- Opowiadanie: Ross - Płomień

Płomień

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Płomień

Przybyłem w sama porę.

 

Cichy, spowity mrokiem apartament. Rozbite lustro, bałagan w salonie. Wywalona szuflada, podarte zdjęcia, przewrócone krzesło. Miarowe tykanie zegara, odmierzające czas, którego nie dało się cofnąć.

 

Zatrzymałem się, nie chcąc jej wystraszyć. Siedziała na parapecie i tęsknym wzrokiem spoglądała w dal, jakby na zasnutym chmurami niebie szukała przebłysku światła. Sądziłem, że nie zauważyła mojej obecności, lecz nagle zapytała:

 

– Kim jesteś?

 

– Przyszedłem, aby ci pomóc – odparłem spokojnym głosem. Odgarnęła złote włosy z czoła i nachyliła się ku przepaści. Zrobiłem krok w jej stronę, lecz tylko cicho zaśmiała się i szepnęła:

 

– Nawet o tym nie myśl.

 

– Dobrze – odparłem, siadając na krześle. Wyciągnąłem papierosa, a żółty płomień zapalniczki rozproszył ciemność pokoju. – Palisz?

 

– Nie.

 

– Co tu się stało?

 

Otworzyła usta, lecz nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Zacisnęła palce na framudze okna i drżąc z zimna, odwróciła głowę w przeciwną stronę.

 

– Czemu mam z tobą rozmawiać? – spytała cichym, ledwo słyszalnym głosem. – Nie wiem nawet, jak się nazywasz.

 

– Mówią na mnie Teo – odparłem, wypuszczając z ust tytoniowa chmurę, która szybko rozpłynęła się w gęstej, aksamitnej czerni pokoju. – A ty?

 

– Eliza – odparła po chwili wahania. – Mówią na mnie Liz.

 

– Świetnie. – Ostrożnie wstałem i zrobiłem krok w jej stronę. – Opowiedz mi o sobie, proszę. Chcę wiedzieć, czemu znalazłaś się w takim miejscu.

 

– Nie ma o czym opowiadać.

 

– Pozwól, ze sam to ocenię.

 

– Jestem przeklęta.

 

– Nikt nie jest przeklęty – odparłem spokojnym głosem. – Zwłaszcza w oczach Boga.

 

– Przestań pieprzyć o Bogu! – wrzasnęła, nie odwracając głowy w moją stronę. – Trzeci raz to samo, uwierzysz w to? Trzeci, pieprzony raz! Najpierw był ten zasrany pijak, który bił własne dzieci… Co ja w nim widziałam? Dlaczego nie zostawiłam go, tylko czekałam do dnia, w którym zabił siebie i dwie niewinne osoby? Drugi okazał się jeszcze gorszy. Myślałam, ze coś z niego będzie, robiłam co mogłam, próbując ściągnąć go ze złej drogi, ale… Nie dałam rady. Zaćpał się na śmierć. Naprawdę sądziłam, że za trzecim razem wreszcie mi się powiedzie. Znalazłam tę dziewczynę, Ewę. Pochodziła z dobrej rodziny, miała cudowne dzieciństwo. Świetnie się rozumiałyśmy. Potrafiłam godzinami do niej mówić, a ona siedziała na krześle i słuchała… Była romantyczką, niepoprawną marzycielką, zbyt kruchą jak na ten brutalny świat. Szeptałam do niej nocą, aby uważała na ludzi, gdyż są jak wilki… Nie posłuchała. Ktoś skrzywdził ją tak mocno, że nie mogła dalej żyć. Co ty na to? Wciąż twierdzisz, że nie jestem przeklęta? Śmiało, zacznij tę swoją gadkę o miłosiernym Bogu!

 

Ciężko westchnąłem, dając jej czas na otarcie łez. Zgasiłem papierosa i smutnym wzrokiem spojrzałem na zasnute chmurami niebo. Wiatr ustał i zapadła głęboka, przerażająca cisza.

 

– Dlaczego winisz o wszystko Boga? – zapytałem poirytowanym głosem. – Zachowujesz się jak ludzie, którzy każde nieszczęście zrzucają na jego barki. Bóg jest świetnym chłopcem do bicia. Zawsze gdy coś pójdzie nie tak, można zwalić na niego całą odpowiedzialność.

 

– Co to za Bóg, który biernie przygląda się złu i cierpieniu? Co to za podła, nieczuła istota, która może wszystko zmienić, lecz tylko patrzy? Gdybym była Bogiem…

 

– Całe szczęście, nie jesteś.

 

Zbliżyłem się o krok, nie chcąc ciągnąć tej bezsensownej dyskusji. Liz gwałtownie poruszyła się, stanąłem więc bez ruchu; ona jednak tylko ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się płaczem.

 

– Wiem, kim jesteś! – wykrzyknęła, jakby czytając w moich myślach. – Przyszedłeś zabrać mnie w straszne, ciemne miejsce, skąd nie ma ucieczki…

 

– Właśnie znajdujesz się w takim miejscu. Jestem tu, aby pomóc ci znaleźć wyjście.

 

– Gówno prawda! – wrzasnęła, nachylając się w stronę przepaści. – Skąd się tu wziąłeś? Kto cię przysłał? Jakim cudem wszedłeś przez zamknięte drzwi?

 

– Mam klucz, który otwiera wszystkie zamki.

 

– Więc… – zawahała się, jakby dopiero teraz zrozumiała powagę sytuacji – …zostałeś przysłany, aby mnie zabrać.

 

– Uratować.

 

– Nie chcę ratunku.

 

– Gdybyś naprawdę nie chciała ratunku, już dawno próbowałabyś skoczyć z tego okna.

 

– Nic mi się nie stanie. – Zachichotała, spoglądając w niebo. – Potrafię latać.

 

– Właśnie dlatego połamałaś swe skrzydła?

 

Gwałtownie odwróciła głowę, a na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. Opuszkiem palca musnęła białe pióra, po czym syknęła z bólu.

 

– To nic – odparła cicho. – Potrafię latać bez skrzydeł.

 

– Skoro tak twierdzisz, na co jeszcze czekasz? Zrób to.

 

Szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Wykorzystując jej zaskoczenie, zbliżyłem się o następnych kilka centymetrów do okna. Wielkimi krokami zbliżała się północ.

 

– Czemu tak mówisz? – zdziwiła się. – Przecież jesteś tu, aby mnie uratować.

 

– Naprawdę tak sądzisz? Może kłamałem?

 

– Aniołowie nie kłamią.

 

– Powiedz mi, dlaczego chcesz to zrobić? Czemu przechylasz się w stronę ciemności, zamiast powrócić do światła?

 

– Myślisz, że nie słyszałam tych historii? – westchnęła, przymykając oczy. – Mówią, że gdy człowiek zostanie potępiony, część duszy jego anioła gaśnie niczym płomień świecy, zdmuchniętej nagłym porywem wiatru. Mówią też, że po kilku takich przypadkach anioł odchodzi z tego świata niczym strażnik, który nie dopełnił warty. Nikt nie wie, dokąd go zabierają, lecz pewne jest, że nie wraca, by strzec ludzi… Wiesz, może cię to zdziwi, ale tak mocno pokochałam Ziemię, że nie potrafię jej opuścić.

 

Zimny wiatr zatrzepotał firanką i delikatnie pobawił się złotymi włosami dziewczyny. Nagle poczułem, że nie byliśmy już sami. Ktoś stał na chodniku, kilka pięter niżej i spoglądał w okna mieszkania.

 

– Pokochałaś świat, który przyniósł ci tyle cierpienia? – zdziwiłem się, prawą ręką sięgając do tylniej kieszeni spodni. Na dole byli już dwaj następni. Zlatywali się jak sępy, wyczuwające świeżą padlinę.

 

– Tak, uwielbiam cierpienie. – Kryształowe łzy dziewczyny cicho stukały, uderzając o parapet.

 

– Wkrótce możesz go mieć w nadmiarze.

 

– Nie boję się. Na pewno nie będzie gorzej.

 

– Możesz się zdziwić.

 

– Zaryzykuję.

 

– Wystarczy! – Kątem oka spojrzałem na zegarek. Dalsze strzępienie języka nie miało żadnego sensu. – Liz, daję ci ostatnią szansę. Wróć do pokoju, a otrzymasz przebaczenie. Uleczymy płomień, trawiący twoją duszę, a wtedy powrócisz, aby strzec życia ludzi.

 

– Z takim samym rezultatem, co poprzednio?

 

– Nie mogę dać ci gwarancji.

 

– Nawet gdybyś mógł… Obawiam się, że jest już za późno.

 

Gdy zegar wybił północ, spojrzała w dół i zaczęła się zsuwać. Zrozumiałem, że czas na rozmowę dobiegł końca. Oboje wiedzieliśmy, ze Liz miała zaledwie kilka sekund, aby przejść na stronę mroku. Wreszcie mogłem zacząć działać.

 

Z tylniej kieszeni spodni wyszarpnąłem białą nić i rzuciłem ją przed siebie. Oplotła dziewczynę w pasie, zanim ta zdążyła skoczyć. Chciałem uchronić ją przed upadkiem, lecz była zbyt szybka. Musiała ćwiczyć ten ruch od dawna.

 

Runęła w przepaść.

 

Nić napięła się do granic wytrzymałości. Rozłożyłem skrzydła, chcąc opuścić mieszkanie i wzbić się do nieba, lecz napotkałem opór. Z dołu dmuchnął wiatr tak silny, że ledwo mogłem wystawić głowę za okno. Cale szczęście, trzymałem Liz.

 

Trzymałem ją równie mocno, co oni.

 

Ulica zamieniła się w gigantyczny, wirujący kocioł czerni. Krążyła nad nim bezkształtna, czarna istota, chcąca ściągnąć dziewczynę w dół. Raz po raz szarpała własną nić, oplatającą nogi dziewczyny.

 

Nic już nie zależało ode mnie. Spojrzałem w piękne, szmaragdowe oczy istoty wiszącej nad przepaścią i szepnąłem błagalnym głosem:

 

– Nie rob tego.

 

Ona jednak zaśmiała mi się w twarz i odparła z zadziwiającą lekkością:

 

– Do zobaczenia, przyjacielu. Czuję, że już niedługo…

 

Nić spłonęła pod uściskiem jej dłoni. Patrzyłem, jak Liz leci w przepaść mroku. Chwilę później wir zniknął, a wiatr błyskawicznie ustał. Został spokój, pusta ulica i cisza zwyczajnej nocy. Ciało leżące pod oknami kamienicy.

 

– Straciliśmy ją – szepnąłem i spoglądając w pochmurne niebo, wyjąłem paczkę papierosów.

*

 

Wnętrze świątyni zalane było mrokiem. Cicho zamknąłem wrota, by nie zakłócić spokoju tych, którzy czuwali. Ruszyłem w stronę bocznej nawy, gdzie płonęły świece. Zajmowały niemal całą wolną przestrzeń, a ich równe rzędy ciągnęły się aż do ołtarza. Ostrożnie wymijałem metalowe konstrukcje, aby dotrzeć w miejsce, gdzie na posadzce utworzyła się duża plama wosku.

 

Zdjąłem ogarek świecy i wrzuciłem go do worka. Był niewielki, zdeformowany i wkrótce miał spłonąć w żywym ogniu pieca. Na puste miejsce wstawiłem nową świecę i używając zapalniczki, powołałem do życia jasny płomień. Spuściłem głowę, odmówiłem modlitwę i udałem się do wyjścia.

 

Jedna z klęczących dotąd w ławach osób wstała, a gdy byłem przy wyjściu, zrównała się ze mną krokiem. Zbliżyła się i nie zdejmując kaptura, szepnęła kilka słów. Wziąłem ją za rękę i razem wyszliśmy na zimną, deszczową noc, gdzie ktoś już na nas czekał.

 

Koniec

Komentarze

W pierwszej chwili sądziłam, że dziewczyna opowiada o swoich miłościach/kochankach, a tu niespodzianka. Koncepcja całkiem ciekawa. Ogólnie – do poczytania. Tylko zakończenie nieco niejasne.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mnie się spodobało. Ma klimat i urok. Drażniło mnie na samym początku ciągłe użycie "odparłem". Zmień to proszę!

Ale końcówka dla mnie też troszkę niejasna – znalazł kolejnego anioła? I jeszcze jedno, ale to już szczegół – z reguły w kościołach ogarków się nie spala w piecu, ale przetapia na nowe świece. Zresztą, pomyśl, co by się działo, gdyby taką ilość wosku i stearyny podpalić. A może właśnie o to chodziło? Ogarki symbolizują wypalone dusze? Nie, chyba za daleko się posuwam z interpretacją. Podobało mi się.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Koncepcja rzeczywiście ciekawa, ale końcówki w ogóle nie zrozumiałam.

Babska logika rządzi!

Też się zgadzam, że dobrze napisane. Ale fabularnie – już nie, bo z końcówki nie wiele zrozumiałem. Zgrzytały mi trochę zaimki i powtórzenia, bo miejscami było ich za dużo. Natomiast bardzo razi stwierdzenie "Ciężko westchnąć" – A to ma jakąś wagę, że jest ciężkie? A może jest też "lekkie" ?

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dziękuję za opinie. Rzeczywiście, końcówka jest trochę eksperymentalna, ale sądziłem, że zawarta w niej symbolika nie będzie tak trudna do rozgryzienia. Bemik zinterpretował ją poprawnie – ogarek symbolizował wypaloną duszę, a główny bohater powołując płomień zabrał nową istotę do swojej "ekipy". Teraz będę pamiętać, aby nie przesadzać z symbolicznymi scenami i tajemniczością, bo nie zawsze to, co dla mnie jasne, jest takie dla czytelnika ;) Ogólnie w opowiadaniu tym chciałem skupić się na budowaniu klimatu, nastroju i chyba wyszło mi to nie najgorzej. Następnym razem wrzucę już coś bardziej konwencjonalnego fabularnie.

Końcówka mnie zaskoczyła,,,….zupełnie inaczej sobie to wyobrażałem ale w sumie to bardzo dobry pomysł:) 

– Pozwól, ze sam to ocenię. literówka Co ja w nim widziałam? Dlaczego nie zostawiłam go, tylko czekałam do dnia Sugestia co do szyku: Co ja w nim widziałam? Dlaczego go nie zostawiłam, tylko czekałam do dnia – jeden mały zaimek, a brzmi bardziej naturalnie, moim zdaniem  Drugi okazał się jeszcze gorszy. Myślałam, ze coś z niego będzie, robiłam co mogłam, próbując ściągnąć go ze złej drogi 1. literówka 2. Zamieniłabym okazał na był. Również naturalniej. 3. Wiem, że to wypowiedź, ale czy nie można zamienić ściągnąć na zawrócić ze złej drogi?  ze złej drogi, ale… Nie dałam rady Małą literą bym zapisała po wielokropku, gdyż do ciąg wypowiedzi, a nie nowe zdanie.  zbyt kruchą(,) jak na ten brutalny świat  Szeptałam do niej nocą, aby uważała na ludzi, gdyż są jak wilki… Gdyż i aby, nie bardzo trochę w wypowiedzi, chyba że taki miałeś zamiar, ale jednak wypada trochę sztuczno.   Liz gwałtownie poruszyła się, stanąłem więc bez ruchu 1. Proponuję: Liza gwałtownie się poruszyła – lepszy rytm czytania 2. w bezruchu  – Gdybyś naprawdę nie chciała ratunku, już dawno próbowałabyś skoczyć z tego okna. Może nie próbowała a skoczyła? zbliżyłem się o następnych kilka centymetrów do okna. Wielkimi krokami zbliżała  2x zbliżyłem  Cale szczęście, trzymałem Liz. literówka i bez przecinka  czerni. Krążyła nad nim bezkształtna, czarna czerni, czarna – Nie rob tego. literówka Zdjąłem ogarek świecy i wrzuciłem go do worka. Był niewielki, zdeformowany i wkrótce miał spłonąć w żywym ogniu pieca.  Skoro ogarek, to możemy się domyślić, że niewielki i zdeformowany, zazwyczaj nie są równe ;), więc dopowiedzenie w formie drugiego zdania niepotrzebne.  a gdy byłem przy wyjściu, zrównała się ze mną krokiem krokiem do wyrzutki    Dobrze się czytało, mimo że tematyka aniołowa. Naprawdę fajny klimat, zgrabnie poprowadzone dialogi, plastyczne opisy, są emocje, jest zabawa. Cóż mogę więcej dodać. Parę sugestii masz powyżej, może się przydadzą :)    Pozdrawiam

Przeczytałam z zainteresowaniem. Końcówki: 1) na początku nie zrozumiałam 2) potem uznałam za najlepszą część całości. Bardzo dobrze mi się czytało, ładnie opowiedziana historia, do tego zaskakująca. Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Bardzo dobrze zbudowany klimat. Jestem pod wrażeniem. Zaskakująca historia z iskrą ;) Końcówka trochę niejasna, ale reszta bardzo dobra.

Mnie się niestety końcówka nie spodobała. A szkoda, bo tekst wydawał się dobry. Mawiają, że nie ma dobrego szorta bez dobrego zakończenia.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zgodnie z oczekiwaniami Autora, w szorcie znalazłam i klimat, i nastrój, Finał również przypadł mi do gustu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka