziniec pałacu powoli otaczały wrony, siadając na złoconych kolumnach i parapetach. W ich czarnych, beznamiętnych oczach odbijały się komety i meteoryty nieustannie przemierzające niebo. Któryś z ognistych pocisków rąbnął w ziemię kilkadziesiąt metrów od placu, aż zbroje zadudniły o bruk.

 

– Kiedy skończy się ta apokalipsa? – spytał posępnie młody Krzat.

 

– Słowa Wyroczni były jasne: wraz z nastaniem nowego króla – odrzekł ostrouchy.

 

– O ilem nie dostał za mocno w dyńkę, zdaje mi się, że była tam mowa o nastaniu MARTWEGO króla. Mamy martwego władykę, a ten pieroński deszcz ognia nie ustał.

 

– Może chodzi o cały ród. To wynaturzenie – Wampir skrzywił się ze wstrętem. – Wielkie, okrutne bestie.

 

– Matki kurwiły się z synami, a bracia rżnęli siostry, to i nie dziw – starszy Krasnolud kopnął królewską głowę. Żelazna korona była na niej tak mocno osadzona, że nawet nie drgnęła.

 

– Musimy zabić wszystkich krewnych – krwiopijca spojrzał w okna zamku. – Pewno niewiele, ale jacyś strażnicy mogli zostać w środku. Trzeba posłać po posiłki i otoczyć budynek, żeby nikt nie uciekł…

 

– Masz rację – zgodził się z oporem Elf. – Jednak dopiero posiadając nowego króla, czyn ten będzie usprawiedliwiony. Tylko władca może nakazać eksterminację królewskiego rodu.

 

Krasnoludy i Elf spojrzeli bezradnie na truchła swych dowódców. Ostrouchemu zaczęła drżeć ręka, w której ściskał sztylet.

 

– Zhańbiony królobójca na tronie? – prychnął młody Krzat, patrząc z nieskrywaną wrogością na Elfa. – Po moim trupie. Zresztą, pięknisiu, i tak byś się porzygał po jednym kęsie jego serca. Ja je wszamam.

 

Starszy Krasnolud ryknął śmiechem, niby bez znaczenia łapiąc mocniej za młot bojowy.

 

– Ty?! Jeszcześ się dobrze nie nauczył podcierać, szczeniaku.

 

Wszyscy trzej zmierzyli się nienawistnymi spojrzeniami, po czym zwrócili ku milczącemu Wampirowi. Prychnął szyderczo.

 

– W rzyci mam wasz tron – oznajmił zjadliwie. – Wyżynajcie się za niego beze mnie. Mój lud sra na króli, o ile tylko nie są tak przeżarci zgnilizną, jak ten – spojrzał na wielkie ciało z głodem w oczach. – Chcę mu jedynie wyrwać serce. Pragnę wydobyć siedlisko zła z jego piersi. Chodźcie, zdejmiemy z niego napierśnik. Żaden z nas sam nie da rady.

 

Pokiwali ponuro głowami i przyklękli przy zwłokach. Obserwowali się uważnie. Wampir odpiął rzemienie, które łączyły napierśnik ze skórzaną kataną. Zmieściłyby się w nią oba Krasnoludy. Ocalali podważyli grubą blachę z czterech stron i wyrwali z potężnej klatki mężczyzny. Krwiopijca zawiesił dłoń nad mostkiem.

 

– Dla mnie to moment, wy musielibyście go kroić. Odkładam broń. Położę serce na trupie Tarina.

 

Zanurzył w jeziorze krwi swój krótki miecz. Reszta nie oponowała, choć każdy trzymał broń w miażdżącym, pełnym napięcia uścisku. Żaden z nich nie chciał walczyć z dojrzałym, twardym niczym marmur Wampirem.

 

Krwiopijca pochylił na moment głowę. Ruch jego białej ręki był ledwie zauważalny. Rozległ się odrażający, mdlący odgłos i już lewa dłoń Wampira tkwiła w potężnej klatce piersiowej. Podłużne dotąd źrenice rozszerzyły się w bladej, niemal świecącej twarzy. Przez kilka sekund gmerał pod żebrami, wywołując obrzydliwe odgłosy. Elf jęknął.

 

– Co ty wyprawiasz?

 

Wampir wysyczał coś pod nosem i wyjął bordowe palce z rany. Spojrzał na pozostałych. Ledwo powstrzymał uśmiech.

 

– Nie ma serca. To by wiele wyjaśniało.

 

Krasnoludy wymieniły spojrzenia, zdezorientowane. Elf przyjrzał się bledszej od trupiej twarzy Kainity; dostrzegł maleńką kroplę krwi w kąciku sinych ust. Wyszarpnął sztylet.

 

– Ta pijawka je zjadła!

 

Wszyscy poderwali się na nogi. Blada istota przyglądała się pobłażliwie, jak Krzaty unoszą swoje olbrzymie bronie.

 

– Co jeden Krasnolud nie zdoła wychędożyć, rozprują dwa – warknął starszy.

 

– Stracicie życie na próżno – ostrzegł ich uprzejmie krwiopijca, ze swobodą stojąc przed nimi bez broni. – Ja nie potrzebuję serca, by żyć. Jest martwe, nie tłoczy krwi.

 

– A niby dlaczego kołek w sercu was uśmierca? – młodszy Krzat podniósł złamany trzonek od jakiejś broni. Wampir roześmiał się swobodnie.

 

– Wierzysz w historie bajarek, dzieciaku?

 

– Nie ważne – mruknął Elf, z podnieceniem obserwując Kainitę. – Ten, kto zje martwe serce króla, zastępuje go. To nieistotne, czy pijawka przeżyje.

 

– Trafna uwaga, Elfie – przyznał Wampir, nie powstrzymując już uśmiechu. Wraził uwaloną w królewskiej krwi dłoń we własną pierś i wyrwał serce, po czym błyskawicznie wepchnął sobie do ust. Potem odwrócił się od oniemiałych towarzyszy i odszedł w stronę zamku, z gracją przekraczając trupy.

 

Ostatnie meteoryty uderzyły o ziemię, a komety zgasły. Jakby to losy Królestwa wprawiały w ruch niebo, Wszechświat kręcący się wokół ziemskiego tronu.

Koniec

Komentarze

Przecinki można poprawić w paru miejscach. "Jucha" to krew zwierzyny łownej. "Nie ważne" razem się pisze. Formy "Krzat" nie lubię, ale to tylko mój problem. "Jednak dopiero posiadając nowego króla, czyn ten będzie usprawiedliwiony" – coś nie tak z podmiotem. Nie rozumiem, co co się w końcu wydarzyło, ale to tylko mój problem:) "Ocalali podważyli grubą blachę z czterech stron i wyrwali z potężnej klatki mężczyzny" – pewnie raczej "zerwali" Dialogi pachną Sapkowski, ale też tylko mój problem, że to w ogóle zauważyłem, a poza tym – zapach nie jest nieprzyjemny:) Ogólnie: fajny tekst. Wydaje mi się nieco przegadany, ale całkiem w porządku.

Wraził uwaloną w królewskiej krwi – uwalaną Ja jakoś pogubiłam się w końcówce, no bo kim jest Kainita i dlaczego serce Wampira miałoby mieć taką moc jak serce króla? Przecież Wampir nie był królem? Rozumiem przepowiednię, że kiedy nastanie MARTWY król, zakończy się apokalipsa. Co ma do tego zjedzenie serca? Ale ogólnie czytało się nieźle.    

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kainita to Wampir (według pop-mitologii chrześcijańskiej Kain był pierwszym wampirem). Zdaje się, że Wampir jakoś po kryjomu zeżarł królowi to serce – tylko właśnie nie mam pojęcia kiedy. I jak już je zjadł, to właśnie on został królem. Więc kiedy zjadł też swoje – królewskie – to miał pewność, że pozostanie królem na zawsze. Bo nawet jakby udało się go zabić, to i tak nikt już po nim królem nie zostanie. Zagmatwane to trochę i zdaje się, że przepowiednia została przez Autorkę wymyślona tak, by pasowała do pomysłu wampira jako króla:)

A, trochę mi się rozjaśniło, dzięki.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie podobało mi się. Scenka nie zawładnęły moja wyobraźnią na tyle, bym próbowała zastanawiać się i dociekać, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego.

 

„Zawisł na mieczu, tkwiącym w jego piersi po rękojeść, nadal ściskanym przez króla”. –– Zawisł na mieczu, tkwiącym w jego piersi po rękojeść, nadal ściskaną przez króla.

Król trzymał miecz, ściskając tylko rękojeść. Reszta miecza była w krasnoludzie.

 

„Monarcha stał, choć jego oczy stały się już wielkie…” –– Powtórzenie.

Może: Monarcha stał, choć jego oczy zrobiły się już wielkie… Lub: Monarcha stał, choć jego oczy były już wielkie…

 

„…runął wreszcie w karmazynową kałużę posoki, połamanego żelastwa i rozpłatanych głów”. –– Czy połamane żelastwo i rozpłatane głowy także tworzyły kałużę? ;-)


„…i tak byś się porzygał po jednym kęsie jego serca. Ja je wszamam”. ––  Ja je wszamię.

 

„Starszy Krasnolud ryknął śmiechem, niby bez znaczenia łapiąc mocniej za młot bojowy”. –– Wolałabym: Starszy Krasnolud ryknął śmiechem, niby przypadkiem chwytając mocniej młot bojowy.

 

Wyżynajcie się za niego beze mnie”. –– Wyrzynajcie się za niego beze mnie.

 

„Mój lud sra na króli…” –– Mój lud sra na królów

 

„…spojrzał na wielkie ciało z głodem w oczach”. –– Czy wielkie ciało miało głód w oczach? ;-)

 

Nie ważne – mruknął Elf, z podnieceniem obserwując Kainitę”. –– Nieważne – mruknął Elf, z podnieceniem obserwując Kainitę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanko może być, ale na kolana nie rzuca.

Babska logika rządzi!

Zagmatwane i zaplątane, miałam problem żeby pojąć w mig, o co chodzi. Na szczęście zakończenia można się po prostu domyśleć ;) Dobrze przedstawiłaś zależność, że choć wszyscy razem walczą w jednej sprawie, w chwili ostatecznej każdy gotów drugiemu łeb uciąć. Tak to pewnie było i w sumie to Ci wyszło. Nie powala na kolana, ale przeczytać można. 

Dziękuję za wszystkie komentarze, kiepsko stoję z czasem, żeby tu wchodzić, ale staram się przypominać o swojej obecności, jak tylko coś mam. Zawsze nanoszone poprawki i wyrażone zdania analizuję i uczę się na nich ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nowa Fantastyka