- Opowiadanie: darthrevanek - Artysta

Artysta

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Artysta

 

Artysta

„Logarytm liczby b przy podstawie a to wykładnik potęgi, do której należy podnieść podstawę a, aby otrzymać liczbę logarytmowaną b.” Książka od matematyki zamknęła się z trzaskiem. Dość… Daniel miał już po uszy logarytmów, funkcji wykładniczej i wszystkich innych regułek, które najprawdopodobniej nigdy nie przydadzą mu się w życiu. Westchnął, z drugiej strony matematyka to jedyny przedmiot który sprawia, że jego mózg jako tako pracuje. Jak żyć – myślał.

 

Zakręcił się na krześle. Wszystko było takie nudne i monotonne, politycy żarli się w telewizji, gimbusy na fejsie, a on użerał się w szkole z klasą, będąc niestety osamotniony w krucjacie przeciwko niskiej inteligencji. Był jak Batman i Liga Sprawiedliwych. Niby z nimi, ale obok nich. Co prawda, patrząc po ocenach wszystkich uczniów, trudno było zauważyć jakiś odstęp od normy w okolicach średniej 3.0, ale nie przeszkadzało to Danielowi w dokonaniu podziału klasy na „ciemną tłuszczę” i jedną wybitną, nierozumianą jednostkę za którą się uważał.

 

Zeszyt od matematyki spoglądał w jego stronę z wyrzutem. „Proszę, proszę zapisz mnieswoim subtelnym pismem, ach pragnę byś się mną zajął artysto, proszę zapełnił moje kartki odrobionym zadaniem domowym!” – zdawał się krzyczeć. Nic z tego, jak zeszyt słusznie zauważył Daniel był „artystą” i nie zamierzał tracić cennego czasu na takie trywialne rzeczy jak odrabianie zadań domowych. Zamiast tego, postanowił sprawdzić co ciekawego słychać na fesjbuku. Włączył w tle swoje ulubione kawałki, po czym przez trzy godziny przeglądał fejsa i internet nie znajdując ostatecznie niczego wartego uwagi. Westchnął, jaki to wszystko ma sens? Postanowił, że sobie w coś zagra. Nie! Cholera, matmy nie zrobiłem! Dobrze wiedział, że nie będzie w stanie się skupić na rozgrywce ze świadomością nieodrobionych lekcji w głowie.

 

Tym razem puścił w tle głębszą, emocjonalną muzykę licząc, że spowoduje ona przypływ weny, umożliwiający mu stworzenie wiekopomnego dzieła, pozwalającego mu olać szkołę. W międzyczasie ponownie odpalił fejsa, sprawdzając okienko czatu, przeczytał większość czerwonych nagłówków z portali informacyjnych, utwierdził się w przekonaniu, że ludzie to ślepe i bezrozumne zwierzęta marnujące swoje życie i włączył kolejną playlistę.

 

Jaki jest sens życia? – pytał siebie. Ludzie rodzą się i giną w każdej sekundzie, nikt nie zwraca na to większej uwagi, ale w przypadku gdy jakaś słynna lasia potknie się na wybiegu, to od razu cała uwaga mediów się na tym koncentruje, czy to naprawdę jest ważne? Kto interesuje się zwykłymi ludźmi? Jesteśmy sami, ach. Naprawdę jestem wrażliwą, artystyczną duszą. Jaki szary człowiek dostrzeże prawdy rządzące tym światem? Zdecydowanie zajdę daleko. Ostatnia piosenka ucichła w słuchawkach. Po raz kolejny westchnął i przysunął bliżej zeszyt z matematyką. „Proszę, wiem, że mnie pragniesz. Jestem jedyną rzeczą której pożądasz w tej chwili, ach, zajmij się mną”. No dobra, znaj łaskę pana… Wtem, uszu Daniela dobiegł „brzdęk” wiadomości na fejsbuku.

 

O! Kamila napisała! Już miał zabrać się za odpowiedź gdy z dołu dobiegł krzyk ojca:

– Jesteś spakowany na basen? Zaraz jedziemy!

 

Daniel zmielił w ustach przekleństwo, znowu zapomniał. Boże, jak mi się nie chce. Po cholerę wykupił ten karnet? Zazgrzytał zębami. Ani z Kamilą nie popisze(a ona ma takie fajne cycki, aww), ani matematyki nie odrobi. I jak on ma mieć na cokolwiek czas? Dwadzieścia minut później, ojciec zostawił go przed wejściem na basen a sam pojechał do pracy. Niedługo potem Daniel pływał już na torze. Co za monotonia, w tę i powrotem. Za dwa tygodnie upływa termin

ważności karnetu a on nie wykorzystał nawet połowy wejść. Ale z drugiej strony kiedy ma to zrobić skoro nawet na cholerną matmę nie może znaleźć wolnej chwili? Zrobił krótką przerwę obserwując starszą kobietę z dupą jak u słonia, wchodzącą do wody. Wzdrygnął się. „Foczka”(jak to ją pieszczotliwie określił w myślach) blokowała cały tor. Chyba nie myśli, że zrzuci tę masę pływając w takim tempie? Te wszystkie spaślaki tracą tylko swój czas i uprzykrzają życie innym, powinno się zrobić dla nich oddzielne godziny pływania. Stał sfrustrowany pod murkiem, irytując się, że nawet

popływać nie może. I po co ci ludzie starają się ją wyminąć? Robią tylko jeszcze większy zator.

 

Ostatecznie udało mu się przepłynąć jeszcze kilka basenów, po czym wyszedł z wody wraz z gwizdkiem oznajmiającym koniec godziny pływania. Ogarnął się w parę minut i poszedł oddać kluczyk z szatni. W recepcji czekała już banda bachorów z jakiejś podstawówki, wyzywająca się od gejów i niemyjących brudasów. Westchnął przepychając się przez ten tłum małych hobbitów i oddał klucz recepcjonistce. Odszedł w kącik gdzie zostawił wcześniej kurtkę i usiadł na ławce. Wyjął telefon łącząc się z internetem. Zapomniał przecież odpisać Kamili, niestety dziewczyna już dawno się wylogowała. Ech, teraz będzie musiał czekać cały dzień aż łaskawie ponownie wejdzie na fejsa i przeprosić ją, że jej nie odpisał. Stwierdził, że mógłby raz na jakiś czas napisać do kogoś innego zamiast do tej niefrasobliwej piczy, ale będzie miał na to jeszcze czas. Na razie ona była w centrum zainteresowania(chyba).

 

Zamienił mokre klapki na buty i związał je mocno. Opuścił budynek rzucając „do widzenia” na odchodnym, które nie doczekało się żadnej odpowiedzi od pani recepcjonistki. Szedł szybkim krokiem chodnikiem. Było zimno a on musiał doczłapać do przystanku autobusowego, znajdującego się dwie ulice dalej. Wychodząc na skrzyżowanie zauważył jak jego powrotny autobus znika za zakrętem. Puścił w powietrze wiązankę przekleństw. Nic, nic nie może choć raz ułożyć się po mojej myśli. Żaden „palec Boży” z Pulp Fiction nie zatrzyma dla niego autobusu. Pewnie zaraz wpadnie pod koła jakiegoś samochodu, no bo niby czemu nie? Cały dzień był do dupy a to byłoby godne ukoronowanie. Wszedł w boczną uliczkę między domkami, chcąc przejść skrótem. Z naprzeciwka ulicą szybko nadjeżdżał czerwony Nissan® Juke. O wilku mowa. Może zdąży przed nim przebiec na drugą stronę…O! But mi się rozwiązał!

 

Nachylił się chcąc zawiązać sznurowadło gdy rozległ się przeraźliwy huk. W ułamku sekundy znalazł się na ziemi trzymając dłonie zaciśnięte na uszach. W powietrzu zaroiło się od kawałków szkła, coś wybuchło, nad jego głową przeleciały fragmenty desek. Serce waliło mu szybciej niż gdy pierwszy raz zapalił zioło. Świat wirował. Co jest, co jest, co jest, CO JEST?! Wszystko dookoła się trzęsło. Nie, zaraz, to on się trząsł. Krew szumiała mu w uszach. W nosie czuł zapach spalenizny. Jakiś głos brzęczał w jego głowie. „Someday you' re gonna realize you' ve been sleepwalking through it all”* Zacisnął mocniej dłonie, chcąc całkowicie odciąć się od dźwięku. Jednak nic to nie pomogło. Jakaś chora melodia unosiła się w powietrzu, niosąc echem po całej okolicy. Zdał sobie sprawę, że ma zamknięte oczy. Podniósł powieki, dostrzegając ciemnoczerwoną substancję jakby wylewającą się z jego twarzy. Jezu…

 

„You' ve been sleepwalking through it all, get back home” głos nadal śpiewał. Rozejrzał się dzikim wzrokiem dookoła, dostrzegając porozrzucane wszędzie szkło. Chciał zerwać się z ziemi i uciec, ale jego ciało nie poruszyło się nawet o milimetr. O stary… Powoli spróbował raz jeszcze. Zdał sobie sprawę, że cały czas się trzęsie a co gorsza nie może nad tym zapanować.

 

Sleepwalking through it all

 

Seepwalking through it all

 

Sleepwalking through it all

 

Sleepwalking through it all

 

Jego umysł się wyłączył.

 

Wycinek z „Gońca Miasteczkowego”:

 

(…) Pani Barbara Kalinowska obserwował całe zajście z okna swojego domu. Chłopak(Daniel Chmielecki przyp. redakcji) który cudem uniknął zderzenia z rozpędzonym samochodem na ulicy Kwiatowej, przez dłuższy czas leżał jak bez życia na chodniku. "Już chciałam wybiec z domu i sprawdzić co się stało!" – opowiada Pani Kalinowska. Jednak chwilę potem Daniel podniósł się ostrożnie z ziemi i dostrzegając na krok od siebie, czerwonego Juke'a pani Alicji Czwartosz, wbitego w dom państwa Koleczków, wyjął swój telefon komórkowy dzwoniąc najprawdopodobniej na numer „112”(pogotowie przyjechało 15minut później). Następnie przez pewien czas stał bez ruchu wsłuchując się najwidoczniej w tekst piosenki która dobiegała z radia kierowcy samochodu, po czym odszedł z miejsca zdarzenia w bliżej nieokreślonym kierunku. Siedmioletnia Natalia Warachowska powiedziała nam, że widziała jakiegoś zakrwawionego chłopaka idącego ulicą Kosynierów. Po przeanalizowaniu faktów, okazało się, że musiał to być Daniel. Pani Chmielecka(matka Daniela), znalazła syna w domu, odrabiającego zadanie domowe z matematyki. Ponoć Daniel strasznie protestował gdy P. Chmielecka nalegała aby zabrać go szpitala argumentując, że nie będzie miał przez to czasu na odrobienie zadania z fizyki. Daniel Chmielecki w przeciwieńśtwie do Pani Alicji nie doznał żadnego poważniejszego uszczerbku na zdrowiu, makabryczny wygląd nadała mu krew cieknąca z głębszego obtarcia na policzku. Cały czas powtarzał, że miał ciasno zawiązane sznurowadła. Palec Boży? Ingerencja anielska? A może zwykłe roztrzepanie nastolatka? To musicie ocenić Państwo sami.

 

*„Pewnego dnia zdasz sobie sprawę, że tylko lunatykowałeś przez to wszystko/wracaj do domu”– fragment piosenki: Linche„Sleepwalking”

 

 

 

Ad)Nie jest to do końca opowiadanie fantastyczne, ale pewnej nutki mistycyzmu można się w nim doszukać. Z góry dziękuję za opinię :)

Koniec

Komentarze

Sprawnie napisane, choć parę niedociągnięć jest, ale wybacz, nie miałam siły już dzisiaj na korektę.   Ogólnie tekst mnie ani zięby ani grzeje. Emocjonalnie nic nie przeżyłam, tak jakbyś wypruł wszystko i zostawil tylko postrzępioną skórę. Jakoś nie poczułam tego tekstu, tej historii. Mało się wydarzyło, ogólnie mało wiem.    Pozdrawiam

Właściwie mógłbym napisać to, co przedmówca. Sprawnie napisane – przyjemnie się czytało, poza tym niewiele. Moim zdaniem jest jeden duży błąd – nie sądzę, żey jakaś gazeta opisywała chłopaka, któremu nic się nie stało, wypadek to prawdziwy news. Ten artykuł jest mocno naciągany.

Ten teskt jest w miarę dobrze napisany, ale jeszcze szwankuje w nim (na pierwszy rzut oka) interpunkcja i zaimki. Ale fabuła, jest już taka sobie. Prosta i naiwna. Opowiadanie bez fantastyki, i o niczym.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Właśnie, Szkapa przypomniał mi, co miałam jeszcze dodać.    News przy końcu nei wygląda jak news. Jeśli juz wstawiasz takie rzeczy, to zatroszcz się o to, by brzmiały jak dziennikarskie notki, a nie część tekstu literackiego. Twój news ma za skomplikowane, złożone zdania. Używasz imiesłowów przysłówkowych uprzednich, które w tej formie brzmią co najmniej jak archaizmy. News ma być prosty, klarowny i odpowiadać na podstawowe pytania, tak zwana odwrócona piramida – co, gdzie, kiedy, dlaczego, po co itd. Jeśli to fragment dłuższego artykułu, to również jest zły. 

Fabuła rzeczywiście nie powala. Skąd świadkowie wiedzieli, czego Daniel słuchał i co dostrzegał?

Babska logika rządzi!

Zgadzam się z Finklą, że ten wycinek jest trochę nie bardzo prasowy i wiarygodny. Ogólnie historia nadętego, pretensjonalnego nastolatka mnie nie porwała. Co to, manifest antyfejsbukowy? Ot, do poczytania.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dobrze się czytało.

Przynoszę radość :)

Nie podoba mi się sposób, w jaki napisałeś ten tekst. Jest o wiele za bardzo sprawozdawczo niż trzeba. Acz wymowa do mnie trafia :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka